niedziela, 26 lipca 2015

42. When I want your hand in my pants


 YAAS, W KOŃCU XD
DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ ILOŚĆ KOMENTARZY I WSPARCIE ♥

Dedykuję Eragona aa, jako trochę bardzo spóźniony prezent urodzinowy :D
 KOCHAM CIĘ ANIOŁKU MAX ♥


* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *

*oczami Julie*

 - Ja… - zaczęła i się zająknęła. – Ja… Jestem w ciąży. – wydusiła.
Na chwilkę mnie zatkało. Aż do mnie dotarło. Lucy i Niall będą mieli dziecko !
- Jezu, Lucy! – rzuciłam się Lucy na szyję ciesząc się jak wariatka.
- Będziemy mieć dziecko! – usłyszałam Vic i poczułam jak jej ciężar przygniata mnie i Lucy.
Lucy tylko załkała cicho i nas przytuliła.
- Boże, to cudownie skarbie ! – zawołałam puszczając ją i klękając przy jej kolanach z szerokim uśmiechem an twarzy. Chcąc nie chcąc poczułam łzy w kącikach oczu. Jejku. Zaśmiała się nieco słabo.
- Dlaczego ty w ogóle płaczesz a nie się śmiejesz jak idiotka? Myślałam już, ze coś złego się stało! – powiedziała rozemocjonowana Vic.
- No właśnie.  – przytaknęłam i przyjrzałam się Lucy lepiej.  Sprawia wrażenie totalnie zagubionej.
- Bo ja… - zaczęła – To takie…  - szukała słowa.
- Wspaniałe? – podsunęłam jej ze szczerym uśmiechem.  Jest w totalnym szoku.
- Duże? – rzuciła Vic.
 Spojrzałam na nią unosząc brew.
- No co? – wzruszyła ramionami.
- Będę miała dziecko. – powiedziała Lucy, jakby tłumaczyła to cierpliwie komuś, kto nie mówi w naszym języku.
- Wy będziecie mieć dziecko. – poprawiłam.
- MY BĘDZIEMY MIEĆ DZIECKO! – zawołała Vic ciesząc się jak mała dziewczynka.
Lucy uśmiechnęła się niemrawo ale nadal sprawiała wrażenie otępiałej. I nieco mnie to martwi. Nawet jeśli była w szoku, powinna do tej chwili chyba już zacząć się oswajać z tą myślą i chociaż minimalnie cieszyć, prawda?
- Lucy – powiedziałam spokojnie, patrząc jej w oczy i zmuszając ja do tego samego – co się dzieje? Coś jest nie tak z dzieckiem?
Pokręciła przecząco głową.
- Więc dlaczego się nie cieszysz? – zapytałam ostrożnie.
- Ja… To mnie trochę przeraża, Julie. – powiedziała cicho.
- Lucy, rozumiem ale… Ale to jest najwspanialsze co mogło się stać, skarbie. – powiedziałam,  głaszcząc ją delikatnie po policzku.
- Wiem. Tylko… - odetchnęła głęboko – Ja sama się czasem zachowuję jak dziecko, a … - zająknęła się – Co jeśli nie dam rady?
- Lucy, dasz radę! A poza tym masz Niall`a! A on będzie najlepszym tatą pod słońcem, to mogę ci  zagwarantować! – zaśmiałam się. Na te słowa Lucy uśmiechnęła się nieco pewniej.
- Tak. Tylko co ze mną? – spojrzała na mnie w dalszym ciągu niepewna.
- Lucy! – zawołała Vic – Ty będziesz niesamowitą mamą! Sama zobaczysz, wszystko przyjdzie z czasem.
- Chciałam jeszcze poczekać z dzieckiem… - mruknęła Lucy.
- Jak widać jak Horan się na coś uprze to i zapłodnić znienacka umie! – zaśmiała się Vicky. 
Lucy popatrzyła na nią karcąco. Ale zaraz i sama się zaczęła niekontrolowanie uśmiechać.
- I w ogóle pomyśl sobie, jak szczęśliwy będzie Niall, gdy mu powiesz. – powiedziałam.
Dziewczyna zaśmiała się krótko, a w  jej oczach zebrały się łzy.
- Ale nie płacz już frajerze, no! – prychnęła Vic i przytuliła ją mocno.
- Boże, dziewczyny, ja będę miała dziecko… - powiedziała cicho Lucy z uśmiechem, a łzy pociekły jej po policzkach. 

 Zaśmiałam się i przytuliłam je obie. Mi też łzy stanęły w oczach.  Ogarnęło mnie w tym momencie niesamowite uczucie. Nie wiem, duma? Szczęście? Spokój?  Wszystko naraz.
- Lucy, wiesz że cię kocham, ale jest ktoś kto kocha cię jeszcze bardziej i powinien wiedzieć, że za 9 miesięcy czeka go mała niespodzianka. – zaśmiała się Vicky.
- No właśnie! – ożywiłam się i puściłam je. Lucy pokiwała tylko głową i otarła łzy wierzchem dłoni.
- Wstawaj mamusiu! Masz misję specjalną! – zachichotała Vicky i pociągnęła ją lekko za dłonie, pomagając wstać.
- Stresuję się. – jęknęła Lucy. Przysięgam, nie da się chyba być bardziej słodką a jednocześnie denerwującą osobą niż ona.
- Nie stresuj się głupku, to niezdrowe! – zawołałam i złapałam ja za policzki.  – Oddychaj i idź cieszyć się z Horanem waszym szczęściem!  - przytuliłam ją mocno.
- Tylko nie cieszcie się za bardzo, żebyś w drugą ciążę   w końcu  nie zaszła. – wtrąciła Vicky.
- Zamknij się, Smith! – parsknęła Lucy.
- Do boju, Horan! – zawołała blondynka tuląc Lucy. – I przekaż Niall`owi, że jestem z niego dumna.
Brunetka tylko się zaśmiała i dała jej kuksańca w bok. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do drzwi.
- Zadzwonię !
- Tylko nie zemdlej z tych emocji! – zawołałam za oddalającą się dziewczyną.
- Bardzo zabawne! – odkrzyknęła i zamknęła za sobą drzwi.
- Horan dopiął swego, nie? – spojrzała na mnie z sugestywnym uśmieszkiem blondynka.
- Poczekaj, aż się dowie. – zaśmiałam się .
- Blackburn, dlaczego my jeszcze nie mamy męża ani dziecka? – blondynka oparła się o moje ramię.
- Bo ja się do tego nie nadaję, a ty sama jesteś dzieciakiem, Vic. – powiedziałam szczerząc się do niej.
- Niszczysz marzenia. – prychnęła .
- Chociaż podejrzewam, że Zayn nie miałby nic przeciwko, żeby cię zapłodnić. – puściłam jej oczko.
Spojrzała na mnie z kamienną twarzą. Ups?
- Zginiesz marnie, Blackburn. – warknęła tylko, krzywiąc się ostentacyjnie.
Zaśmiałam się  tylko, kręcąc głową.
- Myślę, że to już odpowiedni moment by opić  wieść o nowym członku naszej małej rodzinki. – powiedziała zaraz blondynka z cwanym uśmieszkiem.
Spojrzałam na nią uśmiechając się szeroko. I dlatego Vicky Smith jest moją przyjaciółką.


