wtorek, 30 czerwca 2015

41. Something unexpected


Bardzo ładnie proszę o chociażby emotikonkę w komentarzu jeśli nadal czytasz i jesteś ze mną.
Tylko o tyle proszę . 

DEDYKACJA: dla Adriany Lapot
 za cudowny komentarz, za to, że pokazuje że została ze mną ♥ dziękuję z całego serducha ♥
i dla Eragona aa czyli dla mojego aniołka cudownego za niesamowitą niespodziankę w postaci wierszyka o Sinisterze, KOCHAM MOCNO PYSZCZKU ♥
 i za to, że jako jedyna pierwsza sie domyśliła tego, co nastąpi na koniec tego rozdziału ! :3 
(bynajmniej tylko ona mi o tym napisała :D ) 

+ BARDZO WAŻNA RZECZ POD ROZDZIAŁEM DOTYCZĄCA OPOWIADANIA
PROSZĘ O ZERKNIĘCIE 


*oczami Julie*
Z jękiem niezadowolenia przekręciłam się niezdarnie na drugi bok.  Czemu w tym domu jest tak niemożliwie gorąco?
Z nadal zamkniętymi oczami, włożyłam całą swoją, marną o tej porze energię, żeby wyplątać się z kołdry, która jakimś cudem okazała się być niewyobrażalnie długa i szeroka. I bardzo ciepła.
Po raz kolejny tego ranka prychnęłam sfrustrowana. Powietrza.
- Harry… -  jęknęłam marudnie.
Bez odzewu.
- Harryyyyyyy….- wysiliłam się na nieco głośniejszy ton. Błagam, chcę tylko móc oddychać i spać.
- Harreh… - wręcz zaskomlałam i wyciągnęłam bezwiednie dłoń przed siebie, licząc, że natrafię na twarz bruneta.
Machałam dłonią po omacku, skonsternowana i zdeterminowana, by nie otwierać oczu by kompletnie się nie rozbudzić.
GDZIE ON DO CHOLERY JEST?!
- Har… - mój kolejny jęk przerwało mi syknięcie bólu. Od razu otworzyłam oczy.
CHOLERNA SZAFKA!
Zaczęłam masować drugą ręką dłoń obolałą po bliskim spotkaniu z kantem tej znienawidzonej szafki.
- Wywalę Cię kiedyś własnoręcznie przez okno. – syknęłam przez zęby.
Podniosłam się z trudem do siadu. Musiałam przymrużyć oczy. Oczywiście, rolety były niezasłonięte, a w letni poranek słońce dawało się we znaki, świecąc prosto w moją twarz.  Zamrugałam kilka razy i dopiero spostrzegłam, że zapomniałam, czego szukałam. A właściwie kogo. Czemu nie ma tu Harry`ego?
I CZEMU DO CHOLERY WSZYSTKIE OKNA W TYM CHOLERNYM POKOJU SĄ ZAMKNIĘTE?
Przecież tutaj można się udusić! Wstałam nieporadnie z łóżka otwierając na oścież okno  po jednej stronie pokoju, a po drugiej balkon. 
Wzięłam zadowolona głęboki oddech świeżego, letniego powietrza.
Rozejrzałam się wokół i spostrzegłam, że pod domem nie ma samochodu Harry`ego.  Wydawało mi się, że też zaczyna dzisiaj pracę po południu…
Przeciągnęłam się i wróciłam do środka, chcą poprawić nieco nieład panujący na łóżku spowodowany moją walką z kołdrą i duchotą.
Porzuciłam ten zamiar, widząc karteczkę leżącą na znienawidzonej szafce przy łóżku.
Wzięłam ją.

Musiałem wyjść wcześniej, Zayn mnie potrzebował.  Wybacz, nie miałem czasu zrobić Ci śniadania, musisz się zadowolić kawą J  Miłego dnia kotku x
Harry x

Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Kotku, kotku, kotku…
AH.
Z drugiej strony też zaniepokoiłam się nieco. Zayn go potrzebował? Mam nadzieję, ze nic złego się nie stało.
Wzięłam szybki prysznic i zeszłam na dół. Włączyłam sobie radio, nalałam kawy i rozsiadłam się  na kanapie, wcześniej otwierając jeszcze wszelkie możliwe okna w tym domu.
Nucąc sobie po cichu słowa piosenki, która akurat leciała, w końcu włączyłam telefon. Od wczorajszego popołudnia, gdy jechaliśmy do taty, nie ruszałam go.
Pewnie dziewczyny wyłaziły tam ze skóry.
Zdążyłam go włączyć, gdy nastał ciąg wibracji powiadamiających o sms`ach i nieodebranych połączeniach.
Uh.
Gdy po kilku minutach telefon przestał uparcie wibrować, zaczęłam odczytywać wiadomości.

Od: Lucy ♥
Też Cię kocham, Julce <3

Od: VickeyMouse ♥
Wiem, że mnie kochasz frajerze ._.

Od: Lucy ♥
JULIEEEEE MÓW DO MNIE

Od: Lucy ♥
JULIE CO Z MOIMI CIASTECZKAMI ??? :c

Od: VickeyMouse♥
Zrób mi zdjęcie klęczącego Styles`a, to dopiero będzie coś ! XD

Od: Lucy♥
JULCEY SŁOŃCE TY MOJE NAJJAŚNIEJSZE CO SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?

Od: VickeyMouse ♥
Do kurwy nedzy, Blackburn masz w tym momencie odpisać mi albo Horanowej, TERAZ

Od: VickeyMouse ♥
Nienawidzę Cię

Od: Lucy ♥
 CHOCIAŻ WYŚLIJ MI TEN PRZEPIS, NOO :<

Od: Vickey Mouse ♥
Co wy do cholery, od razu robicie próbę generalną przed nocą poślubną, czy co? -.-

Od: Lucy ♥
Na litość boską jeśli umrę przez niedobór ciasteczek Harry`ego, to będzie TWOJA WINA, Julie Blacburn!

Od: Lucy ♥
POWIEDZIAŁAŚ CHOCIAŻ ,,TAK”?

Od: VickeyMouse ♥
Blackburn, błagam Cie kobieto daj mi ten przepis na ciastka twojego męża bo ta mała żarłoczna bestia zaraz zje mnie -.-

Od: Lucy ♥
Vicky mnie obraża! 

Od: VickeyMouse ♥
Przysięgam, zaraz wyrzucę tą małą przez okno

Od: Lucy ♥
 JULIE CZY TY UMARŁAŚ Z WRAŻENIA JAK ON JUŻ WYCIĄGNĄŁ TEN PIERŚCIONEK CZY CO

Od: VickeyMouse ♥
Jezu, jak ten Niall z tą kobietą wytrzymuje, to ja nie wiem, składamy się na wódkę dla niego bo kurwa zasługuje chłop.
Btw, zaręczajcie się już i wracaj no -.-

Od: Lucy ♥
Jak ty wytrzymałaś tyle lat z Vicky???

Od: Lucy ♥
 WŁĄCZYSZ KIEDYŚ TEN TELEFON?

Od: VickeyMouse ♥
PRZYSIĘGAM, WRÓC TYLKO A WSADZĘ CI TEN TELEFON W DUPĘ OK.

Od: Lucy ♥
 HALO, ktoś tu czeka -.-

 Od: VickeyMouse ♥
Muszę się napić.

