*oczami
Julie*
Od wyjścia
Harry`ego minęło dobre kilka godzin, jest już późno.
A ja nadal
nie ruszyłam się z miejca, dalej tkwię tam, gdzie siedziałam, gdy brunet
wychodził. Z tą samą, niedopitą, zimną już herbatą w dłoniach.
Dzisiejszy
dzień jest cholernie męczący. Nie umiem nawet do końca poukładać sobie
wszystkiego w głowie, za dużo się wydarzyło.
I cały czas
myślę o Harry`m, bo wiem, ze dla niego ta sytuacja jest szczególnie trudna. Chcę
mu pomóc, wysłuchać go, nie wiem, cokolwiek.
Ale chyba
średnio mi to wychodzi. Harry był milczący, nie miał ochoty mi się zwierzać ze
swoich odczuć.
Wyszedł jak
tylko Louis napisał do niego, że potrzebuje pomocy. Może to i lepiej? Pogadają…
Tylko czy
to nie ja powinnam dawać mu jakieś wparcie?
Mam
wrażenie, że im dłużej jesteśmy razem, tym wszystko jest trudniejsze i bardziej
się komplikuje.
Czemu to
wszystko nie może być prostsze? Kochasz kogoś, jesteś z nim i to jest tak
proste jak oddychanie.
Hm,
niespodzianka, musi być ciekawiej.
Dzisiaj
nachodzą mnie najróżniejsze myśli. Nie wiem po co się tym wszystkim zadręczam i
to wszystko roztrząsam… Ale jednak to robię.
Musimy
jakoś pogodzić odwiedziny u taty Harry`ego z pracą, z życiem…
Mało tego,
nadal nie wiem jak jego rodzice będą się wobec nas, a w szczególności wobec
Harry`ego zachowywać.
Z
zamyślenia wyrwał mnie dopiero dźwięk sms`a.
Sięgnęłam
po telefon.
Od: Cody
Rodzinny
weekend aktualny? ;)
Cholera.
Zupełnie zapomniałam, że w ten weekend mieliśmy wybrać się do taty i Samanthy.
To nie
wypali. Harry pewnie będzie chciał skorzystać z wolnej chwili i pojechać do
ojca do szpitala.
A ja razem
z nim.
Zaczęłam
już odpisywać Cody`emu, że nie damy rady w tym tygodniu przyjechać, kiedy
usłyszałam dzwonek do drzwi.
Od razu
wstałam z nadzieją, że to Harry.
Otworzyłam
drzwi, czując momentalny spokój widząc w nich bruneta.
Uśmiechnęłam
się do niego słabo.
Nagle
znalazłam się w jego ramionach. Zaskoczona, objęłam go.
Zdziwił
mnie jego nagły przypływ czułości, zwłaszcza po tym, jak się zachowywał po
powrocie ze szpitala.
- Dziękuję.
– wychrypiał. Poczułam zapach piwa.
Oh.
- Za co? –
szepnęłam.
- Za to, że
ze mną jesteś. – odparł, dalej trzymając mnie w ramionach.
Westchnęłam
cicho i wtuliłam się w niego.
-
Przepraszam. – odezwał się znowu, po kilku minutach.
- Za co? –
powtórzyłam.
- Za
wszystko co zrobiłem i co jeszcze zrobię. – odparł.
Aż przeszły
mnie ciarki.
Westchnęłam
po raz kolejny.
- Kocham
Cię, Harry. – wyszeptałam.
- Ja Ciebie
też skarbie. Bardziej niż jesteś w stanie sobie to wyobrazić. – zapewnił.
*oczami
Harry`ego*
Kreśliłem
palcem kolejne nieokreślone wzory i kształty na plecach Julce, która spała
spokojnie, wtulona w mój tors.
Spała tak
już od ponad godziny, kiedy ja leżałem, wpatrywałem się w nią i myślałem.
Cholernie
się cieszę, że ten chory dzień się już kończy, że mam go za sobą.
Chwila
oddechu u Louis`a dobrze mi zrobiła. Zdystansowałem się trochę do tego
wszystkiego.