*oczami Lucy*
PRZEBRNĘŁAM PRZEZ TO TYLKO DZIĘKI TYM PIOSENKOM, 
MOŻNA WŁĄCZYĆ YA KNOW XD
https://www.youtube.com/watch?v=dHf_mO0LlWs
https://www.youtube.com/watch?v=ua1YHKvczP4


Z bijącym sercem szłam do domu. W mojej głowie panował niemały chaos. Jeszcze nie do końca docierało do mnie, co tak naprawdę się dzieje.
Jestem w ciąży.
Dalej nie do końca dociera. Wiem, ale nie rozumiem.
      Milion przeróżnych myśli przewinęło się przez moją głowę w ciągu ostatnich dwóch godzin.
Jeszcze te kilka godzin wcześniej siedziałam na krześle przed doktor Wilson z myślą, że może jestem poważnie chora. Że badania coś wykazały.
 A teraz jestem matką. To znaczy, będę. Od kilku tygodni pod moim sercem rozwija się mała istotka. Boże, to tak niewiarygodne, że aż przerażające.
     Najpierw nie mogłam tego przyswoić w ogóle. Byłam przekonana, że to niemożliwe. Potem tylko nie mogłam w to uwierzyć. A jeszcze później przejął mnie strach.  Chciałam z tym zaczekać. Aż poczuję, że chcę być matką.
Ile razy sprzeczałam się w ciągu ostatnich kilku miesięcy z Niall`em właśnie w tym temacie?  On od dłuższego czasu dawał mi do zrozumienia, że on nie ma nic przeciwko byciu tatą. A ja wręcz przeciwnie.
Nie chciałam wszystkiego tak przyśpieszać. A jednak stało się.
Z upływem czasu, z każdą kolejną chwilą, jakoś niekontrolowanie się cieszę. Właściwie to jakby mieszanka ekscytacji, radości i niedowierzania. Czuję wszystko naraz.
Bo przecież to niesamowite. Być matką. Będę miała własną rodzinę. Z Niall`em, który na pewno będzie cudownym ojcem i zrobi dla naszego dziecka wszystko.
I sama myśl, że noszę w sobie drugie życie, że mogę je hm, w jakimś sensie dać. To jest uczucie nie do opisania.
 A jednocześnie cały czas gdzieś w mojej głowie czai się myśl, że sobie nie poradzę. Że będę popełniać mnóstwo błędów, że małe maleństwo będzie miało najgorszą mamę z możliwych.  Że będę nieporadna, jeszcze jakoś jej zaszkodzę. Że nie będę umiała jej dobrze wychować. 
I dlatego mój wewnętrzny chaos jak na razie nie ustaje. Z jednej strony się boję, a z drugiej cieszę. A te dwa uczucia razem, sprawiają, że mam jeden wielki mętlik w głowie.
     Stanęłam przed drzwiami naszego domu. Spokojnie. 
Aż mnie skręcało w środku, żeby wiedzieć już jaka będzie reakcja Niall`a.
Położyłam delikatnie dłoń na moim jeszcze normalnie wyglądającym brzuchu.
- Idziemy powiedzieć tatusiowi, maluchu. – wyszeptałam, lekko go głaszcząc.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
 Poczułam smakowity zapach, na który od razu moje zmysły i żołądek zareagował wzmożonym apetytem.
No tak, teraz wszystko jasne, skąd to moje niekończące się jedzenie wszystkiego, co mi wpadnie w ręce.
- Skarbie? – usłyszałam głos blondyna z kuchni. Serce zabiło mi mocniej. Kolejny głęboki wdech.
- Jestem! – zawołałam.
- Mam dla ciebie niespodziankę! – chłopak wyszedł zza rogu uśmiechnięty od ucha do ucha. 
 O ironio.
- Ja właściwie też. – powiedziałam nieco niepewnie.
Niall się zaśmiał.
- Nie wiem czy coś przebije moją genialną kolację, ale okej, wysłucham cię. – powiedział uśmiechając się głupkowato.
- Wow, to musi być coś poważnego, że aż zrobiłeś specjalną kolację. – przyznałam nie odmawiając sobie przy tym ironicznego tonu.
-Pominę twoją ukrytą ironię, gdyż ja i bez okazji umiem zrobić dla mojej kobiety dobrą kolację. –prychnął – Ale owszem, to coś poważnego – powiedział wręcz z dumą i podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie.
- Czas się należycie przywitać – zachichotał – Cześć kochanie. – powiedział ciszej, całując mnie.
- Hej. – mruknęłam w odpowiedzi z nieco niemrawym uśmiechem. Nadal jakoś stres mnie nie opuszczał.
- Płakałaś? – spoważniał, kładąc dłoń na moim policzku i przyglądając mi się dokładniej.
- No… - wzięłam głęboki oddech – To właśnie dotyczy tej mojej ,,niespodzianki”…
- To znaczy? – spojrzał na mnie zmartwiony.
- Ja… - zająknęłam się. Wpatrywał się we mnie, a mi zabrało odwagi. Jestem głupia. Ale po prostu mnie zatkało.
Łzy same stanęły mi w oczach.
- Lucy, skarbie nie płacz. – powiedział szybko i złapał mnie za rękę. Poprowadził mnie za sobą do salonu i usadził na kanapie, klękając przy moich kolanach.
- Spokojnie kochanie. – cmoknął mnie w czoło. – Powiedz mi, co się stało.
Patrzył mi w oczy,  trzymał mnie za ręce, lekko masując palcami  moje knykcie.
NO POWIEDZ TO!
- Byłam dzisiaj u lekarza, odebrać te papiery o których ci mówiłam, na kurs… - kolejny oddech –  I z tych wszystkich badań wyszło…
- Lucy, cholera, co wyszło? – zapytał zdenerwowany. Patrzył na mnie przerażony. Pewnie myśli o jakiejś chorobie, tak ja na początku pomyślałam.
- Nie jestem chora. – powiedziałam szybko. Odtechnął z ulgą. Ale jednocześnie zaraz zmarszczył brwi.
- Więc o co chodzi? – zapytał zdezorientowany.
POWIEDZ.
- Jestem w ciąży. – powiedziałam na wydechu.  NO W KOŃCU!
Spojrzałam na niego od razu, desperacko chcąc zobaczyć jego reakcję i mieć już to za sobą.
Patrzył na mnie nadal. Jakbym nic nie powiedziała.  