A ja muszę przyznać, że aż łzy mi pociekły ze śmiechu.  Boże, kocham te idiotki.
Domyśliłam się, że wczoraj Vic musiała pojechać do Lucy, albo na odwrót i razem wszystko przeżywały.
I ups, zapomniałam o tym przepisie dla Lucy.
Od razu zadzwoniłam do Lucy, pewnie i tak jedna spała u drugiej.
- Halo? – odpowiedział mi zachrypnięty głos Lucy.
- No cześć. – powiedziałam rozbawiona.
- Julie dlaczego do cholery ty o tej porze… - zaczęła marudnie, ale zaraz się ożywiła – O BOŻE, JULIE! – zawołała.
 - HORAN, KURWA TU SIĘ ŚPI.  – usłyszałam jęk, zapewne Vicky. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. 
- JULIE DZWONI! – zawołała Lucy.
- Co?! DAJ MI JĄ!  - usłyszałam jakieś trzaski i ich głosy. Przysięgam, one nie są normalne.
- Blackburn, przysięgam, ja Ci kiedyś nogi z tej twojej kształtnej dupy… - zaczęła Vic, która najwyraźniej dopadła do telefonu, ale nie na długo.
- JULIE, I CO? JAK WYGLĄDA PIERŚCIONEK? CO POWIEDZIAŁ TATA? – Lucy na chwilę zyskała przewagę.
- Jezu kochany, uspokójcie się! – zachichotałam.
- NO MÓW! – zawołały tym razem zgodnie.
- Cóż, nie wiem jak wygląda pierścionek. – odparłam prosto.
- Jak to?
- Harry mi się nie oświadczył. – westchnęłam .
Cisza. Oho.
- Albo to świat jest pojebany, albo ja. – odezwała się Vic, bardziej do siebie.
- Wiesz, powiedziałabym z grzeczności, że świat, ale no wiesz… - zaczęła Lucy, ale zaraz przerwała, chichotem i jękiem bólu.
- Proszę, jak to się rozpuściło… - rzuciła z dezaprobatą Vic.
Pokręciłam tylko głową. Nienormalne…
- Dobra już! Co masz na myśli, mówiąc że ,,Harry się nie oświadczył”? – zapytała Lucy.
- Dokładnie to, co powiedziałam. Nie oświadczył mi się. –odpowiedziałam.
- Czyli o co do chuja chodziło? – zapytała zagubiona Vic.
- O to, że mój tata ma nową kobietę, wczoraj ją poznałam. Spotkanie było zaplanowane właśnie przez tatę i Harry`ego, bez mojej wiedzy, oczywiście. Ot, cała tajemnica. – prychnęłam.
Znowu cisza.
- O chuj. – odezwała się pierwsza Lucy.
- I HARRY TAK PO PROSTU POSTAWIŁ CIĘ PRZEZ FAKTEM DOKONANYM? – oburzyła się Vicky.
- I twój tata też? – dodała Lu.
- Mhm. – mruknęłam.
- Wiesz co, jednak ja ten twój telefon to jemu wsadzę w dupę, nie tobie. – stwierdziła Vic.
- Ale zaraz, co było dalej? Byłaś zła? Jaka jest ta kobieta? – dopytywała Lucy.
- Wściekłam się i na tatę i na Harry`ego do granic możliwości. Samantha jest abrdzo miła, bynajmniej jak na razie ją lubię. Dobrze mi się z nią rozmawiało.
- Ile ma lat? Ma dzieci? Jest po rozwodzie? – kontynuowała serię pytań Lu.
- Horan, jesteś gorsza niż jakiś paparazzi. Blackburn, zaraz u Ciebie będziemy. Mam nadzieję, ze masz lody, bo nie chce mi się ogarniać żeby wejść do jakiegoś sklepu. – powiedziała stanowczo Vicky i się rozłączyła.
Pokręciłam tylko głową. Jakie toto jest postrzelone...

***

- Na razie wiem tyle, że jej mąż zostawił ją i jej syna gdy ten był mały, sam jej syn jest niewiele młodszy ode mnie, ona jest fryzjerką i ma własny salon fryzjerski.  – powiedziałam na jednym tchu, biorąc łyka soku.
Rozsiadłyśmy się na kanapie w salonie z dziewczynami, które, cóż, przyjechały tak jak leżały, w piżamach.
Przed ich przyjazdem przygotowałam tylko lody, sok, wino, kanapki i sałatkę z przepisu Samanthy, który wczoraj dostałam.
- A jaka jest? Jak się zachowywała? – zapytała Vic.
- Była miła, naprawdę. Wydaje się być bardzo ciepłą i otwartą kobietą. Była trochę zagubiona, tak jak ja, no ale nie było źle. Właściwie to jej się wygadałam, gdy byłam taka wściekła na tatę i Harry`ego. – westchnęłam.
- No właśnie, jak ty się w ogóle dowiedziałaś, że Harry wiedział? Usprawiedliwiał się w ogóle jakoś? Pokłóciliście się? – dopytywała Lucy.
- Tata niechcący go wsypał. Gdyby nic nie powiedział, nie wpadłabym na to, ze Harry wiedział.  Ogólnie, przy stole stwierdził, że zachowuję się jak dzieciak, skrytykował mnie. Wściekłam się. Ale pogadałam z Samanthą i mi trochę przeszło. Ale gdy wracaliśmy… - urwałam na chwilę – darliśmy się na siebie prawie całą drogę powrotną. 
- Odzywacie się w ogóle do siebie?  - wymamrotała Vic z buzią pełną lodów.
- Tak, już jest okej. – westchnęłam.
- Tak szybko odpuściłaś? Ty? – zdziwiła się Lu.
Moje policzki mnie nieco zapiekły na samo wspomnienie, mojego ,,odpuszczania” Harry`emu, ,kłamstwa.
- No… Wyjaśniliśmy to sobie i… tak, już jest w porządku. – odparłam w końcu.
- Wyjaśniliście to sobie, czy po prostu się pieprzyliście na zgodę? – mruknęła z głupim uśmiechem Vic.
Lucy się roześmiała.
- Po jej policzkach wnioskuję, że to drugie. – zachichotała.
 UH.
- Nienawidzę was. – mruknęłam i wstałam niby odnieść szklankę.
A te dwie zaczęły chichotać jak szalone.
- Wszystko jasne! – parsknęła Vic.
- Harry wie jak sobie z tobą poradzić. – zaśmiała się Lucy.
Mam wrażenie, że poczerwieniałam jeszcze bardziej i nie mogąc powstrzymać śmiechu, rzuciłam w nie poduszkami, leżącymi na kanapie. 
- Jeszcze ją nosi po wczorajszym! – prychnęła Vic.
- Dobra, dobra, nie będę mówić po czym Ciebie nosi, Smith! – zaśmiałam się.
- Może po upojnej nocy z tą oto nieznośną kobietą! – prychnęła zrzędliwie, wskazując na Lucy.
- Ja nieznośna? – oburzyła się Lu.
- Tak, ty! Jak nie ględzi o tych głupich ciasteczkach, to się wierci w nocy, naprawdę niech Bóg ma w opiece tego twojego biednego męża! – zawołała blondynka.
- Odezwała się ta, co się nie wierci! I ta co nie gada tylko o tym jakiego Tyler ma… - zaczęła Lucy, ale Vic uciszyła ją, wstając gwałtownie i przystawiając jej poduszkę do twarzy tak, że było mi dane usłyszeć tylko zduszony chichot brunetki.
- Zamilcz, zła istoto! – zawołała przez śmiech blondynka.
- Zaraz, zaraz, czyli Tyler to coś konkretnego? – zapytałam zaciekawiona.
Vicky się rozpromieniła.
- Nawet nie wiesz co on ma KONKRETNEGO! – zawołała Lucy, wychylając się zza poduszki, ponownie tam zaraz kończąc za sprawą Vicky.
- Trochę tak. – powiedziała z  uśmiechem.
 - Aww, Vicky! – pisnęła m i rzuciłam się jej na szyję. – Opowiadaj!
- Tylko pod warunkiem, że ten żarłok nie będzie się już wtrącał! – zaśmiała się Vic.
- Dobra już, dobra! – zachichotała Lucy, uwalniając się spod poduszki i nałożyła sobie sałatki.  – Będę milczeć!
- No więc, jakoś od miesiąca się spotykamy. To znaczy, nie tak hm, oficjalnie czy coś, ale… Ale tak. – powiedziała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Boże, Julie, ta sałatka jest genialna! – zawołała nagle Lucy.
Vicky spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
- No co? – jęknęła niewinnie.
- To przepis od Samanthy. – uśmiechnęłam się.
- Już babkę lubię. – mruknęła Lucy z uznaniem.
Nagle coś mi się przypomniało, w temacie życia uczuciowego Vicky.
- Zaraz, Vic. Co z… Z Zayn`em? – zapytałam z lekkim wahaniem.
Uśmiech zastygł jej na twarzy.
- Dołączam się do pytania! – wybełkotała Lucy z pełną buzią.
Blondynka westchnęła. Oho.  
- Zayn… To Zayn.  I, uh… Nie wiem. Sporadycznie się spotykaliśmy wcześniej, na moich urodzinach dobrze się bawiliśmy…
- Z tego co pamiętam to aż za dobrze. – wtrąciłam, ale blondynka skarciła mnie wzrokiem.
- Może i tak. Ale po pierwsze: ma dziewczynę. Dobrze się bawiliśmy ale to wszystko. Skoro ma dziewczynę, powinien się jej trzymać. A z tego co widzę, to ma małe problemy z wiernością – powiedziała wręcz z żalem – I okej, może i dziewczyna nie ściana, zawsze skupiałam się na własnym szczęściu. Ale myślę, ze Malik to typ, który mógłby grać na dwa fronty. A ja tego nie chcę, nie jestem aż tak zepsuta – skrzywiła się.
- Czyli… Nic z tego nie będzie? – zapytała Lucy.
- Raczej nie. – westchnęła.
- Ale chciałabyś tego. – dodałam.
- Nawet jeśli, to nie ma to znaczenia. – odparła. – On jest zajęty, na tym powinien się skupić. Podoba mi się jak cholera, ale nie będę się pakować na siłę w jego życie. Gdyby tego chciał, sam by zawalczył. Ale najwidoczniej nie chce. Więc staram się o tym zapomnieć, a skupić się na tym, co mam. Czyli na Tylerze. – uśmiechnęła się niemrawo.
- I jesteś z nim szczęśliwa? – dopytywała Lucy.
- Tak. – odparła – Docenia mnie, stara się, jest przy mnie… To mi wystarcza.
- To dobrze. – uśmiechnęła się Lucy. – Cieszymy się.
Blondynka nieco niemrawo odwzajemniła uśmiech.
- Chociaż szkoda, fajna by była z was para. Z ciebie i Malika. – powiedziałam.
- Może. – pryznała blondynka.