Pomyślałem
trochę. I przy okazji uświadomiłem sobie, jakim cholernym dupkiem jestem wobec
Julie, a ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Skutkiem
tego było moje zachowanie, kiedy wróciłem do Julie.
Kurwa, to
takie trudne, być facetem, na jakiego ona zasługuje. Staram się, ale chujowo mi wychodzi, jak na
razie.I nawet czasami nachodzi mnie myśl, że nigdy nim nie będę.
Mówiąc jej,
co prawda nie do końca co czuję, poczułem w końcu spokój, którego
potrzebowałem. Wiem, że jest ogólnie źle.
Ale jeśli
jest dobrze między mną a Julie, czuję się, jakby cała reszta też jakoś miała
się ułożyć.
Moją chwilę
spokoju zburzyła dopiero informacja, że Cody pytał Julie o weekend.
Oczywiście
przekonałem ją, żeby nie odwoływała niczego, że pojedziemy, najwyżej po prostu
będziemy minimalnie krócej.
Chcę mieć
to już za sobą. A na weekend na pewno nie wybieram się do ojca, do szpitala. Z
tego co mówiła babcia, z którą cały czas jestem w kontakcie, większość rodziny,
która mnie nie trawi ma do niego przyjechać w odwiedziny. Dlatego pojadę tam
jutro i w piątek, na krótko.
A dopiero w
przyszłym tygodniu, o ile mój ojciec nie zażąda wyproszenia mnie ze szpitala,
mam zamiar wziąć wolne i pojechać na jakieś dwa dni. Wynając coś niedaleko
szpitala. Szczerze, nie wiem do końca co jest moim celem. Po prostu czuję taki
obowiązek, własną potrzebę. Żeby przy nim być, mimo tego, co się działo.
Nie
ukrywam, byłoby miło z nim porozmawiać i nie kłócić się chociaż w takiej
sytuacji. Nadal mam do niego ogromny żal, ale nie to jest teraz najważniejsze.
Cholera,
zaczynam mieć mętlik w głowie, gdy tylko zaczynam się zagłębiać w to wszystko.
Muszę się
teraz skupić na moich priorytetach, czyli na Julie, jej szczęściu i na
spełnieniu potrzeby spędzenia trochę czasu z ojcem.
No i w
końcu, na sprostowaniu sprawy z Cody`m. I wykręceniu się jakoś z tego całego
biznesu, który jak na razie tylko spędza mi sen z powiek.
Od jutra
zaczę te cholerne zmiany.
*oczami
Julie*
- Poczekaj
chwilę, zapomniałam telefonu! – zawołałam zawracając do salonu i wzięłam w
pośpiechu telefon ze stolika.
- Czekam w
samochodzie! – usłyszałam wołanie Harry`ego.
Przejrzałam
się jeszcze w lustrze, poprawiłam koszulę i wyszłam z domu, zamykając na klucz
drzwi.
Odetchnęłam
i ruszyłam do samochodu.
- Masz już
wszystko?- zapytał brunet otwierając mi drzwi od auta.
- Teraz już
tak. – odpowiedziałam i wsiadłam.
Po chwili
Harry siedział już obok mnie i wyjeżdżaliśmy spod mojego domu.
Tak jak
wczoraj ustaliliśmy jechaliśmy znowu do szpitala, do taty Harry`ego.
Stwierdziłam,
że nie będę więcej naciskać w żaden sposób na Harry`ego, żeby mówił mi co mu
leży na sercu. Mam wrażenie, że im bardziej chcę mu pomóc, tym bardziej on się
odsuwa i nie mówi nic. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni i zacznie mi mówić
szczerze co czuje.
Chociaż
ciekawość aż mnie zżera co powiedział Lou wczoraj, że po powrocie Harry
zachowywał się zupełnie inaczej i był taki uczuciowy i mówił takie rzeczy.
Przepraszam
za wszystko co zrobiłem i co jeszcze zrobię.
Miejmy
nadzieję, że to nie jest hm, groźba przed tym co jeszcze nas czeka, bo
szczerze, wszystkie nasze kłótnie, nawet te najmniejsze, dobijają mnie.
Każda
kolejna jest bardziej męcząca od poprzedniej.
