Wybaczcie, że dopiero teraz, ale musiałam wyjść jakoś z zagrożenia, które miałam już w tym momencie :)))
Dedykacja dla Hanare-chan ♥
kocham mocno i dziękuję :3
*oczami Harry`ego*
-Kurwa jebana mać. – wymamrotałem ze złością gdy jakiś mało inteligentny kierowca wręcz wpierdolił swoją szanowną dupę przede mnie na pas ruchu, przez co mało mu w tą dupę lśniącego Audi nie wjechałem.
Jestem dzisiaj wyjątkowo spięty. Ten pieprzony koszmar wyprowadził mnie z równowagi. Nigdy nie miałem jakichś pojebanych snów ani po alkoholu, ani po narkotykach. Ja zazwyczaj nie miewam koszmarów. A dzisiaj darłem się jak idiota przez sen. Chore, no chore.
Mało tego treść tego koszmaru mnie delikatnie mówiąc, rozpierdoliła. Nie mam pojęcia skąd takie rzeczy w mojej głowie. Aż tak martwiłem się o to, żeby się wyluzować przy Julie?
Jeszcze trochę i przez tą dziewczynę będę potrzebował pieprzonego psychiatry. Trochę denerwuję się też wizytą u ojca Julie. A raczej jej reakcją na to, co ją czeka. No dobra, na to, że jej nic nie powiedziałem.
Ale właściwie, nie może mieć do mnie o nic pretensji. Nie powiedzenie prawdy, a kłamstwo to dwie bardzo różne sprawy. Co prawda w tej pierwszej jestem wybitnie dobry, ale pomińmy ten fakt.
Spojrzałem na znajomo wyglądającą torbę na siedzeniu obok mnie. Ile to czasu minęło? Zdaje się, że Julie wtargnęła w moje życie i na dobre nim zawładnęła. Nie to, żebym miał coś przeciwko, zdecydowanie nie. Ale fakt, od kiedy między nami zaczęło się coś dziać, totalnie oderwałem się od wszystkiego, co wcześniej było moją codziennością. Widywałem się chłopakami, ale sporadycznie. Najczęściej w sumie z Niall`em i rozmawialiśmy, o ironio, głównie o Julie. Albo o nim i o Lucy. Czy naprawdę gdy w grę wchodzi kobieta, robię się tak strasznym pantoflarzem?
Nie zauważam, że mijają dni, imprezy, dni bez chłopaków… Od razu pomyślałem o Tommo. Prawda jest taka, że znajomość z nim zaniedbałem najbardziej. Pamiętam, że gadaliśmy o tym na imprezie u Vicky… No dobra, nie pamiętam. Nie pamiętam jak wyglądała ta rozmowa. Ale wiem, że poruszaliśmy ten temat.
To z nim zawsze się dogadywałem najlepiej. Z nim i Niall`em. Louis wiedział, że po tym wszystkim dalej dorabiam sobie we własny sposób. Z nikim nie imprezuje mi się lepiej niż z nim. Z nikim nie pije się lepiej. Z nikim nie pali się lepiej. Z nikim nie gada się lepiej. A teraz? Przed tą imprezą, nie pamiętam kiedy ostatni raz z nim piłem piwo, czy zapaliłem. Owszem, widzieliśmy się kilka razy, ale tylko przelotnie. Sam Tommo nie narzekał na to. On nigdy nie narzeka i nie mówi co mu nie pasuje. Woli chować urazę. A ja potrzebuję konkretnego kopa w dupę inaczej zawsze zauważę swój błąd za późno, albo wcale.
Cóż, zajebisty z Ciebie kumpel, Styles. Pieprzony pantoflarz.
Co takiego w tym wszystkim jest, że bez tej małej wrednej i upartej kobiety, nie umiem normalnie funkcjonować? Że wypełnia całe moje życie tak, że nie odczuwam braku czegokolwiek? To jest pojebane. Ale zaskakująco dobre.
I wciągające. O cholera i to jak. Co nie zmienia faktu, ze zachowuję się jak kutas względem kumpli i starych obowiązków, przekładając nadto dziewczynę. I okej, powinna być najważniejsza. Ale kurwa, chyba przydałoby się mieć jakieś życie też poza nią? Przecież gdyby teraz miała gdzieś wyjechać, żebym nie widział jej jakiś tydzień, nie puściłbym jej. Dostałbym pierdolca bez niej. Jestem nienormalny.
