sobota, 27 grudnia 2014

28. Silent Treatment


wiem, że czekając aż ruszę dupę z rozdziałem jesteście jak:
  1 etap

2 etap

3 etap:



PRZEPRASZAM (again)

WAŻNE PYTANIA POD ROZDZIAŁEM


*oczami Julie*
Minęły dwa dni odkąd wróciliśmy z tej uroczystości dziadków Harry`ego. Czytaj : od naszej kłótni.
Już było tak dobrze. Mimo, że jak zwykle, irytował mnie i miałam mu kilka rzeczy za złe, było dobrze. Lubię go. Znaczy, lubiłam.
W pokręcony sposób.
Skąd wiem?
Gdybym tak totalnie go nie lubiła, ani trochę, to nie tęskniłabym teraz, prawda? A, uwaga, ja cholera, tęsknię.
I to za Styles`em. Sama w to nie wierzę.
Ale mimo, że nadal mam mu za złe to co powiedział i doprowadza mnie granic, to cholera, tęsknię.
A przynajmniej czuję coś co jest podobne do tęsknoty. Oh Boże.
Jestem dziwna.
-Shawty! – dostałam momentalnie poduszką w głowę. Uh, Vic.
-Vic, cholera,  jak zaraz do Ciebie wstanę to  zobaczysz….- zaczęłam ale nie dane mi było skończyć.
-To ty mnie nie słuchasz! – jęknęła głośno blondynka z nieszczęśliwą miną.
-Bo już słyszałam twoją historię o tym, jak Dan wszedł tobie i Maxowi do łazienki kiedy się pieprzyliście  i to naprawdę ze zbyt dużą ilością szczegółów! – skrzywiłam się.
-W woli ścisłości, to jeszcze nie było pieprzenie. – parsknęła Vic.
-Cokolwiek, naprawdę. – jęknęłam zniesmaczona.
-Te jęki to sobie zostaw na noce u Styles`a, skarbie! – puściła mi oczko, a ja tylko zgromiłam ją wzrokiem.
-Vic odpuść. –westchnęłam.
-Dobra… A teraz mów co się stało. I nie zaprzeczaj- dodała szybko. – Odkąd wróciłaś, jesteś cały czas przybita i nieobecna, wiem, że coś jest nie tak.
Czy ona musi mnie aż tak dobrze znać?
-Oj Vic. – westchnęłam. – Po prostu pokłóciłam się ze Styles`em. Oh Boże, on jest takim zaborczym kretynem, gdybyś tylko go słyszała – zaczęłam się rozpędzać- jest tak perfidnie pewny siebie i zarozumiały, wyobraża sobie, że jest niewiadomo kim, a to tylko pieprzone pozory, bo on wcale nie jest taki twardy jak sobie myśli i wmawia. – jeśli chodzi o wady Harry`ego, mogę gadać godzinami.
-Twardy, powiadasz… - mruknęła blondynka uśmiechając się zawadiacko i przygryzła wargę.
-Vic, jesteś obleśna, naprawdę! – krzyknęłam, śmiejąc się jednocześnie i rzuciłam w nią poduszką.
Dziewczyna złapała ją w ręce śmiejąc się głośno.
-Oj, no dobra już jestem poważna. – parsknęła, opanowując się po chwili.
-Mówię serio. Jest tak bardzo… pogubiony w tym wszystkim… Nie wiem. Ale zachowuje się jak skończony dupek i zapomina o tym, jaki jest. – skrzywiłam się.
-Ale ty możesz mu przypomnieć. – powiedziała blondynka patrząc na mnie uważnie.
-Mam wrażenie, że nic nie może tego zrobić. – westchnęłam. – W każdym razie, na pewno nie ja. Mnie też okłamuje na każdym kroku. Nawet rodzinę okłamuje na każdym kroku. Mało tego, on okłamuje nawet samego siebie. A jak powie Ci coś… Umie dopiec.
-W złości mówimy różne rzeczy, Julce. – zauważyła Vic.
-Tak, tylko, że jak długo można wszystko zwalać na złość? To, że tak powie, nie znaczy, ze będzie bolało mniej.
-Zranił Cię? – jej oczy momentalnie stały się bystre, tak, że mogłaby Cię świdrować spojrzeniem.
-Nie… - westchnęłam. Zranił? Nie. Nie wiem. Nie.
-Julce, coraz mniej rozumiem z tego, co mówisz. To wszystko jest tak sprzeczne… - jęknęła blondynka.
A no właśnie, cholera. Moje uczucia i myśli co do Styles`a i jego zachowania są tak bardzo sprzeczne. Nie tylko on jest pogubiony. Nie tylko on.
A propos pogubienia.
To chyba najwyższy czas, żeby powiedzieć Vic o Dylanie. W końcu nic jej nie mówiłam do tej pory, a minęło trochę czasu odkąd wiem. Na pewno będzie niezadowolona, że nic jej nie powiedziałam, może nawet wściekła ale… Na pewno zasługuje na prawdę.
-Vic… Jest jedna ważna sprawa… O której muszę Ci powiedzieć. Ale zanim to zrobię, musisz wiedzieć, że to nie jest dla mnie łatwe, dowiedziałam się o tym niedawno i… Zwlekałam bo… Bo nie wiedziałam jak to powiedzieć i… - wzięłam głęboki wdech by zacząć mówić, ale momentalnie wpadła mi w słowo.
-JESTEŚ W CIĄŻY ZE STYLES`EM. – wypaliła ni z tego ni z owego z szeroko otwartymi oczami.
-Nie! Jezu, Vic, nie! – zaśmiałam się mimowolnie. Vic zawsze zostanie Vic.
-Nie mów mi, że z kimś innym, albo, ze nie wiesz kto jest ojcem bo najpierw zabiję Ciebie, potem Styles`a, ze to nie on jest ojcem, a potem nakupię Ci miliardy tych słodkich różowych dupereli dla mojej córki chrzestnej! – wyrzuciła z siebie z oburzoną miną.
Parsknęłam śmiechem kolejny raz, ale uśmiech znikł z mojej twarzy tak szybko, jak powróciła myśl o tym, co mam jej powiedzieć.
-Nie, Vic, nie jestem w ciąży. Ale to poważna sprawa. Dla nas obu. I po prostu… Ciężko jest mi to mówić. W każdym razie, dotyczy to Dylana. – odetchnęłam.
-Dylana? – blondynka wyglądała na rozkojarzoną.
-Tak. Zauwazyłam, że Harry i Dylan się nie lubią. To nawet za mało powiedziane.  Kiedyś rozmawiałam z Dylanem, na nazwisko Niall`a, Lucy, dziwnie zareagował. Potem spytałam, czy zna Styles`a. Zaprzeczył. Więc zapytałam Harry`ego. I… powiedział mi prawdę.
-Czyli? –ponagliła mnie zaniepokojonym głosem.
-Na początku nie wierzyłam w to, ale u Dylana otrzymałam potwierdzenie tego… Dylan kumplował się z Mike`iem Levine. Był jego człowiekiem w Brown Hill. Co prawda, nie robił aż tak strasznych rzeczy, ale był kimś w stylu informatora. A jak wiesz, Harry, Niall i reszta byli tak jakby, wrogami Levine`a. Więc Dylan celował w nich, a konkretnie w Harry`ego. I cóż, wykorzystał do tego jego siostrę. Umawiał się z nią a poźniej wystawił i wyśmiał przy kumplach. – z każdym moim słowem, twarz blondynki stawała się bledsza. Ale wiedziałam, że muszę dokończyć to co zaczęłam. – Z tym, że Harry się o tym dowiedział, słyszał jak Dylan śmiał się z jego siostry w klubie i… no, Dylan dostał wpierdol. Pamiętasz, kiedyś chodził z rozwalonym nosem … Powiedział nam, że miał wypadek na desce jak jeździł z chłopakami… Tssa… - westchnęłam i kontynuowałam. – W każdym razie, Dylan szybko uciekł. Harry sam nie wiedział co ma robić, jak wytłumaczyć siostrze, ze chłopak na którym jej zależy, ją wykorzystywał. Ale jak tylko wrócił do domu, czekała na niego wściekła i rozczarowana rodzina.
-Jak to? – wtrąciła słabo Vic, marszcząc brwi.
-Dylan go uprzedził, przyszedł do ich domu z awanturą, że Harry go pobił, powiedział im, czym ,,zajmuje się” Harry. I zostawił Gemmę pod pretekstem jej brata, tego, że go pobił. Więc Gemma go momentalnie znienawidziła, bo zależało jej na Dylanie. A jego rodzice… Wyrzucili go z domu. Stwierdzili, że nie chcą go znać, że jest kryminalistą. I stąd ta ich cała nienawiść. – skończyłam z ulgą, która znikła tak szybko jak się pojawiła. Teraz najgorsze, nie wiem jak Vicky zareaguje.
-Wszystko fajnie, Julce. Ale wydaje mi się, że Styles najzwyczajniej w świecie wcisnął Ci gówno. – powiedziała spokojnie osłupiając mnie.
-Co?
-Julie, jak mogłaś w coś takiego uwierzyć? Ile znasz Styles`a? Ile znasz Dylana? Mało tego, sama mówiłaś, że Styles okłamuje wszystkich, nawet samego siebie? Wiec dlaczego do cholery wierzysz mu w coś takiego? – blondynka patrzyła na mnie z wyrzutem. Nie wierzy mi.
-Vic, ale to prawda… -zaczęłam ale wpadła mi w słowo.
-Nie, Julce. Styles miesza Ci w głowie. Zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie wybierasz Styles`a, a nie Dylana? Pod każdym możliwym względem? Mimo, że jest zakłamanym dupkiem? Ty mu w to wierzysz? Gdyby powiedział Ci, że zabiłam człowieka dla jebanej torebki, też byś mu uwierzyła?! – blondynka gorączkowo chodziła po pokoju w kółko.
Cholera jasna, nie tak to miało wyglądać.
-Vic, zrozum, też nie mogłam w to  uwierzyć, ale to prawda! DYLAN SAM SIĘ PRZYZNAŁ! –zawołałam. Na te słowa dopiero przystanęła.
-Jak to , się przyznał?
-Normalnie, zadzwoniłam do niego, zarządałam wyjaśnien, bo nie wierzyłam Harry`emu! Ale to wszystko prawda…
Dziewczyna popatrzyła na mnie tępo.
-Pomyśl, to się układa w logiczną całość. Często rezygnował z naszych spotkań, miał swoje zajęcia. Mówił nam, ze wychodzi z chłopakami,  że ma trening, że jedzie do cioci, babci, kumpla, na korepetycje… Wszędzie zawsze miał znajomych. Strzegł swojego telefonu jak oka w głowie. Komputera też. Był naszym przyjacielem, owszem. Ale nie był z nami szczery. – powiedziałam z żalem.
-Był naszym przyjacielem? – jej głos był słaby. Wstałam i ją po prostu przytuliłam.
Odwzajemniła mój uścisk.
-Nie wierzę. – szepnęła wtulając się we mnie. Westchnęłam tylko.
Nagle odsunęła się raptownie.
Teraz w jej oczach szalała złość pomieszana ze smutkiem i rozczarowaniem.
-Zasługuję na prawdę. – niemal warknęła i sięgnęła po swój telefon.
-Vic… - rzuciłam, ale wiedziałam, że jej nie powstrzymam, już wybiera numer.
Podeszła do okna z telefonem przy uchu i czekała, aż Dylan odbierze. Serce zabiło mi szybciej. Mam nadzieję, że jej to jakoś wytłumaczy…
-Dylan, do cholery jasnej, zadam Ci pytanie, na które masz jedynie dwie możliwe odpowiedzi: tak albo nie. Czy okłamywałeś mnie i Julie przez całe nasze wspólne życie w Brown Hill, kiedy pracowałeś dla Levine`a?
Chwila ciszy. Pewnie był zaskoczony. Jeśli naprawdę myślał, że zachowam to dla siebie i nie powiem wszystkiego Vic, to jest idiotą.
-DYLAN! TAK ALBO NIE! – krzyknęła, aż drgnęłam.
-Jesteś takim skończonym dupkiem, Dylan… - powiedziała spokojniej. – PIEPRZ SIĘ! – nagle  znowu krzyknęła i rozłączyła się, rzucając telefonem na łóżko.
Oddychała ciężko. Nie dziwię się. To nie takie proste, przebrnąć przez rozczarowanie przyjacielem.
Niedawno sama przez to przechodziłam. Ba, nadal się z tym nie pogodziłam. Fakt, że ktoś komu ufałam bezgranicznie przez tak długi czas, oszukiwał mnie tak długo, cały czas siedział gdzieś w mojej świadomości, boleśnie mi o sobie przypominając.
Wstałam szybko i ponownie przytuliłam do siebie blondynkę.
-Co za palant… - wysyczała, wtulając się we mnie.
-Mówił coś więcej? – zapytałam, nie kontrolując mojego trzęsącego się głosu.
-Chciał się tłumaczyć, ale miałam ochoty tego słuchać. – skrzywiła się. – Julie, jak długo o tym wiesz? – spojrzała mi w oczy.
Ugh.
-No… Od dnia kiedy pojechałam z Harry`m przygotowywać salę na ślub. – powiedziałam cicho.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytała z wyrzutem.
-Najpierw czekałam na potwierdzenie od samego Dylana, a potem… po prostu nie wiedziałam jak… Kiedy… Przepraszam, wiem, że wolałabyś wiedzieć od razu. –powiedziałam patrząc na nią przepraszająco.
Dziewczyna odetchnęła głębiej a jej twarz złagodniała.
-Okej, Julie. Nieważne. – powiedziała spokojnie i rzuciła się na łóżko.
-Czemu faceci muszą być takimi skończonymi dupkami. – westchnęła.
Rzuciłam się na miejsce obok niej.
-Zadaję sobie to pytanie odkąd skończyłam 15 lat. – skrzywiłam się.

*oczami Harry`ego*
Kreślę kolejną linię o nieokreślonym kształcie.
Na mojej kartce takich linii jest już kilkaset, jakby kto pytał.
Siedzę w biurze i udaję, że pracuję. Nie umiem się skupić na żadnych głupich papierach, czy fakturach.
Ba, nie umiem się skupić kompletnie na niczym.

