czwartek, 7 kwietnia 2016

53. At the end of the day...

Dedykacja dla kochamspongebobainicwamdotego ♥
Cholernie mi miło, że chciało Ci się szukać i wrócić do mojego opowiadania, to dużo dla mnie znaczy ♥ Dziękuję i miłego czytania :* 



*oczami Harry`ego*
- Od kilku lat marzy mi się architektura i mam nadzieję, że uda mi się to marzenie spełnić. -  mówiła Riley. Szybko znalazły wspólny język z Julie i gadają właściwie cały czas. Może dziewczyna była nieco nieśmiała na początku, ale szybko się oswoiła.
- To świetnie! Na pewno ci się uda. Będziesz miała mnóstwo możliwości, staże, podróże, to bardzo dobry kierunek, zwłaszcza jeśli lubisz się tym zajmować. – mówiła szczerze zainteresowana Julie.
Od początku gdy zasiedliśmy do stołu, przyglądałem się Cody`emu. Obserwowałem dyskretnie jego zachowanie. 
O dziwo, wydawał się naprawdę spokojny, jakby mnie tu nie było. Może to przez moje zachowanie na wejściu?
Albo przez dziewczynę siedzącą obok niego, na którą patrzy właśnie z dumą.
Tak bardzo jak nienawidzę gnojka, tak widać, że zależy mu na tej dziewczynie. Cały czas przyglądał się jej gdy mówiła, z wyraźnym uwielbieniem w oczach. Aż ciężko uwierzyć, że gówniarz ma uczucia.
Chociaż biorąc pod uwagę fakt, ze jest to córka komendanta, nie byłbym taki pewien co do szczerości jego zamiarów względem niej.
- Jesteście świetną parą. – uśmiechnęła się szeroko Julie.
- Nie zaprzeczę. – zaśmiał się chłopak i pocałował Rylie w policzek. Odpowiedział mu nieśmiały uśmiech dziewczyny i westchnięcia zachwytu ze strony Julie i Samanthy.
- Jak w ogóle się poznaliście? – zapytała zaciekawiona Julie.
Zauważyłem lekkie wahanie i spięcie u Rylie i Cody`ego, dziewczyna spojrzała na niego widocznie niepewna, co powinna powiedzieć.
- Pojawiła się wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem kogoś bliskiego. – powiedział lakonicznie Cody, unikając mojego wzroku.
Julie chyba zauważyła dziwną atmosferę, jaka pojawiła się wraz z zadanym przez nią pytaniem, wyraźnie czuła się skrępowana, tak samo jak ja. 
Spojrzałem na Samanthę i Charlesa. Samantha patrzyła ze współczuciem na Rylie i Cody`ego, a Charles miał nieodgadniony wyraz twarzy.
Co tu jest grane?
- Swoją drogą, jak radzi sobie Mary? – zapytała chłopaka Samantha.
Julie spojrzała na mnie zmieszana, nie bardzo wiedząc jak zareagować. 
Kto to jest Mary? 
- W porządku, radzi sobie. – odpowiedział chłopak.
Okej, nie mam pojęcia co tu się dzieje.
Chyba po naszych minach było widać, że nie wiemy co się dzieje i jak na to zareagować, bo Cody jakby zrozumiał nasze zdezorientowane miny i się odezwał. 
- To mało przyjemna historia, poznaliśmy się na pogrzebie mojego przyjaciela i… -zawahał się na chwilę – przyjaciółki.  – wyjaśnił  w końcu.
- Oh. – wydusiła z siebie Julie. – Przykro mi z powodu straty.
- W porządku, najważniejsze że wszystko się poukładało. – powiedział Cody uśmiechając się niemrawo.
Cóż, nie powiem, zrobiło mi się go szkoda.
- No właśnie. – zgodziła się Samantha, wyraźnie chcąc zakończyć przykry temat. – Słyszałam, że ta urocza dziewczyna, którą spotkałyśmy kilka miesięcy temu spodziewa się dziecka, to prawda? – zagadnęła Julie.
Zaskoczyło mnie to. Julie nie wspominała, że Samantha poznała Lucy.  