- Mówiłaś
już tacie, że przyjedziemy na weekend? – z zamyślenia wyrwał mnie głos
Harry`ego.
- Nie
odbierał, zostawiłam mu wiadomość. – odpowiedziałam i rozparłam się wygodniej w
fotelu.
- Cody
będzie mógł przyjechać?
- Pisał, że
tak. Będzie z tą swoją Rylie. – ożywiłam się.
Tego nie
mogłam się doczekać, bardzo chciałam poznać dziewczynę Cody`ego.
- To
dobrze. – mruknął bardziej do siebie niż do mnie Harry.
*oczami
Harry`ego, kilka godzin później*
Parkując
samochód na szpitalnym parkingu czułem już narastający stres.
Fakt, że za
kilka chwil zmierzę się z tatą, jego stanem, a przede wszystkim nastawieniem do
mnie, z lekka mnie przerażał.
Mam ogromną
nadzieję, że nie wyrzuci mnie od razu za drzwi.
Idąc w
stronę wejścia szpitala, ująłem szybko dłoń Julie w swoją, by poczuć pewniej.
Jak zwykle
mnie nie zawiodła, uścisnęła lekko moją dłoń i uśmiechnęła się do mnie.
Niczego
więcej nie potrzebowałem.
Od wejścia
od razu powitał mnie typowy dla szpitali zapach i chłód sterylnej bieli i
pastelowych kolorów na ścianach. Nienawidzę szpitali.
Od zawsze
żle mi się kojarzą, tylko jako miejsce cierpień chorych i łez bliskich, którzy
muszą się temu przyglądać.
Szybko
skierowałem kroki znajomym korytarzem, czując jak rytm bicia mojego serca
przyśpiesza.
Prawie tak
samo jak szpitali, nienawidzę sytuacji, gdy nie wiem czego mam się spodziewać.
Przed salą,
gdzie leży mój ojciec nikogo nie było, spodziewałem się zobaczyć Gem, albo jej
narzeczonego.
Pewnie mama
jest w środku. Wyprosi mnie?
Zdenerwuje
się?
Będzie
miła?
Jak
zareaguje ojciec na nasz widok?
- Harry? –
poczułem jak Julie lekko mnie szturcha.
- Hm? –
mruknąłem zdezorientowany.
- Wszystko
okej? – zapytała przyglądając mi się z troską.
Zdałem
sobie sprawę, że od kilku dobrych minut stoję i wpatruję się w drzwi Sali na oddziale
intensywnej terapii zamiast wziąć się w garść i po prostu tam wejść.
Palant.
- Jasne. –
odparłem wymuszając uśmiech i nie zastanawiając się dłużej weszliśmy do środka.
Tak jak się
tego spodziewałem, mama siedziała obok łóżka taty, który teraz patrzył na nas,
o dziwo wcale nie zaskoczony naszym widokiem.
- Dzień
dobry. – bąknąłem skrępowanym tonem.
To chujowe
uczucie gdy nawet nie wiesz jak przywitać się z własnymi rodzicami.
Zwykłe
,,cześć” wydaje się być tak cholernie nieodpowiednie.
A z nowu
,,dzień dobry” cholernie niewygodne.
Co z tą
moją rodziną jest kurwa nie tak?
- Harry. –
westchnął ojciec.
- Dzień
dobry. –przywitała się od razu Julie.
Oboje jej
odpowiedzieli, a ojciec skinął w naszą stronę głową, abyśmy podeszli bliżej.
- Zostawię
was. – powiedziała tylko mama wstając.
Nie
zatrzymywałem jej. Nikt tego nie zrobił, czemu mnie to nie dziwi.
-
Usiądźcie. – powiedział tata.
Przystawiłem
obok łóżka jeszcze jedno krzesło i usiedliśmy.
- Jak się
czujesz? – postanowiłem zadać pierwsze pytanie.
- Lepiej,
dziękuję. – uśmiechnął się słabo.
Dobry Boże,
kiedy ja ostatni raz widziałem na jego ustach zwykły uśmiech.
Zwłaszcza
skierowany do mnie.
- Nie ma
Gemmy? – pytałem dalej.