***

- Przysięgam, ze jeżeli już będzie mój rozmiar, to nie odpuszczę i choćbym miała kogoś zatłuc, to ją zdobędę! – zawołała Vicky.
- Dobrze, że mam większy rozmiar. – zaśmiałam się na jej słowa.
- Ale naprawdę, mają przyjść w sobotę, więc jutro będę tam czatować od samego rana! – utrzymywała stanowczo blondynka.
- Zaraz, to dzisiaj jest piątek? – ożywiła się zaskoczona Lucy.
- No tak.
- O cholera! – wstała gwałtownie – Zapomniałam, miałam dzisiaj odebrać wyniki i zaświadczenie od lekarza! 
- Jakie zaświadczenie? – spojrzałam na nią.
- Mówiłam Ci, potrzebuję zaświadczenia lekarskiego, żebym mogła wziąć udział w tym kursie. I musiałam robić specjalnie badania. I dzisiaj miałam to odebrać i od razu zawieźć do biura. – skrzywiła się.
- I masz zamiar jechać w takim stroju? – zapytała rozbawiona Vic. Lucy spojrzała w dół. Nadal ma na sobie piżamę tak jak my.
- Cholera, Julie, pożycz mi coś, szybko! – jęknęła.
 Zaśmiałam się i wstałam. Szybko znalazłam jej sukienkę, w którą szybko wskoczyła.
- Będę za jakieś dwie godziny! – zawołała tylko i już jej nie było.
- Ona kiedyś głowy zapomni. – zaśmiała się Vic.

*oczami Lucy*

Nieco zdyszana dotarłam do recepcji ośrodka.  Znajdźcie mi bardziej nierozgarniętego człowieka na tym świecie, a postawię wam pomnik.
- Dzień dobry – przywitałam się z panią z recepcji – Ja miałam dzisiaj odebrać wyniki i zaświadczenie lekarskie do kursu. Jestem pacjentką doktor Wilson.
- Ach tak, w takim razie proszę do gabinetu numer 14, wyniki już są.  – odpowiedziała mi z uśmiechem.
Podziękowałam i zadowolona udałam się do tej sali. Gdybym nie przypomniała sobie o tym zaświadczeniu i badaniach, mogłabym się pożegnać z tym kursem.
A Niall śmiałby się ze mnie przez najbliższe dwa miesiące.
Zapukałam do pokoju, i gdy usłyszałam ,,proszę” weszłam do środka.
- Dzień dobry. – powiedziałam wesoło.
- Dzień dobry. – przywitała mnie uśmiechnięta kobieta. Bardzo ją lubiłam.
Usiadłam.  
- Słyszałam, ze badania już są.  Wszystko jest w porządku? Z zaświadczeniem nie będzie problemu? – zapytałam zaciekawiona.
- Z zaświadczeniem problemu jako takiego nie ma, ale jeśli chodzi o badania, to muszę z panią o czymś porozmawiać. – powiedziała nieco poważnie.
Serce mocniej mi zabiło i momentalnie tysiąc różnych myśli przebiegło mi przez głowę.
O Boże.


*oczami Harry`ego*

- Tobie to się zawsze upiecze. – prychnął Louis. 
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Głupi to ma zawsze szczęście. – skrzywił się Zayn.
- Może i tak. – wzruszyłem ramionami.
Od godziny siedzieliśmy z chłopakami w mieszkaniu Zayna. Zadzwonił do mnie rano totalnie rozjebany emocjonalnie. Cóż, kłopoty w raju.
A mianowicie, rozdarcie między dwoma kobietami. Z czego jedna była osiągalna, a aktualnie już nie bardzo, a druga… Druga to kompletnie inna historia.
Więc jak na kumpli przystało, wpadłem do niego z Lou, piwami i czymś co ukoi nasze nerwy. Oczywiście jeśli chodzi o mnie, w grę wchodzi najwyżej jedno piwo, symbolicznie. Przecież za kilka godzin idę do pracy.
- Szkoda, że mi tak łatwo  nic nie wychodzi. – westchnął Malik zaciągając się.
- Bo może próbujesz z niewłaściwą dziewczyną. – zasugerowałem.
- Myślisz, że Perrie jest ,,niewłaściwą dziewczyną”? – zapytał.
- Ja tak uważam. – wtrącił Lou.
- Jeśli na imprezie kleisz się do innej i myślisz o innej, to chyba nie jest w porządku, hm? – spojrzałem na niego.
- Ale… Perrie to… Perrie. – wydukał, zaciągając się kolejny raz, tym razem porządniej.
- A nie pomyślałeś o tym, że po prostu przyzwyczaiłeś się do tego, ze jesteście razem? I tylko dlatego nadal nie umiesz się zdecydować i sprecyzować? – zasugerował Lou biorąc łyk piwa.
- A skąd wiesz, ze ty się przyzwyczaiłeś do Mel? – zapytał Zayn nieco podirytowany.
- Bo cały czas mi na niej zależy, chcę z nią być i nie obchodzą mnie inne laski. – odparł Louis.
- W przeciwieństwie do Ciebie. – zauważyłem.
- Kurwa, byłem pijany, okej? – warknął Malik.
- Ale przed imprezą u Vicky jak i po niej też cały czas się nią interesowałeś. – odparł Tommo.
- Po prostu wychodziliśmy czasem razem i tyle. – bronił się mulat.
- Kogo ty chcesz oszukać, siebie czy nas? – zapytałem, zaciągając się.
- Po prostu nie wiem co myśleć. Między mną a Perrie psuje się od dłuższego czasu, ale ostatnio… A wczoraj to już w ogóle.  – westchnął.
- Stary, gdybyś kochał Perrie, to nie pomyślałbyś nawet o możliwości bycia z inną. A Vicky z tego co widzę cały czas  siedzi ci w głowie. – powiedziałem.
- Ale kurwa, nie chcę stracić tego co mam z Perrie dla czegoś, co może być chwilowe. A zresztą, Vicky ostatnio cały czas prowadza się z tym Tylerem.
- Kurwa stary, czego ty się boisz? Że zostaniesz sam, jeśli odejdziesz od Perrie, a Vicky nie będzie cię chciała? Tylko o to ci chodzi? Sorry, ale to jest podejście kutasa, Zayn. – skrzywił się Lou.
- A od kiedy ty jesteś taki moralny? – zmroził go wzrokiem Malik.
- Ej, Ej! – przerwałem powoli zradzający się konflikt. – Nie będziecie się przecież spinać, o coś co w ogóle nie dotyczy was, no błagam. A zresztą Zayn, Tommo ma rację.  To jest nie fair wobec ich obydwóch i ciebie samego. Po co w ogóle się męczysz w związku, który w ogóle cię nie satysfakcjonuje? Lubię Perrie, jest spoko, ale ty jesteś moim kumplem. I nie rozumiem czemu upierasz się przy tkwieniu w rutynie z dziewczyną, do której już nic nie czujesz.
- Ale ja czuję… Tylko nie wiem co. – westchnął Zayn.
- A ja tam nie lubię Perrie. – rzucił prosto Lou, biorąc bucha skręta.
 Zayn spojrzał na niego sceptycznie.
- No co? Mam chyba prawo, nie? Przecież zawsze byłem dla niej miły ze względu na ciebie, więc nie miej do mnie pretensji. 
Malik tylko westchnął.
- A Vicky? Podoba ci się? – spojrzałem na mulata.
- No podoba. – mruknął.
- Ale tak bardzo bardzo? – dopytywałem.
- Kurwa, Styles, co my w podstawówce jesteśmy? – zniecierpliwił się. – Podoba mi się, kręci mnie i tyle!
- No to ja nie wiem na co ty czekasz. – mruknął Louis. – I to jeszcze ty. Myślałem, ze jak czegoś chcesz, to o to walczysz aż w końcu to dostaniesz.
- Kurwa, jak ja nie lubię całego tego uczuciowego gówna. – skrzywił się mulat. – To za bardzo skomplikowane.
- Mi to mówisz? – prychnąłem.

