*oczami Julie*
Powoli otworzyłam powieki, mrugając kilka razy, by przyzwyczaić się do wścibskich promieni słońca świecących centralnie w moją twarz. Zapomniałam zasłonić zasłony?
Która godzina do cholery? Jeśli spóźniłam się do pracy, którą mam zaledwie od dwóch tygodni, chyba się zastrzelę, przysięgam.
Pośpiesznie zerknęłam na budzik stojący na mojej szafce nocnej po prawej stronie łóżka. O dziwo, na szafce ni było mojego budzika. Ba, to nie jest moja szafka nocna.
Automatycznie obróciłam głowę w lewo. Umięśnione plecy, ciemne loki rozwalone na poduszce.
Styles.
Wczoraj.
Noc.
Wspomnienie z wczoraj uderzyły we mnie z subtelnością rozpędzonego pociągu.
Momentalnie poczułam ciepło na policzkach i dotarło do mnie, że nieświadomie zaczęłam się uśmiechać do siebie jak idiotka.
CHOELRA JASNA, BLACKBURN, OGARNIJ DUPĘ!
Spałam z Harry`m.
SPAŁAM Z HARRY`M.
Spokojnie, uspokój się, musisz znaleźć telefon i lecieć do pracy.
Cholera, już 7.
Powiedział, że mnie kocha.
JULIE, DO JASNEJ ANIELKI.
Zacisnęłam wargi i wstrzymując oddech, starałam się możliwie jak najciszej i jak najsubtelniej wyślizgnąć się z łóżka.
Zamarłam gdy usłyszałam, że rytm oddechu Harry`ego się zmienił. BŁAGAM, STYLES, NIE UTRUDNIAJ, ŚPIJ.
Chcę tylko spokojnie stąd wyjść i zdążyć do pracy.
Nie jestem dobra w jakichś rozmowach ,,po” , czy czymś w tym stylu.
Kogo ja oszukuję, nie jestem dobra w żadnych rozmowach.
Może boję się, że kłamał? Wczoraj z tym kochaniem, ze wszystkim?
Ba, na pewno kłamał. Albo przynajmniej przesadzał, wyolbrzymiał.
Czułam dziwne uczucie na myśl o jego słowach.
,,Kocham cię”.
PRZECIEŻ TO DO CHOLERY SĄ DUŻE SŁOWA, NIE MÓWI SIĘ ICH OD TAK.
Poza np. ,, O Boże, ten prezent jest super, KOCHAM CIĘ!” albo ,,OMG ta piosenka jest świetna, Justin, KOCHAM CIĘ”.
Może to wczoraj było jak:
,,Powiem że ją kocham, może się zamknie”
Albo
,,Ale fajnie się kłócisz, KOCHAM CIĘ!”
albo
,, Ale supi majtki, KOCHAM CIĘ!”
BOŻE KOCHANY NIE WIERZĘ, O CZYM JA DO CHOLERY MYŚLĘ.
Sięgnęłam po moją bieliznę leżącą na podłodze i na palcach jak najszybciej się dało skierowałam się do drzwi.
Musi to wyglądać komicznie, bo robię dziwne miny, wstrzymując oddech i błagając w duchu Boga żeby Harry się nie obudził.
Przecież gdyby teraz się obudził i zobaczył mnie nagą na środku pokoju…
O MAMO, BŁAGAM WSZYSTKO TYLKO NIE TO.
To znaczy, nie jest tak że mnie nie widział w tak niecodziennym wydaniu ale…
ALE.
Spaliłabym się ze wstydu. Niemal pisnęłam z radości gdy udało mi się wyjść na korytarz. Moja radość nie trwała długo, gdyż moje kolano zaliczyło bliskie spotkanie z rogiem solidnej komody postanowionej przy ścianie na korytarzu.
Bezgłośnie wykrzyczałam całą litanię wszystkich znanych mi przekleństw i kulejąc ruszyłam do łazienki, gdzie zostały moje rzeczy z wczoraj.
Styles, może i dobrze całujesz, ale architekt z Ciebie beznadziejny.