- Jest w
pracy, przyjedzie później. – odparł spokojnie. – Co u was? – zapytał patrząc na mnie i Julie.
Brunetka
zdawała się być niemal tak samo bardzo zaskoczona tym pytaniem jak ja, nie
odważyła się odpowiedzieć.
- Dobrze. –
odparłem biorąc oddech.
Przysięgam,
nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w tak niezręcznej sytuacji i kiedy miałem
aż tak ogromny mętlik w głowie.
Natomiast
ojciec zdawał się czuć całkowicie komfortowo i naturalnie. Patrzył na nas przyjaznym
wręcz wzrokiem, co dla mnie było wyjątkowo niepsotykane zważywszy na to, że ostatnim
razem gdy się widzieliśmy albo udawał że nie istnieję, albo mierzył mnie
złowrogim spojrzeniem.
- Nie
musicie zachowywać się jak na kazaniu. – powiedział.
Łatwo
powiedzieć.
- Gdyby
pewne sprawy wyglądały inaczej, może teraz by tak nie było. – powiedziałem spokojnie.
- Masz
rację, Harry. – zgodził się. Teraz naprawdę jestem w ciężkim szoku.
Westchnął
ciężko.
- Nie będę
udawał, że to co działo się przez ostatnie kilka lat nigdy nie miało miejsca.
Wiem jak się zachowałem. Nidgy nie byłem dobrym ojcem. Nie umiem wytłumaczyć
czemu, może dlatego że tak młodo zostaliśmy rodzicami z Anne. Uważałem, że
jeżeli jestem w stanie was utrzymać bez większych trudności to jest to już
wystarczające. Ale tak nie jest, co widać po naszych relacjach. I przepraszam
Cię za to, Harry. Gemmę także, ale z nią już rozmawiałem. I ja i mama nie
jesteśmy dobrymi rodzicami, wiemy o tym dobrze, przynajmniej ja.
- Musiałeś
tu wylądować żeby to zrozumieć? – to było silniejsze ode mnie.
Nie powiem,
że mój ojciec przyznający się do błędu był dla mnie szokiem. Ale nie mogłem
opanować narastającego żalu i goryczy, że następuje to dopiero teraz, w takich
okolicznościach.
Poczułem jak
Julie ściska lekko moją dłoń.
- Też mnie
to przeraża, ale na to wygląda, Harry. Tak naprawdę dopiero gdy wszystko
poważnie się pogorszyło, miałem okazję otwarcie porozmawiać z Gemmą. To ona
otworzyła mi oczy tym co mi powiedziała. A leżąc całe miesiące w szpitalach,
człowiek ma trochę czasu by nad wieloma sprawami pomyśleć. Przepraszam Harry,
za wszystko. Wiem też, jak wyglądała tamta sytuacja z Gemmą i tym chłopakiem,
którego pobiłeś. Wiem, że nic nie wynagrodzi ci tego, że się od ciebie
odwróciliśmy…
-
Wyrzuciliście mnie z domu. – syknąłem przerywając mu.
-
Przepraszam. – westchnął ciężko. – Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję.
- Mama
jakoś nie ma wyrzutów sumienia. – zauważyłem kąśliwie.
- Bo do
niej nadal nie dociera jaką krzywdę wam obojgu wyrządziliśmy przez te wszystkie
lata.
- Bo nie
jest umierająca. – warknąłem w przypływie złości, przez co momentalnie poczułem
mocniejszy uścisk dłoni Julie, co sprowadziło mnie szybko na ziemię. –
Przepraszam. – dodałem szczerze.
- Nie
szkodzi, Harry. – odparł. – To nic w porównaniu do tego co spotkało cię z mojej
strony. I nawet nie wiesz jak bardzo doceniam fakt, że tu jesteś. I że ty także
tu jesteś – spojrzał na Julie, przez co drgnęła zaskoczona, że się do niej
zwrócił. – Dziękuję i ciebie też chcę przeprosić za to, jak zostaliście oboje
potraktowani na rocznicy dziadków. Żałuję, że w taki sposób nas poznałaś, jeśli
w ogóle można to nazwać poznaniem.
