niedziela, 20 grudnia 2015

49. I knew you`ll be back


*oczami Julie*
Od wyjścia Harry`ego minęło dobre kilka godzin, jest już późno.
A ja nadal nie ruszyłam się z miejca, dalej tkwię tam, gdzie siedziałam, gdy brunet wychodził. Z tą samą, niedopitą, zimną już herbatą w dłoniach.
Dzisiejszy dzień jest cholernie męczący. Nie umiem nawet do końca poukładać sobie wszystkiego w głowie, za dużo się wydarzyło.
I cały czas myślę o Harry`m, bo wiem, ze dla niego ta sytuacja jest szczególnie trudna. Chcę mu pomóc, wysłuchać go, nie wiem, cokolwiek.
Ale chyba średnio mi to wychodzi. Harry był milczący, nie miał ochoty mi się zwierzać ze swoich odczuć.
Wyszedł jak tylko Louis napisał do niego, że potrzebuje pomocy. Może to i lepiej? Pogadają…
Tylko czy to nie ja powinnam dawać mu jakieś wparcie?
Mam wrażenie, że im dłużej jesteśmy razem, tym wszystko jest trudniejsze i bardziej się komplikuje.
Czemu to wszystko nie może być prostsze? Kochasz kogoś, jesteś z nim i to jest tak proste jak oddychanie.
Hm, niespodzianka, musi być ciekawiej.
Dzisiaj nachodzą mnie najróżniejsze myśli. Nie wiem po co się tym wszystkim zadręczam i to wszystko roztrząsam… Ale jednak to robię.
Musimy jakoś pogodzić odwiedziny u taty Harry`ego z pracą, z życiem…
Mało tego, nadal nie wiem jak jego rodzice będą się wobec nas, a w szczególności wobec Harry`ego zachowywać.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero dźwięk sms`a.
Sięgnęłam po telefon.

Od: Cody
Rodzinny weekend aktualny? ;)

Cholera. Zupełnie zapomniałam, że w ten weekend mieliśmy wybrać się do taty i Samanthy.
To nie wypali. Harry pewnie będzie chciał skorzystać z wolnej chwili i pojechać do ojca do szpitala.
A ja razem z nim.
Zaczęłam już odpisywać Cody`emu, że nie damy rady w tym tygodniu przyjechać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Od razu wstałam z nadzieją, że to Harry.
Otworzyłam drzwi, czując momentalny spokój widząc w nich bruneta.
Uśmiechnęłam się do niego słabo.
Nagle znalazłam się w jego ramionach. Zaskoczona, objęłam go.
Zdziwił mnie jego nagły przypływ czułości, zwłaszcza po tym, jak się zachowywał po powrocie ze szpitala.
- Dziękuję. – wychrypiał. Poczułam zapach piwa.
Oh.
- Za co? – szepnęłam.
- Za to, że ze mną jesteś. – odparł, dalej trzymając mnie w ramionach.
Westchnęłam cicho i wtuliłam się w niego.
- Przepraszam. – odezwał się znowu, po kilku minutach.
- Za co? – powtórzyłam.
- Za wszystko co zrobiłem i co jeszcze zrobię. – odparł.
Aż przeszły mnie ciarki.
Westchnęłam po raz kolejny.
- Kocham Cię, Harry. – wyszeptałam.
- Ja Ciebie też skarbie. Bardziej niż jesteś w stanie sobie to wyobrazić. – zapewnił.


*oczami Harry`ego*
Kreśliłem palcem kolejne nieokreślone wzory i kształty na plecach Julce, która spała spokojnie, wtulona w mój tors.
Spała tak już od ponad godziny, kiedy ja leżałem, wpatrywałem się w nią i myślałem.
Cholernie się cieszę, że ten chory dzień się już kończy, że mam go za sobą.
Chwila oddechu u Louis`a dobrze mi zrobiła. Zdystansowałem się trochę do tego wszystkiego.
Pomyślałem trochę. I przy okazji uświadomiłem sobie, jakim cholernym dupkiem jestem wobec Julie, a ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. 


Skutkiem tego było moje zachowanie, kiedy wróciłem do Julie.
Kurwa, to takie trudne, być facetem, na jakiego ona zasługuje.  Staram się, ale chujowo mi wychodzi, jak na razie.I nawet czasami nachodzi mnie myśl, że nigdy nim nie będę.
Mówiąc jej, co prawda nie do końca co czuję, poczułem w końcu spokój, którego potrzebowałem. Wiem, że jest ogólnie źle.
Ale jeśli jest dobrze między mną a Julie, czuję się, jakby cała reszta też jakoś miała się ułożyć.
Moją chwilę spokoju zburzyła dopiero informacja, że Cody pytał Julie o weekend.
Oczywiście przekonałem ją, żeby nie odwoływała niczego, że pojedziemy, najwyżej po prostu będziemy minimalnie krócej.
Chcę mieć to już za sobą. A na weekend na pewno nie wybieram się do ojca, do szpitala. Z tego co mówiła babcia, z którą cały czas jestem w kontakcie, większość rodziny, która mnie nie trawi ma do niego przyjechać w odwiedziny. Dlatego pojadę tam jutro i w piątek, na krótko.
A dopiero w przyszłym tygodniu, o ile mój ojciec nie zażąda wyproszenia mnie ze szpitala, mam zamiar wziąć wolne i pojechać na jakieś dwa dni. Wynając coś niedaleko szpitala. Szczerze, nie wiem do końca co jest moim celem. Po prostu czuję taki obowiązek, własną potrzebę. Żeby przy nim być, mimo tego, co się działo.
Nie ukrywam, byłoby miło z nim porozmawiać i nie kłócić się chociaż w takiej sytuacji. Nadal mam do niego ogromny żal, ale nie to jest teraz najważniejsze.
Cholera, zaczynam mieć mętlik w głowie, gdy tylko zaczynam się zagłębiać w to wszystko.
Muszę się teraz skupić na moich priorytetach, czyli na Julie, jej szczęściu i na spełnieniu potrzeby spędzenia trochę czasu z ojcem.
No i w końcu, na sprostowaniu sprawy z Cody`m. I wykręceniu się jakoś z tego całego biznesu, który jak na razie tylko spędza mi sen z powiek.
Od jutra zaczę te cholerne zmiany.


*oczami Julie*
- Poczekaj chwilę, zapomniałam telefonu! – zawołałam zawracając do salonu i wzięłam w pośpiechu telefon ze stolika.
- Czekam w samochodzie! – usłyszałam wołanie Harry`ego.
Przejrzałam się jeszcze w lustrze, poprawiłam koszulę i wyszłam z domu, zamykając na klucz drzwi.
Odetchnęłam i ruszyłam do samochodu.
- Masz już wszystko?- zapytał brunet otwierając mi drzwi od auta.
- Teraz już tak. – odpowiedziałam i wsiadłam.
Po chwili Harry siedział już obok mnie i wyjeżdżaliśmy spod mojego domu.
Tak jak wczoraj ustaliliśmy jechaliśmy znowu do szpitala, do taty Harry`ego.
Stwierdziłam, że nie będę więcej naciskać w żaden sposób na Harry`ego, żeby mówił mi co mu leży na sercu. Mam wrażenie, że im bardziej chcę mu pomóc, tym bardziej on się odsuwa i nie mówi nic. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni i zacznie mi mówić szczerze co czuje.
Chociaż ciekawość aż mnie zżera co powiedział Lou wczoraj, że po powrocie Harry zachowywał się zupełnie inaczej i był taki uczuciowy i mówił takie rzeczy.
Przepraszam za wszystko co zrobiłem i co jeszcze zrobię.
Miejmy nadzieję, że to nie jest hm, groźba przed tym co jeszcze nas czeka, bo szczerze, wszystkie nasze kłótnie, nawet te najmniejsze, dobijają mnie.
Każda kolejna jest bardziej męcząca od poprzedniej.
- Mówiłaś już tacie, że przyjedziemy na weekend? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry`ego.
- Nie odbierał, zostawiłam mu wiadomość. – odpowiedziałam i rozparłam się wygodniej w fotelu.
- Cody będzie mógł przyjechać?
- Pisał, że tak. Będzie z tą swoją Rylie. – ożywiłam się.
Tego nie mogłam się doczekać, bardzo chciałam poznać dziewczynę Cody`ego.
- To dobrze. – mruknął bardziej do siebie niż do mnie Harry.