- Lucy, tak, to prawda. Będziemy z Harry`m rodzicami chrzestnymi. – odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna, łapiąc mnie za rękę.
Z radością zareagowałem na jej dotyk i poświęconą mi uwagę.
Nie da się ukryć, że rozmowę zdominowało damskie grono.
- Oh to wspaniale! – ucieszyła się szczerze Samatha. – Znają już płeć dziecka?
- Jeszcze nie, w najbliższym czasie się dowiemy.
   Rozmowa toczyła się w najlepsze dalej, a ja nieco się wyłączyłem, wtrącając raz po raz słówko, by nie było to podejrzane. Charles całkiem nieźle radził sobie z zaczynaniem tematów, na które wypowiadaliśmy się za równo my, jak i kobiety, to trzeba mu przyznać.
Natomiast ja skupiałem się w dalszym ciągu na Cody`m, gdyż aż podejrzana wydawała mi się jego postawa. Żadnych wrednych, pełnych pogardy spojrzeń, sugestywnych komentarzy. Wręcz zdarzyło się, że on odpowiedział na coś, co mówiłem ja i to nie we wrogi sposób.
Nie to, żeby mi to szczególnie przeszkadzało, ale zwyczajnie niepokoiło mnie to. Rozumiem, że nie chce sobie psuć w oczach Riley wizerunku idealnego chłopaka, ale błagam, Cody to Cody.
Miejmy nadzieję, ze to nie jest żadna cisza przed burzą.
Gdyby nie ten niepokój, to mogłoby być naprawdę miło. Nie ma sztucznej atmosfery, Julie promienieje mogąc spędzić czas z jej, hm, rodziną, a mi niczego więcej do szczęścia nie potrzeba niż widzieć jej zadowolenie.
No dobra, może jeszcze pewność, ze ten gówniarz nic nie odwali byłaby fajna.
Nie można mieć wszystkiego, tak to szło?


***

  - Rylie jest urocza, prawda? Są słodką parą. - zachwycała się Julie, wyjmując z torby swoje ubrania. 
Owa Rylie już jutro rano musiała wracać do domu, bo w poniedziałek ma jakiś ważny egzamin, a więc coś czuję, że resztę dzisiejszego dnia moja dziewczyna spędzi na rozmawianiu z nią. Nie ze mną. 
- Mhm. - mruknąłem w odpowiedzi, nie będąc zbytnio w nastroju na gadanie o ich szczęściu. 
Leżałem na łóżku, na boku, podpierając się na łokciu i przyglądałem się mojej kobiecie. To cholernie satysfakcjonujące, widząc ją tak przejętą i uśmiechniętą. Natomiast mina mi nieco rzedła, gdy zdawałem sobie sprawę z powodu jej radości. 
Z tego wzgędu starałem się skupić bardziej na jej czarującym uśmiechu i ruchach niż na tym, co konkretnie mówi. 
Może i Cody wydaje się być naprawdę zakochany, ale osobiście raczej nie spodziewałbym się po nim niczego głębokiego i bez ukrytego kłamstwa. 
- Naprawdę dziękuję kochanie, że mimo wszystko ze mną przyjechałeś. - powiedziała podchodząc do łóżka i pochyliła się nade mną, chcąc mnie pocałować. 
Nie mogłem nie wykorzystać takiej okazji i złapałem ją szybko w biodrach, pociągając ją lekko  by się na mnie położyła.
Odpowiedział mi jej chichot.
- Mówię poważnie, Harry. - jęknęła rozbawionym głosem. Oparła dłonie na moim torsie i spojrzała mi w oczy.  - Dziękuję,  nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mnie uszczęśliwiłeś. - powiedziała z uśmiechem i cmoknęła mnie w usta. 
- Dla ciebie wszystko. - powiedziałem nonszalancko, na co się roześmiała i pokręciła głową. 
- Czyżby? - zapytała, z łobuzerskim uśmiechem. 
- Co tylko zechcesz. - mruknąłem, szczerząc się. 
- Wydaje mi się, że zostawiłam w samochodzie okulary przeciwsłoneczne, mógłbyś ich poszukać? - zapytała słodko. 
