poniedziałek, 5 października 2015

47. Words I threw that I can’t take back



Dedykacja dla Pralinki - dziękuję skarbie za miłe słowa i motywację ♥



,,Kochamy ranić i rzucać słowa na wiatr 
i od nowa się użalać nad sobą, który to raz?"

*oczami Harry`ego*

- Jeju, zobacz jakie słodkie! – pisnęła Julie, podnosząc z uwielbieniem kolejne różowe śpioszki.
Westchnąłem.
- Nie chcę niszczyć ci niewątpliwej zabawy, ale przypominam, że nawet nie wiem czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. – powiedziałem z ironią, patrząc na nią z rozbawieniem.
       Od jakichś dwóch godzin chodzimy po pobliskiej galerii, teoretycznie szukając dla Julie sukienki. A tymczasem wylądowaliśmy kolejny raz na dziale dziecięcym, gdzie Julie popada w zachwyt nad tymi wszystkimi sukieneczkami, bucikami, falbankami, misiami, kokardkami i innymi głupotami.
- Przecież ja tylko oglądam. – powtórzyła obronnym tonem. Już jakiś siódmy raz dzisiaj.
- Myślałem, że nie przepadasz za dziećmi. – zauważyłem, patrząc już nieco znudzony na kolejne wieszaki obładowane ciuszkami dziecięcymi, które niemal ze czcią oglądała brunetka.
- Ale to nie będzie zwykłe dziecko, Harry. To będzie najcudowniejsza istota na tym świecie. – powiedziała z przekonaniem i szerokim uśmiechem. – A poza tym, te rzeczy są tak okropnie urocze, nie da się nad nimi nie zachwycać! – zawołała. – I to wcale nie oznacza, że żeby uwielbiać takie ubranka, trzeba uwielbiać małe dzieci.
Wywróciłem oczami.
- Jak na razie marnujemy na to czas, nawet jeszcze nie wiemy czy to dziewczynka, czy chłopiec. – powtórzyłem.
- Przecież ja tylko  sobie patrzę. – odparła zniecierpliwionym tonem.
Westchnąłem po raz kolejny tego dnia i podszedłem do niej, postanawiając wziąć sprawy we własne ręce. Położyłem dłonie na jej biodrach, przysuwając ją tym samym, bliżej siebie, tak żeby przylgnęła do mojego ciała.
- Zamiast tego wolałbym oglądać ciebie w przymierzalni, szukając sukienki, którą będę mógł z ciebie zdjąć. – mruknąłem, nachylając się nad jej ramieniem.
Nie musiałem na nią patrzeć, żeby wiedzieć jak na mnie reaguje. Na jej ustach gości uśmiech,który pragnie powstrzymać, przygryzając wargę, mruży oczy, czując mój oddech na swojej skórze. Przechodzą ją miłe dreszcze, gdy czuje mój dotyk i słyszy mój głos. Wywraca oczami, słysząc co jej mówię. Próbuje się nieznacznie odsunąć, nie chcąc zwracać na nas uwagi na środku sklepu, na co oczywiście jej nie pozwalam  i przytrzymuję lekko jej biodra.
- Harry… - mówi ostrzegawczym tonem, ale aż za dobrze wiem, że nadal na jej ustach gości uśmiech.
- Nie puszczę cię, dopóki stąd nie wyjdziemy. – powiedziałem, uśmiechając się sam do siebie.
- Harry, nie żartuję… - powiedziała, łapiąc za moje dłonie.
- Ja też nie. – odparłem szybko, nie odsuwając się nawet na milimetr.
- Uhh, nienawidzę cię. – warknęła, kręcąc głową i ruszyła przed siebie. Mimo to, wiedziałem, że nadal się uśmiecha.
- Też cię kocham. – zaśmiałem się, owijając ramię wokół jej talii i cmokając jej policzek.
Prychnęła tylko pogardliwie i wyszliśmy ze sklepu.
- Ale najpierw stawiasz mi kawę. – dodała od razu.
Wywróciłem oczami.
- Dooobra. – mruknąłem i skierowaliśmy się w stronę kawiarni.
- Też cię kocham. – zaśmiała się, całując mnie  w policzek.
Mała przekora.
- Wiem. – mruknąłem, kręcąc z uśmiechem głową.
Nagle jej telefon się rozdzwonił. Zatrzymaliśmy się na chwilę już na kilka kroków od kawiarni, do której szliśmy.