*oczami Harry`ego, kilka godzin później*

Parkując samochód na szpitalnym parkingu czułem już narastający stres.
Fakt, że za kilka chwil zmierzę się z tatą, jego stanem, a przede wszystkim nastawieniem do mnie, z lekka mnie przerażał.
Mam ogromną nadzieję, że nie wyrzuci mnie od razu za drzwi.
Idąc w stronę wejścia szpitala, ująłem szybko dłoń Julie w swoją, by poczuć pewniej.
Jak zwykle mnie nie zawiodła, uścisnęła lekko moją dłoń i uśmiechnęła się do mnie.
Niczego więcej nie potrzebowałem.
Od wejścia od razu powitał mnie typowy dla szpitali zapach i chłód sterylnej bieli i pastelowych kolorów na ścianach. Nienawidzę szpitali.
Od zawsze żle mi się kojarzą, tylko jako miejsce cierpień chorych i łez bliskich, którzy muszą się temu przyglądać.
Szybko skierowałem kroki znajomym korytarzem, czując jak rytm bicia mojego serca przyśpiesza.
Prawie tak samo jak szpitali, nienawidzę sytuacji, gdy nie wiem czego mam się spodziewać.
Przed salą, gdzie leży mój ojciec nikogo nie było, spodziewałem się zobaczyć Gem, albo jej narzeczonego.
Pewnie mama jest w środku. Wyprosi mnie?
Zdenerwuje się?
Będzie miła?
Jak zareaguje ojciec na nasz widok?
- Harry? – poczułem jak Julie lekko mnie szturcha.
- Hm? – mruknąłem zdezorientowany.
- Wszystko okej? – zapytała przyglądając mi się z troską.
Zdałem sobie sprawę, że od kilku dobrych minut stoję i wpatruję się w drzwi Sali na oddziale intensywnej terapii zamiast wziąć się w garść i po prostu tam wejść.
Palant.
- Jasne. – odparłem wymuszając uśmiech i nie zastanawiając się dłużej weszliśmy do środka.
Tak jak się tego spodziewałem, mama siedziała obok łóżka taty, który teraz patrzył na nas, o dziwo wcale nie zaskoczony naszym widokiem.
- Dzień dobry. – bąknąłem skrępowanym tonem.
To chujowe uczucie gdy nawet nie wiesz jak przywitać się z własnymi rodzicami.
Zwykłe ,,cześć” wydaje się być tak cholernie nieodpowiednie.
A z nowu ,,dzień dobry” cholernie niewygodne.
Co z tą moją rodziną jest kurwa nie tak?
- Harry. – westchnął ojciec.
- Dzień dobry. –przywitała się od razu Julie.
Oboje jej odpowiedzieli, a ojciec skinął w naszą stronę głową, abyśmy podeszli bliżej.
- Zostawię was. – powiedziała tylko mama wstając.
Nie zatrzymywałem jej. Nikt tego nie zrobił, czemu mnie to nie dziwi.
- Usiądźcie. – powiedział tata.
Przystawiłem obok łóżka jeszcze jedno krzesło i usiedliśmy.
- Jak się czujesz? – postanowiłem zadać pierwsze pytanie.
- Lepiej, dziękuję. – uśmiechnął się słabo.
Dobry Boże, kiedy ja ostatni raz widziałem na jego ustach zwykły uśmiech.
Zwłaszcza skierowany do mnie.
- Nie ma Gemmy? – pytałem dalej.
- Jest w pracy, przyjedzie później. – odparł spokojnie.  – Co u was? – zapytał patrząc na mnie i Julie.
Brunetka zdawała się być niemal tak samo bardzo zaskoczona tym pytaniem jak ja, nie odważyła się odpowiedzieć.
- Dobrze. – odparłem biorąc oddech.
Przysięgam, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w tak niezręcznej sytuacji i kiedy miałem aż tak ogromny mętlik w głowie.
Natomiast ojciec zdawał się czuć całkowicie komfortowo i naturalnie. Patrzył na nas przyjaznym wręcz wzrokiem, co dla mnie było wyjątkowo niepsotykane zważywszy na to, że ostatnim razem gdy się widzieliśmy albo udawał że nie istnieję, albo mierzył mnie złowrogim spojrzeniem.
- Nie musicie zachowywać się jak na kazaniu. – powiedział.
Łatwo powiedzieć.
- Gdyby pewne sprawy wyglądały inaczej, może teraz by tak nie było. – powiedziałem spokojnie.
- Masz rację, Harry. – zgodził się. Teraz naprawdę jestem w ciężkim szoku.
Westchnął ciężko.
- Nie będę udawał, że to co działo się przez ostatnie kilka lat nigdy nie miało miejsca. Wiem jak się zachowałem. Nidgy nie byłem dobrym ojcem. Nie umiem wytłumaczyć czemu, może dlatego że tak młodo zostaliśmy rodzicami z Anne. Uważałem, że jeżeli jestem w stanie was utrzymać bez większych trudności to jest to już wystarczające. Ale tak nie jest, co widać po naszych relacjach. I przepraszam Cię za to, Harry. Gemmę także, ale z nią już rozmawiałem. I ja i mama nie jesteśmy dobrymi rodzicami, wiemy o tym dobrze, przynajmniej ja.
- Musiałeś tu wylądować żeby to zrozumieć? – to było silniejsze ode mnie.
Nie powiem, że mój ojciec przyznający się do błędu był dla mnie szokiem. Ale nie mogłem opanować narastającego żalu i goryczy, że następuje to dopiero teraz, w takich okolicznościach.
Poczułem jak Julie ściska lekko moją dłoń.
- Też mnie to przeraża, ale na to wygląda, Harry. Tak naprawdę dopiero gdy wszystko poważnie się pogorszyło, miałem okazję otwarcie porozmawiać z Gemmą. To ona otworzyła mi oczy tym co mi powiedziała. A leżąc całe miesiące w szpitalach, człowiek ma trochę czasu by nad wieloma sprawami pomyśleć. Przepraszam Harry, za wszystko. Wiem też, jak wyglądała tamta sytuacja z Gemmą i tym chłopakiem, którego pobiłeś. Wiem, że nic nie wynagrodzi ci tego, że się od ciebie odwróciliśmy…
- Wyrzuciliście mnie z domu. – syknąłem przerywając mu.
- Przepraszam. – westchnął ciężko. – Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję.
- Mama jakoś nie ma wyrzutów sumienia. – zauważyłem kąśliwie.
- Bo do niej nadal nie dociera jaką krzywdę wam obojgu wyrządziliśmy przez te wszystkie lata.
- Bo nie jest umierająca. – warknąłem w przypływie złości, przez co momentalnie poczułem mocniejszy uścisk dłoni Julie, co sprowadziło mnie szybko na ziemię. – Przepraszam. – dodałem szczerze.
- Nie szkodzi, Harry. – odparł. – To nic w porównaniu do tego co spotkało cię z mojej strony. I nawet nie wiesz jak bardzo doceniam fakt, że tu jesteś. I że ty także tu jesteś – spojrzał na Julie, przez co drgnęła zaskoczona, że się do niej zwrócił. – Dziękuję i ciebie też chcę przeprosić za to, jak zostaliście oboje potraktowani na rocznicy dziadków. Żałuję, że w taki sposób nas poznałaś, jeśli w ogóle można to nazwać poznaniem.
- Nic nie szkodzi. – powiedziała niepewnie Julie.
Jeżeli wcześniej miałem w głowie mętlik, to nawet nie wiem jak mam nazwać to co aktualnie się w niej dzieje.
- Naprawdę was przepraszam. A przede wszystkim ciebie Harry, za to że kilka lat temu w ciebie zwątpiłem. Byłem naprawdę zaskoczony, że się tu pojawiłeś. Nie śmiałbym pomyśleć, że  naprawdę mógłbyś przyjechać. I miałbyś pełne prawo do olania tego. A jednak tu jesteś. I jestem ci za to niesamowicie wdzięczny. –uśmiechnął się do mnie słabo.

   Najchętniej zniknąłbym stąd, rzuciłbym się w poduszkę i rozryczał jak dzieciak.
Nie umiem ogarnąć chaosu panującego w mojej głowie i sercu.
Jadąc tu nie wiedziałem czego się spodziewać, rozpatrywałem miliony scenariuszy, ale nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że coś takiego się stanie.
Mam niesamowicie mieszane uczucia. Z jednej strony mam ochotę zapomnieć o wszystkim co się działo i powiedzieć że nic się nie stało, ale z drugiej żal jaki w sobie nosiłem przez cały ten czas jest tak ogromny, że teraz najchętniej rozniósłbym tą salę i wykrzyczał mu wszystko, co mam mu za złe w twarz.