Mam tak od momentu gdy odwiozłem Julie pod jej dom.
I za chuja nie wiem dlaczego. Pokłóciliśmy się. Ale nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.
A jednak nie odzywa się. W ogóle.
Kobiety i ich fochy.
Mało tego, to nie jest zwykła kobieta, to jest Julie Blackburn.
A ta mała wkurzająca istota jest tak przeraźliwie uparta  jak… Jak ja.
Uśmiechnąłem się do siebie na tą myśl. To zabawne jak bardzo jesteśmy do siebie podobni a jednocześnie tak różni.
Nie spodziewałem się takiej urazy z jej strony po naszej, hm, ostatniej wymianie zdań.
Przecież powiedziałem jej szczerze, żeby moje sprawy zostawiła mnie. Co w tym złego?
No dobra, może przy okazji byłem trochę chamski. Może nawet trochę bardzo. Ale ona też nie dostałaby nagrody za najbardziej uprzejmą osobę na świecie!
Tak Styles, zganiaj winę na innych. Zacisnąłem szczęki.
Taki do cholery jestem. I nic i nikt tego nie zmieni.
Rozluźniłem się nieco i ponowiłem kreślenie na kartce nieokreślonych kształtów. Jak długo zajmie jej  jej foch i w końcu odezwanie się do mnie?
Bo przecież to nie będzie trwało wiecznie, prawda?
Nie może.
A ja się pierwszy nie odezwę. Ooooo nie, nie.
Nie jestem tym typem faceta.
Nie będę po kolejnej byle sprzeczce leciał na kolanach do dziewczyny z bukietem róż i błagał o przebaczenie. Tymbardziej, że przecież mnie i Julce nic łączy.
Teoretycznie, nic nie łączy.
Uśmiechnąłem się na tą myśl. Uśmiech stopniowo się rozszerzał, gdy przed oczami stawały mi reakcje brunetki na mnie o moje zachowanie. To, jak udaje pewną siebie gdy tak naprawdę jest zawstydzona. To jak zasłania usta gdy doprowadzam ją do wybuchu śmiechu. To, jak gromi mnie wzrokiem, gdy powiem coś nieodpowiedniego.
To, jak się czerwieni, gdy zawstydzę ją publicznie. To, jak zależnie od sytuacji spina się albo rozluźnia pod wpływem mojego dotyku. To jak marszczy brwi gdy się na mnie wścieka. To jak wywraca na mnie oczami. Ruch jej ust, gdy…
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozdzieranego papieru. Nawet się zorientowałem gdy mimowolnie zwiększyłem nacisk długopisu na kartkę papieru.
Zostawiłem to w spokoju i wziąłem głębszy oddech. Teraz Julie zbyt prędko na mnie nie zareaguje.
Prychnąłem mimowolnie. Też jej się zachciało fochów. Jak dziecko. Nie, gorzej.
Jak kobieta.

Tylko co konkretnie ją tak uraziło? Przecież właściwie, my cały czas się sprzeczamy, to nie jest coś wyjątkowego w naszej relacji.
Właściwie, zadaję sobie to pytanie co chwilę od momentu gdy wysiadła z mojego auta. I dlaczego? Czemu się tak przejmuję?
Chyba za bardzo jestem przyzwyczajony do obecności tej wrednej, słodkiej istoty w moim życiu. Jest jedyną rozrywką. Cóż, rozrywka to niezbyt dobre słowo. Właściwie bardzo niewłaściwe.
Na pewno by się na mnie za nie wściekła.
Cóż, jest jedyną osobą, która to życie sprawia ciekawym.
Lepiej?
Cóż, kto zrozumie kobietę?
W każdym razie, nie mogę odezwać się pierwszy. Nie.
To do niej należy ten ruch.
Przecież w końcu pęknie. Nie da rady się tak długo na mnie obrażać. Prawda?
Cholera, dlaczego aż tak boleśnie odczuwam jej brak? Irytuje mnie to już.
Tak jakbym był w jakiś pokręcony sposób uzależniony od jej obecności w moim życiu. Chore.
Spojrzałem na zegarek. Czemu te fochy tak długo trwają? Ba, czemu nie mogę tego tak po prostu olać? Przejdzie to przejdzie, a nie, to nie.
Zmarszczyłem brwi. Tu nie ma opcji, żeby jej nie przeszło.
Do cholery jasnej muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie!
Wyprostowałem się siedząc przy biurku i wziąłem do ręki pierwszy arkusz z dokumentami, próbując wymazać obraz zdenerwowanej brunetki wysiadającej z mojego auta.
Swoją drogą, kocham jej sukienkę z tego dnia. Niby skromna i niepozorna, ale na jej ciele… Poezja.
Ma tak cudowne nogi, uwielbiam jak chodzi w sukienkach. Albo szortach. Ale w legginsach też wygląda nieziemsko. Cholera, kocham jej ciało w każdej wersji.
Nawet w dresach wygląda pociągająco.
A gdy w grę wchodzi moja koszulka  na jej drobnym ciele… Jestem cały jej.
Cholera, mam do tej dziewczyny niemożliwą wręcz słabość.
Jej charakter jest istną mieszanką wybuchową. A jej ciało...
Momentalnie poczułem jak przestrzeń w moich spodniach się zmniejsza. O cholera.
Potrząsnąłem głową chcąc pozbyć się myśli o drobnej, upartej brunetce.
-Wyjdź w końcu z mojej głowy. – syknąłem cicho sam do siebie.
Ponownie spojrzałem na godzinę na moim telefonie, który miałem cały czas pod ręką, na wypadek, gdyby szanowna pani Blackburn przeszły fochy.
CZEMU TO TAK DŁUGO TRWA?
Koniec. Koniec tego. Muszę przestać o tym myśleć. Przejdzie jej. Najważniejsze to się nie złamać. Sama zadzwoni. Na pewno.
Cholera nawet jakbym chciał, nie mam wystarczająco dobrego pretekstu, żeby się do niej wybrać.
ALE NIE CHCĘ. Chcę, żeby to ona złamała się pierwsza, co na pewno zrobi. Dotarło, Styles?
Wziąłem głęboki oddech i starając się maksymalnie skupić, zacząłem czytać pierwszy dokument.

Szło mi ciężko, ale miałem za sobą trzy dokumenty. Uh, dam radę. Byle tylko nie myśleć za dużo na tematy niezwiązane z pracą i nie patrzeć na telefon.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi do gabinetu, w którym siedziałem. Zdziwił mnie widok Niall`a.
-Niall, stary! – wstałem od razu z szerokim uśmiechem. Minęło trochę czasu gdy się nie widzieliśmy. Na dobrą sprawę ostatni raz gadaliśmy gdy byliśmy u Lucy i Niall`a na obiedzie niedługo po ich ślubie.
-Siema, Styles. – chłopak uśmiechnął się, ale widać po nim, że coś jest nie tak. Oho.
Przywitaliśmy się i rozsiedliśmy.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, nie jesteś zajęty? – spojrzał na mnie z nadzieją. Rzuciłem mimowolnie okiem na moją pomazaną kartkę.
-Nie. – powiedziałem wesoło. – A teraz mów Horan, co jest, bo widzę, że coś się stało.
Blondyn westchnął głęboko i przeczesał palcami włosy. Czyli nie myliłem się.
- Pokłóciłem się z Lucy. Ale tak porządnie. – powiedział ciężko.
Oho, kłopoty w raju.
-To znaczy?
-Ogólnie, sprzeczamy się już jakiś czas, ale wczoraj… No wyjątkowo konkretnie się pożarliśmy. I właściwie cały czas chodzi o to samo. – urwał wzdychając ciężko po raz kolejny.
-Czyli…? –ponagliłem.
-O dziecko. – odparł.
Czemu mnie to nie dziwi?
-To znaczy? –zachęciłem go do powiedzenia więcej.
-To znaczy, już dawno powiedziałem Lucy, że chciałbym mieć z nią dziecko. Że czuję się gotowy, po prostu. Cóż, wystraszyłem ją wtedy, wiem. Ale przecież nie naciskałem. Było okej. Starałem się omijać ten temat. Na dobrą sprawę, chciałem, żeby tez przez to wiedziała, że gdyby coś się… stało.. To że nie zostawię jej, nie będę się wściekał. Że będę się cieszył i się zaopiekuję i nią i dzieckiem. – mówił, a ja myślałem nad tym co chłopak do mnie mówi.
Niby nie ma między nami dużej różnicy wieku, ale różnica dojrzałości jest wręcz przepastna. Facet przede mną znalazł kobietę swojego życia, oświadczył się jej, są małżeństwem, ba, marzy mu się dziecko. Jest na to gotowy i wie, że się zaopiekuje rodziną. A gdzie jestem ja?

W czarnej dupie.
-Od czasu ślubu, kiedyś znowu gadaliśmy i niechcący palnąłem jakąś głupotę o dziecku. I od tamtego czasu Lucy ma wręcz jakąś alergię na ten temat. Momentalnie wścieka się. Dlatego się sprzeczamy. I z jakichś głupot wynikają awantury. Nie upieram się przy dziecku, wiem, że mamy czas. Ale po prostu o tym z nią rozmawiam, a przynajmniej próbuję. Chcę być z nią szczery w każdej sprawie. Ale ona na tą szczerość reaguje nerwami. A wczoraj z głupoty, znowu wróciliśmy do tematu dziecka, a od tego wszystkie inne sprawy, nawet drobne, wywlekliśmy na wierzch. I pokłóciliśmy się tak, że lepiej nie trzeba. – skrzywił się. – Powiem Ci, że czuje się trochę zawiedziony, bo prosiłem, żeby zawsze była ze mną szczera i mówiła mi o wszystkim. Bo są rzeczy, których nie zauważam, a dla niej są ważne. Ale nie. Okazało się wczoraj, że uzbierało się moich błędów i to sporo. Ale oczywiście nie powiedziała mi od razu, że coś jej nie odpowiada, że jej zdaniem robię źle, czy ją ranię. – sfrustrowany blondyn odetchnął głęboko.
-Okej Niall, ale nie wydaje Ci się, że też trochę za bardzo jesteś…. Hm… No… Kurwa nie wiem jak to nazwać, ale jestes takim wymarzonym chłopakiem każdej dziewczyny, Opiekuńczy, kochający, sranie w banię, ślub, dziecko, dom z ogródkiem i psem i spokojna starość. Wszystko fajnie, ale może zbyt prosto to traktujesz? – spojrzałem na niego uważnie.
-Nie rozumiem. – zmarszczył brwi. Westchnąłem.
-Kurwa, Niall. Nie wiem jak mogę to ubrać w słowa. Kochasz ją, okej. Jesteście razem, okej. Wzięliście ślub, okej. Ślub był szybko i młodo, ale to tez okej, kochacie się. Oby Wam się. Ale teraz znowu wyskakujesz z dzieckiem. Nie masz wrażenia, że za szybko chcesz to wszystko zrobić? Mam na myśli, kurwa, to super że chcesz mieć rodzinę, jesteś dorosłym facetem. Ale po prostu, pozwól, żeby to wszystko toczyło się własnym tempem. Co do tej szczerości, też okej. Całkiem zdrowe podejście. Ale jesteście z Lucy małżeństwem krótko. Daj jej się oswoić. I nie pędź tak z tym wszystkim. Zresztą, kurwa, nie wiem. – jęknąłem nagle.- Nie znam się na związkach, miłości, a małżeństwie tym bardziej. W każdym razie, tak mi się wydaje, nie wiem. – czułem źle z tym, że nie wiem jak mu pomóc.
Niall wyraźnie jeszcze trawił moje słowa. Patrzył to na mnie, to w stronę okna.  Westchnął ciężko.
-Nie wiem, Hazz. Może masz rację, ale… Nie wiem, dla mnie to jest… Nie wiem, naturalne? Może robię źle. Nie mam już pojęcia Hazz. Jedyne co wiem, to że czuję się podle, bo nienawidzę się z nią kłócić. I mam wrażenie, że zamiast cieszyć się razem z nią życia, robię wszystko na odwrót i wręcz popycham ją do myśli, że… -zawahał się – Że zacznie żałować tego ślubu. – wydusił z siebie w końcu.
O cholera.
-Ej, Horan, nawet tak nie mów. – wstałem od razu i podszedłem do blondyna. – Gdyby nie chciała, powiedziałaby Ci o tym od razu, że nie chce jeszcze brać ślubu. A jedna kłótnia niczego nie zmieni. To logiczne, że się sprzeczacie, czasami nawet poważnie, ale na tym polega życie z kimś, nie? – poklepałem go po ramieniu i spojrzałem na niego uważnie.
-Nie jestem tego pewien Hazz. Naprawdę nie cierpię tego uczucia, gdy się z nią kłócę. To tak strasznie nie daje spokoju, wiesz? Cholernie mi na niej zależy i kłótnie mnie dobijają. Nie mogę się na niczym skupić wiedząc, że jest na mnie zła, że nie mogę od tak do niej zadzwonić, żeby usłyszeć jej głos, bo jest na mnie wściekła.  – słuchając tego, co mówi do mnie przyjaciel zauważyłem łudzące podobieństwa tego o czym mówi do tego, co czuję. O cholera. - ..A jednocześnie jeśli się z nią nie zgadzam, to o tym mówię. No kurwa, to jest takie do dupy. I nie daje mi to spokoju. – chłopak westchnął po raz kolejny tego dnia.
A mi momentalnie wpadł do głowy pomysł. Co prawda tak prędko jak o nim pomyślałem, tak prędko poczułem wyrzuty sumienia, że  cóż, wykorzystuje sytuację najlepszego kumpla do swoich celów. Kurwa, Styles, jesteś takim dupkiem.
-Niall, jestem naprawdę cienki w tych sprawach. Ale, wiesz, podejrzewam, że nie tylko Ciebie męczy ta sytuacja. Lucy pewnie też. Ba, ten wrażliwiec pewnie właśnie teraz zmywa cały makijaż własnymi łzami. – prychnąłem, chcąc spowodować uśmiech blondyna, ale sądząc po jego minie, chyba tylko wywołałem u niego poczucie winy, że to przez niego Lucy płacze. Kurwa Styles, beznadziejny z Ciebie psycholog. – Miałem na myśli, że pewnie teraz obgaduje wszystko z Julie i Vic. Albo z Shelley`em. – powiedziałem szybko.
-George`a nie ma w mieście. A poza tym wolałbym, żeby o naszych problemach gadała ze mną. – powiedział krzywiąc się nieco,
-A ty z kim gadasz o waszych problemach? To logiczne, że łatwiej pogadać o tym z kimś, kto widzi wszystko z boku. – wzruszyłem ramionami.
-No wiem. – odetchnął głęboko.
-Pogadam z Julie. – wypaliłem w końcu. Tak, to jest ten mój pomysł.  Naprawdę jestem dupkiem. Wykorzystuję sytuację. Cholerny dupek. – Wiesz, przyjaźnią się z Lucy. To dziewczyna, tez inaczej na to patrzy. No i jest kobietą, a kto zrozumie kobietę lepiej niż inna kobieta? – zaśmiałem się krótko, mimo iż sumienie mnie gryzło.
-Ta.. – zaśmiał się raczej smutno.
-No stary, nie łam się. Dacie radę. – poklepałem go pokrzepiająco po plecach. – I szykuj się wieczorem na piwo. Jak będę wiedział co i jak, usiądziemy i pogadamy.
-Dzięki, Styles. – uśmiechnął się słabo. – Zdecydowanie potrzebuję piwa.
-Styles zawsze wie, czego dusza pragnie. – powiedziałem wesoło.

