środa, 29 kwietnia 2015

38. There are no lies. Just hidden truths


Wybaczcie, że dopiero teraz, ale musiałam wyjść jakoś z zagrożenia, które miałam już w tym momencie :)))
Dedykacja dla Hanare-chan ♥ 
kocham mocno i dziękuję :3



*oczami Harry`ego*

-Kurwa jebana mać. – wymamrotałem ze złością gdy jakiś mało inteligentny kierowca wręcz wpierdolił swoją szanowną dupę przede mnie na pas ruchu, przez co mało mu w tą dupę lśniącego Audi nie wjechałem.
Jestem dzisiaj wyjątkowo spięty. Ten pieprzony koszmar wyprowadził mnie z równowagi.  Nigdy nie miałem jakichś pojebanych snów ani po alkoholu, ani po narkotykach. Ja zazwyczaj nie miewam koszmarów. A dzisiaj darłem się jak idiota przez sen. Chore, no chore.
Mało tego treść tego koszmaru mnie delikatnie mówiąc, rozpierdoliła. Nie mam pojęcia skąd takie rzeczy w mojej głowie. Aż tak martwiłem się o to, żeby się wyluzować przy Julie?
Jeszcze trochę i przez tą dziewczynę będę potrzebował pieprzonego psychiatry.  Trochę denerwuję się też wizytą u ojca Julie. A raczej jej reakcją na to, co ją czeka. No dobra, na to, że jej  nic nie powiedziałem.
Ale właściwie, nie może mieć do mnie o nic pretensji. Nie powiedzenie prawdy, a kłamstwo to dwie bardzo różne sprawy. Co prawda w tej pierwszej jestem wybitnie dobry, ale pomińmy ten fakt.
Spojrzałem na znajomo wyglądającą torbę na siedzeniu obok mnie. Ile to czasu minęło? Zdaje się, że Julie wtargnęła w moje życie i na dobre nim zawładnęła. Nie to, żebym miał coś przeciwko, zdecydowanie nie. Ale fakt, od kiedy między nami zaczęło się coś dziać, totalnie oderwałem się od wszystkiego, co wcześniej było moją codziennością. Widywałem się chłopakami, ale sporadycznie. Najczęściej w sumie z Niall`em i rozmawialiśmy, o ironio, głównie o Julie. Albo o nim i o Lucy.  Czy naprawdę gdy w grę wchodzi kobieta, robię się tak strasznym pantoflarzem?
Nie zauważam, że mijają dni, imprezy, dni bez chłopaków… Od razu pomyślałem o Tommo.  Prawda jest taka, że znajomość z nim zaniedbałem najbardziej. Pamiętam, że gadaliśmy o tym na imprezie u Vicky… No dobra, nie pamiętam.  Nie pamiętam jak wyglądała ta rozmowa. Ale wiem, że poruszaliśmy ten temat.
To z nim zawsze się dogadywałem najlepiej. Z nim i Niall`em. Louis wiedział, że po tym wszystkim dalej dorabiam sobie we własny sposób. Z nikim nie imprezuje mi się lepiej niż z nim. Z nikim nie pije się lepiej. Z nikim nie pali się lepiej. Z nikim nie gada się lepiej. A teraz? Przed tą imprezą, nie pamiętam kiedy ostatni raz z nim piłem piwo, czy zapaliłem. Owszem, widzieliśmy się kilka razy, ale tylko przelotnie. Sam Tommo nie narzekał na to. On nigdy nie narzeka i nie mówi co mu nie pasuje. Woli chować urazę. A ja potrzebuję konkretnego kopa w dupę inaczej zawsze zauważę swój błąd za późno, albo wcale.
Cóż, zajebisty z Ciebie kumpel, Styles. Pieprzony pantoflarz.
Co takiego w tym wszystkim jest, że bez tej małej wrednej i upartej kobiety, nie umiem normalnie funkcjonować? Że wypełnia całe moje życie tak, że nie odczuwam braku czegokolwiek? To jest pojebane. Ale zaskakująco dobre.
I wciągające. O cholera i to jak.  Co nie zmienia faktu, ze zachowuję się jak kutas względem kumpli i starych obowiązków, przekładając nadto dziewczynę. I okej, powinna być najważniejsza. Ale kurwa, chyba przydałoby się mieć jakieś życie też poza nią? Przecież gdyby teraz miała gdzieś wyjechać, żebym nie widział jej jakiś tydzień, nie puściłbym jej. Dostałbym pierdolca bez niej. Jestem nienormalny.
O, zakochany. Lepsze słowo.
Żałośnie romantyczny. Do rzygnięcia.
Pojebany, o. Oto ja.
Spojrzałem ponownie na torbę leżącą na siedzeniu.
Zawahałem się. Ale tylko chwilę.
Zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik. Szybkimi i pewnymi ruchami rozsunąłem torbę i pobieżnie przeglądając zawartość wyjąłem cztery niewielkie torebeczki, które schowałem do schowka w aucie. Zasunąłem torbę i ponownie odpaliłem samochód. Rozluźniłem się  i skierowałem do celu mojej jazdy.  Jednocześnie wyjąłem telefon i wybrałem numer Tomlinsona.
-Styles, ty żyjesz. – zaśmiał się do razu gdy odebrał.
-Też miło cię słyszeć, Tommo. – prychnąłem.
-Pierdolenie. – zaśmiał się –trzymasz się po tej imprezie? Bo mnie łeb przestał boleć dopiero dzisiaj.
-Nie dziwi mnie to. – zakpiłem.
-Dobra, dobra! Mów, co jest.
-Za 20 minut będę pod twoim domem. –powiedziałem.
-Okej. – zgodził się. – A po cholerę? – dodał.
-Zobaczysz. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Masz szczęście, że jesteś moim kumplem, Styles.
-20 minut. – rzuciłem z uśmiechem i rozłączyłem się.
Właściwie za to uwielbiam Tomlinsona. Nigdy nie pyta. Po prostu wie. I rozumie.
Wiem też, że pewnie i tak jest wkurwiony tym, że się nie odzywałem a nagle dzwonię i oczekuję, że on będzie kiedy będę tego chciał. Ale to jest właśnie to co zrobił. Mimo wszystko.  A ja dalej czuję się jak fiut. OH.
Zaparkowałem auto w stałym, dobrze mi znanym miejscu, z tyłu klubu. O ile można to w ogóle nazwać tak cywilizowanym i czystym słowem jak klub.
Słowo może być czyste? Nieważne.
Na miejscu stał już Daniel. Jego też cholernie długo nie widziałem. I ani trochę tego nie żałuję.
Mam wrażenie, że jest jeszcze chudszy i jeszcze bardziej podobny do jakiegoś pieprzonego zombie niż ostatnio.  Chwyciłem torbę i wysiadłem z samochodu.
-Kopę lat, Styles. – wyszczerzył się Daniel. Skrzywiłem się tylko i bez słowa podałem mu torbę.
Bez słowa wsiadłem do auta.
-Dzięki. – usłyszałem tylko, zanim odpaliłem samochód i odjechałem z piskiem opon. Nie tęskniłem za tym.
Po kilkunastu minutach jazdy byłem już pod mieszkaniem Lou, który opierał się o poręcz schodów. Widząc mój samochód zszedł.
-A oto i Styles. – zaśmiał się Tommo wsiadając do auta.
-Tommo. – zawtórowałem mu i przywitaliśmy się uściskiem dłoni.
-Dowiem się teraz co się stało? – zapytał rozkładając się na siedzeniu.
-Zajrzyj do schowka. – powiedziałem tylko i ruszyłem.  Louis spojrzał na mnie pytająco ale otworzył schowek nad swoimi kolanami, skąd wyjął torebeczki, które przed kilkudziesięcioma minutami tam wrzuciłem. Gwizdnął pod nosem.
-Styles wrócił. – zaśmiał się i spojrzał na mnie.
Nie kryłem uśmiechu.
-Trochę Ci to zajęło, nie powiem. – prychnął, bawiąc się torebeczką.
-Żebyś wiedział. – uśmiechnąłem się pod nosem.
-Zdobywanie kobiety jest dość pracochłonne, nie? – zaśmiał się.
-I to jak. – zawtórowałem mu.
-Mam rozumieć, że się udało, skoro świętujemy? – wyszczerzył się.
-Ano. –odparłem z uśmiechem.
***
-Mówię Ci Styles, to się na tobie zemści. – mruknął Louis biorąc kolejnego bucha.
-Niby dlaczego? Pewnie się na mnie wkurwi, ale nie jest tak, że nigdy wcześniej tego nie robiła.  – odparłem wzdychając. Leżeliśmy rozwaleni na mojej kanapie, oglądając jakiś mecz, na który już dawno przestaliśmy zwracać uwagę. Na stoliku przed nami stały butelki z piwem,  lufka i przygotowane skręty, podobnie jak torebeczki ze schowka w aucie.  Tak jak zawsze.
-Ale to nie jest coś w czym od tak możesz sobie ją okłamać.
-Ja nie kłamię. – zaprotestowałem biorąc łyk piwa.
-Taaa,  ty tylko nie mówisz prawdy. – westchnął Louis.  – Cokolwiek, i tak ją wkurwisz. Czy ty jesteś w pieprzonym gimnazjum, że chcesz się przypodobać jej ojcu?
-Nie. – niemalże warknąłem biorąc z jego dłoni skręta.- No może trochę, nie wiem. A zresztą bez przesady, nie jest tak że kogoś zabiłem.
Zaciągnąłem się i zrelaksowałem.
- Rób jak chcesz, ale dziewczyny wszystko traktują tak, jakbyś kogoś zabił. – wzruszył ramionami.
-Melody też? – spojrzałem na niego, zaciągając się kolejny raz.
-Żebyś wiedział. – zaśmiał się w nieco zwolnionym dla mnie tempie.
-Ale chyba się wam układa, nie? – zapytałem przymykając lekko powieki w przyjemnym uczuciu, jakie mnie ogarniało.
-Tak, jest fajnie. – mruknął, schylając się nad stolikiem, skręcając w rulonik banknot. Wciągnął białą, sypką substancję usypaną w poziomą linię.
Po chwili rozparł się na kanapie, biorąc głęboki wdech.
-Dobrze, że wróciłeś, stary. – mruknął Lou.
-Mhm. – wysiliłem się na pomruk.
-Jak  czasami nie będziesz zajęty przesiadywaniem między nogami Shawty, to dzwoń. – powiedział rozbawiony.
-Zapamiętam. – prychnąłem.