- Ciężko jest mi to wszystko sobie jakoś poukładać… - mruknąłem nie mogąc nawet sklecić porządnego zdania, zarządać więcej wyjaśnień, zrobić cokolwiek.
- Nie dziwię ci się i nie oczekuję wybaczenia. Chciałem tylko zebyś wiedział, że cię przepraszam. I jestem wdzięczny za to, że mimo wszystko się tu pojawiłeś.
- Mało brakowało, a bym się nie pojawił. – westchnąłem. – Gemma długo zwlekała z powiedzieniem mi prawdy.
Zauważyłem, że Julie cicho westchnęła. Podejrzewam, że nadal czuje się winna, że nic mi nie powiedziała, mimo że już nie mam jej tego za złe.
Ojciec popatrzył na mnie i westchnął ciężko.
- Bo sam ją o to poprosiłem. – powiedział nagle z mi mózg wręcz się zagotował.
- Jak to? – wydusiłem. 
- Gemma chciała od razu do ciebie zadzwonić. Ale wtedy byłem tchórzem. Balem się tego, że powiesz że cię to nie obchodzi. I miałbyś do tego święte prawo. Ale bałem się. Bałem się przyznać do błędu. Więc poprosiłem ją żeby milczała. Wmawiałem jej że cię to nie obchodzi, aż w końcu sama uwierzyła w to, że nie powinna ci mówić. Za to też już ją przeprosiłem i po raz kolejny przepraszam ciebie. – powiedział szczerze.
Zgłupiałem.
- Ale Gemma mi nie mówiła…- zacząłem, ale mi przerwał.
- Bo to anioł, nie człowiek. – powiedział.
- To chyba za dużo jak na jeden dzień. – westchnąłem przecierając twarz dłońmi.
Nie wierzę w to co się dzieje.
- Rozumiem i wcale się nie dziwię.
- Przepraszam, ale potrzebuję świeżego powietrza… tato. – zawahałem się.
- Dobrze, Harry.
Bez słowa wziąłem Julie za rękę i wyszliśmy w milczeniu ze szpitala.
Czułem z każdym krokiem postawionym na tym szpitalnym korytarzu, że głowa mi zaraz eksploduje.
Gdy tylko wyszliśmy przed budynek zaczerpnąłem haust świeżego powietrza i oparłem się o barierkę oddychając głęboko.
Niemal od razu poczułem dłoń Julie na plecach.
- Czy to naprawdę się stało, czy to tylko moja chora wyobraźnia? – zapytałem.
- Naprawdę. – westchnęła Julie.
- Nie wierzę w to wszystko.
Wyprostowałem się i spojrzałem na nią.
Wyglądała nieco blado i patrzyła na mnie wyraźnie poruszona i zaniepokojona.
- Moja rodzina jest pokurwiona. – syknąłem.
- Nie mów tak. – skarciła mnie brunetka.
- Ale taka jest prawda! Przecież to jest aż niemożliwe! – zawołałem.
- Proszę pana, proszę zachować spokój, to teren szpitala, tu się nie krzyczy! – upomniała mnie jakaś pielęgniarka wychylając się zza drzwi wejściowych.
- Pierdolę to. –warknąłem.  
- Harry! – syknęła Julie.
- Przepraszam! – powiedziałem głośniej do zirytowanej pielęgniarki, która tylko pokręciła głową i wróciła do środka.
- Po prostu nie mieści mi się to w głowie, Julce. – westchnąłem sfrustrowany.
 - Wiem, Harry. – powiedziała łagodnie, ujmując moje dłonie w swoje. – Ale twój tata wydawał się mówić szczerze.
 - Wiem. – zgodziłem się. – Ale sam nie wiem jak się z tym wszystkim czuję i to jest najgorsze.
- Nikt cię nie goni Harry, potrzebujesz czasu. – mówiła spokojnie, patrząc mi w oczy.
- Ale co jeśli mój ojciec nie ma czasu? – zapytałem, a głos mi się załamał co tylko mnie rozwścieczyło, bo nie chciałem być słaby za nic w świecie.
Jednak zanim zdazyłem się wściec, Julie mnie przytuliła, a wtedy wszystko odpuściło.
Owszem nadal nie wiedziałem co mam myśleć, ale uspokoiłem się.
- Dla niego najważniejsze jest to, że tu jesteś, wysłuchałeś go i że powiedział to co leżało mu na sercu.  On nie oczekuje niczego w zamian. – powiedziała, gładząc moje plecy.
- Chcę mu wybaczyć. – niemal wyszeptałem.
- Co cię powstrzymuje?
- Nie wiem. – odparłem bezradnie.
Nie cierpiałem tego, że jestem przy niej słaby, że jej to pokazuję.
Jestem facetem, to ja powinienem ją przytulać, pocieszać, być dla niej wsparciem. A nie się mazgaić.
Ale nic nie poradzę, że już nie mogę. Dzisiejszy dzień mnie przerósł.
- Nie musisz mu wybaczać, jeśli to nie jest to co chcesz zrobić. Nie musisz nic robić. Dla niego wystarczy twoja obecność.
- Dziękuję, Julie. -  westchnąłem ciężko, dalej wtulając się w jej drobne ciało.
- Nie masz za co, Harry. – zapewniła mnie.
- Mam. – odparłem tylko. – Wróćmy do niego. – powiedziałem.
- Na pewno? – upewniła się.
- Tak. – powiedziałem biorąc głęboki oddech.

*kilka godzin później*
Obrazy dzisiejszego dnia przwijały się w mojej głowie z prędkością obrazów za szybą auta. Wpatrywałem się w drogę przed nami, wracając z Julie do domu.
Dziewczyna spała w fotelu, okryta moją bluzą.
A ja myślałem o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło kolejny milion razy.
Podjąłem dzisiaj kolejną ważną decyzję. Wybaczyłem ojcu.
Mimo, ze nadal targały mną różne emocje, czułem że to jest to co chcę zrobić. Ale i tak potrzebuję czasu by to wszystko sobie ułożyć.
No i fakt, że podejście mamy nadal się nie zmieniło nie ułatwia sprawy.
Tak naprawdę to wszystko co się dzieje jest, cóż, chore, ale wygląda na to że tak to już musi być w moim życiu. 
Gdyby ktoś miesiąc temu mi powiedział że coś takiego mnie czeka, prawdopodobnie zawiózłbym tą osobę do szpitala na oddział psychiatryczny.
 A rok temu? Stwierdziłbym, że musi się ze mną podzielić tym, co bierze skoro taka jest po tym faza.
Nie wiem jak wiele czasu minie zanim wszystko to przetrawię i to do mnie dotrze, ale cieszę się że mniej więcej się dogadałem z ojcem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo tego potrzebowałem.
Gdy wróciliśmy, rozmawialiśmy jeszcze o tym co działo się u mnie przez ten cały czas, co u mnie i u Julie, tata próbował nas przekonać na wizytę w weekend, mówiąc że sam postanowił całą tą nieszczęsną rodzinę, która mnie nie cierpi uświadomić o tym, że może jednak nie wszystko co mi się zarzuca jest prawdą. Zdecydowałem jednak, że nie potrzebuję i chyba właściwie nie chcę tego robić.
Nie zależy mi na zdaniu jakichś ciotek czy wujków na mój temat. W weekend jedziemy do Charlesa i Samanthy i uh, Cody`ego.
Co przypomina mi o kolejnej rzeczy, którą muszę dzisiaj załatwić.
Zerknąłem na zegarek. Po 19. Muszę się pośpieszyć.
   Po kilkunastu minutach byłem już pod domem Julie. Nachyliłem się nad nią i musnąłem ustami jej policzek.
- Skarbie… - powiedziałem chcąc ją obudzić.
Po kolejnych dwóch buziakach zamrugała i mrucząc przeciągnęła się na fotelu pasażera.
- Nie chce mi się wstawać… - jęknęła przeciągle zaspanym głosem.
- Przykro mi kotku, wycieczka dobiegła końca. – zaśmiałem się.
Mruknęła coś tylko niezadowolona i z ociąganiem wysiadła z auta.
Poszedłem w jej ślady i odprowadziłem ją do drzwi, zatrzymując ją by się z nią pożegnać.
- Zaraz, nie wchodzisz? – zapytała zaskoczona, odchylając się nieco.
- Nie skarbie, muszę jeszcze przygotować kilka rzeczy na jutro, zaczynam pracę wcześniej i się rano nie wyrobię. – westchnąłem.
Kłamca, kłamca, kłamca.
- Harry… - jęknęła, co nie miało być ( tak sądzę) seksowe, ale cholera, było.

Nie, Styles. Jesteś zmęczony i bardziej podatny niż zwykle na jej wdzięki, ale NIE MOŻESZ, jest sprawa do załatwienia.

- Julce, muszę. – powiedziałem stanowczo, cmokając ją ostatni raz w usta, co wykorzystała i przedłużyła pocałunek.
- Przez to wszystko… - mruknęła między pocałunkami – W ogóle nie mamy czasu dla siebie. – wywinęła dolną wargę i przekrzywiła głowę na prawo.

WIEM, CHOLERA WIEM.
Czuję to w moich pierdolonych, ciasnych bokserkach.

- Wynagrodzę ci to kotku, obiecuję, ale nie dzisiaj. – z ogromnym trudem dalej jej odmawiałem.
- A co jeśli innym razem to ja nie będę chciała? – skrzyżowała ramiona na piersi.
Spojrzałem nerwowo na zegarek.
Jebana 19:33.
- Zadbam o to, żebyś chciała. – zapewniłem ją i wyplątałem się z jej objęć.
Boże drogi, to wręcz boli, że nie mogę w spokoju zostać i po takiej przerwie spędzić noc z moją dziewczyną, no ja pierdole.
- Jesteś dupkiem, Styles. – powiedziała marudnie opierając się o drzwi. Nachyliłem się nad nią.
- Kochasz mnie takiego. – zasmiałem się i cmoknąłem jej usta. – Pa skarbie!
-Takiego cię nie kocham! – zawołała jeszcze głosem obrazonej dziewczynki.
Zaśmiałem się pod nosem. Niemożliwa.


