YAAS, W KOŃCU XD
DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ ILOŚĆ KOMENTARZY I WSPARCIE ♥
Dedykuję Eragona aa, jako trochę bardzo spóźniony prezent urodzinowy :D
KOCHAM CIĘ ANIOŁKU MAX ♥
* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *
*oczami Julie*
- Ja… - zaczęła i się
zająknęła. – Ja… Jestem w ciąży. – wydusiła.
Na chwilkę mnie zatkało. Aż do mnie dotarło. Lucy i Niall
będą mieli dziecko !
- Jezu, Lucy! – rzuciłam się Lucy na szyję ciesząc się jak
wariatka.
- Będziemy mieć dziecko! – usłyszałam Vic i poczułam jak jej
ciężar przygniata mnie i Lucy.
Lucy tylko załkała cicho i nas przytuliła.
- Boże, to cudownie skarbie ! – zawołałam puszczając ją i
klękając przy jej kolanach z szerokim uśmiechem an twarzy. Chcąc nie chcąc
poczułam łzy w kącikach oczu. Jejku. Zaśmiała się nieco słabo.
- Dlaczego ty w ogóle płaczesz a nie się śmiejesz jak
idiotka? Myślałam już, ze coś złego się stało! – powiedziała rozemocjonowana
Vic.
- No właśnie. –
przytaknęłam i przyjrzałam się Lucy lepiej.
Sprawia wrażenie totalnie zagubionej.
- Bo ja… - zaczęła – To takie… - szukała słowa.
- Wspaniałe? – podsunęłam jej ze szczerym uśmiechem. Jest w totalnym szoku.
- Duże? – rzuciła Vic.
Spojrzałam na nią
unosząc brew.
- No co? – wzruszyła ramionami.
- Będę miała dziecko. – powiedziała Lucy, jakby tłumaczyła to
cierpliwie komuś, kto nie mówi w naszym języku.
- Wy będziecie mieć dziecko. – poprawiłam.
- MY BĘDZIEMY MIEĆ DZIECKO! – zawołała Vic ciesząc się jak
mała dziewczynka.
Lucy uśmiechnęła się niemrawo ale nadal sprawiała wrażenie
otępiałej. I nieco mnie to martwi. Nawet jeśli była w szoku, powinna do tej
chwili chyba już zacząć się oswajać z tą myślą i chociaż minimalnie cieszyć,
prawda?
- Lucy – powiedziałam spokojnie, patrząc jej w oczy i
zmuszając ja do tego samego – co się dzieje? Coś jest nie tak z dzieckiem?
Pokręciła przecząco głową.
- Więc dlaczego się nie cieszysz? – zapytałam ostrożnie.
- Ja… To mnie trochę przeraża, Julie. – powiedziała cicho.
- Lucy, rozumiem ale… Ale to jest najwspanialsze co mogło się
stać, skarbie. – powiedziałam, głaszcząc
ją delikatnie po policzku.
- Wiem. Tylko… - odetchnęła głęboko – Ja sama się czasem
zachowuję jak dziecko, a … - zająknęła się – Co jeśli nie dam rady?
- Lucy, dasz radę! A poza tym masz Niall`a! A on będzie
najlepszym tatą pod słońcem, to mogę ci
zagwarantować! – zaśmiałam się. Na te słowa Lucy uśmiechnęła się nieco
pewniej.
- Tak. Tylko co ze mną? – spojrzała na mnie w dalszym ciągu
niepewna.
- Lucy! – zawołała Vic – Ty będziesz niesamowitą mamą! Sama
zobaczysz, wszystko przyjdzie z czasem.
- Chciałam jeszcze poczekać z dzieckiem… - mruknęła Lucy.
- Jak widać jak Horan się na coś uprze to i zapłodnić
znienacka umie! – zaśmiała się Vicky.
Lucy popatrzyła na nią karcąco. Ale zaraz i sama się zaczęła
niekontrolowanie uśmiechać.
- I w ogóle pomyśl sobie, jak szczęśliwy będzie Niall, gdy mu
powiesz. – powiedziałam.
Dziewczyna zaśmiała się krótko, a w jej oczach zebrały się łzy.
- Ale nie płacz już frajerze, no! – prychnęła Vic i
przytuliła ją mocno.
- Boże, dziewczyny, ja będę miała dziecko… - powiedziała
cicho Lucy z uśmiechem, a łzy pociekły jej po policzkach.
Zaśmiałam się i
przytuliłam je obie. Mi też łzy stanęły w oczach. Ogarnęło mnie w tym momencie niesamowite
uczucie. Nie wiem, duma? Szczęście? Spokój?
Wszystko naraz.
- Lucy, wiesz że cię kocham, ale jest ktoś kto kocha cię
jeszcze bardziej i powinien wiedzieć, że za 9 miesięcy czeka go mała
niespodzianka. – zaśmiała się Vicky.
- No właśnie! – ożywiłam się i puściłam je. Lucy pokiwała
tylko głową i otarła łzy wierzchem dłoni.
- Wstawaj mamusiu! Masz misję specjalną! – zachichotała Vicky
i pociągnęła ją lekko za dłonie, pomagając wstać.
- Stresuję się. – jęknęła Lucy. Przysięgam, nie da się chyba
być bardziej słodką a jednocześnie denerwującą osobą niż ona.
- Nie stresuj się głupku, to niezdrowe! – zawołałam i
złapałam ja za policzki. – Oddychaj i
idź cieszyć się z Horanem waszym szczęściem!
- przytuliłam ją mocno.
- Tylko nie cieszcie się za bardzo, żebyś w drugą ciążę w końcu
nie zaszła. – wtrąciła Vicky.
- Zamknij się, Smith! – parsknęła Lucy.
- Do boju, Horan! – zawołała blondynka tuląc Lucy. – I
przekaż Niall`owi, że jestem z niego dumna.
Brunetka tylko się zaśmiała i dała jej kuksańca w bok. Wzięła
głęboki oddech i skierowała się do drzwi.
- Zadzwonię !
- Tylko nie zemdlej z tych emocji! – zawołałam za oddalającą
się dziewczyną.
- Bardzo zabawne! – odkrzyknęła i zamknęła za sobą drzwi.
- Horan dopiął swego, nie? – spojrzała na mnie z sugestywnym
uśmieszkiem blondynka.
- Poczekaj, aż się dowie. – zaśmiałam się .
- Blackburn, dlaczego my jeszcze nie mamy męża ani dziecka? –
blondynka oparła się o moje ramię.
- Bo ja się do tego nie nadaję, a ty sama jesteś dzieciakiem,
Vic. – powiedziałam szczerząc się do niej.
- Niszczysz marzenia. – prychnęła .
- Chociaż podejrzewam, że Zayn nie miałby nic przeciwko, żeby
cię zapłodnić. – puściłam jej oczko.
Spojrzała na mnie z kamienną twarzą. Ups?
- Zginiesz marnie, Blackburn. – warknęła tylko, krzywiąc się
ostentacyjnie.
Zaśmiałam się tylko,
kręcąc głową.
- Myślę, że to już odpowiedni moment by opić wieść o nowym członku naszej małej rodzinki.
– powiedziała zaraz blondynka z cwanym uśmieszkiem.
Spojrzałam na nią uśmiechając się szeroko. I dlatego Vicky
Smith jest moją przyjaciółką.