*następnego dnia*
*oczami Harry`ego*

-Przyjdźcie dzisiaj z Melody do Nialla i Lucy. Posiedzimy wszyscy. – powiedziałem opierając się o maskę mojego auta.
Stałem z Tommo pod biurem, w którym pracuje Julie. Miałem po nią przyjechać i jedziemy do Horanów.
Tomlinsona spotkałem przypadkiem, odbierał jakieś papiery w okolicy.
-Dzisiaj nie da rady. Jedziemy do rodziców Mel. – odparł Lou. Wiedziałem. Od początku naszego spotkania wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Był wyjątkowo spięty, poważny. Czyli się przejmuje.
-Łoo stary. To powodzenia życzę. – zaśmiałem się.
-Taa, dzięki. – uśmiechnął się krzywo.
-Wyluzuj, będzie dobrze.
-Nie bądź taki cwany, zobaczymy co zrobisz jutro, u ojca Julie, jak ona się wszystkiego dowie. – zakpił.
-Odpuść, Tommo. Jej ojciec sam podjął taką decyzję, do czego ma święte prawo więc nie widzę problemu.
-Pieprzysz, Harry. To nie fair wobec Julie. – skrzywił się.
-Ale to nie moja decyzja. – odparłem.
-Twoja nie twoja, ale chujowa. I od kiedy robisz to, czego ktoś od ciebie chce? –zmrużył oczy i uśmiechnął się kpiąco.
-Dobra, dobra. – zaśmiałem się- Ty się lepiej zajmij rodzicami swojej dziewczyny.
-Nie przypominaj. – westchnął Lou.
-W przyszły weekend też musimy odreagować. – stwierdziłem.
-Harry, to zajebiście, że znowu się widzimy często, pijemy i tak dalej, ale nie zapominaj skąd to wszystko masz i… - zaczął spokojnie Lou, ale wpadłem mu w słowo.
-Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało.
-Nie przeszkadza mi. Ale nie chcę żebyś się wjebał w jakieś gówno, to raz. A dwa obydwoje mamy swoje dziewczyny. I nie wiem jak twojej Julie, ale Melody średnio się podoba mój widok gdy jestem najebany i jeszcze na haju.
Właściwie, Julie mnie nie widziała w takim stanie. No może poza imprezą u Vic.
-Mówiłem, żebyś u mnie został. – odparłem.
-Harry chodzi mi o to, że nie chcę psuć tego co jest między mną a Mel. A sam wiesz, że po pijaku czy działce mówię różne głupoty. Nie mówię też, ze teraz chcę być świety, bo ja taki nigdy nie będę. Ale między mną a Mel dopiero od niedawna wszystko zrobiło się tak naprawdę na ,,poważnie” i chcę jej pokazać, że mimo tego jaki jestem zazwyczaj, umiem jej zapewnić wszystko. Umiem się zachować. Dlatego zaproponowałem wyjazd do jej rodziców, żebym ich poznał.  I dlatego najbliższy czas odpada. Może za jakiś czas, tak żeby nie wiedziała. Może. W każdym razie, nie ruszaj tego co ci zostało beze mnie. – zaśmiał się.
-Tego ci zagwarantować nie mogę. – też się zaśmiałem. Byłem zaskoczony. Widać, że Lou się stara dla Melody. Nie spodziewałem się czegoś takiego.  Nie mówił też, że czuje do Mel coś silnego, że naprawdę tak poważnie to traktuje.
Cóż, okej.
-Dobra ewentualnie mogę oddać moją część Julie. – wyszczerzył się- Tylko sobie wyobraź, shotguny z Julie podczas kiedy będziesz ją…
-Zamknij się, Tommo!- przerwałem mu, śmiejąc się. – Ale nie powiem, kuszące. – oblizałem wargi.
Niby głupi żart, ale w mojej głowie od razu pojawiły się różne wizje tego, jakby to mogło wyglądać.
-O wilku mowa! – zaśmiał się Lou. Z budynku wyszła właśnie Julie, szła w naszą stronę z uśmiechem.
Boże, ona jest idealna. A tą sukienkę widzę na niej pierwszy raz, ale wiem ze już jest jedną z moich ulubionych. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Cześć Lou! – uśmiechnęła się szeroko witając się z Tommo buziakiem w policzek.
-Hej, Julce. – odpowiedział wesoło Louis.
-Cześć. – uśmiechnęła się do mnie słodko, wspinając się nieco na palce by dosięgnąć moich ust, na których złożyła krótki pocałunek.Chciała się już odsunąć ale przytrzymałem ją w miejscu, pogłębiając pocałunek.
Usłyszeliśmy jęk Tomlinsona.
-Moje biedne oczy! – zaśmiał się.  Julie szybko się ode mnie odsunęła, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu satysfakcji.  Uwielbiam to jak na nią działam.
-To jest niesamowite jak wy się momentalnie napalacie, dzieci. – zakpił Louis.
Julie się zaśmiała, mimo, że widziałem rumieńce.
-Może pogadasz z rodzicami Melody o tym jak szybko ty się napalasz na ich córkę, co? – zakpiłem z niego, widząc jak momentalnie nieco blednie.
-Zabawne, Styles. – prychnął.
-Zaraz, poznałeś rodziców Mel? – ożywiła się Julie.
-Dzisiaj do nich jedziemy. – westchnął chłopak.
-Wow, powodzenia. – uśmiechnęła się.
-Taa, dzięki. – odwzajemnił nieco niemrawo uśmiech.
-Myślałam, że może wpadlibyśmy wszyscy do Lucy i Nialla. – powiedziała.
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciał. – zaśmiał się Tommo.
-Nie martw się, nie zjedzą Cię. – zachichotała brunetka.
-Mam nadzieję. – zawtórował jej Lou. – Dobra, ja się zbieram, trzymajcie się. I pozdrówcie Horanów. – uśmiechnął się i pożegnał się z nami.
Otworzyłem Julie drzwi do auta. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością ale zanim wsiadła, nachyliłem się nad jej uchem.
-Uwielbiam tą sukienkę. – wyszeptałem do jej ucha, pocałowałem jej policzek i z uśmiechem pozwoliłem jej wsiąść.
Pokręciła tylko z uśmiechem głową i wsiadła.
Gdy tylko wsiadłem i ruszyliśmy, położyłem dłoń na jej odsłoniętym kolanie.
-Jak Ci minął dzień? – zapytałem jak gdyby nigdy nic.
-Nudno. – westchnęła. – Ludzie potrafią być niemożliwie wkurzający.
-To znaczy? – pociągnąłem ją za język.
Zaczęła z przejęciem opowiadać mi jak wyglądał jej dzień i mordęga z nieznośnym, upartym klientem. Słuchałem wszystkiego z uśmiechem, rozkoszując się jej głosem, który jest moim ulubionym dźwiękiem. Boże, jestem tak beznadziejnie rozczulający. Zerkałem na nią co chwilę, przyglądając się jak marszczy nos ze złości, jak gestykuluje, poprawia włosy, które pod wpływem wiatru wpadającego przez uchylone szyby w aucie, fruwały wokół je twarzy.
Gdy dojechaliśmy pod dom Nialla i Lucy, Julie była nadal w trakcie opowiadania mi, teraz zupełnie innej historii, która wplątała jej się w akcję tamtej. Zaparkowałem i spojrzałem na nią, która nadal rozemocjonowana trajkotała. Rozpięła swój pas i szykowała się, żeby wysiąść z samochodu, nadal mówiąc.
Bez zastanowienia pochyliłem się szybko nad nią, ułożyłem dłonie na jej policzkach i pocałowałem ją, przerywając jej wpół zdania. Odwzajemniła i poczułem ja uśmiecha się przez pocałunek.
Oderwałem się od niej z uśmiechem na ustach.
-Aż tak dużo mówiłam, że musiałeś mnie uciszyć? – zaśmiała się.
-Nie. Uwielbiam cię w taki sposób uciszać. – odpowiedziałem z uśmiechem i wysiedliśmy.

