Dedykacja dla Pralinki ♥ - dziękuję skarbie za miłe słowa i motywację ♥
,,Kochamy ranić i rzucać słowa na wiatr
i od nowa się użalać nad sobą, który to raz?"
*oczami Harry`ego*
- Jeju,
zobacz jakie słodkie! – pisnęła Julie, podnosząc z uwielbieniem kolejne różowe
śpioszki.
Westchnąłem.
- Nie chcę
niszczyć ci niewątpliwej zabawy, ale przypominam, że nawet nie wiem czy to
będzie chłopiec czy dziewczynka. – powiedziałem z ironią, patrząc na nią z
rozbawieniem.
Od jakichś
dwóch godzin chodzimy po pobliskiej galerii, teoretycznie szukając dla Julie
sukienki. A tymczasem wylądowaliśmy kolejny raz na dziale dziecięcym, gdzie
Julie popada w zachwyt nad tymi wszystkimi sukieneczkami, bucikami, falbankami,
misiami, kokardkami i innymi głupotami.
- Przecież
ja tylko oglądam. – powtórzyła obronnym tonem. Już jakiś siódmy raz dzisiaj.
- Myślałem,
że nie przepadasz za dziećmi. – zauważyłem, patrząc już nieco znudzony na
kolejne wieszaki obładowane ciuszkami dziecięcymi, które niemal ze czcią
oglądała brunetka.
- Ale to
nie będzie zwykłe dziecko, Harry. To będzie najcudowniejsza istota na tym
świecie. – powiedziała z przekonaniem i szerokim uśmiechem. – A poza tym, te
rzeczy są tak okropnie urocze, nie da się nad nimi nie zachwycać! – zawołała. –
I to wcale nie oznacza, że żeby uwielbiać takie ubranka, trzeba uwielbiać małe
dzieci.
Wywróciłem
oczami.
- Jak na
razie marnujemy na to czas, nawet jeszcze nie wiemy czy to dziewczynka, czy
chłopiec. – powtórzyłem.
- Przecież
ja tylko sobie patrzę. – odparła
zniecierpliwionym tonem.
Westchnąłem
po raz kolejny tego dnia i podszedłem do niej, postanawiając wziąć sprawy we
własne ręce. Położyłem dłonie na jej biodrach, przysuwając ją tym samym, bliżej
siebie, tak żeby przylgnęła do mojego ciała.
- Zamiast
tego wolałbym oglądać ciebie w przymierzalni, szukając sukienki, którą będę
mógł z ciebie zdjąć. – mruknąłem, nachylając się nad jej ramieniem.
Nie
musiałem na nią patrzeć, żeby wiedzieć jak na mnie reaguje. Na jej ustach gości
uśmiech,który pragnie powstrzymać, przygryzając wargę, mruży oczy, czując mój
oddech na swojej skórze. Przechodzą ją miłe dreszcze, gdy czuje mój dotyk i
słyszy mój głos. Wywraca oczami, słysząc co jej mówię. Próbuje się nieznacznie
odsunąć, nie chcąc zwracać na nas uwagi na środku sklepu, na co oczywiście jej
nie pozwalam i przytrzymuję lekko jej
biodra.
- Harry… -
mówi ostrzegawczym tonem, ale aż za dobrze wiem, że nadal na jej ustach gości
uśmiech.
- Nie
puszczę cię, dopóki stąd nie wyjdziemy. – powiedziałem, uśmiechając się sam do
siebie.
- Harry,
nie żartuję… - powiedziała, łapiąc za moje dłonie.
- Ja też
nie. – odparłem szybko, nie odsuwając się nawet na milimetr.
- Uhh,
nienawidzę cię. – warknęła, kręcąc głową i ruszyła przed siebie. Mimo to,
wiedziałem, że nadal się uśmiecha.
- Też cię
kocham. – zaśmiałem się, owijając ramię wokół jej talii i cmokając jej
policzek.
Prychnęła
tylko pogardliwie i wyszliśmy ze sklepu.
- Ale
najpierw stawiasz mi kawę. – dodała od razu.
Wywróciłem
oczami.
- Dooobra.
– mruknąłem i skierowaliśmy się w stronę kawiarni.
- Też cię
kocham. – zaśmiała się, całując mnie w
policzek.
Mała
przekora.
- Wiem. –
mruknąłem, kręcąc z uśmiechem głową.
Nagle jej
telefon się rozdzwonił. Zatrzymaliśmy się na chwilę już na kilka kroków od
kawiarni, do której szliśmy.
- Halo? –
powiedziała, w końcu go znajdując w czeluściach swojej torebki.
- Zaraz,
zaraz, wolniej! – powiedziała szybko z wyrazem zagubienia na twarzy.
Zmarszczyłem
brwi, patrząc na nią uważnie.
Brunetka otworzyła
usta, chcąc coś powiedzieć, ale najwyraźniej osoba po drugiej stronie słuchawki
nie miała zamiaru jej na to pozwolić.
- Ale jak
to? – udało jej się zapytać. Chwila skupienia.
Spojrzała w
końcu na mnie i odsunęła nieco od ucha telefon, zasłaniając go dłonią.
- To może
być dłuższa rozmowa. Zajmij już stolik i zamów, ja zaraz przyjdę, dobrze? –
spojrzała na mnie błagalnie.
- Okej. –
westchnąłem. Posłała mi tylko lekki uśmiech i buziakia i zrobiła kilka kroków w
tył przysuwając telefon do ucha.
- Tak, tak,
słucham cię! – powiedziała szybko i odeszła w stronę ławek.
Ja sam
ruszyłem do kawiarni. Sądząc po niemalże monologu jakiego byłem świadkiem ze
strony osoby dzwoniącej, wnioskuję że to była Vicky. A w takim wypadku, Julie
nie przyjdzie ,,zaraz”.
Spojrzałem
przez szklaną szybę ulubionej kawiarni Julie i momentalnie się zatrzymałem.
W jednym z
najdalszych zakątków kawiarni, przy stoliku zauważyłem znajomą postać.
Mianowicie
samego Cody`ego. Jaka cholernie miła niespodzianka.
Wszedłbym i
zamówiłbym szybko kawę Julie na wynos i wyszedłbym stamtąd by uniknąć
konfrontacji, gdyby nie to, że Cody nie siedział tam sam.
Naprzeciwko
niego siedział jakiś mężczyzna, dosyć postawny i poważnie wyglądający.
Powiedział Cody`emu coś, co wyraźnie mu się nie spodobało, bo ten zacisnął
szczęki i pięści z irytacji.
Powiedział
coś wyraźnie zły. Usiłowałem wyglądać jak najmniej dziwne stojąc przed szklaną
szybą kawiarni i gapiąc się w nią, jednocześnie pozstając niezauważonym przez
Cody`ego, ale nie było to łatwe.