Wywróciłem oczami, 
- Już myślałem, że to będzie miało podtekst seksualny, a ty jak zwykle umiesz zniszczyć nadzieje człowieka. - westchnąłem teatralnie.
- Harry!- pisnęła ze śmiechem i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi. 
- No co? - zapytałem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, widząc jej zażenowanie.
- Nie możesz mówić do mnie takich rzeczy w domu moich rodziców, w którym jest mój ojciec, na litość boską! - jęknęła, nie podnosząc głowy. 
Postanowiłem się z nią podroczyć. 
Objąłem ją w talii i nachyliłem się nad jej uchem. 
- Przecież wiem, że lubisz jak mówię do ciebie te wszystkie sprośne rzeczy... - mruknąłem, zachaczając ustami o płatek jej ucha.
- Boże, Harry, przestań!- uderzyła mnie lekko w klatkę piersiową, a w jej oburzonym głosie słyszałem rozbawienie. 
Uwielbiam się z nią droczyć. 
- A jeszcze bardziej lubisz, jak od słów przechodzę do czynów, czyż nie? - mówiłem tym samym tonem, który działa na nią za każdym razem i doskonale o tym wiem. Sprawiało mi to cholerną satysfakcję. 
- Harry proszę cię, ty lepiej poszukaj tych okularów. - prychnęła i dźwignęła się do siadu, Tak bardzo jak tego w tym momencie nie chciała, tak bardzo jej się to podobało. 
Korzystając z okazji, złapałem ją w biodrach i usadziłem na sobie, upewniając się, że idealnie mnie czuje. 
Zaskoczenie i delikatne rumieńce na jej twarzy usatysfakcjonowały mnie jeszcze bardziej. 
Uwielbiam to jak na mnie reaguje. 
- Harry, musisz przestać! - pisnęła, usiłując wstać, ale nie pozwoliłem jej na to. 
- Przecież ja nic nie robię. - powiedziałem niewinnie, uśmiechając się do niej szelmowsko. 
- Harryyy! - zaśmiała się, ponawiając próbę wstania, na co tym razem jej pozwoliłem. 
- Nie ma z tobą żadnej zabawy. - prychnąłem naburmuszony. 
- W domu moich rodziców - nie. - zgodziła się rozbawiona. - A teraz mógłbyś poszukać w aucie moich okularów? - zapytała słodkim głosikiem. 
- No nie wiem. - mruknąłem teatralnie i wskazałem palcem na mój policzek. 
Julie wywróciła tylko na to oczami i nachyliła się nade mną ponownie, całując mój policzek. 
- No dobra, namówiłaś mnie. - powiedziałem, na co się roześmiała. 
Podniosłem się i skierowałem się do drzwi, po drodze klepiąc dziewczynę w tyłek. 
- Jesteś nieznośny! - zawołała. 
- A ty gorąca! - powiedziałem wychodząc, na co usłyszałem tylko jej prychnięcie. 
W lepszym humorze niż wcześniej zszedłem po schodach, wpadając na rozpromienioną Samanthę i Rylie, które przygotowywały wszystko na tradycyjnego już u nich grilla. 
Zamieniłem z nimi kilka słów i wyszedłem z domu, kierując się na tyły domu, gdzie zostawiłem samochód. 
- Nie będę słuchał tego gówna! - usłyszałem nagle czyjś rozwścieczony głos. Zatrzymałem się zaskoczony i poszedłem w jego kierunku, gdzie po kilku krokach rozpoznałem sylwetkę Cody`ego. Rozmawiał z kimś przez telefon. 
- Kurwa mać, wiem! Nie robię was w chuja, przecież wszystko oddaję! - mówił wściekły, chodząc w kółko.  
A to ciekawe. 
Zbliżyłem się jeszcze trochę, by lepiej usłyszeć, co mówi. Ciekawość była silniejsza. Czyżby miał jakieś kłopoty? Co miał oddać? I kogo niby robi w chuja? 
- Mówiłem, że potrzebuję trochę czasu! Niewiele mi już zostało, dostaniecie wszystko w tym tygodniu! 
Co tu się odpierdala?
- Nie próbuj mi nawet grozić gnoju! Dotrzymam słowa i wy lepiej też tak zróbcie! - warknął. 