*oczami Lucy*
PRZEBRNĘŁAM PRZEZ TO TYLKO DZIĘKI TYM PIOSENKOM,
MOŻNA WŁĄCZYĆ YA KNOW XD
https://www.youtube.com/watch?v=dHf_mO0LlWs
https://www.youtube.com/watch?v=ua1YHKvczP4
PRZEBRNĘŁAM PRZEZ TO TYLKO DZIĘKI TYM PIOSENKOM,
MOŻNA WŁĄCZYĆ YA KNOW XD
https://www.youtube.com/watch?v=dHf_mO0LlWs
https://www.youtube.com/watch?v=ua1YHKvczP4
Z bijącym sercem szłam do domu. W mojej głowie panował
niemały chaos. Jeszcze nie do końca docierało do mnie, co tak naprawdę się
dzieje.
Jestem w ciąży.
Dalej nie do końca dociera. Wiem, ale nie rozumiem.
Milion przeróżnych myśli przewinęło się przez moją głowę w
ciągu ostatnich dwóch godzin.
Jeszcze te kilka godzin wcześniej siedziałam na krześle przed
doktor Wilson z myślą, że może jestem poważnie chora. Że badania coś wykazały.
A teraz jestem matką.
To znaczy, będę. Od kilku tygodni pod moim sercem rozwija się mała istotka.
Boże, to tak niewiarygodne, że aż przerażające.
Najpierw nie mogłam tego przyswoić w ogóle. Byłam przekonana,
że to niemożliwe. Potem tylko nie mogłam w to uwierzyć. A jeszcze później
przejął mnie strach. Chciałam z tym
zaczekać. Aż poczuję, że chcę być matką.
Ile razy sprzeczałam się w ciągu ostatnich kilku miesięcy z
Niall`em właśnie w tym temacie? On od
dłuższego czasu dawał mi do zrozumienia, że on nie ma nic przeciwko byciu tatą.
A ja wręcz przeciwnie.
Nie chciałam wszystkiego tak przyśpieszać. A jednak stało
się.
Z upływem czasu, z każdą kolejną chwilą, jakoś
niekontrolowanie się cieszę. Właściwie to jakby mieszanka ekscytacji, radości i
niedowierzania. Czuję wszystko naraz.
Bo przecież to niesamowite. Być matką. Będę miała własną
rodzinę. Z Niall`em, który na pewno będzie cudownym ojcem i zrobi dla naszego
dziecka wszystko.
I sama myśl, że noszę w sobie drugie życie, że mogę je hm, w
jakimś sensie dać. To jest uczucie nie do opisania.
A jednocześnie cały
czas gdzieś w mojej głowie czai się myśl, że sobie nie poradzę. Że będę
popełniać mnóstwo błędów, że małe maleństwo będzie miało najgorszą mamę z
możliwych. Że będę nieporadna, jeszcze
jakoś jej zaszkodzę. Że nie będę umiała jej dobrze wychować.
I dlatego mój wewnętrzny chaos jak na razie nie ustaje. Z
jednej strony się boję, a z drugiej cieszę. A te dwa uczucia razem, sprawiają,
że mam jeden wielki mętlik w głowie.
Stanęłam przed drzwiami naszego domu. Spokojnie.
Aż mnie skręcało w środku, żeby wiedzieć już jaka będzie
reakcja Niall`a.
Położyłam delikatnie dłoń na moim jeszcze normalnie
wyglądającym brzuchu.
- Idziemy powiedzieć tatusiowi, maluchu. – wyszeptałam, lekko
go głaszcząc.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
Poczułam smakowity
zapach, na który od razu moje zmysły i żołądek zareagował wzmożonym apetytem.
No tak, teraz wszystko jasne, skąd to moje niekończące się
jedzenie wszystkiego, co mi wpadnie w ręce.
- Skarbie? – usłyszałam głos blondyna z kuchni. Serce zabiło
mi mocniej. Kolejny głęboki wdech.
- Jestem! – zawołałam.
- Mam dla ciebie niespodziankę! – chłopak wyszedł zza rogu
uśmiechnięty od ucha do ucha.
O ironio.
- Ja właściwie też. – powiedziałam nieco niepewnie.
Niall się zaśmiał.
- Nie wiem czy coś przebije moją genialną kolację, ale okej,
wysłucham cię. – powiedział uśmiechając się głupkowato.
- Wow, to musi być coś poważnego, że aż zrobiłeś specjalną
kolację. – przyznałam nie odmawiając sobie przy tym ironicznego tonu.
-Pominę twoją ukrytą ironię, gdyż ja i bez okazji umiem
zrobić dla mojej kobiety dobrą kolację. –prychnął – Ale owszem, to coś
poważnego – powiedział wręcz z dumą i podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie.
- Czas się należycie przywitać – zachichotał – Cześć
kochanie. – powiedział ciszej, całując mnie.
- Hej. – mruknęłam w odpowiedzi z nieco niemrawym uśmiechem.
Nadal jakoś stres mnie nie opuszczał.
- Płakałaś? – spoważniał, kładąc dłoń na moim policzku i
przyglądając mi się dokładniej.
- No… - wzięłam głęboki oddech – To właśnie dotyczy tej mojej
,,niespodzianki”…
- To znaczy? – spojrzał na mnie zmartwiony.
- Ja… - zająknęłam się. Wpatrywał się we mnie, a mi zabrało
odwagi. Jestem głupia. Ale po prostu mnie zatkało.
Łzy same stanęły mi w oczach.
- Lucy, skarbie nie płacz. – powiedział szybko i złapał mnie
za rękę. Poprowadził mnie za sobą do salonu i usadził na kanapie, klękając przy
moich kolanach.
- Spokojnie kochanie. – cmoknął mnie w czoło. – Powiedz mi,
co się stało.
Patrzył mi w oczy,
trzymał mnie za ręce, lekko masując palcami moje knykcie.
NO POWIEDZ TO!
- Byłam dzisiaj u lekarza, odebrać te papiery o których ci
mówiłam, na kurs… - kolejny oddech – I z
tych wszystkich badań wyszło…
- Lucy, cholera, co wyszło? – zapytał zdenerwowany. Patrzył
na mnie przerażony. Pewnie myśli o jakiejś chorobie, tak ja na początku
pomyślałam.
- Nie jestem chora. – powiedziałam szybko. Odtechnął z ulgą.
Ale jednocześnie zaraz zmarszczył brwi.
- Więc o co chodzi? – zapytał zdezorientowany.
- Jestem w ciąży. – powiedziałam na wydechu. NO W KOŃCU!
Spojrzałam na niego od razu, desperacko chcąc zobaczyć jego
reakcję i mieć już to za sobą.
Patrzył na mnie nadal. Jakbym nic nie powiedziała.
- Jesteś w ciąży? – zapytał, patrząc mi w oczy. Pokiwałam
tylko głową.
Jego twarz rozpromienił nagle uśmiech, uniósł dłonie do
twarzy, ale jakby zrezygnował i położył głowę na moich kolanach, by zaraz
szybko wstać razem ze mną w ramionach. Podniósł mnie w górę, wywołując mój cichy pisk
i chichot i obkręcił nas wokół własnej
osi.