Cody wyjął
jakieś zawiniątko z kieszeni i podał to mężczyźnie. Zbyt długo byłem zamieszany
w różne sprawy by nie zorientować się, że były to pieniądze.
Czyżbym
otrzymał odpowiedź na drażniące mnie pytanie, czy ten dupek ma coś na sumieniu?
Wyjąłem
szybko telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer do Louisa.
- Halo? –
odezwał się niemal od razu.
- Jestem w
galerii i właśnie widzę, jak Cody daje jakąś kopertę, pewnie z kasą jakiemuś
facetowi. – powiedziałem od razu, rozglądając się, czy nikt mnie nie słyszy.
- Jakieś
szczegóły faceta? Jakaś teczka z dokumentami? Znaki jakiejś firmy?
- Jakiś
starszy gość, poważnie wyglądający, ciemno ubrany, nie widze żadnych teczek.
- Okej,
przynajmniej wiem, czego szukam. Jak będę coś wiedział, dam znać. – powiedział.
- Dzięki,
Tommo. – rozłączyłem się.
Mężczyzna w
tym czasie zajrzał do koperty i skinął głową. Wyglądało na to, ze szykuje się
do wyjścia więc więcej się raczej nie dowiem. Wślizgnąłem się szybko do wnętrza
kawiarni, gdzie unosił się kojący zapach kawy i ciast. Mam chwilę czasu na
kupienie kawy dla Julie wyjście stąd
niezauważonym przez Cody`ego.
- Duża
frappe na wynos. – zamówiłem ulubioną kawę Julie i zapłaciłem.
Stanąłem
obok czekając na zamówienie. Nie zamierzałem szukać żadnego stolika, skoro ten
dupek tu jest.
Odetchnąłem
ze zniecierpliwieniem. Mam nadzieję, że dostanę tą cholerną kawę w miarę
szybko.
- Kogo ja
widzę! – usłyszałem jednen z najbardziej irytujących głosów na świecie na moimi
plecami.
Kurwa
jebana mać.
Przekląłem
w duchu jakieś milion razy, zanim odwróciłem się w jego stronę, siląc się na obojętny
wyraz twarzy.
- Jaka
urocza niespodzianka. – niemalże warknąłem.
- Prawda?-
uśmiechnął się złośliwie. – Może korzystając z okazji, uraczysz mnie swoim
towarzystwem? – zaproponował z wyższością, pokazując w stronę swojego stolika.
- Nie mam
czasu na to twoje gówno. – warknąłem i odwróciłem się z irytacją w stronę blatu
modląc się o pojawienie się kelnerki z kawą dla mnie.
- A szkoda
– powiedział, stając obok mnie – bo mamy sprawę do obgadania.
- Spierdalaj. –
rzuciłem zirytowany.
- Styles, nie
żartuję, kurwa. Chyba że chcesz pogadać w towarzystwie Julie, bo nie sądzę
żebyś dla siebie zamawiał frappe. – powiedział pewnie i odszedł, siadając przy
swoim stoliku i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Przepraszam, ile
jeszcze będę czekać? – zaczepiłem kelnerkę.
- Kilka minut,
proszę pana. – odparła niemalże przepraszająco.
Kurwa.
Szybkim krokiem
podszedłem do Cody`ego i usiadłem naprzeciwko niego, wywołując u niego
triumfalny uśmiech.
- Masz czas dopóki
nie dostanę zamówienia. – rzuciłem tylko.
- Lubisz dyktować
warunki. – zasmiał się pogardliwie. – A to pech.
Wywróciłem oczami.
- Konkrety. –
mruknąłem.
- Słyszałem, że
niedługo czeka nas miłu, rodzinny weekend. – uśmiechnął się w ten swój
irytujący sposób.
- Do rzeczy.
- Zdążyłem się już
stęsknić za rozmowami z Julie. – powiedział zadowolony. Zaraz mnie coś
rozkurwi.
- Możesz przestać
mi zawracać dupę tymi swoimi gierkami i powiedzieć czego ty do kurwy ode mnie
chcesz? – warknąłem.
- Ale po co te
nerwy? – spojrzał na mnie karcąco. – Proponuję sprawiedliwy układ.
- Jaki?
Wyczuwam podstęp.
- Ja zapominam o
tym czym się zajmujesz po pracy i jesteśmy szczęśliwą rodzinką, a ty
wyświadczasz mi dwie małe przysługi. – powiedział pewnie.
Ja pierdole.
- Niby jakie? –
zapytałem czując się cholernie przegrany.
- Niewielkie. Jakaś
mała część tego, co podpierdalasz Danielowi co tydzień to jedna, a drugą
przedstawię jak będę miał pewność, że mogę ci ufać. – powiedział.
Zaśmiałem się.
- To trochę
abstrakcyjne mówić w takiej sytuacji o zaufaniu, nie sądzisz? – prychnąłem.
- Wchodzisz w to? –
zignorował moją uwagę.
- Zacznijmy od
tego, że nic nie ,,podpierdalam” Danielowi. – odparłem.
- Zabawne. –
skwitował z kwaśnym uśmiechem.
- Już nic nie
podpierdalam. – poprawiłem, wywracając oczami.
- Czyżbyś się
wystraszył? – zapytał pogardliwie. – Chyba trochę za późno na skruchę.
- Odpierdol się.
Nic nie zabieram. – warknąłem.
- W takim razie
zaczniesz. – wzruszył ramionami.
Pokręciłem głową z
niedowierzaniem.
- Ty naprawdę
myślisz, że to jest jakaś pierdolona zabawa? – warknąłem z wściekłością.
- Nie, Harry. –
odpowiedział spokojnie, patrząc mi w oczy. – Dlatego nie bez powodu zwracam się
do specjalisty.
- Jak zachciało ci
się ćpać, to po prostu popytaj na uczelni, moment i masz jakiekolwiek gówno
chcesz. – syknąłem.
- Ale po co, skoro
mam darmową i bezpieczniejszą opcję? - uśmiechnął się arogancko.
- To bez sensu. –
warknąłem zirytowany.
- Mylisz się. –
odparł. – To jak?
- Nie będę okradał
Daniela dla twojej głupiej zachcianki. – powiedziałem twardo.
- Więc przyjmij, ze
to dla twojej zachcianki, tak jak do tej pory. – wzruszył ramionami.
- Nie. – pokręciłem
głową. – Nie.
- Julie! – zawołał
nagle wesoło i wstał z szerokim uśmiechem. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Cody! –
usłyszałem za plecami tak dobrze znany mi, wesoły głos. Cholera jasna.