KTO NORMALNY STAWIA W TAKIM MIEJSCU KOMODĘ, O KTÓRĄ MOŻNA SIĘ ZABIĆ, WYMYKAJĄC SIĘ NAGO Z SYPIALNI?
Szybko się ubrałam, ogarnęłam i ostrożnie wyszłam z łazienki, nie chcąc narobić hałasu.
Zostało mi jakieś 40 minut na to żeby pojechać do siebie, odświeżyć się, przebrać i dojechać do pracy. Cholera, to nie będzie łatwe.
Minimalnie wstrzymując oddech by lepiej słyszeć, stawiałam pośpieszne, ale ostrożne kroki, zbliżając się do schodów.
Prawdopodobnie konfrontacja z Harry`m mnie nie ominie, tak samo jak niekomfortowa rozmowa ale w tym momencie to ostatnia rzecz o jakiej myślę.
Zeszłam po schodach, wsunęłam nogi w szpilki i spojrzałam na siebie w lustrze, poprawiając się.
-Nieładnie tak uciekać facetowi z łóżka, wiesz?
Serce podeszło mi momentalnie do gardła ze strachu, a ja głośno wciągnęłam powietrze.
Harry stał przy schodach, oparty nonszalancko o poręcz i OMÓJSŁODKIBOŻE ma na sobie tylko bokserki.
-Doprowadzisz mnie kiedyś do zawału. – syknęłam, opanowując oddech.
Sam Harry pokręcił tylko głową z tym swoim uśmiechem i ruszył w moją stronę.
O dobry Boże, nie.
Niech on się w takim stanie do mnie nie zbliża. Rozczochrany, zaspany, prawie nagi i cholernie gorący. O nie nie nie nie.
Nie mam czasu na szybkie numerki z rana.
Boże, czy ja naprawdę o tym pomyślałam?
Serce zabiło mi mocniej gdy objął mnie w talii, lekko do siebie przyciągając.
Błagam, tylko nie rozmawiajmy teraz o zeszłej nocy, błagam.
-Hm, z tego co pamiętam, to jedyne do czego Cię doprowadziłem do szał i ewentualnie orgazm. – powiedział to nieco ściszonym i cholernie niskim głosem do mojego ucha, wywołując u mnie ciarki.
CZY ON WŁAŚNIE POWIEDZIAŁ TO CO POWIEDZIAŁ?!
Ciepło na policzkach. Nie.
Postanowiłam jednak się z nim droczyć.
-Nie bądź tego taki pewny. – powiedziałam nonszalancko.
Chyba nie tego Harry się spodziewał ale nie tracił rezonu, przysuwając mnie jeszcze bliżej, tak, że OCHOLERAJASNA czułam GO przez te pieprzone bokserki.
-Twoje jęki świadczyły o mojej racji, wiesz? –ten jego uśmieszek mnie kiedyś zabije. – Zawsze mogę to zrobić ponownie teraz, żeby przypomnieć Ci jakie to uczucie. – po raz kolejny zniżył głos i pocałował moją szyję kończąc zdanie.
NIE WIERZĘ, ŻE TO POWIEDZIAŁ.
-Z ogromną przyjemnością wzięłabym udział w tej niewątpliwie absorbującej retrospekcji, ale muszę iść do pracy. – dalej się z nim bawiłam, ale CHOLERA jeśli zaraz nie wyjdę to się spóźnię. Właściwie to jeśli zaraz stąd nie wyjdę to różne rzeczy mogą się stać przy tej ścianie albo tej komodzie, stojącej obok nas, jeśli Harry się nie zamknie i nie przestanie obcałowywać mojej szyi.
Tak przy okazji, alternatywa ze ścianą bardziej mi odpowiada.
NIE POMYŚLAŁAM TEGO.
-Jestem przekonany, że mogę Cię przekonać, żebyś została. – zacisnął dłoń na moim biodrze, patrząc mi w oczy i będąc, cholera jasna, tak blisko moich ust.
AŻ ZA DOBRZE WIEM, ŻE MOŻESZ MNIE PRZEKONAĆ DO ZOSTANIA.