- Boże, Lucy! – zawołał, śmiejąc się i klęknął przede mną, układając dłonie na
moim brzuchu.
- Nie wierzę… - powiedział uśmiechając się jak szalony. Podwinął moją koszulkę do góry i ponownie położył dłoń na moim brzuchu.
Spojrzał na mnie w górę błyszczącymi oczami i uśmiechnął się szeroko, lekko
kręcąc z niedowierzaniem głową. To wystarczyło, żeby ogarnęło mnie aż dziwne
uczucie szczęścia. Ponownie spojrzał na mój brzuch i z uwielbieniem go
pocałował. Mój strach sam się ulotnił.
Poczułam jak w moich oczach zaczęły się zbierać łzy, a na
twarz wkrada mi się niekontrolowany uśmiech.
Niall wstał i położył mi dłonie na policzkach, patrząc mi
prosto w oczy.
- Będziemy rodzicami… - powiedział wpół się śmiejąc.
Pokiwałam tylko głową, przymykając powieki, pozwalając tym samym kilku łzom
spłynąć po moich policzkach. Blondyn pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
Będąc w jego ramionach, perspektywa
posiadania dziecka nie była już ani trochę przerażająca. Nie z nim u boku.
- To najcudowniejsza niespodzianka jaką mogłaś dla mnie mieć.
– wyszeptał, tuląc mnie i głaszcząc po plecach.
- Przebiłam twoją niespodziankę? – zapytałam.
- I to jak. – zaśmiał się, chowając twarz w mojej szyi.
- Mogę się dowiedzieć co było twoją niespodzianką? –
spojrzałam na niego.
- Daj mi uwierzyć w to, że za 9 miesięcy będę tatą! – zaśmiał
się, puszczając mnie tylko po to by usiąść na kanapie i usadowić mnie obok
siebie.
- Okej, tato. – powiedziałam, śmiejąc się. Spojrzał tylko na mnie z szerokim uśmiechem.
Objął mnie i przytulił do siebie. Bez wahania wtuliłam się w
jego ciało. I nagle już nic nie wydawało się dla mnie straszne czy
przerażające.
Teraz opanował mnie tylko spokój i myśl o tym, że będziemy
mieli dziecko. A co ważniejsze, zaczynało mnie to naprawdę cieszyć. W taki
sposób, jak powinno cieszyć mnie od początku.
Wsłuchując się w nieco przyśpieszone bicie serca Niall`a, byłam spokojna
o naszą przyszłość.
- Skarbie, dlaczego przyszłaś w takim stanie do domu? Czemu
płakałaś? – zapytał po chwili Niall, głaszcząc moje plecy.
Westchnęłam.
- Bo… Przerażało mnie to. – powiedziałam cicho.
- Nie cieszyłaś się? – ujął lekko mój podbródek zmuszając
mnie tym samym bym na niego popatrzyła.
- Nie wiem. – odpowiedziałam szczerze. – Jedyne co miałam w
głowie to strach i myśl, ze sobie nie poradzę i że to nie jest dobry czas. Sam
wiesz, że chciałam poczekać z decyzją o dziecku.
- Wiem o tym. –
odparł. – Aż za dobrze. – dodał
surowszym tonem.
- Niall. – spojrzałam na niego z pretensją.
- Przepraszam. – westchnął. – Po prostu nie mogę uwierzyć, że
nadal tak myślisz. Że w ogóle mogłaś pomyśleć o tym, że nie jesteśmy gotowi na
dziecko, bo nie damy sobie rady. Mamy swoje własne mieszkanie, zarabiamy, nie mamy
problemów finansowych, jesteśmy po ślubie i się kochamy. Wiem, jak do tego podchodziłaś i jak nawyraźniej
nadal podchodzisz, ale możesz być spokojna. Zadbam o ciebie i nasze dziecko. I
sama zobaczysz, jak cudowną mamą będziesz. – cmoknął mnie w nos z
uśmiechem.
Pokiwałam tylko głową ze słabym uśmiechem.
Będzie dobrze.
- A teraz pozwól napawać mi się tą chwilą i myślą, że
spełniło się moje kolejne marzenie. – powiedział wesoło, kładąc dłoń na moim
brzuchu.
- Kolejne? Jakieś już się spełniły? – zapytałam zaciekawiona.
- Tak. – odparł.
- Jakie?
- Znaleźć cudowną kobietę, ożenić się z nią, mieć pracę,
którą będę lubić i być szczęśliwym. A teraz spełnia się kolejne, żeby stworzyć
rodzinę. – spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
Niczego więcej nie było mi potrzeba.
***
- Powiesz mi w końcu jaka była ta twoja niespodzianka? –
zapytałam Niall`a, biorąc kolejny kęs przygotowanej przez niego ‘’specjalnej’’
komedii.
- Teraz już tak. – zaśmiał się blondyn.
- Więc? – ponagliłam go.
- Mój projekt się wyjątkowo spodobał i to właśnie ten
zaakceptowano do realizacji i tym samem dostałem awans na menagera wydziału
marketingu. – powiedział zadowolony.
- Jejku, skarbie! – zawołałam i szybko go przytuliłam. –
Gratuluję! – cmoknęłam go w usta.
- Dziękuję, kochanie. – zaśmiał się blondyn.
- A tak narzekałeś, że ten projekt ci nie wyszedł.
- A jednak. – uśmiechnął się.
- Pfff, jak zwykle. – prychnęłam.
- Zaczyna się. – jęknęłam i wywróciłam oczami.
- Ohh, no proszę cię! Nie odmawiaj mi tej przyjemności! –
zaczął mnie całować po szyci wywołując mój chichot.
- Nie sądzisz, że jest troszkę za wcześnie? - zapytałam przez śmiech
- Niektóre pary wymyślają imiona dla dzieci, gdy są w wieku
gimnazjalnym więc… - spojrzał na mnie sugestywnie.
- Ohh Boże… Czemu musiał mi się trafić taki typowy książę z
bajki ? – rzuciłam się kanapę wzdychając teatralnie.
- Książę z bajki? – zmarszczył brwi, wyraźnie rozbawiony moim
określeniem.
- No wiesz – wzruszyłam ramionami – Taki facet idealny,
kochający na zabój, marzący o ślubie, dziecku, zapewniający bajkowe życie, mający
takie priorytety jak każda dziewczyna.
- Czy ty próbujesz mnie obrazić? – uniósł brew.
- Gdzie ty tu widzisz coś obraźliwego?
- Zastanawiam się jeszcze czy sugerujesz ze jestem nudny,
przewidywalny czy może mało facetowy. Ewentualnie cały pakiet. – zmarszczył
zabawnie brwi.
- Mało facetowy? – prychnęłam.
- Czepiasz się! – zawołał śmiejąc się jednocześnie i położył
się nade mną.
- To ty… - zaczęłam, ale przerwał mi, całując mnie.
- A teraz, porozmawiajmy o imionach. – powiedział, odrywając
się ode mnie.
- Oh Boże… - jęknęłam marudnie.
- Dla chłopca proponuję Nick, tak to idealne imię dla mojego
syna. A dla dziewczynki, hm – zastanawiał się przez chwilę – Michelle! Albo
Alice. Imiona małej księżniczki. – mówił, jakby był w swoim świecie. Chyba aż
za bardzo entuzjastycznie podchodzi do ojcostwa.