O, zakochany. Lepsze słowo.
Żałośnie romantyczny. Do rzygnięcia.
Pojebany, o. Oto ja.
Spojrzałem ponownie na torbę leżącą na siedzeniu.
Zawahałem się. Ale tylko chwilę.
Zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik. Szybkimi i pewnymi ruchami rozsunąłem torbę i pobieżnie przeglądając zawartość wyjąłem cztery niewielkie torebeczki, które schowałem do schowka w aucie. Zasunąłem torbę i ponownie odpaliłem samochód. Rozluźniłem się i skierowałem do celu mojej jazdy. Jednocześnie wyjąłem telefon i wybrałem numer Tomlinsona.
-Styles, ty żyjesz. – zaśmiał się do razu gdy odebrał.
-Też miło cię słyszeć, Tommo. – prychnąłem.
-Pierdolenie. – zaśmiał się –trzymasz się po tej imprezie? Bo mnie łeb przestał boleć dopiero dzisiaj.
-Nie dziwi mnie to. – zakpiłem.
-Dobra, dobra! Mów, co jest.
-Za 20 minut będę pod twoim domem. –powiedziałem.
-Okej. – zgodził się. – A po cholerę? – dodał.
-Zobaczysz. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Masz szczęście, że jesteś moim kumplem, Styles.
-20 minut. – rzuciłem z uśmiechem i rozłączyłem się.
Właściwie za to uwielbiam Tomlinsona. Nigdy nie pyta. Po prostu wie. I rozumie.
Wiem też, że pewnie i tak jest wkurwiony tym, że się nie odzywałem a nagle dzwonię i oczekuję, że on będzie kiedy będę tego chciał. Ale to jest właśnie to co zrobił. Mimo wszystko. A ja dalej czuję się jak fiut. OH.
Zaparkowałem auto w stałym, dobrze mi znanym miejscu, z tyłu klubu. O ile można to w ogóle nazwać tak cywilizowanym i czystym słowem jak klub.
Słowo może być czyste? Nieważne.
Na miejscu stał już Daniel. Jego też cholernie długo nie widziałem. I ani trochę tego nie żałuję.
Mam wrażenie, że jest jeszcze chudszy i jeszcze bardziej podobny do jakiegoś pieprzonego zombie niż ostatnio. Chwyciłem torbę i wysiadłem z samochodu.
-Kopę lat, Styles. – wyszczerzył się Daniel. Skrzywiłem się tylko i bez słowa podałem mu torbę.
Bez słowa wsiadłem do auta.
-Dzięki. – usłyszałem tylko, zanim odpaliłem samochód i odjechałem z piskiem opon. Nie tęskniłem za tym.
Po kilkunastu minutach jazdy byłem już pod mieszkaniem Lou, który opierał się o poręcz schodów. Widząc mój samochód zszedł.
-A oto i Styles. – zaśmiał się Tommo wsiadając do auta.
-Tommo. – zawtórowałem mu i przywitaliśmy się uściskiem dłoni.
-Dowiem się teraz co się stało? – zapytał rozkładając się na siedzeniu.
-Zajrzyj do schowka. – powiedziałem tylko i ruszyłem. Louis spojrzał na mnie pytająco ale otworzył schowek nad swoimi kolanami, skąd wyjął torebeczki, które przed kilkudziesięcioma minutami tam wrzuciłem. Gwizdnął pod nosem.
-Styles wrócił. – zaśmiał się i spojrzał na mnie.
Nie kryłem uśmiechu.
-Trochę Ci to zajęło, nie powiem. – prychnął, bawiąc się torebeczką.
-Żebyś wiedział. – uśmiechnąłem się pod nosem.
-Zdobywanie kobiety jest dość pracochłonne, nie? – zaśmiał się.
-I to jak. – zawtórowałem mu.
-Mam rozumieć, że się udało, skoro świętujemy? – wyszczerzył się.
-Ano. –odparłem z uśmiechem.