 - Jesteś w ciąży? – zapytał, patrząc mi w oczy. Pokiwałam tylko głową.
Jego twarz rozpromienił nagle uśmiech, uniósł dłonie do twarzy, ale jakby zrezygnował i położył głowę na moich kolanach, by zaraz szybko wstać razem ze mną w ramionach.  Podniósł mnie w górę, wywołując mój cichy pisk i chichot  i obkręcił nas wokół własnej osi.
- Boże, Lucy! – zawołał, śmiejąc się  i klęknął przede mną, układając dłonie na moim brzuchu.
- Nie wierzę… - powiedział uśmiechając się jak szalony.  Podwinął moją koszulkę do góry  i ponownie położył dłoń na moim brzuchu. Spojrzał na mnie w górę błyszczącymi oczami i uśmiechnął się szeroko, lekko kręcąc z niedowierzaniem głową. To wystarczyło, żeby ogarnęło mnie aż dziwne uczucie szczęścia. Ponownie spojrzał na mój brzuch i z uwielbieniem go pocałował.  Mój strach sam się ulotnił.
Poczułam jak w moich oczach zaczęły się zbierać łzy, a na twarz wkrada mi się niekontrolowany uśmiech.
Niall wstał i położył mi dłonie na policzkach, patrząc mi prosto w oczy.
- Będziemy rodzicami… - powiedział wpół się śmiejąc. Pokiwałam tylko głową, przymykając powieki, pozwalając tym samym kilku łzom spłynąć po moich policzkach. Blondyn pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Będąc  w jego ramionach, perspektywa posiadania dziecka nie była już ani trochę przerażająca.  Nie z nim u boku.
- To najcudowniejsza niespodzianka jaką mogłaś dla mnie mieć. – wyszeptał, tuląc mnie i głaszcząc po plecach.
- Przebiłam twoją niespodziankę? – zapytałam.
- I to jak. – zaśmiał się, chowając twarz w mojej szyi.
- Mogę się dowiedzieć co było twoją niespodzianką? – spojrzałam na niego.
- Daj mi uwierzyć w to, że za 9 miesięcy będę tatą! – zaśmiał się, puszczając mnie tylko po to by usiąść na kanapie i usadowić mnie obok siebie.
- Okej, tato. – powiedziałam, śmiejąc się.  Spojrzał tylko na mnie z szerokim uśmiechem.
Objął mnie i przytulił do siebie. Bez wahania wtuliłam się w jego ciało. I nagle już nic nie wydawało się dla mnie straszne czy przerażające.
Teraz opanował mnie tylko spokój i myśl o tym, że będziemy mieli dziecko. A co ważniejsze, zaczynało mnie to naprawdę cieszyć. W taki sposób, jak powinno cieszyć mnie od początku.  Wsłuchując się w nieco przyśpieszone bicie serca Niall`a, byłam spokojna o naszą przyszłość.
- Skarbie, dlaczego przyszłaś w takim stanie do domu? Czemu płakałaś? – zapytał po chwili Niall, głaszcząc moje plecy.
Westchnęłam.
- Bo… Przerażało mnie to. – powiedziałam cicho.
- Nie cieszyłaś się? – ujął lekko mój podbródek zmuszając mnie tym samym bym na niego popatrzyła.
- Nie wiem. – odpowiedziałam szczerze. – Jedyne co miałam w głowie to strach i myśl, ze sobie nie poradzę i że to nie jest dobry czas. Sam wiesz, że chciałam poczekać z decyzją o dziecku.
- Wiem o tym.  – odparł. – Aż za dobrze.  – dodał surowszym tonem.
- Niall. – spojrzałam na niego z pretensją.
- Przepraszam. – westchnął. – Po prostu nie mogę uwierzyć, że nadal tak myślisz. Że w ogóle mogłaś pomyśleć o tym, że nie jesteśmy gotowi na dziecko, bo nie damy sobie rady. Mamy swoje własne mieszkanie, zarabiamy, nie mamy problemów finansowych, jesteśmy po ślubie i się kochamy. Wiem,  jak do tego podchodziłaś i jak nawyraźniej nadal podchodzisz, ale możesz być spokojna. Zadbam o ciebie i nasze dziecko. I sama zobaczysz, jak cudowną mamą będziesz. – cmoknął mnie w nos z uśmiechem. 
Pokiwałam tylko głową ze słabym uśmiechem.
Będzie dobrze.
- A teraz pozwól napawać mi się tą chwilą i myślą, że spełniło się moje kolejne marzenie. – powiedział wesoło, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Kolejne? Jakieś już się spełniły? – zapytałam zaciekawiona.
- Tak. – odparł.
- Jakie?
- Znaleźć cudowną kobietę, ożenić się z nią, mieć pracę, którą będę lubić i być szczęśliwym. A teraz spełnia się kolejne, żeby stworzyć rodzinę. – spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
Niczego więcej nie było mi potrzeba.




***

- Powiesz mi w końcu jaka była ta twoja niespodzianka? – zapytałam Niall`a, biorąc kolejny kęs przygotowanej przez niego ‘’specjalnej’’ komedii.
- Teraz już tak. – zaśmiał się blondyn.
- Więc? – ponagliłam go.
- Mój projekt się wyjątkowo spodobał i to właśnie ten zaakceptowano do realizacji i tym samem dostałem awans na menagera wydziału marketingu.  – powiedział zadowolony.
- Jejku, skarbie! – zawołałam i szybko go przytuliłam. – Gratuluję! – cmoknęłam go w usta.
- Dziękuję, kochanie. – zaśmiał się blondyn.
- A tak narzekałeś, że ten projekt ci nie wyszedł.
- A jednak. – uśmiechnął się.
- Pfff, jak zwykle. – prychnęłam.
- Dobra, dobra. Lepiej porozmawiajmy o imionach dla dziecka. – zaproponował z szerokim uśmiechem. 
- Zaczyna się. – jęknęłam i wywróciłam oczami.
- Ohh, no proszę cię! Nie odmawiaj mi tej przyjemności! – zaczął mnie całować po szyci wywołując mój chichot.
- Nie sądzisz, że jest troszkę za wcześnie? - zapytałam przez śmiech
- Niektóre pary wymyślają imiona dla dzieci, gdy są w wieku gimnazjalnym więc… - spojrzał na mnie sugestywnie.
- Ohh Boże… Czemu musiał mi się trafić taki typowy książę z bajki ? – rzuciłam się kanapę wzdychając teatralnie.
- Książę z bajki? – zmarszczył brwi, wyraźnie rozbawiony moim określeniem.
- No wiesz – wzruszyłam ramionami – Taki facet idealny, kochający na zabój, marzący o ślubie, dziecku, zapewniający bajkowe życie, mający takie priorytety jak każda dziewczyna.
- Czy ty próbujesz mnie obrazić? – uniósł brew.
- Gdzie ty tu widzisz coś obraźliwego?
- Zastanawiam się jeszcze czy sugerujesz ze jestem nudny, przewidywalny czy może mało facetowy. Ewentualnie cały pakiet. – zmarszczył zabawnie brwi.
- Mało facetowy? – prychnęłam.
- Czepiasz się! – zawołał śmiejąc się jednocześnie i położył się nade mną.
- To ty… - zaczęłam, ale przerwał mi, całując mnie.
- A teraz, porozmawiajmy o imionach. – powiedział, odrywając się ode mnie.
- Oh Boże… - jęknęłam marudnie.
- Dla chłopca proponuję Nick, tak to idealne imię dla mojego syna. A dla dziewczynki, hm – zastanawiał się przez chwilę – Michelle! Albo Alice. Imiona małej księżniczki. – mówił, jakby był w swoim świecie. Chyba aż za bardzo entuzjastycznie podchodzi do ojcostwa.
- Chłopiec powinien mieć na imię Kyle, a … - nie było dane mi skończyć.
- Może od razu Ken, co? – skrzywił się blondyn. 
- Nie znasz się! – oburzyłam się. – A dziewczynka Melody. Albo Nadine. Albo Aileen! Jeju, to takie piękne imię! – momentalnie i mną zwładnęły emocje związanie z wybieraniem imion. Nie da się wybrać jednego!
- Melody i Nadine są ładne. Ale Aileen?
- Czyli Aily! Przecież to tak uroczo brzmi! – przekonywałam go.
 - Jesteś słaba w wymyślaniu imion. – prychnął.
 - A ty masz beznadziejny gust jeśli chodzi o imiona. – dźgnęłam go w bok i ostentacyjnie skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Też cię kocham. 


