czwartek, 10 września 2015

46. You lost, Styles.

Dedykacja dla Poooziomeczki ♥  dziękuję serdecznie aniołku za komentarz ♥ 

OGŁOSZENIE PARAFIALNE
 Coś idealnie na oderwanie się na chwilę od szkolnych obowiązków : http://lead-me-not-into-temptation.blogspot.com/
Blog mojej kochanej Agnes, której talent miałyście przyjemność poznać przy czerwonoczcionkowym ( słowotwórstwo level hard) rozdziale na Sinisterze gdyż w więszkości to ona go napisała :3
Zapraszam gorąco ♥





* oczami Harry`ego*
               Siedzieliśmy na zewnątrz, przy grillu. Jesteśmy tu już parę ładnych godzin, a ja nadal nie rozgryzłem tego Cody`ego.
Coś mi w nim nie pasuje. A raczej jemu coś nie pasuje we mnie, ewidentnie.
Zdziwiło mnie jego zachowanie już na wejściu gdy dopytał o moje nazwisko, najwyraźniej mnie skądś kojarząc. Ale nadal zachowywał się podejrzanie. Spoglądał na mnie dziwnym wzrokiem.
Ojciec Julie przed kilkunastoma minutami pojechał do sklepu po węgiel do grilla, a więc siedzieliśmy we czwórkę z czego kobiety trajkotały o jakichś przepisach i swoich tematach a my ledwo zamieniliśmy kilka słów. Właściwie pasowało mi to, bo nie odpowiadał mi sposób w jaki ze mną rozmawia. Zastanawiam się o co mu chodzi.
Nie poznaliśmy się nigdy, jestem tego pewny. W ciągu tych kliku godzin, dogłębnie nad tym myślałem, ale nie widziałem go nigdy wcześniej.
Więc o co do cholery mu chodzi?
- Pójdę przygotować mięso na grilla, bo niedługo będzie można je już smażyć. – powiedziała nagle Samantha wstając.
- Pomogę ci. – zaoferowała od razu Julie i też wstała. Oho. Czyżby szykowała się chwila sam na sam?
Julie poszła za Samanthą do domu, posyłając mi uśmiech.
Uh.
- Więc – odezwał się chłopak. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane cię poznać, a zwłaszcza w takich okolicznościach.
- Huh? – zmarszczyłem brwi.
- Słuchając tyle o wspaniałej i ułożonej Julie, świeżo upieczonej pani adwokat, nie sądziłem, że ta idealna dziewczyna może mieć takiego niegrzecznego chłopaka. – zakpił.
Zagotowało się we mnie.
- A więc jednak mnie znasz.
- Jest ktoś w tej okolicy kto cię nie zna? – zaśmiał się.
Nie podoba mi się to. Jest zbyt arogancki i pewny siebie.
- Na pewno ktoś  się znajdzie. A zresztą od czasów kiedy bawiłem się w wyścigi i inne gówna, trochę minęło. – westchnąłem.
- Owszem. – zgodził. – Za to od opychania dragów? Może kilka dni? – zaśmiał się szyderczo.
O kurwa jebana mać.
- Julie i jej ojciec wiedzą, jak sobie dorabiasz? – spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, który mógł oznaczać tylko kłopoty.
Przez chwilę pomyślałem by skłamać, ale to byłoby zbyt oczywiste.
Zacisnąłem szczękę.
- Nie i się nie dowiedzą, prawda? – rzuciłem opanowanym głosem. Nie dam się chujowi sprowokować, zagram z nim w jego własną grę.
- Skąd taka pewność? – spojrzał na mnie beztrosko.
- Bo nikt nie jest na tyle głupi, żeby o tym wspominać, nie sądzisz? – spojrzałem na niego pewnie. 
-Nie nazwałbym tego głupotą. – wzruszył ramionami.
- A jak inaczej nazwiesz świadome ryzyko swojego tyłka? – mój ton się nie zmieniał. Oboje blefowaliśmy i graliśmy sobie nawzajem na nerwach. Nie dam się kurwa szantażować takiemu szczylowi, co to to nie.