*kilkanaście minut później*

Przerzucałem nerwowo ciuchy w szufladzie szukając stosu torebeczek.
19:48.
Nie wiem jak ja mam się pojawić pod Quore w ciągu 10 minut z namiotem z gaciach, ale jakoś muszę to zrobić.
Z ulgą znalazłem obiekt mojego pożądania i szybko zbiegłem na dół, wsiadłem do samochodu i jechałem w stronę klubu, pod którym umówiłem się z Cody`m.
W międzyczasie starałem się uspokoić bo jak mam się z nim zobaczyć z pierdoloną erekcją ?!
Przysięgam niczego bardziej nie pragnę w tym momencie tak bardzo jak jechać prosto do Julie i zadbać o moją dziewczynę tak jak powinienem.
Jebany Cody.
Z ulgą stwierdziłem, że się wyrobię, już po kilku minutach byłem pod klubem. Niestety, moje spodnie nadal mnie cholernie uciskały tam, gdzie nie powinny, ale chuj z tym. ( A/N Dosłownie chuj z tym ^^ NIE, NIC
Wysiadłem z auta i rozejrzałem się po prakingu w poszukiwaniu chłopaka.
W tym samym momencie mój telefon się rozdzwonił.
- Halo?
- Widzę cię, idź do parku bo pełno psów się tu dzisiaj kręci, nie chcę żeby zamknęli faceta mojej siostry za dilerkę. – zaśmiał się znajomy głos.
Zacisnąłem szczęki i się rozłączyłem.
Obejrzałem się za siebie czy nikt się nie kręci i wszedłem do parku, gdzie widziałem cień przy jednej z ławek w głębi parku.
Szybkimi krokami dotarłem do niego, nie pomyliłem się to Cody.
- No witam, Styles. – wyszczerzył się. – Masz to o co prosiłem?
Rzuciłem mu bez słowa niewielkie pudełko, które miało zachować pozory niewinnego, cóż, pudełka.
Chłopak zajrzał do srodka i uśmiechnął się szeroko.
-Jak zawsze dotrzymujesz słowa. –powiedział z fałszywym uznaniem.
- Nie mam czasu na twoje gówno, Cody. – warknąłem.
- Właśnie widzę. – zakpił i spojrzał w dół mojej sylwetki.
Kurwa.
- Pierdol się. – syknąłem.
- Zgaduję, że zrobisz to za mnie. – zaśmiał się. Wywróciłem oczami.
- Ale leć, zasłużyłeś.
Zignorowałem jego durną uwagę.
- Po co ci w ogóle aż tyle towaru? – zapytałem z czystej ciekawości.
- Im mniej wiesz tym lepiej śpisz, Styles. Udanej nocy i do weekendu! – powiedział i odszedł bez słowa.
Pierdolić to wszystko.


*kilkanaście minut później*

Zdyszany naciskałem jak popieprzony dzwonek drzwi Julie.
Sekundy, które zajęły jej dotarcie do drzwi i ich otworzenie trwały niemiłosiernie długo.
Zdążyła je lekko uchylić i zrobić zaskoczoną minę gdy mnie zobaczyła, a ja wszedłem do środka, zatrzaskując za sobą drzwi i porywając ją w swe ramiona. 
- Harr…- zaczęła, ale przerwałem jej namiętnym pocałunkiem. Przyparłem ja szybko do sciany, całując ją gwałtownie i błądząc dłońmi po jej półnagim ciele.


- Wiedziałam, że wrócisz. – mruknęła gdy nadal ją całując podniosłem ją i oplotła nogi wokół moich bioder. 
________________________________________
BANG, żyję XD
tzn dunno czy żyję bo ostatni tydzień mnie zabił a tu jeszcze dwa dni przetrwać :<
ALE TAK.
 Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda - KIERWA KOCHOM CIE DZIEŁCHA I DZIĘKUJĘ ♥
i tak.
 jakby kogoś to interesowało, próbnego egzaminu zawodowego nie zdałam, hehe 
tępota umysłowa, hehe
ALE

Także tak. 
WESOŁYCH ŚWIĄT ANIOŁECZKI ♥♥♥

Zdrówka, uśmiechu, sił na kolejne półrocze :D
miłości, szczerych przyjaciół, jak najmniej stresu,
niewidzialnej, poświątecznej ciąży spożywczej i wszystkiego co najlepsze myszki ♥

Jeszcze raz dziękuję każdmu kto jeszcze czyta i czeka, ryli max doceniam ♥
odezwę się niedługo 
@sheeranable

niedziela, 1 listopada 2015

48. So many hidden feelings



Dedykacja dla Aleksandry P.♥ - dziękuję promyczku, jak zdam wszystkie ezgaminy i maturę to w euforii aż jebnę Ci taką speszyl amatorską wydrukowaną przeze mnie książkę i Ci wyślę, oki? :D 



..Nawet wtedy, gdy emocje wezmą górę po raz setny 
Słowa jak żyletki znów rozetną temat przeszły 
Znasz to do perfekcji teraz ranią wszystkie gesty
Chcę być Twoim opatrunkiem nawet najgłębszych ran ciętych''