Obserwowałem jak ten chuj przytulał moją
kobietę i jak do niej ćwierkał, komplementując ją i żartując.
Usiadła obok mnie
cała w skowronkach.
- Właśnie
rozmawialiśmy o weekendzie. – powiedział wesoło Cody, patrząc na mnie.
Jest cholernie
dobrym aktorem. Potrafi być przemiły i uroczy dla Julie, a jednocześnie posyłać
mi pogardliwe uśmieszki i spojrzenia.
- No właśnie! –
zawołała z entuzjazmem Julie. – Będziesz mógł przyjechać? – zapytała z wyraźną
nadzieją.
- No pewnie. –
odparł ochoczo.
Wywróciłem oczami,
co niestety nie umknęło uwadze Julie, która posłała mi dziwne spojrzenie.
- To świetnie! –
ucieszyła się szczerze. Boże, jak niesamowicie irytuje mnie cała ta sytuacja…
- Będziemy mieli
czas żeby lepiej się poznać, porozmawiać, podzielić się różnymi informacjami…
Prawda, Harry? – spojrzał na mnie z uśmiechem.
Julie spojrzała na
mnie nieco zaskoczona.
Co to kurwa ma być?
- Tsaaa… -
mruknąłem od niechcenia, za co Julie posłała mi karcące spojrzenie.
- Zabrzmiało trochę niepokojąco. – zaśmiała się
niemrawo Julie, wyraźnie nie wiedząc o co chodzi.
Nie masz pojęcia,
skarbie.
- Harry lubi
zaskakiwać. – powiedział Cody. Julie patrzyła to na mnie to na niego ze
zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
Niepokój wzrósł o
jakieś milion razy. Kurwa, ten mały frajer nawet nie zdaje sobie sprawy co dla
mnie oznaczają jego głupie gierki i szantaże. Dla niego to jest jak splunąć, by
o wszystkim powiedzieć Julie i Charlesowi. A dla mnie to oznacza wielkie
kłopoty.
Pieprzyć to
wszystko.
Zaśmiałem się nieco
sztucznie.
- Myślę, że jednak
zgodzę się – posłałem mu przy tym porozumiewawcze spojrzenie- na twój pomysł.
Teraz Julie nawet
już nie udawała rozbawienia. Była totalnie zbita z tropu. I wcale się nie
dziwię.
- Tak myślałem. –
zaśmiał się serdecznie chłopak, wywołując tym u mnie furię. Spojrzał na Julie. – Męskie sprawy. – puścił
jej oczko i roześmiał się po raz kolejny.
-Oh, okej. –
powiedziała, uśmiechając się niemrawo brunetka. Zaraz mnie coś rozkurwi.
Ale starałem się
zachowywać możliwie naturalnie.
- Cóż… Wybacz Cody,
że w ogóle pytam, ale masz zamiar wziąć Rylie ze sobą? – zapytała, wyraźnie
chcąc zmienić dziwny temat.
Dopiero po chwili
dotarło do mnie, co konkretnie powiedziała. Rylie?
Cody wyraźnie
został tym pytaniem nieco zbity z tropu, a to zabawne widzieć go czegoś
niepewnego.
Czyżby mojej
dziewczynie udało się coś, co ja próbuję osiągnąć od dłuższego czasu? – Hm…
Myślę, że to dla niej za wcześnie. Nie chcę jej osaczać. To nie jest jeszcze
coś na tyle poważnego jak u was. – spojrzał na mnie.
- Oh. – mruknęła
nieco zawiedziona Julie. – Okej, rozumiem.
Wychodzi na to, że
Cody ma kogoś. W mojej głowie pojawił się pomysł. Bardzo zły pomysł. Ale on też
nie gra fair…
- Ale na pewno ją
poznasz. – zapewnił Julie Cody, odzyskując rezon.
- To świetnie. –
ucieszyła się dziewczyna.
- A jak na uczelni?
– pytała dalej Julie, wyraźnie zainteresowana życiem chłopaka.
Nawet nie zauważyła
kiedy kelnerka przyniosła jej ulubioną kawę.
- Nie najgorzej,
chociaż zapamiętywanie tych wszystkich
przepisów i praw nie jest moją najmocniejszą stroną. – zaśmiał się.
- Czemu mnie to nie
dziwi. – prychnąłem, przez co otrzymałem karcące spojrzenie od Julie i pełne
pogardy od Cody`ego.
- Mówiłeś coś
ostatnio o ważnym meczu. – napomknęła Julie, ignorując moją niezbyt miłą uwagę.
- Był wczoraj. –
odparł. – Wygraliśmy. – oświadczył wyraźną dumą.
Wywróciłem oczami.
- Wow, gratuluję! –
zawołała Julie. Może od razu niech wskoczy w strój czirliderki? …
- Dzięki. –
uśmiechnął się od ucha do ucha. – Atak to zdecydowanie coś dla mnie. –
powiedział patrząc przy tym znacząco na mnie.
Nieeee, wcale nie
wyczuwam aluzji.
- Problemy z
agresją? – zapytałem jak gdyby nigdy nic.
Ups, moja natura
wymyka mi się spod kontroli.
Julie spojrzała na
mnie teraz z wyraźną złością. Kurwa, oberwie mi się za to.
Ale ten dupek
doprawdza mnie do istnego szału.
Cody natomiast
spojrzał na Julie, pozorując uśmiech, z premedytacją, żeby wiedziała że mu się
to nie podoba, ale stara się nie robić z tego problemu i próbuje być miły.
Chuj.
- Harry miewa
dziwne poczucie humoru. – uśmiechnęła się sztucznie Julie.
Że co proszę?
- Raczej ich nie
miewam. – zignorował jej starania, ale nadal miłym tonem.
- Rozumiem,
wyładowujesz się taranując innych na boisku. – ciągnąłem dalej mimo, że
wiedziałem że stąpam po cienkim gruncie.
Z jednej strony w
każdej chwili Cody może stracić cierpliwość i po prostu mnie udupić, a z
drugiej Julie na pewno będzie wściekła za to, że tak nagle jestem chamski wobec
jej nowego członka rodziny.
Powinienem siedzieć
cicho dla własnego świętego spokoju, kurwa.
Poczułem, jak Julie
kopie mnie lekko pod stołem.
- Nie wszyscy muszą
się wyładowywać i mieć problemy z agresją, Harry. Niektórzy po prostu mogą mieć
swoje pasje. – powiedział nadal tym swoim fałszywie uprzejmym i spokojnym
tonem, ale wydźwięk irytacji i niebezpośredni atak na mnie pozostał niezmienny.
Obraca sytuację
przeciwko mnie jakobym to ja miał problemy z agresją.
Nawet nie patrzę na
Julie, wiedząc że ma wściekłość i panikę wypisaną na twarzy, nie wspominając
już o jej nienawistnych spojrzeniach kierowanych do mnie.