- Halo? – powiedziała, w końcu go znajdując w czeluściach swojej torebki.
- Zaraz, zaraz, wolniej! – powiedziała szybko z wyrazem zagubienia na twarzy.
Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią uważnie.
Brunetka otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale najwyraźniej osoba po drugiej stronie słuchawki nie miała zamiaru jej na to pozwolić.
- Ale jak to? – udało jej się zapytać. Chwila skupienia.
Spojrzała w końcu na mnie i odsunęła nieco od ucha telefon, zasłaniając go dłonią.
- To może być dłuższa rozmowa. Zajmij już stolik i zamów, ja zaraz przyjdę, dobrze? – spojrzała na mnie błagalnie.
- Okej. – westchnąłem. Posłała mi tylko lekki uśmiech i buziakia i zrobiła kilka kroków w tył przysuwając telefon do ucha.
- Tak, tak, słucham cię! – powiedziała szybko i odeszła w stronę ławek.
Ja sam ruszyłem do kawiarni. Sądząc po niemalże monologu jakiego byłem świadkiem ze strony osoby dzwoniącej, wnioskuję że to była Vicky. A w takim wypadku, Julie nie przyjdzie ,,zaraz”.
          Spojrzałem przez szklaną szybę ulubionej kawiarni Julie i momentalnie się zatrzymałem.
W jednym z najdalszych zakątków kawiarni, przy stoliku zauważyłem znajomą postać.
Mianowicie samego Cody`ego. Jaka cholernie miła niespodzianka.
Wszedłbym i zamówiłbym szybko kawę Julie na wynos i wyszedłbym stamtąd by uniknąć konfrontacji, gdyby nie to, że Cody nie siedział tam sam.
Naprzeciwko niego siedział jakiś mężczyzna, dosyć postawny i poważnie wyglądający. Powiedział Cody`emu coś, co wyraźnie mu się nie spodobało, bo ten zacisnął szczęki i pięści z irytacji.
Powiedział coś wyraźnie zły. Usiłowałem wyglądać jak najmniej dziwne stojąc przed szklaną szybą kawiarni i gapiąc się w nią, jednocześnie pozstając niezauważonym przez Cody`ego,  ale nie było to łatwe.
Cody wyjął jakieś zawiniątko z kieszeni i podał to mężczyźnie. Zbyt długo byłem zamieszany w różne sprawy by nie zorientować się, że były to pieniądze.
Czyżbym otrzymał odpowiedź na drażniące mnie pytanie, czy ten dupek ma coś na sumieniu?
Wyjąłem szybko telefon z kieszeni spodni i wybrałem numer do Louisa.
- Halo? – odezwał się niemal od razu.
- Jestem w galerii i właśnie widzę, jak Cody daje jakąś kopertę, pewnie z kasą jakiemuś facetowi. – powiedziałem od razu, rozglądając się, czy nikt mnie nie słyszy.
- Jakieś szczegóły faceta? Jakaś teczka z dokumentami? Znaki jakiejś firmy?
- Jakiś starszy gość, poważnie wyglądający, ciemno ubrany, nie widze żadnych teczek.
- Okej, przynajmniej wiem, czego szukam. Jak będę coś wiedział, dam znać. – powiedział.
- Dzięki, Tommo. – rozłączyłem się.
               Mężczyzna w tym czasie zajrzał do koperty i skinął głową. Wyglądało na to, ze szykuje się do wyjścia więc więcej się raczej nie dowiem. Wślizgnąłem się szybko do wnętrza kawiarni, gdzie unosił się kojący zapach kawy i ciast. Mam chwilę czasu na kupienie kawy dla Julie  wyjście stąd niezauważonym przez Cody`ego.
- Duża frappe na wynos. – zamówiłem ulubioną kawę Julie i zapłaciłem.
Stanąłem obok czekając na zamówienie. Nie zamierzałem szukać żadnego stolika, skoro ten dupek tu jest.
Odetchnąłem ze zniecierpliwieniem. Mam nadzieję, że dostanę tą cholerną kawę w miarę szybko.
- Kogo ja widzę! – usłyszałem jednen z najbardziej irytujących głosów na świecie na moimi plecami.
Kurwa jebana mać.
Przekląłem w duchu jakieś milion razy, zanim odwróciłem się w jego stronę, siląc się na obojętny wyraz twarzy.