~*~
NAPRAWDĘ NIENAWIDZĘ TEGO POCZUCIA WINY, NIENAWIDZĘ.
Przemierzałem miasto kierując się w stronę domu Julie. Naprawdę, czuję się podle. Nie jest tak, że bagatelizuję problemy Niall`a, czy to wykorzystuję celowo.
Horan jest dla mnie jak brat i naprawdę chcę mu pomóc. Najgorsze jest to, że naprawdę jestem beznadziejny w tych wszystkich ,,związkowych” rzeczach.
Chcę pomóc Niall`owi, ale nie wiem jak. Naprawdę liczę, że jakoś im się ułoży.
Pomysł z Julie? Po prostu nie wytrzymuję już w tej karze milczenia.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, potrzebuję jej w mojej codzienności i tyle.
Jednak to ja pierwszy pękłem i to ja jadę do niej.
Cóż, jesteś cipą, Styles.
Czuję jednocześnie potrzebę zobaczenia jej a jednocześnie niepohamowaną złość na samego siebie, że ktoś ma nade mną taką pieprzoną moc, że lecę z podkulonym ogonem. Niesamowicie mnie to wkurwia. Nikt nie powinien robić ze mną czegoś takiego.

KURWA MAĆ, JESTEM TAKI POGUBIONY W TYM GÓWNIE.
Tyle sprzeczności naraz.
Wiem, że jadę do Julie nie tylko z osobistych pobudek, że chcę też jakoś pomóc Niall`owi i Lucy, a i tak czuję się cholernie winny, jakbym zrobił to z czystą premedytacją i tylko wykorzystywał ich sytuację.

Druga sprawa to pieprzona złość, że ta mała brunetka tak na mnie wpływa, że nie jestem wstanie znieść jej pieprzonej kary milczenia, że nie mogę się przez to na niczym skupić i nie daje mi to spokoju. Że tak jej potrzebuję. Jednocześnie chcę już mieć ją obok, nawet jeśli znowu będzie doprowadzała mnie do wściekłości co przychodzi jej łatwością.

A trzecia sprawa kołatała mi się cały czas po głowie, ale cholera, ciężko jest mi to przyjąć do wiadomości.
Zauważyłem podobieństwo w sytuacji Niall`a i mojej, Pokłócił się z Lucy, jak ja z Julie. I nie daje mu to spokoju, nie może się na niczym innym skupić. Mam dokładnie tak samo, o czym świadczy cel mojej podróży w tym momencie. Ale Niall powiedział jeszcze jedną rzecz. Że zależy mu cholernie na Lucy i sprzeczki nie dają mu przez to spokoju, że bez niej dostaje szału.
Skoro mam taką samą sytuację… To mnie też zależy na Julie?
Kurwa.

Naprawdę, to wszystko jest tak popieprzone, że jedyne na co mam w tym momencie ochotę to (poza uprzednim zobaczeniem w końcu Julie) zapoznanie się z zawartością torby lezącej w szafie w moim pokoju, która jest przeznaczona dla Daniela i jego szanownych przyjaciół ćpunów.
Czuję, że to wszystko się kiedyś na mnie zemści.
Cóż, oby jak najpóźniej.

*oczami Julie*
Odkąd dziewczyny wyszły, dalej nie mogę sobie znaleźć miejsca ani zajęcia. Przytłacza mnie to wszystko.
Harry, sytuacja z Dylanem… Jeszcze mało tego, Lucy i Niall. Kiedy Vic miała wychodzić, przyszła do mnie Lucy, która wyglądała jakby zaraz miała się rozpaść aż w końcu po prostu się rozpłakała. Dlatego powiedziałam, że dziewczyny wyszły. Cóż, sytuacja Lucy i Niall`a, nie jest łatwa. Ale kto wyjdzie z najgorszej sytuacji jak nie ta dwójka?

W każdym razie czuję się przytłoczona i pokonana przez to wszystko. Mam niewytłumaczalnego kręćka od ostatniego spotkania ze Styles`em. Nie mogę nic zrobić, na niczym się skupić, bo cały czas ta przeklęta lokata czupryna staje przed moimi oczami. Cholera, nawet nie mogę w spokoju leżeć na łóżku! Kończy się to rzucaniem się z jednego rogu łóżka na drugi, aż w końcu obracam się 123456789 razy wokół własnej osi na materacu, próbując zasnąć.
Doprowadza mnie to do szału. Mało tego, rozczarowana twarz Vicki też nie daje mi spokoju. Źle się z tym czuję, że nic jej nie powiedziałam wcześniej i martwię się o nią, bo wiem, że naprawdę ją to dotknęło.
I męczy mnie też sprawa Lucy. Wiem, ze jest jej ciężko. Naprawdę chciałabym, żeby była z Niall`em w pełni szczęśliwa. Ta dwójka zasługuje na to jak nikt inny,
Oh Boże, czemu to wszystko musi być takie porypane i ciężkie? Takie przytłaczające? Mam tego dość.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się z łóżka. Cholera, właśnie się zorientowałam, że przez ten cały czas po raz setny tego dnia, zaliczałam obroty wokół własnej osi na moim łóżku.
Niech ten dzień się już skończy, proszę,
Zbiegłam po schodach, zerkając po drodze w lustro.
Otworzyłam drzwi i to co zobaczyłam sprawiło, że zamarłam i pożałowałam, że mam na sobie zwykłe szare dresy, koszulkę na ramiączka i ani grama makijażu na twarzy. O wiele łatwiej jest być obrażoną i złą na Harry`ego Stylesa kiedy jesteś pewna siebie, że wyglądasz jak człowiek, a twoje niedoskonałości są zakryte makijażem. Ba, jest nawet bardzo realna szansa, że w razie czego, nie będzie widać rumieńców na policzkach.
-Cześć, Shawty. – puścił mi oczko i od tak wszedł do środka.
-O ile się nie mylę, nie powiedziałam, żebyś wszedł. – zauważyłam złośliwie zamykając drzwi.
-Mi też Ciebie miło widzieć. – odparł lekko. Złość ponownie zawitała. To niesamowite jak szybko ten facet umie mnie doprowadzić do szału. Będzie teraz udawał, że wszystko jest okej?

-No popatrz, mi Ciebie nie. – mruknęłam i jak gdyby nigdy nic zaczęłam przygotowywać ciasteczka, które miałam zamiar zrobić. Zaczynam się zachowywac jakby go tu nie było.
Czułam jego wzrok na sobie, co wcale nie ułatwiało mi pracy. Cholera, dłonie mi się trzęsą.
-Będziesz mnie teraz ignorować? – niemal nie podskoczyłam na  dźwięk jego głosu, który wypełnił pomieszczenie.
Spojrzałam tylko na niego kpiąco i wróciłam do robienia ciasteczek.
Kilka razy musiałam się zastanawiać nad tym co powinnam zrobić następnie żeby niczego nie pomylić.
-Najpierw kary milczenia, a teraz będziesz udawać, że mnie tu nie ma? Bardzo dojrzale, Blackburn, gratuluje. – wyczułam złość w jego głosie. Zwróciłam się do niego twarzą.
-Jaka kara milczenia? – zapytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Od momentu gdy wysiadłaś z tego samochodu, nie odzywasz się wcale. Nie to, żebyś miała w zwyczaju zadzwonić, odezwać się pierwsza – zakpił, sprawiając, że zacisnęłam dłonie w pięści. – Ale tak czy inaczej, nie odzywałaś się wcale. Foch level extra hard. – prychnął lekceważąco, opierając się o blat kuchenny.
-Masz rację, zawsze gdy ktoś mnie zlekceważy i da mi do zrozumienia, że mam się nie wpieprzać w jego sprawy kłócąc się ze mną przy tym, od razu zasypuję go smsami, telefonami, mailami, normalka! – prychnęłam.
-Och proszę Cię… -zaczął, ale wpadłam mu w słowo.
-Mało tego, co to są za pieprzone wymagania? Mam się odzywać pierwsza? Ty słyszysz co ty mówisz? Nie jesteśmy w podstawówce do cholery, ba, my się nawet nie spotykamy w żaden głębszy sposób, żebyś mógł ode mnie wymagać odzywania się ! – upuściłam ze złością łyżkę, która ze stukotem uderzyła w blat kuchenny.
-Wolałabyś, żebyśmy się spotykali w ,,głębszy” sposób? – nagle momentalnie spuścił z tonu  i patrzył się teraz na mnie z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem.
-Jesteś pieprznięty, Styles. – syknęłam i wróciłam do robienia ciastek. Skąd przyszło mu głowy takie pytanie? Pfff.
Ja i on. Pff.
PFFFF.
O cholera, policzki mnie pieką. O nienienienie!
Starałam się sprowokować ruch moich włosów, żeby zakryły mi zarumienione policzki. Momentalnie poczułam dłonie Harry`ego na mojej talii, na co aż wstrzymałam oddech.
-Zadałem bardzo proste pytanie, Shawty. – powiedział zniżonym głosem do mojego ucha, a ka momentalnie poczułam, że wyglądam jak burak. Nie mówiąc już o ciarkach na moim ciele i dziwnie przyjemnym uczuciu w moim brzuchu.
- A ja bardzo prosto odpowiedziałam. – starałam się nie tracić pozorów względnej pewności siebie.
Poczułam jak jego klatka piersiowa zawibrowała od śmiechu. Cholera, czułam jego ciało przy moim tak blisko i tak dokładnie…
-Jesteś niemożliwie uparta. –powiedział wyraźnie rozbawiony i ciepło jego ciała mnie odpuściło ku mojej rozpaczy, bo mimo wszystko, to było cholernie przyjemne. Stanął zaraz obok mnie, opierając się o blat więc stał do mnie bokiem tak ja do niego.
-W każdym razie – odetchnął głębiej- nie wiem czy wiesz już, ale są kłopoty w raju. – mruknął i jak gdyby nigdy nic odłamał kawałek czekolady, która leżała na blacie jako składnik ciasteczek i wziął go do ust. Nie, ja wcale nie patrzyłam na jego usta i sposób w jaki… NIE.
- Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi próbując się skoncentrować.
-Mówię o Lucy i Niall`u.
-Ah, słyszałam. – powiedziałam i momentalnie zrobiło mi się smutno, gdy stanęła mi przed oczami Lucy.
-Co z tym robimy? A raczej – co wiesz na ten temat? O co poszło, jak to naprawić? – zapytał jakby nigdy nic.
-Harry naprawdę myślisz, że po tym co od Ciebie usłyszałam, teraz od tak wszystko jest okej? – spojrzałam na niego ze złością.
Westchnął teatralnie.
-Julie, to co było, to było, nie zmienię teraz tego. Przegiąłem, przepraszam jeśli Cię to uraziło, nie chciałem tego zrobić. Ale po prostu chcę żeby moje sprawy pozostały moimi sprawami, okej? Przepraszam. A teraz, nasi przyjaciele mają problem, możemy się tym zająć?
CO ZA DUPEK.
-W jaki sposób chcesz się tym zająć? – spytałam sceptycznie.
-Chcę im pomóc. Jesteś kobietą, gadałaś z Lucy, jak to wygląda z twojej strony?
-Tak, że to są ich sprawy i niech to pozostanie ich sprawą. – powiedziałam sarkastycznie.
Zaśmiał się na mój komentarz, ale szybko spoważniał.
-Julce, mówię poważnie.
-Ja też, Harry. – odparłam i zaczęłam mieszać składniki na ciastka.
-Masz zamiar tak to zostawić? – spytał zaskoczony.

-A co twoim zdaniem powinnam zrobić? To są ich sprawy, są dorośli. –wzruszyłam ramionami.
-Ale przyszli do nas.
-I co z tego? To chyba normalnie ze jak masz problem to gadasz o tym z kumplem. Nie po to, żeby podał Ci rozwiązanie na tacy, ale po to, żeby się wygadać i sobie ulżyć. Wiadomo, że pomoc też jest przydatna. Ale przyjaciel jest od tego, żeby spojrzeć na coś z innej perspektywy, żeby nam kilka rzeczy uzmysłowić.
-Więc posłuchałaś, tego co mówiła Lucy i masz to w dupie?
-Nie, do cholery, Styles! – straciłam cierpliwość. – Wysłuchałam jej i powiedziałam co o tym myślę, jak wygląda to z mojej strony. A to od niej zalezy co z tym zrobi. To jest dwójka dorosłych ludzi. To oni muszą znaleźć wyjście. Niall jak do Ciebie przyszedł powiedział: Harry powiedz mi co mam robić, wymyśl coś za mnie? – spojrzałam na niego krytycznie.
-Nie. – burknął.
-No właśnie. Przyszedł się wygadać. A i tak podejrzewam, że twoim wyjściem będzie piwo. – wywróciłam oczami.
Rozesmiał się.
-Skąd wiedziałaś? – prychnął.
-Faceci są skomplikowani ale jednocześnie aż zbyt przewidywalni w niektórych sprawach. Nawet ty, Styles nie jesteś wyjątkiem. – powiedziałam nonszalanckim tonem, co najwyraźniej go rozbawiło.
-Dobra, mądralo, mów lepiej co mam robić. Nie mogę patrzeć jak się bawisz z tymi ciastkami. – zszedł z blatu i stanął obok mnie.
-Czy Harry Styles właśnie zaproponował mi pomoc w pieczeniu ciasteczek? – udałam ekscytację.
-Owszem mała, to twój szczęśliwy dzień. – zakpił. – Może nawet przy odrobinie szczęścia trafi Ci się jakaś bitwa na mąkę i jajka i w końcu wylądujesz siedząc na tym blacie cała w cieście obściskując się ze mną. – puścił mi oczko.
-Nawet na to nie licz, Styles. – prychnęłam. W tym samym momencie garść mąki wylądowała na mojej twarzy i włosach.
Zamarłam.
No dupek, no!
-Nie, Styles. – syknęłam. – po prostu nie.
Zaśmiał się na moją reakcję, ale nie zrobił nic więcej. Gdy tylko pozbyłam się większej ilości mąki z siebie, korzystając z jego nieuwagi, gdy wkładał ciastka do piekarnika, przyozdobiłam jego loki paroma szczyptami mąki.
Ale ćśśśś….
___________________________________________________________________
Szczerze? Nie wiem co napisać.
Tak, wiem, pewnie Was denerwuję spóźnianiem się i przepraszaniem. 
Cóż. 
Mam tylko nadzieję, że będziecie mi wybaczać, choć zdaję sobie sprawę, że pewnie Was wkurzam.


anyways
Postaram się coś sklecić na YTR i szykuję kolejnego one shota.
Wiem, pewnie też się wkurzacie bo nie nadążam z sinisterem i YTR a piszę coś jeszcze.
Zdaję sobie z tego sprawę. Ale akurat ten pomysł męczy mnie od wakacji i mam potrzebę jego napisania tak jak było z ,,Albumem", który jednak Wam się spodobał, a przynajmniej wywołał u Was jakąś reakcję, co mnie mile zaskoczyło.
One shot tym razem bedzie z konkretną osobą, mianowicie z Niall`em.
Co mogę powiedzieć, postaram się Was nie zawieść i jakoś doprowadzić to do ładu.
Chociaż to nie jest proste, żeby szybko napisać coś fajnego, nie powtarzając niczego.