- Nazwałbym to poświęceniem dla rodziny. – odparł z uśmiechem.
Trzeba mu przyznać, jest sprytny i nie głupi. I zaczyna mi działać na nerwy.
- Nie za pewnie się poczułeś w tej „rodzinie”? – zapytałem niby od niechcenia.
- Na pewno mogę czuć się w niej pewniej niż ty.– rzucił ze złośliwym uśmieszkiem.
Zagotowało się we mnie.
Co za chuj… Jeszcze mi tego brakowało.
- To ja pieprzę córkę Charlesa, to daje mi całkiem niezłą pozycję. – powiedziałem pewnie. Okej, za ten tekst dostałbym pewnie w ryj od Julie. Jak nic.
Zaczynałem powoli przekraczać pewne granice, a wszystko po to żeby odstraszyć tego ciula.
Pomimo moich starań, nie zbiło go to jednak z tropu.
- Charles pieprzy moją matkę, także myślę, że szanse są całkiem wyrównane. – odparł jakby nigdy nic.
Okej, zatkało mnie, kurwa.
Nie wierzę, że to powiedział.
- Myślę, że tutaj zakończymy nasze licytacje kto jest w lepszej sytuacji, hm? – zaśmiał się lekceważąco Cody, a ja zacisnąłem szczęki ze złości.
- Może zmieńmy temat. Jak sądzisz, czy troskliwy ojciec chciałby żeby jego córka zadawała się z kłamcą i przestępcą? – zapytał beztrosko.
Mometalnie wstałem z ochotą rozerwania tego sukinsyna na strzępy.
On sam też od razu zareagował wstając gotów na atak z mojej strony. Ustatysfakcjonował mnie błysk strachu w jego oczach, nie powiem.
Podszedłem do niego drastycznie blisko. Zuchwale patrzył mi w oczy, nie cofając się ani kroku w tył.
- Słuchaj gnoju, jeśli myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać to wiedz, ze jesteś w pieprzonym błędzie. I lepiej uważaj na to co i do kogo mówisz bo zaczniemy rozmawiać inaczej. – wycedziłem przez zęby.
- Masz rację, pobij syna kobiety ojca twojej laski. Na pewno lubi takich brutali jak ty. – odparł pogardliwie.
Momentalnie złapałem go za koszulkę i szarpnąłem w moją stronę.
Złapał od razu za moje nadgarstki ściskając je mocno ale niewystarczająco mocno.
Dalej go trzymałem, ale nie zdawało się to wywoływać u niego paniki, nadal patrzył mi zuchwale w oczy z zaciśniętymi szczękami.
- Nie jestem jakimś amatorem, żeby samego siebie tak udupić. – prychnąłem. – Jeśli mnie za takiego masz, najwidoczniej naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z kim zadzierasz. Lepiej się jeszcze raz zastanów. – warknąłem. 
Nie odpowiedział, tylko dalej patrzył na mnie tym swoim wręcz śmiesznym wojowniczym spojrzeniem. Puściłem jego koszulkę i odsunąłem się o kilka kroków, patrząc na niego ostro.
Mam szczerą nadzieję, że to wystarczy, żeby gówniarzowi odechciało się szantaży i pogrywania ze mną.
Już chce coś powiedzieć, kiedy na taras wychodzą Julie i Samantha z szerokimi uśmiechami i talerzami jedzenia gotowego na grilla.
Ja sam szybko też zmuszam się do uśmiechu. Spojrzałem na Cody`ego który również już udawał zadowolonego z życia.
- Co tam dobrego macie? – zapytał wesoło i poszedł w kierunku stolika z jedzeniem, uprzednio oczywiście zahaczając o mój bark, mijając mnie.
Naprawdę jest idiotą jeśli myśli, ze może ze mną zadzierać.
Tylko kurwa najgorsze jest to, że ma na tyle mocne argumenty, że może mi poważnie zaszkodzić.
I jak ja mam do cholery go unieszkodliwić?