-Optymizm jest rzadkością w dzisiejszych czasach, ale w twoim wykonaniu jest uroczy, naprawdę. – kontynuowałam zabawę z nim, bezwiednie obejmując luźno jego szyję, na co zareagował zadowolonym uśmiechem.
-Ktoś chyba ma dzisiaj wyjątkowo dobry humor, ciekawe dlaczego? Może to przez miło spędzoną noc, hm… - mruknął mi do ucha i momentalnie zostałam przyciśnięta do ściany, znowu go czując.
CZYLI JEDNAK ŚCIANA, WYGRAŁAM.
Ja nic nie mówiłam.
-Cóż, faktycznie, masz niesamowicie wygodne poduszki. – ostatnie słowo nieco mi się zniekształciło ze względu na to, jak Harry zassał moje czułe miejsce na szyi. Właściwie, ostatnie słowo wyjąkałam, ups.
On musi przestać to robić.
Albo, nie przestawać. O mamo.
-Rób dalej to co robisz zła kobieto, a przysięgam, wezmę Cię przy tej pieprzonej ścianie. – warknął w moją szyję i spojrzał mi w oczy OMÓJBÓŻE oblizując usta.
-Brzmi kusząco, ale muszę iść. – powiedziałam szybko i starałam się zwiększyć nieco dystans między nami.
-Julie. – mruknął, zacieśniając uścisk.
-Naprawdę, Harry, muszę. Spóźnię się. – powiedziałam już całkiem poważnie odchylając się.
-Nie pożegnasz się? – spojrzał na mnie wymownie. Hm?
Momentalnie spojrzał centralnie na moje usta.
ON CHCE ŻEBYM GO POCAŁOWAŁA.
To jest dziwne, że po tylu przeżyciach z Harry`m i jego bliskością jeszcze mi serce nie padło, bo to co on z nim robi jest aż chore.
Czy to nie pary całują się na pożegnanie?
A może przyjaciele z przywilejami?
CHYBA ZA DUŻO MYŚLĘ.
Nie myśląc zbyt wiele pocałowałam go. Cholera, aż mi nogi zmiękły.
To jak na mnie działa jest aż niemożliwe.
Mogłabym tak trwać całą wieczność, ale cholera, PRACA.
Z ociąganiem odsunęłam się od niego.
Jakby mi tych wszystkich wrażeń było mało, Styles jeszcze mnie uraczył swoim szczerym i cholera, idealnym uśmiechem.
-Teraz ewentualnie mogę Cię puścić. – mruknął wesoło, cmokając ustami mój policzek.
Rozluźnił uśmiech a ja od razu podeszłam do lustra skontrolować mój wygląd.
O cholera. Wygląda na to, że przez ten cały czas nieświadomie się uśmiechałam.
To chyba za dużo jak na mnie.
Odwróciłam się w kierunku drzwi, miałam już się pożegnać z Harry`m, ale zatrzymały mnie jego dłonie na moich biodrach.
NIE UŁATWIASZ MI WYJŚCIA STĄD, STYLES.
-Widzimy się wieczorem, kochanie. – mruknął i pocałował mnie w czoło.
O MÓJ SŁODKI JEZU CZY ON WŁAŚNIE
-Khm, cześć. – udało mi się wydusić i w końcu wyszłam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, AUTENTYCZNIE skakałam schodząc szybko po schodach.
HARRY STYLES POTRAFI BYĆ SŁODKI. I TO CHOLERNIE SŁODKI.
O Boże.
HARRY STYLES POWIEDZIAŁ DO MNIE ,,KOCHANIE”.
Moje serce urządza sobie właśnie sesyjkę zumby.
Mało tego, policzki mnie centralnie bolą od wyszczerzu, który złapałam gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
Nie ogarniam co się ze mną dzieje.
*oczami Harry`ego*
Zaraz po wyjściu Julie, zrobiłem sobie kawę i śniadanie.
Najbardziej chciałbym, żeby zjadła to śniadanie ze mną, żeby ze mną została.