- Chłopiec powinien mieć na imię Kyle, a … - nie było dane mi
skończyć.
- Może od razu Ken, co? – skrzywił się blondyn.
- Nie znasz się! – oburzyłam się. – A dziewczynka Melody.
Albo Nadine. Albo Aileen! Jeju, to takie piękne imię! – momentalnie i mną
zwładnęły emocje związanie z wybieraniem imion. Nie da się wybrać jednego!
- Melody i Nadine są ładne. Ale Aileen?
- Czyli Aily! Przecież to tak uroczo brzmi! – przekonywałam
go.
- Jesteś słaba w
wymyślaniu imion. – prychnął.
- A ty masz
beznadziejny gust jeśli chodzi o imiona. – dźgnęłam go w bok i ostentacyjnie
skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Też cię kocham.
- Też cię kocham.
*oczami Julie*
Od godziny próbowałam
dodzwonić się do Harry`ego. Do tej chwili moje podekscytowanie zdążyło niemalże
całe wyparować.
Miałam zamiar przekazać mu wiadomość o dziecku, ale ten
oczywiście miał ważniejsze sprawy na głowie niż telefon ode mnie.
Czy ja brzmię jak natrętna dziewczyna? UH.
Co jest tak ważne, że od godziny nie może nawet odebrać na
kilka minut?
- Halo? – głos Harry`ego w słuchawce tak mnie zaskoczył, że
aż potrąciłam stojącą na stole szklankę. Na szczęście się nie potłukła.
- Julie? Co się
dzieje?! – zapytał wyraźnie zaniepokojony, słysząc huk.
- Nic, zrzuciłam szklankę. – burknęłam do słuchawki.
- Niezdara. – prychnął i coś zaszeleściło. Wyrażnie miał
średnie warunki do rozmowy. Ciągły szelest i jakieś głosy mnie dekoncentrowały.
- Dlaczego nie odbierałeś? – zignorowałam jego wcześniejszą
złośliwość.
- Nie mogłem. – odparł tylko. – A dlaczego dzwoniłaś? –
kolejny głośny szelest i westchnienie Harry`ego jakby coś go zdenerwowało.
Postanowiłam to także zignorować.
- Lucy jest w ciąży ! Będą mieli dziecko z Niall`em! –
obwieściłam radośnie.
- Kochanie, wybacz, ale słabo cię słyszę. Porozmawiamy w
domu, dobrze? – jego głos było słychać jakby z oddali.
UH. CO ON DO CHOLERY
ROBI I GDZIE JEST?
- Hm, okej. A gdzie właściwie jesteś? – zapytałam nieco smutna. Nawet nie usłyszał co mówiłam? Czy wcale go to nie obchodzi?
- To cześć, kotku! – usłyszałam tylko pośpieszne pozegnanie i
sygnał zakończenia połączenia.
Dzięki, kotku.
*oczami Harry`ego*
Po raz kolejny, jakiś
setny w ciągu ostatniej godziny, dzwonił mój telefon. I po raz kolejny na
wyświetlaczu widniało zdjęcie Julie.
Szlag by to…
- Nie ruszaj się Zayn, poczekaj chwilę. – wysapałem zmęczony
już targaniem przyjaciela.
Wymruczał coś niewyraźnie w odpowiedzi. Oparłem go o ścianę budynku
starego kina i odszedłem na kilka kroków, by w razie czego móc go szybko
złapać.
Odebrałem, lecz nie
usłyszałem nawet powitania Julie, przez jeżdżące samochody i bełkotanie Zayn`a.
Cholera jasna.
Usłyszałem nagle jakiś głuchy huk w słuchawce. To spowodowało, że moje
serce zabiło szybciej, a przez moją głowę przewinęło się tysiąc myśli, co mogło
ten huk spowodować.
- Julie? Co się
dzieje?! – zapytałem zaniepokojony.
- Nic, zrzuciłam szklankę. – westchnęła, zrzucając ciężar z
mojego serca. Pokręciłem tylko głową.
- Niezdara. – prychnąłem. Ciężko było mi się skupić na
czymkolwiek, słysząc co chwila przejeżdżające auta i zawodzenie Malika.
- Dlaczego nie odbierałeś? – zapytała z wyraźną nutką
pretensji w głosie. Tylko nie teraz.
- Nie mogłem. –uciąłem. – A dlaczego dzwoniłaś? – zapytałem,
w tym samym momencie Zayn jakimś cudem doczłapał się do mnie i na mnie uwiesił
wywołując moje westchnięcie, gdy całą swoją masą legnął na mnie.
Nie chcąc, żeby Malik upadł, musiałem odstawić telefon od
ucha. Cholera, tak nigdy się z nią nie dogadam. Z trudem przystwiłem telefon
ponownie do ucha, ale dałem sobie już spokój z tą rozmową.
- Kochanie, wybacz, ale słabo cię słyszę. Porozmawiamy w
domu, dobrze? – powiedziałem gdy Zayn o dziwo o własnych siłach zostawił mnie a
wrócił na swoje wcześniejsze miejce pod ścianą budynku. Oparł głowę o mur i
przymknął oczy wzdychając głośno.
Boże, tak się sponiewierać…
Usłyszałem tylko jej głos po drugiej stronie. A w tym samym momencie zobaczyłem mulata,
zsuwającego się z muru.
- To cześć, kotku! – rzuciłem szybko i rozłączyłem się,
łapiąc w ostatniej chwili chłopaka.
Julie mnie zabije za tą ‘’rozmowę”.
- Mam przez ciebie przejebane, stary. – sapnąłem,
podtrzymując go i prowadząc dalej. Jeszcze tylko kilkaset metrów drogi do mojego
auta.
***
Z głośnym westchnieniem ulgi usiadłem za kierownicą mojego
samochodu. Malik leżał rozwalony na
tylnych siedzeniach. To był chyba najdłuższy wieczór w moim życiu. A czeka mnie
jeszcze opanowanie niemałej złości ze strony Julie, gdy już wrócę. Jak nic.
Na pewno jest wściekła. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem,
nieco się odprężając.
*dwie godziny wcześniej*
Zły a jednocześnie zaniepokojony szedłem w kierunku klubu, w
którym zazwyczaj przesiadujemy z chłopakami. Będąc na mieście w pobliżu tego
klubu, załatwiając sprawy firmy, dostałem telefon od Colina – barmana w tym
klubie, że Zayn od niemalże południa siedzi tam i jara i chla ile wlezie. A w
tym momencie już nawet nie kontaktuje.
Colin chciał, żebym go stamtąd zabrał, zanim zrobi to ochrona
klubu. Do tej pory Colin krył Zayna w zasłoniętej od wzroku innych ludzi loży,
gdzie ten mógł w spokoju, ćpać, pić, rzygać i zawodzić ile tylko chce.
Podobno o dziwo tym razem Malik nie żalił się jako tako
Colinowi. Dopiero gdy wszystko co w siebie wlewał i wciągał zaczęło działać,
Malik zaczął bełkotać coś niby o Perrie.
Mogę się tylko domyślać co się mogło stać.
Wszedłem do klubu, w którym jak zwykle przywitały mnie głośne
bity muzyki, zapach wszelkiego rodzaju dymu i drinków oraz tłumy tańczących
ludzi.