***


                Przez cały pieprzony czas, kiedy siedzimy na tarasie jedząc wszystko co jest tylko możliwe, Cody praktycznie nie spuszcza ze mnie wzroku. Cały czas patrzy na mnie tym swoim pogardliwym wzrokiem, który doprowadza mnie do szału. Oprócz tego oczywiście posyła czarujące uśmiechy Julie.
Byłoby naprawdę całkiem miło gdyby nie on i jego niema groźba, która cały czas nade mną wisiała.
Było o czym rozmawiać, Charles i Samantha byli naprawdę bardzo mili. Julie cały czas się uśmiechała i rozmawiała. Ku mojemu wkurwieniu, najczęściej z Cody`m, która niesamowicie wiele wspólnych tematów z moją kobietą.
Gdy widziałem jak co chwilę chichocze, gdy ją rozbawia, coś mnie aż skręcało w środku.
Świadomość, że ten chuj może wszystko zjebać mnie niesamowicie irytowała. A fakt, że Julie ma go za uroczego chłopaka, którego zdawała się aż za bardzo polubić, doprowadzał mnie do istnego szału.
A ja siedziałem jak ten cieć i tylko słuchałem, przeżuwając wszystko co podsunęła mi Samantha, odzywając się od czasu do czasu.
Sama Samantha aż promieniała widząc jak dobrze jej syn dogaduje się z Julie.
Gdyby tylko wiedziała jakiego dupka wychowała…
Nasłuchałem się mnóstwo o zajęciach Cody`ego, o jego sportowych zamiłowaniach, o tym jak też marzy mu się prawo jako drugi kierunek i planuje taki wybrać i oczywiście potrzebuje konsultacji z Julie, o najnowszych wydarzeniach w mieście…
Uhhh…
Nawet nie wiem kiedy i skąd pojawił się temat przestępstw. Naprawdę, nie ma lepszych tematów do obgadania przy wieczornym grillu?
Charles się rozkręcił opowiadając jak to oburzają go ostatnie wydarzenia w mieście.
Oczywiście Cody posyłał mi tylko ukradkowe spojrzenia.
Przysięgam jeśli nei wyjdziemy stąd w ciągu godziny to ktoś zginie…
- A słyszeliście jak podobno przemysł narkotykowy się u nas rozkręca? Nie do pomyślenia, że nawet w takiej dziurze jak Brown Hill mamy z tym doczynienia. Northland, okej, ale tutaj? Poprzewracało się w głowach tym dzieciakom… - pokręcił głową z politowaniem Charles.
- Słyszałam, że nawet przemontowywują samochody i  pod maskami przewożą to świństwo do handlu. – westchnęła Samantha. Niewiarygodne, do czego są zdolni ludzie żeby tylko zdobyć pieniądze.
Cody ochoczo przytaknął.
- Harry się na tym zna. – powiedział nagle jak gdyby nigdy nic.
Zamarłem. Wszystkie spojrzenia padły na chłopaka, kóry dzielnie wytrzymał wszystkie spojrzenia z niewinną miną.
Jedynie Julie zaraz spojrzała na mnie.
Zabije gnoja. Zatłukę na pieprzoną śmierć.
Posłał mi puste spojrzenie. 
- Mam na myśli samochody, oczywiście. – powiedział nagle udając rozbawienie. – Rozmawialiśmy i z tego co słyszałem, interesuje się w znacznym stopniu motoryzacją, więc… - urwał jakby sens był oczywisty.
Nawet nie wiem jak opisać co poczułem, gdy każdy przy  stole jakby odetchnął i zaśmiał się.
Zapierdolę chuja.
- Naprawdę pomyśleliście, że chodziło mi o narkotyki? – parsknął. – Przecież Harry to odpowiedzialny gość. – zaśmiał się sztucznie.
Urwę pieprzone jaja.
- Naprawdę? Nie wpominałeś. – spojrzała na mnie zaskoczona Julie.
- Stare czasy. – mruknąłem w odpowiedzi.
Powoli jedyne co słyszałem to mój szybki puls. Brakowało mi powietrza wdychanego przez nos przez szybki oddech i tętno jakie ten szczyl u mnie wywołał.
Nie ujdzie mu to na sucho, nie.
Towarzystwo zdało się podłapać szybko inny temat, przestając się koncentrować na Cody`m, który patrzył na mnie wyzywająco z pewnym siebie uśmieszkiem.
Rozpierdolę…
- Robi się naprawdę późno, będziemy się chyba zbierać. – z zamyślenia wyrwał mnie dotyk dłoni Julie na wierzchu mojej.
Otrząsnąłem się i spojrzałem na nią.  Uśmiechała się przepraszająco do wszystkich przy stole.
- Tak szybko? – zapytał zawiedzionym głosem Cody, podnosząc mi ciśnienie.
- Harry ma jutro pracę. – odparła.
DZIĘKI CI BOŻE ZA TĄ PIEPRZONĄ ROBOTĘ.
- Może chociaż ty zostaniesz? Pogadalibyśmy jeszcze… - Cody uśmiechnął się szeroko do Julie, a mi posłał znaczące spojrzenie.
On jest już kurwa martwy, przysięgam.
- Ja też nie mogę zostać. Zdążymy się jeszcze nagadać. – zaśmiała się Julie.
Po moim trupie, skarbie.
- Musimy się niedługo jeszcze spotkać. – powiedziała wesoło Samantha.
Boże, pomóż.
- Może przyjedziecie kiedyś na weekend? Rozmawiamy o tym już od dłuższego czasu. – zaproponował Charles.
O w życiu.
- Pomyślimy. – odparła dyplomatycznie Julie, za co miałem ochotę paść przed nią na kolana w podzięce.
       Wstaliśmy od stołu i zaczęliśmy się żegnać. Krew się we mnie zagotowała, gdy zobaczyłem z jakim zaangażowaniem Cody żegna moją Julie.
Gdy podszedłem do niego, żeby się z nim, dzięki Bogu, pożegnać, próbował wywrzeć na mnie wrażenie, ściskając moją dłoń i mrożąc mnie wzrokiem.
Amator.
Wytrzymałem jego uścisk i spojrzenie z pokerową twarzą. Chociaż trzeba mu przyznać, ma sporo siły.
- Zadzwońcie jak już dotrzecie do domu! – zawołała za nami Samantha.
- Dobrze! – zapewniła Julie wsiadając do auta. Z niewyobrażalną ulgą przekręcałem kluczyki w stacyjce i ruszałem z podwórka domu rodzinnego Julie.
- Jeju, jestem padnięta. – westchnęła Julie, rozkładając się w fotelu.
- Prześpij się skarbie. – odparłem.
Julie tylko mruknęła w odpowiedzi i przymknęła powieki.
A mi przed oczami przez całą drogę do domu stawał pogardliwy uśmieszek Cody`ego.