Moja Ada założyła bloga *.* wchodzimy pyszczki ♥


W każdym razie dziękuję, że jesteście
Dziękuję za to, że zdecydowanie mam od większości z Was wsparcie i zrozumienie.
Naprawdę Wam dziękuję ♥
Pytanie do ff: 1)Chcecie by Dylan jeszcze pojawiał się w życiu bohaterów? Czy mam zająć się głównie Julie i Harry`m?
2) takie wątki z Lucy i Niall`em- chcecie? czy też sobie darować i ewentualnie czasem dodawać jako tło wydarzeń?
3) jakiego zakończenia tej historii się spodziewacie? szczęśliwe czy niekoniecznie?
4) podoba Wam się relacja Julie i Harry`ego? Zmieniłybyście coś?


@awhniallable



niedziela, 21 grudnia 2014

Album

To jeszcze nie rozdział.
Po Wigilii jakoś dodam.
Teraz czas na One Shot`a, którego dedykuję mojemu Irwinkowi.
Prawdopodobnie jutro jak wstanę, stwierdzę, że jest beznadziejny, ale cóż.
Jest dla mnie ważny.
Proszę, żebyście czytały uważnie, zwracały uwagę na daty i GODZINY.
Prosze też o włączanie piosenek chociaż na te króciutkie fragmenty.

WAŻNE: zupełnie inny sposób pisania.
jeśli Was zaciekawi
a) jak po kolei wyglądały kartki albumu
b) każdy dzień oczami bohaterów, dialogi
c) imiona
d) szczegóły
piszcie, wtedy napiszę tą historię drugim sposobem, bez żadnych niewyjaśnionych spraw.

___________________________________________________________
6 grudnia 2012 roku
włącz
Średniego wzrostu blondynka szła szybkim krokiem przez zatłoczony tłum ludzi na przystanku, nie zważając na cienką, zamarzniętą powierzchnię lodu pokrywającą miejscami szeroki chodnik.
Mroźny wiatr rozwiewał końcówki jej nieujarzmionych, kręconych,  jasnych włosów, zmuszając dziewczynę do schowania twarzy w puszysty szalik, owinięty wokół jej szyi.
Nie wyglądała jakoś szczególnie. Jak przeciętna nastolatka.  Czarne, zimowe buty za kostkę, dżinsy, czarna kurtka i biały, duży, puszysty szalik. A jednak, przykuwała uwagę wielu osób, które w pośpiechu mijała.
Cóż, może dlatego, że jednak niecodziennie można minąć młodą dziewczyną w puszystej czapce Mikołaja.
A tak się składa, że ta oto dziewczyna, miała ją na głowie.
Cóż, Mikołajki.
Mijały ją dzieci, które zachwycone pokazywały palcami w jej kierunku i ciągnęły swoje mamy, czy rodzeństwo za rękawy, żeby pokazać im, że znalazły elfa Mikołaja (no bo przecież sam Mikołaj to być nie może, nie ma kompletnego stroju, brody, worka z prezentami, a już nie mówiąc o tym, że według tradycji Mikołaj był płci męskiej).
Mijali ją starsi ludzie, którzy patrzyli na nią z ciepłym uśmiechem, że ktoś kontynuuje tradycję, że młodzież czerpie z tego radość.
Mijali ją rówieśnicy, lub trochę młodsi, którzy uważali, że to co robi jest głupie i cóż, żałosne.
Mijali ją dorośli ludzie, którzy gdyby nie reklamy coca coli, czy inne liczne reklamy typowo Mikołajkowe, albo tudzież, Mikołajki w szkole ich dzieci, w pędzie pracy w ogóle zapomnieliby o takim święcie.  Mijali ją obojętnie, albo również z uśmiechem.
Mijało ją mnóstwo ludzi. Ale dla każdego Mikołajki znaczyły co innego. Dla jednych, to niesamowite święto, miłe, pełne radości i uśmiechu. Dla innych to głupia zabawa, brednie.  Dla jeszcze innych to miłe wspomnienie, a są i tacy, którym jest to po prostu obojętne i zwracają na to żadnej uwagi.
Jak jest z samą dziewczyną? Cóż, zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na to, czy ktoś się na nia gapi, czy też nie. Mijała ludzi w pośpiechu, gdzieś się śpieszyła.
Co kilka pokonywanych metrów, ślizgała się na powierzchni pokrytej cienką warstwą lodu. Pogoda wcale nie przypominała zimowej poza śliską nawierzchnią z powodu deszczu i mrozu, który tego roku przyszedł wyjątkowo szybko i cóz, zadomowił się tutaj.
Gdy tylko dziewczyna traciła równowagę, krzywiła się i można było od czasu do czasu wyłapać z ruchu jej lekko spierzchniętych warg przekleństwo.
Cóż pośpiech nie popłaca.
Już za rogiem poślizgnęła się po raz kolejny tego dnia, tym razem przypłacając to upadkiem. W każdym razie, nie tylko swoim. Idący z naprzeciwka chłopak, padł ofiarą jej chwytu, który, cóż, był odruchem bezwarunkowym podczas upadku.
Po krótkiej chwili , gdy tak po prostu leżeli na zimnej powierzchni, wydając z siebie niezadowolone pomruki lub też, jak chwilę potem sam chłopak- śmiechu, w końcu oboje wstali. Jak się okazało, młody mężczyzna był dżentelmenem, pomógł wstać dziewczynie.
Mimo, że to ona zawiniła, cóż, najzwyczajniej sprowadzając go do parteru, chłopak wydawał się nie mieć jej tego za złe. Uśmiechał się do niej. Z  gestów można było wyczytać, że i on zauważył jej czapkę. Mówił do niej radośnie, chyba zadał jej jakieś pytanie. Cóż, dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu.  Wyglądała na zirytowaną i znudzoną. Rzuciła tylko coś i wyminęła go, wracając do szybkiego tempa chodu i odeszła.
Cóż, chłopak nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu. Westchnął krótko, obejrzał się raz i ruszył w swoją stronę. Obejrzał się raz jeszcze za czerwoną czapką z pomponem. Po kilku metrach zrovił to podobnie.  I jeszcze raz. Aż czerwony kolor na dobre zniknął z jego pola widzenia.

A co z młodą dziewczyną? Nie zwalniając kroku, podążała jeszcze przez  kilka ulic, owijając się szczelniej szalikiem. W końcu weszła do dużego budynku na końcu ulicy.
Jest to budynek szpitala, bez wątpienia. Dziewczyna pośpiesznie przemierzała kolejne korytarze, ściągając szalik i kurtkę, lecz nie ruszyła czapki. W końcu dotarła do, najwyraźniej pożadanego oddziału. Zatrzymała się, wzięła głęboki oddech.  Przybrała uśmiech i weszła na oddział.
Jaki to odział?  Z tabliczki informacyjnej wynika iż Onkologia.

22 grudnia 2012 roku
włącz
Średniego wzrostu  blondynka, miała skonsternowaną minę stojąc przy regałach z książkami, które rozciągały się na większość całego sklepu, w którym się znajdowała. Jak po samej dacie widać, szukała prezentu. Wnioskując po minie, nie szło jej zbyt dobrze. Przesuwała wzrokiem po kolejnych tytułach, szukając tego jednego.
Nic.
Błysk irytacji i smutku jednocześnie w jej oczach. Chyba nie może znaleźć tego, czego szuka.
Jednak nie poddaje się. Krąży miedzy regałami.  W końcu po dłuższej chwili już ściska w dłoni egzemplarz szukanej książki. Jej oczy są tym razem wesołe, dziewczyna wręcz tanecznym krokiem idzie do kasy, przy której zdążyła się już zebrać pokaźna kolejka. Ale nawet to nie jest w stanie jej zasmucić.
Staje spokojnie w kolejce i zawiesza wzrok na kolorowych lampkach porozwieszanych dokoła, które powinny wprawiać ludzi w świąteczny nastrój. Uśmiechnęła się nieco kpiąco. Chyba nie przepada za takimi ozdobami. Albo może nie przepada za towarzyszącym im czasami kiczem? Albo może po prostu nie lubi świąt?
W końcu teraz, nie trudno jest spotkać ludzi, którzy nie lubią świąt, świątecznego pędu czy ,,udawania”  przy świątecznym stole.
Może ona jest jedną z tych osób. Cóż, chłopak, który kierował się w stronę kas był chyba jej przeciwieństwem. Usmiech nie schodził mu z twarzy, a od lampek, choinek. Imitacji prezentów, czy Mikołajów, nie mógł oderwać oczu. Sam miał w  ręku książkę. Nagle jego uwagę przykuły nie dekoracje, ale owa dziewczyna stojąca już w kolejce ze swoją zdobyczą.
Uśmiech na twarzy chłopaka się powiększył i energicznym krokiem skierował się do kolejki, gdzie stała dziewczyna i zajął miejsce za nią. Już po chwili odezwał się do niej, powodując zaskoczenie na jej twarzy.
Zadał jakieś pytanie, uśmiechając z lekkim niedowierzaniem i pokręcił głową. To chyba miało coś wspólnego z książkami, które miały identyczne okładki. Widniał tam napis: ,,Ćwiczenia z utraty”.
Dziewczyna była nastawiona raczej sceptycznie do tego chłopaka. Lecz zanim nadeszła jej kolej do zapłaty, na jej twarzy już gościł lekki uśmiech, a do tego czasu nawet kilka razy się zaśmiała.
Sam chłopak, był wyraźnie zadowolony ze swojego sukcesu, że wywołał u niej uśmiech po kilku  nieudanych próbach.
Oboje zapłacili i udali się do wyjścia sklepu. Jak się okazało, mimo nieco zdystansowanego podejścia dziewczyny, potrafią się dogadać. W końcu, spacerowanie przez bite dwie godziny po mieście i kolejna na piciu gorącej czekolady w kawiarni o czymś świadczą.  Samo spotkanie zostało uwiecznione zdjęciem, wybłaganym przez chłopaka.
,,-Podobno cytaty  uwieczniają chwile lepiej niż fotografie. 
-Nie sądzę.
-Możemy się o tym łatwo przekonać. 
-Niby w jaki sposób?
-Uśmiechnij się.
-O nie, NIE! 
-Oh, proszę. Nie bądź taka nieśmiała!
-Nie nabijaj się ze mnie idioto! Ja nieładnie wychodzę na zdjęciach!
-Po pierwsze: kłamiesz, a po drugie: to dla dobra eksperymentu, inaczej się nie przekonamy! 
-Nie, przestań!
-Zamknij się i uśmiechnij się w końcu.
-Zabiję Cię. ‘’
Po chwili dało się słyszeć krótki dźwięk robionego zdjęcia
O dziwo, po wszystkim chłopak nie odprowadził jej pod jej dom, ale…. Pod budynek szpitalny.

 28 grudnia  2012 roku

Średniego wzrostu blondynka słysząc dzwonek do drzwi, pośpiesznie idzie otworzyć. W drzwiach o dziwo, zamiast żywej istoty, spotyka mały  prezent. Zaskoczona rozgląda się wokół, lecz nikogo nie widzi. Woła, ale nikogo nie ma.
Bierze prezent w ręce. Do kokardy jest przyczepiona karteczka, którą szybko czyta.
,,Spóźniony, ale jest :)  Eksperyment uznaję za rozpoczęty!  Widzimy się w Nowym Roku  :P
M. ‘’
Dziewczyna uśmiecha się szeroko, kręci głową i wchodzi do środka.
Jak się okazuje, w środku był mały album. Zachichotała pod nosem. Już wiedziała co to jest.
To jest ten ,,eksperyment”.
Otworzyła album z prostą, białą okładką. A jednak, nie była taka prosta. Na jej jedym roku była przyklejona malutka papierowa torebeczka po cukrze od kawy, którą  jeszcze wczoraj pili. Niekontrolowany uśmiech rozświetlił twarz dziewczyny. Na pierwszej stronie znajdowało się ich zdjęcie z kawiarni. Dziewczyna zasłaniała się dłońmi, a chłopak  był w trakcie mówienia czegoś.
Zachichotała po raz kolejny na ten widok.  Pod zdjęciem znajdował się biały pasek papieru z napisanym ładną czcionką tekstem:
,,Nie spotkali się przypadkowo.  Czasami jest tak, że jak bardzo czegoś pragniesz, to się po prostu dzieje”.
Delikatne rumieńce pojawiły się na jej policzkach, a w jej oczach cień strachu. Chyba nie wiedziała jak ma to odczytać. Albo może, bała się tego jak można to odczytać.

14 lutego 2012 roku
włącz
Eksperyment toczył się swoim tempem, około 1/3 przodu okładki albumu było zapełnione naklejkami, papierkami i innymi przypadkowymi rzeczami. Ale jeśli chodzi o dwójkę ludzi, która ten eksperyment  wykonywała, nic nie jest przypadkowe, nawet te papierki. Wraz  z tymi przdmiotami przybywało zdjęć i kartek z różnymi cytatami.
Blondynka siedziała tego dnia od rana w domu. Nie lubiła walentynek. I cóż, rozwiązała się jedna z zagadek.  Dziewczyna nie przepada za wszelkiego rodzaju świętami. Dlaczego? Chłopak zna tą historię, która jest związana z tak często odwiedzanym oddziałem onkologicznym w pobliskim szpitalu.
Blondynka szybko mu zaufała. Może nie było to kompletne zaufanie, ale na pewno w dużej mierze. Pod tym względem, stał się jej przyjacielem. Ten fakt go cieszył, zdecydowanie. Wie też już, dlaczego miała na sobie tą czapkę Mikołaja w dniu ich pierwszego ,,spotkania”. Jak się okazało, różnica dwóch lat pomiędzy tą dwójką, nie przekładała się w ogóle na ich relację.
Dogaduję się lepiej, niż świetnie.
Mimo to, dziewczyna utrzymuje pewien dystans, jest nieufna. Ale chłopak wie z czego to wynika. A nie drąży tematu, przecież są tylko znajomymi przeprowadzającymi eksperyment.
Czysty przypadek, prawda?
Tego dnia, w znienawidzone Walentynki, blondynka zamierzała spędzić dzień na spaniu.
Ale już o 12, okazało się, że jednak  nie tak będzie wyglądał jej dzień. Wtedy do jej drzwi zapukał dobrze znany jej chłopak o imieniu na literę M.
Dziewczyna powitała go uśmiechem ale zaraz się speszyła, bo, cóż, była w stanie kompletnego nieogarnięcia, w koku, legginsach i luźnej koszulce.
Chłopak jednak niczym nie zrazony, oznajmił, że dzisiaj mają Singieltynki.
Dziewczyna wyśmiała go. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przekonał ją do zdjęcia, kawy i spaceru mimo dnia znajomości, a co za tym idzie, jego niebywały talent przekonywania,  i ten pomysł osobliwych Singieltynek zrealizowali i spędzili dzień na jedzeniu i oglądaniu filmów.
Niespodzianką, którą odkryła dzisiaj dziewczyna, była fakt, że chłopak umie grać na gitarze. A niespodzianką dla chłopaka była fakt, że ta gitara ma dla niej szczególne znaczenie i jest to związane z częstymi wizytami na oddziale onkologicznym.
Koniec końców, cały wieczór wałkowali jedną piosenkę - ,,Hey There Delilah”.
Hm, czy potrzeba pisać, jaki cytat znalazł się w albumie pod zdjęciem ich nóg i laptopa ze sceną z filmu ,, Poradnik pozytywnego myślenia”?