***

- Styles, miło cię znowu widzieć! – wyszczerzył się Daniel.
Boże, on z każdym naszym spotkaniem wygląda coraz gorzej.
- Taaa. – mruknąłem i rzuciłem mu torbę z towarem.
Skierowałem się do samochodu. Jestem padnięty. Trawka przed pracą to nie był najlepszy pomysł. Jedyne czego chcę to przytulić się do Julie i iść spać.
- Styles? – usłyszałem za plecami.
- Czego? – warknąłem odwracając się.
- To na pewno wszystko? – zapytał nieco zdziwiony.
- No tak. – odpowiedziałem. 
- Coś lekka ta torba… - powiedział nieufnie, podnosząc torbę w górę i w dół.
Serce zabiło mi mocniej. Kurwa, przesadziłem tym razem?
- Nie obchodzi mnie to, ja tylko dostarczam. – odparłem starając się zachować kamienną twarz.
- Jeśli Parker robi mnie w chuja… - zaczął, ale mu przerwałem.
- Nie sądzę. – rzuciłem i wsiadłem do samochodu.
Daniel śledził mnie wzrokiem aż nie wyjechałem z parkingu na drogę.
Odetchnąłem dopiero kilkadziesiąt metrów dalej.
Kurwa, naprawdę wziąłem za dużo… Ja pierdole, mam nadzieję, że Daniel odpuści.
Chyba nie ma wystarczająco odwagi by stanąć oko w oko z Parkerem i jego ludźmi i posądzać go o oszustwo.
Oby tak było.


*oczami Julie*

- Gdzie ta Lucy… - jęknęła marudnie Vic.
- Nie wiem. – skrzywiłam się.
- Ale film się zaraz zacznie nooo.
- Wiem, ale i tak na nią czekamy.
- Miała być za dwie godziny, a czekamy już cztery. – usiadła prosto.
- Nie odbiera telefonów ani nie odpisuje. – odparłam wzruszając ramionami.
Wzrastał we mnie niepokój. Powinna już dawno być.
- A do Nialla dzwoniłaś? – zapytała blondynka.
- Nie będę go denerwować. – westchnęłam.
- Zaczynam się o nią martwić. – spojrzała na mnie.
- Ja też.
- Jej też przydałoby się wsadzić telefon w tyłek. – mruknęła marudnie.
Wywróciłam oczami. Vicky już zawsze zostanie Vicky.
Wzięłam łyk wina i zaczęłam się nerwowo bawić telefonem.
- Naprawdę myślisz, że ja i Zayn… Że mogłoby coś z tego wyjść? – zapytała nagle blondynka.
Zaskoczyła mnie.
- Nadal o tym myślisz. – zauważyłam.
- Odpowiedz. 
- Myślę, że tak. Ale to co myślę ja, jest nieistotne. Ważniejsze jest twoje i jego zdanie na ten temat.  – odpowiedziałam.
Westchnęła tylko.
- Ty naprawdę o nim myślisz.
- I to jak. – mruknęła.
- Więc czemu nie spróbujesz? – zapytałam.
- Bo on sam nie chce próbować.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Gdyby chciał, to pewnie byłabym z nim teraz. – westchnęła.  – A nie zamierzam się wpierdalać w jego związek i życie nieproszona.
- Gdzie się podziała bezkompromisowa uwodzicielka Vic, która zawsze dostaje faceta, którego tylko zapragnie? – zapytałam nieco żartobliwie.
- Gdy w grę wchodzi Malik – znika. – westchnęła.
- Vicky… - zaczęłam, ale przerwał mi dzwonek do drzwi.
Ożywiłyśmy się.
- To pewnie Lucy! – wstałam szybko i pobiegłam do drzwi.
Uśmiech zastygł mi na ustach, gdy otworzyłam drzwi i zobaczyłam stojącą przede mną Lucy ze łzami w oczach


 *oczami Vic*

 Temat Malika przewijał się w mojej głowie i hm, sercu, nieustannie od ostanich dwóch miesięcy. Za każdym razem, gdy go widziałam, gdy ktoś wpominał go w rozmowie, czy gdy byłam z Tylerem. Zastanawiałam się jakby to było, gdyby zamiast Tylera to Zayn ze mna był.
Cholera jasna.
Biję się z myślami za każdym razem. Z jednej strony tak cholernie podoba mi się ten dupek.  Jest taki pociągający, idealny… Uwielbiam to jaki jest, jego charakter. A jednocześnie miedzy nami jest taka chemia…
Uwielbiam to uczucie, gdy jest obok mnie. Albo to, kiedy tańczyliśmy na moich urodzinach. O Boże, to było idealne. Gdyby tylko Tyler mógłby mi dać takie uczucie…
Ale z drugiej strony, niby jest z Perrie. Niby. Nie wiem.  Spotykał się ze mną. Co prawda, nie zdradził jej ze mną nigdy, w żaden sposób.
 No może tylko z tego tańca na mojej imprezie Perrie nie byłaby zadowolona. Ale Zayn sam czasami proponował spacer, czy coś.  Okazywał mi zainteresowanie. Dawał mi do zrozumienia, jakby on też czuł tą chemię, to…
 BOŻE, TO POJEBANE.
 A ja po raz pierwszy w życiu jestem rozdarta. Uh.
Gdyby chciał, zrobiłby coś. Rozstał się z Perrie, żeby być fair w stosunku do mnie i do niej. Zawalczyłby.
 A do tej pory nic takiego się nie stało.
I chyba się już nie stanie.  A Tyler? 
On jest uroczy, kochany. Po prostu daje mi to, czego potrzebuje każda dziewczyna. Ale… Ale to nie Zayn.
Uh.
Właściwie nie wiem po co pociągnęłam ten temat z Julie. Po prostu niedługo zwariuję z własnymi myślami. 
- Gdzie się podziała bezkompromisowa uwodzicielka Vic, która zawsze dostaje faceta, którego tylko zapragnie? – zapytała mnie Julie marszcząc zabawnie brwi.
- Gdy w grę wchodzi Malik – znika. – westchnęłam tylko.
- Vicky… - zaczęła, ale przerwał jej dzwonek do drzwi.  Serce szybciej mi zabiło.
- To pewnie Lucy! – wstała brunetka szybko i pobiegła do drzwi.
Jak dobrze.  Tak samo, jak czasami wkurza mnie Lucy, tak ją kocham jak siostrę.
Naprawdę zaczynałam się o nią martwić.
- Boże, Lucy co się stało? – usłyszałam rozemocjonowany głos Julie. 
Moje serce się zatrzymało. O cholera.
Momentalnie się poderwałam i pobiegłam do drzwi, gdzie stała Lucy, wyglądająca jakby miała się za chwilę rozsypać.  
- Lucy! – zawołałam i siłą wprowadziłam ja do domu, migiem usadzając ją na kanapie.
 - Boże, skarbie co się stało? – Julie uklękła przy kolanach Lucy, trzymając ją za dłonie, a ja stanęłam zaraz obok. Przysięgam, zejdę na zawał.
Co się mogło stać? Boże, może coś z Niall`em…
Lucy patrzyła się na nas tępo, ze łzami w oczach, jakby sama nie wiedziała co się dzieje.
-Lucy! – ponagliłam ją. – Błagam, co się stało?
- Ja… - zaczęła i się zająknęła.  – Ja… Jestem w ciąży. – wydusiła.
Zapadła cisza.
Jestem w ciąży.

Aż usiadłam z wrażenia. 


Bardzo ładnie proszę o chociażby emotikonkę w komentarzu jeśli nadal czytasz i jesteś ze mną.

Tylko o tyle proszę . 
_________________________________________________________
BĘDZIEMY MIEĆ DZIECKO ! ♥


Ktoś jeszcze domyślił się po rozdziale 38? Dokładnie od tego momentu zaczęłam dawać znaki :D
Głównie dziwne zachcianki i zachowania Lucy :D
SZACUN DLA ADY, KTÓRA JUŻ PO 38 SIĘ DOMYŚLIŁA ♥
 tak, masz pierwszeństwo do bycia matką chrzestną ! :D 
 Suprised? :>
CZO NA TO NAJAL?

Zayn + Perrie i Vic + Tyler 
or 
Zayn + Vic? 

Harry powinien chyba być bardziej ostrożny
 z tym podbieraniem, huh? ._. 

Lubimy Zayna bo myśli o Vicky 
or nah, bo jest nie fair wobec Perrie? 

 I BARDZO WAŻNA RZECZ

Prawdopodobnie ( i bardzo bym się cieszyła gdyby wszystko sie udało i tak było) od piątku mnie nie będzie w ogóle w domu. Wrócę 5 lipca, tylko po to żeby się przygotować i spakować  i od 6 jadę na obóz, wracam 16.
Soł wiadome, że rozdziału nie będę miała jak dodać, Będziecie musiały troszkę poczekać i być wyrozumiałe. 
Postaram się  coś zacząć przed wyjazdem ale nie wiem na ile to będzie możliwe. A gdy już wrócę z obozu, też od razu wam nie napiszę tego w godzinę. 
Więc proszę o cierpliwość i o to, żebyście o mnie nie zapominały i nie rezygnowały. Bo zauważyłam że od czasu przerwy na moje poprawianie ocen, grono czytelników ( a bynajmniej komentujących) się znacznie wykruszyło. Z dwudziestu komentarzy na  ledwo 10. 
Przykre, ale cóż, rozumiem.  
Proszę tych, którzy zostali o to by nadal ze mną byli, wrócę, napiszę :)
Może uda mi się to jakoś zorganizować. 
ALL THE LOVE ♥




JAK JA LUBIĘ TE GIFY ! :D 




 To chyba tyle aniołki
Odpoczywajcie, korzystajcie z wakacji
życzę jak najwięcej słońca i fajnie spędzonego czasu ♥
Pamiętajcie o Sinisterze ! :D 

L.