***


     - Dziękuję, że byłeś dzisiaj taki miły i w góle, że dogadałeś się z Cody`m. – mruknęła śpiącym głosem Julie, uwieszając mi się na szyi.
Spiąłem się na sam dźwięk jego imienia.
- Nie ma sprawy, kochanie. – odparłem tylko w odpowiedzi i objąłem ją.
Ta wręcz zdawała się usnąć wtulona we mnie.
- Julceeee…- przeciągnąłem.
-Hmmm? – mruknęła w odpowiedzi. Zaśmiałem się. Śpiąca Julie to chyba najsłodsze zjawisko na świecie.
- Może mnie puścisz i się położysz? – zasugerowałem rozbawiony, cmokając ją w głowę.
Mruknęła tylko przecząco w odpowiedzi i wtuliła się we mnie mocniej.
- Julce… - szepnąłem jej do ucha, cmokając ją za nim.
Wymamrotała coś tylko i nie ruszyła się. Zaśmiałem się.
- Jesteś słodka gdy jesteś śpiąca. – zakpiłem.
- Nieprawda. – wydukała w moje ramię.
Wstałem z nią wokół mojego ciała, trzymając ją pod udami.
- Prawda. – prychnąłem wchodząc z nią po schodach do sypialni.
- Zamknij się. – wymamrotała i pacnęła mnie dłonią w ramię, co wyszło jej dośc nieudolnie, więc tylko mnie tym rozśmieszyła.
Usiadłem na łóżku z nią nadal w objęciach.
- Dojechaliśmy, możesz opuścić pojazd. – zakpiłem.
Mruknęła tylko przecząco w odpowiedzi nadal przytulona do mnie.
Westchnąłem. 
- Wypad mała. – zaśmiałem się, puszczając ją w pasie.
Ożywiła się nagle i odsunęła się nieco ode mnie z naburmuszoną miną,
- Cham. – mruknęła tylko i zsunęła się z moich kolan na łóżko, zakrywając się kołdrą po sam nos.
Jest cholernie słodka.
Zachichotałem tylko na jej reakcję i od razu położyłem się za nią, przytulając ja mocno do siebie i całując w policzek.
- Spadaj! – jęknęła tylko, próbując się odsunąć, ale zacieśniłem uścisk i zacząłem obsypywać jej policzek buziakami.
Zbyt wielką frajdę sprawiało mi droczenie się z nią.
- Przestań! – pisnęła i w końcu usłyszałem upragniony dźwięk jej chichotu.
- Nie przestanę! – zawołałem tylko i kontynuowałem całowanie jej policzków i tulenie jej.
- Harry! – zawołała śmiejąc się, ułożyła nawet dłonie na moich policzkach chcąc mnie odsunąć, ale miała zbyt mało siły śmiejąc się jednocześnie.
- Powiedz, że mnie kochasz to przestanę. – zaproponowałem i nie przestawałem.
Cholera, jak ja to uwielbiam.
- Nie! – pisnęła i odwróciła głowę w drugą stronę, ale i to mnie nie powstrzymało.
Położyłem się na niej by mieć lepszy dostęp i kontynuowałem obcałowywanie jej twarzy.
- Powiedz! – zaśmiałem się.
- Jesteś głupi! – zawołała, śmiejąc się.
Gdy poczuła jak zaczynałem muskać jej talię dłońmi łaskocząc ją, zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. 
- Powiedz! – zażądałem, nie przestawając uśmiechać się jak idiota.
- KOCHAM CIĘ, HARRY! – zawołała, śmiejąc się.
Momentalnie przestałem słyszać satysfakcjonujące mnie słowa i przylgnąłem do niej całym ciałem. Ta bezsilnie ciężko oddychała, ale na jej twarzy cały czas gościł uśmiech.
Popatrzyłem jej chwilę w oczy, czekając aż się trochę uspokoi.
- Ja ciebie też kocham, Julce. – powiedziałem cicho i pocałowałem ją.
Odwzajemniła pocałunek obejmując mnie.
Przysięgam kurwa, tak mogłoby być zawsze.


***


   - I powiedz co ja mam z tym kurwa zrobić? Chuj mnie szantażuje i sobie ze mną pogrywa a ja mam czekać aż w końcu albo wkurwi mnie tak, że go zatłukę, albo powie Charlesowi i Julie?! – zawołałem wściekły, chodząc w kółko z nerwów po salonie Tomlinsona.
Przyszedłem do niego bo tylko on  wie o mnie całą prawdę. Wie co i komu opycham, wie, że zdarza mi się odprowadzać z tego coś dla siebie.
- No jasne, że nie stary. Ale sytuacja jest beznadziejna. – westchnął Louis.  – Stłuczesz go, źle bo dostarczysz mu tylko jednego haka na samego siebie więcej, nic z tym nie zrobisz, dalej będzie wykorzystywał sytuację.
- Kurwa Tommo, o tym to ja sam wiem. – warknąłem.
- Spoko, spoko, wyluzuj. Daj mi pomyśleć. – odparł – A przede wszystkim, usiądź.
Posłuchałem go i usiadłem obok niego na sofie.
- Może po prostu pozbaw go argumentów i powiedz Julie? Myślę, że jakoś to zrozumie jak się postarasz i to skończysz. – spojrzał na mnie.
- Taaa jasne. Pomijając fakt,że to chujowy pomysł to co powiem jej ojcu? ,,Siema Charles, muszę ci tylko powiedzieć, że jestem zamieszany w narkotyki i okłamuję ciebie i twoją córkę. To tyle, dolać ci soku? ‘’- spojrzałem na niego zirytowany.
- No czaję, czaję. – westchnął.
Kurwa mać.
- Może trzeba znaleźć coś na niego? Żeby to jego móc jakoś udupić? – zaproponował.
Pomyślałem chwilę.
- To mogłoby zadziałać, o ile ma coś takiego na sumieniu. – wzruszyłem ramionami.
- Na pewno ma. – odparł Louis. – Który koleś z Brown Hill nie ma?
Oby Lou, oby.


