Dedykacja dla Wiktorii Nykiel - welcome back ♥
You’re some kind of heaven
That’s all that I need
I found it in you
Too good to be true
You’re some kind of heaven
That’s all that I need
I found it in you
Too good to be true
*oczami Julie*
- Dlaczego nigdy wcześniej nic nie powiedziałeś? –
zapytałam, patrząc na niego. W moim głosie dało się wyczuć żal, mimo że tego
nie chciałam.
Od godziny siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim, na
chłodno. Wybaczyłam mu, aczkolwiek nadal miałam w głowie milion pytań i czułam,
że musimy o tym porozmawiać.
Sam Harry nie miał nic przeciwko temu, nie wymigiwał się od
żadnego z zadawanych przeze mnie pytań.
- Bo spodziewałem się, że będziemy się o to kłócić, będziesz
chciała żebym przestał, a to był łatwy zarobek. Poza tym, nie chciałem psuć
swojego wizerunku w twoich oczach. –
powiedział szczerze.
- Przecież mogłeś mi powiedzieć, gdy było już po wszystkim,
gdy się z tego wyplątałeś.
- Wtedy nawet nie
brałem takiej opcji pod uwagę, dalej chodziło mi o to, by być w twoich oczach
bez skazy. – wzruszył ramionami.
- Przez to głupie myślenie pakujesz się w kłopoty. –
mruknęłam niezadowolona.
- To źle, że facet chce być w oczach swojej kobiety ideałem?
– spojrzał na mnie.
- A nie przyszło ci do głowy, że jeśli kobieta już jest z
facetem, to on jest dla niej ideałem taki, jak jest, bez żadnego udawania? –
odparowałam.
- Nie jestem typem idealnym. – zaśmiał się. – Nie możesz
mieć mi tego za złe.
- Dobra, ale nadal nie mieści mi się w głowie to z Cody`m. O
tym chyba mogłeś mi powiedzieć, miałeś jakieś milion okazji.
- Miałem się chwalić tym, że szczeniak, który teraz jest
twoją rodziną mnie szantażuje, a jego bronią jest moja chujowa przeszłość? Nie,
dzięki. – prychnął brunet.
Wywróciłam oczami.
- Jesteś popieprzony, Harry. – westchnęłam.
- Tak? A myślałem, że dla ciebie jestem idealny? –
powiedział wyraźnie rozbawiony.
Nie mając żadnego sensownego argumentu, uderzyłam go
żartobliwie pięścią w ramię.
Zaśmiał się tylko i przyciągnął mnie do siebie, przytulając
mnie.
- Nawet nie wiesz, jak cholernie się bałem, że po tym
wszystkim odejdziesz. – powiedział cicho, głaszcząc dłonią moje plecy.
Powstrzymałam się od słów ,,Ja też”.
- Ale nie odeszłam. – powiedziałam tylko.
- I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. – powiedział i
pocałował mnie w czoło.
Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego, upajając się
upragnionym spokojem i ciepłem jego ciała.
Po kilkunastu minutach naturalnej i błogiej ciszy między
nami, Harry się odezwał.
- Julie, jest jeszcze coś, o czym chciałbym ci powiedzieć. –
powiedział, a jego słowa niemal wprawiły mnie w stan przedzawałowy.
- Co jest? – zapytałam cała spięta.
- Spokojnie, nic nie zrobiłem. – powiedział szybko, jednak
nadal byłam zaniepokojona.
Co jeszcze do cholery?
- Chcę pomóc Cody`emu. – powiedział.
Zamrugałam kilka razy.
- Jak to? – zapytałam nierozumiejąc o co chodzi.
- Okłamał nas, kiedy wtedy powiedział, że wszystko z tymi
kolesiami jest już załatwione. Rano u twoich rodziców, kiedy nas nakryłaś,
słyszałem jego rozmowę i wyraźnie mówił im, że dostarczy im resztę. A potem sam
mi się do tego przyznał, gdy go przycisnąłem.
Wezbrała we mnie złość.
- Kolejny kłamca. – syknęłam, nie zastanawiając się nad sensem moich słów. W oczach Harry`ego zobaczyłam
ból.
Cholera, uraziłam go.
- Przepraszam. – powiedziałam szybko. – Nie chciałam…
- Nie przepraszaj. – przerwał mi. – Masz rację. – uśmiechnął
się krzywo.
- Ja naprawdę nie… - zaczęłam, ale znowu mi przerwał.
- Naprawdę nie ma sprawy, Julie. – uciął. – W każdym razie
wiem, że sam nie jest w stanie kupić czegoś, co nie obciąży go konkretnie pod
względem finansowym i jednocześnie co nie jest jakąś chujową mieszanką gówna. A
że tamci są wprawieni, poznają się na tym co im da. A jeśli im tego nie odda, pewnie spuszczą mu
wpierdol i na tym się nie skończy. Uwierz mi,
wiem jakie jest myślenie i zachowania takich typów i dla mnie nie ma
innego wyjścia niż pomoc mu. Jestem w stanie załatwić mu coś co ich zadowoli i
nie kosztuje fortuny. Odda im wszystko i będzie święty spokój. A poza tym mam
zamiar też wyciągnąć z niego, co takiego potrzebował od takich typów jak ci
dwaj.
- Rylie o tym wszystkim wie? – zapytałam, chociaż myślę, że
znam odpowiedź.
- Nie. – odparł. No tak.
Cholera. Naprawdę dobrali się. Zaskakujące, jak bardzo
podobni do siebie są Cody i Harry. Mają więcej wspólnego niż im się wydaje.