Mrygające światła dyskotekowe wcale nie pomagały w szukaniu
Colina. W końcu gdy wypatrzyłem go, schodzącego po schodach z sektoru górnych
loż.
Możliwie jak
najszybciej przepchałem się do niego.
- Harry! – zawołał widząc mnie i tylko skinął do mnie,
pokazując mi, ze mam iść za nim na górę.
Po kilku chwilach już odsuwałem kiczowate, mieniące się
kotary z czegoś łanuchopodobnego i szczerze musze przyznać, że nigdy jeszcze
nie widziałem Malika w takim stanie. Leżał na sofie rozwalony, w jednej dłoni
trzymając na wpół pusty kieliszek, a w drugiej tlącego się skręta.
- Harreh… - wybełkotał na mój widok.
- Kurwa Malik, co ty odwalasz… - westchnąłem. Cuchnęło tu
wódką i papierosami pomieszanymi z zielskiem.
Z pomocą Colina podniosłem go i sprowadziliśmy go po
schodach.
- Wyprowadzę was tylnym wyjściem, żeby nie rzucać się tak w
oczy. – powiedział Colin. Pokiwałem tylko głową na znak, że się zgadzam.
Gdy w końcu
znaleźliśmy się na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą.
- Dzięki stary za telefon. – uścisnąłem dłoń Colina.
- Nie ma sprawy. Na razie. – pożegnał się i wrócił do klubu.
Spojrzałem na totalnie nieobecnego mulata, chwiejącego się na nogach.
- Oj Malik, Malik. – poklepałem go po policzku. – Gdzie masz
samochód, Zayn?
- Nhm… - wymruczał tylko.
- No tak. – mruknąłem
sam do siebie. – Zayn, gdzie masz kluczyki od auta? – złapałem go za ramię.
- Perriehh nhm… -
wybełkotał. Dobry Boże…
- Stary, nawet jeszcze północy nie ma, a ty jesteś w takim
stanie… - weschnąłem i zacząłem szukać w kieszeniach jego kurtki.
- Zayn, kurwa, gdzie ty masz te cholerne kluczyki? –
warknąłem nieco zaniepokojony faktem, że w kurtce ich nie ma.
Nie ma innego wyjścia.
Zacząłem szukać w
kieszeniach jego spodni.
- Gdyby tylko Vicky wiedziała, że macam jej faceta… -
mruknąłem sam do siebie.
- Perriehh… -
zachichotał Zayn na mój dotyk. Automatycznie się skrzywiłem. Dobry Boże …
- Tak, to Perrie, Zayn. – zapewniłem go, krzywiąc się. Już
wolę żeby myślał, ze to Perrie go maca a nie ja…
- Malik, do chuja! – syknąłem gdy nawet w kieszeniach spodni
nie znalazłem kluczyków. Chyba chuj mnei strzeli, jeśli będę musiał szukać jego
kluczyków po całym klubie…
- So tam, Harreh? –
wybełkotał, opierając się na moim ramieniu.
- Gdzie. Są. Twoje. Kluczyki. – cedziłem słowo po słowie.
- Są f besfecznm mesu,
saryy…. – wymamrotał. Zaraz mnie kurwica weźmie.
- MALIK, DAWAJ MI KLUCZYKI. – podniosłem nieco głos.
Kolejny raz poczułem wibracje mojego telefonu w kieszeni.
Jestem pewny, że to Julie.
Cholera, no.
- Spokojnie… - udało mu się w miarę poprawnie powiedzieć.
Sięgnął do swoich JEZUSIEKOCHANY spodni i grzebiąc chwilę, wyciągnął kluczyki.
NIE, KURWA, NIE.
Wyciągnął je w moją
stronę. O w życiu.
- Kuuurwa, stary… -
jęknąłem. Ja mu to jeszcze wypomnę. Jak słowo daję.
- Gdzie zostawiłeś auto? – zapytałem.
- Nieehm. – wybełkotał. Trzymajcie mnie.
Pociągnąłem go za
ramię, podtrzymując w łokciu jego wyciągniętą rękę z kluczykami w dłoni.
Poprowadziłem go na parking pod klubem. Gdzieś ten idiota musiał zaparkować!
- Naciskaj! –
nakazałem mu, gdy znaleźliśmy się na środku parkingu. Mulat zrobił to co mu
kazałem, lecz nigdzie nie słychać było dźwięku jego auta.
Przesunąłem jego wyciągnięte ramię wyżej i w lewo.
- Naciśnij.
Znowu nic.
Dalej w lewo.
- Naciśnij. – powtórzyłem. NIC.
- Stary, co ja z tobą mam… - jęknąłem, wolną dłonią,
przecierając twarz z frustracji. Mój telefon po raz kolejny tego wieczora
wwiercał mi się w dupę, ale to ostatnie o czym teraz myślę.
Kurwa, co teraz? Auta można poszukać rano, gdy już będzie w
stanie cokolwiek robić, ale jak teraz mam go odstawić do domu?
Moje auto zostało pod firmą, w której załatwiałem kilka
spraw. Tylko, że to kawałek stąd, sam środek miasta, noc, a patrole policji
sobie krążą. Jeśli złapią mnie z Malikiem na ramieniu… Obydwoje mamy przesrane.
A on? Naćpany, nawalony, upalony…
Nacisnąłem palec Malika przylegajacy do guzika przy jego
kluczach w nadziei, że jednak stanie się cud.
Zawiodłem się oczywiście. Wygląda na to, że idziemy na
żywioł.
Wziąłem mulata pod
ramię i powoli zacząłem iść możliwie blisko budynków, by nie rzucać się w oczy
do celu.
To będzie cud, jeśli nas nie złapią i bez problemów odwiozę
go dzisiaj do domu. A Julie prawdopodobnie i tak mnie zabije jak wrócę, sądząc
po ilości nieodebranych połączeń, jakie czuję co kilkanaście minut.
Szlag by to trafił.
- Puś niee… -
wybełkotał marudnie.
- Luz stary, idziemy do auta, zaraz odwiozę cię do domu i
zgonuj tam ile wlezie. Ale teraz skup się, zamknij i módl, żebyśmy doszli do
tego samochodu. – powiedziałem.
- Nie do domuu… - wymamrotał.
- Do domu. – zapewniłem.
- Nie do Perrieh… Do nas… - wydusił. Zmarszczyłem brwi. Do
nas?
Olśniło mnie nagle. Pewnie chce jechać do mnie, gdzie kiedyś
mieszkaliśmy wspólnie. No tak, skoro pokłócił się z Perrie, nie chce wracać do
ich mieszkania… To ma sens.
- Spoko, stary. A teraz zamknij jadaczkę i postaraj się mnie
nie orzygać. – poprosiłem i ruszyliśmy
dalej.
*godzinę później, dom Harry`ego*
Popchnąłem lekko
Malika na łóżko w jego starym pokoju, na które niemal bewładnie padł.
Westchnąłem głośno. Boże, nareszcie.
Najchętniej sam
padłbym obok niego, ale muszę jechać do Julie i jej wszystko wyjaśnić. I dowiedzieć się, co było tak ważne.
Może by tak napisać jej, że nie mam siły już do niej jechać i
przyjdę jutro?
Kurwa nie, wściekłaby
się jeszcze bardziej. Uhh.