- Sugerujesz coś? –
zapytałem ostro. Tym ostatecznie wyprowadziłem Julie z równowagi.
- Harry! – syknęła.
- Widzę, że ktoś
nie ma dzisiaj humoru. – zaśmiał się Cody, podnosząc mi ciśnienie po raz
kolejny tego dnia.
- Na to wygląda,
wybacz Cody. – powiedziała zirytowana Julie.
- Nie ma problemu,
rozumiem, każdy ma swoje problemy, które go dręczą. – powiedział, patrząc na
mnie.
Boże, daj mi
cierpliwość…
- Myślę, że już
pójdziemy. – westchnęła brunetka.
- Zdzwonimy się
jakoś? Poznałabyś Rylie. – spojrzał na nią, przykuwając ponownie moją uwagę.
Muszę zapamiętac to
imię i od razu powiedzieć Lou, żeby to sprawdził. Skoro on nie ma oporów by
grać fair, ja też nie będę miał.
- Pewnie. –
uśmiechnęła się Julce. – Dzwoń, jak będziecie mieć chwilę.
- Zadzwonię. –
zapewnił Cody, wstając by pożegnać się z Julie.
- Do zobaczenia. –
powiedziała tuląc go.
- Do zobaczenia,
Julcey. – Nawet używa ksywki Charlesa… Żałosne.
Przytulili się,
Julie wzięła swoją kawę i nie czekając na mnie, ruszyła przed siebie do
wyjścia.
Cody spojrzał na
mnie triumfalnie. Posłałem mu tylko wściekłe spojrzenie i ruszyłem za Julie.
W międzyczasie zdążyłem wysłać smsa.
Do: Tommo
Cody kręci z jakąś
Riley. Sprawdź to.
Schowałem telefon
do kieszeni i zrównałem się z dziewczyną.
- Julie… -
zacząłem, ale przerwała mi.
- Co to w ogóle
miało być Harry?! – była wściekła.
Westchnąłem.
- Po prostu…-
zacząłem, ale znowu nie dała mi dojśc do słowa.
- Co to były za
teksty do cholery?! Najpierw sobie z nim siedzisz i rozmawiasz… - tym razem ja
jej przerwałem.
- Nie idziemy
szukać sukienki? – zapytałem, zauważając że idzie w stronę wyjścia z galerii.
- Nie. – warknęła.
- Julie, możesz się
zatrzymać? Próbuję z tobą porozmawiać a ty robisz niepotrzebną aferę. –
powiedziałem zirytowany. Okej, kapuję że jest na mnie wściekła ale nienawidze
tych jej scen złości i ignorowania mnie.
- Wychodze stąd, bo
nie chcę robić ,,niepotrzebnej afery” na środku pieprzonej galerii! – syknęła w
momencie gdy wyszliśmy na parking.
- Co za różnica
gdzie, skoro i tak ją zrobisz. – prychnąłem.
Momentalnie się
odwróciła w moją stronę.
- Co jest z tobą
nie tak? – zawołała z niedowierzaniem. – Przed chwilą byłeś chamski wobec
Cody`ego mimo, ze wiesz jakie to jest dla mnie ważne i jeszcze masz mi za złe,
ze mam o to żal?!
Kurwa mać, mówiłem
że lepiej jak siedzę cicho?!
- Po prostu drażni
mnie twoja reakcja i wielka obraza, kiedy ty też dobrze wiesz co myślę o tym
chłopaku. – starałem się zmienić ton na spokojniejszy.
- Dopiero
słyszałam, że wydaje się być okej i się z nim dogadałeś, wiec skąd taka nagła
zmiana? - zapytała zirytowana, wsiadając do auta i trzaskając drzwiami tak, że
aż mnie to zabolało. Westchnąłem i wsiadłem za kierownicę.
- Stąd, że kiedy
ostatnim razem, powiedziałem że wydaje się być spoko, wpakowałaś mnie w cały weekend
w jego towarzystwie, więc wybacz, ale jestem ostrożniejszy z deklaracjami
odnośnie jego osoby. – powiedziałem sarkastycznie, za co spoliczkowałem się w
myślach, bo prowokuję ją do dalszej kłótni i jeszcze bardziej wkurzam.
Ale nic na to nie
poradzę, nie umiem się zamknąć gdy ona doprowadza mnie irytacji.
Jak długo mogę być
cierpliwym i wszystko znosić? Groźby jej cudownego braciszka i jeszcze jej
fochy?
No kurwa mać,
jestem tylko człowiekiem i to dość nerwowym.
- Bo to takie
trudne, być zwyczajnie uprzejmym dla kogoś, kogo znasz od niedawna, prawda? –
zapytała z przekąsem.
- Dla mnie tak. –
syknąłem.
- Cały czas
zmieniasz zdanie Harry i oczekujesz ode mnie, ze ja to przewidzę, zrozumiem i
na wszystko się zgodzę, to jest chore! – zawołała.
- Nie, po prostu
nie muszę zawsze być idealny i dla wszystkich uprzejmy. A przede wszystkim nie
zawsze muszę robić, to czego ktoś ode mnie chce! – zawołałem sfrustrowany.
Nic na to nie
poradzę, daję upust wszystkim emocjom, jakie we mnie siedzą przez tą całą sytuację
i chcąc nie chcąc wszystko skupia się i odbija na najmniej winnej całego
zamieszania Julie.
A słowa, które
przed chwilą padły z moich ust są bardziej o tym całym szantażu Cody`ego, a nie
o niej, co pewnie sama odbierze jako atak na siebie.
- Poprosiłam, żebyś
mnie wspierał i zrobił coś dla mnie, z czym jeszcze przed godziną nie miałeś
problemu, ale jak widać proszę o zbyt wiele? – już nie krzyczała, ale wyraźnie
jest urażona i cóż, czuję się teraz jak gówno, bo wyżyłem się na niej po raz
kolejny a przy okazji zawiodłem i zraniłem jej uczucia.
Brawo, dupku.
Westchnąłem ciężko.
- Nie Julie,
uwierz, że liczysz się dla mnie najbardziej i zrobiłbym dla ciebie wszystko –
zapewniłem ją, co było prawdą i zabolał mnie wyraz powątpiewania na jej twarzy
– Ale jestem jaki jestem, czasami mówię coś głupiego i nie umiem zahamować
swoich emocji, okej? A Cody`ego naprawdę nie lubię i nie polubiłem go od
początku, ale postanowiłem to przemilczeć, bo go za dobrze nie znam, a przede
wszystkim dlatego, żeby nie zrobić ci przykrości.
Była wyraźnie
zaskoczona tym, co jej powiedziałem.