***
-Mówię Ci Styles, to się na tobie zemści. – mruknął Louis biorąc kolejnego bucha.-Niby dlaczego? Pewnie się na mnie wkurwi, ale nie jest tak, że nigdy wcześniej tego nie robiła. – odparłem wzdychając. Leżeliśmy rozwaleni na mojej kanapie, oglądając jakiś mecz, na który już dawno przestaliśmy zwracać uwagę. Na stoliku przed nami stały butelki z piwem, lufka i przygotowane skręty, podobnie jak torebeczki ze schowka w aucie. Tak jak zawsze.
-Ale to nie jest coś w czym od tak możesz sobie ją okłamać.
-Ja nie kłamię. – zaprotestowałem biorąc łyk piwa.
-Taaa, ty tylko nie mówisz prawdy. – westchnął Louis. – Cokolwiek, i tak ją wkurwisz. Czy ty jesteś w pieprzonym gimnazjum, że chcesz się przypodobać jej ojcu?
-Nie. – niemalże warknąłem biorąc z jego dłoni skręta.- No może trochę, nie wiem. A zresztą bez przesady, nie jest tak że kogoś zabiłem.
Zaciągnąłem się i zrelaksowałem.
- Rób jak chcesz, ale dziewczyny wszystko traktują tak, jakbyś kogoś zabił. – wzruszył ramionami.
-Melody też? – spojrzałem na niego, zaciągając się kolejny raz.
-Żebyś wiedział. – zaśmiał się w nieco zwolnionym dla mnie tempie.
-Ale chyba się wam układa, nie? – zapytałem przymykając lekko powieki w przyjemnym uczuciu, jakie mnie ogarniało.
-Tak, jest fajnie. – mruknął, schylając się nad stolikiem, skręcając w rulonik banknot. Wciągnął białą, sypką substancję usypaną w poziomą linię.
Po chwili rozparł się na kanapie, biorąc głęboki wdech.
-Dobrze, że wróciłeś, stary. – mruknął Lou.
-Mhm. – wysiliłem się na pomruk.
-Jak czasami nie będziesz zajęty przesiadywaniem między nogami Shawty, to dzwoń. – powiedział rozbawiony.
-Zapamiętam. – prychnąłem.
*następnego dnia*
*oczami Harry`ego*
-Przyjdźcie dzisiaj z Melody do Nialla i Lucy. Posiedzimy wszyscy. – powiedziałem opierając się o maskę mojego auta.
Stałem z Tommo pod biurem, w którym pracuje Julie. Miałem po nią przyjechać i jedziemy do Horanów.
Tomlinsona spotkałem przypadkiem, odbierał jakieś papiery w okolicy.
-Dzisiaj nie da rady. Jedziemy do rodziców Mel. – odparł Lou. Wiedziałem. Od początku naszego spotkania wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Był wyjątkowo spięty, poważny. Czyli się przejmuje.
-Łoo stary. To powodzenia życzę. – zaśmiałem się.
-Taa, dzięki. – uśmiechnął się krzywo.
-Wyluzuj, będzie dobrze.
-Nie bądź taki cwany, zobaczymy co zrobisz jutro, u ojca Julie, jak ona się wszystkiego dowie. – zakpił.
-Odpuść, Tommo. Jej ojciec sam podjął taką decyzję, do czego ma święte prawo więc nie widzę problemu.
-Pieprzysz, Harry. To nie fair wobec Julie. – skrzywił się.
-Ale to nie moja decyzja. – odparłem.
-Twoja nie twoja, ale chujowa. I od kiedy robisz to, czego ktoś od ciebie chce? –zmrużył oczy i uśmiechnął się kpiąco.
-Dobra, dobra. – zaśmiałem się- Ty się lepiej zajmij rodzicami swojej dziewczyny.
-Nie przypominaj. – westchnął Lou.
-W przyszły weekend też musimy odreagować. – stwierdziłem.
-Harry, to zajebiście, że znowu się widzimy często, pijemy i tak dalej, ale nie zapominaj skąd to wszystko masz i… - zaczął spokojnie Lou, ale wpadłem mu w słowo.
-Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało.