***
*oczami Julie*
-Tak po prostu go podrywała na moich oczach! – zawołała Lucy, gryząc marchewkę z takim zapałem, jakby to nie była marchewka a głowa tej biednej dziewczyny, która podrywała Nialla.
Zaśmiałam się.
-Niezła z ciebie zazdrośnica. – zaśmiałam się. Siedziałyśmy we dwie w kuchni, szykując jedzenie na grilla. Harry i Niall siedzieli już w ogródku, wszystko przygotowując.
-No wybacz, ale irytują mnie takie laski. Dla ozdoby tej obrączki nie nosi! – skrzywiła się Lu.
-Ale kiedy to Niall urządza sceny zazdrości, to nie rozumiesz jego zachowania, hm? – zachichotałam.
-Ej! – zasmiała się- To jest zupełnie inna sytuacja!
-Jasne. – zachichotałam po raz kolejny.
-Ty nie jesteś zazdrosna o Harolda?
-Pff, nie. – zaprzeczyłam, chociaż aż za dobrze wiedziałam, ze jest dokładnie odwrotnie.
-Mhm… - mruknęła kpiąco.
-OJ DOBRA NO!  Może troszkę jestem.– zasmiałam się.
Zachichotała.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu zbliżyliście się do siebie z Harry`m.  – powiedziała z uśmiechem.
-Ja też. – uśmiechnęłam się. – Jutro jedziemy do mojego taty.  O dziwo to Harry to zaproponował. Nawet sam gadał o tym z moim tatą.
-Naprawdę? – spojrzała na mnie zaskoczona.
-Też byłam zdziwiona. Jest aż zbyt chętny do tej wizyty.  Ale to Harry, z nim nigdy nie wiadomo. – zaśmiałam się.
-Może chce Ci się oświadczyć! – zawołała nagle Lucy, zeskakując z blatu. Momentalnie talerz który trzymałam w ręce wyślizgnął mi się z dłoni. W porę się otrząsnęłam i wykonując dziwne ruchy udało mi się go ponownie złapać.
-Boże, Lucy, nie mów mi takich rzeczy!- zawołałam, chichocząc nerwowo.
Przeraził mnie jej pomysł.
Momentalnie do mnie doskoczyła.
-No ale pomyśl! – zawołała- Sam to zaproponował, rozmawiał z twoim ojcem, chce tam pojechać koniecznie… JEZU JULIE!
-Lucy uspokój hormony i nie drzyj się tak ! – uciszyłam ją nieco spanikowana, że Harry jakimś cudem mógłby usłyszeć o tym niedorzecznym pomyśle.
-Ale, zastanów się Julce. Jaki inny miałby interes w tym, żeby jechać do twojego ojca?
-Lu, chyba naoglądałaś się za dużo komedii romantycznych. Ile my się znamy z Harry`m? Na litość boską, my nawet sami jeszcze nie uzgadniamy tego co jest między nami a co dopiero … - urwałam nie chcąc nawet tego mówić.
- No, może… - zamyśliła się na chwilę. –W każdym razie, nie zdziwię się, jeśli jutro wrócisz  z pierścionkiem na palcu. – uśmiechnęła się szeroko i podeszła ze szklanką do lodówki, wyjęła karton mleka i nalała  go do szklanki, niemalże od razu biorąc dwa duże łyki.
-Czy ty właśnie pijesz lodowate mleko, gdzie przed chwilą zjadłaś marchewkę, a wcześniej pastę z tuńczyka? – skrzywiłam się.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Chyba tak. – wzruszyła ramionami. – Oj, zachciało mi się no! –zawołała, śmiejąc się. – Czasami tak mam.
-Nie wnikam , Lu ale chyba nie przeżyłabym twojej diety.– zaśmiałam się, za co dostałam kuksańca w bok.

*następnego dnia, popołudnie*

Rozłożyłam się wygodnie na swoim siedzeniu opierając kolana na desce rozdzielczej auta Harry`ego.
Czekała nas nieco dłuższa jazda do domu taty.
-Możemy jechać? – zapytał Harry wsiadając do auta.
-Tak. – uśmiechnęłam się. Harry był dzisiaj dziwnie nieobecny i hm, zestresowany?
Nie spodobało mi się to. Tylko przypominało mi o niedorzecznym pomyśle Lucy, który starałam się wypierać z myśli za każdym razem gdy zachowanie Harry`ego sprawiało, że zaczynałam się zastanawiać czy to może prawda.
I wcale nie podobała mi się ta myśl. Sama przez to zaczynałam się stresować. Bo jeśli to prawda to…NIE, to nieprawda. Nie.
Harry taki nie jest. Na pewno wie, że nie zgodziłabym się gdyby z czymś takim wyskoczył. Ale nie wyskoczy, musiałby być totalnym szaleńcem. Ale nie jest.
To znaczy może jest, ale nie takim.
-Jesteś dzisiaj jakiś spięty. – odważyłam się zacząć temat, spoglądając na niego uważnie.
-Wydaje ci się. – posłał mi uśmiech, ale nie uwierzyłam w to.
-Stresujesz się spotkaniem z moim ojcem? – udałam rozbawienie. – przecież ty go teraz widujesz częściej niż ja sama.
-Nie stresuję się, kotku. Po prostu miałem dzisiaj trochę na głowie. –odparł.
Mhm. Ciekawe.
Postanowiłam się rozluźnić.  Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam z torebki swój telefon.

Od: Lucy ♥
Jedziecie już? 

Do: Lucy ♥
Tak 

Od: Lucy ♥
Zapytasz Hazzę o przepis na te jego czekoladowe ciasteczka? Niemożliwie mi się ich dzisiaj chce *-*

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Do: Lucy ♥
Może później żarłoku. Jak na razie Harry jest jakoś dziwnie spięty.

Od: Lucy ♥
BOŻE, A NIE MÓWIŁAM!
Zrób mi koniecznie zdjęcie pierścionka! *o*

Przełknęłam ślinę.

Do: Lucy ♥
Jesteś głupia -.-

Od: Lucy ♥
Też Cię kocham <3 i pamiętaj o tych ciasteczkach błagam ! ;C

UGH nie będę miała teraz spokoju. Nie pozbędę się tej myśli.

 Do: VickeyMouse ♥
Lucy uważa, że Styles za jakieś 40 minut mi się oświadczy. 

Nie wiem po co to wysłałam.

Od: VickeyMouse ♥
O KURWAJEBANAMAĆCO 

Julie, jesteś idiotką.
Ale kij z tym, potrzebuję kogoś, kto mną potrząśnie, sprowadzi na ziemię.

Od: VickeyMouse ♥
Pojebało ?

Odetchnęłam. Dobra decyzja. Vicky jest właściwą osobą. Ona mnie ogarnie.

Od: VickeyMouse ♥
PRZECIEŻ JA NIE MAM ŻADNEJ KIECKI ANI OSOBY TOWARZYSZĄCEJ, HALO
WSTRZYMAJCIE SIĘ

Westchnęłam. Zapomnijcie o tym co mówiłam.