środa, 17 czerwca 2015

40. I lied

  
GDZIEŚ TAM BĘDZIE CZERWONA CZCIONKA :D



  Kilkanaście minut póżniej, żegnaliśmy się na korytarzu. Gdy w końcu opuściliśmy mój rodzinny dom, nie rezygnowałam ze sztucznego uśmiechu. W końcu mu wygarnę. 
Bez słowa czeałam aż otworzy drzwi od samochodu. Wsiedliśmy również w milczeniu. 
Ruszyliśmy, a nadal żadne słowo nie padło. Ja wpatrywałam się w krajobraz za szybą, a Harry prowadził. Widziałam, że co chwila na mnie spogladał, chcąc coś powiedzieć, ale chyba jeszcze się nie zdecydował, co chce mi przekazać. 
Dopiero po kilunastu minutach jazdy, w końcu się odezwał.
-Julie, widzę, że jesteś na mnie wściekła. - stwierdził. 
-Ja? No coś ty, niby dlaczego? - Mój głoc ociekał sarkazmem. 
TO TAKIE DZIWNE, ŻE JESTEM AN NIEGO ZŁA, HM. 
Wywrócił oczami. Zaraz mnie tu rozniesie, przysięgam! 
-Przecież nie stało się nic, za co mogłabym być zła. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się wymuszenie. 
-Julie, przestań. - powiedział zniecierpliwiony. 
-Czego ty się spodziewałeś, Harry?! - wybuchłam w końcu. - Że ci podziękuje za to, że wybrałeś podlizywanie się mojemu ojcu, zamiast uprzedzenie mnie o tym, co mnie czeka?! 
-Shawty, ja... 
-Nie mów do mnie Shawty! - zawołałam.  
-Boże, nie histeryzuj, nie przemyślałem tego, okej? 
-Histeryzuję? - jak słowo daję, zaraz poleje się krew. - Może zaczekamy, aż to ja zrobię takie świństwo tobie i zobaczymy jak ty będziesz ''histeryzował'', co? 
-Julie, uspokój się! To był głupi pomysł, wiem! Ale nie rób scen, zachowujesz się jakbym kogoś zabił! A ja nic nie zrobiłem! To nawet nie był mój pomysł! - bronił się. 
-Zrobiłeś, Harry! Okłamałeś mnie. 
-Nie okłamałem. - zaprzeczył. 
-A co twoim zdaniem, zrobiłeś? 
-Po prostu nie powiedziałem całej prawdy. - odparł prosto. 
-Wsadź sobie to niemówienie całej prawdy w dupę. - warknęłam, skrzyżowałam ramiona na piersi i spojrzałam w okno, zaciskając zęby ze złości. 