- Jaka urocza niespodzianka. – niemalże warknąłem.
- Prawda?- uśmiechnął się złośliwie. – Może korzystając z okazji, uraczysz mnie swoim towarzystwem? – zaproponował z wyższością, pokazując w stronę swojego stolika.
- Nie mam czasu na to twoje gówno. – warknąłem i odwróciłem się z irytacją w stronę blatu modląc się o pojawienie się kelnerki z kawą dla mnie.
- A szkoda – powiedział, stając obok mnie – bo mamy sprawę do obgadania.
- Spierdalaj. – rzuciłem zirytowany.
- Styles, nie żartuję, kurwa. Chyba że chcesz pogadać w towarzystwie Julie, bo nie sądzę żebyś dla siebie zamawiał frappe. – powiedział pewnie i odszedł, siadając przy swoim stoliku i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Przepraszam, ile jeszcze będę czekać? – zaczepiłem kelnerkę.
- Kilka minut, proszę pana. – odparła niemalże przepraszająco.
Kurwa.
Szybkim krokiem podszedłem do Cody`ego i usiadłem naprzeciwko niego, wywołując u niego triumfalny uśmiech.
- Masz czas dopóki nie dostanę zamówienia. – rzuciłem tylko.
- Lubisz dyktować warunki. – zasmiał się pogardliwie. – A to pech.
Wywróciłem oczami.
- Konkrety. – mruknąłem.
- Słyszałem, że niedługo czeka nas miłu, rodzinny weekend. – uśmiechnął się w ten swój irytujący sposób.
- Do rzeczy.
- Zdążyłem się już stęsknić za rozmowami z Julie. – powiedział zadowolony. Zaraz mnie coś rozkurwi.
- Możesz przestać mi zawracać dupę tymi swoimi gierkami i powiedzieć czego ty do kurwy ode mnie chcesz? – warknąłem.
- Ale po co te nerwy? – spojrzał na mnie karcąco. – Proponuję sprawiedliwy układ.
- Jaki?
Wyczuwam podstęp.
- Ja zapominam o tym czym się zajmujesz po pracy i jesteśmy szczęśliwą rodzinką, a ty wyświadczasz mi dwie małe przysługi. – powiedział pewnie.
Ja pierdole.
- Niby jakie? – zapytałem czując się cholernie przegrany.
- Niewielkie. Jakaś mała część tego, co podpierdalasz Danielowi co tydzień to jedna, a drugą przedstawię jak będę miał pewność, że mogę ci ufać. – powiedział.
Zaśmiałem się.
- To trochę abstrakcyjne mówić w takiej sytuacji o zaufaniu, nie sądzisz? – prychnąłem.
- Wchodzisz w to? – zignorował moją uwagę.
- Zacznijmy od tego, że nic nie ,,podpierdalam” Danielowi. – odparłem.
- Zabawne. – skwitował z kwaśnym uśmiechem.
- Już nic nie podpierdalam. – poprawiłem, wywracając oczami.
- Czyżbyś się wystraszył? – zapytał pogardliwie. – Chyba trochę za późno na skruchę.
- Odpierdol się. Nic nie zabieram. – warknąłem.
- W takim razie zaczniesz. – wzruszył ramionami.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Ty naprawdę myślisz, że to jest jakaś pierdolona zabawa? – warknąłem z wściekłością.
- Nie, Harry. – odpowiedział spokojnie, patrząc mi w oczy. – Dlatego nie bez powodu zwracam się do specjalisty.
- Jak zachciało ci się ćpać, to po prostu popytaj na uczelni, moment i masz jakiekolwiek gówno chcesz. – syknąłem.
- Ale po co, skoro mam darmową i bezpieczniejszą opcję? - uśmiechnął się arogancko.
- To bez sensu. – warknąłem zirytowany.
- Mylisz się. – odparł. – To jak?
- Nie będę okradał Daniela dla twojej głupiej zachcianki. – powiedziałem twardo.
- Więc przyjmij, ze to dla twojej zachcianki, tak jak do tej pory. – wzruszył ramionami.
- Nie. – pokręciłem głową. – Nie.
- Julie! – zawołał nagle wesoło i wstał z szerokim uśmiechem. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Cody! – usłyszałem za plecami tak dobrze znany mi, wesoły głos. Cholera jasna.
 Obserwowałem jak ten chuj przytulał moją kobietę i jak do niej ćwierkał, komplementując ją i żartując.