Do: VickeyMouse ♥, Lucy ♥
Nienawidzę was 

Chyba najwyższy czas na wszelki wypadek pomyśleć co powiedzieć, jeśli on naprawdę…
- Z kim tak romansujesz? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry`ego, powodując, ze telefon wyślizgnął mi się z dłoni lądując na wycieraczce auta.
Przeklęłam w myślach i podniosłam go.
-Wow, ja tylko żartowałem z tym romansowaniem, ale biorąc pod uwagę twoją reakcję… - zaśmiał się.
-To tylko Lucy. – powiedziałam od razu nieco nerwowo. – Chce przepis na twoje czekoladowe ciasteczka. – powiedziałam już normalnym tonem.
-Moje ciasteczka? – zmarszczył brwi. – przecież ona za nimi nie przepadała. Zawsze mówiła, że są za słodkie, aż mdłe.
Wzruszyłam ramionami.
-Mi napisała, że chce koniecznie przepis bo ma na nie ochotę.
-Kto ogarnie tą małą istotę, zasługuje na pomnik. – westchnął z uśmiechem.
-W takim razie jutro budujesz pomnik Niallowi. – zaśmiałam się.

***
Zaparkowaliśmy na podjeździe mojego rodzinnego domu. Harry jakby  był nieco bardziej nerwowy. I cóż, ja też. Nie pomagały miliony wiadomości od Lucy i Vic, czekające na odczytanie.  Nie chciałam tego czytać, nie chciałam o tym myśleć. Wzięłam głębszy oddech. To się nie może stać, spokojnie.
Wysiedliśmy, wzięłam od razu dłoń Harry`ego w swoją, który uśmiechnął się do mnie nieco niemrawo, co nie poprawiło mojego nastroju.
Mam złe przeczucia.
Zadzwoniliśmy do drzwi. Niemalże od razu, stanął w nich tata.
-Nareszcie jesteście! – zawołał wesoło, zapraszając nas gestem do środka. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Julie, skarbie! – przytulił mnie mocno.
-Harry. – podał z uśmiechem rękę brunetowi.
-Dzień dobry, Charles. – przywitał się z nim Harry. Zaraz, od kiedy oni mówią sobie po imieniu?
______________________________________________

Hej pysie ♥
 komentarze nam leco w dół :c
wiem, że nie dodaję często
ale max mnie motywuje spora liczba
komentarzy c;
soł bardzo ładnie proszę chociaż o kropeczkę :3

Jak tam po egzaminach? 
Ewentualnie jak przed maturką? xd
Przepraszm, że tak długo mi zeszło, ale straciłam kontrolę nad szkołą, co skońćzyło się tak, że nagle się okazało ze będę zagrożona z jednego z przedmiotów :)))
I nie wiem też kiedy następny, bo mam sporo ocen do poprawienia i muszę już zaczać ogarniać wszystko, zresztą tak samo jak bieżące sprawy. 
Ale postaram się, żeby nie schodziło aż tak dużo czasu misie c; 
I UWAGA
W PONIEDZIAŁEK TRZYMAMY KCIUKI ZA AGNES 
moją kochaną maturzystkę 
( obiecała mi postawić piwo, jeśli zda soł, tymabardziej trzymamy kciuki xd)
 żeby poszło jej jak najlepiej, bo toto jest inteligentne i mądre ale strachliwe :D 
Ale da radę, nie? :3
SOŁ TRZYMAMY KCIUKI ZA AGNIESIĘ 
I ZA WSZYSTKIE CZYTELNICZKI, KTÓRE TEŻ PISZĄ MATURKĘ :D
i dziękujemy za wolne :* (hłe :3 )

pozdrawiam cieplutko misie
udanej majóweczki 
♥L.

niedziela, 12 kwietnia 2015

37. I'm tripping in my empire state of mind


JAKBY KTOŚ BYŁ ZAINTERESOWANY --> KLIK

Dedykacja dla Faith ♥ 
zdecydowałam, że każdy rozdział będzie dedykowany którejś z Was bo cholera, zasługujecie na to jak nikt inny a ja ofkors... :))) Soł każdej mojej aktywnej czytelniczce postaram się podziękować kolejnym rozdziałem :>
Tak więc ten z dedykacją dla Faith, autorki miłego komenatarza :3 Dziękuję za wszystko miś ♥