    Harry  moje słowa skomentował jedynie teatralnym westchnięciem. A ja w dalszym ciągu zagryzałam policzki ze złości. Wszystko się we mnie wręcz gotowało. Chciałabym, żeby dalej mówił, żebym mogła się z nim pokłócić, wykrzyczeć, wyładować się. Ewentualnie przywalić mu w tą przystojną buźkę.
Nie chodzi mi już o to, co zrobił. Chociaż fakt, nienawidzę kłamstwa i to, że mnie oszukał, lub też jak on to ujmuje ‘’nie powiedział mi całej prawdy’’,  mnie najzwyczajniej w świecie boli. Ale niesamowicie zdenerwował mnie swoim zachowaniem przy stole, gdy niebezpośrednio bronił sam siebie i teraz, gdy wszystko bagatelizuje i sądzi, że ja wyolbrzymiam.
Przysięgam, nikt nie jest w stanie zranić mnie czy wkurzyć jak Harry Pieprzony Styles. Nikt też nie jest w stanie zapewnić mi tego uczucia w środku, które towarzyszy mi za każdym razem gdy jest obok, ale to szczegół.
Cholera, stop. Zaczynam się oddalać myślami od mojej złości, a nie mam zamiaru od tak mu tego odpuścić. Jeśli uważa, że może od tak zlekceważyć moje pieprzone uczucia, to się myli.
Swoją drogą, czy to dla niego aż takie straszne, przyznać mi rację, powiedzieć głupie ,,przepraszam” i mnie pocałować ? Przecież gdyby tak było, z miejsca zapomniałabym o całej sprawie. Gdy w grę wchodzą usta Styles`a, mój gniew średnio sobie radzi.
- Masz zamiar się teraz do mnie nie odzywać? – odezwał się nagle Harry.
- Gdy się odzywałam, usłyszałam, że histeryzuję więc nie odzywam się wcale. – odparłam nonszalanckim tonem. Boże, zachowuję się jak stereotypowa baba.
Ale ani trochę mnie to teraz nie obchodzi.
- Nie rozmawiaj ze mną tak.  – niemalże warknął.
- Ja z tobą nie rozmawiam, Styles. – prychnęłam.
- Więc zacznij!
- Jakoś ty wcześniej nie byłeś skory do rozmowy, na przykład na temat prawdziwego powodu wyjazdu do taty. – ironizowałam, dalej uparcie patrząc przed siebie. 
- Boże, to było głupie, przepraszam, okej?! Nie przemyślałem tego! – podniósł głos.
- Nic nowego, ty nigdy nie myślisz! – Ja też to zrobiłam.
- Przykro mi, taki właśnie jestem, robię w chuj błędów!
- Więc może warto by było czasem chociaż normalnie się do tego przyznać? – zasugerowałam z ironią.
-A co ja dopiero zrobiłem? –prychnął.
- Hm, pomyślmy, nie powiedziałeś mi całej prawdy, zrobiłeś ze mnie idiotkę, zasugerowałeś, ze zachowuję się jak dzieciak i stwierdziłeś, że histeryzuję, a co? – spojrzałam na niego z pełnym nienawiści uśmiechem.
- PRZEPROSIŁEM! I dalej przepraszam! A poza tym,  bądźmy szczerzy, zachowałaś się jak dzieciak! – spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.
NO NIE.
- JA?! – krzyknęłam, będąc u kresu wytrzymałości.
- Tak, ty! 
- Chyba miałam prawo poczuć się zraniona, kiedy mój ojciec i facet knują sobie rodzinne spotkanko i przedstawiają mi obcą kobietę mającą zastępować mi moją zmarłą mamę i oczekują ode mnie ciepłego przywitania! – zawołałam.
- Ale to nie znaczy, ze musiałaś odwalać taką scenę w obecności Samanthy! Zachowałaś się jak dzieciak, Julie! – wyrzucił mi.
Kiedy on w końcu zacznie mnie SŁUCHAĆ?
- Do cholery jasnej, czy ty naprawdę nie rozumiesz co ja poczułam?! – byłam bliska płaczu.
- Rozumiem, że się wkurwiłaś, ale…
- NIE!- wrzasnęłam. – Byłam rozczarowana tobą i tatą, nie byłoby tej sytuacji, gdybyście mnie uprzedzili! Samantha jest pierwszą kobietą w życiu mojego ojca po śmierci mamy, nie możesz oczekiwać, że nie obejdzie mnie fakt jej istnienia! A poza tym, zachowałam się, byłam miła!
- Dorośnij, Julie! – rzucił, a we mnie po raz kolejny się zagotowało. Co za dupek!
- Jestem cholernie dorosła!
- Nie zachowujesz się tak. – zaprzeczył.
- Cóż, w takim razie pieprzysz nieletnią, przykro mi. – warknęłam.
- Właśnie widzę. – syknął.
- Boże, jak ja Cię nienawidzę! – wręcz jęknęłam. Przysięgam, zaraz mnie tutaj rozniesie.
- A ja Cię ko… - zaczął, ale wpadłam mu z wściekłością w słowo.
- Nie kłam! – krzyknęłam.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Skąd pomysł, że kłamię?
- Oh, przepraszam, ty ‘’nie mówisz całej prawdy”. – warknęłam.
- Możesz zostawić to w spokoju? – westchnął znudzony.
- Możesz przestać lekceważyć to co czuję i chociaż raz pozwolić mi dojść do słowa i mnie zrozumieć? –zapytałam z żalem.
- Nigdy nie lekceważyłem twoich uczuć, Julie.
- To jest dokładnie to, co robisz! – zawołałam. – Nie przyszło ci do głowy, że boli mnie to, ze nie byłeś ze mną szczery w tak błahej sprawie? Jak ja mam ci ufać w jakiejkolwiek innej, poważniejszej?
- Julie, przepraszam, naprawdę kurwa tego żałuję! Ale to nie znaczy, ze nie możesz mi ufać! –spojrzał na mnie błagalnie.
- Niestety dla mnie to dokładnie to oznacza. – odparłam.
Harry położył dłoń na moim kolanie.
- To nieprawda Julie, chcę, żebyś mi ufała. – powiedział już spokojnie.
Strąciłam jego dłoń.
- Prowadzisz. – mruknęłam tylko.
- Julie… -zaczął, ale przerwałam mu.
- Mógłbyś czasami zwrócić większą uwagę na to, co próbuję ci powiedzieć, a nie od razu wmawiać mi, że histeryzuję. Bo tylko dajesz mi tym do zrozumienia, że masz w dupie moje zdanie i uczucia, no do cholery!  – skrzywiłam się.
-Julie, zrozum, że nie lekceważę twoich uczuć, ale kurwa, jestem beznadziejnych w tych ‘’związkowych sprawach”, tym całym związkowym gównie! Zalezy mi na tobie jak cholera, ale nie umiem zawsze robić tego, co wypada, co powinienem!
-To nie jest związkowe gówno tylko podstawowa rzecz w relacjach międzyludzkich, Harry! A poza tym, od kiedy my jesteśmy w związku?!
- O Boże, jak mam inaczej to nazwać?! Nie wiem czy umiem być w związku, ale myślę, że to co mamy, chyba można tak nazwać, nie sądzisz? – zapytał z ironią.
- Jeżeli masz się dalej tak zachowywać, to ja dziękuję za taki związek. – prychnęłam.
Spojrzał na mnie… dziwnie. Zły, zraniony…? Oh, błagam.
-I kto tu ma w dupie czyjeś uczucia? – syknął i wlepił wzrok w drogę przed sobą.
-Nie rób z siebie ofiary! Dobrze wiesz, że to czym jesteśmy jest chore.
-Może ja lubię to, jak chore to jest. – mruknął.
-To jesteś jedyny. – prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Kłamiesz. –odparł.
-Może po prostu nie mówię całej prawdy? – zapytałam sarkastycznie, posyłając mu wredny uśmiech.
- Kurwa, Julie!  - wybuchł.
-To w końcu  kurwa, czy Julie? – zapytałam nonszalancko.
W tym momencie zahamował z piskiem opon, stając na poboczu, wprawiając mnie w mały szok. Okej, tego się właściwie nie spodziewałam.
Spojrzałam szybko przez szybę. Okolice Northland, konkretnie las na obrzeżach.  Ściemnia się już.
Więc po cholerę zatrzymuje się na tym odludziu?!
Spojrzałam od razu na niego. W  tym samym momencie, gdy obróciłam głowę w jego stronę, odezwał się:
- Siadaj z tyłu. – powiedział tylko. Co, do cholery?
- Co ty… - zaczęłam ale mi przerwał.
- Idź na tylne siedzenie, Julie. – syknął.
- Harry, do cholery jasnej… -  tym razem także się było mi dane dokończyć.
- Teraz. – warknął. O nie.
O cokolwiek mu chodzi, nie będę robiła tego czego on chce. Absolutnie.
- Jesteś nienormalny. – warknęłam i wysiadłam z auta, trzaskając drzwiami. Wręcz widziałam oczami wyobraźni jak fizycznie zabolało go to trzaśnięcie. I to tylko przez jebany samochód…
Jednak Styles postanowił mnie kolejny raz tego dnia zaskoczyć i niemalże zaraz po mnie, wyskoczył z samochodu.
- Stój! – zawołał.  Ani mi się, cholera, śni.
Moje obcasy nieco utrudniały mi szybkie oddalenie się od niego, zwłaszcza biorąc pod uwagę teren i to, że targały mną niesamowite emocje.
- Blackburn, jesteś tak kurewsko nieznośna… - syknął, przerażająco szybko znajdując się tuż obok mnie.  Złapał mnie za ramiona i odwrócił do siebie przodem.
- Nie będę się z tobą szarpać, Harry! – ostrzegłam go i spróbowałam wydobyć się z jego uścisku.
Oczywiście nic nie osiągnęłam, a twarz Harry`ego dzieliło od mojej zaledwie kilka centymetrów, co cholernie mnie dekoncentrowało.
- Więc przestań ze mną walczyć i ode mnie uciekać. – powiedział cicho. Przez jego pieprzoną bliskość, niemalże musnął ustami moje, podczas wymawiania tych słów. Nie, nie, nie, nie.
- Nie dajesz mi innego wyboru. – prawie wyszeptałam. Nie zmienialiśmy swojej pozycji. Gdyby tylko złość całkowicie ze mnie wyparowała, mogłabym się napawać jego bliskością i naszym położeniem, jego dotykiem.
Ale to ostatnie czego teraz chcę.
- Mylisz się, kochanie. –mruknął, uśmiechając się.
- Nie wyjeżdżaj mi z ,,kochaniem” – skrzywiłam się ze złością – to że aktualnie na ciebie nie krzyczę nie znaczy, że o wszystkim zapomniałam.
- Aż za dobrze wiesz, że mogę sprawić, żebyś zapomniała. – wraz z momentem, gdy ostatnie słowo opuściło jego usta, przysunął moje ciało bliżej do niego, przez co między nami prawie w ogóle nie było pustej przestrzeni.
Cholera, wiem. 
- Ty i twoje metody rozwiązywania problemów. – prychnęłam, mimo że miałam niesamowitą ochotę po prostu go pocałować.
JESTEŚ ZŁA, JULIE.
Owszem, jestem zła i to jak. Nienawidzę go. Ale tak samo mocno jak go nienawidzę, tak go, kurwa, kocham.
- Kochasz te metody. – uśmiechnął się, muskając moje usta, wręcz sprawiając mi ból tak krótkim kontaktem naszych ust. Chcę więcej, Boże, o wiele więcej.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś skończonym dupkiem. – syknęłam.
- Powiedz mi coś czego nie wiem, skarbie. – zaśmiał się.
Wyplątałam się z jego uścisku. Nie mogę się tak łatwo poddawać i mu ulegać. Nie na takich zasadach,  że  może mnie lekceważyć  i myśleć, że wszystko ujdzie mu na sucho.  Nie.
- Julie, nie skończyliśmy rozmawiać!
- To nie była rozmowa. – ucięłam i ruszyłam przed siebie. Oczywiście, nie pozwolił mi na to, zatrzymując mnie kolejny raz. Ale tym razem nie dałam się złapać, utrzymałam między nami dystans.   – Ty nie rozmawiasz, Harry. Ty wygłaszasz swoje racje, do których ja muszę się dostosować, jeśli nie – załatwiasz to w inny sposób.
- Zadowalając cię. – odparł z szerokim uśmiechem.
- Przestań, Harry nie traktuj mnie tak! Kurwa mać, tylko do tego jestem ci potrzebna?! – straciłam cierpliwość. Okej, cały czas mówi te wszystkie swoje brudne słowa, a ja je cholera, uwielbiam, ale nie w tym momencie. To tak, jakbyśmy nie byli niczym innym. A chyba tak nie jest…? Bynajmniej z mojej strony.
Spoważniał od razu.
- Nie, Boże, Julie, nie. Nie. Nie to miałem na myśli. Cholera, widzisz, to jest właśnie to o czym mówiłem. Jestem beznadziejny w gadaniu, okej? Pierdolę mnóstwo głupot, czasami nieumyślnie powiem coś co cię zrani, ale nie chcę tego, nigdy nie chciałem. Przepraszam, ale taki jestem.  – pociągnął lekko za włosy w akcie frustracji. Boże, jakim cudem tu wylądowaliśmy dalej wałkując ten nieokreślony, chory temat?
- Cokolwiek, Harry, naprawdę. – westchnęłam.
- Dlaczego nie możesz tego zaakceptować? – zawołał.
- Wymagasz ode mnie akceptacji twojego chorego zachowania? – prychnęłam. – Podczas gdy ty nie umiesz uszanować moich pieprzonych uczuć?
- Cholera, Julie ile razy mam powtarzać to samo?! Staram się, okej? Próbuję być lepszy! – podszedł bliżej, ale ja cofnęłam się o kilka kroków. On widząc to zrezygnował z kolejnych prób zbliżenia się do mnie.
- Chujowo ci to idzie. – skrzywiłam się.
-  Zabij mnie za to! – krzyknął. – Ale Cię kocham i dla Ciebie się staram,  chcę być dla ciebie takim chłopakiem, na jakiego zasługujesz, co nie jest łatwe! Staram się być godnym twojego zaufania, ta cała sytuacja z twoim ojcem też była w dobrej wierze, chciałem dobrze ! Próbuję robić co mogę, żeby ten nasz popieprzony związek jakoś wyglądał!
- Mam dość tego ‘’związku” ! Nie cierpię tego, w czym tkwimy! – ja też zaczęłam krzyczeć.
Boże, co my w ogóle robimy? Wydzieramy się na siebie na środku jakiegoś pieprzonego lasu.
Chore, CHORE. 
-Wcale nie. – zaprzeczył żywo Harry i w ciągu sekundy znowu znalazł się obok mnie, brutalnie naruszając moją przestrzeń osobistą.
Zanim zdążyłam zareagować, krzyknąć, odsunąć się, uderzyć go, cokolwiek, on przerzucił mnie przez ramię i zaczął nieść w kierunku samochodu, od którego swoja drogą, zdążyliśmy się oddalić o dobre kilkanaście metrów.
- Puść mnie ! – zawołałam, wiercąc się.
Sekundę później znalazłam się na tylnym siedzeniu auta Harry`ego, a on sam trzasnął drzwiami i układając się na mnie, wpił się w moje usta.
Kurwa jebana mać.
- Uwielbiasz to w czym tkwimy tak samo mocno jak ja. – powiedział nisko, patrząc mi w oczy. Ponownie jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej i samo to doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Kocham Cię, Julie. – powiedział, a mnie przeszły ciarki. Zanim zdążyłam zareagować, zaczął całować moją szyję, lekko ją kąsając.  Zagryzłam wargę.
O dobry Boże.
- Cholernie mi na tobie zależy. I naprawdę staram się jakoś nad sobą pracować. – powiedział znowu, podnosząc głowę ponownie na wysokość mojej, tylko po to by spojrzeć mi w oczy i ponownie obcałowywać moją szyję, błądząc dłońmi po moim ciele.
Chcę więcej.
- Przepraszam cię za wszystko, co spieprzyłem i co jeszcze spieprzę.  -  powiedział gdy znowu przerwał na chwilę to co robił i zaraz wpił się w moje usta.  Z niemożliwym entuzjazmem odwzajemniłam pocałunek.  Z trudem stłumiłam jęk zawodu gdy znowu się ode mnie oderwał by coś powiedzieć.
- Chcę, żebyś mi ufała. I zrobię wszystko, żeby tak było.  – tym razem zsunął ramiączko mojej sukienki i całując moje obojczyki, wsunął dłoń pod materiał.
Narastała we mnie ekscytacja. Wszystkie emocje się we mnie kłębiły zamieniając się tylko w to jedno, które jak nikt inne potrafi dać mi Harry.
Ku mojej radości, jego dłoń nadal została pod moją sukienką, gdy znowu spojrzał mi w oczy by coś powiedzieć.
- Nasza relacja jest pojebana, nawet bardzo. Ale niesamowicie ją uwielbiam.  I cholernie mi się ona podoba, mimo wszystko. -  mruknął, całując mnie. Nagle poczułam jego dłoń, która otarła się o złączenie moich nóg, co wywołało mój cichy jęk zaskoczenia.  O mój Boże.
Poczułam jak Harry uśmiecha się przez pocałunek, a jego dłoń powędrowała wyżej, do moich piersi. Nie wiem w którym momencie i w jaki sposób pozbawił mnie stanika, ale chyba nie jest to istotne.
Co ważniejsze, za cholerę nie mogłam skupić myśli i przypomnieć sobie uczucia wściekłości i nienawiści, które jeszcze przed kilkunastoma minutami mnie wręcz rozsadzało.
Całe moje ciało błagało wręcz o jego uwagę i w niesamowity sposób reagowało na jego dotyk. Moje dłonie błądziły po jego plecach, ramionach, włosach, karku, policzkach, przymrużałam oczy z nieopisanej przyjemności, która mnie ogarniała, mimo że jedyne co na razie robił to po prostu mnie całował i dotykał. To było niewytłumaczalne i cholernie cudowne.
Przy jego pomocy pozbawiłam go koszulki i zaczęłam błądzić rękoma po jego torsie.
Gdy jego dłoń niby przypadkiem napotykała moje wrażliwsze miejsca, wręcz zaciskałam pięści. Jakim cudem on tak na mnie działa?! 
W pewnym momencie jego dłoń zatrzymała się w tym upragnionym miejscu.  A mnie ogarnęło istne podekscytowanie. Powoli, wręcz boleśnie powoli poruszał dłonią, wpadając w rytm.  Coraz głośniejsze westchnięcia opuszczały moje usta, gdy jego usta błądziły moim ciele, a jego dłoń skupiała całą uwagę tam, gdzie tego potrzebowałam.
Nagle Harry się zatrzymał, przestał ruszać dłonią, ale jej nie zabrał.   Niemalże zaskomlałam.
- Nadal uważasz, ze nie cierpisz tego co jest między nami? – wyszeptał mi w usta.
- Harry… - jęknęłam. To było wręcz bolesne. Był tak cholernie blisko, jego dłoń nadal nie zmieniała położenia,  a moje zmysły szalały.
- Odpowiedz mi, Julie. – mruknął, nieznacznie poruszając palcami, aż wstrzymałam oddech.  – Dalej nie cierpisz naszej relacji? Czy może kłamałaś?
Pokiwałam desperacko głową.
-Julce. – powiedział tonem nie złoszczącym sprzeciwu. DOBRY BOŻE…
- Kłamałam. – wyszeptałam.  