Oboje mają swoje za uszami, kłamią i są w tym naprawdę
dobrzy. Współczuję tylko Riley bycia nieświadomą zakochaną, jaką ja byłam do
niedawna.
Swoją drogą, muszę sobie pogadać z Cody`m. Nie ma opcji, że
Riley będzie drugą mną, nie zasługuje na to.
Jednoczeście czułam opór. Harry znowu miałby wejść do tego
światka. Niby już z tym skończył, ale sam fakt, że musiałby odświeżyć kontakty,
przyprawia mnie o gęsią skórkę. Ale
Harry miał rację, Cody sam tego nie ogarnie. Jest tylko dzieciakiem, wbrew
pozorom. Na dodatek nieźle zagubionym w tym wszystkim. I naprawdę nie chcę, by
spotkało go coś złego.
O Boże.
- Rób, co musisz. – powiedziałam tylko.
- Dobrze. – odetchnął.
- Dziękuję, Harry. – powiedziałam szczerze.
- Za co? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Za to, że chcesz mu pomóc.
- Robię to tylko dla ciebie. – powiedział i pocałował mnie w
usta.
Wiedziałam, że to tylko po części prawda. Owszem, robił to też ze względu
na mnie, ale Harry chce pomóc
Cody`emu, jestem tego pewna. Może sam do siebie nie dopuszczał takiej myśli,
ale tak jest. Wie, jak to jest być zagubionym chłopakiem z milionem problemów i
zwyczajnie chce mu pomóc i go z tego wyciągnąć by uniknął tego, w co Harry był
wplątany jako nastolatek.
Ale przecież się do tego nie przyzna.
- dwa dni później-
*oczami Harry`ego*
Nie spodziewałem się,
że jeszcze kiedykolwiek znajdę się znowu w tym miejscu. Ale czego się nie robi,
gdy się kogoś kocha, nie?
Chociaż sam fakt, że znowu mam zobaczyć tego człowieka,
napawała mnie stresem. Nie wiem czemu,
ale cóż.
Zatrzymałem samochód na dobrze mi znamym, obskurnym parkingu
i wysiadłem. Mimo, że go nie widziałem, wiedziałem, że już na mnie czeka.
Zawsze tak było.
Podszedłem bliżej budynku i z cienia wyłoniła się postać
mężczyzny. Oto i on.
- Styles, kopę lat! – zawołał wesoło.
- Cześć Daniel. –
powiedziałem niechętnie. Cholera, nie lubię gościa.
Nie zmienia się wcale. Te same przekrwione oczy, wychudzona
sylwetka, zapadnięte policzki.
- Nie spodziewałem się twojego telefonu. – powiedział
wyraźnie usatysfakcjonowany.
- Ja też się nie spodziewałem, że będę musiał do ciebie kiedykolwiek
dzwonić. – odparłem mniej ucieszony.
- A jednak, znowu się spotykamy. – powiedział niemal
tryumfującym tonem.
- A jednak. – zgodziłem się.
- Wyobraź sobie mój szok, gdy nagle zamiast ciebie
przyjeżdża jakiś młody chłystek i mówi, że od teraz to on się zajmuje tym
terenem. Wiesz, jakby byłem zawiedziony, że się ze wszystkiego wycofałeś? Chyba
się do ciebie przywiązałem. -
zarechotał, bo tylko tak można określić kaszlowy churkot wydobywający
się z jego gardła.
- Nie wątpię. – prychnąłem.
- A wiesz co mnie najbardziej zastanawia? Że nagle
potrzebujesz takiej ilości prochów. –powiedział podejrzliwym tonem. –
Niepodobne do ciebie.
- Zdarza się. – mruknąłem niechętnie.
- Przez te wszystkie lata nigdy nie chciałeś żadnego towaru
i teraz nagle to się zmienia? Czyżbyś się staczał na stare lata? – zaśmiał się
pogardliwie.
Do czego ten kutas dąży?!
- Może i tak. – odparłem zdawkowo. – Masz coś dla mnie? –
zapytałem nie chcąc dalej tracić czasu na bezsensowne rozmowy z nim.
- Oczywiście, że mam. – powiedział i wyciągnął z kieszeni
pokaźną papierową torbę.
- Tyle ile się umawialiśmy? – zapytałem, przyglądając mu się
uważnie. Rzucił mi w ręce torbę.
- Sprawdź, jeśli mi nie ufasz. – był wyraźnie rozbawiony.
Bez słowa zajrzałem do środka, pośpiesznie skanując wzrokiem
jej zawartość.
Widząc, że wszystko się zgadza, wyciągnąłem plik banknotów z
kieszeni i podałem ją Danielowi, który z wyraźną satysfakcją je przeliczył.
- Zgadza się. - powiedział zadowolony.
- Na razie, Daniel. – rzuciłem, nie chcąc tracić więcej
czasu niż potrzeba i skierowałem swoje kroki do auta.
- Zaraz, Styles! Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, czemu
odszedłeś? – zawołał za mną.
Zacisnąłem szczęki.
- Bo miałem swoje powody. – rzuciłem tylko, nie oglądając się
i wsiadłem do samochodu.
- Do następnego! – pomachał mi ostentacyjnie.
Nigdy, kurwa, w życiu.
***
- Dasz mu to dzisiaj? – zapytała Julie, chowając szklanki do
szafki.
- Nie, dam mu w piątek, nie chcę żeby mu coś strzeliło do
głowy. Starczy nam problemów. – powiedziałem, przyglądając jej się.