- To jest właśnie
to, co robisz Harry. – powiedziała wyraźnie zła.
Spojrzałem na nią
marszcząc brwi. Nie rozumiem o co jej teraz chodzi.
- Zawsze wolisz
wcisnąć mi jakieś gówno i mnie okłamać, a potem mieć do Mnie pretensje, ze cię
do czegoś zmuszam, albo robię coś, co ci nie odpowiada! – zawołała
zdenerwowana. – Tak się nie da, Harry!
Tym razem to ja się
zdenerwowałem.
- To źle, że robię
dla ciebie wszystko, tylko po to, żebyś była szczęśliwa?! – warknąłem.
- Tak, to źle, bo
masz do mnie wieczne pretensje podczas gdy ja jestem święcie przekonana, że nie
masz nic przeciwko! – powiedziała z żalem.
- Oh wybacz, że
kurwa staram się ciebie uszczęśliwić! – syknąłem z irytacją i odpaliłem auto.
- To nie jest
uszczęśliwianie, kiedy robisz to na siłę i sam siebie zmuszasz do czegoś, na co
nie masz ochoty!
- Wiecznie robię
wszystko źle. – wycedziłem przez zęby.
Gotowało się we
mnie. Jeszcze przed chwilą miałem wyrzuty sumienia, że chcąc sprawić, że Julie
będzie zadowolona, krzywdzę ją.
Ale teraz, jestem
po prostu wściekły. Już nie na Cody`ego.
Ale na tą istotę
siedzącą obok mnie, która jest dla mnie wszystkim i która prawdopodobnie jest w
tej chwili tak samo wściekła jak ja.
Nawet nie ma
pojecia jak wiele dla niej robię, ryzykuję, wszystko dla niej.
A ona tego nie
widzi, nie docenia, tylko zawsze wychodzi tak, że coś spieprzyłem, ona mnie
krytykuje i muszę przepraszać.
Ileż można to
znosić?!
-Tego nie
powiedziałam. Ale okłamując mnie szkodzisz sam sobie! W taki sposób nigdy nie
przestaniemy się kłócić! – zawołała.
Jasne.
Z mojej winy,
oczywiście. I tylko dlatego, że chcę jej przychylić nieba i staram się być
facetem, jakiego chciałaby mieć.
- Harry! – dotknęła
mojego ramienia, nie słysząc z mojej strony żdnego odzewu.
Zamiast ukojenia,
jej dotyk wywołał kolejną falę gniewu.
Zacisnąłem szczęki
i dalej uparcie milczałem, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego znowu będę żałował.
- Harry, proszę
cię… - powiedziała spokojniej.
Ja też prosiłem.
Jej głos w tym
momencie cholernie działała mi na nerwy.
Jedyne na czym
mogłem się skoncentrować to gniew i żal, że nie potrafi docenić, tego co dla
niej robię, jak się poświęcam.
Westchnęła ciężko.
- Okej. – mruknęła.
– Przepraszam, jeśli czujesz się niedoceniany, Harry. Ale większość rzeczy,
które robisz, chcąc tylko mi się przypodobać, wypadają tak, że z mojej
perspektywy wygląda to jakbyś chciał mi zrobić na złość.
O NICZYM INNYM
KURWA NIE MARZĘ.
Szczęka już dawno
zaczęła mnie boleć od zaciskania zębów ze złości.
- Wybacz, że nie
umiem być idealnym facetem. – syknąłem.
Nawet nie wiem skąd
naraz we mnie tyle złości. Wszystko mi się nazbierało i nie umiem już nad tym zapanować.
Jestem najzwyczajniej w świecie wściekły.
- Ty nie musisz się
starać, do cholery ty już jesteś dla mnie idealnym facetem, okej? Zależy mi na
tobie, ale musisz zastanowić się nad niektórymi rzeczami, bo tylko wszystko
komplikujesz. – mówiła spokojnie, wyraźnie chcąc do mnie trafić, ale nie
umiałem się skupić na niczym innym niż na tym jak bardzo rozgoryczony jestem.
Jak bardzo mam dość, wiecznych starań, Cody`ego, problemów, przeszłości i
problemów, które co trochę z niej wynikały…
I nic na to nie
poradzę, nie umiem się teraz skupić na jej słowach, po prostu nie mogę.
- Nie chcę się z
tobą kłócić,ale nie mogę wszystkiego akceptować.- ciągnęła dalej, tylko mnie
drażniąc. - Kocham cię Harry, po prostu…
Odpowiedziała mi
cisza.
A do mnie dotarł
sens moich słów. I momentalnie złość zniknęła.
Spojrzałem na nią w
popłochu.
Gdy tylko moje oczy
spotkały jej, od razu odwróciła wzrok i popatrzyła w bok.
Kurwa jebana mać,
co ja zrobiłem.
- Julie… -
wychrypiałem. Widziałem jak mruga, zapewne powstrzymując łzy.
Ja to potrafię
zjebać wszystko.
- Julie, nie miałem
tego na myśli… - zacząłem, sam do końca nie wiedząc co powinienem powiedzieć.
Powiedziałem to
totalnie nieświadomie, kurwa.
- Nieważne, Harry.
– powiedziała tylko spokojnym tonem. Ale nie patrzyła na mnie.
Mogę się tylko
domyślać jak bardzo ja zabolało to, co powiedziałem.
*oczami Julie*
- Ty nie musisz się
starać, do cholery ty już jesteś dla mnie idealnym facetem, okej? Zależy mi na
tobie, ale musisz zastanowić się nad niektórymi rzeczami, bo tylko wszystko
komplikujesz. – mówiłam spokojnie. Złość i żal jakie przed chwilą mi
towarzyszyły, wyparowały. Pomyślałam jak to wygląda ze strony Harry`ego.
Bo okej, z mojej
wygląda tak, że cały czas nawet w najgłupszych sprawach mnie oszukuje, co mnie
doprowadza do szału.
Ale może
rzeczywiście on po prostu chce dobrze dla mnie?
I stara się
dopasować? A ja go nie doceniam? Nie chcę, żeby się tak czuł.
I muszę mu
uzmysłowić, że ja go doceniam, że mi na nim zależy.
- Nie chcę się z
tobą kłócić,ale nie mogę wszystkiego akceptować.- kontynuowałam, nadal
odczuwając poczucie winy - Kocham cię
Harry, po prostu…
- Cóż, w takim razie
twoja miłość jest chujowa. – przerwał mi.
A ja zamarłam.
Czy on powiedział…
Czy mi się wydawało?
Poczułam dziwny ból
w środku i napływające łzy.
Nie, Julie.
- Julie… - wychrypiał
i spojrzał na mnie, na co szybko uciekłam wzrokiem, będąc zbyt zawstydzoną by
spojrzeć mu w oczy.