-Nie przeszkadza mi. Ale nie chcę żebyś się wjebał w jakieś gówno, to raz. A dwa obydwoje mamy swoje dziewczyny. I nie wiem jak twojej Julie, ale Melody średnio się podoba mój widok gdy jestem najebany i jeszcze na haju.
Właściwie, Julie mnie nie widziała w takim stanie. No może poza imprezą u Vic.
-Mówiłem, żebyś u mnie został. – odparłem.
-Harry chodzi mi o to, że nie chcę psuć tego co jest między mną a Mel. A sam wiesz, że po pijaku czy działce mówię różne głupoty. Nie mówię też, ze teraz chcę być świety, bo ja taki nigdy nie będę. Ale między mną a Mel dopiero od niedawna wszystko zrobiło się tak naprawdę na ,,poważnie” i chcę jej pokazać, że mimo tego jaki jestem zazwyczaj, umiem jej zapewnić wszystko. Umiem się zachować. Dlatego zaproponowałem wyjazd do jej rodziców, żebym ich poznał. I dlatego najbliższy czas odpada. Może za jakiś czas, tak żeby nie wiedziała. Może. W każdym razie, nie ruszaj tego co ci zostało beze mnie. – zaśmiał się.
-Tego ci zagwarantować nie mogę. – też się zaśmiałem. Byłem zaskoczony. Widać, że Lou się stara dla Melody. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie mówił też, że czuje do Mel coś silnego, że naprawdę tak poważnie to traktuje.
Cóż, okej.
-Dobra ewentualnie mogę oddać moją część Julie. – wyszczerzył się- Tylko sobie wyobraź, shotguny z Julie podczas kiedy będziesz ją…
-Zamknij się, Tommo!- przerwałem mu, śmiejąc się. – Ale nie powiem, kuszące. – oblizałem wargi.
Niby głupi żart, ale w mojej głowie od razu pojawiły się różne wizje tego, jakby to mogło wyglądać.
-O wilku mowa! – zaśmiał się Lou. Z budynku wyszła właśnie Julie, szła w naszą stronę z uśmiechem.
Boże, ona jest idealna. A tą sukienkę widzę na niej pierwszy raz, ale wiem ze już jest jedną z moich ulubionych. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Cześć Lou! – uśmiechnęła się szeroko witając się z Tommo buziakiem w policzek.
-Hej, Julce. – odpowiedział wesoło Louis.
-Cześć. – uśmiechnęła się do mnie słodko, wspinając się nieco na palce by dosięgnąć moich ust, na których złożyła krótki pocałunek.Chciała się już odsunąć ale przytrzymałem ją w miejscu, pogłębiając pocałunek.
Usłyszeliśmy jęk Tomlinsona.
-Moje biedne oczy! – zaśmiał się. Julie szybko się ode mnie odsunęła, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Uwielbiam to jak na nią działam.
-To jest niesamowite jak wy się momentalnie napalacie, dzieci. – zakpił Louis.
Julie się zaśmiała, mimo, że widziałem rumieńce.
-Może pogadasz z rodzicami Melody o tym jak szybko ty się napalasz na ich córkę, co? – zakpiłem z niego, widząc jak momentalnie nieco blednie.
-Zabawne, Styles. – prychnął.
-Zaraz, poznałeś rodziców Mel? – ożywiła się Julie.
-Dzisiaj do nich jedziemy. – westchnął chłopak.
-Wow, powodzenia. – uśmiechnęła się.
-Taa, dzięki. – odwzajemnił nieco niemrawo uśmiech.
-Myślałam, że może wpadlibyśmy wszyscy do Lucy i Nialla. – powiedziała.
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciał. – zaśmiał się Tommo.
-Nie martw się, nie zjedzą Cię. – zachichotała brunetka.
-Mam nadzieję. – zawtórował jej Lou. – Dobra, ja się zbieram, trzymajcie się. I pozdrówcie Horanów. – uśmiechnął się i pożegnał się z nami.
Otworzyłem Julie drzwi do auta. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością ale zanim wsiadła, nachyliłem się nad jej uchem.
-Uwielbiam tą sukienkę. – wyszeptałem do jej ucha, pocałowałem jej policzek i z uśmiechem pozwoliłem jej wsiąść.
Pokręciła tylko z uśmiechem głową i wsiadła.