*oczami Julie*

 Od godziny próbowałam dodzwonić się do Harry`ego. Do tej chwili moje podekscytowanie zdążyło niemalże całe wyparować.
Miałam zamiar przekazać mu wiadomość o dziecku, ale ten oczywiście miał ważniejsze sprawy na głowie niż telefon ode mnie.
Czy ja brzmię jak natrętna dziewczyna? UH.
Co jest tak ważne, że od godziny nie może nawet odebrać na kilka minut?
- Halo? – głos Harry`ego w słuchawce tak mnie zaskoczył, że aż potrąciłam stojącą na stole szklankę. Na szczęście się nie potłukła.
 - Julie? Co się dzieje?! – zapytał wyraźnie zaniepokojony, słysząc huk.
- Nic, zrzuciłam szklankę. – burknęłam do słuchawki.
- Niezdara. – prychnął i coś zaszeleściło. Wyrażnie miał średnie warunki do rozmowy. Ciągły szelest i jakieś głosy mnie dekoncentrowały.
- Dlaczego nie odbierałeś? – zignorowałam jego wcześniejszą złośliwość.
- Nie mogłem. – odparł tylko. – A dlaczego dzwoniłaś? – kolejny głośny szelest i westchnienie Harry`ego jakby coś go zdenerwowało.
Postanowiłam to także zignorować.
- Lucy jest w ciąży ! Będą mieli dziecko z Niall`em! – obwieściłam radośnie.
Kolejny hałas. 
- Kochanie, wybacz, ale słabo cię słyszę. Porozmawiamy w domu, dobrze? – jego głos było słychać jakby z oddali.
 UH. CO ON DO CHOLERY ROBI I GDZIE JEST?
- Hm, okej. A gdzie właściwie jesteś? – zapytałam nieco smutna. Nawet nie usłyszał co mówiłam? Czy wcale go to nie obchodzi?
- To cześć, kotku! – usłyszałam tylko pośpieszne pozegnanie i sygnał zakończenia połączenia.
Dzięki, kotku.


*oczami Harry`ego*

 Po raz kolejny, jakiś setny w ciągu ostatniej godziny, dzwonił mój telefon. I po raz kolejny na wyświetlaczu widniało zdjęcie Julie.
Szlag by to…
- Nie ruszaj się Zayn, poczekaj chwilę. – wysapałem zmęczony już targaniem przyjaciela.
Wymruczał coś niewyraźnie w odpowiedzi. Oparłem go o ścianę budynku starego kina i odszedłem na kilka kroków, by w razie czego móc go szybko złapać.
 Odebrałem, lecz nie usłyszałem nawet powitania Julie, przez jeżdżące samochody i bełkotanie Zayn`a.
Cholera jasna.  Usłyszałem nagle jakiś głuchy huk w słuchawce. To spowodowało, że moje serce zabiło szybciej, a przez moją głowę przewinęło się tysiąc myśli, co mogło ten huk spowodować.
 - Julie? Co się dzieje?! – zapytałem zaniepokojony.
- Nic, zrzuciłam szklankę. – westchnęła, zrzucając ciężar z mojego serca. Pokręciłem tylko głową.
- Niezdara. – prychnąłem. Ciężko było mi się skupić na czymkolwiek, słysząc co chwila przejeżdżające auta i zawodzenie Malika.
- Dlaczego nie odbierałeś? – zapytała z wyraźną nutką pretensji w głosie. Tylko nie teraz.
- Nie mogłem. –uciąłem. – A dlaczego dzwoniłaś? – zapytałem, w tym samym momencie Zayn jakimś cudem doczłapał się do mnie i na mnie uwiesił wywołując moje westchnięcie, gdy całą swoją masą legnął na mnie.
Nie chcąc, żeby Malik upadł, musiałem odstawić telefon od ucha. Cholera, tak nigdy się z nią nie dogadam. Z trudem przystwiłem telefon ponownie do ucha, ale dałem sobie już spokój z tą rozmową.
- Kochanie, wybacz, ale słabo cię słyszę. Porozmawiamy w domu, dobrze? – powiedziałem gdy Zayn o dziwo o własnych siłach zostawił mnie a wrócił na swoje wcześniejsze miejce pod ścianą budynku. Oparł głowę o mur i przymknął oczy wzdychając głośno.
Boże, tak się sponiewierać…
Usłyszałem tylko jej głos po drugiej stronie.  A w tym samym momencie zobaczyłem mulata, zsuwającego się z muru.
- To cześć, kotku! – rzuciłem szybko i rozłączyłem się, łapiąc w ostatniej chwili chłopaka.
Julie mnie zabije za tą ‘’rozmowę”.
- Mam przez ciebie przejebane, stary. – sapnąłem, podtrzymując go i prowadząc dalej. Jeszcze tylko kilkaset metrów drogi do mojego auta.


***

Z głośnym westchnieniem ulgi usiadłem za kierownicą mojego samochodu.  Malik leżał rozwalony na tylnych siedzeniach. To był chyba najdłuższy wieczór w moim życiu. A czeka mnie jeszcze opanowanie niemałej złości ze strony Julie, gdy już wrócę. Jak nic.
Na pewno jest wściekła. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem, nieco się odprężając.