***

*oczami Julie*


- Ogólnie  było naprawdę miło, wszyscy się dogadywaliśmy. A Cody jest naprawdę świetnym chłopakiem. – powiedziałam z uśmiechem, patrząc na Vicky.
 Leżałyśmy rozłożone na łóżku Vicky z laptopem z zamiare obejrzenia jakiegoś łzawego filmu ale jak na razie jedyne co robiłyśmy to zjadałyśmy nasz filmowy prowiant i gadałyśmy.
- A Harry się jakoś odnalazł? – zapytała biorąc garść popcornu.
Cały czas zadawała mi kolejne pytania, mimo że widziałam, że aż ją skręca żeby coś powiedzieć.
Ciekawość mnie zżerała, żeby się dowiedzieć o co chodzi, ale postanowiłam być cierpliwa.
- Tak, nawet się dogadał z Cody`m, z tego co słyszałam.
- Aż dziwne. – stwierdziła.
- I mam wrażenie, że mój tata ma poważne zamiary względem Samanthy. - westchnęłam. 
- Masz na myśli ślub? - spojrzała na mnie zaskoczona.
Skinęłam głową. 
- Był jakiś podekscytowany, trochę tajemniczy, zapytałam go o co chodzi ale nic mi nie powiedział tylko się uśmiechnął i zbył mnie. 
- Wow, to dosyć szybko. - zauważyła. 
- Wiesz, oni znają się długo, są razem też już dłuższy czas. To mi powiedzieli tak późno i ja znam Smanthę stosunkowo krótko, bo ledwie trzy miesiące. - westchnęłam. 
- Na dobrą sprawę, nie znasz gościówy, która będzie twoją macochą. - powiedziała z pełną buzią. 
- No właśnie. Dlatego pomyślałam, że może pojechalibyśmy z Harry`m do nich na weekend, spędzić z nimi trochę więcej czasu, bo przecież na takich sporadycznych kolacyjkach czy obiadkach też jakoś super jej nie poznam.
- Może to i dobry pomysł. 
- Nie wiem tylko co na to Harry. Bo Samantha i tata sami już nam to proponowali. Cody pewnie też nie będzie miał nic przeciwko. Nie wiem jak Harry. W końcu weekend u rodziców to nie jest takie nic. - westchnęłam. 
- E tam, Harry lubi takie pokazówki. - zaśmiała się Vic. 
Spojrzałam na nią karcąco. 
- Nie chcę pokazówki, tylko chcę poznać lepiej Samanthę i Cody`ego. - poprawiłam. 
- Rozumiem, Julie. Wiem, że to dla ciebie ważne i chcesz mieć zaufanie do kobiety, która zajmie miejsce twojej mamy u boku taty. - powiedziała spokojnie. 
- No właśnie. - zgodziłam się.
- Myślę, że Harry to zrozumie. 
- Mam nadzieję. - westchnęłam. 
- W razie czego, przekonasz go do zmiany zdania. - powiedziała szczerząc się i puszczając mi oczko. 
Wywróciłam oczami. 
- Jesteś głupia. - parsknęłam. 
- Niewykluczone. - zaśmiała się. Minęła zaledwie chwila a ona już zagryzła wargę i miała ten głupawy rozmarzony  i podekscytowany wyraz twarzy. Oho. 
- Dobra, mów już o co chodzi, bo zaraz z tobą oszaleję! – zawołałam siadając.
- O czym ty mówisz? – spojrzała na mnie niewinnie.
Dałam jej kuksańca w bok.
- Nie udawaj frajerze, co jest grane? – spojrzałam na nią wyczekująco.
Zagryzła tylko wargę w uśmiechu.
- Oooooh no mów! – jęknęłam.
- Spałam z Zaynem. – powiedziała jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się szeroko.
Zamurowało mnie.
Patrzyłam na nią tępo. Zaraz, co?
- Jak to? – wydusiłam.
- Normalnie, mam ci to opisać? – wywróciła oczami.
- Jezu, nie! – skrzywiłam się. 
Zaśmiała się tylko na moją reakcję.
- Kiedy? Czemu? Jesteście razem? A Tyler? – zasypałam ją pytaniami.
Wszystkiego się spodziewałam ale nie tego.
- Po kolacji u Lucy i Niall`a, odprowadził mnie pod dom, coś tam dukał i omijał temat, nic wprost… Aż w końcu go zmusiłam i powiedział mi, ze ja tez byłam powodem dla którego zerwał z Perrie i coś do mnie czuje i… JEZU JULCE, to była najlepsza noc w moim życiu, Boże, jest tak cholernie idealny i cudowny i… - urwała nagle – Właściwie to noc i ranek i…
- BEZ SZCZEGÓŁÓW! – przerwałam jej szybko nie chcąc wiedzieć zbyt dużo o jej seksualnym życiu. Wystarczająco się dowiedziałam w latach szkolnych.
Roześmiała się tylko i mnie przytuliła.
- Jeju Julce, jaki on jest zajebisty… - rozmarzyła się, obejmując mnie dalej.
- Wierzę. – zaśmiałam się, ale zaraz spoważniałam.- Zaraz, co z Tylerem? – spojrzałam na nią.
Ona też posmutniała.
- Cóż, chcąc nie chcąc zachowałam się jak dziwka. – mruknęła i skrzywiła się. – Bo niby z nim jestem, co prawda nie widzieliśmy się ponad tydzień bo go unikałam i nic do niego nie czuję, a kiedy Zayn… - westchnęła. – Nic na to nie poradzę, Julie. Zdradziłam Tylera i źle mi z tym, ale tak okrutnie jak to zabrzmi, tak ani trochę nie żałuję. – powiedziała szczerze.
- Musisz to jakoś ogarnąć. – westchnęłam, przytulając ją.
- Wiem. Nie mogę dalej być nie fair wobec Tylera. – powiedziała smutno.
- Jesteś pewna, że Zayn jest tego wszystkiego wart? – spojrzałam na nią.
- Na sto procent. – powiedziała.
Obyś miała rację.