Usiadła obok mnie cała w skowronkach.
- Właśnie rozmawialiśmy o weekendzie. – powiedział wesoło Cody, patrząc na mnie.
Jest cholernie dobrym aktorem. Potrafi być przemiły i uroczy dla Julie, a jednocześnie posyłać mi pogardliwe uśmieszki i spojrzenia.
- No właśnie! – zawołała z entuzjazmem Julie. – Będziesz mógł przyjechać? – zapytała z wyraźną nadzieją.
- No pewnie. – odparł ochoczo.
Wywróciłem oczami, co niestety nie umknęło uwadze Julie, która posłała mi dziwne spojrzenie.
- To świetnie! – ucieszyła się szczerze. Boże, jak niesamowicie irytuje mnie cała ta sytuacja…
- Będziemy mieli czas żeby lepiej się poznać, porozmawiać, podzielić się różnymi informacjami… Prawda, Harry? – spojrzał na mnie z uśmiechem.
Julie spojrzała na mnie  nieco zaskoczona.
Co to kurwa ma być?
- Tsaaa… - mruknąłem od niechcenia, za co Julie posłała mi karcące spojrzenie.
-  Zabrzmiało trochę niepokojąco. – zaśmiała się niemrawo Julie, wyraźnie nie wiedząc o co chodzi.
    Nie masz pojęcia, skarbie.
- Harry lubi zaskakiwać. – powiedział Cody. Julie patrzyła to na mnie to na niego ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
     Niepokój wzrósł o jakieś milion razy. Kurwa, ten mały frajer nawet nie zdaje sobie sprawy co dla mnie oznaczają jego głupie gierki i szantaże. Dla niego to jest jak splunąć, by o wszystkim powiedzieć Julie i Charlesowi. A dla mnie to oznacza wielkie kłopoty.
Pieprzyć to wszystko.
Zaśmiałem się nieco sztucznie.
- Myślę, że jednak zgodzę się – posłałem mu przy tym porozumiewawcze spojrzenie- na twój pomysł.
Teraz Julie nawet już nie udawała rozbawienia. Była totalnie zbita z tropu. I wcale się nie dziwię.
- Tak myślałem. – zaśmiał się serdecznie chłopak, wywołując tym u mnie furię.  Spojrzał na Julie. – Męskie sprawy. – puścił jej oczko i roześmiał się po raz kolejny.
-Oh, okej. – powiedziała, uśmiechając się niemrawo brunetka. Zaraz mnie coś rozkurwi.
Ale starałem się zachowywać możliwie naturalnie.
- Cóż… Wybacz Cody, że w ogóle pytam, ale masz zamiar wziąć Rylie ze sobą? – zapytała, wyraźnie chcąc zmienić dziwny temat.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co konkretnie powiedziała. Rylie?
Cody wyraźnie został tym pytaniem nieco zbity z tropu, a to zabawne widzieć go czegoś niepewnego.
Czyżby mojej dziewczynie udało się coś, co ja próbuję osiągnąć od dłuższego czasu? – Hm… Myślę, że to dla niej za wcześnie. Nie chcę jej osaczać. To nie jest jeszcze coś na tyle poważnego jak u was. – spojrzał na mnie.
- Oh. – mruknęła nieco zawiedziona Julie. – Okej, rozumiem.
Wychodzi na to, że Cody ma kogoś. W mojej głowie pojawił się pomysł. Bardzo zły pomysł. Ale on też nie gra fair…
- Ale na pewno ją poznasz. – zapewnił Julie Cody, odzyskując rezon.
- To świetnie. – ucieszyła się dziewczyna.
- A jak na uczelni? – pytała dalej Julie, wyraźnie zainteresowana życiem chłopaka.
Nawet nie zauważyła kiedy kelnerka przyniosła jej ulubioną kawę.
- Nie najgorzej, chociaż  zapamiętywanie tych wszystkich przepisów i praw nie jest moją najmocniejszą stroną. – zaśmiał się.
- Czemu mnie to nie dziwi. – prychnąłem, przez co otrzymałem karcące spojrzenie od Julie i pełne pogardy od Cody`ego.
- Mówiłeś coś ostatnio o ważnym meczu. – napomknęła Julie, ignorując moją niezbyt miłą uwagę.
- Był wczoraj. – odparł. – Wygraliśmy. – oświadczył wyraźną dumą.