Gdy tylko wsiadłem i ruszyliśmy, położyłem dłoń na jej odsłoniętym kolanie.
-Jak Ci minął dzień? – zapytałem jak gdyby nigdy nic.
-Nudno. – westchnęła. – Ludzie potrafią być niemożliwie wkurzający.
-To znaczy? – pociągnąłem ją za język.
Zaczęła z przejęciem opowiadać mi jak wyglądał jej dzień i mordęga z nieznośnym, upartym klientem. Słuchałem wszystkiego z uśmiechem, rozkoszując się jej głosem, który jest moim ulubionym dźwiękiem. Boże, jestem tak beznadziejnie rozczulający. Zerkałem na nią co chwilę, przyglądając się jak marszczy nos ze złości, jak gestykuluje, poprawia włosy, które pod wpływem wiatru wpadającego przez uchylone szyby w aucie, fruwały wokół je twarzy.
Gdy dojechaliśmy pod dom Nialla i Lucy, Julie była nadal w trakcie opowiadania mi, teraz zupełnie innej historii, która wplątała jej się w akcję tamtej. Zaparkowałem i spojrzałem na nią, która nadal rozemocjonowana trajkotała. Rozpięła swój pas i szykowała się, żeby wysiąść z samochodu, nadal mówiąc.
Bez zastanowienia pochyliłem się szybko nad nią, ułożyłem dłonie na jej policzkach i pocałowałem ją, przerywając jej wpół zdania. Odwzajemniła i poczułem ja uśmiecha się przez pocałunek.
Oderwałem się od niej z uśmiechem na ustach.
-Aż tak dużo mówiłam, że musiałeś mnie uciszyć? – zaśmiała się.
-Nie. Uwielbiam cię w taki sposób uciszać. – odpowiedziałem z uśmiechem i wysiedliśmy.
***
*oczami Julie*-Tak po prostu go podrywała na moich oczach! – zawołała Lucy, gryząc marchewkę z takim zapałem, jakby to nie była marchewka a głowa tej biednej dziewczyny, która podrywała Nialla.
Zaśmiałam się.
-Niezła z ciebie zazdrośnica. – zaśmiałam się. Siedziałyśmy we dwie w kuchni, szykując jedzenie na grilla. Harry i Niall siedzieli już w ogródku, wszystko przygotowując.
-No wybacz, ale irytują mnie takie laski. Dla ozdoby tej obrączki nie nosi! – skrzywiła się Lu.
-Ale kiedy to Niall urządza sceny zazdrości, to nie rozumiesz jego zachowania, hm? – zachichotałam.
-Ej! – zasmiała się- To jest zupełnie inna sytuacja!
-Jasne. – zachichotałam po raz kolejny.
-Ty nie jesteś zazdrosna o Harolda?
-Pff, nie. – zaprzeczyłam, chociaż aż za dobrze wiedziałam, ze jest dokładnie odwrotnie.
-Mhm… - mruknęła kpiąco.
-OJ DOBRA NO! Może troszkę jestem.– zasmiałam się.
Zachichotała.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu zbliżyliście się do siebie z Harry`m. – powiedziała z uśmiechem.
-Ja też. – uśmiechnęłam się. – Jutro jedziemy do mojego taty. O dziwo to Harry to zaproponował. Nawet sam gadał o tym z moim tatą.
-Naprawdę? – spojrzała na mnie zaskoczona.
-Też byłam zdziwiona. Jest aż zbyt chętny do tej wizyty. Ale to Harry, z nim nigdy nie wiadomo. – zaśmiałam się.
-Może chce Ci się oświadczyć! – zawołała nagle Lucy, zeskakując z blatu. Momentalnie talerz który trzymałam w ręce wyślizgnął mi się z dłoni. W porę się otrząsnęłam i wykonując dziwne ruchy udało mi się go ponownie złapać.
-Boże, Lucy, nie mów mi takich rzeczy!- zawołałam, chichocząc nerwowo.
Przeraził mnie jej pomysł.
Momentalnie do mnie doskoczyła.
-No ale pomyśl! – zawołała- Sam to zaproponował, rozmawiał z twoim ojcem, chce tam pojechać koniecznie… JEZU JULIE!