Na myśl o niej, automatycznie moje usta rozciągnęły się w uśmiechu. To niesamowite co ta dziewczyna ze mną robi, jak się dzięki niej czuję.
To niecodziennie uczucie ale dzisiaj po prostu czuję… szczęśliwy. Tak po prostu.
Mnóstwo myśli naraz kłębi się w mojej głowie.
Od wczorajszej kłótni, ciągłych wyrzutów sumienia przez to co jej powiedziałem i jak ją potraktowałem, aż po dzisiejszy ranek i naszą ,,sytuację” w korytarzu.
Na samą myśl tego jak się ze mną droczyła, uśmiechnąłem się szerzej.
Dalej też trochę dziwnie się czułem z tym, co jej wczoraj powiedziałem, właściwie nieświadomie. Sam do końca nie zdawałem sobie sprawy z tego co czuję, co mówię.
Wrzeszczałem na nią, ona na mnie, a myślałem tylko o tym, jak bardzo chcę, żeby po prostu była ze mną zawsze.
Nie panowałem nad tym. Właściwie nie spodziewałem się, że jeśli kiedykolwiek bym jej powiedział co do niej czuję to tak by się to skończyło.
Samo uczucie, świadomość, nie wiem nawet jak to nazwać, że ją kocham, że jej to powiedziałem jest… dziwne. Po prostu sam nie umiem nawet opisać co czuję.
Ale biorąc pod uwagę co się wczoraj wydarzyło, nie jestem jej obojętny. Co zdecydowanie sprawiało, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
Żałuję tylko, że nie obudziłem się pierwszy. Na pewno nie wypuściłbym jej tak szybko. Jej mina, gdy złapałem ją gdy chciała wyjść była bezcenna. Byłem ciekawy jej zachowania po tym wszystkim. Właściwie jednocześnie się tego obawiałem. Ale moje obawy znikły tak szybko, jak zaczęła się ze mną droczyć.
Jest niesamowita. A sposób w jaki się ze mną przedrzeźnia i uwodzi działa na mnie jak nic innego. Jest cholernie dobra w tym co robi.
A nasz pocałunek na pożegnanie był idealnym początkiem dnia.
Mam tylko wrażenie, że niekoniecznie ma ochotę na hm, rozmowę o tym co się stało, o tym co ode mnie usłyszała. Chociaż właściwie to dobrze, nie jestem w takich gadkach dobry. To nie dla mnie.
Ale mam nadzieję, że nie odsunie się ode mnie, albo nie wiem, nie będzie między nami jakichś niezręcznych sytuacji z tego tytułu.
Julie mimo wszystko jest skomplikowaną osobą, zresztą tak jak ja.
Nie będę za dużo o tym myśleć, w końcu zwariuję. Przejdę się do niej jak będzie kończyć pracę, muszę ją znowu zobaczyć, objąć, pocałować.
Zjadłem śniadanie, dokończyłem kawę i postanowiłem wziąć prysznic.
Podszedłem do szafy by wziąć ubrania. Siarczyście zakląłem gdy nadepnąłem na coś ostrego i cholernie twardego.
Dokładając kolejną wiązankę przekleństw schyliłem się po obiekt mojego bólu.
Srebrna bransoletka z zawieszkami. To się jakoś nazywało, słyszałem o tym, na pewno. CHOLERA, WALIĆ TO NIE JESTEM DZIEWCZYNĄ, NIE MUSZĘ WIEDZIEĆ TAKICH RZECZY.
Julie. Na samą myśl o brunetce mącącej mi w głowie, po raz kolejny się uśmiechnąłem.
Ale cholera, chyba coś jest nie tak. Przyjrzałem się uważniej bransoletce. Cholera, jest zerwana. Pewnie niechcący ją zerwałem w trakcie niesienia jej tutaj i cóż, pozbawiania jej ubrań.
Przejechałem usta językiem na samo wspomnienie.
Wszystko fajnie, ale popsułem jej tą bransoletkę. Uh.
Dziwne, że nie zauważyła jej rano, gdy wstała.