- Nic nie
szkodzi. – powiedziała niepewnie Julie.
Jeżeli
wcześniej miałem w głowie mętlik, to nawet nie wiem jak mam nazwać to co
aktualnie się w niej dzieje.
- Naprawdę
was przepraszam. A przede wszystkim ciebie Harry, za to że kilka lat temu w
ciebie zwątpiłem. Byłem naprawdę zaskoczony, że się tu pojawiłeś. Nie śmiałbym
pomyśleć, że naprawdę mógłbyś
przyjechać. I miałbyś pełne prawo do olania tego. A jednak tu jesteś. I jestem
ci za to niesamowicie wdzięczny. –uśmiechnął się do mnie słabo.
Najchętniej
zniknąłbym stąd, rzuciłbym się w poduszkę i rozryczał jak dzieciak.
Nie umiem
ogarnąć chaosu panującego w mojej głowie i sercu.
Jadąc tu
nie wiedziałem czego się spodziewać, rozpatrywałem miliony scenariuszy, ale
nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że coś takiego się stanie.
Mam
niesamowicie mieszane uczucia. Z jednej strony mam ochotę zapomnieć o wszystkim
co się działo i powiedzieć że nic się nie stało, ale z drugiej żal jaki w sobie
nosiłem przez cały ten czas jest tak ogromny, że teraz najchętniej rozniósłbym
tą salę i wykrzyczał mu wszystko, co mam mu za złe w twarz.
- Ciężko
jest mi to wszystko sobie jakoś poukładać… - mruknąłem nie mogąc nawet sklecić
porządnego zdania, zarządać więcej wyjaśnień, zrobić cokolwiek.
- Nie
dziwię ci się i nie oczekuję wybaczenia. Chciałem tylko zebyś wiedział, że cię przepraszam.
I jestem wdzięczny za to, że mimo wszystko się tu pojawiłeś.
- Mało
brakowało, a bym się nie pojawił. – westchnąłem. – Gemma długo zwlekała z
powiedzieniem mi prawdy.
Zauważyłem,
że Julie cicho westchnęła. Podejrzewam, że nadal czuje się winna, że nic mi nie
powiedziała, mimo że już nie mam jej tego za złe.
Ojciec
popatrzył na mnie i westchnął ciężko.
- Bo sam ją
o to poprosiłem. – powiedział nagle z mi mózg wręcz się zagotował.
- Jak to? –
wydusiłem.
- Gemma
chciała od razu do ciebie zadzwonić. Ale wtedy byłem tchórzem. Balem się tego,
że powiesz że cię to nie obchodzi. I miałbyś do tego święte prawo. Ale bałem
się. Bałem się przyznać do błędu. Więc poprosiłem ją żeby milczała. Wmawiałem
jej że cię to nie obchodzi, aż w końcu sama uwierzyła w to, że nie powinna ci
mówić. Za to też już ją przeprosiłem i po raz kolejny przepraszam ciebie. –
powiedział szczerze.
Zgłupiałem.
- Ale Gemma
mi nie mówiła…- zacząłem, ale mi przerwał.
- Bo to
anioł, nie człowiek. – powiedział.
- To chyba
za dużo jak na jeden dzień. – westchnąłem przecierając twarz dłońmi.
Nie wierzę
w to co się dzieje.
- Rozumiem
i wcale się nie dziwię.
-
Przepraszam, ale potrzebuję świeżego powietrza… tato. – zawahałem się.
- Dobrze,
Harry.
Bez słowa
wziąłem Julie za rękę i wyszliśmy w milczeniu ze szpitala.
Czułem z
każdym krokiem postawionym na tym szpitalnym korytarzu, że głowa mi zaraz
eksploduje.
Gdy tylko
wyszliśmy przed budynek zaczerpnąłem haust świeżego powietrza i oparłem się o
barierkę oddychając głęboko.
Niemal od
razu poczułem dłoń Julie na plecach.
- Czy to
naprawdę się stało, czy to tylko moja chora wyobraźnia? – zapytałem.
- Naprawdę.
– westchnęła Julie.
- Nie
wierzę w to wszystko.