Wywróciłem oczami.
- Wow, gratuluję! – zawołała Julie. Może od razu niech wskoczy w strój czirliderki? …
- Dzięki. – uśmiechnął się od ucha do ucha. – Atak to zdecydowanie coś dla mnie. – powiedział patrząc przy tym znacząco na mnie.
       Nieeee, wcale nie wyczuwam aluzji.
- Problemy z agresją? – zapytałem jak gdyby nigdy nic.
Ups, moja natura wymyka mi się spod kontroli.
Julie spojrzała na mnie teraz z wyraźną złością. Kurwa, oberwie mi się za to.
Ale ten dupek doprawdza mnie do istnego szału.
Cody natomiast spojrzał na Julie, pozorując uśmiech, z premedytacją, żeby wiedziała że mu się to nie podoba, ale stara się nie robić z tego problemu i próbuje być miły.
Chuj.
- Harry miewa dziwne poczucie humoru. – uśmiechnęła się sztucznie Julie.
Że co proszę? 
- Raczej ich nie miewam. – zignorował jej starania, ale nadal miłym tonem.
- Rozumiem, wyładowujesz się taranując innych na boisku. – ciągnąłem dalej mimo, że wiedziałem że stąpam po cienkim gruncie.
Z jednej strony w każdej chwili Cody może stracić cierpliwość i po prostu mnie udupić, a z drugiej Julie na pewno będzie wściekła za to, że tak nagle jestem chamski wobec jej nowego członka rodziny.
Powinienem siedzieć cicho dla własnego świętego spokoju, kurwa.
Poczułem, jak Julie kopie mnie lekko pod stołem.
- Nie wszyscy muszą się wyładowywać i mieć problemy z agresją, Harry. Niektórzy po prostu mogą mieć swoje pasje. – powiedział nadal tym swoim fałszywie uprzejmym i spokojnym tonem, ale wydźwięk irytacji i niebezpośredni atak na mnie pozostał niezmienny.
Obraca sytuację przeciwko mnie jakobym to ja miał problemy z agresją.
Nawet nie patrzę na Julie, wiedząc że ma wściekłość i panikę wypisaną na twarzy, nie wspominając już o jej nienawistnych spojrzeniach kierowanych do mnie.
- Sugerujesz coś? – zapytałem ostro. Tym ostatecznie wyprowadziłem Julie z równowagi.
- Harry! – syknęła.
- Widzę, że ktoś nie ma dzisiaj humoru. – zaśmiał się Cody, podnosząc mi ciśnienie po raz kolejny tego dnia.
- Na to wygląda, wybacz Cody. – powiedziała zirytowana Julie.
- Nie ma problemu, rozumiem, każdy ma swoje problemy, które go dręczą. – powiedział, patrząc na mnie.
Boże, daj mi cierpliwość…
- Myślę, że już pójdziemy. – westchnęła brunetka.
- Zdzwonimy się jakoś? Poznałabyś Rylie. – spojrzał na nią, przykuwając ponownie moją uwagę.
Muszę zapamiętac to imię i od razu powiedzieć Lou, żeby to sprawdził. Skoro on nie ma oporów by grać fair, ja też nie będę miał.
- Pewnie. – uśmiechnęła się Julce. – Dzwoń, jak będziecie mieć chwilę.
- Zadzwonię. – zapewnił Cody, wstając by pożegnać się z Julie.
- Do zobaczenia. – powiedziała tuląc go.
- Do zobaczenia, Julcey. – Nawet używa ksywki Charlesa… Żałosne.
Przytulili się, Julie wzięła swoją kawę i nie czekając na mnie, ruszyła przed siebie do wyjścia.
Cody spojrzał na mnie triumfalnie. Posłałem mu tylko wściekłe spojrzenie i ruszyłem za Julie.
 W międzyczasie zdążyłem wysłać smsa.

Do: Tommo
Cody kręci z jakąś Riley. Sprawdź to.

Schowałem telefon do kieszeni i zrównałem się z dziewczyną.
- Julie… - zacząłem, ale przerwała mi.
- Co to w ogóle miało być Harry?! – była wściekła.
Westchnąłem.
- Po prostu…- zacząłem, ale znowu nie dała mi dojśc do słowa.
- Co to były za teksty do cholery?! Najpierw sobie z nim siedzisz i rozmawiasz… - tym razem ja jej przerwałem.