Miała na sobie zwykłą koszulkę i legginsy, a włosy związała
luźno w coś bliżej nieokreślonego na czubku głowy. I przysięgam, że wygląda
pięknie.
I cholernie pociągająco.
- Myślisz, że byłby na tyle nieodpowiedzialny? – westchnęła.
- Był na tyle nieodpowiedzialny by w ogóle wpakować się w
ten syf, więc wolę dmuchać na zimne. – odpowiedziałem, starając się pozostać
skupiony nad naszą rozmową, a jednocześnie obserwowałem każdy jej ruch.
Nic nie poradzę na myśli pojawiające się w mojej głowie.
- Nie mieści mi się to w głowie. – powiedziała poirytowana.
– Co było na tyle ważne, by uciekać się do kontaktów z takimi ludźmi? Aż boję
się myśleć, co się za tym kryje i w co jeszcze jest zamieszany. – brunetka była
wyraźnie zmartwiona.
Nie dziwię się, pewnie przywiązała się do Cody`ego i do
myśli, że jest w pewnym sensie jego starszą siostrą.
Wstałem i podszedłem do niej. Objąłem ją ramionami i
przytuliłem do mojego ciała, zaspokajając pragnienie dotknięcia mojej kobiety. Składałem
powolne pocałunki na jej szyi, chcąc zlikwidować jej zdenerwowanie.
Odetchnęła i nieco rozluźniła się w moich ramionach. Wyjąłem
szklanki z jej dłoni, odstawiłem je na blat i obróciłem ją w moją stronę.
Popatrzyła mi w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie martw się o nic, kochanie. Wszystkim się zajmę. –
zapewniłem ją.
Pokiwała tylko głową i pocałowała mnie. W końcu.
Ochoczo odwzajemniłem pocałunek i przylgnąłem do niej całym
ciałem.
- Tobą też chętnie się zajmę. – wymruczałem w jej usta.
Zaśmiała się.
- Harry! – jęknęła rozbawiona, układając dłonie na moich
barkach.
- Mówię całkiem poważnie. – powiedziałem i ponownie ją
pocałowałem, sunąc dłońmi po jej ciele.
- Właśnie widzę. – mruknęła i wplotła dłonie w moje włosy,
odwzajemniając pocałunki.
Tylko tyle było mi trzeba.
Łapiąc ją pod pośladkami uniosłem ją bez większego wysiłku.
Posłusznie oplotła mnie w nogami w pasie.
Nie mogłem ukryć zadowolenia z tego, że myślimy o tym samym.
Zresztą zawartość moich bokserek również.
Bez trudu zaniosłem ją do sypialni, aż za dobrze znając
drogę.
Moje dłonie błądziły po jej ciele, otrzymując w odpowiedzi
jej przyśpieszony oddech.
Ułożyłem ją na łóżku i przylgnąłem do niej, rozkoszując się
smakiem jej ust.
Gładziła dłońmi moje barki, zjeżdżając po klatce piersiowej
coraz niżej, do brzegu koszulki.
Pociągnęła rąbki do góry, na co ochoczo przystałem i szybko
pozbyłem się zbędnej części garderoby. Nie tracąc czasu zszedłem pocałunkami do
jej szczęki, szyi i obojczyków, zsunąłem zębami bluzkę i ramiączko od stanika z
jej ramienia. Całą swoją uwagę skupiłem na powolnym całowaniu jej pięknego
ciała.
Brunetka jęknęła przeciągle, gdy zassałem skórę na jej szyi,
zostawiając po sobie mały ślad.
- Harry… - mruknęła karcąco. Uśmiechnąłem się przy jej
skórze i pocałowałem krótko lekko zasinione miejsce.
- Cśśśś…. – uciszyłem ją i wróciłem do jej ust, wsuwając w
tym samym momencie dłoń pod jej koszulkę. Już po kilku chwilach zaczęła mi
przeszkadzać, więc szybko się jej pozbyłem.
Szybko uczyniłem to samo z jej legginsami i moimi spodniami.
Nie miałem już cierpliwości czekać dłużej.
Moje dłonie pieściły jej piersi, a usta szyję, na co
odpowiadała cichymi jękami i westchnieniami.
- Harry… - mruknęła tym razem nagląco.
- Cierpliwości, kotku. – powiedziałem rozbawiony.
- I z czego się cieszysz? – zmusiła się do karcącego tonu
i szturchnęła mnie zaczepnie w brzuch.
- Uwielbiam doprowadzać cię do takiego stanu. –
powiedziałem, patrząc w jej roziskrzone oczy i zanim zdążyła coś odpowiedzieć,
pocałowałem ją i przylgnąłem swoimi biodrami do jej bioder, na co jęknęła w
moje usta.
Tak, cholera, tak!
Zakołysałem biodrami chcąc jeszcze raz ją usłyszeć, lecz
szybko zapragnąłem więcej, głośniej.
Pozbawiłem ją stanika, odrzucając go za siebie. Moja dłoń
powędrowała między jej nogi, na co zadrżała.
Ustami przylgnąłem do jej piersi, prowokując jej kolejne
westchnienia.
Zgodnie z ruchami mojej dłoni, zaciskała dłonie na moich
ramionach i przymykała powieki z przyjemności.
Świadomość, że to ja jestem jej źródłem tylko bardziej mnie
nakręcała.
Z kolejnym jękiem Julie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Brunetka zastygła w miejscu i szybko odsunęła moją dłoń.
O nie.
- Daj spokój skarbie, nie otwierajmy. – mruknąłem marudnie,
całując jej szyję. Miałem ochotę poważnie uszkodzić tego, kto stoi przed tymi
cholernymi drzwiami.