*oczami Julie*

- Ja wiem, Hazz, powinnam była od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia…  - na dźwięk swojego imienia, padającego z ust Gemmy, zamarłam.
Przez cały ten czas kiedy tu jechaliśmy, męczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia, przerastające nawet ból, który sprawiły mi słowa Harry`ego sprzed kilku godzin.
A teraz, wygląda na to, że będę musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą.
- Julie? -  aż drgnęłam. Głos Harry`ego wręcz mnie zabolał. Ale nie tak, jak jego zdezorientowane spojrzenie padające na mnie,
I przerażony wzrok Gemmy, która nawet nie miała pojęcia, że mnie, uh, wydała.
Cholera.
- Ja… - urwała przerażona Gemma, zdając sobie w jednej chwili sprawę, że nie powiedziałam nic Harry`emu.
Serce biło mi jak oszalałe. Wdech, wydech. Muszę się z tym zmierzyć, nie mogę udawać, że nic się nie stało. 
Harry w dalszym ciągu patrzył niezrozumiale to na mnie, to na Gemmę.
- Mam na myśli, że musiała z tobą przyjeżdżać, pewnie ma dużo na głowie i… I… - zaczęła się plątać dziewczyna, chcąc jeszcze jakoś z tego wybrnąć.
Ale to nie ma sensu. Kłamanie w takich sprawach nie jest dla mnie. Za bardzo by mnie to męczyło.
- Nie, Gem. – przerwałam jej, zbierając się w końcu na odwagę. Głos odmawiał mi posłuszeństwa, ale nie mogę się teraz wycofać. – Chodzi o to Harry… - zawiesiłam się na chwilę, zastanawiając się czy jest cokolwiek, co mogę powiedzieć oprócz prawdy, co sprawi że nie poczuje się zraniony.
Spojrzał na mnie ponaglającym wzrokiem.
Nie, nie ma takiej rzeczy.
- Gemma powiedziała mi już wcześniej o tym, że wasz tata jest w szpitalu. – powiedziałam na wydechu.
Bałam się na niego spojrzeć. Gdy przez kilka cholernie długich chwil, nie usłyszałam jego reakcji, odważyłam się na niego popatrzeć.
Patrzył tylko na mnie, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować.
Jedyne na co miałam ochotę  w tym momencie to zniknąć.
Na jego miejscu byłabym cholernie zła i urażona. Kurwa mać.
Jak zwykle chcę dobrze, a wychodzi źle.
- Harry… - zaczęłam, ale w tym momencie mi przerwał.
- To prawda? – zapytał Gemmy, odwracając się do niej, tym samym do mnie plecami.
- Ja… Tak… Nie denerwuj się, Hazz, nie wiedziałam co zrobić… - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna, ale i jej Harry przerwał.
- Może po prostu mi powiedzieć? – syknął chłopak, na co aż mnie ścisnęło w środku.
Jest zły i urażony. Brwo, Julie.
- Wiem, Harry,przepraszam, nie bądź zły…- poczęła dalej się tłumaczyć ze łzami w oczach, ale brunet po raz kolejny jej przerwał.
- Mam nie być zły? – podniósł nieco głos, przez co poczułam się jeszcze gorzej. – Nie jestem zły, Gemma. Jestem rozczarowany. – powiedział z żalem.
Odwrócił się nagle w moją stronę i spojrzał na mnie, przez co poczułam się okropnie.
- Dziękuję kochanie, że mi powiedziałaś, że mój ojciec leży w szpitalu od kilku miesięcy. – powiedział rozżalony. Nie wściekły, nie mówił wrednym tonem. Ale po prostu rozżalonym.
Chciałam już coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie Gemma:
- To nie wina Julie, sama ją uprosiłam, żeby nic ci nie mówiła, chciałam zrobić to sama… - tym razem także nie dane było jej dokończyć.
- Ale nie zrobiłaś. Zresztą tak samo jak twoja lojalna kumpela. – zacisnęłam zęby.
Cholera, wyszło jeszcze gorzej niż się spodziewałam.
- Harry… - zaczęłam, chcąc zrobić cokolwiek, powiedzieć cokolwiek, mimo że miałam cholerną pustkę w głowie.
Chłopak pokręcił tylko głową i nawet na mnie nie patrząc, ruszył szybkim krokiem przed siebie.
Mimo, że nawet nie wiedziałam co powinnam powiedziec w takiej sytuacji, od czego zacząć, jak przepraszać, od razu za nim  podążyłam.
Gemma zatrzymała mnie wpół kroku, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem.
- Przepraszam, Julie. – niemalże wyszeptała. Ale tak okrutnie jak to zabrzmi, tak nie zależało mi na jej przeprosinach. Zależało mi tylko na tym, żeby wyjaśnić wszystko Harry`emu.
Nie umiem nie czuć się winna, kiedy wiem, że zrobiłam coś co go uraziło.
Szkoda, że on tak nie ma.
Nie wierzę, że o tym pomyślałam.
- Harry! – zawołałam za znikającą w wyjściu ze szpitala sylwetką bruneta.
Nie reagował na moje wołania. Wyszłam szybko zaraz za nim.
Szedł na parking, w stronę auta.
Zamierza wracać do domu?
- Harry! – zawołałam ponownie, ale zignorował mnie. Przyśpieszyłam.
Otworzył drzwi po stronie pasażera i sięgnął, chyba do schowka.
W tym samym momencie w końcu znalazłam się obok niego, dotykając jego ramienia.
Wyprostował się, trzymając w dłoni paczę papierosów, co mnie zdziwiło, bo nie widziałam go palącego papierosy zbyt częstwo. Właściwie, niemal wcale.
- Co ty robisz? – zapytałam głupio, ale byłam zbyt zaskoczona.
- No nie wiem, przypuszczam, że palę. – odparł zgryźliwym tonem, czym standardowo, mimo że czuję się winna, wkurzył mnie.
- I niby od kiedy ty palisz? – spojrzałam na niego krytycznie.
- Od jakichś sześciu sekund. – warknął, czym jeszcze bardziej mnie zirytował.
- Możesz przestać się tak zachowywać?! – zapytałam zdenerwowana.
- Jak?! – podniósł głos. – Jak chcesz żebym się zachowywał? Mam udawać, że zajebiście się czuję z tym, że Gemma ukrywała przede mną fakt, że ojciec jest chory, a ty też postanowiłaś mi o tym nie wspominać? – zawołał sfrustrowany, przez co ja spuściłam nieco z tonu.
Okej, to ja jestem tutaj winna, ale na litość boską, mam wyrzuty sumienia.
- Wiem, Harry, że cię to zabolało, że powinnam była ci powiedzieć, ja to wszystko wiem, okej? – spojrzałam na niego błagalnie – I przepraszam, zrobiłam błąd, ale sądziłam, że robię dobrze…
- Nie mówiąc mi, że mój ojciec jest w szpitalu, chory na serce? – wtrącił rozgoryczony i zaciągnął się.
Kiedy do niego dotrze, że naprawdę chciałam dobrze i jest mi przykro?
Kiedy dotrze do niego, że przepraszam?
- Przepraszam. Nie chciałam cię zranić, myślałam, ze Gemma ci powie szybciej i w końcu było za późno… - tłumaczyłam się.
Naprawdę chciałam, żeby zrozumiał, że wiem że go zawiodłam. Ale nie miałam złych intencji.
- Mogłaś mi powiedzieć jeszcze dzisiaj w domu. – powiedział z wyrzutem.
Od jakichś trzech godzin czuję się jak gówno przez to, że mu nie powiedziałam, a teraz on tylko to nakręca. WIEM, że zrobiłam źle.
- Bałam się. – westchnęłam.
- Czego? – spojrzał na mnie.
- Właśnie takiej reakcji. – powiedziałam szczerze. – Naprawdę chciałam dobrze Harry, myślałam że Gemma powie ci szybciej…
- Dziwisz mi się, do cholery? – przerwał mi. – Jak mam się czuć?
Zaczynała we mnie wzbierać złość. Usiłuję go przeprosić przez cały czas, a on zdaje się w ogóle nie słuchać.
Nie bagatelizuję tego, wiem, że powinnam była mu powiedzieć. Wiem, że jest na mnie wściekły, ale do cholery co mam jeszcze zrobić?
Paść przed nim na kolana i błagać o przebaczenie?
- Naprawdę przepraszam, Harry. Gemma mnie prosiła, żebym nic nie mówiła i obiecała, że ci powie, więc milczałam. – mam wrażenie co drugie moje słowo to ,,przepraszam”.
- Polegam na tobie, Julie, do cholery! Nie możesz w takich ważnych sprawach milczeć i zgadywać się z kimś innym, nawet jeśli to moja siostra! – zawołał, rzucając ze złością niedopalonego papierosa na ziemię.
- I mówi to ten, który postanowił zmówić się za moimi plecami z moim ojcem i też mi nie mówić o pewnych sprawach. – warknęłam nagle, właściwie sama nie wiem czemu.
W sumie wiem. Bo niesamowicie denerwuje i jednocześnie najzwyczajniej w świecie boli mnie to, że ja staram się go przeprosić, liczę się z jego uczuciami, przyznaję się do błędu, a gdy to on ukrywał prawdę przede mną odnośnie Samanthy i mojego taty, stawiając mnie przed faktem dokonanym, zbagatelizował wszystko, uznał że histeryzuję, przesadzam i jeszcze musiałam się pogodzić z tym co zrobił.
A ja się przed nim płaszczę i przepraszam, a on w dalszym ciągu traktuje mnie w ten sposób?
- Kurwa mać, Julie! – zawołał wręcz rozwścieczony. – To jest zupełnie inna sprawa, tu chodzi o zdrowie mojego ojca, a nie o to, że twój ojciec ma nową dziewczynę!
- Ale zachowałeś się dokładnie tak jak ja! Z tą różnicą, że ja się przyznaję do błędu i przepraszam, a ty stwierdziłeś, że przesadzam i zachowuję się jak dziecko! – wyrzuciłam mu.
- Bo tak to wyglądało! I nie porównuj takiej błahostki do zagrożenia czyjegoś życia, bo to jest już niesamowicie dziecinne zachowanie. – wytknął.
- Harry, do cholery nie mówię o tej sytuacji, mówię o fakcie, że bagatelizujesz każdą sytuację, kiedy coś co zrobisz mnie zaboli i nie przejmujesz się zbytnio głupimi przeprosinami, muszę to zaakceptować i już! A kiedy to ja popełnię błąd, to szanuję twoje uczucia i przepraszam, a ty i tak jesteś wściekły i tylko się na mnie wydzierasz! – nawet nie zauważyłam kiedy wszystkie moje emocje wymknęły mi się spod kontroli i kiedy z przepraszania i wyrzutów sumienia, przeszłam do wściekłości i żalu. 