***

    - Tata dzwonił. – powiedziałam, biorąc łyk piwa.
- Co u nich słychać? – zapytał Harry. Leżeliśmy na kanapie czekając na mecz, oczywiście rozłożyłam się wygodnie, kładąc moje nogi na kolanach Harry`ego.
- Wszystko okej.W sumie, gadaliśmy o Cody`m.
- Oh. – mruknął.
- O tym  co o nim sądzimy. Ty i ja. – dopowiedziałam. – I tak właściwie to nie gadaliśmy tak konkretnie co o nim sądzimy, nie? – spojrzałam na niego.
- Nie było kiedy. – westchnął.
- Więc, jakie masz wrażenia? Bo z tego co słyszałam to szybko się dogadaliście.
Harry nieco się spiął i odetchnął. 
- Dogadaliśmy się. – zgodził się.
Spojrzałam na niego oczekująco. Mógłby powiedzieć coś więcej.
Westchnął tylko widząc moje spojrzenie.
- Oj no, pogadaliśmy trochę, mamy kilka wspólnych tematów, wydaje się być spoko. – wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
- Czyli polubiłeś go? – upewniłam się.
- Tak. – potwierdził i wziął łyk piwa.
Świetnie.
- Ja też, wydaje się być bardzo fajnym chłopakiem. – powiedziałam zadowolona.
- Zauważyłem, że go polubiłaś. – mruknął.
Postanowiłam dalej realizować mój plan.
- I wiesz,   Samantha pytała o weekend, na który próbujemy się umówić. – spojrzałam na niego.
Tak właściwie, już zaplanowałam, ze ten weekend spędzimy u taty i Samanthy z Cody`m, ale najpierw musiałam do tego pomysłu przekonać Harry`ego.
Nie bez powodu tak ochoczo zaproponowałam mecz i piwo.
Jestem okrutna.
Ale biorąc pod uwagę, że on też w miarę polubił Cody`ego, chyba nie będzie problemu.
- I co w związku z tym? – zapytał Harry, ale nieco uważniej, jakby wyczuł mój podstęp.
- No i, zapraszają nas do siebie w ten weekend. – uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Przecież nie ma problemu. – odparł wzruszając ramionami. – Tylko jak ty to zniesiesz, być grzeczną przez weekend mając mnie u boku? – wyszczerzył się, sunąc dłonią od mojego kolana, w górę uda.
- Jakoś dam radę. – zaśmiałam się i zsunęłam jego dłoń niżej.
- Fajnie, że się tak szybko zgodziłeś, muszę przyznać że mnie zaskoczyłeś. – zaśmiałam się, całując go w policzek.
- Nie widzę w tym żadnego problemu. – powiedział, cmokając mnie w usta.
- To świetnie, bo już się zgodziłam. – powiedziałam przygryzając wargę.
- Bez pytania mnie o zdanie? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Wiedziałam, że jakoś cię przekonam. – zaśmiałam się.
- I masz rację. – uśmiechnął się i pocałował mnie co z przyjemnością odwzajemniłam.
- Muszę tylko zadzwonić jutro jeszcze do Samanthy i to potwierdzić, żeby Cody też zajął sobie weekend. - powiedziałam zadowolona. 
- Cody? – spojrzał na mnie od razu.
- No tak. – uśmiechnęłam się.
- Ale po co? – zapytał dziwnym tonem.
- No mieliśmy być wszyscy razem. – przypomniałam mu.
- Czyli to ma być weekend u Charlesa i Samanthy z Cody`m? – popatrzył na mnie.
- No tak, głupku. – pokręciłam głową.
- Nie zgadzam się. – powiedział nagle, szokując mnie.
 - Co? – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie zgadzam się. – powtórzył.
- Niby dlaczego? – zapytałam nic nie rozumiejąc.
- Bo nie. – odparł krótko.
- Harry. – jęknęłam zirytowana. Nienawidzę kiedy tak mówi.
I co mu się tak nagle odwidziało?
- Po prostu nie chcę. – powiedział stanowczo i wlepił wzrok w telewizor.
- Dopiero ,,nie miałeś z tym problemu”. – powiedziałam siadając prosto.
Irytacja zaczęła rosnąć. Co się z nim dzieje?
- Ale teraz mam. – odparł.  
- Z powodu Cody`ego? Dopiero mówiłeś, ze jest okej! – przypomniałam.
- Na litość boską, Julie, znamy go jedno popołudnie! – zawołał.
- Raczej kilka dni. – mruknęłam sceptycznie.
- To nie zmienia faktu, że na dobrą sprawę go nie znamy. – powiedział.
- Więc może go poznajmy? – zasugerowałam.
- Spędzając z nim weekend? – spojrzał na mnie krzywo.
- Na przykład! – zawołałam.
- Absolutnie. – powiedział stanowczo.
No nie. 
- Co jest z tobą nie tak? – warknęłam.
- Ze mną? Nie znam kolesia! Co z tego że wydaje się okej? Jezu, Julie! – westchnął zirytowany.
- Ale będziemy u mojego taty i Samanthy, nie będziemy przecież spędzać z nim od razu 100% czasu, ale poznamy się bliżej. – wysuwałam kolejne argumenty. Nie rozumiałam co mu się nagle stało. Aż takie ma uprzedzenia wobec obcych?
Bez przesady.
- Nie, Julie. Po prostu nie. – odparł.
- Przecież to nic złego, on nie jest jakimś psychopatą! – zawołałam.
- Tego nie wiesz. – spojrzał na mnie. Wywróciłam oczami.
- Twoje argumenty są bez sensu. Chcę go tylko poznać. – powiedziałam spokojniej.
Muszę się uspokoić i normalnie z nim porozmawiać mimo że wyprowadził mnie z równowagi tą nagłą zmianą zdania. Chcę bliżej poznać Cody`ego i muszę jakoś przekonać do tego pomysłu Harry`ego. 
Swoją drogą to naprawdę dziwne, że ma aż takie uprzedzenia. 
- Więc go najpierw poznaj a potem spotykaj się na rodzinnych zjazdach. – powiedział.