20 kwietnia 2012 roku
Chłopak powoli zaczyna zdobywać kompletne zaufanie blondynki.  Ona sama chyba nie do końca może w to uwierzyć.
Ostatnie dni były dla blondynki ciężkie. Dwa dni wcześniej miał miejsce telefon ze szpitala, który znała już niemal na pamięć.
Nie było to coś, co powodowało uśmiech na jej twarzy. Raczej ślady łez. Jednakże M cały czas był obok, gdy ona powoli się otwierała i ujawniała wszystkie emocje, które jej teraz  towarzyszą.
Chłopak nie pozwala jej się załamać. Wspiera ją jak może.  W tym czasie, na okładce albumu ląduje kawałek chusteczki i zdjęcie jej, śpiącej na jego ramieniu, zmęczonej  płaczem.
,,Najgorsze w nieszczęściu jest strach przed czymś,  kiedy już niczego się nie oczekuje”.

Tego dnia, po południu, blondynka znowu znalazła się na oddziale onkologicznym. Ale tym razem z chłopakiem przy boku.

25 maja 2012 roku. 
Chłopak nie kryje swojej sympatii do blondynki. A raczej czegoś więcej niż tylko sympatii.
Dziewczyna zdaje się tego nie zauważać, nie widzieć tych drobnych gestów, czasami aż zbyt oczywistych. Albo może boi się je zauważyć.
Ich wizyty w szpitalu  mimo strachu blondynki, nie skończyły się. Nadal tam przychodziła, ale teraz zawsze z M.
Jak się miewa ich eksperyment? Album zaczyna opowiadać pewną historię. Historię, którego zakończenia nikt nie zna.
Ale za to dalszy ciąg, mający miejsce dzisiaj wyglądał następująco: napis na albumie, zdjęcie jednej, wielkiej, niebieskiej waty cukrowej i cytat piosenki, którą śpiewali cały dzień :
Clap along if you feel like happiness is the truth
Because I’m happy
Clap along if you know what happiness is to you



15 czerwca 2012 roku
włącz
Stało się.   Teraz blondynka  jest wyjątkowo  blisko z M.
A wszystko za sprawą kolorowego proszku Holi na okładce albumu, zdjęcia ich splecionych dłoni, całych w najróżniejszych kolorach i podpisu:
   Should this be the last thing I see
I want you to know it’s enough for me
Cause all that you are is all that I’ll ever need




16 lipca 2012 roku
Dwójka już bardzo bliskich sobie młodych ludzi przechadza się po malowniczej okolicy, późnym popołudniem.
To blondynka i szatyn, M.
Rozmawiają, co chwilę śmiejąc się w głos, lekko poszturchując czy przytulając.
Aż miło popatrzeć na promieniujące od  nich szczęście. To czas ich wspólnego wakacyjnego wyjazdu. Pierwszego.
Kierują się do uroczego, miejscowego parku. Zauważają światła.
Trafiają na miejscowy ,,otwarty” koncert, który jest tradycją tego miejsca.
Obydwoje są zachwyceni i biorą udział w zabawie.
Chłopak pożycza od ostatniego ochotnika gitarę, a dziewczyna zdobywa się an odwagę by z jego pomocą zaśpiewać.
Chłopak oczywiście prosi jednego z widzów o zrobienie im zdjęcia, którego losu nie trudno się domyśleć. Wylądował w albumie wraz z cytatem ich piosenki  :
 ,, You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you


Pierwsze wypowiedziane: ,,Kocham Cię”

5 sierpnia 2012
Dzisiaj blondynka obchodzi swoje 20urodziny.  Nie trudno się domyślić, że M jest przy niej.
Od samego rana chłopak ciągle ją zaskakuje elementami jego prezentu. Kwiaty, naszyjnik, kolacja, bilety na koncert… Dla niej wszystko.
Ale dziewczyna od rana była równie zaniepokojona brakiem albumu, który zawsze był u niej, w jej szufladzie.  Bała się, że go zgubiła. Nie wybaczyłaby sobie tego. Ten mały album stał się symbolem tej dwójki.
W towarzystwie chłopaka, blondynka szybko zapomina na chwilę o swoim zmartwieniu.
A wieczorem znajduje pożądany album. Wzbogacony o fragmenty biletów na okładce,  zdjęcie zrobione jej z ukrycia, gdy odpakowuje pierwszy prezent i podpis:
,,You`re my one and Only”. 


21 września 2012
Studia rozpoczęte, mimo to nasza dwójka się nie rozstaje. Nie zaprzestaje też uzupełniania albumu. Ich wspólne chwile, nawet jeśli nie szczególne,  zostają tam uwiecznione.
Dla nich ma to ogromną wartość.
To jest coś co tworzą razem, wspólnie. Coś, co jest nimi.
Tego dnia odwiedzili dobrze im znany oddział onkologiczny. Wyszli wyjątkowo uśmiechnięci.
Zadowoleni.
A dziewczyna miała w dłoni kartkę z kolorowym rysunkiem.
Co chwilę zerka na niego a jej uśmiech staje się szerszy. Chłopak jest przeszczęśliwy widząc jej szczęście.
Czy nie na tym polega miłość?
 A na czym ona polega?
Na rozumienie siebie nawzajem?
Na wspieraniu, pomaganiu?
Na spędzaniu wspólnie czasu?
Na drobnych sprzeczkach o nic, powodowanych zazwyczaj troską?
Na trosce o drugą osobę?
 Na czerpaniu radości ze szczęścia drugiej osoby?
Na pragnieniu zapewnienia tej drugiej osobie wszystkiego co najlepsze?
Na byciu z tą osobą zawsze, wszędzie i na zawsze?
Na dzieleniu wszystkich i złych i dobrych chwil?
Na odkrywaniu siebie nawzajem?
Na niekończącym się uczucu komfortu, szczęścia i bezpieczeństwa w towarzystwie drugiej osoby?
Jeśli odpowiedź na choć jedno z tych pytań brzmi: ,,tak” to cóż, jeśli chodzi o blondynkę i M, to jest właśnie miłość.

,,Mała rzecz- wielka radość na pięknej twarzy”
Zdjęcie blondynki   z radosnym uśmiechem obejmującej chłopaka.

14 października 2012
włącz
Po ostatniej wizycie na oddziale onkologicznym blondynka nie była już tak radosna. Ale nie była też smutna. Za to bała się. Po prostu się bała.
 Ale M  walczył z jej strachem. Skutecznie. Przy nim jej strach zdawał się znikać jak wszystkie problemy.
Czy to jest miłość?
 Tak.
I zdecydowanie są tego przykładem. Zabawne, jak przez przypadek, wiele może się stać.
Głupota jak  lód, czy kolejka  w sklepie. A ile dobrego może zdziałać.
Blondynka po tak długim czasie spędzonym w towarzystwie chłopaka, powinna się już przyzwyczaić do jego dotyku, gestów,  dwóch słów, które słyszała tylko ona, które wymawiał tylko on.
A jednak, to nadal było dla niej coś wyjatkowego. Mimo, ze gdy tylko nie było go przy niej na chwilę, odczuwała silna tęsknotę za nim, za jego głosem, oddechem an swojej skórze, obecnością.
Pierwsza dłuższa rozłąka. Prawie miesiąc. M miał okazję skorzystać ze specjalnych praktyk w mieście w odległym stanie. Niepowtarzalna szansa, prawda?
I wyjątkowo dokuczliwa tęsknota.
Tym razem, album zabrał chłopak. Pierwszy raz.
Po dłużących się czterech tygodniach wrócił. Z albumem .
To tak jakby pragnąć deszczu, będąc na pustyni
Ale trzymam się ciebie bliżej
Bo jesteś moim niebem
Jesteś moim niebem.


 I zdjęcie pustego siedzenia w jego pociągu oraz drugie, jego ulubione, z dnia jej urodzin, gdy spokojnie spała.

10 grudnia 2012
Od dwóch dni blondynka chodzi jak struta. A to wszystko przez wizytę  na oddziale onkologicznym.
W jej sercu znowu zawitał strach. O ironio, dopiero co pozbyła się przytłaczającej tęsknoty i odzyskała tak ważną osobę, a teraz na powrót czuje coś negatywnego.
Niektórych ludzi, nieszczęścia szczególnie lubią.
Na szczęście blondynka miała w swoich nieszczęściach M, który pragnął zawsze jej uśmiechu i dobra.
Album znacznie się poszerzał. Tym razem to chłopak częściej miał go u siebie.
Z grudnia zostały w nim umieszczone dwa zdjęcia. Jedno, z Mikołajek, ich dwójka w świątecznych czapkach.
Drugie, blondynki zakopanej w pościeli, leżącej w jego ramionach. Wygląda na zmęczoną. Zmęczoną życiem.
Kiedy nadeszła noc i zrobiło się już ciemno.

2 stycznia 2013. 
włącz
Samopoczucie dziewczyny nie polepsza się zbytnio. Chyba nie jest dobrze.  Chłopaka męczy fakt, że nie może jej do końca pomóc. Na pewne rzeczy nie ma żadnego wpływu, mimo iż bardzo by tego pragnął.
Nie zawracał dziewczynie głowy albumem, sam czasami do niego zaglądał i coś dodawał.
 Ale w momencie gdy nie jest dobrze, po prostu sam nie wie czy powinien uwieczniać złe chwile.
Chłopak spędza całe dnie z blondynką, często w szpitalu. Jest zawsze. I na zawsze.
Dziewczyna jest rozbita. I wdzięczna chłopakowi tak bardzo jak tylko można. Ale smutek przejmujący jej serce nie pomaga jej w tym.
Zdjęcie jego dłoni. Samotnej dłoni.
Największa nadzieja wyrasta z bezsilności

23 stycznia 2013
włącz
Blondynka przemierza spokojnym, miarowym krokiem korytarz szpitalny. Wchodzi do Sali, gdzie na łóżku leży mały chłopiec, ma może około ośmiu, dziewięciu lat.
Dziewczyna uśmiecha się do niego serdecznie.
M już jest na Sali, żartuje z chłopcem, smieją się głośno. Blondynka mimo towarzyszącego jej gdzieś w podświadomości strachu, jest szczęśliwa widząc tą dwójkę.
Jest pewna, że kocha obydwie te osoby bardziej niż cokolwiek na świecie.
Nie liczyło się dla niej nic ani nikt więcej.
Natomiast chłopcy rozmawiają z ożywieniem o piłce nożnej. Ten starszy obiecuje młodszemu pojedynek gdy tylko ten będzie mógł z nim zagrać, na co młodszy ochoczo się zgadza.
Dziewczyna poproszona przez pielęgniarkę, wychodzi na chwilę z Sali.
Ona nie słyszy cichej prośby młodszego chłopca, by starszy zaopiekował się blondynką, bo on nie wie czy da radę sam to zrobić, czy zdąży.
Nie słyszy też kolejnej obietnicy złożonej przez M.
Zdjęcie całej trójki.
Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli  się nią dzieli.

18 lutego 2013   godzina 14:30
 Krótko miło spędzonych Walentynkach, dziewczyna znowu była smutna. Ba, smutna.
Była załamana i przestraszona. Jest źle.
Nie ma siły na wizytę na oddziale onkologicznym.
Chłopaka nie było przez dwa dni, gdy musiał jechać do brata, by mu pomóc.
Teraz stara się jak najszybciej dotrzeć do blondynki, która go potrzebuje. Serce mu się kraje ze smutku i strachu,  a tymbardziej martwi się o dziewczynę, co ona musi przeżywać.
Nie wie już co może powiedzieć, bo słowa niczego nie zmienią, może tylko być.
Jak zawsze. On będzie z nią już zawsze.
W drodze powrotnej uzupełnia ich album, który już się kończy, choć zostało kilka stron. W ostatnim czasie to on miał album, on go uzupełniał. Dziewczyna tylko czasami robiła zdjęcia, choć ostatnio nie miała do tego głowy.
Za bardzo przytłaczała ją rzeczywistość.
Potrzebuje go. A on potrzebuje jej. Chłopak chowa album  do torby i przesiada się do samochodu czekającego na parkingu niedaleko peronu, gdzie wysiadł.
Długa podróż przed nim.

Blondynka po prostu od rana siedzi w tym samym miejscu jak zaklęta, albo płacze, albo po prostu siedzi, myśli. A jej strach zaczyna ją przerażać.

18 lutego 2013 godzina 18:15
Blondynka dostaje telefon. Telefon ze szpitala. Przestaje na chwilę oddychać z momentem gdy wciska zieloną słuchawkę. Mija kilka sekund,  dziewczyna momentalnie pada na kolana i płacze. Ale nie są to łzy smutku, ale szczęścia, niedowierzania.
 Dziewczyna uśmiecha się przez łzy, a z jej serca spada kilkutonowy ciężar, sprawiając, że blondynka aż dławi się powietrzem ciężko wciąganym do płuc. Szybko trzęsącymi się dłońmi wybiera numer do M.
Krótka rozmowa podczas której padają krótki słowa i płacz.
-Skarbie? 
-… U…. Uda-ało się….  - szloch
- … O Boże.
-Uda-ało się! – fala łez
-Boże, kochanie- niewyobrażalna ulga i wzruszenie w głosie – Tak bardzo się cieszę.
-Kocham Cię – słaby szept przez łzy.
-Ja Ciebie też słoneczko. Najmocniej. Proszę nie płacz. Będę niedługo, kochanie. – cicha obietnica.
-Dobrze, uważaj na siebie. ‘’
Kolejna fala łez szczęścia i ulgi.