*dwie godziny wcześniej*
Zły a jednocześnie zaniepokojony szedłem w kierunku klubu, w którym zazwyczaj przesiadujemy z chłopakami. Będąc na mieście w pobliżu tego klubu, załatwiając sprawy firmy, dostałem telefon od Colina – barmana w tym klubie, że Zayn od niemalże południa siedzi tam i jara i chla ile wlezie. A w tym momencie już nawet nie kontaktuje.
Colin chciał, żebym go stamtąd zabrał, zanim zrobi to ochrona klubu. Do tej pory Colin krył Zayna w zasłoniętej od wzroku innych ludzi loży, gdzie ten mógł w spokoju, ćpać, pić, rzygać i zawodzić ile tylko chce.
Podobno o dziwo tym razem Malik nie żalił się jako tako Colinowi. Dopiero gdy wszystko co w siebie wlewał i wciągał zaczęło działać, Malik zaczął bełkotać coś niby o Perrie.
Mogę się tylko domyślać co się mogło stać.
Wszedłem do klubu, w którym jak zwykle przywitały mnie głośne bity muzyki, zapach wszelkiego rodzaju dymu i drinków oraz tłumy tańczących ludzi.
Mrygające światła dyskotekowe wcale nie pomagały w szukaniu Colina. W końcu gdy wypatrzyłem go, schodzącego po schodach z sektoru górnych loż.
 Możliwie jak najszybciej przepchałem się do niego. 
- Harry! – zawołał widząc mnie i tylko skinął do mnie, pokazując mi, ze mam iść za nim na górę.
Po kilku chwilach już odsuwałem kiczowate, mieniące się kotary z czegoś łanuchopodobnego i szczerze musze przyznać, że nigdy jeszcze nie widziałem Malika w takim stanie. Leżał na sofie rozwalony, w jednej dłoni trzymając na wpół pusty kieliszek, a w drugiej tlącego się skręta.
- Harreh… - wybełkotał na mój widok.
- Kurwa Malik, co ty odwalasz… - westchnąłem. Cuchnęło tu wódką i papierosami pomieszanymi z zielskiem.
Z pomocą Colina podniosłem go i sprowadziliśmy go po schodach.
- Wyprowadzę was tylnym wyjściem, żeby nie rzucać się tak w oczy. – powiedział Colin. Pokiwałem tylko głową na znak, że się zgadzam.
 Gdy w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą.
- Dzięki stary za telefon. – uścisnąłem dłoń Colina.
- Nie ma sprawy. Na razie. – pożegnał się i wrócił do klubu. Spojrzałem na totalnie nieobecnego mulata, chwiejącego się na nogach.
- Oj Malik, Malik. – poklepałem go po policzku. – Gdzie masz samochód, Zayn?
- Nhm… - wymruczał tylko.
 - No tak. – mruknąłem sam do siebie. – Zayn, gdzie masz kluczyki od auta? – złapałem go za ramię.
 - Perriehh nhm… - wybełkotał. Dobry Boże…
- Stary, nawet jeszcze północy nie ma, a ty jesteś w takim stanie… - weschnąłem i zacząłem szukać w kieszeniach jego kurtki.
- Zayn, kurwa, gdzie ty masz te cholerne kluczyki? – warknąłem nieco zaniepokojony faktem, że w kurtce ich nie ma.
Nie ma innego wyjścia.
 Zacząłem szukać w kieszeniach jego spodni.
- Gdyby tylko Vicky wiedziała, że macam jej faceta… - mruknąłem sam do siebie.
 - Perriehh… - zachichotał Zayn na mój dotyk. Automatycznie się skrzywiłem. Dobry Boże …
- Tak, to Perrie, Zayn. – zapewniłem go, krzywiąc się. Już wolę żeby myślał, ze to Perrie go maca a nie ja…
- Malik, do chuja! – syknąłem gdy nawet w kieszeniach spodni nie znalazłem kluczyków. Chyba chuj mnei strzeli, jeśli będę musiał szukać jego kluczyków po całym klubie…
 - So tam, Harreh? – wybełkotał, opierając się na moim ramieniu.
- Gdzie. Są. Twoje. Kluczyki. – cedziłem słowo po słowie.
 - Są f besfecznm mesu, saryy…. – wymamrotał. Zaraz mnie kurwica weźmie.
- MALIK, DAWAJ MI KLUCZYKI. – podniosłem nieco głos.
Kolejny raz poczułem wibracje mojego telefonu w kieszeni. Jestem pewny, że to Julie.
Cholera, no.
- Spokojnie… - udało mu się w miarę poprawnie powiedzieć. Sięgnął do swoich JEZUSIEKOCHANY spodni i grzebiąc chwilę, wyciągnął kluczyki.
 NIE, KURWA, NIE.
 Wyciągnął je w moją stronę. O w życiu.
 - Kuuurwa, stary… - jęknąłem. Ja mu to jeszcze wypomnę. Jak słowo daję.
- Gdzie zostawiłeś auto? – zapytałem.
- Nieehm. – wybełkotał. Trzymajcie mnie.
 Pociągnąłem go za ramię, podtrzymując w łokciu jego wyciągniętą rękę z kluczykami w dłoni. Poprowadziłem go na parking pod klubem. Gdzieś ten idiota musiał zaparkować!
 - Naciskaj! – nakazałem mu, gdy znaleźliśmy się na środku parkingu. Mulat zrobił to co mu kazałem, lecz nigdzie nie słychać było dźwięku jego auta.
Przesunąłem jego wyciągnięte ramię wyżej i w lewo.
- Naciśnij. 
Znowu nic.
Dalej w lewo.
- Naciśnij. – powtórzyłem. NIC.
- Stary, co ja z tobą mam… - jęknąłem, wolną dłonią, przecierając twarz z frustracji. Mój telefon po raz kolejny tego wieczora wwiercał mi się w dupę, ale to ostatnie o czym teraz myślę.
Kurwa, co teraz? Auta można poszukać rano, gdy już będzie w stanie cokolwiek robić, ale jak teraz mam go odstawić do domu?
Moje auto zostało pod firmą, w której załatwiałem kilka spraw. Tylko, że to kawałek stąd, sam środek miasta, noc, a patrole policji sobie krążą. Jeśli złapią mnie z Malikiem na ramieniu… Obydwoje mamy przesrane. A on? Naćpany, nawalony, upalony…
Nacisnąłem palec Malika przylegajacy do guzika przy jego kluczach w nadziei, że jednak stanie się cud.
Zawiodłem się oczywiście. Wygląda na to, że idziemy na żywioł.
 Wziąłem mulata pod ramię i powoli zacząłem iść możliwie blisko budynków, by nie rzucać się w oczy do celu.
To będzie cud, jeśli nas nie złapią i bez problemów odwiozę go dzisiaj do domu. A Julie prawdopodobnie i tak mnie zabije jak wrócę, sądząc po ilości nieodebranych połączeń, jakie czuję co kilkanaście minut.
Szlag by to trafił.
 - Puś niee… - wybełkotał marudnie.
- Luz stary, idziemy do auta, zaraz odwiozę cię do domu i zgonuj tam ile wlezie. Ale teraz skup się, zamknij i módl, żebyśmy doszli do tego samochodu. – powiedziałem.
- Nie do domuu… - wymamrotał.
- Do domu. – zapewniłem.
- Nie do Perrieh… Do nas… - wydusił. Zmarszczyłem brwi. Do nas?
Olśniło mnie nagle. Pewnie chce jechać do mnie, gdzie kiedyś mieszkaliśmy wspólnie. No tak, skoro pokłócił się z Perrie, nie chce wracać do ich mieszkania… To ma sens.
- Spoko, stary. A teraz zamknij jadaczkę i postaraj się mnie nie orzygać.  – poprosiłem i ruszyliśmy dalej.

*godzinę później, dom Harry`ego*

 Popchnąłem lekko Malika na łóżko w jego starym pokoju, na które niemal bewładnie padł. Westchnąłem głośno. Boże, nareszcie.
 Najchętniej sam padłbym obok niego, ale muszę jechać do Julie i jej wszystko wyjaśnić.  I dowiedzieć się, co było tak ważne.
Może by tak napisać jej, że nie mam siły już do niej jechać i przyjdę jutro?
 Kurwa nie, wściekłaby się jeszcze bardziej. Uhh.
Wyciągnąłem telefon. Oprócz powiadomień o nieodebranych połączeniach, miałem także sms od Niall`a i Julie.
 Może Niall już usłyszał od Colina wieści o Maliku…
 Kurwa nie, najpierw kawa, bo nie jestem w stanie utrzymać powiek otwartych.
 Zrobiłem sobie pośpiesznie kawę, wypijając od razu połowę zawartości kubka. Kawa po północy, genialne.
 Ponownie wziąłem telefon do ręki i otworzyłem sms od Horana, jednocześnie delektując się kofeiną krążącą w moim organizmie.