- Tak myślałem skarbie. – zaśmiał się i szybkim ruchem pozbawił mnie sukienki. – Boże kochany, uwielbiam widzieć cię w takim stanie… - mruknął bardziej do siebie niż do mnie i wpił się w moje usta, równocześnie wznawiając ruchy ręką, co wywołało kolejne westchnięcia.
- Głośniej. – mruknął tylko, a jego dotyk stał się bardziej intensywny.  Jęknęłam w jego usta, gdy przyległ do mnie nagle całym ciałem i poczułam go idealnie.
- Mógłbym się z tobą codziennie kłócić, jeśli mamy się tak godzić. – mruknął Harry, schodząc pocałunkami ponownie na moją szyję.
-Nawet nie próbuj tego robić. – zaoponowałam szybko. Zaśmiał się tylko i powrócił do całowania mojej skóry, krok po kroku, coraz niżej, czym doprowadzał mnie do narastającego szaleństwa. Czułam każdy powolny i długi pocałunek  zostawiany przez Harry`ego, układający się w ścieżkę wzdłuż mojego ciała od szyi.  Gdy zaczął całować moje podbrzusze, odprężyłam się i skupiłam się na każdym wrażeniu, które odbierało moje ciało.
Zsunął zębami moje majtki i zanim zdążyłam wziąć oddech,  głowa Harry`ego znalazła się między moimi nogami, a on zaczął całować moją kobiecość, dzięki czemu mój umysł stał się totalnie zamglony, a jedyne na czym się koncentrowałam to niesamowita przyjemność, jaką dawał mi ten dupek.
Przestałam przywiązywać wagę do moich jęków czy westchnień,  w momencie gdy dołączył swoją dłoń, co odebrało mi dech w piersiach.
Jego imię co kilka chwil uciekało z moich ust.  Ciepło w moim podbrzuszu przejmowało moją świadomość.
- Harry… - zdołałam wyszeptać.
- Cierpliwości, księżniczko. – zaśmiał się, podnosząc się do moją wysokość. Od razu skorzystałam z okazji i pośpiesznie rozpięłam jego spodnie.
Po raz kolejny się roześmiał, ale ku mojej uciesze, pozbył się spodni. Ścisnęłam lekko jego męskość, na co otrzymałam cichy pomruk zadowolenia. O dobry Boże, uwielbiam ten dźwięk.
Zsunęłam bokserki z jego bioder, czując narastającą ekscytację.
-Zaraz dostaniesz to, czego chcesz, Shawty. – mruknął mi do ucha i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, wszedł we mnie, wywołując długie westchnienie.
Zatrzymał się już za pierwszym ruchem.
-Spójrz na mnie. – zażądał.  Z trudem skupiłam wzrok na jego oczach.
-Harry… - wyszeptałam.
-Chcę, żebyś na mnie patrzyła. – powiedział powoli i ponowił swój ruch, na co zmrużyłam oczy.  – Chcę, żebyś na mnie patrzyła, Julie. – powtórzył dobitnie.
Patrząc mu w oczy, co było cholernie gorące, przygryzłam wargę, pragnąc jego całego.
Harry nie spuszczając ze mnie wzroku, wykonywał kolejne pchnięcia, znajdując nasz idealny rytm. Zapomniałam o jakimkolwiek  wstydzie. Kolejne jęki i westchnienia opuszczały moje usta, niektóre tłumione przez jego usta. Jego pomruki sprawiały mi przyjemność samą w sobie, dobry Boże…
Z każdym kolejnym pchnięciem coraz trudniej było mi utrzymać kontakt wzrokowy jak i względną świadomość.
-Harry… - zdołałam zaskomleć  będąc u kresu.
-Tak, skarbie, właśnie tak. – mruknął, gdy moje ciało ogarnęła fala nieograniczonej przyjemności, którą oddawał każdy nerw  w moim ciele. Wydałam z siebie przeciągły jęk, zaciskając dłoń na ramieniu Harry`ego.  Niski, gardłowy pomruk  Harry`ego powitał mnie, gdy powoli moja świadomość w pełni do mnie wracała. Harry nadal bardzo powoli się poruszał, oddychając ciężko i patrząc mi w oczy. Dopiero po chwili zdałam sobie  sprawę jak głośny jest mój oddech.  W milczeniu patrzyliśmy sobie w oczy, oddychając głośno, gdy Harry nadal powoli się we mnie poruszał. 