Dzwonek rozległ się poraz kolejny i to wystarczyło by Julie
przestała się wahać.
- Przestań, Harry! Nie można tak. – powiedziała i wstała
szybko.
Szlag by to trafił!
- Julie, kotku! – zabrzmiałem niemal żałośnie. Zakładała już
w popłochu stanik i bluzkę.
- Uspokój się, Harry! Dokończymy to! – powiedziała
zniecierpliwona i wyskoczyła z pokoju.
Powiedz to mojemu penisowi, kochanie.
Z irytacją i niemal bólem szybko wrzuciłem na siebie dżinsy
i koszulkę, starając się zatuszować moją ekhm, gotowość.
- Tom! – usłyszałem radosny pisk Julie.
Tom?
Cholera, wyjdę z powstaniem w spodniach do brata mojej
dziewczyny, wspaniale.
Pośpiesznie się poprawiłem i z duszą na ramieniu zszedłem po
schodach. Julie już trzymała w objęciach nieznajomą mi brunetkę.
- Cześć! – powiedziałem wesoło, starając się panować nad
sobą.
- Harry. – powiedział serdecznie Tom i uścisnął moją dłoń. –
A to jest Agnes. – powiedział dumnie, kładąc dłoń na plecach dziewczyny.
- Harry, miło mi. – przedstawiłem się i ująłem jej dłoń.
- Wchodźcie, wchodźcie, nie będziemy tak stać w drzwiach. –
powiedziała rozradowana Julie.
Zaskakujące, dopiero wiła się z rozkoszy pod moim dotykiem,
a teraz tryska energią. JAK?
Goście przystali na propozycję i weszli do środka. Nie
czekałem i od razu skierowałem swoje kroki do kuchni, chcąc przygotować jakiś
poczęstunek. Postanowiłem dać Julie szansę nacieszenia się w pełni bratem i
jego dziewczyną. Swoją drogą, czy tylko ja zauważyłem pierścionek na jej palcu?
- Kawy, herbaty, wina? – zapytałem zanim Julie pogrążyła się
w rozmowie.
- Ja poproszę kawę. – powiedziała wesoło Agnes.
- Ja też. – skinął mi
Tom.
- Opowiadajcie, co u was? Czemu nie dzwoniłeś, że
przyjeżdżacie? – zasypywała ich pytaniami Julie.
- Plan był taki, żeby przyjechać na ten weekend do rodziców,
razem z wami i Cody`m. – wyjaśnił Tom – Ale niestety miałem małe problemy w
pracy i wszystko się przesunęło.
Na wspomnienie feralnego weekendu, aż przeszły mnie ciarki.
- Szkoda, że was nie było. Ale wszystko u was w porządku? –
zapytała brunetka.
- Nawet lepiej niż w porządku. – powiedział wyraźnie Tom.
Oooo widzę, co się szykuje.
Julie spojrzała na nich zdezorientowana, a Tom pocałował
dłoń Agnes, na której był pierścionek.
Do mojej kobiety dopiero po kilku chwilach dotarł sens tego
gestu.
Zakryła usta dłonią.
- Zaręczyliśmy się. – potwierdził ostatecznie moje
przypuszczenia Tom.
- O mój Boże! – pisnęła Julie i rzuciła się im w ramiona,
gratulując im.
Wiedziałem.
Dołączyłem do nich, także składając im szczerze gratulacje.
- Macie zaplanowaną jakąś datę? – zapytała wesoło Julie. Aż
miło było patrzeć na to, jak cieszy się szczęściem brata.
- Nie, jeszcze nie. Oświadczyłem się dwa tygodnie temu. –
powiedział Tom z uśmiechem na ustach i cmoknął Agnes w czoło.
*oczami Julie*
Zanim się obejrzeliśmy, było już późno. Tom i Agnes chcieli
już się zbierać i jechać do taty i Samanthy. Wykorzystałam chwilę na osobności
z Tomem, kiedy poszliśmy do kuchni.
- Czemu nie zadzwoniłeś, nie pochwaliłeś się? Chyba jako
młodsza siostra mam pierwszeństwo? – powiedziałam zaczepnie.
- Chcieliśmy powiedzieć wam wszystkim podczas tego weekendu,
trochę słabo wyszło. – odpowiedział Tom.
- Zaskoczyliście mnie. Zwłaszcza, że ostatnim razem kiedy
rozmawialiśmy, rozstawałeś się z Agnes. – zauważyłam.
- Ostatnim razem rozmawialiśmy dobre kilka miesięcy temu,
Julce. – westchnął.
Nic nie poradzę na ukłucie smutku, towarzyszące jego słowom.
Jak na kochające się rodzeństwo, naprawdę mieśliśmy chujowy
kontakt.
- Przepraszam, Tom. – mruknęłam niemrawo.
- To ja przepraszam, J. – powiedział szczerze, patrząc na
mnie. – To ja jako starszy brat powinienem sprawdzać co u mojej małej siostry. Uwierz,
w ostatnim czasie cholernie dużo na mnie spadło, nie do końca sobie radziłem.
Przepraszam, że w międzyczasie cię zaniedbałem. – mówił, biorąc mnie w ramiona.
- Ja też mogłam się odezwać, ale wierz mi lub nie, u mnie
też nie było nudno. – westchnęłam.
- Nawet nie rozmawialiśmy o Samanthcie. Dzwoniłaś, a ja nie
odebrałem, zapomniałem oddzwonić. Przepraszam przede wszystkim za to. Na pewno
wtedy mnie potrzebowałaś, a ja zawiodłem.