Wyprostowałem
się i spojrzałem na nią.
- Moja
rodzina jest pokurwiona. – syknąłem.
- Nie mów
tak. – skarciła mnie brunetka.
- Ale taka
jest prawda! Przecież to jest aż niemożliwe! – zawołałem.
- Proszę
pana, proszę zachować spokój, to teren szpitala, tu się nie krzyczy! –
upomniała mnie jakaś pielęgniarka wychylając się zza drzwi wejściowych.
- Pierdolę
to. –warknąłem.
- Harry! –
syknęła Julie.
-
Przepraszam! – powiedziałem głośniej do zirytowanej pielęgniarki, która tylko
pokręciła głową i wróciła do środka.
- Po prostu
nie mieści mi się to w głowie, Julce. – westchnąłem sfrustrowany.
- Wiem, Harry. – powiedziała łagodnie, ujmując
moje dłonie w swoje. – Ale twój tata wydawał się mówić szczerze.
- Wiem. – zgodziłem się. – Ale sam nie wiem
jak się z tym wszystkim czuję i to jest najgorsze.
- Nikt cię
nie goni Harry, potrzebujesz czasu. – mówiła spokojnie, patrząc mi w oczy.
- Ale co
jeśli mój ojciec nie ma czasu? – zapytałem, a głos mi się załamał co tylko mnie
rozwścieczyło, bo nie chciałem być słaby za nic w świecie.
Jednak zanim
zdazyłem się wściec, Julie mnie przytuliła, a wtedy wszystko odpuściło.
Owszem
nadal nie wiedziałem co mam myśleć, ale uspokoiłem się.
- Dla niego
najważniejsze jest to, że tu jesteś, wysłuchałeś go i że powiedział to co
leżało mu na sercu. On nie oczekuje
niczego w zamian. – powiedziała, gładząc moje plecy.
- Chcę mu
wybaczyć. – niemal wyszeptałem.
- Co cię
powstrzymuje?
- Nie wiem.
– odparłem bezradnie.
Nie
cierpiałem tego, że jestem przy niej słaby, że jej to pokazuję.
Jestem
facetem, to ja powinienem ją przytulać, pocieszać, być dla niej wsparciem. A
nie się mazgaić.
Ale nic nie
poradzę, że już nie mogę. Dzisiejszy dzień mnie przerósł.
- Nie musisz
mu wybaczać, jeśli to nie jest to co chcesz zrobić. Nie musisz nic robić. Dla
niego wystarczy twoja obecność.
- Dziękuję,
Julie. - westchnąłem ciężko, dalej wtulając
się w jej drobne ciało.
- Nie masz
za co, Harry. – zapewniła mnie.
- Mam. –
odparłem tylko. – Wróćmy do niego. – powiedziałem.
- Na pewno?
– upewniła się.
- Tak. –
powiedziałem biorąc głęboki oddech.
*kilka
godzin później*
Obrazy
dzisiejszego dnia przwijały się w mojej głowie z prędkością obrazów za szybą
auta. Wpatrywałem się w drogę przed nami, wracając z Julie do domu.
Dziewczyna
spała w fotelu, okryta moją bluzą.
A ja
myślałem o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło kolejny milion razy.
Podjąłem
dzisiaj kolejną ważną decyzję. Wybaczyłem ojcu.
Mimo, ze
nadal targały mną różne emocje, czułem że to jest to co chcę zrobić. Ale i tak
potrzebuję czasu by to wszystko sobie ułożyć.
Tak
naprawdę to wszystko co się dzieje jest, cóż, chore, ale wygląda na to że tak
to już musi być w moim życiu.
Gdyby ktoś
miesiąc temu mi powiedział że coś takiego mnie czeka, prawdopodobnie zawiózłbym
tą osobę do szpitala na oddział psychiatryczny.
A rok temu? Stwierdziłbym, że musi się ze mną
podzielić tym, co bierze skoro taka jest po tym faza.
Nie wiem
jak wiele czasu minie zanim wszystko to przetrawię i to do mnie dotrze, ale cieszę
się że mniej więcej się dogadałem z ojcem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z
tego, jak bardzo tego potrzebowałem.