Zaczęłam szybko
mrugać, chcąc pozbyć się łez. Nie będę płakać.
- Julie, nie miałem
tego na myśli… - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
Cóż, może i moja
miłość jest chujowa.
- Nieważne, Harry.
– mruknęłam tylko, starając się brzmieć naturalnie.
- Kurwa, ja
naprawdę tak nie myślę, zdenerwowałem się, i …- był wyraźnie spanikowany.
Może naprawdę nie
miał tego na myśli?
Więc po co by to
mówił…
- Okej, Harry. –
powiedziałam tylko. Okej, Julie.
Weź się kurwa w
garść.
- Naprawdę
przepraszam, Julce. – powiedział szczerze. A ja naprawdę bym chciała, żeby to
była prawda.
Zaparkował pod moim
domem. Nie czekając na niego, wysiadłam spokojnie z auta.
Cholera, zabolało.
Czy on naprawdę
może tak uważać?
Nie jestem idealna,
na pewno nie. Ale zależy mi na nim. Cholernie.
I staram się, żeby
wszystko było okej, staram się być jak najlepszą dziewczyną jaką mogę być.
Wszedł za mną do
domu. Chciałam się koniecznie czymś zająć, po prostu mieć coś, dzięki czemu nie
będę stała bezczynnie, czekając na jego przeprosiny, czy dalsze zarzuty. Chcę
po prostu udawać, że nic takiego nie usłyszałam, albo że mnie to nie dotknęło.
Że przyjmuję
krytykę, jeśli można to tak nazwać.
Mimo że tak nie
jest.
Więc bezmyślnie
udałam się do kuchni i nalałam sobie soku, mimo że na samą myśl robiło mi się
niedobrze i wiedziałam, że nie jestem w stanie nic przełknąć.
- Julie, proszę
cię, posłuchaj mnie. – powiedział i poczułam jego dłoń, dotykającą moją.
Pociągnął mnie lekko, żebym odwróciła się w jego stronę, czego nie chciałam.
Nie jestem w stanie
mu spojrzeć w oczy, czuję się… upokorzona?
I nic na to nie
poradzę.
Więc stałam przed
nim, z kartonem soku w lekko trzęsącej się dłoni, wbijając wzrok w ten
przeklęty karton.
- Byłem wściekły,
nawet nie pomyślałem, co gadam. Przysięgam, w pierwszej chwili nawet nie
zrozumiałem co powiedziałem. Przepraszam, nie myślę tak, Julie, ja…- mówił
dalej, a ja walczyłam z napływającymi ponownie łzami, gdy jego telefon się
rozdzwonił.
Przeklnął cicho pod
nosem, a ja odetchnęłam z ulgą. Zniecierpliwiony wyjął telefon, chcąc odrzucić połączenie,
ale gdy zobaczył kto dzwoni zawahał się, westchnął i odebrał, odchodząc do
salonu.
Odtechnęłam po raz
kolejny i podeszłam do blatu, przymykając powieki, chcąc się wyciszyć i zebrać
myśli.
- Co się stało,
Gemma? – usłyszałam i momentalnie otworzyłam szeroko oczy, a przeklęty sok,
który trzymałam w dłoniach, upuściłam. Uderzył w blat nim zdążyłam go złapać.
Szybko ustawiłam go na blacie i wytężyłam słuch z bijącym sercem.
Muszę przyznać, że Gemma
wybrała najgorszy z możliwych momentów na powiedzenie Harry`emu, co się stało.
Ale nie mogę jej za
to winić.
Skoncentrowałam się
na głosie bruneta, którego niestety nie słyszę.
Cisza.
Gemma pewnie
jeszcze opowiada. I płacze, tego jestem prawie pewna.
Serce mi zaraz
wyskoczy z klatki piersiowej. Nawet myśl, o tym co powiedział mi Harry, jest
jakaś mniej… bolesna. Mniej istotna.
W końcu usłyszałam
westchnienie Harry`ego, przez co aż zaparło mi dech.
- Okej. – przerwa –
Okej. – przerwa – Spokojnie, rozumiem. Tak, trzymaj się, Gem. – powiedział z
wyraźnym smutkiem w głosie. Czekałam na niego, aż do mnie przyjdzie i powie mi
to, co ja wiem już od kilku dni, a sekundy dłużą się niemożliwie.
W końcu wchodzi do
kuchni, a ja zbieram się na odwagę i patrzę na niego.
I momentalnie serce
mi się kraje.
Jest po prostu
smutny.
- Co się stało? –
udało mi się wykrztusić.
- Muszę jechać do Largeville.
Gemma dzwoniła, ojciec jest w szpitalu, zresztą od jakiegoś miesiąca. A dzisiaj
pogorszyło mu się. – powiedział, a mnie zmroziło.
Pogorszyło mu się.
Czemu tak długo
czekałaś, Gem?
- Przepraszam cię,
Julie, ale naprawdę muszę… - zaczął, ale przerwałam mu.
- Jadę z tobą. –
powiedziałam szybko. Popatrzył na mnie zaskoczony.
- Nie musisz tego
robić. – spojrzał na mnie skruszony.
- Ale chcę. –
odparłam pewnie, biorąc z blatu torebkę.
Jakoś muszę ci
powiedzieć, że o wszystkim wiedziałam.
***
Od pół godziny
jesteśmy w drodze. Jedziemy w ciszy. Harry`ego nadal coś dręczy, a nawet wiem
co.
Boję się.
Szczerze się boję,
jak zareaguje na to, że o wszystkim wiedziałam. Co gorsza, żałuję, że mu nic
nie powiedziałam. Gemma byłaby na mnie zła gdybym to zrobiła, ale pewnie
wszystkim wyszłoby na lepsze.
A tak, mogę tylko
modlić się, żeby z miejsca mnie tam nie zostawił razem z moimi wyrzutami
sumienia.
Zwłaszcza po serii
naszych kłótni.
Nie tylko moja
miłość jest chujowa. Ja sama wiele się od niej nie różnię.
- Julie… - zaczął
Harry, wyrywając mnie z zamyślenia. – Musisz wiedzieć, że naprawdę jest mi
przykro i nie chciałem nic takiego powiedzieć. To nieprawda, zależy mi na tobie
i… - zaczął się rozkręcać ale mu przerwałam. Za jakąś godzinę może żałować, że
mnie przepraszał.
- W porządku,
Harry, porozmawiamy o tym później. – powiedziałam tylko.
- Ale Julie, chcę…
- zaczął ponownie, a ja ponownie mu przerwałam.
- Jest okej. –
zapewniłam go. – Są teraz ważniejsze rzeczy.