- Nie idziemy szukać sukienki? – zapytałem, zauważając że idzie w stronę wyjścia z galerii.
- Nie. – warknęła.
- Julie, możesz się zatrzymać? Próbuję z tobą porozmawiać a ty robisz niepotrzebną aferę. – powiedziałem zirytowany. Okej, kapuję że jest na mnie wściekła ale nienawidze tych jej scen złości i ignorowania mnie.
- Wychodze stąd, bo nie chcę robić ,,niepotrzebnej afery” na środku pieprzonej galerii! – syknęła w momencie gdy wyszliśmy na parking.
- Co za różnica gdzie, skoro i tak ją zrobisz. – prychnąłem.
Momentalnie się odwróciła w moją stronę.
- Co jest z tobą nie tak? – zawołała z niedowierzaniem. – Przed chwilą byłeś chamski wobec Cody`ego mimo, ze wiesz jakie to jest dla mnie ważne i jeszcze masz mi za złe, ze mam o to żal?!
Kurwa mać, mówiłem że lepiej jak siedzę cicho?!
- Po prostu drażni mnie twoja reakcja i wielka obraza, kiedy ty też dobrze wiesz co myślę o tym chłopaku. – starałem się zmienić ton na spokojniejszy.
- Dopiero słyszałam, że wydaje się być okej i się z nim dogadałeś, wiec skąd taka nagła zmiana? - zapytała zirytowana, wsiadając do auta i trzaskając drzwiami tak, że aż mnie to zabolało. Westchnąłem i wsiadłem za kierownicę.
- Stąd, że kiedy ostatnim razem, powiedziałem że wydaje się być spoko, wpakowałaś mnie w cały weekend w jego towarzystwie, więc wybacz, ale jestem ostrożniejszy z deklaracjami odnośnie jego osoby. – powiedziałem sarkastycznie, za co spoliczkowałem się w myślach, bo prowokuję ją do dalszej kłótni i jeszcze bardziej wkurzam.
Ale nic na to nie poradzę, nie umiem się zamknąć gdy ona doprowadza mnie irytacji.
Jak długo mogę być cierpliwym i wszystko znosić? Groźby jej cudownego braciszka i jeszcze jej fochy?
No kurwa mać, jestem tylko człowiekiem i to dość nerwowym.
- Bo to takie trudne, być zwyczajnie uprzejmym dla kogoś, kogo znasz od niedawna, prawda? – zapytała z przekąsem.
- Dla mnie tak. – syknąłem.
- Cały czas zmieniasz zdanie Harry i oczekujesz ode mnie, ze ja to przewidzę, zrozumiem i na wszystko się zgodzę, to jest chore! – zawołała.
- Nie, po prostu nie muszę zawsze być idealny i dla wszystkich uprzejmy. A przede wszystkim nie zawsze muszę robić, to czego ktoś ode mnie chce! – zawołałem sfrustrowany.
Nic na to nie poradzę, daję upust wszystkim emocjom, jakie we mnie siedzą przez tą całą sytuację i chcąc nie chcąc wszystko skupia się i odbija na najmniej winnej całego zamieszania Julie.
A słowa, które przed chwilą padły z moich ust są bardziej o tym całym szantażu Cody`ego, a nie o niej, co pewnie sama odbierze jako atak na siebie.
- Poprosiłam, żebyś mnie wspierał i zrobił coś dla mnie, z czym jeszcze przed godziną nie miałeś problemu, ale jak widać proszę o zbyt wiele? – już nie krzyczała, ale wyraźnie jest urażona i cóż, czuję się teraz jak gówno, bo wyżyłem się na niej po raz kolejny a przy okazji zawiodłem i zraniłem jej uczucia.
Brawo, dupku.
Westchnąłem ciężko.
- Nie Julie, uwierz, że liczysz się dla mnie najbardziej i zrobiłbym dla ciebie wszystko – zapewniłem ją, co było prawdą i zabolał mnie wyraz powątpiewania na jej twarzy – Ale jestem jaki jestem, czasami mówię coś głupiego i nie umiem zahamować swoich emocji, okej? A Cody`ego naprawdę nie lubię i nie polubiłem go od początku, ale postanowiłem to przemilczeć, bo go za dobrze nie znam, a przede wszystkim dlatego, żeby nie zrobić ci przykrości.
Była wyraźnie zaskoczona tym, co jej powiedziałem.