-Lucy uspokój hormony i nie drzyj się tak ! – uciszyłam ją nieco spanikowana, że Harry jakimś cudem mógłby usłyszeć o tym niedorzecznym pomyśle.
-Ale, zastanów się Julce. Jaki inny miałby interes w tym, żeby jechać do twojego ojca?
-Lu, chyba naoglądałaś się za dużo komedii romantycznych. Ile my się znamy z Harry`m? Na litość boską, my nawet sami jeszcze nie uzgadniamy tego co jest między nami a co dopiero … - urwałam nie chcąc nawet tego mówić.
- No, może… - zamyśliła się na chwilę. –W każdym razie, nie zdziwię się, jeśli jutro wrócisz z pierścionkiem na palcu. – uśmiechnęła się szeroko i podeszła ze szklanką do lodówki, wyjęła karton mleka i nalała go do szklanki, niemalże od razu biorąc dwa duże łyki.
-Czy ty właśnie pijesz lodowate mleko, gdzie przed chwilą zjadłaś marchewkę, a wcześniej pastę z tuńczyka? – skrzywiłam się.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Chyba tak. – wzruszyła ramionami. – Oj, zachciało mi się no! –zawołała, śmiejąc się. – Czasami tak mam.
-Nie wnikam , Lu ale chyba nie przeżyłabym twojej diety.– zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca w bok.
*następnego dnia, popołudnie*
Rozłożyłam się wygodnie na swoim siedzeniu opierając kolana na desce rozdzielczej auta Harry`ego.
Czekała nas nieco dłuższa jazda do domu taty.
-Możemy jechać? – zapytał Harry wsiadając do auta.
-Tak. – uśmiechnęłam się. Harry był dzisiaj dziwnie nieobecny i hm, zestresowany?
Nie spodobało mi się to. Tylko przypominało mi o niedorzecznym pomyśle Lucy, który starałam się wypierać z myśli za każdym razem gdy zachowanie Harry`ego sprawiało, że zaczynałam się zastanawiać czy to może prawda.
I wcale nie podobała mi się ta myśl. Sama przez to zaczynałam się stresować. Bo jeśli to prawda to…NIE, to nieprawda. Nie.
Harry taki nie jest. Na pewno wie, że nie zgodziłabym się gdyby z czymś takim wyskoczył. Ale nie wyskoczy, musiałby być totalnym szaleńcem. Ale nie jest.
To znaczy może jest, ale nie takim.
-Jesteś dzisiaj jakiś spięty. – odważyłam się zacząć temat, spoglądając na niego uważnie.
-Wydaje ci się. – posłał mi uśmiech, ale nie uwierzyłam w to.
-Stresujesz się spotkaniem z moim ojcem? – udałam rozbawienie. – przecież ty go teraz widujesz częściej niż ja sama.
-Nie stresuję się, kotku. Po prostu miałem dzisiaj trochę na głowie. –odparł.
Mhm. Ciekawe.
Postanowiłam się rozluźnić. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam z torebki swój telefon.
Od: Lucy ♥
Jedziecie już?
Do: Lucy ♥
Tak
Od: Lucy ♥
Zapytasz Hazzę o przepis na te jego czekoladowe ciasteczka? Niemożliwie mi się ich dzisiaj chce *-*
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Do: Lucy ♥
Może później żarłoku. Jak na razie Harry jest jakoś dziwnie spięty.
Od: Lucy ♥
BOŻE, A NIE MÓWIŁAM!
Zrób mi koniecznie zdjęcie pierścionka! *o*
Przełknęłam ślinę.
Do: Lucy ♥
Jesteś głupia -.-
Od: Lucy ♥
Też Cię kocham <3 i pamiętaj o tych ciasteczkach błagam ! ;C
UGH nie będę miała teraz spokoju. Nie pozbędę się tej myśli.
Do: VickeyMouse ♥
Lucy uważa, że Styles za jakieś 40 minut mi się oświadczy.
Nie wiem po co to wysłałam.
Od: VickeyMouse ♥
O KURWAJEBANAMAĆCO
Julie, jesteś idiotką.
Ale kij z tym, potrzebuję kogoś, kto mną potrząśnie, sprowadzi na ziemię.