- Dla mnie to ty
jesteś ważniejsza. – powiedział, a moje serce zabiło szybciej. Ale nie w dobry
sposób. Zabiło ze strachu.
Bo Harry może
jeszcze żałować swoich słów.
- Po prostu jedźmy.
– mruknęłam.
*oczami Harry`ego*
Przez całą drogę,
czułem się paskudnie. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Do tej pory nie
mogę uwierzyć, ze powiedziałem do niej coś takiego.
Mało tego, po czymś
tak cholernie dupkowatym, ona zaoferowała się, żeby ze mną jechać do ojca i
Gemmy. Tak po prostu.
Powinna mnie
uderzyć w twarz i kazać spierdalać po czymś takim, a ona zdecydowała się przy
mnie być.
A myśl, o Gemmie i
tacie, nie pomaga. Gdy usłyszałem
roztrzęsiony głos Gem, zamarłem, a przez głowę przebiegło milion złych myśli.
Zabolało mnie, że
nic mi nie powiedziała, że czekała do momentu, gdy stan ojca się pogorszył.
Już od naszego
dzieciństwa tata miał problemy zdrowotne, ale nie sądziłem że kiedykolwiek może
się to zrobić bardziej poważne niż już jest.
Owszem, nie
jesteśmy idealną rodziną. Mam wiele żalu do ojca, zreszta podobnie jak on do
mnie.
Ale to mój ojciec i
nic nie poradzę na to, że się martwię. I… nie chcę, żeby coś mu się stało.
Po prostu nie chcę.
Boże, czuję się tak
beznadziejnie. Wszystko jebie mi się w tym samym momencie, nawet nie wiem od
czego zacząć, co najpierw próbować ratować.
Nie nadążam nad tym
co się dzieje, nad czym muszę zapanować.
Cody, Daniel,
Julie, ojciec, praca….
Gubię się w tym
wszystkim.
I nie mam do tego
siły.
Priorytetem jest
dla mnie Julie i Gemma.
Muszę jak
najszybciej dotrzeć do Gem i być przy niej. Była z tym wszystkim sama, przez tyle czasu.
Z Julie próbowałem
rozmawiać po drodze. Zastanawiałem się co i jak powiedzieć dobre pół godziny,
zanim się odważyłem zacząć.
Ale zbyła mnie
tylko, że porozmawiamy o tym później. Nie chcę później.
Chcę, żeby
wiedziała że jest dla mnie najważniejsza już teraz. Żeby wiedziała, że tak nie
myślę, że jej miłość jest dla mnie wszystkim.
Swoją drogą
powiedziała mi ,,Kocham cię” tak wprost i pierwsza dopiero teraz, pierwszy raz.
A ja, zamiast zareagować jak mężczyzna, które na te słowa załuguje, zachowałem
się jak dupek i powiedziałem, że jej miłość jest chujowa.
Boże, jestem takim
skończonym idiotą. Najchętniej sam sobie bym za to przypierdolił.
Jak można być takim
dupkiem?! Co mi w ogóle strzeliło do głowy?
Naprawdę muszę się
zamykać za każdym razem gdy się wściekam, bo nie panuję nad tym co mówię.
Cholera, jestem
taki beznadziejny…
***
Wchodząc w
pośpiechu do szpitala, gdzie leży mój ojciec, sprawdziłem telefon, czy Gemma
się nie odzywała.
Zamiast tego
znalazłem tylko dwie inne wiadomości, które sprawiły, że po raz kolejny tego
dnia, odechciało mi się wszystkiego.
Od: Tommo
Nie, stary. Zostaw
tą dziewczynę w spokoju, ona nie jest winna temu, że jej facet to gnój.
Od: *****
Potrzebuję czegoś
na środę. Spotkamy się pod Quore koło 20.00. Cody xx
***
Z bijącym sercem kroczyłem
pośpiesznie korytarzami szpitala. Wszechogarniająca biel i pastelowe kolory w
połączeniu ze specyficznym szpitalnym zapachem mnie przytłaczał. Ująłem
niepewnie dłoń Julie, bojąc się, że mnie odrzuci. Wcale bym się zdziwił.
Ale ona tylko lekko
ścisnęła moją dłoń, jakby chcąc dodać mi otuchy, co się jej udało. Rozglądałem
się wokół z nadzieją ujrzenia mojej
siostry.
Gdy w końcu
ujrzałem ją na końcu korytarza w towarzystwie jej narzeczonego, od razu
podszedłem do niej i porwałem w ramiona, a ona niemalże od razu zalała się
łzami.
- Przepraszam,
Harry, powinnam była zadzwonić wcześniej. – zaszlochała.
Pogładziłem ją po
plecach, chcąc ją trochę uspokoić.
- Już dobrze, Gem.
Nie płacz. – kołysałem nią lekko. – Powiedz, co z ojcem.
- Od dwóch dni
wyniki są gorsze, a dzisiaj miał problemy z oddychaniem i bolało go serce. –
westchnęła ciężko i widząc nad moim ramieniem Julie, wpadła jej w ramiona.
Ja przywitałem się
z jej chłopakiem, nadal skołowany taką ilością informacji.
- Można do niego
wejść? – spytałem, na co skinęła głową.
Julie popatrzyła na
mnie niepewnie.
- Mama jest w
środku. – powiedziała Gem. Uh.
Wyciągnąłem do
Julie dłoń, którą po chwili, zaskoczona, ujęła. Za cholerę bym tam nie wszedł
bez niej.
Wziąłem głęboki
wdech i zanim zdążyłem się zawahać, wszedłem do sali, gdzie leży mój ojciec.
W tym samym
momencie, mama siedząca przy jego łóżku, spojrzała na mnie, wyraźnie
zszokowana.
- Harry… -
wykrztusiła.
- Dzień dobry,
mamo. – przywitałem się.
- Dzień dobry. –
powiedziała cicho Julie. Na jej widok mama była chyba jeszcze bardziej zaskoczona
niż na mój. Ciekawe.
- Dzień dobry. –
bąknęła zmieszana.
Tata śpi,
skorzystałem więc z okazji przyjrzenia mu się. Dawno go nie widziałem. Gdy już
jakimś cudem się spotkaliśmy, unikałem kontaktu wzrokowego. Dość się
napatrzyłem na wyraz pogardy i zawodu na jego twarzy, gdy w grę wchodzi moja
osoba.
- Jak się czuje? –
zapytałem cicho mamy.
- W miarę
stabilnie. Usnął jakąś godzinę temu. Ale wcześniej nie było zbyt dobrze. –
powiedziała, a głos jej się zatrząsł.
Spojrzałem na nią.
Widać po niej, że nie spała kilka nocy i płakała nieraz. Wygląda na zmęczoną i
zestresowaną.