- To jest właśnie to, co robisz Harry. – powiedziała wyraźnie zła.
Spojrzałem na nią marszcząc brwi. Nie rozumiem o co jej teraz chodzi.
- Zawsze wolisz wcisnąć mi jakieś gówno i mnie okłamać, a potem mieć do Mnie pretensje, ze cię do czegoś zmuszam, albo robię coś, co ci nie odpowiada! – zawołała zdenerwowana. – Tak się nie da, Harry! 
Tym razem to ja się zdenerwowałem.
- To źle, że robię dla ciebie wszystko, tylko po to, żebyś była szczęśliwa?! – warknąłem.
- Tak, to źle, bo masz do mnie wieczne pretensje podczas gdy ja jestem święcie przekonana, że nie masz nic przeciwko! – powiedziała z żalem.
- Oh wybacz, że kurwa staram się ciebie uszczęśliwić! – syknąłem  z irytacją i odpaliłem auto.
- To nie jest uszczęśliwianie, kiedy robisz to na siłę i sam siebie zmuszasz do czegoś, na co nie masz ochoty!
- Wiecznie robię wszystko źle. – wycedziłem przez zęby.
Gotowało się we mnie. Jeszcze przed chwilą miałem wyrzuty sumienia, że chcąc sprawić, że Julie będzie zadowolona, krzywdzę ją.
Ale teraz, jestem po prostu wściekły.  Już nie na Cody`ego.
Ale na tą istotę siedzącą obok mnie, która jest dla mnie wszystkim i która prawdopodobnie jest w tej chwili tak samo wściekła jak ja.
Nawet nie ma pojecia jak wiele dla niej robię, ryzykuję, wszystko dla niej.
A ona tego nie widzi, nie docenia, tylko zawsze wychodzi tak, że coś spieprzyłem, ona mnie krytykuje i muszę przepraszać.
Ileż można to znosić?!
-Tego nie powiedziałam. Ale okłamując mnie szkodzisz sam sobie! W taki sposób nigdy nie przestaniemy się kłócić! – zawołała.
Jasne.
Z mojej winy, oczywiście. I tylko dlatego, że chcę jej przychylić nieba i staram się być facetem, jakiego chciałaby mieć.
- Harry! – dotknęła mojego ramienia, nie słysząc z mojej strony żdnego odzewu.
Zamiast ukojenia, jej dotyk wywołał kolejną falę gniewu.
Zacisnąłem szczęki i dalej uparcie milczałem, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego znowu będę żałował.
- Harry, proszę cię… - powiedziała spokojniej.
Ja też prosiłem.
Jej głos w tym momencie cholernie działała mi na nerwy.
Jedyne na czym mogłem się skoncentrować to gniew i żal, że nie potrafi docenić, tego co dla niej robię, jak się poświęcam.
Westchnęła ciężko.
- Okej. – mruknęła. – Przepraszam, jeśli czujesz się niedoceniany, Harry. Ale większość rzeczy, które robisz, chcąc tylko mi się przypodobać, wypadają tak, że z mojej perspektywy wygląda to jakbyś chciał mi zrobić na złość.
O NICZYM INNYM KURWA NIE MARZĘ.
Szczęka już dawno zaczęła mnie boleć od zaciskania zębów ze złości.
- Wybacz, że nie umiem być idealnym facetem. – syknąłem.
Nawet nie wiem skąd naraz we mnie tyle złości. Wszystko mi się nazbierało i nie umiem już nad tym zapanować. Jestem najzwyczajniej w świecie wściekły.
- Ty nie musisz się starać, do cholery ty już jesteś dla mnie idealnym facetem, okej? Zależy mi na tobie, ale musisz zastanowić się nad niektórymi rzeczami, bo tylko wszystko komplikujesz. – mówiła spokojnie, wyraźnie chcąc do mnie trafić, ale nie umiałem się skupić na niczym innym niż na tym jak bardzo rozgoryczony jestem. Jak bardzo mam dość, wiecznych starań, Cody`ego, problemów, przeszłości i problemów, które co trochę z niej wynikały…
I nic na to nie poradzę, nie umiem się teraz skupić na jej słowach, po prostu nie mogę.
- Nie chcę się z tobą kłócić,ale nie mogę wszystkiego akceptować.- ciągnęła dalej, tylko mnie drażniąc. -  Kocham cię Harry, po prostu…
- Cóż, w takim razie twoja miłość jest chujowa. – wypaliłem.