Rozsiadłem się na łóżku i zacząłem próbować jakoś ją naprawić.
*kilka godzin później*
Szedłem spokojnie do biura, w którym pracuje Julie, rozmyślając już tylko o słodkiej brunetce i o tym jak ją przywitam.
Cholera, totalnie zawróciła mi w głowie. Brzmię jak jakaś nastolatka ale to jest pieprzona prawda.
W dłoni już obracam naprawioną bransoletkę Julie. Jestem z siebie dumny.
Pieprzyłem się z tym upartym pomiotem szatana prawie godzinę, ale udało mi się ją naprawić, tak żeby wyglądała jakby nie spotkała jej żadna przykra przygoda.
Przy okazji zdążyłam przyjrzeć się wszystkim tym malutkim zawieszkom, które miały jakąś swoją pieprzoną nazwę, na niej.
Jakaś kuleczka, serduszko, nutka, klucz, kolejna kuleczka, śnieżynka, kłódka, kolejne serduszko i kilka jakichś diamencików, czy czegoś w tym stylu.
Ciekawe czy miały jakieś znaczenie dla niej. Cóż, dowiem się.
-Cześć Harry! – usłyszałem nagle jakiś wysoki, znajomy głos, który wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem wzrok i poznałem blondynkę z zaraźliwym uśmiechem idącym w moją stronę, kręcąc przy tym biodrami.
Kilku facetów oczywiście aż się za nią obejrzało. Zaśmiałem się w duchu.
-Hej, Vic. – uśmiechnąłem się do niej.
-Dawno Cię nie widziałam. Zresztą Julie tak samo. Ciekawe czemu… - uśmiechnęła się sugestywnie.
Pokręciłem tylko głową z uśmiechem. Podejrzewam, że doskonale wie, gdzie byłem ja i Julie.
-Co u Ciebie? – zapytała wesoło. Czy ona kiedyś traci tą swoją energię? Zastanawiające.
-W porządku, idę właśnie do Julie. A u Ciebie?
-Ja od niej wracam. – zaśmiała się.
Czyli rozmawiały… Ciekawe. Rozmawiały o wczoraj…?
-A to nie jest przypadkiem jej bransoletka? – wskazała palcem na mały przedmiot w mojej dłoni.
-Tak, to jej. Zostawiła ją u mnie, jak wychodziła rano. – powiedziałem od razu.
Vicky na chwilę zastygła. Zamrugała i patrzyła to na bransoletkę to na mnie.
O chuj. Zorientowałem się co powiedziałem i jak można to zrozumieć. Właściwie wnioski, jakie można wysnuć z mojej wypowiedzi, są cholera, słuszne. I to jak.
Ale sądząc po jej reakcji i tym co niewątpliwie sobie pomyślała, Julie nie wspominała jej najwyraźniej o tym co działo się wczoraj. Hm.
-Oh. – w końcu się, hm, odezwała, o ile można to tak nazwać.
-Tak, hm. Wybacz Vic, ale ja chyba już pójdę, chciałbym zdążyć zanim wyjdzie z pracy. – powiedziałem z przepraszającym uśmiechem.
-Tak, pewnie. – odzyskała rezon i uśmiechnęła się. – To do zobaczenia. – posłała mi pewniejszy uśmiech.
-Na razie. – skinąłem jej z uśmiechem i rozminęliśmy się. Wygląda na to, że właśnie załatwiłem Julie małe przesłuchanie.
Spojrzałem na zegarek. Za 15 minut Julie kończy pracę. Jak na zawołanie znowu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie mogę się doczekać aż znowu ją zobaczę, to jest aż chore.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Od razu skierowałem swoje kroki do kwiaciarni.
*oczami Julie*
Ostatnie pięć minut i będę miała spokój. Słowo daję, myślałam, że nie wytrzymam w tej pracy. Nie mogę się na niczym skupić, dręczą mnie myśli o wczoraj i o dzisiejszym poranku.