- Naprawdę nic się nie stało. Poradziłam sobie z tym. –
zapewniłam go. Chciał coś powiedzieć, ale nie chciałam ciągnąć tej smutnej
rozmowy.
- Mów lepiej, jak z Agnes udało wam się zejść? – zapytałam z
uśmiechem.
- Co ty na to, żebyśmy jeszcze się w tym tygodniu spotkali i
na spokojnie porozmawiali o wszystkim? Zostajemy tu na tydzień.
- Pewnie. – zgodziłam się ochoczo i jeszcze raz przytuliłam
brata. Niesamowicie dobrze było znowu mieć go przy sobie. Już zapomniałam jak
wielkie oparcie w nim miałam.
***
- Dzwońcie jak będziecie mieć wolną chwilę to się spotkamy!
– powiedziałam, całując Agnes i Toma na pożegnanie.
- Wy tez wpadnijcie jeszcze do taty, spotkamy się wszyscy
razem. – powiedział Tom, otwierając samochód.
- Zobaczymy, jak to wszystko się poukłada. – powiedziałam i
pomachałam im, patrząc jak odjeżdżają. Staliśmy z Harry`m w drzwiach.
Samochód odjechał a ja westchnęłam.
- Są świetną parą. – powiedziałam.
- Prawie tak świetną jak my. – mruknął Harry, muskając
ustami moją szyję.
- Prawie. – zaśmiałam się i odprężyłam w jego ramionach,
rozkoszując się jego pocałunkami.
- Chyba mamy pewną nieskończoną sprawę, czyż nie? – zapytał
niskim głosem, musnął płatek mojego ucha i wsunął dłoń pod moją koszulkę,
dotykacją brzucha, wywołując u mnie tym samym przyjemne dreszcze.
- Chyba tak. – odparłam z uśmiechem opierając głowę na jego
ramieniu. Niczego więcej nie potrzebował. Zamknął tylko drzwi wejściowe.
***
- Skarbie… - znajomy głos dotarł do mojej świadomości.
Nie chciałam jeszcze wstawać.
Chcąc odgonić głos, przekręciłam się na drugi bok.
- Julie, kotku… - usłyszałam znowu. Mruknęłam tylko coś w
nadziei, że cokolwiek mi przeszkadza, pójdzie sobie.
Z ulgą stwierdziłam, że głos nie powraca. Zamiast tego
poczułam niezwykle przyjemny dotyk na policzku, szczęce, szyi.
- Julie…
Niemal z bólem zmusiłam się do otwarcia jednego oka. Kudłata
czupryna tuląca się do mnie.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, żeby mnie budzić,
Harry. – wymamrotałam marudnie.
- Owszem mam. – powiedział wyraźnie rozbawiony i cmoknął
mnie w policzek. – Wstawaj ślicznotko.
- Nie. – odparłam krótko, chowając twarz w poduszkę.
- Nie? – zaśmiał się.
- Głuchy jesteś? – warknęłam w materiał, który mnie
zagłuszał, przez co brzmiałam raczej komicznie a nie groźnie.
- Wstawaj mała, nie pożałujesz. – powiedział tylko, klepiąc
mnie w tyłek, na co tylko burknęłam.
Po kilku minutach zmusiłam się jednak do wstania. Co Harry
znowu kombinuje?
Westchnęłam tylko i poczłapałam do łazienki, nadal nago i
wzięłam szybki prysznic.
Doprowadziłam się do względnego porządku. Wychodząc z
łazienki natknęłam się na Harry`ego siedzącego na łóżku z jedną z moich
sukienek w ręku.
- Zrób mi proszę przyjemność i załóż ją dzisiaj, dobrze? –
powiedział z lekkim uśmiechem i wstał.
- Och co ja bym bez ciebie zrobiła, stylistko. – prychnęłam.
- Rozchmurz się bo dzisiaj czeka cię miły dzień. –
powiedział wyraźnie zadowolony i cmoknął mnie w usta.
- Co kombinujesz? – zapytałam.
- Ubieraj się skarbie i chodź na śniadanie. – odparł tylko i
wyszedł.
Pffff.
Przysięgam, jeśli wymyślił coś głupiego, to go zabiję.
Z irytacją założyłam sukienkę, poprawiłam włosy i zeszłam na dół, podążając za zapachem naleśników.
Przywitał mnie wspaniały widok mężczyzny w kuchni, a więc na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wszystko wspaniale, tylko co się za tym kryje? - zapytałam rozbawiona i usiadłam na blacie koło stojącego Harrego, który ze skupieniem na twarzy smażył naleśniki.
- Może na przykład to, że chciałem ci zrobić miłą niespodziankę? - zasugerował niemal oburzony.
- Nie byłabym taka podejrzliwa, gdyby takie cuda zdarzały się częściej. - powiedziałam zaczepnie, czekając na jego reakcję.
- Żebyś się nie zdziwiła! - żachnął się, ale na jego ustach pojawił się uśmiech.
Przyglądałam się z uśmiechem jak wszystko przygotowywał i układał na stole.
- Gotowe. - powiedział wesoło, na co zeskoczyłam ochoczo z blatu, cmoknęłam go w policzek i usiadłam na krześle.
- Powiesz mi co takiego na dzisiaj wymyśliłeś? - zapytałam, nakładając sobie naleśnika i z lubością biorąc łyk kawy.
- Porywam cię. - odparł prosto.
- Jakieś szczegóły? - zapytałam rozbawiona jego słowami.
- Zobaczysz. - powiedział zdawkowo z poważną miną.