- Proszę Harry… - jęknęłam. - Zależy mi na tym. 
Spojrzałam na niego błagalnie. 
Pokręcił tylko głową. 
- Harry... - zaskomlałam, łapiąc go za rękę. 
- Julie spójrz na to z mojej strony. Nie mam ochoty spędzać weekendu z jakimś kolesiem, którego widziałem na oczy raz w życiu. - powiedział zniecierpliwiony. 
- Rozumiem, Harry ale to dla mnie naprawdę ważne. Nie wiem co planuje mój tata wobec Samanthy ale wiem, że coś na pewno. Widać to po nim, że o czymś nie mówi i jest czymś podekscytowany. I jedyne co przychodzi mi do głowy to ślub. - przyznałam. - Więc chciałabym najpierw dobrze poznać Samanthę i Cody`ego. - powiedziałam szczerze, patrząc mi w oczy. 
 On sam patrzył na mnie skonsternowany. 
- Chciałabym ufać kobiecie, z którą tata ma się ożenić. - dodałam. 
Westchnął ciężko. 
- Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś, że o to ci chodzi? - zapytał. 
- Zmieniłoby to coś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie z iskierką nadziei. Bo jeśli to by coś zmieniało to znaczy, ze teraz jego punkt widzenia się zmienił i mógłby sie na to zgodzić...
- Na pewno oszczędziłoby to nam spięcia. - odparł. 
- Harryyyyy... - jęknęłam błagalnie obejmując go za szyję.
Wywrócił oczami. 
- Okej, pojedziemy ale dopiero za tydzień. - powiedział w końću. 
- Dlaczego? - spojrzałam na niego nieco zawiedziona. 
- Julie. - powiedział ostrzegawczo. 
- Okej, okej! - zawołałam szybko i przytuliłam go mocno. - Dziękuję. - powiedziałam wesoło i cmoknęłam go w policzek.

*oczami Harry`ego* 

- Nie, Julie. Po prostu nie. – powiedziałem stanowczo.
- Przecież to nic złego, on nie jest jakimś psychopatą! – zawołała podirytowanym tonem.
- Tego nie wiesz. – zauwazyłem i zacisnąłem szczękę. Nie wierzę, ze to się dzieje. 
Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi tak szybko znowu spotkać tego gnoja, mało tego, spędzić z nim rodzinny weekend.
Z Charlesem i Samanthą - okej. Są bardzo mili, lubię rozmawiać z Charlesem. 
A noc tam z Julie mogłaby być bardzo interesującym doświadczeniem.
Ale z Cody`m nad głową? NIGDY W ŻYCIU.
Choćby nie wiem co Julie powiedziała, nie zgadzam się na to. 
- Twoje argumenty są bez sensu. Chcę go tylko poznać. – powiedziała nagle zmieniając ton na nieco spokojniejszy. Oczywiście zdążyliśmy się już o to lekko pospinać, bo ona podniosła mi ciśnienie, a ja jej ze względu na moją nagłą zmianę zdania i nieco marne argumenty. 
- Więc go najpierw poznaj a potem spotykaj się na rodzinnych zjazdach. – powiedziałem, również starając się opanować nerwy.