Przerabiałam w głowie wszystkie możliwe scenariusze naszej ewentualnej rozmowy, czy też może kolejnej kłótni, analizowałam jego najróżniejsze zachowania, słowa, a zwłaszcza te dwa szczególne, które usłyszałam wczoraj. Może to było tylko z emocji?
W końcu to jest COŚ, tego się nie mówi od tak. Z drugiej strony OMÓJBOŻE.
Nie mogę nawet myśleć o tym, ze on naprawdę może…
I jeszcze jedna sprawa, czy ja mogłabym powiedzieć to samo do niego?
Niewątpliwie zależy mi na tym dupku, ale…
Nie mogę nawet myśleć o tym, ze on naprawdę może…
BOŻE MAM JUŻ DOŚĆ MYŚLENIA, ANALIZOWANIA I CAŁEGO TEGO GÓWNA.
Czemu to nie może być łatwiejsze?
O ironio, jestem fanką jasnych sytuacji, mówienia sobie wszystkiego wprost, a uwielbiam się droczyć ze Styles`em i mało tego, panicznie boję się jakiejkolwiek konfrontacji z nim a sama w życiu nie powiem mu o tym co czuję ja. O mamo, nie, za bardzo się boję.
Boże, jestem beznadziejna w takich sprawach, nie nadaję się do tego.
Chociaż właściwie do czego? Jak nazwać to w czym teraz tkwię ze Styles`em?
Przecież to chyba nie jest związek…?
OMÓJBOŻE BYĆ Z HARRY`M STYLES`EM.
Ta myśl jebła we mnie równie subtelnie co tona cegieł.
Boże kochany, za dużo myślę. Stanowczo za dużo. Chcę tylko stąd wyjść, odetchnąć i mieć święty spokój.
Miło było by też pocałować Styles`a.
To znaczy, zobaczyć go.
Cholera jednocześnie tak bardzo nie chcę się z nim konfrontować, a z drugiej chcę go znowu zobaczyć, usłyszeć, przytulić…
Czemu jeśli chodzi o niego, zawsze czuję w sobie tak sprzeczne emocje?
Nie może być jakoś, no nie wiem, normalnie?
Uh.
Wierciłam się na tym krześle, a ostatnie pięć minut zdaje się dłużyć bardziej niż cały ten dzień.
Ze zniecierpliwienia zaczęłam klikać długopisem.
Uuuuuuuuuuuuuhhh.
-Komuś się chyba nudzi. – głęboki głos wypełnił pomieszczenie, w którym siedziałam. Serce zabiło mi mocniej. Harry.
Stał w drzwiach jak gdyby nigdy nic i OMÓJBOŻE trzyma za plecami jakieś kwiaty.
No proszę, czyżby jedna noc potrafiła zmienić Harry`ego Styles`a w najsłodszego faceta pod słońcem?
Gdybym tylko wiedziała kilka miesięcy wcześniej…
-Tobie chyba też, skoro postanowiłeś przyjść tutaj.- zabawa w droczenie zaczęta.
-Oh proszę Cię, przecież oboje dobrze wiemy, że tego chcesz. – uśmiechnął się cwaniacko i podszedł do mnie, wyjmując zza pleców bukiet kwiatów. OMAMODOSTAŁAMKWIATYODSTYLES`A.
-Łał, hm, dziękuję. – powiedziałam biorąc od niego uroczy bukiet. Harry był wyraźnie z siebie zadowolony.
-Nie ma za co. – powiedział i objął mnie jedną ręką w pasie, przysuwając do siebie. O mamo. Pocałował mnie, a kolana się pode mną ugięły. W porę go objęłam i rozkoszowałam się tą chwilą. Cholera, uwielbiam go całować.
Oderwał się ode mnie z uśmiechem na ustach. Gdybym tylko mogła wiedzieć o czym myśli.
-Zostawiłaś u mnie bransoletkę. – powiedział wyjmując z kieszeni moją srebrną bransoletkę z charmsami.
Spojrzałam od razu na mój nadgarstek. O nie, faktycznie!