*oczami Harry`ego*
-No, myślałem, że mu wyjebę! – zawołał Lou. Targały nim emocje, ale jednak pół leżał, rozwalony w naszej loży, mając ledwo otwarte oczy.
Czy ja też tak wyglądam?
Spojrzałem w dół, na moją sylwetkę. Cóż, ja też już wpół leżę.
Chciałem jakoś usiąść normalnie, ale moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
Na moje usta wpełzł uśmiech. To  takie zabawne.
Intensywne basy klubowej muzyki, już nie wybijały rytmu w moim ciele. Na początku, jakby idealnie komponowały się z moimi myślami, jakby muzyka płynęła we mnie. Ale teraz, to tak jakby muzyka była obok mnie. Jak wszystkie te dźwięki. Jakbym był, ale mnie nie było.
Ale to nie było nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Czuję  sięidealnie zrelaksowany.
Chłopaki dalej o czymś mówili, ale nie skupiałem się na ich słowach. Słyszałem, ale nie słuchałem.   Co chwila przede mną przewijali się nowi ludzie, tańczący, obściskujący się, pijący, czy palący.
Tęskniłem za tym uczuciem spokoju, oddalenia, dostrzegania wszystkiego o wiele wyraźniej, lepiej. Nie myślenia, nie martwienia się o nic.
W pewnym momencie jedna z osób przede mną, wyraźnie na mnie patrzyła, złapałem z nią kontakt wzrokowy.
Twarz znajoma. Zamrugałem kilka razy starając się skupić myśli.
Momentalnie poczułem jak moje mięśnie się podświadomie spinają, sprawiając minimalny ból. Cole.
Pieprzony Dylan Cole tu przyszedł.  Zanim zdążyłem pomyśleć cokolwiek więcej, Dylan posłał mi ostatnie napięte spojrzenie i odwrócił się, zagłębiając się w tłum tańczących ludzi.
Ten człowiek wywołuje u mnie tyle negatywnych emocji.  Gdyby tylko był na wyciągnięcie ręki, chętnie uderzyłbym go, bez zastanowienia. Ale cholera, jest za daleko, a mi zbyt dobrze się tu leży.
Dopiero po chwili, moje myśli od osoby Dylana, zawędrowały do Julie. W lekkiej panice rozejrzałem się po tłumie. Mignęła mi blond czupryna, zdaje się, że Vicky.
Postanowiłem się do nich wybrać. Zdaje się, że mój czas reakcji jest nieco spowolniony, bo dopiero po dłuższej chwili od chęci wstania, moje ciało zareagowało. Z trudem dźwignąłem się na zadziwiająco lekkie nogi.
Idealnie prostym i opanowanym krokiem zatapiałem się w tłum ludzi. Kilka mignięć kolorowych świateł wprawiło  mnie w dziwne szczęście i ekscytację, ale zaraz gdy zobaczyłem upragnioną osobę Vic, skupiłem się tylko na tym.
Zmarszczyłem brwi, gdy nigdzie w otoczeniu blondynki, nie zauważyłem Julie.
Podszedłem do Vicky.
-Harry! – zawołała uradowana, ale zaraz zmierzyła mnie wzrokiem i nieco spoważniała. – Jesteś najebany! – wykrzyknęła i zaczęła się śmiać.
-Nie jestem. –warknąłem, mimo, że mój głos wydawał się być niemalże niesłyszalny. Cholera, czyżbym zaliczał zjazd? Potrząsnąłem lekko głową chcąc zebrać myśli. – Gdzie jest Julie?
-Poszła do łazienki z Blair, Harreh! –zawołała. – Masz rację, ty nie jesteś najebany, ty jesteś upalony! – zaśmiała się po raz kolejny, niesamowicie mnie tym wkurwiając. Zakręciło mi się nieco w głowie.
-Kto to jest cholerna Blair? – syknąłem.
-Nie, cholerna. Zdaję się, że Blair Waters… - zastanowiła się chwilę- albo może miała na imię Clair? Coś takiego. – wzruszyła po chwili ramionami.
Zacisnąłem szczękę ze złości.
Nagle do mojej świadomości przedarł się jakiś inny głos. Jakbym usłyszał moje imię, krzyczane przez kogoś.
Rozejrzałem się. Chłopaki siedzieli dalej w loży, wokół nikogo więcej znajomego nie widziałem. Kurwa, pierwszy raz w życiu mam halucynacje…
Coś szybko zaczęło mnie puszczać…
Ruszyłem w kierunku toalet, ale niewyobrażalnie długo mi to zajęło, co wprawiło mnie w frustrację.
W dodatku obraz nieco mi się przekształcał. Dodatkowo kolorowe, co chwila zmieniające się i gasnące światła nie pomagały.
W końcu dotarłem do wnęki z toaletami.
-NIE!- usłyszałem dziwnie znajomy głos. Właściwie to był wrzask, nieco zniekształcony. Męska toaleta.
-POMOCY! Nie!- kolejny wrzask. Dopiero teraz mój mózg przetworzył owy głos.
Moje serce się zatrzymało. Julie.
Rzuciłem się w kierunku drzwi, co znowu zajęło mi wieki, przyprawiając mnie o szał.
-Cśśśś, skarbie, bądź grzeczna… - usłyszałem zza drzwi męski głos, co rozwścieczyło mnie do granic możliwości. Z impetem wpadłem do toalety, niemal upadając na płytki. Obraz, który mi się ukazał przyprawił mnie o milion rodzajów wściekłości naraz.
Jakiś napakowany, łysy fiut trzymał przygwożdżoną do ściany Julie, moją Julie, która cała we łzach, starała się go odepchnąć.
-Julie! – krzyknąłem.
-Harry! Proszę, zrób coś! – wręcz zawyła gdy mnie zobaczyła i zaczęła się silniej wyrywać. Była już w samej bieliźnie, jej sukienka walała się po podłodze.
Mój gniew aż mnie rozsadzał od środka. Z zamiarem roztrzaskania mu ryja o te kafelki, ruszyłem rozwścieczony w jego kierunku. Co gorsze, wszystko działo się tak wolno, moje ruchy, byłem zbyt wolny.
Za to jemu sekundę zajęło danie mi w ryj, wskutek czego wylądowałem na podłodze. Czułem się taki ciężki, jakby całe moje ciało ważyło tysiące ton, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Wszystko rozsadzało mnie do środka, moje serce biło w szaleńczym tempie, ale nie mogłem zareagować, nie mogłem się podnieść, stanąć do walki o Julie, która wydała z siebie kolejny zrozpaczony krzyk, gdy tylko moja głowa uderzyła o posadzkę.
-Zamknij ryj! – krzyknął ten chuj, a jego dłoń z głośnym dźwiękiem uderzyła w policzek mojej małej Julie.
Teraz to ja chciałem krzyczeć, chciałem wstać, chciałem zabić tego skurwysyna za tknięcie mojej kobiety, za uderzenie jej.
A nie mogłem nawet się ruszyć, dźwignąć na nogi. Zrozpaczona Julie, której łzy ciekły ciurkiem po policzkach, spojrzała na mnie zrezygnowana, a tak szybko jak jedna z dłoni faceta wylądowała na jej ustach, zacisnęła tylko powieki i poddała się. Zrobiła się  wiotka w jego ramionach. Paskudny, złowieszczy uśmiech na twarzy tego sukinsyna sprawił, że chciało mi się rzygać.
-Julie… - udało mi się wręcz wyskomleć.
Każdy  jego dotyk na ciele Julie, bolał mnie. Od środka, wszystko mnie rozsadzało, a ja nie mogłem nic zrobić.  Całe moje ciało krzyczało jej imię.
-Harry… - zapłakała Julie, gdy ten chuj rozpiął swoje spodnie.
-Harry! – jęknęła głośniej. – Harry! – jej głos wręcz wżerał się w mój mózg.
Zacisnąłem powieki.
Czułem jakby ból sam szarpał moje ciało, jakby chwycił mnie za ramiona, wręcz czułem tą obecność.
- Harry! Harry, obudź się!
Nagle wszystko puściło, pozwalając mi w końcu dźwignąć się do siadu.
Mocno wciągnąłem powietrze, gdy otworzyłem oczy. Dyszałem, nie mogąc opanować oddechu.
-Harry! Już dobrze, Harry! – spanikowany głos mojej Julie, dotarł do mojej swiadomości. Wszystkie zmysły mi się wyostrzyły, rozejrzałem się. Sypialnia Julie, jej łóżko, małe ciepłe ciało dotykające mnie. O MÓJ BOŻE, Julie.
Momentalnie porwałem ją w ramiona, oddychając gwałtownie.
Dobry Boże, to był sen.
-Julie… - z moich ust wyrwał się jęk. Mocno tuliłem ją do siebie, chcąc ją schować w swoich ramionach. Nie wierzę, o mój Boże.
-Jestem tutaj, to był tylko sen. – jej cichy, uspokajający głos, wpłynął na mnie niesamowicie, tak samo jak jej drobna dłoń, gładząca moje plecy.
Odetchnąłem głebiej, uspokajając się. Julie również uspokajała się razem ze mną. Nie wiem jak długo tak trwaliśmy. Siedziałem z wyprostowanymi nogami, a Julie na moich udach, z nogami po obu stronach mojego ciała, wtulona w moje ciało.
Wdychałem jej zapach, starając się wyrzucić z głowy straszny obraz z mojego snu.
Odetchnąłem głębiej i lekko ją odsunąłem tak by spojrzeć jej w oczy. W słabym świetle księżyca, wyglądała jak anioł.
Ale miała nieco zaniepokojony wyraz twarzy.
-Dziękuję. – wyszeptałem, powoli łącząc nasze usta w prostym, krótkim i delikatnym pocałunku.
-W porządku? – upewniła się patrząc mi w oczy.
-Tak, kotku. –potwierdziłem- Chodźmy spać. – mruknąłem, lekko zsuwając ją a moich ud na łóżko i od razu ją objąłem.
Julie nie była pewna, ale poddała się i ułożyła na moim ramieniu, wtulając się we mnie. Objąłem ją, idealnie czując, że jest bezpieczna w moich ramionach.
Pocałowałem ją w czoło i zamknąłem oczy. Obrazy ze snu dalej mnie dręczyły. Dopiero gdy usłyszałem wyrównany, spokojny oddech Julce, otworzyłem oczy i westchnąłem głęboko. Co do cholery się stało?