Wyciągnąłem telefon. Oprócz powiadomień o nieodebranych
połączeniach, miałem także sms od Niall`a i Julie.
Może Niall już usłyszał
od Colina wieści o Maliku…
Kurwa nie, najpierw
kawa, bo nie jestem w stanie utrzymać powiek otwartych.
Zrobiłem sobie
pośpiesznie kawę, wypijając od razu połowę zawartości kubka. Kawa po północy,
genialne.
Ponownie wziąłem
telefon do ręki i otworzyłem sms od Horana, jednocześnie delektując się kofeiną
krążącą w moim organizmie.
Od: Nialler
BĘDĘ KURWA OJCEM!
O J C E M !
Wyplułem momentalnie to, co miałem w ustach.
O chuj. To żart?
Spojrzałem pod nogi.
Mój zajebisty biały dywan chuj strzelił…
Szybko
otworzyłem sms od Julie.
Od: Shawty ♥
Jakby Cię
to jednak interesowało, Lucy jest w ciąży.
Na moją
twarz wkradł się niekontrolowany uśmiech.
Niall i
Lucy będą mieli dziecko!
Ale zaraz
inna myśl zaprzątnęła moją głowę.
JULIE MNIE
ZABIJE.
* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *
*oczami
Julie*
Wzięłam
kolejny łyk wina z kieliszka, przełykając moje rozgoryczenie.Od ponad dwóch
godzin siedziałam znudzona na kanapie i piłam wino, czekając aż mój szanowny
facet raczy się w końcu pojawić.
Na samą
myśl o nim, ogarnęła mnie złość. Z frustracją bawiłam się kieliszkiem, kołysząc
nim i obserwując jak powierzchnia wina obmywa
jego ściany.
Nadal nie
wierzę, że mnie olał. Bo to jest dokładnie to co zrobił.
Okej, nie
mógł odebrać, rozumiem. Potem odebrał. Nie miał warunków do rozmowy, to też
rozumiem.
Ale do cholery czy tak ciężko jest powiedzieć
coś w stylu ,, Nie mogę teraz gadać bo coś tam robię, będę za ileś tam w domu”
?
Najwyraźniej
tak. Lepiej jest mnie totalnie zignorować.
Zaczęłam się nawet bawić cholernym kocem!
I tak oto
skończyłam, leżąc sama na kanapie, chlejąc samotnie wino, czekając na Styles`a
i wściekając się.
Boże, jestem żałosna.
Otrząśnij się,
Julie! Nie będę czekała na mojego, pożal się Boże, chłopaka i użalała się nad
sobą z winem w ręku. Dlaczego w ogóle mnie to tak obchodzi? Niech sobie robi co
mu się tylko do cholery podoba!
Wstałam z
irytacją i wylałam marną resztkę wina z mojego kieliszka do zlewu. Ponownie
uczyniłam z resztą, która została w butelce.
Wywaliłam
butelkę do kosza i zaczęłam szukać w telewizji czegokolwiek co mogloby mnie
zainteresować. W końcu znalazłam jakąś komedię i postanowiłam ją obejrzeć.
Gdy w końcu
akcja tej dennej imitacji komedii zaczęła mnie usypiać, usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi wejściowych. To
wystarczyło żeby mnie rozbudzić.
Oho.
Mam to,
czego chciałam.
Siedziałam
dalej niewzruszona przed telewizorem. Usłyszałam kroki za plecami, ramiona, które objęły mnie od
tyłu i pocałunek składany na moim policzku.
- Cześć,
kotku. – powiedział cicho. Dalej siedziałam bez ruchu.
- Cześć. –
powiedziałam sztywnym tonem.
- Wiem, że
jesteś na mnie zła, Shawty, - mruknął mi do ucha, całując jego płatek. Mimowolnie
przymknęłam powieki z przyjemności.
Za to
właśnie go nienawidzę. Nie umiem mu się oprzeć. Zawsze ze mną wygra.
- Julce… -
mruknął, trącając nosem mój policzek.
- Przestań…
- warknęłam zirytowana, odtrącając jego ramiona.
- No nie
złość się na mnie… - powiedział przekornie, wskakując na miejsce obok mnie,
uśmiechając się głupkowato.
- Skąd taki
szalony pomysł, że się złoszczę? – zapytałam z ironią.
- Ktoś tu
jest wredny. – wywinął dolną wargę. Wywróciłam oczami. Boże, daj mi siłę.
- Ktoś tu
jest wkurwiający. – warknęłam.
- Hej, nie
przeklinaj! – skarcił mnie z komicznie poważną miną.
- Przestań Harry. – spojrzałam na niego ostro.
- Ohhh, no proszę cię, zaraz ci to wyjaśnię!
Tylko przestań się na mnie gniewać. – uśmiechnął się do mnie uroczo.
UHHH.
Ani
drgnęłam, z czego byłam niesamowicie dumna.
Nachylił się nade mną, przyśpieszając tym
samym bicie mojego serca.
- Oboje
wiemy, że umiem cię przekonać, żebyś się na mnie nie gniewała… - mruknął mi do
ucha, muskając ustami moją szyję. Kilka razy. O dobry Boże, tylko nie to.
PIEPRZ SIĘ, STYLES.
- Czyżby? –
prychnęłam, mimo że zdawałam się zapominać o złości.
- Tak. –
powiedział wesoło, odsuwając się nieco i sięgając za swoje plecy. Zmarszczyłam
brwi.
Zza pleców
wyciągnął nieco marnie wyglądające trzy tulipany.
Spojrzałam
na niego unosząc brew.
- No co? – zapytał wesoło.
- Mam nadzieję, że ta kwiaciarnia zwróci ci
chociaż pieniądze… - powiedziałam kwaśno, mimo że tak naprawdę to chciało mi
się śmiać.
Czy on
naprawdę kupił mi takie kwiatki? I gdzie? O tej porze?
- Tak
właściwie, znalezienie otwartej kwiaciarni o tej porze jest nieco trudne… -
powiedział – Właściwie to niemożliwe. – dodał po chwili. – Więc trzeba sobie
jakoś radzić. Miałem szczęście, że twoja sąsiadka jest fanką tulipanów i…
- Chcesz powiedzieć, że te kwiatki są z
ogródka mojej sąsiadki? – zapytałam rozbawiona.
- Prawda,
że wyglądają jak z kwiaciarni? Można się niesamowicie pomylić! – powiedział tym
swoim głupkowatym tonem.
- Jesteś
głupi. – powiedziałam śmiejąc się i kręcąc głową. Co za idiota…
Za co ja go w ogóle tak kocham?
-
Niewykluczone, że jestem. – zaśmiał się i objął mnie ponownie. – Przeprosiny
przyjęte? – zapytał z udawaną nadzieją. Aż za dobrze wiedział, ze były przyjęte
już w momencie, gdy wszedł do tego pokoju i pocałował mnie w policzek.
- No nie wiem… - mruknęłam, uśmiechając się
sama do siebie.
- Zawsze z
przyjemnością mogę próbować dalej, bardziej wyszukanymi metodami… - mruknął w
moją szyję, czym momentalnie zmienił mó nastrój.
Cholera jasna, zachowuję się jak niewyżyta
seksualnie nastolatka.
- Może
najpierw wyjaśnisz mi, co takiego się działo? – zaproponowałam.