 Od: Nialler
BĘDĘ KURWA OJCEM!
O J C E M !


Wyplułem momentalnie to, co miałem w ustach.
 O chuj. To żart?
Spojrzałem pod nogi.  Mój zajebisty biały dywan chuj strzelił…
 Szybko otworzyłem sms od Julie.         

Od: Shawty ♥
Jakby Cię to jednak interesowało, Lucy jest w ciąży.

Na moją twarz wkradł się niekontrolowany uśmiech.
Niall i Lucy będą mieli dziecko!
Ale zaraz inna myśl zaprzątnęła moją głowę.
JULIE MNIE ZABIJE.


* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *

*oczami Julie*
Wzięłam kolejny łyk wina z kieliszka, przełykając moje rozgoryczenie.Od ponad dwóch godzin siedziałam znudzona na kanapie i piłam wino, czekając aż mój szanowny facet raczy się w końcu pojawić.
Na samą myśl o nim, ogarnęła mnie złość. Z frustracją bawiłam się kieliszkiem, kołysząc nim i obserwując jak powierzchnia wina obmywa  jego ściany.
Nadal nie wierzę, że mnie olał. Bo to jest dokładnie to co zrobił.
Okej, nie mógł odebrać, rozumiem. Potem odebrał. Nie miał warunków do rozmowy, to też rozumiem.
 Ale do cholery czy tak ciężko jest powiedzieć coś w stylu ,, Nie mogę teraz gadać bo coś tam robię, będę za ileś tam w domu” ? 
Najwyraźniej tak. Lepiej jest mnie totalnie zignorować.
Zaczęłam się nawet bawić cholernym kocem! 
I tak oto skończyłam, leżąc sama na kanapie, chlejąc samotnie wino, czekając na Styles`a i wściekając się.
 Boże, jestem żałosna.
Otrząśnij się, Julie! Nie będę czekała na mojego, pożal się Boże, chłopaka i użalała się nad sobą z winem w ręku. Dlaczego w ogóle mnie to tak obchodzi? Niech sobie robi co mu się tylko do cholery podoba!
Wstałam z irytacją i wylałam marną resztkę wina z mojego kieliszka do zlewu. Ponownie uczyniłam z resztą, która została w butelce.
Wywaliłam butelkę do kosza i zaczęłam szukać w telewizji czegokolwiek co mogloby mnie zainteresować. W końcu znalazłam jakąś komedię i postanowiłam ją obejrzeć.
Gdy w końcu akcja tej dennej imitacji komedii zaczęła mnie usypiać, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.  To wystarczyło żeby mnie rozbudzić.
Oho.
Mam to, czego chciałam.
Siedziałam dalej niewzruszona przed telewizorem. Usłyszałam kroki  za plecami, ramiona, które objęły mnie od tyłu i pocałunek składany na moim policzku.
- Cześć, kotku. – powiedział cicho. Dalej siedziałam bez ruchu.
- Cześć. – powiedziałam sztywnym tonem.
- Wiem, że jesteś na mnie zła, Shawty, - mruknął mi do ucha, całując jego płatek. Mimowolnie przymknęłam powieki z przyjemności.
Za to właśnie go nienawidzę. Nie umiem mu się oprzeć. Zawsze ze mną wygra.
- Julce… - mruknął, trącając nosem mój policzek.
- Przestań… - warknęłam zirytowana, odtrącając jego ramiona.
- No nie złość się na mnie… - powiedział przekornie, wskakując na miejsce obok mnie, uśmiechając się głupkowato.
- Skąd taki szalony pomysł, że się złoszczę? – zapytałam z ironią.
- Ktoś tu jest wredny. – wywinął dolną wargę. Wywróciłam oczami. Boże, daj mi siłę.
- Ktoś tu jest wkurwiający. – warknęłam.
- Hej, nie przeklinaj! – skarcił mnie z komicznie poważną miną.
 - Przestań Harry. – spojrzałam na niego ostro.
 - Ohhh, no proszę cię, zaraz ci to wyjaśnię! Tylko przestań się na mnie gniewać. – uśmiechnął się do mnie uroczo.
UHHH.
Ani drgnęłam, z czego byłam niesamowicie dumna.
 Nachylił się nade mną, przyśpieszając tym samym bicie mojego serca.
- Oboje wiemy, że umiem cię przekonać, żebyś się na mnie nie gniewała… - mruknął mi do ucha, muskając ustami moją szyję. Kilka razy. O dobry Boże, tylko nie to.
 PIEPRZ SIĘ, STYLES.
- Czyżby? – prychnęłam, mimo że zdawałam się zapominać o złości.
- Tak. – powiedział wesoło, odsuwając się nieco i sięgając za swoje plecy. Zmarszczyłam brwi.
Zza pleców wyciągnął nieco marnie wyglądające trzy tulipany.
Spojrzałam na niego unosząc brew.
 - No co? – zapytał wesoło.
 - Mam nadzieję, że ta kwiaciarnia zwróci ci chociaż pieniądze… - powiedziałam kwaśno, mimo że tak naprawdę to chciało mi się śmiać.
Czy on naprawdę kupił mi takie kwiatki? I gdzie? O tej porze?
- Tak właściwie, znalezienie otwartej kwiaciarni o tej porze jest nieco trudne… - powiedział – Właściwie to niemożliwe. – dodał po chwili. – Więc trzeba sobie jakoś radzić. Miałem szczęście, że twoja sąsiadka jest fanką tulipanów i… 
 - Chcesz powiedzieć, że te kwiatki są z ogródka mojej sąsiadki? – zapytałam rozbawiona.
- Prawda, że wyglądają jak z kwiaciarni? Można się niesamowicie pomylić! – powiedział tym swoim  głupkowatym tonem.
- Jesteś głupi. – powiedziałam śmiejąc się i kręcąc głową. Co za idiota…
 Za co ja go w ogóle tak kocham?
- Niewykluczone, że jestem. – zaśmiał się i objął mnie ponownie. – Przeprosiny przyjęte? – zapytał z udawaną nadzieją. Aż za dobrze wiedział, ze były przyjęte już w momencie, gdy wszedł do tego pokoju i pocałował mnie w policzek.
 - No nie wiem… - mruknęłam, uśmiechając się sama do siebie.
- Zawsze z przyjemnością mogę próbować dalej, bardziej wyszukanymi metodami… - mruknął w moją szyję, czym momentalnie zmienił mó nastrój.
 Cholera jasna, zachowuję się jak niewyżyta seksualnie nastolatka.
- Może najpierw wyjaśnisz mi, co takiego się działo? – zaproponowałam.
Momentalnie na jego usta wkradł się ten kokieteryjny, cwany uśmieszek.
- Najpierw? Czyli gdy już powiem, nie masz nic przeciwko dalszej części moich przeprosin? – zapytał sugestywnym tonem.
 TAKTAKTAKTAK.
- Nie napalaj się tak. – wysiliłam się na pogardliwy ton. Boże, jakie to trudne.
- A ty się nie oszukuj. – mruknął, cmokając mnie szybko w usta.
UH.
- Dobra, dobra. Więc co się stało? – ponagliłam go, starając się zapanować sama nad sobą. Boże, jego oddech na mojej szyi…
- Zayn i Perrie się rozstali. – powiedział, a ja zastygłam.
- Co? – wykrztusiłam.
- Zayn i Perrie nie są już razem. – powtórzył niecierpliwie Harry, całując moją szyję.
- Ale jak to, dlaczego? – dopytywałam.
- Sam chciałbym wiedzieć, ale od naćpanego i pijanego Malika niewiele zdołałem się dowiedzieć. Właściwie nic. – wzruszył ramionami i zsunął moją bluzkę z ramienia.
- Naćpanego i pijanego? – powtórzyłam zmartwiona.
 - Taaa. Colin do mnie zadzwonił, że Malik leży ledwo przytomny z jednej z loż i że trzeba go stamtąd zabrać. Potem się okazało że Malik zgubił samochód, więc musiałem do dotargać do mojego auta, żeby go odstawić do domu. – mówił szybko i wyraźnie niechętnie. Pocałował moje odkryte ramię, wywołując tym u mnie przyjemne ciarki.
ON MUSI PRZESTAĆ.
 - Ale do domu,  w którym mieszka z Perrie? – dopytywałam, próbując się skupićna tym co mówię co nie było łatwe z Harry`m, obcałowującym mnie.
- Niee, do mnie. – mruknął zniecierpliwiony.
- A jakim cudem zgubił samochód? – zapytałam i westchnęłam cicho na jego chłodną dłoń pod moją bluzką.
- Nie mam pojęcia. – wzruszył ramionami. CZY ON MUSI MÓWIĆ TAKIM NISKIM TONEM?  - Uwierzysz, ze schował kluczyki w bokserki? – skrzywił się.
Zaśmiałam się. 
- I kto to mówi. – prychnęłam.
- Ale ja robię to tylko dlatego, że chcę, żebyś włożyła rękę w moje bokserki. – powiedział z cwanym uśmieszkiem po raz setny, muskając ustami moją szyję i szczękę.
ON TEGO NIE POWIEDZIAŁ.
- Jesteś obrzydliwy! – zawołałam, kryjąc twarz w dłoniach.
- Kochasz to, skarbie. – stwierdził tylko i pocałował mnie, na co wręcz rozpłynęłam się w jego ramionach.
- Czy teraz mogę dalej cię przepraszać? – zapytał odrywając się na chwilę od moich ust.
 - Zdecydowanie tak. – odparłam. Uśmiechnął się szelmowsko i powrócił do całowania mnie. Przestałam już się powstrzymywać a zaczęłam się rozkoszować każdą chwilą i każdym jego dotykiem.