- Nie jestem jedyną osobą, która wydziera się na tym cholernym parkingu! – warknął.
- Pieprzę to, Harry! – syknęłam. – Ale zastanów się, jak ja mam się czuć z tym, że ty masz prawo popełnić milion błędów i ja muszę ci je wybaczać niemalże od razu, ale kiedy to ja coś zrobię, to nie da się do ciebie dotrzeć!
- Boże, twoje podejście do wszystkiego jest takie cholernie pokręcone… - westchnął sfrustrowany.
- Cóż, może nie tylko moja miłość jest chujowa. – powiedziałam po chwili, spokojniejszym tonem.
Tak, zdecydowanie nie panuję nad moimi emocjami. Słowa same ze mnie wylatują, uwalniając wszystko, co we mnie do tej pory siedziało.
Cóż, w każdym razie jego słowa mnie uraziły, mimo że niezbyt chciałam się do tego przyznać, nawet sama przed sobą.
Nawet jeśli  jestem świadoma tego, że może i moja miłość i to co mogę zaoferować Harry`emu, nie jest najlepsze na świecie, ale nadal to wypowiedziane głośno w taki sposób i w takich okolicznościach bolało i to bardzo.
Smutne.
Na moje słowa, jego wyraz twarzy momentalnie złagodniał i zrobił krok w moją stronę. Ja natomiast szybko uciekłam wzrokiem w dół.
Wstyd mi teraz za to, że to powiedziałam i dałam po sobie poznać, ze nadal o tym myślę i nadal mnie to boli.
Chyba jednak lepiej było, jak powstrzymywałam się od otwartych deklaracji odnośnie moich uczuć. Niezależnie czy tych pozytywnych, czy tych przykrych.
- Julie, naprawdę tak nie myślę, przysięgam. – podszedł jeszcze bliżej, kładąc mi dłoń na policzku, ale tylko się wzdrygnęłam.
Czuję się, jakbym zaraz miała się rozpłakać a to ostatnie czego chcę.
- Cokolwiek, Harry. – mruknęłam.
- Wiesz, że tak nie jest Julie. – powiedział cicho. – Powiedziałem to w złości, totalnie bezmyślnie.
Nie odpowiedziałam wcale.
Jak to jest w ogóle możliwe, że w jednej chwili krzyczymy na siebie i się kłócimy, a w drugiej…
Jak?
- Julie. – powiedział, zmuszając mnie, bym na niego popatrzyła. W chwili kiedy spojrzał mi w oczy, wszystko puściło. A jednocześnie jeszcze bardziej wezbrało, wszystko odczuwałam naraz. Ale w inny sposób.
Nawet nie umiem opisać tego, co czuję w każdej pojedynczej chwili z Harry`m.
Nie nadążam nad zmianami mojego nastroju, myśli…
Głupieję.
- Przepraszam, że to powiedziałem. Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Twoje uczucia do mnie, niezależnie czy dobre, czy złe, cholernie się dla mnie liczą. – mówił powoli, patrząc mi w oczy.
Czuję się totalnie rozbita emocjonalnie. Z jednej strony jestem nadal niepewna co do jego prawdomówności, co do tego, ile warte jest to co mogę mu od siebie dać.
- Julie, kocham Cię. – powiedział pewnie, nadal patrząc mi w oczy, przez co poczułam napływające łzy, a moje serce zabiło szybciej. – I nigdy celowo cię nie zranię. Wszystko co robię, robię z myślą o tobie. I jeżeli już, to moja miłość może być chujowa, bo kocham cię jak pojebany, a i tak cię ranię, mimo że cholernie na to nie zasługujesz. – na te słowa automatycznie zaczęłam kręcić głową.
Tak, w głębi duszy mam mu za złe niektóre jego niesprawiedliwe zachowania, ale to nie zmienia faktu, że… go kocham.
- I cholera – westchnął sfrustrowany – przepraszam, że odczuwasz to tak, że nie obchodzą mnie twoje uczucia. Przepraszam. – powiedział szczerze.
- Ja też przepraszam. – głos odmówił mi posłuszeństwa i zamienił się w szept. – Za to, że nic ci nie powiedziałam.
Westchnął ciężko.
- Już dobrze, Julie. – powiedział cicho i mnie przytulił.
Wtuliłam się w jego ciało, z uczuciem ulgi.
- Proszę, Julie, od teraz mówmy sobie szczerze o wszystkim co nas dotyczy, dobrze? - powiedział.
- Dobrze. – mruknęłam i wtuliłam się w niego mocniej.
Miejmy nadzieję, że to zadziała.
- Powinniśmy wracać. – przypomniałam mu po chwili, mimo że nie chciałam go puszczać. Najchętniej tkwiłabym tak w jego ramionach na tym cholernym parkingu w nieskończoność.
Nie zareagował jednak moje słowa i dalej mnie do siebie przytulał, nie odbierając mi idealnego komfortu jego bliskości.
Westchnęłam cicho i przymknęłam na chwilę powieki, rozkoszując się chwilą spokoju.
W głowie mam milion myśli. Przeraża mnie to jak niestabilna jest ansza relacja, jak potrafimy przechodzić ze skrajności w skrajność, od żalu do szczęścia, od skruchy do złości. Nie nadążam za tym.
Nie umiem nad tym zapanować. Mój dzisiejszy nagły wybuch wszystkiego co mi tylko leżało na sercu udowodnił mi tylko, że jednak nie jestem taka dobra z radzeniem sobie z różnymi sytuacjami jak myślałam. 

Mam w głowie totalny bałagan.
- Kocham cię, Julie. – powiedział cicho Harry, wyrywając mnie z mojego chwilowego zamyślenia.
A on aż za dobrze wie, jak ten bałagan w jednej chwili wyeliminować.
I tak samo dobrze wie, jak ten sam bałagan powiększony o kolejne myśli zrzucić na mnie ze zdwojoną siłą.
Ale za to też go, cholera, kocham.
- Ja też cię kocham. – odparłam cicho.


*oczami Harry`ego*
- Nie jestem jedyną osobą, która wydziera się na tym cholernym parkingu! – warknąłem rozwścieczony. Od kilkunastu minut wszystko wewnątrz aż mnie boli ze złości i żalu.
Jestem niewyobrażalnie wściekły na Julie.
Jak mogła mi nie powiedzieć o czymś tak ważnym? Jak w ogóle mogła pomyśleć, ze robi dla mnie dobrze?
Nie mieści mi się to w głowie. Co mi po jej cholernych przeprosinach?
Nie zmieni to faktu, że postanowiła sobie przemilczeć to, że mój ojciec leży w szpitalu.
Po prostu nie pojmuję.
Okej, gdyby to była jakaś błahostka, chuj.
Ale to jest ważna sprawa, na litość boską! Ufam jej bezgranicznie, a ona robi mi coś takiego?
Jest dorosła, powinna zdawać sobie sprawę co jest ważne, co może się stać.
A gdyby tak mój ojciec umarł, w tym czasie kiedy Gemma się zbierała żeby mi powiedzieć, a Julie sobie czekała?
Nie chcę nawet kurwa myśleć.
Mało tego, potrzebuję chwili spokoju, skupienia, pozbierania myśli, a przede wszystkim opanowania wszechogarniającej złości i rozczarowania.
A ona nie pomaga, łażąc za mną i w kółko powtarzając to samo. Tylko jeszcze bardziej działa mi na nerwy. I wyciąga stare sprawy, które w porównaniu z wagą tej sytuacji to pieprzone błahostki. Ma do mnie pretensje kiedy to ja jestem tym, który powinien je mieć. I ja mam być kurwa spokojny?
Kurwa wiem, że i tak wybaczę jej wszystko. Prędzej czy później.
Zawsze tak będzie. Zrozumiałbym dlaczego tak zrobiła i jakoś to przetrawił.
Ale na razie jestem najzwyczajniej w świecie wkurwiony i nie myślę. 
- Pieprzę to, Harry! – syknęła, podnosząc mi ciśnienie z każdym kolejnym słowem.. – Ale zastanów się, jak ja mam się czuć z tym, że ty masz prawo popełnić milion błędów i ja muszę ci je wybaczać niemalże od razu, ale kiedy to ja coś zrobię, to nie da się do ciebie dotrzeć!
Mimo, że kierowała mną głównie złość i negatywne emocje, nadal jej słuchałem, nie tylko słyszałem. Słuchałem.
I jej słowa, dały mi nieco do myślenia. A właściwie po jej słowach, w mojej głowie pojawiła się myśl : ,,Co? Cholera, naprawdę to może tak wyglądać?”
Może gdyby to były inne okoliczności, zastanowiłbym się nad tym bardzo poważnie i konkretnie, ale dlaczego wszystko postanowiła wyciągać teraz, tworząc mi jeden wielki mętlik w głowie?!
- Boże, twoje podejście do wszystkiego jest takie cholernie pokręcone… - westchnąłem sfrustrowany.  Już sam nie wiem, co mam myśleć.
- Cóż, może nie tylko moja miłość jest chujowa. – powiedziała nagle brunetka o wiele spokojniej.
Te słowa sprawiły, że moje serce na moment się zatrzymało, a ja sam zesztywniałem.
Kurwa jego mać.
Nic nie poradzę. Za to chujowe zdanie, które wypowiedziałem, chyba nigdy nie przestanę się czuć winny.
Momentalnie zapragnąłem paść przed nią na kolana błagając, żeby o tym zapomniała na zawsze.
Kurwa, co mi wtedy odpierdoliło…
Spojrzałem na nią szybko. Unikała usilnie mojego wzroku.
Okej, pomijając wszystko i tak jestem pieprzonym dupkiem i nawet Julie raniąc mnie, nie jest w stanie mnie pobić.
- Julie, naprawdę tak nie myślę, przysięgam. – podszedłem do niej  od razu, muskając dłonią jej policzek.  
- Cokolwiek, Harry. – mruknęła tylko w odpowiedzi, dalej na mnie nie patrząc. I to jest najbardziej chujowe uczucie na świecie.
Kiedy urazisz kogoś do tego stopnia, że ta osoba nawet nie chce spojrzeć ci w oczy.
- Wiesz, że tak nie jest Julie. – powiedziałem cicho. – Powiedziałem to w złości, totalnie bezmyślnie.- zapewniłem ją.
Milczała.
- Julie. –powtórzyłem jej imię, łapiąc lekko za jej podbródek by na mnie popatrzyła.
- Przepraszam, że to powiedziałem. Zależy mi na tobie, jak na nikim innym. Twoje uczucia do mnie, niezależnie czy dobre, czy złe, cholernie się dla mnie liczą. –mówiłem spokojnie, patrząc jej w oczy.
Chcę żeby w końcu naprawdę uwierzyła w moje słowa.
Bo to prawda i ona musi to wiedzieć, być pewną moich uczuć do niej.
Nieważne czy mam ochotę ją zabić i przytulić jednocześnie.
- Julie, kocham Cię. – zapewniłem ją – I nigdy celowo cię nie zranię. Wszystko co robię, robię z myślą o tobie. I jeżeli już, to moja miłość może być chujowa, bo kocham cię jak pojebany, a i tak cię ranię, mimo że cholernie na to nie zasługujesz.  