Momentalnie
na jego usta wkradł się ten kokieteryjny, cwany uśmieszek.
- Najpierw?
Czyli gdy już powiem, nie masz nic przeciwko dalszej części moich przeprosin? –
zapytał sugestywnym tonem.
TAKTAKTAKTAK.
- Nie
napalaj się tak. – wysiliłam się na pogardliwy ton. Boże, jakie to trudne.
- A ty się
nie oszukuj. – mruknął, cmokając mnie szybko w usta.
UH.
- Dobra,
dobra. Więc co się stało? – ponagliłam go, starając się zapanować sama nad
sobą. Boże, jego oddech na mojej szyi…
- Zayn i
Perrie się rozstali. – powiedział, a ja zastygłam.
- Co? –
wykrztusiłam.
- Zayn i
Perrie nie są już razem. – powtórzył niecierpliwie Harry, całując moją szyję.
- Ale jak
to, dlaczego? – dopytywałam.
- Sam
chciałbym wiedzieć, ale od naćpanego i pijanego Malika niewiele zdołałem się
dowiedzieć. Właściwie nic. – wzruszył ramionami i zsunął moją bluzkę z
ramienia.
- Naćpanego
i pijanego? – powtórzyłam zmartwiona.
- Taaa. Colin do mnie zadzwonił, że Malik leży
ledwo przytomny z jednej z loż i że trzeba go stamtąd zabrać. Potem się okazało
że Malik zgubił samochód, więc musiałem do dotargać do mojego auta, żeby go
odstawić do domu. – mówił szybko i wyraźnie niechętnie. Pocałował moje odkryte
ramię, wywołując tym u mnie przyjemne ciarki.
ON MUSI
PRZESTAĆ.
- Ale do domu,
w którym mieszka z Perrie? – dopytywałam, próbując się skupićna tym co
mówię co nie było łatwe z Harry`m, obcałowującym mnie.
- Niee, do
mnie. – mruknął zniecierpliwiony.
- A jakim
cudem zgubił samochód? – zapytałam i westchnęłam cicho na jego chłodną dłoń pod
moją bluzką.
- Nie mam
pojęcia. – wzruszył ramionami. CZY ON MUSI MÓWIĆ TAKIM NISKIM TONEM? - Uwierzysz, ze schował kluczyki w bokserki?
– skrzywił się.
Zaśmiałam
się.
- I kto to
mówi. – prychnęłam.
- Ale ja
robię to tylko dlatego, że chcę, żebyś włożyła rękę w moje bokserki. –
powiedział z cwanym uśmieszkiem po raz setny, muskając ustami moją szyję i
szczękę.
ON TEGO NIE
POWIEDZIAŁ.
- Jesteś
obrzydliwy! – zawołałam, kryjąc twarz w dłoniach.
- Kochasz
to, skarbie. – stwierdził tylko i pocałował mnie, na co wręcz rozpłynęłam się w
jego ramionach.
- Czy teraz
mogę dalej cię przepraszać? – zapytał odrywając się na chwilę od moich ust.
- Zdecydowanie tak. – odparłam. Uśmiechnął się
szelmowsko i powrócił do całowania mnie. Przestałam już się powstrzymywać a
zaczęłam się rozkoszować każdą chwilą i każdym jego dotykiem.
***
Powoli
muskałam palcami wytatuowane ramię
Harry`ego, kreśląc niekreśloną ścieżkę. Leżałam na jego klatce piersiowej,
delektując się chwilą i słuchając jego bicia serca. Jednocześnie studiowałam
każdy szczegół tatuaży na jego ramieniu, właściwie pierwszy raz. Nigdy
właściwie nie przyglądałam się dokładnie każdemu z osobna, nigdy też nie
spytałam o znaczenie któregokolwiek z nich.
Teraz, od
jakichś piętnastu minut, pytam o każdy z nich i wysłuchuję historii ich
powstania a także co oznaczają.
Przesunęłam
teraz dłoń na jego klatkę piersiową, muskając dwie jaskółki, których znaczenie
już poznałam, a zsuwając się do napisu w innym, nieznanym mi języku i kilku
symboli, zaraz pod napisem.
- A ten? Co
to znaczy? – wskazałam na tekst, o ile się nie mylę.
- To po hebrajsku znaczy ,,Co straciłem” . – odparł
wzdychając.
- ,,Co
straciłem’’? – spojrzałam na niego niewiele rozumiejąc.
- To taka
jakby lista. Lista tego ,,co straciłem”. – odpowiedział. Ale zauważyłam, ze
wyjątkowo spochmurniał gdy zapytałam o ten tatuaż.
- Czyli
te symbole… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Tak.
Linia w
kształcie litery S i dwie prostopadłe kreski. Wskazałam na to.
( A/N : WZORY ---------->
- Co to
symbolizuje? – zapytałam.
- Spokój. – odparł. Oh.
Wskazałam
na dwie linie przecinające się.
-
Kontrola.
Następne
było coś, co przypominało mi wiatr i jakąś rośline. Przesunęłam palcem po
wzorze.
- Jedność.
– powiedział.
Kolejny
wyglądał jak kontury płomienia.
Dziwnie się
zawahał zanim mi odpowiedział.
- Nadzieja.
– powiedział nadal z wahaniem w głosie.
- Mogę
spytać co konkretnie oznaczają i z czym się wiążą, czy może niekoniecznie? –
zapytałam niepewnie. Załuję trochę, że w ogóle zaczęłam pytać o ten tatuaż. Z
jednej strony bardzo mnie to ciekawiło z drugiej miałam ochotę żeby Harry
zapomniał, ze w ogóle o to pytałam. Nie spodziewałam się tego.
- Możesz. –
odparł po prostu. – Nie mam powodu, żeby ci o tym nie powiedzieć.
Skinęłam
tylko głową, czekając aż zacznie mówić.
- Tatuaż
zrobiłem jakiś niecały miesiąc po tym, jak chcąc nie chcąc wyprowadziłem się z
domu po akcji z Dylanem, rodzicami i Gemmą.
Tak właśnie
myślałam.
- Spokój
jest w znaczeniu dosłownym, straciłem swój spokój po tym wszystkim co się
stało. Kontrolę też, zwłaszcza nad samym sobą i własnym życiem. Nie byłem w
stanie wszystkiego pukładać, nieważne jak się starałem, zawsze coś nie
wychodziło. Jedność oznaczała moją rodzinę, a konkretnie więź z Gemmą, bo
właściwie moja rodzina od początku była mocno naciągana… I nadzieja… - zawahał
się - na to, że kiedykolwiek uda mi się
to jakoś naprawić i… Na to, że pewnego dnia wszystko będzie tak jakbym tego
chciał. – dokończył z lekka niepewnie.
Wow.
- Nie spodziewałam się aż tak głębokiego sensu
w którymś z twoich tatuaży. –
powiedziałam, wtulając się w niego. Poczułam przemożoną chęć okazania mu jakoś
swojego wsparcia. Wiem, że gdzieś tam, to wszystko go nadal boli, mimo że tego
szczególnie nie okazuje. A co gorsza, nie zapowiada się na to, żeby jego
nadzieja na naprawienie tego, co zaistniało miedzy nim a jego rodzicami okazała
się słuszna.
*oczami
Harry`ego*
- Jedność.