Cóż, aż takiego
przejęcia chyba bym się nie spodziewał. Okrutnie to brzmi, ale biorąc pod uwagę
relację rodziców, jaką obserwowałem przez kilkanaście lat mojego życia, nie
uważałem, że się kochają. Od zawsze się spierali, nawet o głupoty, nie odzywali
się do siebie całymi dniami, przed rodziną zgrywali dobre małżeństwo, podczas
gdy smutna prawda była inna. Obrączki wręcz kłuły ich w palce, prawie w ogóle ich u nich nie
widziałem. Ich stosunki zawsze były oziębłe, surowe. Do tej pory nie rozumiem,
czemu są razem skoro są nieszczęśliwi.
A jednak teraz,
mama wygląda jak żona, która kocha męża nad życie i martwi się o jego zdrowie,
wręcz zaniedbując przy tym swoje.
- Od kiedy jest w
szpitalu? – zapytałem, mimo że znałem odpowiedź.
- Od jakiegoś
miesiąca. – westchnęła ciężko.
- I dlaczego nikt
nie raczył mi czegokolwiek powiedzieć? – zapytałem z wyrzutem.
Owszem, Gemmie też
mam za złe, że nie powiedziała mi od razu. Przecież moja relacja z nią jest
dobra, jak dawniej, w przeciwieństwie do rodziców.
A dziadkowie?
Dlaczego oni też postanowili to przemilczeć?
Ale z Gemmą
porozmawiam później, jak na razie widziałem, że jest roztrzęsiona, nie chcę
jeszcze teraz dokładać jej moich pretensji.
A raczej żalu. Mam
przecież chyba prawo wiedzieć, że mój ojciec jest ciężko chory?
- I denerwować
ojca, kiedy jest w takim stanie? – zapytała niemal z wyrzutem.
Nie wierzę.
- Denerwować? Czym?
Że ma syna, którego wyrzucił za drzwi i znienawidził w jeden dzień, a mimo to,
tego syna interesuje jego los? – syknąłem i poczułem lekki uścisk dłoni Julie.
- Nie będziemy
teraz o tym rozmawiać, Harry. – powiedziała słabym głosem, ale stanowczo.
- Oczywiście, wy
nigdy nie rozmawiacie. – burknąłem. – Chcę wiedzieć, kiedy się obudzi. –
powiedziałem tylko i wyszliśmy z sali
ojca.
Od razu dopadła
mnie już o wiele spokojniejsza Gemma.
- Rozmawiałeś z
nimi? – zapytała zaaferowana.
- Tylko z mamą,
tata śpi. – odparłem.
- I… I co? –
spojrzała na mnie niepewnie.
- Nawet w obliczu
choroby taty, niewiele się zmieniło. – wzruszyłem ramionami.
Była wyraźnie
zawiedziona.
- Przykro mi,
Harry. – westchnęła.
- Nic się nie
stało, Gem, przyzwyczaiłem się. – zapewniłem ją z niemrawym uśmiechem.
- Dzwoniłam do
dziadków, ucieszyli się, że jesteś. Będą niedługo. – powiedziała.
- No właśnie Gem,
dlaczego nikt mi nic nie powiedział? – zapytałem nieco urażony.
Westchnęła ciężko.
- Przepraszam,
Harry. Dziadkowie nalegali od początku, żebym ci powiedziała, mama była
przeciwna, posprzeczała się przez to z dziadkami, ja bałam się, że w ogóle nie
będzie cię to obchodziło, a nie wiem czy bym sobie z tym poradziła… Ja wiem, Hazz, powinnam była
od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do
poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia… - mówiła
skruszonym tonem, patrząc na mnie przepraszająco tak, że cały żal sam ze nie
ulatywał.
Zaraz, Julie? A co
do tego wszystkiego ma Julie?
- Julie? –
zapytałem, marszcząc brwi. Spojrzałem na brunetkę. Stała po mojej prawej z
wyraźnie przerażoną miną. Gemma natomiast patrzyła to na mnie to na nią, aż w
końcu jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. I była wyraźnie spanikowana.
*oczami Julie*
- Ja wiem, Hazz, powinnam była od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia… - na dźwięk swojego imienia, padającego z ust Gemmy, zamarłam.
Przez cały ten czas kiedy tu jechaliśmy, męczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia, przerastające nawet ból, który sprawiły mi słowa Harry`ego sprzed kilku godzin.
A teraz, wygląda na to, że będę musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą.
- Julie? - głos Harry`ego wręcz mnie zabolał. Ale nie tak, jak jego zdezorientowane spojrzenie padające na mnie,
I przerażony wzrok Gemmy, która nawet nie miała pojęcia, że mnie, uh, wydała.
Cholera.
- Ja wiem, Hazz, powinnam była od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia… - na dźwięk swojego imienia, padającego z ust Gemmy, zamarłam.
Przez cały ten czas kiedy tu jechaliśmy, męczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia, przerastające nawet ból, który sprawiły mi słowa Harry`ego sprzed kilku godzin.
A teraz, wygląda na to, że będę musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą.
- Julie? - głos Harry`ego wręcz mnie zabolał. Ale nie tak, jak jego zdezorientowane spojrzenie padające na mnie,
I przerażony wzrok Gemmy, która nawet nie miała pojęcia, że mnie, uh, wydała.
Cholera.
________________________________________________________
Ayeee, dziewuszki ♥
Finally I did it!
Znowu czekałyście w cholerę długo, tradycyjnie wręcz przepraszam.
Tłumaczenia sobie daruję.
Ktoś czekał na poważne ,,Kocham Cię" ze strony Julce?
Ależ proszę bardzo :3
(nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła z przytupem XD)
Heri aka zwykły człowiek, którego też czasami pewne rzeczy przerastają, medżik.
Zderzenie dwóch perspektyw.
I szeregu różnych emocji.
Jak ja lubię pisać takie rzeczy łoło! :D
ciekawe ile z was ma mi ochotę skopać tyłek za takie przewroty? :>
A co do pana Cody`ego, to wymyśliłam takie rozwinięcie wątku z nim, że z 5 razy zmienicie zdanie co do niego, I swear XD
Czyli jak to zwykle ze mną :3
Nie wiem kiedy następny, nie jestem w stanie określić tego
co i kiedy będzie się działo.
Szkoła to jedno, a życie poza szkołą, gdzie ostatnio
też niewesoło, to drugie.
Soł stay with me babes, niedługo ( I hope so)
się odezwę z kolejnym! :*
( jakby coś, piszcie na tt: @sheeranable)
Wybaczcie błędy, nie mam siły już sprawdzać
a chcę dodać jak najszybciej xx
MIŁEGO TYGODNIA PYSZCZKI ♥
L.