***

        Powoli muskałam palcami  wytatuowane ramię Harry`ego, kreśląc niekreśloną ścieżkę. Leżałam na jego klatce piersiowej, delektując się chwilą i słuchając jego bicia serca. Jednocześnie studiowałam każdy szczegół tatuaży na jego ramieniu, właściwie pierwszy raz. Nigdy właściwie nie przyglądałam się dokładnie każdemu z osobna, nigdy też nie spytałam o znaczenie któregokolwiek z nich.
Teraz, od jakichś piętnastu minut, pytam o każdy z nich i wysłuchuję historii ich powstania a także co oznaczają.
      Przesunęłam teraz dłoń na jego klatkę piersiową, muskając dwie jaskółki, których znaczenie już poznałam, a zsuwając się do napisu w innym, nieznanym mi języku i kilku symboli, zaraz pod napisem.
- A ten? Co to znaczy? – wskazałam na tekst, o ile się nie mylę.
- To  po hebrajsku znaczy ,,Co straciłem” . – odparł wzdychając.
- ,,Co straciłem’’? – spojrzałam na niego niewiele rozumiejąc.
- To taka jakby lista. Lista tego ,,co straciłem”. – odpowiedział. Ale zauważyłam, ze wyjątkowo spochmurniał gdy zapytałam o ten tatuaż.
- Czyli te  symbole… - zaczęłam, ale mi przerwał.
 - Tak.
Przyjrzałam się uważniej symbolom.
Linia w kształcie litery S i dwie prostopadłe kreski. Wskazałam na to.

                        ( A/N : WZORY ----------> 
- Co to symbolizuje? – zapytałam.
 - Spokój. – odparł. Oh.
Wskazałam na dwie linie przecinające się.
- Kontrola. 
Następne było coś, co przypominało mi wiatr i jakąś rośline. Przesunęłam palcem po wzorze.
- Jedność. – powiedział.
Kolejny wyglądał jak kontury płomienia.
Dziwnie się zawahał zanim mi odpowiedział.
- Nadzieja. – powiedział nadal z wahaniem w głosie.
- Mogę spytać co konkretnie oznaczają i z czym się wiążą, czy może niekoniecznie? – zapytałam niepewnie. Załuję trochę, że w ogóle zaczęłam pytać o ten tatuaż. Z jednej strony bardzo mnie to ciekawiło z drugiej miałam ochotę żeby Harry zapomniał, ze w ogóle o to pytałam. Nie spodziewałam się tego.
- Możesz. – odparł po prostu. – Nie mam powodu, żeby ci o tym nie powiedzieć.
Skinęłam tylko głową, czekając aż zacznie mówić.
- Tatuaż zrobiłem jakiś niecały miesiąc po tym, jak chcąc nie chcąc wyprowadziłem się z domu po akcji z Dylanem, rodzicami i Gemmą.
Tak właśnie myślałam.
- Spokój jest w znaczeniu dosłownym, straciłem swój spokój po tym wszystkim co się stało. Kontrolę też, zwłaszcza nad samym sobą i własnym życiem. Nie byłem w stanie wszystkiego pukładać, nieważne jak się starałem, zawsze coś nie wychodziło. Jedność oznaczała moją rodzinę, a konkretnie więź z Gemmą, bo właściwie moja rodzina od początku była mocno naciągana… I nadzieja… - zawahał się -  na to, że kiedykolwiek uda mi się to jakoś naprawić i… Na to, że pewnego dnia wszystko będzie tak jakbym tego chciał. – dokończył z lekka niepewnie.
Wow.
 - Nie spodziewałam się aż tak głębokiego sensu w którymś z twoich tatuaży.  – powiedziałam, wtulając się w niego. Poczułam przemożoną chęć okazania mu jakoś swojego wsparcia. Wiem, że gdzieś tam, to wszystko go nadal boli, mimo że tego szczególnie nie okazuje. A co gorsza, nie zapowiada się na to, żeby jego nadzieja na naprawienie tego, co zaistniało miedzy nim a jego rodzicami okazała się słuszna.