– powiedziałem, gdy wskazała kolejny wzór, który znam aż za dobrze.
Gdy musnęła
kolejny symbol, zawahałem się. Oznaczał duszę.
Zgaduję, że
gdy już wyjaśnię jej dosłowne znaczenie, będę musiał też powiedzieć jej co
oznaczają dla mnie. Nie widze w tym jakiegoś problemu, przeciwnie, chcę żeby wiedziała.
Ale z tłumaczeniem ostatniego symbolu mogłoby być ciężko i… Musiałbym nieco
minąć z prawdą, kombinować.
Przecież
nie powiem dziewczynie na której cholernie mi zależy, że straciłem sam siebie w
tym całym syfie, w którym babram się od
ładnych kilku lat. Ta cała dilerka, moje nastoletnie życie, te wszystkie
kłamstwa, sytuacja z rodzicami, w moim sercu…
Zdecydownie wolałbym nie przyznawać mojej
dziewczynie, że jest z chodzącą porażką, czego nawet ja sam jestem świadomy.
- Nadzieja.
– powiedziałem wahając się nieco. To pierwsze co mi przyszło do głowy.
Oczywiście, albo nie mówię całej prawdy albo
po prostu kłamę. Brawo, Styles.
- Mogę
spytać co konkretnie oznaczają i z czym się wiążą, czy może niekoniecznie? – zapytała
mnie, niepewnym głosem. Pewnie poczuła się źle z tym moim tłumaczeniem,
zwłaszcza że to tak osobisty temat i dosyć, hm, przykry.
Nie powinna
się bać zadawać mi pytań, myśląc że nie zechcę, żeby o tym wiedziała.
- Możesz. –
zapewniłem ją.. – Nie mam powodu, żeby ci o tym nie powiedzieć. – dodałem,
chcąc tym samym dać jej do zrozumienia, ze chcę żeby to o mnie wiedziała, a
także żeby była świadoma, ze jej ufam.
Nie na
tyle, żeby jej przyznać że sam siebie masz dosyć, kretynie.
Skinęła
tylko głową.
- Tatuaż
zrobiłem jakiś niecały miesiąc po tym, jak chcąc nie chcąc wyprowadziłem się z
domu po akcji z Dylanem, rodzicami i Gemmą.- zacząłem. - Spokój jest w
znaczeniu dosłownym, straciłem swój spokój po tym wszystkim co się stało. Kontrolę
też, zwłaszcza nad samym sobą i własnym życiem. Nie byłem w stanie wszystkiego
pukładać, nieważne jak się starałem, zawsze coś nie wychodziło. Jedność
oznaczała moją rodzinę, a konkretnie więź z Gemmą, bo właściwie moja rodzina od
początku była mocno naciągana… I nadzieja… - zawahałem się i nieco spanikowałem. O tym jeszcze nie
pomyślałem, żeby wymyśleć co ma to oznaczać. MYŚL.
-Na to, że
kiedykolwiek uda mi się to jakoś naprawić i…- zastanowiłem się chwilę.- Na to, że pewnego dnia wszystko będzie tak
jakbym tego chciał. – dokończyłem z ulgą. Udało się.
- Nie
spodziewałam się aż tak głębokiego sensu w którymś z twoich tatuaży. – powiedziała, wtulając się we mnie. Nadal
jest nieco… Skruszona? Tak bym to nazwał?
W końcu to nie ona kłamała w momencie
,,totalnej szczerości”…
Przytuliłem
ją do siebie i pocałowałem w czoło.
- Skarbie,
spokojnie. Nie jestem przecież zły, że zapytałaś, czy coś. – powiedziałem szczerze.
- To
dobrze. – mruknęła.
- Hej – uniosłem
palcami jej podbródek, żeby na mnie spojrzała. Popatrzyłem jej w oczy. – Chcę żebyś
wiedziała o ważnych dla mnie rzeczach, to po pierwsze. Po drugie, nigdy nie bój
się mnie o nic zapytać. Po trzecie, nigdy nie czuj się winna z mojego powodu.
Nie warto.
Patrzyła
tylko na mnie.
- Okej? –
zapytałem, chcąc uzyskać od niej jakąś reakcję.
- Okej. –
odpowiedziała. Usmiechnąłem się na to i pocałowałem
ją.
Na powrót
ułożyła się na moim ramieniu, a ja głaskałem jej nagie plecy.
Boże, jak
dobrze że ja ją mam.
Mimo, ze
cholernie nie zasługuję.
* ZOSTAW CHOCIAŻ EMOTIKONKĘ *
__________________________________
__________________________________
No cześć :3
I know, pisałam że wracam 16 lipca, a jest 26 so już dawno rozdział powinien być, ale cóż...
Wyszło tak, że tak na spokojnie w domu byłam 21 lipca.
Nie moja wina, że nagle wszystkim się na melanże zebrało xd
ANYWAYS
Ten tytuł tak bardzo adekwatny do reszty rozdziału że...
ALE NIE MOGŁAM SOBIE TEGO ODMÓWIĆ XD
PRZEPRASZAM OD RAZU ZA TO JAK ZBESZCZEŚCIŁAM CUDOWNĄ SCENĘ KIEDY NIALL DOWIADUJE SIĘ O CIĄŻY. I przepraszam, ze nie udało mi sie akurat w rozdziale dla Ady, bo ona to je Niall girl jak ja soł ... :C WYBACZ SKARBIE, chciałam z całego serca zeby wyszło perf ale.. To ja, soł -.-
Naprawdę myślałam, że będzie mi się to pisało najłatwiej, w końcu taki cudowny moment!
A tu... :)))
Nie wiem, idealnie mam w głowie ułożone wszystko, co Niall robi, jak wygląda, jego mimika, WSZYSTKO.
Ale za cholerę nie umiem tego ubrać w słowa :))) A więc wyszło .... coś takiego.
I najlepiej chyba wie o tym Agnes, której jęczałam do ucha że nie umiem :))) TEŻ CIĘ KOCHAM SKARBIE ♥
I CHWILA CISZY DLA MOJEJ DUSZY ROMANTYKA AKA
NAJAL KSIONŻE Z BAJKI
NAJAL ROMANTYG MÓWIĄCY O TYM JAK TO SPEŁNIAJĄ SIĘ JEGO MARZENIA
:')
I CHWILA CISZY DLA KREATYWNEJ LU AKA
HEBRAJSKIE TATUAŻE, ZNACZKI ETC.
dowiecie się z czasem po co to wgl xd
I CHWILA CISZY DLA ZGONA MALIKA
biedak jeszcze nie wie co go czeka jak już się obudzi :c
I CHWILA NA APLAUZ DLA MNIE
gdyż w końcu wzięłam się w garść i założyłam zeszyt na ff, w którym zaczynam porządkować całą akcję Sinistera, wszystkie pomysły i ułożyłam mniej więcej wszystko chronologicznie
Miejmy nadzieję, ze to pomoże mi jakoś zapanować nad chaosem albo zupełną pustką jaka panuje w mojej głowie gdy już siadam przed komputerem żeby napisać nowego sinistera.
( i piątka w czoło krzesłem za to, że do tej pory tego nie zrobiłam :))) )
I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE KOMENTARZE I ZROZUMIENIE MISIE ♥
Mordka mi się cieszyła max :')
All the love x
L.