*Oczami Julie, noc imprezy*
Moje nogi już powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Alkohol niemalże w całości ulotnił się z mojego organizmu, przypominając mi o zmęczeniu i senności.
Skontrolowałam godzinę, już po czwartej nad ranem.
Niedługo przydałoby się zbierać. Ciekawe jak tam Harry. Ale jest jedna rzecz, która ciekawiła mnie bardziej niż Harry.
Podeszłam do Vicky, przechylającej właśnie kolejny kieliszek.
-Dylan przyszedł? – zapytałam jej pierwszy raz tego wieczoru, a właściwie, rana.
Przez całą imprezę o to nie pytałam, właściwie o tym nawet nie myślałam.
Ale  teraz zaczęło mnie to zastanawiać.
-Nie, i wiesz co? Cholernie mnie to nie obchodzi! – zaśmiała się blondynka, mimo, że widziałam po niej, że jest rozżalona.
Postanowiłam nie drążyć tematu
Natomiast myślę, że pora znaleźć Harry`ego. Zaczęłam przedzierać przez tłum, który mimo późnej godziny wcale się nie przerzedzał. Ciekawi mnie jaka część z  tych ludzi to zaproszeni znajomi Vic. Nieważne.
Poczułam jak ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się szybko natrafiając na, o ironio, Dylana.
Oczywiście. Uważaj o czym myślisz Julie.
-Dylan. – wydusiłam.
-Julie. – powiedział. Oh, jak dramatycznie nam to wypadło.
Zaraz moje zaskoczenie ustąpiło złości na niego. Zabrałam dłoń.
-Cóż, widzę że bardzo Ci się śpieszyło na tą imprezę? – powiedziałam z sarkazmem.
Westchnął. Uwaga, drama queen przybyła.
-Julie, nie zrobiłem tego celowo. – powiedział wręcz z żalem.
Wzruszyłam ramionami.
-Cokolwiek. Vic i tak jest zbyt pijana, żeby zwrócić na Ciebie uwagę. Miłej zabawy. – ucięłam i ruszyłam w stronę loży chłopaków. Zatrzymała mnie dłoń Dylana na moim nadgarstku.  Zacisnęłam zęby i odwróciłam się w jego stronę z pytającym spojrzeniem.
-Naprawdę nie chciałem, nie wściekaj się na mnie! – był wyraźnie rozżalony, że mam do niego pretensje. Pociągnął mnie lekko we wnękę, gdzie było trochę ciszej i mniej tłoczno.
-Nie wściekam się. – odpowiedziałam prosto- Na pewno musiał być jakiś BARDZO ważny powód. Nie wnikam. – wzruszyłam ramionami i ponownie chciałam iść w stronę loży Harry`ego. Tak jak i chwilę temu, Dylan mnie zatrzymał. Tym razem odwróciłam się ze złością, wyrywając rękę.
-Czego jeszcze chcesz? – warknęłam.
-Nie możesz wiecznie mnie karać za jeden głupi błąd z przeszłości! – krzyknął.
-Jeden błąd trwający dobre kilka lat! – ja też podniosłam głos.
-Do cholery jasnej, nie zachowuj się tak jakbym kogoś zabił, okej? Żałuję tego, przeprosiłem, staram się, robię wszystko a ty i tak jesteś wiecznie obrażona i utrzymujesz dystans!
-Bo może Ci nie ufam?! – zawołałam.
-Jesteś hipokrytką, Julie! Nie wybaczasz, a sama święta nie jesteś! Ale jak ty jesteś czemuś winna, to wszyscy mają o tym zapomnieć i Ci wybaczyć! Tylko ty się wiecznie unosisz honorem! – wściekł się.
-Ja jestem hipokrytką?!I mówi to facet, który przez te wszystkie lata wymagał ode mnie szczerości a sam okłamywał mnie na każdym kroku!
-Oh, błagam Cię!Widzisz, uczepiłaś się tego i cały czas zaczynasz ten temat! Masz zamiar karać mnie do końca życia?!
- W jaki sposób ja Cię niby karzę?! – oddychałam głęboko, co chwilę brakowało mi powietrza, przez krzyk.
-Utrzymując ten chory dystans i napięcie!
-Nic nie utrzymuję! Ostatni raz gdy u mnie byłeś, zachowywałam się normalnie do cholery! Potrzebowałam czasu okej? Ale nie licz, że od tak się przyzwyczaję do myśli, że mnie oszukałeś!
-To było normalne zachowanie? Julie, czy ty nie widzisz co ty robisz? Styles aż tak namieszał Ci w głowie?
Zacisnęłam szczęki.
-Wymowne milczenie! – zaśmiał się gorzko. – Taka jest prawda, Julce, pozwalasz Styles`owi żeby robił z tobą co chce!
-Nie traktuj mnie tak, jakbym nie miała swojego rozumu, Dylan!
-Nie masz przy nim swojego rozumu! – zawołał.
Już miałam dalej na niego krzyczeć, gdy ktoś nagle uwiesił się na mojej szyi.
-Shawtaaaaay! – Louis zawołał radośnie. No ba. Dalej najebany jak biszkopt. Spojrzał zamglonym wzrokiem na Dylana. – O! A my się jeszcze nie poznaliśmy! Leeeewis jestem! – wyciągnął dłoń w stronę Dylana.
-Dylan. – warknął chłopak ściskając jego dłoń.
-Zawsze chciałem poznać tego fiuta, który zniszczył życie Harreh`mu! Marzenia się spełniają! – zawołał radośnie. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem ale się powstrzymałam.
Za to Dylan tylko cały się spiął.
-Uuuuupssss, chyba kogoś uraziłem! Przepraszam,  bardzo prze-epraszam! – skruszony Lou zwrócił się do Dylana, uwieszając się na jego ramieniu. Dylan natomiast stał niewzruszony z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. – Ja Cię niesamowicie szanuję, koleś, naprawdę! Tylko wiesz,  najchętniej powiesiłbym Cię za jaja na tej kiczowatej kuli u sufitu, nic osobistego, nie? – zaśmiał się przyjaźnie.
Dylan nadal nie skomentował.
Zasłoniłam tylko usta dłonią, pozwalając sobie na cichy chichot.
-Julcey, aniołku mój, Harreh tęskni! – ożywił się Lou, stając na własnych nogach.
Oh, no właśnie.
-Tak bardzo tęskni, że aż leży najebany i upalony w loży. – prychnął Dylan.
Chrząknęłam.
-Tak, hm, będziemy się zbierać, Dylan. Lepiej idź do Vicky. – powiedziałam spokojnie.
-Tak, przyjacielu mój, było mi miło, ale musimy uciekać. Tak więc, pierdol się i powodzenia w życiu! – Lou poklepał Dylana po plecach i ruszył przodem. Dylan tylko wywrócił oczami. Chciałam iść za Lou, gdy Dylan znowu mnie zatrzymał.
-Rób co chcesz, tylko uważaj na Styles`a. Nie wiesz o nim wszystkiego.– powiedział tylko patrząc mi w oczy i puścił mnie idąc w stronę baru.
Westchnęłam ciężko.
Mam uważać na Harry`ego.
W głowie od razu rozbrzmiały mi słowa loczka, po ostatniej wizycie Dylana w moim domu.
,,Uważaj, bo on nie tylko to ma na sumieniu i podejrzewam, że jeszcze nie raz się o tym przekonasz…”
Dokładnie to usłyszałam o Dylanie.
I weź tu bądź mądra.
Gdy dotarłam w końcu do loży, powitał mnie obraz totalnie zalanych chłopaków. Harry opierał się na ramieniu byłego niedoszłego Vic, Troy`a.
Na mój widok ożywił się.
-Julie, kotku! – uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona, żebym do niego podeszła. Od razu  mocno mnie objął.
Zaśmiałam się cicho.
-Jak się bawisz? – zapytałam rozbawiona jego widokiem. Bawiła mnie ta  różnica pomiędzy Harry`m na co dzień, czyli silnym, poważnym, seksownym, tak cholernie idealnym facecie, a imprezowym, zalanym, rozczochranym, ospałym Harry`m na haju.
-Teraz bawię się idealnie, Shawty. – zapewnił mnie.
-A co powiesz na powrót do domu? – zasugerowałam, nadal się uśmiechając.
-Panno Blackburn, czy ty mi składasz erotyczną propozycję? – oburzył się, ale zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, ubiegł mnie – W takim razie zgadzam się, bezapelacyjnie się zgadzam, panno Blackburn. – powiedział wyraźnie zadowolony.
Pokręciłam tylko głową.
-Więc proszę za mną, panie Styles. – zaśmiałam się i wstałam z jego kolan, trzymając jego dłoń. Wstał zaraz za mną, od razu poczułam jego dłoń  zaciskającą się na moim pośladku.
-Kurwa, to takie gorące jak to mówisz. – mruknął mi do ucha. Wywołał tym u mnie falę przyjemnych odczuć, spotęgowanych resztką alkoholu w moim organizmie, aż przygryzłam wargę. Czemu on nawet jak jest nawalony, musi tak na mnie działać?
-To dobrze, panie Styles. – powiedziałam odwracając się do niego na sekundę i pociągnęłam go za sobą, żeby jakoś się stąd wydostać.
Już po kilku pierwszych krokach, okazało się, że to nie będzie łatwe zadanie.
Harry miał lekkie zachwiania równowagi. Hm, lekkie.
-Julie! – usłyszałam czyjeś wołanie. Zatrzymałam się i rozejrzałam.  Po chwili pojawił się przy mnie Liam z Louis`em uwieszonym na jego szyi. Matko, ten to dopiero będzie jutro zdychał.
-Idziecie już? – zapytał, poprawiając nieco ledwo przytomnego już Tommo.
Potwierdziłam, nadal trzymając dłoń Harry`ego. Liam właściwie jako jedyny z całego towarzystwa pił najmniej i nie brał nic ze względów zdrowotnych.
I cóż, to jemu przypadała niewdzięczna rola kierowcy i pielęgniarki, kiedy trzeba było wszystkich zbierać z podłogi.
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak Louis przysypia na ramieniu Liam`a.
-Mogę podrzucić wam George`a do taksówki? Mieszka po drodze, a ja bym miał jednego mniej. – westchnął, wywołując u mnie uśmiech.
-Pewnie. – zgodziłam się.
-Dzięki. – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Niall zaraz go tu przywlecze.
Oh, czyli Niall też dzisiaj jest z tych nieco bardziej trzeźwych.
-Czyli oni już idą? – ożywił się nagle Lou, minimalnie otwierając oczy.
-Tak, Lou, idą. – westchnął Liam.
-O nieeeeee! – zaskomlał Louis i puścił się ramienia Payne`a i rzucając się na mnie, co zmusiło mnie do zrobienia dwóch kroków w tył.
-Będę tak za wami tęsknił! – zawołał płaczliwym głosem chłopak ściskając mnie. – Cześć, Shawty! –  złapał moje policzki w obie dłonie i  przyssał się ustami do mojego policzka na kilka sekund, czym wywołał śmiech Liama.
-Harreh! – zawołał Lou, gdy już mnie puścił i tym razem uwiesił właśnie na nim. Tym razem ja i Liam otwarcie zaczęliśmy się śmiać. Harry wyglądał na zdziwionego, ale objął go.
-Brooo! Kocham Cię cwelu! – zawył Louis, całując policzek Harry`ego tak jak przed kilkoma sekundami mój.
-Pieprz się Louis. – mruknął tylko Harry wycierając rękawem policzek.
-Chciałbym Harreh, ale Liam nie chce, a nie mogę nigdzie znaleźć mojej Mel. –poskarżył się Lou, sprawiając, że z Liamem znowu zaczęliśmy się śmiać.
-Mam go! – obok nas pojawił się Niall, prowadząc wpół śpiącego Shelley`a.
Cóż Niall nie wyglądał zbyt trzeźwo, jeśli mam być szczera, ale chociaż myślał w miarę logicznie i szedł prosto.
-Okej, czyli możemy iść. – odetchnęłam, wręcz odbierając z rąk Niall`a, Geo i wciskając go pod ramię Harry`ego. Ja go tachać nie będę, o nie.
 A Harry mimo swojego stanu, przynajmniej funkcjonuje i przebiera nogami.
-Przepraszam Julie, za kłopot, ale zanim ja ich zbiorę, to południe mnie zastanie. – westchnął Li.
-Nie ma sprawy, Liam. Trzymajcie się ! – ucałowałam Liama i Niall`a w policzek. Gdy zbliżyłam się do Lou, ten się ożywił.
-Shawty! Jak szybko wróciliście! – ucieszył się. Pokręciłam tylko głową. Boże, miej tego Tomlinsona w opiece.
Pociągnęłam Harry`ego i George`a za rękę i w końcu wyszliśmy z klubu. Nocne powietrze orzeźwiło mnie i pozbyło resztek alkoholu.
Taksówka przyjechała po kilku minutach, spędzonych w ciszy. Geo był nieobecny, oparty o barierkę, a Harry stał obok, nieco wahając się w miejscu, patrząc przed siebie. Cóż.
Bez większych problemów wsiedli do taksówki i z ulgą odetchnęłam będąc już w aucie.
George ułożył się na szybie i drzemał, natomiast Harry, cóż. Zrobił się dotykalski.
Jego dłoń nie znikała spod mojej sukienki, cały czas gładził moje udo. Kilkukrotnie, zahaczał o moją bieliznę, ale szybko zsuwałam jego dłoń i karciłam go wzrokiem. Odstawiliśmy Geo do domu i w końcu wysiedliśmy pod moim domem.
Gdy tylko taksówka odjechała, Harry idąc lekko falowanym krokiem, dotarł ze mną do drzwi. Gdy szukałam w torebce kluczy, ten bawił się rąbkiem mojej sukienki. UHHHH.
 W końcu weszliśmy do domu a ja z niemożliwą wręcz ulgą ściągnęłam szpilki. Westchnęłam zadowolona. Dopiero teraz poczułam jaka jestem zmęczona. Na zewnątrz już świta.
Harry w końcu wygrał walkę w własnymi butami i wręcz wpadł w moje ramiona. Nawet nie spostrzegłam kiedy rozsunął zamek mojej sukienki, która szybko zsunęła się z mojego ciała. Oh Boże, co za facet.  Westchnęłam tylko, ale zostawiłam tą sukienkę. Zabierając po drodze dwie butelki wody i tabletki przeciwbólowe, poprowadziłam go na górę do sypialni. Kilka razy zatrzymywaliśmy się na schodach, bo w przebłyskach świadomości i energii, postanowił całować moją szyję i cóż, macać mnie ile wlezie.
Postawilam obok łóżka wodę i tabletki a sama wzięłam się za zdejmowanie z Harry`ego ubrań.
Nie powiem, podoba mi się to zajęcie.
-Dlaczego mnie panienka rozbiera? – wymamrotał, zatrzymując moje dłonie.
-Bo czas do łóżka, panie Styles. – zaśmiałam się i kontynuowałam zdejmowanie z niego koszuli.
Jego głowa opadła na mój obojczyk, gdy w końcu zsunęłam z jego ramion koszulę. Westchnęłam i odpięłam jego spodnie, pozwalając im spaść w dół jego nóg.  I to było takie dobre, kiedy był tak blisko, a ja to wszystko robiłam.
Cholera, muszę rozbierać go częściej.
Gdy tylko uwolnił się ze spodni, momentalnie złapał mnie pod udami i podniósł, aż pisnęłam zaskoczona.
Zachwialiśmy się, ale tak samo szybko Harry odzyskał równowagę i zaciskając dłonie na moich pośladkach, umieścił mnie na łóżku, szybko przylegając do mnie całym swoim ciałem.
Boże, to rajcuje mnie zdecydowanie za bardzo.
Jego usta przywarły do moich, a jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, zatrzymując się czasami na dłużej.
Boże, to takie cudowne uczucie. Cała pragnęłam Harry`ego w tym jednym momencie, ale do cholery, on jest nawalony i napalony, a ja, cóż, tylko… napalona.
Boże, nie powiedziałam tego. 
Ale trochę czułości nie zaszkodzi, nie?
Ruchy Harry`ego są mniej dokładnie niż normalnie, bardziej chaotyczne i gwałtowne, szybkie.
Dalej mnie całując, jego dłoń powędrowała w dół mojego brzucha, i Boże, to było takie dobre.
Palce Harry`ego masowały mnie przez materiał mojej bielizny, wywołując przyjemne uczucie budujące się powolnie w dole mojego brzucha.
Tak bardzo jak każdy nerw mojego ciała go chciał i pragnął jego dotyku, tak wiedziałam, że nic takiego się dzisiaj nie stanie.
-Harry. – wyjęczałam, próbując go zatrzymać. On mój jęk odebrał jako nieco inny sygnał, zwiększając intensywność swoich ruchów.
-Harry. – udało mi się odzyskać głos i zatrzymać jego rękę, lekko ją od siebie odsuwając.
-Przestań, Harry. – niemal bolało mnie to, że muszę to powiedzieć.
-Julie… -wymamrotał, ponownie się zbliżając, ale zatrzymałam go.
-Nie, Harry. Idziemy spać. – powiedziałam twardo, odsuwając całe jego ciało od siebie.
Jęknął głośno niezadowolony i zatopił twarz w poduszce. Westchnęłam. Próbując uspokoić moje rozszalałe od jego dotyku ciało.
Ułożyłam się obok Harry`ego pod kołdrą i rozluźniłam się. Tyle wrażeń jednego dnia, to trochę za dużo wrażeń.
-I pomyśleć, że mogłabyś teraz dochodzić, jęcząc moje imię. – wymamrotał Harry w poduszczkę, przyprawiając mnie o rumieńce i uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać.
-Śpij, Harry. – mruknęłam tylko.