Zaintrygowało mnie to. Nie wiem czego się spodziewać, powinnam się martwić...?
- Powinnam coś ze sobą wziąć? - zapytałam zaciekawiona.
- Ze mną masz wszystko co potrzebne. - powiedział z cwaniackim uśmiechem, na co wywróciłam oczami, ale nie drążyłam dalej.
W końcu co może się stać?
W milczeniu dokończyliśmy śniadanie i zostałam odeskortowana do samochodu.
Właściwie pierwszy raz się tak zachowuje, więc jestem naprawdę ciekawa, co się stało i co on w ogóle planuje.
Próbowałam się domyśleć czegokolwiek wnioskując z jego zachowania, ubioru, tego co ze sobą bierze.
Ale nie brał nic, był ubrany swobodnie, cały czas się tajemniczo uśmiechał.
Nie wiem co jest grane, ale chyba mi się to podoba.
- Skoro już jedziemy, możesz mi powiedzieć o co chodzi? - postanowiłam nie odpuszczać.
Pokręcił głową rozbawiony.
- Po prostu chcę, żebyś spędziła miło dzień. - odparł lakoniczne, czym tylko podsycił moją cichą ekscytację.
- Harry! - jęknęłam zniecierpliwiona.
- Nie marudź, kochanie. - zaśmiał się tylko, na co wydęłam dolną wargę.
Szybko zmienił temat, pogrążając nas w rozmowie, na której jednak ciężko było mi się skupić, biorąc pod uwagę moją ciekawość. Do głowy przychodziło mi wiele pomysłów.
Robiłby z tego taką wielką sprawę, gdyby chodziło tylko o obiad na mieście? Może zaplanował coś z Tomem? Albo z Horanami?
Z zaskoczeniem stwierdziłam już po kilkunastu minutach jazdy, że wyjeżdżamy z Northland
Spojrzałam na Harry`ego pytającym wzrokiem, ale on tylko kontynuował to co mówił.
A niech cię cholera, Styles.
- Rozmawiałem z ojcem. - powiedział nagle na wydechu, a to wystarczyło, by zwrócić całą moją uwagę.
- I jak? - zapytałam nieco zaniepokojona. Zawsze mówił mi o wizytach u swojego ojca, czy rozmowach z nim, ale za każdym razem trochę się obawiałam tego, czego mogę się dowiedzieć. Ostatnio byliśmy u niego razem, wyniki wychodziły lepsze, ale lekarze sceptycznie podchodzili do pomysłu powrotu do domu.
- W szpitalu stwierdzili, że jeżeli będzie miał w domu zapewnioną opiekę lekarską, to mogą go wypisać. Aktualnie trwają rodzinne dyskusje jak wyjście jest lepsze.
- Nad czym tu dyskutować? Chyba lepiej, żeby był w domu, nawet jeśli pod opieką lekarza? - powiedziałam.
- Tata uparcie twierdzi, że nie chce być traktowany jak kobieta w ciązy we własnym domu. - westchnął.
- Poważnie?
- Naprawdę. Brnie uparcie, że nie chce niczyjej opieki, że nie jest stary i niedołężny.
- Woli leżeć w szpitalu? - zapytałam.
- Mówi, że jak ma wybierać to już woli ,,szpital w szpitalu, niż szpital w domu". - prychnął Harry.
Nie ma co, silne charaktery Stylesów.
- Próbowałeś go jakoś przekonać?
- Pewnie, ale on wie swoje. Nie wiem, może podjadę do nich w przyszłym tygodniu jak się wyrwę i spróbuję jeszcze raz. Jak można być tak upartym. - pokręcił głową zmartwiony. Było po nim widać, jak bardzo mimo wszystko przejmuje się stanem ojca.
- Jesteś tak samo uparty jak on. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- W takim razie szczerze ci współczuję życia ze mną. - powiedział pół-żartem, pół-serio.
- No nie powiem, łatwo nie jest. - zaśmiałam się.
- Prawie jesteśmy, skarbie. - powiedział, a moja ekscytacja i ciekawość powróciły w ciągu sekundy.
Zabawne jak szybko odwrócił moje myśli od tej całej ,,niespodzianki".
Pośpiesznie wyjrzałam przez szybę samochodu, chcąc wiedzieć gdzie jesteśmy.
Wjechaliśmy do uroczego miasteczka, które wyglądało bardzo znajomo. Jestem pewna, że byłam to jako dziecko.
Widząc tabliczki z ulicami, dopatrzyłam się nazwy, której uparcie szukałam w myślach. Roadcliff.
Małe miasteczko letniskowe położone nad rzeką, idealne na letnie wycieczki. Gdy byłam mała, w każde wakacje przyjeżdżaliśmy tu nad wodę, odpocząć i pozwiedzać urocze, zabytkowe miasto. Kochałam tutaj przyjeżdżać. Z niemałym sentymentem patrzyłam na mijane obiekty, widząc że niektóre pozostały takie je zapamiętałam.
- Czemu tu jesteśmy? - zapytałam zaciekawiona.
- Chciałem zrobić ci przyjemność, opowiadałaś mi o tym miejscu, więc pomyślałem, że miło będzie się tu przejechać i odetchnąć trochę od tego wszystkiego. - powiedział Harry, ale miał nieco niepewny ton głosu. Zatrzymał auto na parkingu i spojrzał na mnie.
- Jeśli nie masz na to ochoty, czy ci się tu nie podoba, to w każdej chwili możemy... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
- Zwariowałeś? Uwielbiam to miejsce!- zawołałam i nachyliłam się, by pocałować go, co z radością odwzajemnił.