18 lutego 2013 godzina  21:12
Chłopak wraca do domu. Do blondynki.
Bo mój dom jest wszędzie, gdzie jesteś ty.
Jest mu o wiele lżej na sercu wiedząc, że wszystko się udało mimo, że nic na to nie wskazywało. Nie może się doczekać, aż w albumie doda kolejne zdjęcię ich trójki i cytat, tym razem pozytywny. Nareszcie będzie tak, jak być powinno. W końcu jego księżniczka będzie szczęśliwa.
A chłopiec będzie mógł się nią opiekować razem z M.

Mimo dołującej pogody, ciągłego deszczu, chłopak miał dobry humor i dobre przeczucie, że w końcu będzie dobrze.
Skupił się na drodze, tym razem mając spokojne i dobre myśli. Niepokój go wykańczał.
Moment.
Z naprzeciwka, z lewego pasa, samochód, który wymijał innego auto uderzył w nie, spychając je na pas  chłopaka.
Błysk świateł, dźwięk klaksonów. Bezwarunkowa reakcja skręcenia w bok.
Głośny trzask, pisk opon. A potem już tylko dźwięk klaksonów,  szumu deszczu i karetek.

18 lutego 2014 godzina 14:10
włącz

Wokół grobu, który ledwo widać spod licznych wieńców i zniczy, zebrała się grupka osób. Ale wyraźnie rozdzielona.  Niby razem, ale oddzielnie.
 Pięć osób, czterech dorosłych i jedna dziewczyna, na oko, może 11 lat, po jednej stronie.
Po drugiej dwie osoby. Niewysoki, szczuplutki chłopak,  też około 11 lat. I kobieta. Blondynka. Ta blondynka.
Spojrzenia pięciu osób co chwilę wracają do kruchej postaci blondynki. Ona zdaje się nie zwracać na to uwagi. Patrzy tępo na grób. Po chwili stania, wyciąga znicz. Trzęsą jej się ręce. Nie płacze. Chłopak momentalnie bierze od niej znicz i zapałki i zapala znicz, stawiając go na małej, wolnej przestrzeni na grobie. Na płycie widnieje uśmiechnięty szatyn oraz imię zaczynające się na M. Niżej podpis: zginął śmiercią tragiczną.
Dziewczynie drga warga. Ale jest silna. Albo może raczej, pogodzona?
 Bynajmniej, do takiego wniosku dochodzi piątka osób które odchodzą tylko uśmiechając się do niej i do chłopca słabo.
Dziewczyna nie zwraca na to uwagi. Stoi tam, ale jakby, jest nieobecna. Chłopiec łapie ją za dłoń, ściskając ja, spogląda jej w oczy, zadając nieme pytanie.
Dziewczyna w odpowiedzi kiwa głową i uśmiecha się słabo. Ostatnie spojrzenie na zdjęcie chłopaka i oddala się razem z chłopcem.

18 lutego 2014 godzina 21:05
włącz
Blondynka siedzi na ławce obok grobu chłopaka o imieniu na literę na M. Nie wygląda jak ta sama dziewczyna, która stała tu kilka godzin temu. Jest tu sama. I jest załamana. Łzy ciekną po jej policzkach. Na rozedrganych kolanach trzyma jakąś  zniszczoną książkę. Nie, to album.
*narracja pierwszoosobowa*
- Za kilka minut stracę Cię po raz kolejny, Mikey. – głos  mi się załamywał. Nie jestem w stanie mówić. A mimo wszystko mówię, brnę dalej. Mimo, że nie mam siły. Ile bym dała, żeby  leżeć tam zamiast niego.
-Tak bardzo za Tobą tęsknię… - sama nie rozumiałam własnych słów. -  Nie daję rady… Sama…. Wiem, ze musze… Dla Jacksona… On też tęskni…. Jesteś…. Byłeś. Byłeś dla niego taki dobry. Pokochał Cię.
Zupełnie jak ja. – zasmiałam się gorzko przez łzy. Nie widziałam nic, oprócz rozmazanej czerni nocy i migotających światełek na jego grobie.
-Nie umiem sobie dać z tym rady, wiesz? Nawet nie umiałam dzisiaj zapalić znicza, uwierzysz? Mimo roku. Nie wiem jak go przeżyłam. Dziwię się, ze nie umarłam w momencie gdy usłyszałam, ze… Że miałeś wypadek. Oh Boże, tak bardzo siebie nienawidzę – pociągnęłam mocno za włosy. – Za to, że gdyby nie moja histeria, żyłbyś. Że gdybym zadzwoniła jeszcze raz, może byś się zatrzymał. Ominąłby Cię ten wypadek. Spodziewałam się , ze tego dnia kogoś stracę. Ale nigdy nie pomyślałabym, że mógłbyś to być ty… Na zawsze, pamiętasz?  - uśmiechnęłam się smutno przez łzy. Łkałam, ledwo wyrzucając z siebie słowa, ale nie umiałam przestać. – Bałam się o Jacksona, Tak bardzo… Że mój braciszek umrze… Że ta choroba mi go odbierze. Odbierze mi ostatnią osobę jaką mam. Ale odzyskałam go. A straciłam… Ciebie. – wyjąkałam. –  Czy posiadanie Was obu przy mnie do końca, to tak wiele? Aż tak wiele bym chciała? Boże, jestem tak beznadziejna… Nienawidzę siebie,  nienawidzę tej wiecznie pechowej, pieprzonej idiotki! – wykrzyczałam w przestrzeń, łkając głośno. – Nie wierzę w to co się stało. Nie wierzę, wiesz? Cały czas czekam, aż w końcu  wejdziesz do domu… Mówiąc, ze cieszysz się, że z Jacksonem jest dobrze, że się udało… Nie ma dla mnei takiej opcji, ze tak się nie stanie… Przez cały czas bałam się straty brata, a straciłam Ciebie. Pieprzona ironia, nie? PIEPRZONA! IRONIA! – z każdym słowem, uderzałam pięścią w śnieg. Wylądowałam na kolanach, płacząc. -  Ironia to suka. A ja jestem tak beznadziejnym i pechowym człowiekiem, ze to aż boli. A twoja strata boli najbardziej. Boże, nie wyobrażasz sobie tego bólu. Podejrzewam, ze palenie, czy obdzieranie żywcem ze skóry boli mniej.
Boże, czemu to ty musiałeś zginąć,a nie ja? DLACZEGO? …. –teraz po prostu płaczę. To boli. Cały czas. Bardzo. Płaczę z bólu. Nie chcę tego czuć.
- Tak bardzo chcę, żebyś został… Żebyś tu był na to pieprzone, przereklamowane zawsze…. Nie umiem sama tego ogarnąć… Nie umiem żyć… Wiesz… wiesz co powiedział mi Jackson, jak …. Jak dowiedział o wypadku? Jak byłam w takim stanie, że po tych wszystkich lekach, po prostu siedziałami słuchałam? Ze… Że obiecałeś mu zagrać z nim w piłkę jak wydobrzeje…. Że… Obiecałeś… - zaniosłam się szlochem. – Nie zrobisz tego… Nie…  - mój płacz zmieniał się w histeryczny. A  wiesz co powiedział mi potem? Że … Że obiecałeś mu, że gdyby.... Gdyby odszedł, że zaopiekujesz się…. Mną…..  Ale, ze teraz to on obiecuje mi… Ze się mna zaopiekuje  i…. – kolejny szloch – Nie chcę opieki, wiesz? Chcę już nie czuć. Chcę końca tego wszystkiego. Ale wiem, że nie mogę. Jakcson jest ważniejszy ode mnie. Nie po to walczył, żeby żałosna siostra go zostawiła… Ale wiedz, że nie daję rady. Że … - urwałam na dłuższy szloch, który wyrwał się ze mnie kolejną falą.
Dźwignęłam się nadal płacząc  na ławkę.
-Wiesz… Gdy to się stało… Jakiś policjant przyniósł mi… Nasz album… - uśmiechnęłam się przez gorzkie łzy. – Nie otworzyłam go… Nie mogę… Nie czuję się na siłach. Jak pomyślę, że tu jest wszystko… O d początku, jak zobaczę Cię na zdjęciu, jak przypomnę sobie te chwile…  Nie umiem… Nie wiem…. Jestem tak słaba i … Bez  Ciebie…  Mieliśmy sami go obejrzeć. Od początku. Kiedyś. Ale nie teraz. Czy to, że album się kończył musiało oznaczać, ze i my musimy się skończyć? Przecież takie rzeczy się nie dzieją, to nie jest normalne… To niemożliwe. Wolałabym, żebyś mnie zostawił, żebyś miał inną, cokolwiek. Ale, żebyś żył. Był. Został… Mike… Tak bardzo za Tobą tęsknię. Nadal pamiętam twój głos. Zapach. Nie wyrzuciłam ani nie oddałam ani jednej twojej rzeczy. Po prostu nie umiem. Nie umiem się z tym pogodzić. – wzięłam głębszy oddech.
-Dzisiaj… Jest pierwsza rocznica… twoje serce…. Drugi raz przestało bić kilkanaście minut temu… - głos załamał się po raz kolejny. – Ale… Chcę, żebyśmy razem obejrzeli ten album. Choćbym miała tu siedzieć do rana… - urwałam, wytarlam łzy, które znowu spłynęły i otworzyłam z ciężkim sercem album na pierwszej stronie. Momentalnie kolejna fala łez.
Zdjęcie w kawiarni, gdy siedziałeś obok mnie, obejmując mnie lekko. A ja zasłaniałam się dłońmi.
-Nie wierzę, że nigdy tam nie pójdziemy na tą pieprzoną kawę… - wyjąkałam. – wiesz, za pierwszym razem, gdy na Ciebie wpadłam, irytowałes mnie. Śpieszyłam się do Jacksona, a ty zawracałeś mi głowę. W sklepie przy kasie… Ta książka. O Boże, jaka ironia. ,,Ćwiczenia z utraty’’, co? – mruknęłam kpiąco. – To nie są żadne ćwiczenia. To  jest jebany test bez uprzedzenia, którego nigdy nie zdam…  Wtedy, kiedy spacerowaliśmy i tyle rozmawialiśmy… Po prostu… Polubiłam Cię. W dziwny sposób. Ale po prostu… - urwałam, wybuchając płaczem znowu- Tak bardzo Cię kocham Mikey…
Kolejne zdjęcie. Kolejna fala łez. Każde następne sprawiało większy ból niż poprzednie. Mimo tego, jak bardzo szczęśliwe były wspomnienia, bolą tak kurewsko.
Nie wiem jak przetrwałam każde kolejne. Przy fragmentach piosenek, cytatach o miłości, w uszach brzmiały mi jego słowa ,,Kocham Cię’’…
-Ja Ciebie też kocham Mikey. Tak bardzo… - wyjąkałam.
Moja świadomość ledwo funkcjonowała, gdy doszłam do ostatnich stron, które wypełniał gdy nastał tak ciężki czas ze zdrowiem Jacksona.
Ledwo widzę na oczy.
-Przepraszam Cię Mikey, że masz tak beznadziejną dziewczynę. Naprawdę. Przepraszam, że jestem tak słaba. I tak pechowa. Przepraszam Cię za wszystko. Za wszystko. – wyjąkałam.
Przemarzniętymi palcami przewróciłam stronę.
Zdjęcie piłki  do gry w nogę.
Podpis: ,, Są osoby, którym warto przychylić nieba”.
Jackson. Kolejna niekontrolowana fala łez. Ale przewróciłam kolejną. Jednocześnie pragnęłam, żeby ten album się już skończył, żebym nie musiała tego oglądac, wspominać, czuć ten ból. A jednocześnie to jedyne co mi zostało. Ten album to my. Nasze chwile.  I choć jest ich wiele, dla mnie zdecydowanie za mało.
Zdjęcie słabej jakości, robione po ciemku, bez lampy.
Z konturów wnioskuję, że to my, w łózku. Leżymy. Podejrzewam, że śpię.
Podpis: It`s too cold outside for angels to  fly
Kolejna fala bólu przeszyła moje ciało. Usłyszałam w głowie dźwięk gitary i jego głosu, kiedy śpiewał mi tą piosenkę, przez cały wieczór, kiedy tyle płakałam z powodu Jacksona. Śpiewał mi bite 3 godziny, leżał ze mną, aż usnęłam, zmęczona tym wszystkim.
-Dawałeś mi wszystko… a ja? Miliony moich łez i załamań… Boże, tak bardzo siebie nienawidzę…
Kolejne zdjęcie. Pokój. Jego hotelowy pokój, pamiętam z naszej rozmowy na Skype. Kolejne bolesne ukłucie.
Podpis: Wiem - przyznał cicho. Ale ja ciągle tu jestem. I wciąż kocham cię jak szalony.

-Mikey… - wychrypiałam. To najdłuższa pauza tego wieczoru. Nie umiałam zatrzymać potoku łez. –Nie dam rady… -szepnęłam sama do siebie. Szybko otworzyłam ostatnią stronę. Zdjęcie przedstawiało telefon. Jego telefon. Z otwartą wiadomością ode mnie. Miał mnie zapisaną ,,Phee- Phee”. Tak jak zawsze nienawidziłam. Używał głupiej ksywki mojego drugiego imienia, którego nienawidzę. Ale teraz…
Widomość brzmiała: Tak bardzo się boję
-Tak bardzo Cię kocham Mike… - wyjąkałam, zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Jezu, gdyby tylko można było się zapłakać na śmierć…
Spojrzałam na podpis.

Jeśli kogoś kochasz, ta osoba zawsze będzie żyła w twoim sercu, nawet gdy jej z Tobą nie będzie.
 ,,To w porządku - mówi - jeśli zechcesz odejść. Wszyscy pragną, byś została. Ja też tego chcę bardziej niż czegokolwiek w życiu. - Głos załamuje mu się z emocji. Urywa, odkasłuje, nabiera oddechu i mówi dalej. - Ale to moje życzenie i możesz się ze mną nie zgadzać. Więc chciałem tylko powiedzieć, że zrozumiem, jeżeli odejdziesz. To w porządku, jeśli musisz nas opuścić. To w porządku, jeśli chcesz przestać walczyć."

Zamknęłam z trzaskiem album i rozpłakałam się na nowo. O wiele silniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie wiem jak długo siedziałam skulona i po prostu wyłam. Nie wiem.
Co chwilę pojękiwałam te same słowa, które pojawiały się w mojej głowie każdego dnia od roku.
W końcu dźwignęłam się na nogi, wstając. Nie miałam siły an nic, nie czuję własnego ciała. Nie czuję serca.
-Tak bardzo Cię kocham Mikey… - wychrypiałam dotykając zimnej powierzchni grobu. Wzięłam album i puściłam się biegiem, a może marszem, nie wiem, nie czułam, do domu.