* *

-Julie! – krzyk dotarł do mojej świadomości. Otworzyłam z trudem oczy, domagające się snu,
-Julie! – rozbudziłam się szybko słysząc podniesiony głos Harry `ego, który wiercił się oddychając nierównomiernie.
Spanikowana zaczęłam potrząsać jego ramieniem.
-Harry! – głos mi się trząsł z przerażenia. Pierwszy raz widzę go w takim stanie i mówiąc szczerze, ogarnia mnie panika.
-Julie! Nie! – krzyczy.
-Harry! Harry obudź się ! – próbowałam coś zdziałać potrząsając jego ramionami. W końcu ułożył się na plecach, a ja korzystając z tego szybko usiadłam na nim okrakiem, chcąc go jakoś unieruchomić i obudzić jak najszybciej.
-Julie!
- Harry! Harry, obudź się!- zawołałam po raz kolejny.
Nagle Harry dźwignął się do siadu, zsuwając mnie na swoje uda. Otworzył szeroko oczy i dyszał ciężko.
-Harry! Już dobrze, Harry! –mówiłam szybko, nadal spanikowana, kładąc mu dłonie na policzkach. Spojrzał na mnie i nagle  objął mnie mocno, przytulając mnie do siebie. Cały czas gwałtownie oddychał.
-Julie… - wychrypiał. Odetchnęłam spokojniej.
-Jestem tutaj, to był tylko sen. – powiedziałam cicho, starając się go uspokoić. Powoli głaskałam jego plecy, tuląc się do niego. Oddech Harry`ego się stopniowo unormował, ale nie zmienialiśmy naszej pozycji.
Harry miał koszmar. I to porządny. Ze mną w roli głównej. Cholera.
W końcu chłopak lekko mnie odsunął i spojrzał w oczy.
-Dziękuję. – wyszeptał i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Chyba jeszcze się tak nie całowaliśmy. To był krótki, powolny i niesamowicie delikatny pocałunek. Boże, tak idealny.
Tylko stanowczo zbyt krótki.
-W porządku? –  spojrzałam mu  w oczy.
-Tak, kotku. –zapewnił mnie – Chodźmy spać. –mruknął zsuwając mnie  ze swoich ud na łóżko i przyciągając mnie do siebie.
Nie przekonało mnie zbytnio jego zapewnienie, ale posłusznie ułożyłam się na jego ramieniu. Objął mnie opiekuńczo, przez co mimo niepewności, szybko usnęłam.