*oczami Harry`ego*




- Jedność. – powiedziałem, gdy wskazała kolejny wzór, który znam aż za dobrze.
Gdy musnęła kolejny symbol, zawahałem się. Oznaczał duszę.
Zgaduję, że gdy już wyjaśnię jej dosłowne znaczenie, będę musiał też powiedzieć jej co oznaczają dla mnie. Nie widze w tym jakiegoś problemu, przeciwnie, chcę żeby wiedziała. Ale z tłumaczeniem ostatniego symbolu mogłoby być ciężko i… Musiałbym nieco minąć z prawdą, kombinować.
        Przecież nie powiem dziewczynie na której cholernie mi zależy, że straciłem sam siebie w tym całym syfie,  w którym babram się od ładnych kilku lat. Ta cała dilerka, moje nastoletnie życie, te wszystkie kłamstwa, sytuacja z rodzicami, w moim sercu…
        Zdecydownie wolałbym nie przyznawać mojej dziewczynie, że jest z chodzącą porażką, czego nawet ja sam jestem świadomy.
- Nadzieja. – powiedziałem wahając się nieco. To pierwsze co mi przyszło do głowy.
 Oczywiście, albo nie mówię całej prawdy albo po prostu kłamę. Brawo, Styles.
- Mogę spytać co konkretnie oznaczają i z czym się wiążą, czy może niekoniecznie? – zapytała mnie, niepewnym głosem. Pewnie poczuła się źle z tym moim tłumaczeniem, zwłaszcza że to tak osobisty temat i dosyć, hm, przykry.
Nie powinna się bać zadawać mi pytań, myśląc że nie zechcę, żeby o tym wiedziała.  
- Możesz. – zapewniłem ją.. – Nie mam powodu, żeby ci o tym nie powiedzieć. – dodałem, chcąc tym samym dać jej do zrozumienia, ze chcę żeby to o mnie wiedziała, a także żeby była świadoma, ze jej ufam.
   Nie na tyle, żeby jej przyznać że sam siebie masz dosyć, kretynie.
Skinęła tylko głową. 
- Tatuaż zrobiłem jakiś niecały miesiąc po tym, jak chcąc nie chcąc wyprowadziłem się z domu po akcji z Dylanem, rodzicami i Gemmą.- zacząłem. - Spokój jest w znaczeniu dosłownym, straciłem swój spokój po tym wszystkim co się stało. Kontrolę też, zwłaszcza nad samym sobą i własnym życiem. Nie byłem w stanie wszystkiego pukładać, nieważne jak się starałem, zawsze coś nie wychodziło. Jedność oznaczała moją rodzinę, a konkretnie więź z Gemmą, bo właściwie moja rodzina od początku była mocno naciągana… I nadzieja… - zawahałem się  i nieco spanikowałem. O tym jeszcze nie pomyślałem, żeby wymyśleć co ma to oznaczać. MYŚL.
-Na to, że kiedykolwiek uda mi się to jakoś naprawić i…- zastanowiłem się chwilę.-  Na to, że pewnego dnia wszystko będzie tak jakbym tego chciał. – dokończyłem z ulgą. Udało się.  
- Nie spodziewałam się aż tak głębokiego sensu w którymś z twoich tatuaży.  – powiedziała, wtulając się we mnie. Nadal jest nieco… Skruszona? Tak bym to nazwał?
Tak jakby czuła się winna, ze to ze mnie wyciągnęła. A to już szalone, nie powinna czuć się winna.
  W końcu to nie ona kłamała w momencie ,,totalnej szczerości”…
Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
- Skarbie, spokojnie. Nie jestem przecież zły, że zapytałaś, czy coś. – powiedziałem szczerze.
- To dobrze. – mruknęła.
- Hej – uniosłem palcami jej podbródek, żeby na mnie spojrzała. Popatrzyłem jej w oczy. – Chcę żebyś wiedziała o ważnych dla mnie rzeczach, to po pierwsze. Po drugie, nigdy nie bój się mnie o nic zapytać. Po trzecie, nigdy nie czuj się winna z mojego powodu.
      Nie warto.
Patrzyła tylko na mnie.
- Okej? – zapytałem, chcąc uzyskać od niej jakąś reakcję.
- Okej. – odpowiedziała.  Usmiechnąłem się na to i pocałowałem ją.
Na powrót ułożyła się na moim ramieniu, a ja głaskałem jej nagie plecy.
Boże, jak dobrze że ja ją mam.

Mimo, ze cholernie nie zasługuję. 

* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *
__________________________________

No cześć :3
I know, pisałam że wracam 16 lipca, a jest 26 so już dawno rozdział powinien być, ale cóż...
Wyszło tak, że tak na spokojnie w domu byłam 21 lipca. 
Nie moja wina, że nagle wszystkim się na melanże zebrało xd
 ANYWAYS

Ten tytuł tak bardzo adekwatny do reszty rozdziału że...
ALE NIE MOGŁAM SOBIE TEGO ODMÓWIĆ XD

PRZEPRASZAM OD RAZU ZA TO JAK ZBESZCZEŚCIŁAM CUDOWNĄ SCENĘ KIEDY NIALL DOWIADUJE SIĘ O CIĄŻY.  I przepraszam, ze nie udało mi sie akurat w rozdziale dla Ady, bo ona to je Niall girl jak ja soł ... :C WYBACZ SKARBIE, chciałam z całego serca zeby wyszło perf ale..  To ja, soł -.- 
 Naprawdę myślałam, że będzie mi się to pisało najłatwiej, w końcu taki cudowny moment!
A tu... :))) 
Nie wiem, idealnie mam w głowie ułożone wszystko, co Niall robi, jak wygląda, jego mimika, WSZYSTKO.
Ale za cholerę nie umiem tego ubrać w słowa :))) A więc wyszło .... coś takiego.
I najlepiej chyba wie o tym Agnes, której jęczałam do ucha że nie umiem :))) TEŻ CIĘ KOCHAM SKARBIE ♥


I CHWILA CISZY DLA MOJEJ DUSZY ROMANTYKA AK
NAJAL KSIONŻE Z BAJKI
NAJAL ROMANTYG MÓWIĄCY O TYM JAK TO SPEŁNIAJĄ SIĘ JEGO MARZENIA 
:') 

I CHWILA CISZY DLA KREATYWNEJ LU AKA
 HEBRAJSKIE TATUAŻE, ZNACZKI ETC. 
dowiecie się z czasem po co to wgl xd

I CHWILA CISZY DLA ZGONA MALIKA
biedak jeszcze nie wie co go czeka jak już się obudzi :c 

I CHWILA NA APLAUZ DLA MNIE
gdyż w końcu wzięłam się w garść i założyłam zeszyt na ff, w którym zaczynam porządkować całą akcję Sinistera, wszystkie pomysły i ułożyłam mniej więcej wszystko chronologicznie
Miejmy nadzieję, ze to pomoże mi jakoś zapanować nad chaosem albo zupełną pustką jaka panuje w mojej głowie gdy już siadam przed komputerem żeby napisać nowego sinistera. 

( i piątka w czoło krzesłem za to, że do tej pory tego nie zrobiłam :))) ) 


I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE KOMENTARZE I ZROZUMIENIE MISIE ♥
 Mordka mi się cieszyła max :') 


All the love x 
L.