- To dobrze, już myślałem, że nie trafiłem. - zaśmiał się i wysiedliśmy z auta. Ładna, słoneczna pogoda tylko nadawała niezwykłego kilmatu miejscowości, który zawsze uwielbiałam.
Z radością małego dziecka w sercu wzięłam go za rękę i ruszyliśmy małą uliczką ku rynkowi.
Byłam też niesamowicie rozczulona jego niespodzianką i tym, że pamiętał o tym, jak mu opowiadałam o Roadcliff. To kochane, że chciał zrobić dla mnie coś tak miłego.
- Kocham Cię, Harry. - powiedziałam cicho, ściskając mocniej jego dłoń.
Przyglądałam się z uśmiechem jak wszystko przygotowywał i układał na stole.
- Gotowe. - powiedział wesoło, na co zeskoczyłam ochoczo z blatu, cmoknęłam go w policzek i usiadłam na krześle.
- Powiesz mi co takiego na dzisiaj wymyśliłeś? - zapytałam, nakładając sobie naleśnika i z lubością biorąc łyk kawy.
- Porywam cię. - odparł prosto.
- Jakieś szczegóły? - zapytałam rozbawiona jego słowami.
- Zobaczysz. - powiedział zdawkowo z poważną miną.
Zaintrygowało mnie to. Nie wiem czego się spodziewać, powinnam się martwić...?
- Powinnam coś ze sobą wziąć? - zapytałam zaciekawiona.
- Ze mną masz wszystko co potrzebne. - powiedział z cwaniackim uśmiechem, na co wywróciłam oczami, ale nie drążyłam dalej.
W końcu co może się stać?
W milczeniu dokończyliśmy śniadanie i zostałam odeskortowana do samochodu.
Właściwie pierwszy raz się tak zachowuje, więc jestem naprawdę ciekawa, co się stało i co on w ogóle planuje.
Próbowałam się domyśleć czegokolwiek wnioskując z jego zachowania, ubioru, tego co ze sobą bierze.
Ale nie brał nic, był ubrany swobodnie, cały czas się tajemniczo uśmiechał.
Nie wiem co jest grane, ale chyba mi się to podoba.
- Skoro już jedziemy, możesz mi powiedzieć o co chodzi? - postanowiłam nie odpuszczać.
Pokręcił głową rozbawiony.
- Po prostu chcę, żebyś spędziła miło dzień. - odparł lakoniczne, czym tylko podsycił moją cichą ekscytację.
- Harry! - jęknęłam zniecierpliwiona.
- Nie marudź, kochanie. - zaśmiał się tylko, na co wydęłam dolną wargę.
Szybko zmienił temat, pogrążając nas w rozmowie, na której jednak ciężko było mi się skupić, biorąc pod uwagę moją ciekawość. Do głowy przychodziło mi wiele pomysłów.
Robiłby z tego taką wielką sprawę, gdyby chodziło tylko o obiad na mieście? Może zaplanował coś z Tomem? Albo z Horanami?
Z zaskoczeniem stwierdziłam już po kilkunastu minutach jazdy, że wyjeżdżamy z Northland
Spojrzałam na Harry`ego pytającym wzrokiem, ale on tylko kontynuował to co mówił.
A niech cię cholera, Styles.
- Rozmawiałem z ojcem. - powiedział nagle na wydechu, a to wystarczyło, by zwrócić całą moją uwagę.
- I jak? - zapytałam nieco zaniepokojona. Zawsze mówił mi o wizytach u swojego ojca, czy rozmowach z nim, ale za każdym razem trochę się obawiałam tego, czego mogę się dowiedzieć. Ostatnio byliśmy u niego razem, wyniki wychodziły lepsze, ale lekarze sceptycznie podchodzili do pomysłu powrotu do domu.
- W szpitalu stwierdzili, że jeżeli będzie miał w domu zapewnioną opiekę lekarską, to mogą go wypisać. Aktualnie trwają rodzinne dyskusje jak wyjście jest lepsze.
- Nad czym tu dyskutować? Chyba lepiej, żeby był w domu, nawet jeśli pod opieką lekarza? - powiedziałam.
- Tata uparcie twierdzi, że nie chce być traktowany jak kobieta w ciązy we własnym domu. - westchnął.
- Poważnie?
- Naprawdę. Brnie uparcie, że nie chce niczyjej opieki, że nie jest stary i niedołężny.
- Woli leżeć w szpitalu? - zapytałam.
- Mówi, że jak ma wybierać to już woli ,,szpital w szpitalu, niż szpital w domu". - prychnął Harry.
Nie ma co, silne charaktery Stylesów.
- Próbowałeś go jakoś przekonać?
- Pewnie, ale on wie swoje. Nie wiem, może podjadę do nich w przyszłym tygodniu jak się wyrwę i spróbuję jeszcze raz. Jak można być tak upartym. - pokręcił głową zmartwiony. Było po nim widać, jak bardzo mimo wszystko przejmuje się stanem ojca.
- Jesteś tak samo uparty jak on. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- W takim razie szczerze ci współczuję życia ze mną. - powiedział pół-żartem, pół-serio.
- No nie powiem, łatwo nie jest. - zaśmiałam się.
- Prawie jesteśmy, skarbie. - powiedział, a moja ekscytacja i ciekawość powróciły w ciągu sekundy.
Zabawne jak szybko odwrócił moje myśli od tej całej ,,niespodzianki".
Pośpiesznie wyjrzałam przez szybę samochodu, chcąc wiedzieć gdzie jesteśmy.