O cholera. Niby kto i dlaczego miałby mu grozić? 
- Powiedziałem, w tym tygodniu oddam wam resztę. - syknął ze złością i przeczesał dłonią włosy z frustracją. 
Czyżby ten gówniarz wpakował się w jakieś bagno? 
- Dobra, kurwa, okej! - zawołał z irytacją. - Nara. 
Rozłączył się i zaklął pod nosem. 
Postanowiłem nie czekać, wkroczyć i dowiedzieć się co jest grane. 
- Widzę, że nawet ty potrafisz wpaść w niezłe gówno. - powiedziałem podchodząc do niego. 
Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony, Tego chyba się nie spodziewał. 
- Spieprzaj Styles. - warknął tylko i odwrócił wzrok, chociaż widziałem po nim, że nie jest taki pewny siebie jak zawsze. 
- Komu i co masz oddać? - zapytałem, ignorując jego wrodzoną uprzejmość. 
- Nie twój interes. Zajmij się swoimi sprawami. - syknął. Co za uparty gnojek. 
- Właśnie to robię. - prychnąłem. 
- Co? - spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Wywróciłem oczami. 
- Dla mnie najważniejsza jest Julie. A że jakimś pieprzonym cudem jesteś dla niej ważny, wolałbym zapobiec temu, że straci swojego głupiego braciszka przez to, że jest coś winny jakimś szemranym typom. Więc czy chcesz, czy nie, to jest moja sprawa. - wzruszyłem ramionami, starając się dalej grać wyluzowanego, mimo że po pierwsze: szczeniak cholernie działa mi na nerwy, a po drugie: jeśli naprawdę jest komuś coś winien i ten ktoś mu grozi, to trzeba się tym zająć i głupkowi pomóc mimo, że to ostatnie na co mam ochotę. 
- Nie potrzebuję twojej pomocy. - syknął.
- Gadaj i nie wkurwiaj mnie. - warknałęm. - W co się wjebałeś?
Uparcie milczał i unikał mojego wzroku, bijąc się z myślami. 
- Nie mamy całego dnia, mów. - ponagliłem go stanowczo. 
- Te dragi, które mi dajesz nie są dla mnie, - wykrztusił w końcu. 
To pięknie, kurwa. 
Wydaję grube pieniądze na porządny towar, żeby gnojowi nie zaszkodziło, a to nawet nie dla niego. 
- Dla typów, od których kupowałem to gówno, które też zresztą nie było dla mnie. 
- Ni chuja nie rozumiem, co ty w tym momencie mówisz. - powiedziałem zirytowany. 
- Umówiłem się z dwoma ćpunami, żeby coś dla mnie zrobili, wzamian chcieli dragi. Więc je kupowałem od tych typów. Plan się zjebał, towaru nie było, a tamci chcieli kasę, której nie mam. A wtedy napatoczyłeś się ty i postanowiłem to wykorzystać. - mówił wściekły.  
- Ty idioto! Czy ty w ogóle siebie słyszysz? To ja kurwa rzucam to cholerstwo, wydaje pieniądze, żebyś się nie zaćpał jakimś gównem, bo Julie by tego nie przeżyła, okłamuje ją cały czas, a ty kurwa odwalasz coś takiego?! - nie mogłem pohamować złości. 
- Rzuciłeś robotę u Damiena? - spojrzał na mnie zaskoczony. 
- Wyobraź sobie dupku, że tak! - warknąłem. 
- I kupowałeś to wszystko co mi dawałeś? Tylko dlatego, że bałeś się, żebym nie wziął jakiegoś lewego towaru?  - dopytywał dalej, co mnie jeszcze bardziej wkurwiało.
- Po jakiemu jak mam ci to powiedzieć, żeby dotarło? - syknąłem wściekły. 
Nie wierzę w głupotę tego dzieciaka!
- Kurwa, przepraszam. - jęknął sfrustrowany, a ja aż przystanąłem. 
- Co, proszę? 
- Przepraszam stary, okej? - zawołał. - Kurwa, nie chciałem tego wszystkiego! Pogubiłem się w tym całym gównie, nie chciałem w to wszystko wciągać jeszcze ciebie i Julie. - przetarł twarz dłońmi, zdenerwowany. 