Od: VickeyMouse ♥
Pojebało ?
Odetchnęłam. Dobra decyzja. Vicky jest właściwą osobą. Ona mnie ogarnie.
Od: VickeyMouse ♥
PRZECIEŻ JA NIE MAM ŻADNEJ KIECKI ANI OSOBY TOWARZYSZĄCEJ, HALO
WSTRZYMAJCIE SIĘ
Westchnęłam. Zapomnijcie o tym co mówiłam.
Do: VickeyMouse ♥, Lucy ♥
Nienawidzę was
Chyba najwyższy czas na wszelki wypadek pomyśleć co powiedzieć, jeśli on naprawdę…
- Z kim tak romansujesz? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry`ego, powodując, ze telefon wyślizgnął mi się z dłoni lądując na wycieraczce auta.
Przeklęłam w myślach i podniosłam go.
-Wow, ja tylko żartowałem z tym romansowaniem, ale biorąc pod uwagę twoją reakcję… - zaśmiał się.
-To tylko Lucy. – powiedziałam od razu nieco nerwowo. – Chce przepis na twoje czekoladowe ciasteczka. – powiedziałam już normalnym tonem.
-Moje ciasteczka? – zmarszczył brwi. – przecież ona za nimi nie przepadała. Zawsze mówiła, że są za słodkie, aż mdłe.
Wzruszyłam ramionami.
-Mi napisała, że chce koniecznie przepis bo ma na nie ochotę.
-Kto ogarnie tą małą istotę, zasługuje na pomnik. – westchnął z uśmiechem.
-W takim razie jutro budujesz pomnik Niallowi. – zaśmiałam się.
***
Zaparkowaliśmy na podjeździe mojego rodzinnego domu. Harry jakby był nieco bardziej nerwowy. I cóż, ja też. Nie pomagały miliony wiadomości od Lucy i Vic, czekające na odczytanie. Nie chciałam tego czytać, nie chciałam o tym myśleć. Wzięłam głębszy oddech. To się nie może stać, spokojnie.Wysiedliśmy, wzięłam od razu dłoń Harry`ego w swoją, który uśmiechnął się do mnie nieco niemrawo, co nie poprawiło mojego nastroju.
Mam złe przeczucia.
Zadzwoniliśmy do drzwi. Niemalże od razu, stanął w nich tata.
-Nareszcie jesteście! – zawołał wesoło, zapraszając nas gestem do środka. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Julie, skarbie! – przytulił mnie mocno.
-Harry. – podał z uśmiechem rękę brunetowi.
-Dzień dobry, Charles. – przywitał się z nim Harry. Zaraz, od kiedy oni mówią sobie po imieniu?
______________________________________________
Hej pysie ♥
komentarze nam leco w dół :c
wiem, że nie dodaję często
ale max mnie motywuje spora liczba
komentarzy c;
soł bardzo ładnie proszę chociaż o kropeczkę :3
Jak tam po egzaminach?
Ewentualnie jak przed maturką? xd
Przepraszm, że tak długo mi zeszło, ale straciłam kontrolę nad szkołą, co skońćzyło się tak, że nagle się okazało ze będę zagrożona z jednego z przedmiotów :)))
I nie wiem też kiedy następny, bo mam sporo ocen do poprawienia i muszę już zaczać ogarniać wszystko, zresztą tak samo jak bieżące sprawy.
Ale postaram się, żeby nie schodziło aż tak dużo czasu misie c;
I UWAGA
W PONIEDZIAŁEK TRZYMAMY KCIUKI ZA AGNES
moją kochaną maturzystkę
( obiecała mi postawić piwo, jeśli zda soł, tymabardziej trzymamy kciuki xd)
żeby poszło jej jak najlepiej, bo toto jest inteligentne i mądre ale strachliwe :D
Ale da radę, nie? :3
SOŁ TRZYMAMY KCIUKI ZA AGNIESIĘ
I ZA WSZYSTKIE CZYTELNICZKI, KTÓRE TEŻ PISZĄ MATURKĘ :D
i dziękujemy za wolne :* (hłe :3 )
pozdrawiam cieplutko misie
udanej majóweczki
♥L.