- Proszę Harry… - jęknęła a ja już poczułem jak na jej błagalny ton mój opór maleje. - Zależy mi na tym. 
Nie, Styles. NIE.
Gdy zobaczyłem jej błagalne spojrzenie...
- Harry... - zaskomlała, łapiąc mnie za rękę. 
I CO JA MAM DO CHOLERY ZROBIĆ?
- Julie spójrz na to z mojej strony. Nie mam ochoty spędzać weekendu z jakimś kolesiem, którego widziałem na oczy raz w życiu. - próbowałem dalej. 
- Rozumiem, Harry ale to dla mnie naprawdę ważne. Nie wiem co planuje mój tata wobec Samanthy ale wiem, że coś na pewno. Widać to po nim, że o czymś nie mówi i jest czymś podekscytowany. I jedyne co przychodzi mi do głowy to ślub. - powiedziała nieco skrępowana, czym totalnie mnie zaskoczyła. Ślub?  - Więc chciałabym najpierw dobrze poznać Samanthę i Cody`ego. - dokończyła. 
Okej, tego się nie spodziewałem. I kurwa, jak ja mam jej teraz odmówić? 
Mam być dupkiem? 
Przecież to się skończy kolejną kłótnią, a mi brakuje sensownych argumentów, zwłaszcza po tym co teraz mi powiedziała.
- Chciałabym ufać kobiecie, z którą tata ma się ożenić. - dodała, sprawiając, ze miałem ochotę strzelić sobie w łeb. 
- Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś, że o to ci chodzi? - zapytałem. Jestem w dupie. 
Już to wiem. 
- Zmieniłoby to coś? - zapytała z nadzieją w głosie. 
Przegrałeś, Styles. 
Z nią zawsze przegrasz. 
- Na pewno oszczędziłoby to nam spięcia. - odparłem czując się totalnie przegrany.
- Harryyyyy... - jęknęła błagalnie, obejmując mnie za szyję. 
Uhhh. 
Przecież to za wcześnie, a ten chuj ma mnie w garści. 
Ale nie mogę tego zrobić Julie. 
A samej jej do niego nie puszczę pod żadnym pozorem. Nie mam jak zamknąć mu ust. 
Dopiero co powiedziałem Tomlinsonowi o tym, żeby czegoś na niego szukał. 
Kurwa mać, potrzebuję czasu. 
- Okej, pojedziemy ale dopiero za tydzień. - powiedziałem w końću. 
- Dlaczego? - zapytała niezadowolona. 
Bez przesady, okej?
- Julie. - powiedziałem ostrzegawczo. I tak ryzykuję cholernie dużo.
- Okej, okej! - zawołała szybko i przytuliła mnie mocno. - Dziękuję. - powiedziała rozanielona i pocałowała mnie w policzek. 
- Nie wiem jak ty mi się za to odwdzięczysz. - mruknąłem. 
- Coś wymyślę. - zapewniła mnie z tym swoim kokieteryjnym uśmieszkiem, na który moje ciało i umysł reagował od razu i pocałowała, przygryzając moją dolną wargę. 
Starałem wczuć się w pocałunek by przestać na chwilę myśleć, ale nie udało mi się to. 

Miejmy nadzieję, że Louis znajdzie coś w tydzień, bo jak nie to jestem w dupie. 

* ZOSTAW EMOTKĘ, JEŚLI PRZECZYTAŁAŚ, PROSZĘ*
__________________________________________________________________


HELOUUUU ♥
I know, znowu zniknęłam na długo ale szkoła się zaczęła, totalnie mnie otumaniła tymi wszystki informacjami, obowiązkami, groźbami egzaminów zawodowych, które mnie czekają w tym roku i ogólnie nie mogłam się ogarnąć xd
 a jak już spróbowałam to się okazało, ze nie pamiętam hasła na bloggera :)))
ALE MOJA DUSZA ZARADNEJ NIEZALEŻNEJ KOBIETY SIĘ ODEZWAŁA ( mhm:)))) ) I DAŁAM RADĘ XD


Trochę się odzwyczaiłam od pisania więc może być sporo niedociągnięć czy błędów, albo po prostu moze powiać czasami nudą, za co przepraszam :c

Cóż, Cody jak narazie cwaniakuje ( i tak go biere *.*). Stylesowi coś nie wychodzi, Vicky pławi się w szczęściu, Julie powiedzmy, że też.
GDZIE JEST GEMMA? 

dunno :<
OGŁOSZENIE PARAFIALNE (przypominajka) 
 Coś idealnie na oderwanie się na chwilę od szkolnych obowiązków : http://lead-me-not-into-temptation.blogspot.com/
Blog mojej kochanej Agnes, której talent miałyście przyjemność poznać przy czerwonoczcionkowym ( słowotwórstwo level hard) rozdziale na Sinisterze gdyż w więszkości to ona go napisała :3
Zapraszam gorąco ♥


Nie obiecuję kiedy następny, ale na pewno się pojawi :D 
Jak zwyklę proszę o komentarze, bo mnie to motywuje do kacnięcia przed laptopem po ciężkim dniu w szkole i pisać kiedy wiem, ze ktoś na to czeka.
Jak wam życie szkolne mija? ;>



Życzę wam przyjemnego tygodnia i jak najmniej stresu i nauki♥
L.♥