A mnie szlag trafił. 
- Pogubiłeś się? Nie chciałeś tego? Czy ty siebie kurwa słyszysz? Jak bardzo głupi ty jesteś?! 
Chciał już coś odpowiedzieć, ale zamiast jego usłyszałem inny głos, który znałem bardzo dobrze. 
- Co tu się dzieje?! - Julie nagle pojawiła się znikąd, a moje serce sie na chwile zatrzymało. 
Cody patrzył na mnie spanikowany, nie wiedząc co zrobić, podczas gdy ja wcale nie byłem lepszy. 
Co teraz, CO TERAZ?!
Brunetka wbijała we mnie rozwścieczone spojrzenie, które gdyby mogłoby zabijać, to już bym nie żył. 
- Ja... - zacząłem ale nie miałem pojęcia co mam jej powiedzieć. 
- Nie wierzę, Harry! - krzyknęła. - Jak możesz tak do niego mówić?! A ty, Cody?! Co tu się stało?! - patrzyła na nas wściekła. 
Cody patrzył to na mnie to na nią, nie wiedząc jak sie zachować. 
Przysięgam, zaraz padnę na zawał. 
- Dowiem się w końću? - warknęła, aż drgnąłem. 
Co mam jej powiedzieć? Jak z tego wybrnąć? 
Do głowy nie przychodziło mi zadne logiczne i mało ryzykowne wytłumaczenie. 
- To nie tak... - zacząłem, ale znowu wpadła mi w słowo. 
- Nawet tak nie mów, Harry! Chcę wiedzieć, co się stało, o co się kłóciliście. TERAZ. 
 Boże, co ja mam zrobić? 
Po kolejnych chwilach ciszy, odetchnęła głęboko i ponownie się odezwała. 
- Jutro, gdy odwieziemy Rylie, chcę znać prawdę. Podkreślam: prawdę. I nawet nie próbujcie mnie okłamywać. A teraz do domu, i beż żadnych głupich odzywek i docinek, macie się zachowywać normalnie. - mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.  
- Julie... - zacząłem, chcąc jakoś ratować sytuację, ale nie było mi to dane.
- Nie. - warknęła tylko. Nie obdarzyła mnie nawet dłuższym spojrzeniem.
Cody bezradnie poszedł do domu, a zaraz za nim, szybkim krokiem powędrowała Julie, nie czekając na mnie.
Nie wierzę w to co się właśnie stało.
Jak ja się z tego wytłumaczę? Co jej powiem?
I przede wszystkim, jak dużo słyszała? 
 Czułem jak krew pulsuje mi w żyłach.
Gorączkowo starałem się wymyślić jakiś racjonalny powód naszej kłótni z Cody`m, ale na próżno.
Nawet nie wiem, w którym momencie nas usłyszała. Starałem sie przypomnieć sobie co mówiłem, ale miałem zbyt duży mętlik w głowie.
Kurwa, już dawno nie widziałem jej tak bardzo wściekłej i wyprowadzonej z równowagi.
- Możesz chociaż raz zrobić to o co cię proszę i wejść do tego domu?! - jej podirytowany głos wyrwał mnie z otępienia.
Cholera.
Jestem skończony.

*oczami Julie* 
 Z determinacją przeszukiwałam torbę w poszukiwaniu moich okularów, podobnie jak zrobiłam to już z całym pokojem. Nic to nie dało. Muszą być w aucie.
Z westchnieniem usiadłam wygodnie na łóżku i czekałam na Harry`ego. Czułam się taka spokojna.
Odprężona.
Widząc mojego tatę szczęśliwego u boku Samanthy, czułam w końcu, że wszystko jest na swoim miejscu. A mama patrzy na nas wszystkich i nad nami czuwa.
Wiem, że byłaby szczęśliwa, że tata w końcu nie jest sam i znalazł odpowiednią osobę.
Nawet nie myślałam, że kilka tych wspólnie spędzonych chwil przyniesie mi takie ukojenie i wewnętrzny spokój.
Wszystko w końcu zaczęło się układać. Tata jest szczęśliwy.