Powoli odprężałam się w jego ramionach. Ten moment zdecydowanie zapadnie mi w pamięć.
Nagle Harry się zatrzymał i złożył na moich ustach delikatny, perfekcyjny w każdym calu pocałunek.
- Moja mała, niegrzeczna Julie. – mruknął i ponownie cmoknął moje usta.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Jest niemożliwy.
Objęłam go i przytuliłam do siebie chcąc rozkoszować się jego bliskością.  Harry pocałował mój obojczyk i ułożył się na mojej klatce piersiowej. 
- Naprawdę przepraszam, Julie. – wyszeptał.  Westchnęłam tylko i przymknęłam oczy.  Gdzie się podział mój żal i złość?
Już niczego nie miałam mu za złe. I zdałam sobie sprawę, że cokolwiek, kiedykolwiek by nie zrobił, ja i tak w końcu mu wybaczę.
Za bardzo mi na nim zależy.

***

- Harry, nie ma ich, no! – jęknęłam zdesperowana.
- Naprawdę mi przykro, Shawty. – Harry był wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem.
- Styles, czy ty je naprawdę wyrzuciłeś? – spojrzałam na niego karcąco, patrząc w lusterko, chcąc widzieć jego reakcję.  Cóż, ja siedziałam na tyle szukając… moich majtek.
Na jego ustach pojawił się ten głupi uśmieszek.
- Skąd mam wiedzieć, Julie? Działałem pod wpływem chwili, nie wymagaj ode mnie, żebym zwracał na coś takiego uwagę.  – powiedział obronnym tonem.
Perfidnie się ze mnie nabija.
- Nienawidzę Cię.  – syknęłam i zajrzałam po raz setny pod siedzenie.
- Czy to  takie istotne? – zapytał marudnie.
- Biorąc pod uwagę, że mam tak wejść do restauracji i wziąć coś na wynos,  istotne. – skrzywiłam się.
- Właściwie, można powiedzieć, że ja już jadłem… - mruknął Harry.
Moje policzki zapłonęły na jego dwuznaczne słowa.
- Boże, Harry! – zawołałam. Roześmiał się tylko na moją reakcję.
- Uhhhh… - jęknęłam i zrezygnowana przeskoczyłam na fotel pasażera obok Harry`ego.
Był wyraźnie zadowolony.

Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i zrobiłam obrażoną minę.
- Kotku, nooo … - zaśmiał się Harry, kładąc dłoń na moim udzie, trochę za wysoko.
- Harry! – strzepnęłam jego dłoń oburzona.
- Jeszcze niedawno nie miałaś nic przeciwko… - powiedział, przygryzając dolną wargę.
 UHHHH.
- Przecież wiem, ze lubisz jak jestem ‘’dotykalski’’. – zaśmiał się.
Nigdy mi tego nie zapomni, no. 
- Zrobiłeś to specjalnie.  – zignorowałam jego wcześniejsze słowa.
- Ale co? –spojrzał na mnie zaciekawiony.
- To, ze tak szybko stamtąd odjechaliśmy, żebym nie znalazła mojej pieprzonej bielizny. – warknęłam.
- Ależ skąd, skarbie. – zaśmiał się.
- Przestań się ze mnie nabijać! – szturchnęłam go lekko.
- Nie śmiałbym. – parsknął i zaparkował pod restauracją.
- Ja stąd nie wyjdę. – powiedziałam stanowczo.
- Znaj mą litość, ja pójdę. – wyszczerzył się i nachylił się, żeby cmoknąć mój policzek.
Westchnęłam tylko. Rany boskie, do czego to doszło, siedzę w samochodzie pod restauracją w krótkiej sukience bez majtek.
Harry  wysiadł, zamknął drzwi i nachylił się jeszcze nad otwartą szybą.
- Powiem ci, ze już od dawna chciałem wziąć cię w moim samochodzie. – puścił mi oczko i posłał mi ten swój cwany uśmieszek.
BOŻE KOCHANY.  Ukryłam twarz w dłoniach. Policzki mnie paliły. Czemu on musi być AZ TAK bezpośredni?
Harry wyraźnie zadowolony z siebie wszedł do restauracji a ja zaczęłam się zastanawiać jak wiele jeszcze razy będę przy nim tracić kontrolę sama nad sobą i zapominać o bożym świecie.


***

- Przysięgam, jeszcze raz mnie klepniesz, a nigdy więcej się do ciebie nie odezwę! – zawołałam wchodząc pośpiesznie do domu.
Harry bezczelnie przez całą drogę stwarzał aluzje, przez które moje policzki robiły nienaturalnie czerwone. Nie wspominam już o jego poklepywaniu mojego niemalże nieosłoniętego niczym tyłka.
- Są też inne rzeczy, które mogę zrobić korzystając z tego, ze nie masz na sobie bielizny, Shawty.  – zaśmiał się. Wywróciłam oczami.
Skierowałam się szybko w stronę schodów by zlikwidować problem brakującej części mojej garderoby, lecz w ciągu chwili znalazłam się w jego objęciach.
- Myślę, że gdy już jesteśmy w domu, wcale nie potrzebujesz tego, czego tyle czasu szukałaś. – mruknął mi rozbawiony do ucha, całując jego płatek.
Zaśmiałam się, próbując go odepchnąć.  
- Jesteś  taki zboczony, Harry, to przerażające! –  zachichotałam, gdy muskał ustami moją szyję, łaskocząc mnie.
Pisnęłam nagle zaskoczona, gdy jego dłoń znalazła się pod moją sukienką, uwolniłam się szybko z jego objęć i pognałam na górę, ciągnąc dół sukienki w dół.
Usłyszałam za sobą tylko śmiech Harry`ego.


***

- Nie idź tam, idiotko! – pisnęłam znad miski popcornu.
Harry był wyraźnie rozbawiony moim emocjonalnym podejściem do horroru, który akurat oglądaliśmy. 
- Zdecydowanie nie jesteś typem dziewczyny, która podczas horroru da się przytulać i całować. – zaśmiał się.
- No wybacz, ale ta Meredith  jest aż żałosna, no! Przecież to oczywiste, że to John jest psycholem! – oburzyłam się.
Harry tylko pokręcił głową.
- Wiesz, tak właściwie to on tylko miał ołtarzyki ze zdjęciami i ciuchami tych dziewczyn, co w tym złego? – zapytał ironicznie.
- Mhm, a majtki pewnie przypadkiem znalazł przy leśnej drodze, hm? -  mruknęłam sarkastycznie odwołując się do naszej dzisiejszej sytuacji.
- Cóż, możliwe. Ale twoich raczej nikt nie znajdzie, nie martw się. – zapewnił mnie rozbawiony.
- Może gdybyś ich celowo nie wyrzucił, to nie. – prychnęłam i skupiłam się znowu na filmie.
Harry się tylko zaśmiał i wyjął z kieszeni zapewne telefon. Ja rozumiem, ze może nie przypadł mu do gustu ten film, ale żeby nawet nie udawać, ze jest chociaż minimalnie zainteresowany tylko bawić się telefonem?
Pff.
Urażona sięgnęłam po kolejną porcję popcornu.
Harry nagle znacząco chrząknął.   
-Ohhh, co znowu… - zaczęłam ale zamilkłam gdy spojrzałam na jego dłoń.
W KTÓREJ TRZYMAŁ MOJE CHOLERNE MAJTKI.
Wyszczerzył się.

-NIENAWIDZĘ CIĘ, HARRY! – zawołałam, uderzając go poduszką.

_____________________________________
 po 1: W KOŃCU JESTEM, ŻYJĘ
jestę mistrzę :
 za zagrożenia na 4
z chujowej średniej, na średnią na pasek
ONLY ME

tylko takie tam całe półrocze z fizyki na piątek mam do ogarniecia, ale yolo xd

PRZEPRASZAM za to, że wszystko jest napisane chaotycznie i niezbyt dobrze, ale szerze to trochę odzwyczaiłam się od pisania i ciężko mi to szło :c


po 2: 
BOŻE KOCHANY
pierwszy raz w życiu sama pisałam coś +18 WIĘC BOŻE PRZEPRASZAM OK XD
mój biedny zdemoralizowany mózg xd


NIE PYTAJCIE SKĄD POMYSŁ Z TYMI MAJTKAMI XD 

po 3 :
 MAMY DRUGIE MIEJSCE W KONKURSIE NA BLOG MIESIĄCA OK :') 
AWW MISIE DZIĘKUJĘ MAX KAŻDEMU KTO GŁOSOWAŁ
JESTEM TAK MEGA SZCZĘŚLIWA ŻE ♥♥♥


DZIĘKUJĘ KAŻDEMU KTO CZEKAŁ I MNIE WSPIERAŁ ♥