Gdy
wróciliśmy, rozmawialiśmy jeszcze o tym co działo się u mnie przez ten cały
czas, co u mnie i u Julie, tata próbował nas przekonać na wizytę w weekend,
mówiąc że sam postanowił całą tą nieszczęsną rodzinę, która mnie nie cierpi
uświadomić o tym, że może jednak nie wszystko co mi się zarzuca jest prawdą.
Zdecydowałem jednak, że nie potrzebuję i chyba właściwie nie chcę tego robić.
Nie zależy
mi na zdaniu jakichś ciotek czy wujków na mój temat. W weekend jedziemy do
Charlesa i Samanthy i uh, Cody`ego.
Co
przypomina mi o kolejnej rzeczy, którą muszę dzisiaj załatwić.
Zerknąłem
na zegarek. Po 19. Muszę się pośpieszyć.
Po kilkunastu minutach byłem już pod domem
Julie. Nachyliłem się nad nią i musnąłem ustami jej policzek.
- Skarbie…
- powiedziałem chcąc ją obudzić.
Po
kolejnych dwóch buziakach zamrugała i mrucząc przeciągnęła się na fotelu pasażera.
- Nie chce
mi się wstawać… - jęknęła przeciągle zaspanym głosem.
- Przykro
mi kotku, wycieczka dobiegła końca. – zaśmiałem się.
Mruknęła
coś tylko niezadowolona i z ociąganiem wysiadła z auta.
Poszedłem w
jej ślady i odprowadziłem ją do drzwi, zatrzymując ją by się z nią pożegnać.
- Zaraz,
nie wchodzisz? – zapytała zaskoczona, odchylając się nieco.
- Nie
skarbie, muszę jeszcze przygotować kilka rzeczy na jutro, zaczynam pracę
wcześniej i się rano nie wyrobię. – westchnąłem.
Kłamca,
kłamca, kłamca.
- Harry… -
jęknęła, co nie miało być ( tak sądzę) seksowe, ale cholera, było.
Nie,
Styles. Jesteś zmęczony i bardziej podatny niż zwykle na jej wdzięki, ale NIE
MOŻESZ, jest sprawa do załatwienia.
- Julce,
muszę. – powiedziałem stanowczo, cmokając ją ostatni raz w usta, co
wykorzystała i przedłużyła pocałunek.
- Przez to
wszystko… - mruknęła między pocałunkami – W ogóle nie mamy czasu dla siebie. –
wywinęła dolną wargę i przekrzywiła głowę na prawo.
WIEM,
CHOLERA WIEM.
Czuję to w
moich pierdolonych, ciasnych bokserkach.
-
Wynagrodzę ci to kotku, obiecuję, ale nie dzisiaj. – z ogromnym trudem dalej
jej odmawiałem.
- A co
jeśli innym razem to ja nie będę chciała? – skrzyżowała ramiona na piersi.
Spojrzałem
nerwowo na zegarek.
Jebana
19:33.
- Zadbam o
to, żebyś chciała. – zapewniłem ją i wyplątałem się z jej objęć.
Boże drogi,
to wręcz boli, że nie mogę w spokoju zostać i po takiej przerwie spędzić noc z
moją dziewczyną, no ja pierdole.
- Jesteś
dupkiem, Styles. – powiedziała marudnie opierając się o drzwi. Nachyliłem się
nad nią.
- Kochasz
mnie takiego. – zasmiałem się i cmoknąłem jej usta. – Pa skarbie!
-Takiego
cię nie kocham! – zawołała jeszcze głosem obrazonej dziewczynki.
Zaśmiałem
się pod nosem. Niemożliwa.
*kilkanaście
minut później*
Przerzucałem
nerwowo ciuchy w szufladzie szukając stosu torebeczek.
19:48.
Nie wiem
jak ja mam się pojawić pod Quore w ciągu 10 minut z namiotem z gaciach, ale
jakoś muszę to zrobić.
Z ulgą
znalazłem obiekt mojego pożądania i szybko zbiegłem na dół, wsiadłem do
samochodu i jechałem w stronę klubu, pod którym umówiłem się z Cody`m.