Cody ma wspaniałą i uroczą dziewczyną, z którą tworzą cudowną parę. A między mną i Harry`m też nie mogło być lepiej. Nie myślę już o żadnych zdarzeniach z ostatnich tygodni, żadna negatywna myśl już mnie nie męczy.
Ile bym dała, żeby trwało to jak najdłużej... Zdecydowanie musimy się wszyscy razem częściej spotykać, chociażby na zwykły obiad, by porozmawiać i spędzić razem czas.
To naprawdę świetne uczucie, będąc o wszystko spokojnym i po prostu szczęśliwym.
Swoją drogą, gdzie ten Harry? Czekam na niego i czekam, a wiem, że Samantha i Rylie już zaczęły szykować grilla i chciałabym im pomóc.
Bez dłuższego zastanawiania wstałam i zeszłam na dół.
Aromat przypraw czuło się już z korytarza.
- Mmmm, pięknie pachnie. - powiedziałam z błogim uśmiechem wchodząc do kuchni.
- Jak zawsze u Samanthy. - zaśmiała się Rylie.
- Zauważyłam. - zgodziłam się ochoczo.
- Już mi tak  nie słodźcie, tylko mówcie co wolicie, czosnek czy papryka? - zapytała uśmiechnięta kobieta.
Spojrzałyśmy tylko na siebie z Rylie.
- Papryka. - powiedziałyśmy zgodnie.
- Wedle życzenia! - powiedziała wesoło Samantha i kontynuowała doprawianie.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam z zapałem.
- Pomyślałam, że mogłybyśmy jeszcze zrobić sałatkę. - powiedziała Rylie.
- Świetny pomysł! - zgodziłam się ochoczo i od razu udałam się po nóż i deskę do krojenia.
- Julie, skarbie  zanim zaczniesz,mogłabyś  jeszcze poprosić tu Cody`ego albo Harry`ego? - zapytała Samantha.
- Pewnie, zaraz wracam. - odparłam i wyszłam z kuchni.
No właśnie, gdzie ten mój Harry?
Wyszłam z domu i uśmiechając się do taty, który szykował grilla, udałam się na tył domu.
Myślałam, że może zagadali się z tatą i we trójkę wszystko przygotowują.
O dziwo, nigdzie nie widziałam chłopaków. Przy samochodzie Harry`ego też ich nie widzę.
Ale im bliżej zbliżałam się auta, tym wyraźniej słyszałam jakieś krzyki, co mnie zaalarmowało.
Przyśpieszyłam i ruszyłam tam, skąd dochodziły podniesione głosy.
Serce momentalnie zabiło mi szybciej? A jeśli coś się stało?
Szybko rozpoznałam z małej odległości głos Cody`ego i Harry`ego.
- Czy ty siebie kurwa słyszysz? Jak bardzo głupi ty jesteś?! - usłyszałam Harry`ego i wszystko się we mnie zagotowało.
Nawet nie czekałam na dalszy ciąg tej kłótni tylko od razu, pod wpływem impulsu wpadłam między nich.
- Co tu się dzieje?! - zawołałam wściekle. Zaraz mnie coś rozniesie, przysięgam. 
Nie wierzę, że stoją tu i się kłócą! I to w jaki sposób? Dlaczego do cholery Harry mi to robi? Wiem, że nie lubi Cody`ego, ale sam powiedział, że pojedzie ze mną, więc sądziłam, że nie będzie stwarzał problemów. 
Oboje patrzyli na mnie, jakby zobaczyli ducha. 
- Ja... - zaczął Harry, ale tylko sprowokował mój wybuch. 
- Nie wierzę, Harry! - krzyknęłam będąc już u kresu wytrzymałości.Gotowało się we mnie, a myśli przeltywały po mojej głowie z niewyobrażalną prędkością.  - Jak możesz tak do niego mówić?! A ty, Cody?! Co tu się stało?! - patrzyłam to na jednego, to an drugiego, desperacko pragnąc wyjaśnień. O co mogli w ogóle zacząć się kłócić?
Ich milczenie tylko potęgowało mój gniew. 