- I cholera – westchnąłem już sam nie wiedząc jak dobierać słowa, co powiedzieć, żebu uwierzyła raz na zawsze – przepraszam, że odczuwasz to tak, że nie obchodzą mnie twoje uczucia. Przepraszam. – powiedziałem szczerze.
- Ja też przepraszam. – odezwała się w końcu słabym głosem. – Za to, że nic ci nie powiedziałam.
Westchnąłem tylko.
Wszystko ci wybaczę, cholerna Julie Blackburn.
- Już dobrze, Julie. –odparłem i przytuliłem ją.
Pieprzona ulga.
- Proszę, Julie, od teraz mówmy sobie szczerze o wszystkim co nas dotyczy, dobrze? – powiedziałem, szczerze tego pragnąc.
- Dobrze. – mruknęła, tuląc się do mnie.
Nic nie poradzę na poczucie winy, które szybko mnie nawiedziło.
Cholerny hipokryta. Oczekuję od niej prawdy, wiedząc, że ja dalej mam przed nią tajemnice?
Brawo.
- Powinniśmy wracać. – powiedziała cicho.
Nie, Julie, nie.
Muszę się nacieszyć tą chwilą względnego spokoju, zanim pójdę się zmierzyć z tym wszystkim.  Z chorobą ojca, z dogadaniem się z nim i z mamą. Z Gemmą.
Z użeraniem się z Cody`m. Szukaniem czegoś na niego. Skombinowaniem dla niego tych cholernych narkotyków, bo w tak krótkim czasie nie zdążę nic zrobić, by to zakończyć, mieć na niego haka. 
Z dalszym oszukiwaniem Julie.
I z moją jakże miłą pracą na boku, którą przydałoby się w końcu rzucić, bo same z tego problemy.
Trochę, kurwa dużo.
Ale najważniejsze, że Julie może już być spokojna, tylko to się liczy.
Z resztą jakoś się uporam.
Swoją drogą, kiedy w ogóle zdążyła mi zniknąć ta straszna wściekłość?
Nawet nie umiem tego określić, nie wiem.
To popieprzone, jak w jednej chwili wszystko między nami wywraca się do góry nogami, by za chwilę wywrócić się po raz kolejny.
I chyba tą popierzoną różnorodność najbardziej uwielbiam.
- Kocham Cię, Julie. – powiedziałem, odczuwając cholerną potrzebę powiedzenia tego.
- Ja Ciebie też kocham. – odparła cicho, sprawiając, że wszystko przestało być takie przytłaczające. I tak powinno wyglądać pierwsze szczere ,,kocham cię” z jej strony.

*pół godziny później*
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli przyjedziecie jutro albo pojutrze, Harry. Tata potrzebuje odpoczynku, a i tak muszą przeprowadzić szereg badań, więc raczej się z nim na dłużej nie spotkasz by porozmawiać. – powiedziała spokojnie Gemma, popijając chyba trzecią już odkąd jesteśmy tutaj, kawę.
- Zostaw to cholerstwo. – mruknąłem i zabrałem jej kubek z kawą. Nie będzie się tyle truła.
- Ej! – zawołała oburzona, ale zignorowałem to, sam wziąłem łyk i jak gdyby nigdy nic, zacząłem mówić.
- Może i masz rację. Zależy mi na dłuższej rozmowie niż tylko przelotne ,,jak się czujesz” między jego snem a badaniami. – westchnąłem. – No i musiałbym załatwić sobie urlop.
- Nie zawracaj sobie tym głowy, Harry. – odezwała się moja matka, niespodziewanie pojawiając się obok nas. Patrzyła na mnie  z obojętną miną.
Zignorowałem to.
- Albo zatrzymam się na kilka dni w hotelu gdzieś w mieście. Tylko muszę ustalić co i jak z Julie. – mówiłem dalej do Gemmy, która patrzyła zmieszana to na mnie to na mamę.
- Jej już w ogóle w to nie mieszaj. – westchnęła moja rodzicielka, podnosząc mi ciśnienie.
- Pozwolisz, że zrobię to co uważam za słuszne. – powiedziałem spokojnie.
Usiadła obok mnie i Gemmy przy stoliku w szpitalnej ‘’kawiarni’’. Julie wyszła do łazienki, więc zostaliśmy sami. Do tej pory mama raczej unikała mojego i Julie towarzystwa.
Z Gemmą także wyjaśniłem sobie sprawę tego całego nie mówienia mi o chorobie ojca.
Po dniu pełnym wrażeń, raczej nie mam ochoty na konfrontacje z moją matką.
- Ależ proszę bardzo, tylko że to po prostu bez sensu. – powiedziała spokojnie.
Wyglądała naprawdę marnie. A z tym nadzwyczaj spokojnym, obojętnym tonem, brzmiała jakby wszystko było jej obojętne.
- Mama ma trochę racji, Harry. – odezwała się nieco niepewnie Gem.
Spojrzałem na nią lekko zdziwiony.
Swoją drogą, to dziwne i nieco niezręczne, po tylu latach rozłąki, braku kontaktu, teraz jak gdyby nigdy nic, siedzimy sobie we trójkę i rozmawiamy. Okej, może to nie była  taka prawdziwa i normalna rozmowa ale i tak coś niespotykanego w naszym przypadku.
- Masz pracę w Northland, to kawał drogi stąd. Masz swoje życie, dziewczynę i obowiązki. A bez sensu jest to, żebyś był tutaj 24 godziny na dobę bo to nic nie zmieni. Jestem tutaj cały czas, na miejscu. Będę miała z tobą i Julie kontakt. – mówiła Gemma, ja zastanawiałem się nad jej słowami i nad całą tą sytuacją.
- A już na pewno nie pozwolę na to, żebyś ściągał tu za sobą Julie, żeby i ona musiała brać urlop. To naprawdę bez sensu. – dodała.
- Zgadzam się. – mruknęła mama. Odważyłem się na nią spojrzeć. Nie wyglądała już tak, jak w dniu rocznicy ślubu dziadków. Oschła, zdystansowana, wroga.
Teraz wyglądała dość łagodnie, uh, ludzko, jakkolwiek to zabrzmi.
Jak mama jaką pamiętam, tylko bardzo zmęczona i smutna.
Jak mama, która mimo że nidgy nie była nazbyt wylewna w uczuciach, nie nienawidziła mnie. I która nie żądała, żebym się wyprowadził.
- Teraz wracamy do Northland. Pojutrze przyjedziemy, zostaniemy jedną noc. A dalej zobaczymy. Tylko uzgodnię to najpierw z Julie, czy się zgadza, jeśli nie, zrobię to sam. – oznajmiłem i wstałem.
Wziąłem swoją kurtkę z oparcia krzesła, poklepałem Gemmę po ramieniu i wyszedłem bez słowa z kawiarni.
Wychodząc, niemal wpadłem na Julie.
- Gdzie idziesz? – spytała zaskoczona.
- Myślę, że powinniśmy wracać. I tak dzisiaj ani jutro z nim nie porozmawiam, Gemma będzie mnie informować. – powiedziałem.
- Jesteś pewny? – spojrzała na mnie z obawą w spojrzeniu. Martwiła się o mnie, o to jak się z tym wszystkim czuję, to widać.
Miło, że kogoś naprawdę to interesuje.
Złapałem jej dłoń w swoją i spojrzałem jej w oczy.
- Tak. – powiedziałem i uśmiechnąłem się niemrawo.
- Okej. – zgodziła się i ruszyliśmy do wyjścia ze szpitala i w stronę parkingu.
- Harry! – usłyszałem wołanie za plecami. Zaskoczony zobaczyłem idącą szybko w moją stronę mamę.
- Zostawię was samych. – powiedziała cicho Julie, niepewna jak powinna się zachować.
Ja jednakże tylko lekko ścisnąłem jej dłoń, nie wypuszczając jej.
- Nie, Julie, jesteś ze mną. – odparłem. W tym samym momencie mama stanęła przed nami.
Nie mogłem nic odczytać z wyrazu jej twarzy, spojrzenia. Po prostu stała i patrzyła na mnie, oddychając szybo i jakby nie wiedząc od czego zacząć.
Nie musiałem patrzeć na Julie, żeby wiedzieć, że nie wie jak ma się zachować i jak bardzo niezręczna jest dla niej ta sytuacja. Ale ja tylko gładziłem kciukiem jej knykcie i patrzyłem na moją mamę, oczekując tego co ma mi do powiedzenia.
Czego mam się spodziewać? Obelg? Gorzkich słów? Żalów? Przeprosin? Może zaraz po prostu rzuci się w moje ramiona, chcąc wszystko naprawić?
Na co ty kurwa liczysz, Styles…
- Po co to wszystko, Harry? – zapytała w końcu.
Chyba nie myślałem, że mnie przytuli, prawda?
- To, że ja was nie obchodzę nie znaczy, że wy przestaliście mnie obchodzić, mamo. – odparłem bez emocji i lekko ciągnąc Julie za rękę odwróciłem się i odszedłem z ciężkim sercem w stronę samochodu.
Tym razem mnie nie zatrzymywała. Nie wołała. Nie chciała, żebym zaczekał. Nie zaprzeczyła.
- Przykro mi, Harry. – mruknęła cicho Julie, gdy stanęliśmy przy samochodzie. Patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, wyraźnie zmartwiona.
- Mi też, Julie. – uśmiechnąłem się do niej słabo.
Przytuliła mnie  w odpowiedzi i nie ukrywam, to było to, czego potrzebowałem w tej chwili.
Po kolejnym zapewnieniu, że nic mi nie jest i jakoś to przeżyję, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden dzień. Muszę się zresetować.