19 lutego 2014 r. 
Blondynka skończyła pakować ostatnie, duże teksturowe pudło. Włożyła do niego ostatnią bluzę. Stanęła na chwilę przed nim jak i wszystkimi innymi, myśląc nad czymś. Ma łzy w oczach. Ale nie pozwala, by wypłynęły.
Klęka obok łóżka i coś spod niego wyciąga. Jakieś mniejsze pudełko. Az niego poszarpaną książkę. Nie.
ALBUM. Patrzy na niego chwilę. Powoli przebiega palcami po każdym elemencie jej okładki, czyli mnóstwie różnych rzeczy, układających się w mozaikę, tworzącą okładkę.
Wzdycha głęboko i szybkim ruchem, ale z delikatnością wkłada album do małego pudełka. I je zamyka.
Zakleja je taśmą, podobnie jak ostatnie niezaklejone.  Małe pudełko chowa pod łóżkiem.
-Brad! – woła. Po chwili w pokoju pojawia się mężczyzna uderzająco podobny do M. Blondynka mówi coś do niego. On patrzy na nią z troską, po czym stopniowo wynosi  wszystkie pudła  do samochodu stojącego pod domem. Dziewczyna korzysta z jego nieobecności, gdy odjeżdża wraz z pudłami, wyciąga małe pudełko spod łóżka i idzie z nim na strych. Otwiera tam wielką, starą szafę. Stawia tam pudełko. Przyklęka obok.  Przez dłuższą chwilę po prostu patrzy na pudełko, trzymając na nim dłoń.
-Kocham Cię, Mike. – szepce i zamyka drzwi szafy.
______________________________________________________________
Jeśli dotarłaś tutaj - dziękuję.
Prawdopodobnie nie jest ani trochę dobry ani taki, jaki chciałam żeby był, przepraszam.
Ale miałam potrzebę napisania i wstawienia. Nie sprawdzałam. Też przepraszam.
Jest 1:20 w nocy a ja siedzę i to piszę.
Jestem dziwna. 
Wiem. 
Dziękuję. 
Jeśli jesteście ciekawe każdej strony albumu, dialogów, opisu każdego dnia w pierwszej osobie - piszcie. Mogę to zrobić.

piątek, 5 grudnia 2014

27. You`re gone and I gotta stay high all the time

Radzę przeczytać jeszcze raz tamten rozdział bo sporo czasu minęło c;

O JA CIE NOWY ROZDZIAŁ :O




*oczami Julie*
Naprawdę polubiłam Gemmę. Przynajmniej odniosłam wrażenie, że jest pozytywną i ciepłą osobą. Ale dodatkowa wizyta u niej?  Z całą sympatią, ale taka dawka stresu… Eh, ale Harry wygląda na naprawdę szczęśliwego. Nie mam prawa mu odebrać szansy na spotkanie z własną siostrą.
Czy ja naprawdę chcę uszczęśliwić Harry`ego Styles`a? 
Chyba ten stres  naprawdę szkodliwie na mnie wpływa.
- Gemmo! – całą naszą trójką momentalnie się odwróciliśmy na dźwięk znajomego głosu.
Cholerka,  mama Styles`a. 
Nadszedł czas na dramat rodzinny? 
Widziałam, jakie miny mieli Harry i Gemma. Mam dziwne wrażenie, że nie powinno mnie tu być.
-Gdzie ty się wybierasz? – Anne podeszła do nas i zwróciła się na pozór spokojnie, tylko do Gemmy, ignorując Harry`ego, o mnie już nawet nie wspominając.
Poprawka, ja nie mam dziwnego wrażenia, ja wiem, że nie powinno mnie tu być.
- Do domu. – wzruszyła ramionami Gemma.  
Anne wymownie spojrzała na Harry`ego i na mnie.  Ops.
-TAK, MAMO. Jadą ze mną. – zaznaczyła wyraźnie Gemma, pewna siebie.
Anne zmarszczyła brwi wyraźnie niezadowolona. Harry stał i milczał z kamienną twarzą. Moim skromnym zdaniem, powinien się w końcu odezwać i zrobić coś z tą całą sytuacją. 
Ale kogo obchodzi moje zdanie.
-Masz zamiar od tak wyjść z uroczystości dziadków? Po TOBIE bym się tego nie spodziewała. – zaakcentowała ,,tobie”. Oh, nie, może mi to pani wypisze na czole, bo ta aluzja do mnie i Harry`ego wcale nie była wyczuwalna.
Gemma jednak nie zdawała się tracić rezonu. Natomiast Harry w dalszym ciągu zachowywał się tak jakby go tam nie było.
ODEZWIJ SIĘ DO CHUJA, STYLES.
- Rozmawiałam z dziadkami, nie mają z tym najmniejszego problemu. – powiedziała spokojnie Gemma.
Mama Harry`ego wyraźnie nie była zadowolona z takiej odpowiedzi.
-Wiesz, że tata nie będzie zadowolony? –  STYLES DO CHOLERY, JAK NIE POTRZEBA TO TAKI WYSZCZEKANY, JAK TERAZ TO MILCZY.
-Nie musi. To moja decyzja. A tak się składa, że od jakichś dwóch lat mogę sama za siebie podejmować decyzje i nie potrzebuję niczyjego pozwolenia. – odparła z uśmiechem Gemma. Przysięgam, ona jest mistrzynią świata opanowania i sarkazmu.
Chwila ciszy. Ich mama wygladała na skonsternowaną. 
-Dobrze było Was widzieć. – mruknęła tylko w stronę moją i Styles`a.
-Do widzenia. – powiedziałam, ale jak okazało chyba do powietrza, bo nie dostałam żadnej odpowiedzi. Czy naprawdę mi bardziej zalezy na ich rodzinnych kontaktach niż im?
Harry westchnął.
-Nie przejmujcie się tym. Jedźcie za mną. – momentalnie Gemma odzyskała swój zapał i nie zwlekając wsiadła do auta. Czy to ze mną jest cos nie tak i to ja nie nadążam?
Bez słowa ruszyłam z Harry`m do jego samochodu. Rozumiem jego sytuację, współczuję mu i go wspieram, chcę żeby był szczęśliwy, ale zirytował mnie swoim zachowaniem. Albo w prawo albo w lewo. Nienawidzę sytuacji pomiędzy. Po prostu nie. 
Jasne sytuacje to jest co lubię. Nawet jeśli będzie dla mnie najgorsza. Ale albo tak albo tak. Nienawidzę tkwić w zawieszeniu, w czymś toksycznym, co tylko mnie rozwala emocjonalnie.
A moim skromnym zdaniem mimo, że tego po nim nie widać no bo to w końcu Harry Styles, to jego taka właśnie sytuacja rozwala emocjonalnie. 
Kogo by nie rozwaliła, nawiasem mówiąc.
Jest pogubiony
-Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić. – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry`ego. 
-Co? – wyrwało mi się. Czy aż tak się zamyśliłam, ze nie wiem o co chodzi?
-Nie musisz jechać do Gemmy. Nie chcę Cię do niczego zmuszać, domyślam się, że Cię to męczy. – spokojnie  mówił, zerkając na mnie.
-Um… Jeśli chcesz się z nią spotkać na osobności i porozmawiać, to ja… - zaczęłam czując się momentalnie jak intruz. Nie mieli ze sobą kontaktu przez tak długi czas, a teraz od tak mają przy mnie gadać o wszystkim. Nawet gdybym była dziewczyną Harry`ego, moja obecność byłaby nie na miejscu. A co dopiero gdy …
-Nie o to mi chodzi, Julie. Nie mam z tym problemu. – przerwał mi. – Chodzi mi o Ciebie. Nie chcę na Tobie nic wymuszać, tym bardziej że tak dużo mi pomogłaś. 
Ooooh.
-Nie jest to dla mnie żaden kłopot. Jeśli chcesz, mogę być z Tobą. W sensie, tam. – dodałam szybko ostatnie zdanie bo w mojej głowie ,,mogę być z Tobą” zabrzmiało … nieodpowiednio.
Nie tak, jak chciałabym, żeby wiedział, że zabrzmiało.
-Dziękuję. – rozluźnił się nieco.
-Nie ma za co. – mruknęłam. Postanowiłam przemilczeć sprawę jego zachowania i pozycji w tej całej ,,skomplikowanej sytuacji rodzinnej”.
Chociaż aż mnie skręcało bo powiedzieć, jakie jest moje zdanie, by jakoś to ruszyć. Po prostu ciężko mi było patrzeć na to, jak się z tym wszystkim męczy. Jak wszyscy się z tym męczą.
Przecież jego rodzice nie mogą być tak źli. Kochają ich. Muszą.

 ~*~

-O Boże, pamiętam to! – śmiech Gemmy rozległ się w całym mieszkaniu. 
Od dwóch godzin siedzieliśmy u niej w domu, w salonie, rozwaleni na kanapie. Z tą różnicą, że oni gadali co chwilę, a ja odzywałam się raz na jakiś czas. Nie mam im tego za złe. Gdybym ja miała się po tylu latach rozłąki spotkać z Tomem to chyba bym oszalała. 
Więc siedziałam i słuchałam kolejnej wspominanej historii z ich dzieciństwa. Co dziwne, temat podejścia ich rodziców do Harry`ego na tej uroczystości w ogólnie nie był przez nich poruszany. Jakby problemu nie było. A jest. 
Ale nie miałam zamiaru się odzywać. To jest ich czas. 
Podczas tego czasu spędzonego na słuchaniu ich rozmów dowiedziałam się, ze Gemma ma chłopaka, Nicka, rok starszego od niej. Studiuje medycynę, a teraz jest na jakimś BARDZO WAŻNYM CZYMŚ czego nazwy oczywiście nie zapamiętałam. W każdym razie, podobno musimy koniecznie go również poznać. Mieszkają tu razem od roku. 
Sama Gemma studiuje architekturę. Cóż, bardzo ambitnie. Nas natomiast nie ominęła bajeczka na temat naszego  poznania się i ,,związku” z Harry`m. Ugh.
Co więcej, Styles autentycznie mną manipulował. Wiem, że nikt nie wymyśliłby lepszej historyjki naszego związku niż on sam, ale do cholery, ja tu jestem! 
A Harry to pieprzony manipulant. TAK BARDZO tego nienawidzę.
Mojej uwadze nie umknął fakt, że Harry zręcznie unika tematu jego zajęć, z czasu gdy nie mieli żadnego kontaktu. Mam na myśli tą złą stronę jego przeszłości/ teraźniejszości, jakkolwiek to w tym momencie jest. 
Dlaczego od początku nie może być z nią szczery? Przecież ona nie zna całej prawdy, zna plotki, w które pewnie teraz nie wierzy, mimo, ze w niektórych jest trochę prawdy. 
Przecież to wyjdzie. A Gemma będzie na pewno zawiedziona. To na pewno nie brak zaufania, bo widzę, że mimo rozłąki ich więź cały czas istnieje i  jest silna. Harry jej ufa. Więc pozostaje tylko opcja, ze boi się jej reakcji. 
A nie powinien. Niezależnie jaka ona mogłaby być, powinien być szczery. 
Wyłączyłam się nieco z ich rozmowy. Dopiero widok wstającego bruneta mnie ocucił. A właściwie zaalarmował. 
-Tylko pamiętaj, że jest moja ! – zaśmiał się Styles, puszczając do mnie oczko. Hm?
Ale o co chodzi?
-Spokojnie Haroldzie, nie zabiorę Ci jej. – zawtórowała mu dziewczyna. 
Uśmiechnęłam się z automatu, no bo skoro oni są tacy weseli to jest jakiś powód, nie? Wnioskując po ich spojrzeniach, po słowach ,,moja”, ,,jej” to ten powód był związany ze mną.
-To ja zaraz wrócę. – brunet uśmiechnął się, spojrzał na mnie jeszcze raz i skierował się do drzwi. Moje serce szybciej zabiło. Czemu on mnie zostawia? Będę musiała odpowiadać na pytania, jak nic. Cholera. To on tu jest dobry w kłamaniu i wymyślaniu historyjek, nie ja!
Mało tego, w pewnym momencie przestałam słuchać jego wymyślanych historii naszego ,,związku”. Co jeśli czegoś nie wiem i jebnę jakąś głupotę?
O mamo. 
- Więc Julce. – Gemma rzuciła radośnie i przesiadła się energicznie na miejsce obok mnie, zajmowane wcześniej przez jej brata. – Teraz tak między nami, laseczkami. – zaśmiała się krótko. – Jak z Wami jest? Mam na myśli, jaki jest Harry wobec Ciebie. 
A SKĄD MAM WIEDZIEĆ, GEM?
Odwzajemniłam jej uśmiech w miarę możliwości i próbowałam jak najszybciej coś wymyślić.
-To znaczy, nie chcę się wtrącać, jeśli nie chcesz, nic mi nie mów. Po prostu po tak długim czasie chciałabym wiedzieć jaki jest. A już zwłaszcza wobec swojej dziewczyny! – pisnęła podekscytowana. 
-Oh, um… - zająknęłam się niepewnie, zbierając się w sobie. Jaki do cholery może być Harry? Co Gemma chce usłyszeć? Co Harry chciałby, żebym powiedziała?  
Nie. Nie obchodzi mnie czego chce Styles. Mam dość jego manipulacji. Wdech. Wydech. 
- Więc, cóż… Jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy… -powtórzyłam to, co wcześniej już powiedział jej Harry – Układa się różnie. Ogólnie mówiąc, mamy różne charaktery, łatwo nie jest, czasami naprawdę doprowadza mnie do szału – zaczęłam mówić pewniej po tym, jak powiedziałam chociaż jedno zdanie, które jest prawdą. Kto jak kto, ale nikt nie denerwował mnie tak jak jej brat. Sama Gemma uśmiechnęła się szerzej i pokiwała głową na moje słowa. – ale dajemy radę. Na razie się nie pozabijaliśmy. – zachichotałam nieco nerwowo, na co odpowiedział mi jej szczery śmiech. 
-Tak właśnie myślałam. A jaki jest w stosunku do Ciebie?- wydawała się być naprawdę zainteresowana. Gorzej dla mnie, no bo CO MAM POWIEDZIEĆ? Że manipuluje mną na każdym kroku, droczy się ze mną, doprowadza do ostateczności a jednocześnie jest opiekuńczy i sprawia że czuję się niby niepewnie, bo nie wiem czego się po nim spodziewać, a jednocześnie lubię jego towarzystwo. 
Ja lubię Styles`a.
 -Harry jest… Jest upartym facetem, to na pewno. – mówiłam ostrożnie, uważając na to co mówię, nie zapominając o stałym uśmiechu. – Jest opiekuńczy, czasami trochę za bardzo, często zazdrosny – zaczęłam wkraczać na typowe cechy wymarzonego chłopaka znane mi z tych banalnych pisemek i własnych nastoletnich  (nierealnych) marzeń, ups. –Jest też stanowczy, ciężko nam się czasami dogadać, ale też jest naprawdę kochany. Wspiera mnie, pomaga, jest obok, jesteśmy po prostu, hm, szczęśliwi. – dokończyłam z uśmiechem, w który włożyłam mnóstwo energii, żeby wypadł wiarygodnie.
-Naprawdę się cieszę, kochana. – Gemma była wyraźnie zadowolona z tego, co usłyszała. Uff.
-Po prostu, trochę mnie to dręczyło, czy… Nie sprawia kłopotów, nie miesza się w nic, nie jest agresywny czy wybuchowy… Wiesz, po tym co się stało wcześniej, co ja mówię, przecież to oczywiste, że znasz sytuację z Dylanem.  – poczułam ukłucie w sercu na wzmiankę o Dylanie. Sytuacja między nim a mna nadal nie jest wyjaśniona. Naprawdę nienawidzę czegoś takiego. - Harry na pewno Ci to mówił Po prostu wtedy cóż, był dosyć porywczym chłopakiem, pewnym siebie, ale nieco hm, agresywnym. – teraz to ona uważała na słowa. Oho. – Też miał niezbyt dobre towarzystwo. Nie wiem dokładnie co robił,  ale… Ale po prostu się martwię… Czy teraz też nie robi jakichś głupstw… Rozumiesz? – zapytała, patrząc na mnie z nadzieją.
-Rozumiem. – przytaknęłam. Wiesz, właściwie sama jestem ciekawa, czy ,,teraz też nie robi jakichś głupstw” poza ,,związkiem” ze mną, oczywiście. Naprawdę, jestem tego ciekawa. Tylko nigdy nie spytałam Styles`a o to wprost. Cóż, powiedzmy że ,,zaufałam mu  na początku naszej znajomości gdy przyrzekał, że nigdy nikogo nie zabił, już nic złego nie robi i że jest inną osobą. Że to już za nim. 
Właściwie, mam nadzieję, ze nie kłamał. A raczej, że słusznie mu zaufałam. 
Gemma patrzyła na mnie wyczekująco. Czekała na jakąś odpowiedź. Postanowiłam jej dac taką, która ją zadowoli i uspokoi.  
Będę się smażyć w piekle.
-Jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy co prawda, ale nie zauważyłam żeby Harry miał jakieś problemy, czy cokolwiek wspólnego z tym całym ,, światkiem”. Nie zauważyłam też u niego jakiejś wyjątkowej skłonności do agresji. Myślę, że zarówno ty jak i ja nie mamy się czym martwić.  – posłałam jej uspokajający uśmiech. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie zrobiła się ze mnie taka kłamczucha? JA KŁAMĘ, PATRZĄC LUDZIOM W OCZY. 
Oh. No tak. Szkoła Harry`ego Pieprzonego Styles`a.
-To dobrze. –odetchnęła. – Wiesz, cieszę się, że ma Ciebie. – uśmiechnęła się do mnie wesoło, co odwzajemniłam mimo że miałam ochotę paść na kolana i błagać ją o wybaczenie moich kłamstw, ewentualnie po prostu uciec. – Naprawdę, widzę, że jest szczęśliwy w twoim towarzystwie, że to ty dajesz mu szczęście. To jak na Ciebie patrzy… I lubię Cię. Wydajesz się być świetną dziewczyną. I niesamowicie się cieszę, że Harry ma kogoś takiego jak ja mam Nicka. 
Moje wyrzuty sumienia wręcz zżerały mnie od środka.  Gdzie ten cholerny Styles?! 
- Myślałam, że po sprawie z Dylanem, nie zaufam już żadnemu chłopakowi. – westchnęła ciężko. Ale zaraz jej twarz rozświetlił uśmiech. – A jednak! Oh, masz szczęście, że ominęła Cię ta afera. I w ogóle typ kolesia, takiego jak Dylan. – prychnęła.
Boże, gdyby tylko wiedziała…
Jak słowo daję, czuję się paskudnie. Za dużo kłamstw, za dużo ukrywania. Może Harry to lubi, ale ja mam dość. Nigdy nie zgadzałam się na coś takiego. Po prostu nie.  
I po raz kolejny zmusił mnie do tego sam Styles. Mimo, że tak nienawidzę jego manipulacji, wykorzystywania czy stawiania mnie przed faktem dokonanym. Oh Styles, jak ja Cię nienawidzę. 
-Jestem, dziewczynki! – usłyszałyśmy głos samego bruneta wchodzącego do mieszkania z reklamówką z zakupami i butelką wina w dłoni. Jeśli ma zamiar tu zostać i kłamać dalej, to proszę bardzo ale beze mnie. Choćbym miała  w szpilkach wracać do domu w środku nocy, nie zostanę tu na tyle. 
-Jak dla mnie mogłoby Cię jeszcze troche nie być, nie miałabym nic przeciwko, Julie jest cudowna! – zawołała do brata Gemma, wracając na swoje wcześniejsze miejsce. 
-Wiem,że jest. – Harry błysnął swoim uśmiechem, wchodząc do pokoju. 
 Oh, czyżby? Nienawidzę tego gnojka. 
Rozsiadł się na miejscu obok mnie, objął mnie w pasie, na co moje serce zabiło kilka razy mocniej. Przysunął mnie bliżej do siebie i położył moje nogi na swoich kolanach. Ramieniem nadal luźno obejmował mnie. 
DLACZEGO DO CHOLERY ON WYWOŁUJE WE MNIE MOMENTALNIE TAK SPRZECZNE UCZUCIA?!