Nie wiem co bardziej mnie rozwścieczało, czy fakt, że Harry był taki okropny dla Cody`ego i się pokłócili, że to, że nadal nie wiem o co poszło, a oni uparcie milczą.  
- Dowiem się w końću? - warknęłam ze złością. 
- To nie tak... - zaczął ponownie Harry, ale nawet nie chciałam słyszeć tego tandetmego zdania, które zawsze zwiastuje same kłopoty. 
- Nawet tak nie mów, Harry! Chcę wiedzieć, co się stało, o co się kłóciliście. TERAZ. - zażądałam. 
Oczywiście, znowu nei doczekałam się odpowiedzi, co skutecznie wystawiło moje nerwy na próbę.
Wzięłam głęboki oddech, próbując się opanować, bo jeszcze chwila a ze złości i żalu pociekłyby mi łzy.
Myśl, Julie. Myśl.
Teraz nic od nich nie wyciągnę, lada chwila przyjdą pozostali, nie mogę zepsuć wszystkim tego popołudnia!
Wystarczy, że oni popsuli je mi.
Nagle w głowie zaświtał mi pomysł. Nie widząc innego rozwiązania, nie czekałam.
- Jutro, gdy odwieziemy Rylie, chcę poznać prawdę. Podkreślam: prawdę. I nawet nie próbujcie mnie okłamywać. A teraz do domu, i beż żadnych głupich odzywek i docinek, macie się zachowywać normalnie. - powiedziałam pewnie.  
- Julie... - odezwał się Harry, ale naprawdę nie miałam ochoty na jego pokrętne starania uspokojenia mnie.
- Nie. - warknęłam z irytacją, na co zamilkł.
Tak bardzo jak tego nie chciałam, tak ich zawzięte milczenie i widoczne zakłopotanie martwiły mnie jeszcze bardziej. Bo gdyby chodziło o zwykłą sprzeczkę, wyjaśnili by mi to, prawda?
Nie chcę nawet myśleć, co się stało.
    Cody posłusznie ruszył w stronę domu, a ja z wdzięcznością w duchu poszłam za nim, nie chcąc nawet patrzeć na Harry`ego, bo wiem, że puściłyby mi nerwy.
Stanęłam na werandzie i obejrzałam się za siebie. Harry dalej stał w miejscu, co jeszcze bardziej mnie rozdrażniło.
- Możesz chociaż raz zrobić to o co cię proszę i wejść do tego domu?! - powiedziałam z irytacją.
Ocknął się na moje słowa i zrezygnowany ruszył w moją stronę.
Nie czekałam na niego, nie chciałam dawać mu szansy na zaczepianie mnie i stwarzanie niepotrzebnych scen.
Czy naprawdę, za każdym razem gdy przyjeżdżam do własnego, rodzinnego domu musi się dziać coś, co sprawi, ze odechce mi się wszystkiego?
Pierwszym razem, gdy Harry pojawił się w moim życiu, nieproszony przyjechał tutaj, kłamiąc bezczelnie, że jesteśmy razem, kiedy nie byliśmy.
Niesamowicie mnie to zdenerwowało, cąła ta szopka, którą odstawił przed moimi najbliższymi.
Kolejnym razem okazało się, że zataili przede mną fakt, że będę miała "macochę".
A teraz? Co będzie się działo kolejnym razem?
- Wszystko już gotowe! - zawołała śpiewnym głosem Samantha.
     Odetchnęłam głęboko. Muszę się skupić, by udawać szczęśliwą i uśmiechniętą. Nie pozwolę, by ktokolwiek więcej miał dzisiaj zły humor.
Nie.
     Szybko doszłam do wniosku, że mój pomysł był całkiem dobry. Jutro gdy odwieziemy Rylie, zostaniemy we trójkę, porozmawiamy na spokojnie, wysłucham ich wersji i nikt inny się nie dowie.
Nie chcę już nikogo więcej mieszać w to wszystko. A już na pewno nie będę się kłócić z Harry`m w domu rodziców.
     Inna sprawa to fakt, że nie jestem pewna czy jutro uwierzę w jakiekolwiek słowo Harry`ego.
Ostatnimi czasy przekonałam się, że szczerość nie jest jego mocną stroną, bagatelizuje pewne sprawy.