*kilka godzin później*
- Masz przejebane z tą rodziną, stary, - westchnął Louis, wypuszczając dym z ust.
Nie, nie był papierosowy.
- Powiedz mi coś czego nie wiem, Lou. – mruknąłem w odpowiedzi.
- A twój związek z Julie i wasze jazdy to już w ogóle niezła faza. – zaśmiał się chłopak.
- Ale za to jaka zajebista. – uśmiechnąłem się mimowolnie i zaciągnąłem się skrętem trzymanym w ręku.
- Okej stary, czaję, że się kochacie i tak dalej, ale na kłótniach co pięć minut nie zajedziecie daleko. Czasami miłość nie wystarcza. – powiedział, patrząc na mnie.
- Pierdolisz, miłość zawsze wystarcza, nieważne jak jest źle. – odparłem zaciągając się po raz kolejny tego wieczora.
Musiałem się odprężyć, odpocząc od tego wszystkiego. A Julie niestety uważała, że pomoże mi rozmowa. I usilnie próbowała ze mną rozmawiać. Okej, doceniam, że chce mi pomóc, ale nie potrzebuję teraz analizy psychologicznej, potrzebuję przemilczenia, wyciszenia.
A jednocześnie nie chcę jej sprawić przykrości kiedy ona chce mi tylko pomóc i mnie wspierać więc po prostu powiedziałem, że Louis mnie potrzebuje.
Styles, ty cholerny kłamco.
- Nie, Hazz. – pokręcił głową Tommo. – Musicie się oboje ogarnąć, musisz zacząć jej mówić o tym całym gównie jakie bierze na siebie razem z tobą w  pakiecie, a ona musi zacząć mówić od razu o swoich uczuciach, wkurwieniach, chcicach, smutkach, okresach i tych innych, w czym tam sobie tkwicie. – wzruszył ramionami
Przysięgam, co on pierdoli…
- Tommo, daruj sobie terapie związkowe, jesteś chujowy. – prychnąłem.
- Mów sobie co chcesz, przekonasz się, że miałem rację i jeszcze wrócisz do mnie po radę. – powiedział z przekonaniem.
Jasne.
- Tak w ogóle, zadzwoniłem bo miałem zamiar pogadać o czymś innym, ale nie wiem czy to dobry pomysł biorąc pod uwagę jak wszystko ci się dzisiaj spierdoliło. – spojrzał na mnie.
- Dawaj. – westchnąłem. – Wolę raz ale wszystko.
- Przede wszystkim, chciałem zauważyć, żeś jest popierdolony, jeśli myślisz, że możesz zamienić się znowu w gówniarza i szantażować Cody`ego tą jego niby-laską. –powiedział poważnie. Chociaż nie, w jego ustach niewiele rzecyz brzmi poważnie.
- On może mnie szantażować. – zauważyłem.
- Ale to nie znaczy, że masz komuś grozić, kurwa, Styles! – zawołał Lou, prostując się i jakby trzeźwiejąc nieco z wyciszenia i spowolnienia spowodowanego przez dopiero co wypalonego skręta.  
- A co mam twoim zdaniem zrobić? – syknąłem.
- Powiedzieć Julie albo znaleźć jakikolwiek inny sposób, ale nie robienie takich głupot. Tego Julie już by ci nie wybaczyła, choćby nie wiem co. – powiedział pewny swoich racji.
- Bo by się o tym nie dowiedziała. – wzruszyłem ramionami.
- Jak słowo daję Styles, jesteś pojebany. – westchnął zirytowany. – Nie możesz kłamać w nieskończoność, to się wyda! To jest cholernie śliski temat, Cody może polecieć do Julie na skargę, że grozisz jego dziewczynie i wjebać cię z tym czym już ci grozi! Myśl, trochę!
Przetarłem dłońmi twarz. Całe szczęście że narkotyk nadal działał, więc nie czułem aż tak boleśnie rosnącej frustracji.
- Więc i tak jestem w dupie, bo nie mam innych opcji, ani nic na niego, żeby go udupić bo jest czysty. – westchnąłem.
Kiedy to wszystko się skończy?
- Tego, że jest czysty nikt nie powiedział. – zauważył Lou.
- Ale jak do tej pory nic ciekawego nie znalazłeś. – stwierdziłem.
- Bo to nie jest jakiś rzucający się w oczy koleś. To znaczy, wśród dziewczyn- a jakże, ale poza jakimiś plotkami o tym, ze na jakiejś imprezie się zachlał czy naćpał i odpierdalał to nic ciekawego nie ma, w kartotekach też go nie ma. Na razie wiem tyle, że uczy się średnio, sportowcem jest wręcz wybitnym, kilku dilerów z uczelni go kojarzy, że sporadycznie coś kupował, ale niewiele, prawdopodobnie dlatego że kiedyś tam jego najlepszy kumpel i laska z którą Cody kręcił zginęli w wypadku. Wiadomo, trzeba sobie jakoś radzić, a jak inaczej ten szczyl miał sobie poradzić? Spotyka się z tą całą Rylie, która, UWAGA – zaznaczył – jest córką komendanta. Także tym bardziej jest nie do ruszenia. A już na pewno przeze mnie, nie mogę aż tak narażać swojej pracy. – zastrzegł.
- Kapuję. – westchnąłem. – Dobra, szukaj dalej, na razie muszę próbować grać na zwłokę.
- To znaczy? – spojrzał na mnie.
- Nie wkurwiać go za bardzo i załatwić mu towar. - odparłem.
- Nie mów, że podpierdalasz Danielowi towar dla tego gówniarza. – spojrzał na mnie niedowierzając.
- Nie! – zaprzeczyłem szybko. – Sam kupię u kogoś porządniejszego i mu dam. Daniel może dostawać jakieś lewe prochy, nie będę ryzykować że dupkowi coś się stanie i ja temu będę winny. Tego to już na pewno Julie mi nie wybaczy. – westchnąłem.
- Chujowo, ale masz rację. – przyznał. – Ale skończyłeś już z Danielem? – spojrzał na mnei uważnie.
- Zbieram się do tego, żeby się z tego jakoś wykręcić. – przetarłem twarz dłońmi. Wszystko zaczęło puszczać i zaczynałem odczuwać potężne zmęczenie.
- Kurwa, Harry, musisz to zrobić jak najszybciej. – powiedział poważnie.
- Wiem. – westchnąłem.



 __________________________________________________
Pojebane, nie? xd
No, także tak ogółem to jestem, żyję ( jak narazie) i nie mam się dobrze. 
Rozdział dodaję, wybaczcie błędy, czy jakieś braki logiki, spójności, cokolwiek, po prostu wybaczcie. 
Jest 00:26 i nie marzę o niczym innym niż o śnie, a chcę w końcu Wam dodać i nie mam siły bawić się w sprawdzanie. 


CO DO NEXTA
totalnie nic nie obiecuję bo to co akutualnie się dzieje to jest totalny, ekhm, rozpierdol emocjonalny, fizyczny, psychiczny...
Od trzech tygodni chodzę wpół żywa i nie zanosi się na zmiany, więc zrozumcie. 
Lepszy argument? 
Hm, nie polecam pobytu w szkole 6 dni w tygodniu z czego 3/4 tego czasu po 9 godzin dziennie, tonę stresu, płaczu i takich takim innych  " uczeń starter pack" elementów. 
+ mam w tym roku ezgaminy zawodowe ( technikum nie pozdrawia) i muszę spiąc dupsko bo jest źle. 
ten uczuć, kiedy nawet na pójście na groby rodziny 1 listopada nie masz czasu :') 
ABSURD, KURWA. 
(pardon za brutalnie słownictwo w tej notce, ale cóż, frustracja level hard)
Jednakże nie zawieszam ff gdyż iż, potrzebuję pisania aka lekarstwa na moją zszarganą duszę ( ma na imię Esther, I mean, ta moja dusza) (NIE PYTAJCIE, MÓWIŁAM, ŻE ŹLE ZE MNĄ+ AGNES RYJE BANIĘ ALE I TAK JĄ KOCHAM ♥)  i jak na złość kiedy czasu brak,a wręcz na minusie to pomysłów i chęci w cholerę ._. 



TAKŻE TAK. 
BĘDĘ INFORMOWAĆ W KOMENTARZACH POD ROZDZIAŁEM O TYM CZY ŻYJĘ 
I CZY PISZĘ, KIEDY MOŻNA SIĘ CZEGOŚ SPODZIEWAĆ.

 jak koło 23.11.15. i dalej nie będę się odzywać to znaczy
że nie zdałam próbnych i prawdopodobnie 
a) siedzę w szafie i wyję
b) latam po ulicy i krzyczę do samochodów : ,,przejedź mnie"
c) albo z miejsca jebłam z żalu, bólu i zgryzoty i oh well, goodbye 
d) wpierdalam czekoladę hektokilogramami i chleję tanie wino hektokuźwalitrami



POZDRAWIAM CIEPLUTKO SKARBY MOJE CUDOWNE
DZIĘKUJĘ WYTRWAŁYM ♥
L.