Jak ja tego nie cierpię. 
Harry ponownie zagłębił się w rozmowę z Gemmą właściwie o wszystkim i o niczym (oczywiście pomijając podstawowe dwa BARDZO ważne tematy jak jego przeszłość i sytuacja rodzinna), a ja stopniowo rozluźniałam się w jego objęciach. Oh, kurczę, jakkolwiek to zabrzmi, jest mi po prostu dobrze.
 To takie fajne a jednocześnie irytujące, że to Styles jest tego powodem, mimo, ze jeszcze przed chwilą miałam ochotę go po prostu zabić. 

~*~

*oczami Harry`ego*
Przetarłem dłonią zmęczone długim dniem oczy. Jest koło 2 nad ranem a my wracamy do Northland. 
Zerknąłem na Julie. Mimo, że widać po niej zmęczenie, nie śpi. Patrzy przez szybę. Jest dziwnie milcząca. Trochę za długo się nie droczyliśmy. 
Na samą myśl jej twarzy wyrażającej w słodki i zabawny sposób irytację i niechęć podczas naszych przepychanek, na moją twarz wkradł się uśmiech. 
Urocza istota.
Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, sam nie wiem jak ,,poszło”.
Dziadkowie byli szczęśliwi, że przyjechałem, spotkałem się z Gemmą, w końcu rozmawialiśmy, ale… 
 To nie jest tak, że mnie kurwa nie boli ta chora sytuacja. 
A raczej chore podejście do wszystkiego moich rodziców.
Tylko co mogę zrobić?
W ogóle chcę coś z tym zrobić? 
 Mam wrażenie, ze w tym momencie moi rodzice, w ogóle pojęcie ,,rodzice”, ,,dom” są mi bardzo odległe, wręcz obce. 
Cóż, bywa. 
-Mogę zadać Ci pytanie? – nagle usłyszałem głos milczącej dotąd Julie.
-Hm? 
- Dlaczego nie jesteś szczery z Gemmą? – spojrzała na mnie.
- W jakim sensie nie jestem szczery? – nie zrozumiałem co miała konkretnie na myśli.
-Hm, właściwie to w każdym możliwym. – powiedziała z ironią, której jednak nie zrozumiałem.
-Jaśniej, Shawty. 
-Może na przykład takim, że nie jesteśmy razem, że nie byłeś i nie jestes grzecznym chłopcem, że nadal masz kontakt z Dylanem, że JA go do cholery znam i to aż za dobrze,  albo chociażby z tym całym problemem z waszymi rodzicami! – podniosła głos. Czyli zdążyła się wkurwić. Czyli cóż, słusznie przypuszczałem, że nie ma humoru. 
-To nie była ,,nieszczerość” – zauważyłem.
-Serio? – prychnęła lekceważąco. 
- Po prostu są tematy, na które jeszcze zdążymy porozmawiać.
- I dlatego lepiej zostawić poważne tematy na ,,później czytaj: ewentualnie nigdy”, a zamiast tego porozmawiać o jakże istotnej pogodzie! – ironizowała. Cóż, zauważyłem że bardzo szybko  się tego uczy.  Wywołało to uśmiech na mojej twarzy.
- Jeśli planowalibyśmy grilla czy ognisko, to bardzo istotny temat. – zauważyłem, nie hamując mojego uśmiechu.
-Idiota. – syknęła.
-Też Cię kocham, Shawty. 
-STYLES! – zawołała. Zaskoczyła mnie. – Możesz być choć przez chwilę poważny? – spojrzałem na nią. Była naprawdę zdenerwowana. Cholera, przegiąłem. 
-Julie, wyluzuj, ja po prostu nie sądzę, żeby to cokolwiek dało, nie mam też ochoty po tak długej rozłące od razu gadać o takich rzeczach. 
-Nie masz ochoty, nie chcesz czy może się boisz? – czułem jej wzrok na sobie. Spiąłem się na jej słowa. 
-Nie boję się niczego, Julie.  –syknąłem.
Roześmiała się. Zerknałem na nią. Ona się autentycznie śmiała.
-Masz rację, Styles. A już na pewno WCALE nie boisz się prawdy. – zakpiła. 
-Zostaw to, Julie. – ostrzegłem ją. Czułem jak bardzo złość we mnie rośnie. 
Nakręcała w tym momencie to, co we mnie najgorsze. Co najbardziej groźne.
-Dlaczego? – zapytała z żalem. 
-Julie to nie twoja sprawa.  – starałem się uciąć tą dyskusję. Przyśpieszyłem wiedząc, że na szczęście już niedaleko do jej domu.
- Nie moja sprawa?! Ale musi  być moja, gdy wciskasz bliskim kit, który aj muszę potwierdzać? 
-Nie zmuszałem Cię do niczego. – powiedziałem starając się zachować spokój.
- Nie o to mi chodzi, Harry! Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego rozwiązać, dlaczego zaczynasz relacje z siostrą od kłamstwa? 
- Mówisz tak jakbym kłamał wiecznie. A dobrze wiesz że tak nie jest. –warknąłem. 
- Nieeee, wcale tak nie jest! – zakpiła po raz kolejny. – Harry, ty co chwila kłamiesz nawet jeśli chodzi o głupoty! I tu jest twój problem!  
-Bo nie jest tak, że ty okłamywałaś swoją rodzinę, moja rodzine i moją siostrę przez kilka godzin. – powiedziałem z sarkazmem. 
Nawet na nią już nie patrzyłem. Starałem się skupić na drodze. Poza tym, wiem, że była u kresu cierpliwości.
- Jesteś pieprzonym dupkiem Styles! – warknęła.
Zatrzymałem się pod jej domem. 
-Po prostu są sprawy, które  dotyczą mnie sam je rozwiążę, w taki sposób jaki będę uważał. – powiedziałem spokojniej, bo nie miałem już siły ani ochoty się z nią dzisiaj kłócić. 
- Cokolwiek, Styles. – warknęła i wysiadła z samochodu, trzaskając drzwiami, na co przymknąłem powieki. 
Jezu, jak  ta mała mnie irytuje. Jest niemożliwa. 
A jednak jest...
Jest ...
jest taka...
 po prostu a jednak.
Nie chcę jej dopuszczać do tego całego gówna jakim jest moje życie. 
Bynajmniej nie od tej strony. Najgorszej strony.
Jednak coś mi mówiło że jest za późno. 
Nawet bardzo za późno.
Gdy drzwi się za nią zamknęły odjechałem spod jej domu. 
Po kilkunastu minutach jazdy podczas której starałem się ochłonąć, zostałem mimo wszystko sam z moimi myślami, które tak bardzo chciałem od siebie odepchnąć. Nie znoszę tego. 
Chciałbym po prostu o tym nie myśleć. Wszedłem do pustego domu. Od dłuższego czasu zostałem w tym wielkim domu sam. Chłopaki urządzili się sami, albo ze swoimi dziewczynami w różnych częściach miasta. Ja dalej tkwię tutaj. 
Pieprzony nieudacznik. 
Wyciągnąłem piwo z lodówki i od razu poszedłem do sypialni. Mam dość wszystkiego. Czemu jest mi tak źle po jednej kłótni z tą małą wredną istotą?
Tak jakby to była pierwsza i ostatnia taka kłótnia. W naszym przypadku na pewno nie.
Moją uwagę przykuła torba leżąca obok mojego łóżka. Odstawiłem butelkę, ściągnąłem koszulę i ukucnąłem obok torby, Rozsunąłem ją. 
Pełno towaru dla Daniela i ludzi jego pokroju. Wziąłem torebeczkę z obiektem ich potrzeb i obróciłem ją kilka razy w dłoniach. 
Na tym polega różnica między mną a Danielem i nimi wszystkimi. 
Ja znam umiar, oni nie. 
___________________________________________________________________________________
 FUCK YEAH  I DID IT ! ♥
TAK, W KOŃCU DODAŁAM.


Naprawdę Was przepraszam. 
Szczerze?Bałam się, że mimo obstatniej obietnicy, znowu Was zawiodę, bo końcówka tego tygodnia jak do tej pory dała mi w kość tak bardzo, że lepiej nie trzeba.
Jeden z największych stresów w życiu zaliczony.
Oby było takich jak najmniej.

Cóż, jest kilka ,,znaków" w tym rozdziale, tytule, OGÓLNIE. 
Znaków odnośnie fabuły, sensu, mojego pomysłu na to opowiadanie. 

( w tym momencie w końcu wiecie na chuj ja tak pochylałam tekst w tym rozdziale xd)
Cóż, teraz wróćcie do tekstu, przeczytajcie tylko to, co pochylone.

JA TAKA TAJEMNICZA NIOCHNIOCHNIOCH


Koniec mojego pieprzenia.

Co u Was Kicie? Jak po tych 3 miesiącach w szkole?
Jak samopoczucie?
Jakie wrażenia po Night Changes i Four? *>*
Ja po pierwszych 3 miesiacach w tym technikum szczerze, zupełnie inaczej zobaczyłam życie.
naprawdę się nim cieszę, mimo że wszystko dzieje się strasznie szybko i mam bardzo mało wolnego czasu, no i cóż, łatwo nie jest.

Może ktoś pisał próbne egzaminy? Jak Wam poszło? Jak wrażenia? 

nie wiem jak z następnym rozdziałem, będę się starała nadążać.
kocham mocno ♥
@awhniallable