Czy ja jestem w stanie mu w cokolwiek uwierzyć?


***

- Dobranoc kochani! - pożegnała nas Samantha i tata. 
- Dobranoc! - odpowiedziałam z uśmiechem i weszliśmy do mojego starego pokoju. 
Nareszcie. Nie muszę już udawać. 
To znaczy, może nie do końca byłam zmuszona udawać przez cały wieczór, bo naprawdę ogromną przyjemność sprawiało mi spędzanie czasu z rodziną, ale wspomnienie krzyczących chłopaków, cały czas siedziało mi w głowie. 
Muszę też przyznać, że i oni sami sie spisali. Może byli nieco przygaszeni i nie mówili zbyt wiele, ale zachowywali się w miarę naturalnie, uśmiechali się i nie stwarzali przykrej atmosfery. 
- Julie... - zaczął Harry, wyrywając mnie z zamyślenia. Nie, nie mam już siły dzisiaj się z tym mierzyć. 
- Nie Harry, proszę cię, nie zaczynaj. Nie mam dzisiaj siły na tą rozmowę. - powiedziałam zmęczona, czując jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. 
- Ale ja chcę ci to wyjaśnić. - powiedział stając przede mną i ujmując moje dłonie. 
Zabrałam je, nie chcąc już dzisiaj mieć z nim kontaktu. 
- Naprawdę, nie mogłeś wytrzymać tych dwóch dni? Tylko dwa dni, Harry, czy o tak wiele proszę? - mówiłam z wyrzutem. - Musiałeś zaczynać? Musiałeś się z nim kłócić? Nic dla ciebie nie znaczy to, że dla mnie te dwa dni są cholernie ważne? - głos mi się załamał, przy ostatnich słowach. 
- Skąd wiesz, ze zacząłem? Julie, to nie tak, ja nie... 
Nie mogę w to uwierzyć. Jak zwykle zaprzecza, jak zwykle jest niewinny i jak zwykle skupia się na sobie, a nie na tym, że zniszczył coś, co było dla mnie ważne. 
Czy to się w końcu zmieni?!
- Wiesz co? Zamknij się. - warknęłam z irytacją i czując, że łzy zaczynają mi spływać po policzkach, weszłam do łazienki. 
Nie chcę płakać na jego oczach. 
Nie chcę pokazywać, jak bardzo jest mi przykro. 
Stanęłam przed lustrem i oparłam się o umywalkę. Wyglądałam okropnie. 
Pozwoliłam łzom swobodnie płynąć, jednocześnie związując włosy, przebierając się i szykując do snu.  
Przed wyjściem uspokoiłam się trochęi przemyłam twarz chłodną wodą. 
Mam dosyć dzisiejszego dnia. Jestem cholernie zmęczona w każdy możliwy sposób, a im więcej myślę, tym bardziej przekonuję się do myśli, że moje szczęście zwyczajnie nie może trwać długo. 
Smutne, ale na to wygląda. 
Mam tylko nadzieję, że jutrzejszy dzień przyniesie mi jakieś odpowiedzi, cokolwiek. 
Bo jak na razie wiem tylko, że jestem cholernie zła i jest mi cholernie przykro. 
_________________________________________

Heej ♥
Znowu na chwilę ożywam, zostawiam rozdział i czekam na jakiś znak, ile was właściwie zostało :D
Coś jakby się działo, nie? xd
 MÓWIĘ WAM, POLUBICIE CODY`EGO ♥
hahahah czekam na ten moment <3 
Ale to w kolejnych rozdziałach, nie obiecuję nawet kiedy, bo kto mnie tam wie xd
Ten nie jest tak długi jak zwykle, ale chciałam już Wam coś dać i to chyba dobry moment, by zatrzymać akcję i dać Wam do myślenia :3 

swoją drogą, związek Julie i Harry`ego jest taki trochę jakby pojebany, nie? Xd
Ale i tak ich kocham ♥

Miłego zbliżającego się weekendu i jak najwięcej słońca skarby! :3
Gdyby ktoś miał jakieś pytania, czy cokolwiek, to nie gryzę :>
tt: @sheeranable