W
międzyczasie starałem się uspokoić bo jak mam się z nim zobaczyć z pierdoloną
erekcją ?!
Przysięgam
niczego bardziej nie pragnę w tym momencie tak bardzo jak jechać prosto do Julie
i zadbać o moją dziewczynę tak jak powinienem.
Jebany Cody.
Z ulgą
stwierdziłem, że się wyrobię, już po kilku minutach byłem pod klubem. Niestety,
moje spodnie nadal mnie cholernie uciskały tam, gdzie nie powinny, ale chuj z
tym. ( A/N Dosłownie chuj z tym ^^ NIE, NIC)
Wysiadłem z
auta i rozejrzałem się po prakingu w poszukiwaniu chłopaka.
W tym samym
momencie mój telefon się rozdzwonił.
- Halo?
- Widzę
cię, idź do parku bo pełno psów się tu dzisiaj kręci, nie chcę żeby zamknęli
faceta mojej siostry za dilerkę. – zaśmiał się znajomy głos.
Zacisnąłem
szczęki i się rozłączyłem.
Obejrzałem
się za siebie czy nikt się nie kręci i wszedłem do parku, gdzie widziałem cień
przy jednej z ławek w głębi parku.
Szybkimi
krokami dotarłem do niego, nie pomyliłem się to Cody.
- No witam,
Styles. – wyszczerzył się. – Masz to o co prosiłem?
Rzuciłem mu
bez słowa niewielkie pudełko, które miało zachować pozory niewinnego, cóż,
pudełka.
Chłopak
zajrzał do srodka i uśmiechnął się szeroko.
-Jak zawsze
dotrzymujesz słowa. –powiedział z fałszywym uznaniem.
- Nie mam
czasu na twoje gówno, Cody. – warknąłem.
- Właśnie
widzę. – zakpił i spojrzał w dół mojej sylwetki.
Kurwa.
- Pierdol
się. – syknąłem.
- Zgaduję,
że zrobisz to za mnie. – zaśmiał się. Wywróciłem oczami.
- Ale leć,
zasłużyłeś.
Zignorowałem
jego durną uwagę.
- Po co ci
w ogóle aż tyle towaru? – zapytałem z czystej ciekawości.
- Im mniej
wiesz tym lepiej śpisz, Styles. Udanej nocy i do weekendu! – powiedział i
odszedł bez słowa.
Pierdolić
to wszystko.
*kilkanaście
minut później*
Zdyszany
naciskałem jak popieprzony dzwonek drzwi Julie.
Sekundy,
które zajęły jej dotarcie do drzwi i ich otworzenie trwały niemiłosiernie
długo.
Zdążyła je
lekko uchylić i zrobić zaskoczoną minę gdy mnie zobaczyła, a ja wszedłem do
środka, zatrzaskując za sobą drzwi i porywając ją w swe ramiona.
- Harr…-
zaczęła, ale przerwałem jej namiętnym pocałunkiem. Przyparłem ja szybko do
sciany, całując ją gwałtownie i błądząc dłońmi po jej półnagim ciele.
-
Wiedziałam, że wrócisz. – mruknęła gdy nadal ją całując podniosłem ją i oplotła
nogi wokół moich bioder.
________________________________________
BANG, żyję XD
tzn dunno czy żyję bo ostatni tydzień mnie zabił a tu jeszcze dwa dni przetrwać :<
ALE TAK.
Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda - KIERWA KOCHOM CIE DZIEŁCHA I DZIĘKUJĘ ♥
i tak.
jakby kogoś to interesowało, próbnego egzaminu zawodowego nie zdałam, hehe
tępota umysłowa, hehe
ALE
Także tak.
WESOŁYCH ŚWIĄT ANIOŁECZKI ♥♥♥
Zdrówka, uśmiechu, sił na kolejne półrocze :D
miłości, szczerych przyjaciół, jak najmniej stresu,
niewidzialnej, poświątecznej ciąży spożywczej i wszystkiego co najlepsze myszki ♥
Jeszcze raz dziękuję każdmu kto jeszcze czyta i czeka, ryli max doceniam ♥
odezwę się niedługo
♥
@sheeranable