*ranek*

Gdy się obudziłam, byłam w łóżku sama. Wnioskując po cichych dźwiękach muzyki z dołu, Harry jeszcze tu jest. Tak szybko jak się podniosłam, tak przypomniała mi się dzisiejsza nocna pobudka. Martwiło mnie to trochę. Co prawda, to tylko koszmar, jak każdy inny. Ale krzyczał moje imię, czyli byłam częścią tego koszmaru. I niekoniecznie komfortowo się z tym czuję. Czy tak jest zawsze, po połączeniu alkoholu i narkotyków?
Właściwie, nigdy tego nie mieszałam. Sporo można powiedzieć o moim nastoletnim życiu, ale nie to.
Cóż.
Ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie powitał mnie zapach kawy, kanapek i Harry siedzący przy laptopie.
Przystanęłam na chwilę w progu, by móc się napawać widokiem. Harry w samych dresach przy stoliku, ze skupieniem wpatrujący się w ekran. Nie zdziwił mnie widok dwóch butelek wody stojącej obok niego, jednej już opróżnionej.
Pewnie trochę go dzisiaj męczy. Akurat z głośników laptopa leciała piosenka Coldplay.
 Zauważyłam, że przez cały czas gdy na niego tylko patrzyłam, uśmiechałam się sama do siebie jak głupia.
Potrząsnęłam głową. Nie nadążam za tym co się ze mną dzieje.
Niewiele myśląc, weszłam po cichu do pokoju, i szybko objęłam lekko Harry`ego od tyłu za szyję, cmokając jego policzek.
Od razu na mnie zareagował obracając głowę w moją stronę.
-Dzień dobry. – powiedział nieco zmęczonym głosem.
-Dzień dobry. – odpowiedziałam cicho, pamiętając jak to jest mieć kaca. –Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. – zaśmiał się cicho. – Zrobiłem Ci kawę i hm, śniadanie. – podrapał się po karku – Właściwie to tylko kanapki bo… średni ze mnie kucharz dzisiaj. –uśmiechnął się niemrawo.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego i ponownie ucałowałam jego policzek.
Nalałam sobie kawy, wzięłam talerz z kanapkami i usiadłam naprzeciwko niego.
-Wyspałeś się? – zapytałam.
Od razu zrozumiał o co właściwie pytam.  Zmarszczył brwi i nieco się skrzywił.
-Wybacz tą nocną pobudkę. Raczej rzadko koszmary tak na mnie wpływają, że budzę się z krzykiem. – mruknął.
-Nie mam Ci tego za złe, Harry. Po prostu, hm, fakt, że obudziłeś się z krzykiem po koszmarze ze mną w roli głównej, jest nieco niepokojący. – zaśmiałam się, chcąc nieco rozluźnić atmosferę towarzyszącą temu tematowi.  Harry uśmiechnął się kwaśno.
-Nie masz się o co martwić, to nie było nic co by Ci mogło zaszkodzić. – uśmiechnął się nieco szerzej – Po prostu upewnię się, że nie będzie żadnych noży w twoim pobliżu, którymi mogłabyś mnie zadźgać. – zaśmiał się.
- O ty! – oburzyłam się i wytknęłam mu język. Średnio mnie przekonuje ta wersja, ale nie zamierzam drążyć. Każdemu zdarza się mieć straszny sen, nie?
Kto wie, może i mi niedługo przyśni się koszmar z Harry`m w roli głównej? 
-Rozmawiałeś z moim tatą? – zapytałam Harry`ego.
-Tak, umówiliśmy się, że wpadniemy do niego w środę po południu. Ucieszył się. – uśmiechnął się do mnie.
Uh,  przydałoby się jeszcze porozmawiać w końcu na spokojnie z Tomem. Pewnie tata już mu przekazał, że wszystko jest okej, tak ja to zrobiłam krótkim sms`em, po milionie jego wiadomości po tym jak Harry zabrał mnie z tej pamiętnej kolacji u taty.
-O której jutro wychodzisz z pracy? – zapytał mnie Harry, biorąc łyk wody.
-O osiemnastej. – odparłam.
-Może przyjadę po Ciebie i wpadlibyśmy  wieczorem do Horanów? – uśmiechnął się.
-Pewnie. –uśmiechnęłam się. – pocierpicie razem z Niall`em po imprezie. – zakpiłam.
-Cwaniara. – prychnął. Podszedł do mnie i pocałował mnie. – Szkoda, że nie pamiętasz jaka flirciara się z Ciebie robi po kilku kieliszkach. – zaśmiał się gdy tylko oderwał się od moich ust.
Zaskoczył mnie. Odwalałam coś?
Cholera. Szybko postanowiłam blefować.
-I mówi to ten, który chciał mnie przelecieć już w taksówce, i którego rajcuje zwrot ,,Panie Styles”. – zadrwiłam,  stając naprzeciwko niego.
Objął mnie nagle w talii i przyciągnął do siebie maksymalnie zmniejszając przestrzeń miedzy nami.
-Na trzeźwo też mnie to rajcuje. – mruknął patrząc mi w oczy, i cholera był tak blisko moich ust że to aż bolało, że jeszcze mnie nie całuje.
-Czyżby, panie Styles? – mruknęłam, muskając minimalnie jego usta.
Poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim pośladku.
-Żebyś wiedziała, fanko seksu w klubowych toaletach. – utrzymywał ten sam seksowny głos.
Ja natomiast zbladłam gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów. SŁUCHAM?
Fakt, jakoś środek imprezy to dla mnie nieco zamazane wspomnienie, ale … ALE.
-Coś pobladłaś, panno Blackburn. – zaśmiał się cicho Harry nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.
Postanowiłam jeszcze się z nim podroczyć.
-Oh pan wybaczy, po prostu nie pamiętałam, że z panem też byłam w toalecie. –udałam zastanowienie.
Spiął się momentalnie.
-Nawet tak nie żartuj, Julie. – niemalże warknął. Ups.
-Spokooojnie. – zaśmiałam się. – Zazdrość to nie twój kolor, kochanie. –zakpiłam i dokończyłam swoją kawę.
Harry tylko westchnął.
-Swoją drogą, Lou robi się niezwykle uczuciowy gdy jest zalany. – zaśmiałam się, przypominając sobie nasze wczorajsze pożegnanie.
-Oj tak. – zawtórował mi Harry. – za każdym razem  jest, jak ty to nazywasz? Dotykalski. – mrugnął do mnie.
-Taaa, nawet w stosunku do mojego chłopaka, obcałowując go na pożegnanie. – skrzywiłam się teatralnie, obejmując go za szyję
-Zazdrość to nie twój kolor, kochanie. – mruknął i pocałował mnie.
 ______________________________________________
Straszenie snem zawsze spoko :>
odczucia Harry`ego w następnym :D

-I pomyśleć, że mogłabyś teraz dochodzić, jęcząc moje imię.
-Żebyś wiedziała, fanko seksu w klubowych toaletach.
-Zazdrość to nie twój kolor, kochanie.
                                                    HARRY STYLES AKA 

Najebany Louis aka

NIEWAŻNE XD
zwiastun który jest na początku to zwiastun na YTR, podejmuję po raz kolejny próbę ogarnięcia się z tym ff :)

#zbierasiłynaYTR


cóż, życzę Wam dobrego tygodnia pysie ♥

@sheeranable