JAK TO MOŻLIWE ŻE DO TEJ PORY NIE ZAUWAŻYŁAM BRAKU TAK WAŻNEJ DLA MNIE RZECZY?!
Co ten Styles robi z moją głową i sercem… Uh.
-Właściwie to ucierpiała z mojej winy wczoraj, gdy Cię rozbierałem. – powiedział spokojnie, patrząc mi w oczy I O MAMO przebiegając językiem po ustach.
ON NIE MOŻE OD TAK PO PROSTU MÓWIĆ TAKICH RZECZY.
Czemu on to wyciąga, uh.
-Nie wygląda na popsutą. – przyjrzałam się jej, postanawiając zignorować jego słowa o rozbieraniu mnie.
-Naprawiłem. – powiedział dumnym głosem.
-Oh. Dziękuję. – mruknęłam.
-Nie ma za co. – uśmiechnął się szeroko, nie wypuszczając mnie z objęć. – To jak, idziemy? – spojrzał na mnie.
-Gdzie? – zmarszczyłam brwi.
-Proponuję spacer i obiad. – uśmiechnął się szeroko.
Jak Boga kocham, coś mu się stało.
Przecież on nie jest słodki, to Harry Styles, halo.
-Oh, okej. – odwzajemniłam uśmiech nadal zaskoczona.
Zadowolony Harry wziął mnie OBOŻE za rękę i poprowadził do wyjścia. Pożegnałam się z sekretarką. Olivią i szłam dalej zszokowana za Harry`m.
Zapowiada się ciekawie
______________________________________________________
AUTENTYCZNIE DZIĘKI WAM MOJA BABCIA SIE NA MNIE TERAZ
DZIWNIE PATRZY OK XD
Wchodzę sobie na sinistera, na luzie, patrzę. DWADZIEŚCIA komentarzy
moja reakcja:
-O CHUJ!
I taka podjarka etc.
nie skomentowała mojego odchyłu ale jej wzrok do końca dnia bezcenny XD
ALE TO DOBRZE PYSIE, UWIELBIAM TAKIE NIESPODZIANKI ♥
chciałabym też zauważyć że moje ff się na mnie mszczą
jak nie dziwny ,,przyjaciel" TO CHOLERA
po napisaniu tej sceny pod drzwiami Hazzy
w szkole w tłumie i ścisku przy szatni
POCZUŁAM CHŁOPAKA NA SOBIE
KONKRETNIE NA MOIM TYŁKU
I W TAKIM SENSIE GO POCZUŁAM
już nigdy nic takie nie napiszę
to NIE JEST jednak fajne okej
nie.
JUST NO/
ANYWAYS.
chciałabym też zauważyć że moje ff się na mnie mszczą
jak nie dziwny ,,przyjaciel" TO CHOLERA
po napisaniu tej sceny pod drzwiami Hazzy
w szkole w tłumie i ścisku przy szatni
POCZUŁAM CHŁOPAKA NA SOBIE
KONKRETNIE NA MOIM TYŁKU
I W TAKIM SENSIE GO POCZUŁAM
już nigdy nic takie nie napiszę
to NIE JEST jednak fajne okej
nie.
JUST NO/
ANYWAYS.
MISIE MOJE CUDOWNE
KOCHAM WAS
CENTRALNIE KOCHAM
Uprzedzam też, że mogę mieć małe poślizgi z dodawaniem bo FERIE SIĘ SKONCZYŁY ZANIM SIĘ ZACZĘŁY OK :c
I po prostu jak już się wciągnę w tą szkolną rutynę to tracę orientację ile minęło i nie zawsze mam wszystko zrobione.
ALE BĘDĘ SIĘ STARAŁA ZE WSZYSTKICH SIŁ.
Tym, którzy mjaą ferie- zazdro, bawcie się dobrze, odpocznijcie pysie ♥
tym, którzy męczą się zze mną w szkole - byle do Wielkanocy
byle do maja
byle do wakacji ♥
KOCHAM MAAAX ♥
STRZAŁKA, MAŁA :*
*małe? hm ._.
(wybaczcie, małe zboczenie po 50 twarzach Greya XD)