Wjechaliśmy do uroczego miasteczka, które wyglądało bardzo znajomo. Jestem pewna, że byłam to jako dziecko.
Widząc tabliczki z ulicami, dopatrzyłam się nazwy, której uparcie szukałam w myślach. Roadcliff.
Małe miasteczko letniskowe położone nad rzeką, idealne na letnie wycieczki. Gdy byłam mała, w każde wakacje przyjeżdżaliśmy tu nad wodę, odpocząć i pozwiedzać urocze, zabytkowe miasto. Kochałam tutaj przyjeżdżać. Z niemałym sentymentem patrzyłam na mijane obiekty, widząc że niektóre pozostały takie je zapamiętałam.
- Czemu tu jesteśmy? - zapytałam zaciekawiona.
- Chciałem zrobić ci przyjemność, opowiadałaś mi o tym miejscu, więc pomyślałem, że miło będzie się tu przejechać i odetchnąć trochę od tego wszystkiego. - powiedział Harry, ale miał nieco niepewny ton głosu. Zatrzymał auto na parkingu i spojrzał na mnie.
- Jeśli nie masz na to ochoty, czy ci się tu nie podoba, to w każdej chwili możemy... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
- Zwariowałeś? Uwielbiam to miejsce!- zawołałam i nachyliłam się, by pocałować go, co z radością odwzajemnił.
- To dobrze, już myślałem, że nie trafiłem. - zaśmiał się i wysiedliśmy z auta. Ładna, słoneczna pogoda tylko nadawała niezwykłego kilmatu miejscowości, który zawsze uwielbiałam.
Z radością małego dziecka w sercu wzięłam go za rękę i ruszyliśmy małą uliczką ku rynkowi.
Byłam też niesamowicie rozczulona jego niespodzianką i tym, że pamiętał o tym, jak mu opowiadałam o Roadcliff. To kochane, że chciał zrobić dla mnie coś tak miłego.
- Kocham Cię, Harry. - powiedziałam cicho, ściskając mocniej jego dłoń.
- Ja Ciebie też, Julce. - odparł z uśmiechem i cmoknął mnie w czoło.
***
Zbliżał się już wieczór, słońce powoli zachodziło, a my chodziliśmy dalej po mieście.
Zjedliśmy obiad w restauracji, spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, zrobiliśmy dzisiaj niemożliwie dużo kilometrów chodząc i rozmawiając i przysięgam, nie ma nic lepszego.
Dostałam od Harry`ego różę, którą kupił od miłej starszej pani sprzedawającej kwiaty na rynku i nie mogłam się nadziwić temu, jak bardzo postarał się, żeby ten dzień był dla mnie wyjątkowy.
- Sprawdziłem, że mają tu fajną knajpkę nad wodą, podobno świetny klimat i dobre jedzenie. Co ty na to, żebyśmy wybrali się tam na kolację? - zapytał Harry, oplatając mnie ramieniem.
- Jestem za. - zgodziłam się z entuzjazmem i cmoknęłam go w policzek, wspinając się na palce.
Mimo tej pory, na ulicach roiło się od ludzi. Po raz kolejny tego dnia szliśmy wzdłuż ryneczku w centrum. Już z odległości kilkudziesięciu metrów słyszeliśmy ulicznego grajka, który grał wesołą piosenkę na gitarze i śpiewał. Dzieci biegały wokół fontanny na środku placu, a ja rozkoszowałam się chwilą spokoju i ukojenia. Po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach miło było od tego odpocząć i nie myśleć, nie przejmować się.
Z zamyślenia wyrwał mnie Harry, który nagle się zatrzymał.
- Mogę panią prosić? - zapytał z wyciągniętą w moją stronę dłonią, uśmiechając się szeroko.
Kilka sekund zajęło mi zrozumienie o co mu chodzi, na co szerzej otworzyłam oczy.
- Oszalałeś? Tu jest pełno ludzi! - powiedziałam nie wierząc, że mówi poważnie.
- No i co? Niech patrzą i zazdroszczą! - zaśmial się i nie czekając, objął mnie w pasie i zaczął mną kołysać, chcąc złapać rytm.
- Jesteś niemożliwy! - pisnęłam, czując jak się czerwienię, pod wzrokiem przechodniów, którzy zwrócili na nas uwagę.
- Nie przejmuj się nimi, Julie. - powiedział tylko uśmiechając się i obrócił mnie, kierując nasze kroki bliżej muzyka.
Starałam się nie myśleć o tym, że wszyscy patrzą się na dwójkę ludzi tańczącą na środku rynku i że to ja i Harry nią jesteśmy.
Pozwalałam się prowadzić Harry`emu w rytm wesołej melodii i zanim się obejrzałam, uśmiechałam się jak nienormalna, czerpiąc niesamowitą przyjemność z tego tańca. Sam muzyk był wyraźnie zadowolony naszą współpracą, śpiewając głośniej i energiczniej.
Ludzie nieustannie na nas spoglądali, uśmiechali się, kręcili głowami, znalazło się kilka osób, które także tańczyły obok nas, co ostatecznie mnie rozluźniło i skupiłam suę tylko na tym, jak dobrze się bawię. Harry był wyraźnie w swoim żywiole, uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Czułam się zwyczajnie szczęśliwa i to było najpiękniejsze uczucie na świecie.
___________________________________________
Hi there ♥
Sielankowo, przejściowo, bez dram, jak nie Sinister xd
Krótszy niż zwykle, ale stwierdziłam, że nie będę wplatać juz kolejnego wątku, pocieszmy sie tym, jak jest uroczo :3
L. ♥