Odpowiedziała mi cisza. 
A do mnie dotarł sens moich słów. I momentalnie złość zniknęła.
Spojrzałem na nią w popłochu.
Gdy tylko moje oczy spotkały jej, od razu odwróciła wzrok i popatrzyła w bok.
Kurwa jebana mać, co ja zrobiłem.
- Julie… - wychrypiałem. Widziałem jak mruga, zapewne powstrzymując łzy.
Ja to potrafię zjebać wszystko.
- Julie, nie miałem tego na myśli… - zacząłem, sam do końca nie wiedząc co powinienem powiedzieć.
Powiedziałem to totalnie nieświadomie, kurwa.
- Nieważne, Harry. – powiedziała tylko spokojnym tonem. Ale nie patrzyła na mnie.
Mogę się tylko domyślać jak bardzo ja zabolało to, co powiedziałem.



*oczami Julie*


- Ty nie musisz się starać, do cholery ty już jesteś dla mnie idealnym facetem, okej? Zależy mi na tobie, ale musisz zastanowić się nad niektórymi rzeczami, bo tylko wszystko komplikujesz. – mówiłam spokojnie. Złość i żal jakie przed chwilą mi towarzyszyły, wyparowały. Pomyślałam jak to wygląda ze strony Harry`ego.
Bo okej, z mojej wygląda tak, że cały czas nawet w najgłupszych sprawach mnie oszukuje, co mnie doprowadza do szału.
Ale może rzeczywiście on po prostu chce dobrze dla mnie?
I stara się dopasować? A ja go nie doceniam? Nie chcę, żeby się tak czuł.
I muszę mu uzmysłowić, że ja go doceniam, że mi na nim zależy.  
- Nie chcę się z tobą kłócić,ale nie mogę wszystkiego akceptować.- kontynuowałam, nadal odczuwając poczucie winy -  Kocham cię Harry, po prostu…
- Cóż, w takim razie twoja miłość jest chujowa. – przerwał mi.
A ja zamarłam.
Czy on powiedział… Czy mi się wydawało?
Poczułam dziwny ból w środku i napływające łzy.
Nie, Julie.
- Julie… - wychrypiał i spojrzał na mnie, na co szybko uciekłam wzrokiem, będąc zbyt zawstydzoną by spojrzeć mu w oczy.
Zaczęłam szybko mrugać, chcąc pozbyć się łez. Nie będę płakać.
- Julie, nie miałem tego na myśli… - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
Cóż, może i moja miłość jest chujowa.
- Nieważne, Harry. – mruknęłam tylko, starając się brzmieć naturalnie.
- Kurwa, ja naprawdę tak nie myślę, zdenerwowałem się, i …- był wyraźnie spanikowany.
Może naprawdę nie miał tego na myśli?
Więc po co by to mówił…
- Okej, Harry. – powiedziałam tylko. Okej, Julie.
Weź się kurwa w garść.
- Naprawdę przepraszam, Julce. – powiedział szczerze. A ja naprawdę bym chciała, żeby to była prawda.
Zaparkował pod moim domem. Nie czekając na niego, wysiadłam spokojnie z auta.
Cholera, zabolało.
Czy on naprawdę może tak uważać?
         Nie jestem idealna, na pewno nie. Ale zależy mi na nim. Cholernie.
I staram się, żeby wszystko było okej, staram się być jak najlepszą dziewczyną jaką mogę być.
Wszedł za mną do domu. Chciałam się koniecznie czymś zająć, po prostu mieć coś, dzięki czemu nie będę stała bezczynnie, czekając na jego przeprosiny, czy dalsze zarzuty. Chcę po prostu udawać, że nic takiego nie usłyszałam, albo że mnie to nie dotknęło.
Że przyjmuję krytykę, jeśli można to tak nazwać.
Mimo że tak nie jest.
Więc bezmyślnie udałam się do kuchni i nalałam sobie soku, mimo że na samą myśl robiło mi się niedobrze i wiedziałam, że nie jestem w stanie nic przełknąć.
- Julie, proszę cię, posłuchaj mnie. – powiedział i poczułam jego dłoń, dotykającą moją. Pociągnął mnie lekko, żebym odwróciła się w jego stronę, czego nie chciałam.
Nie jestem w stanie mu spojrzeć w oczy, czuję się… upokorzona?
I nic na to nie poradzę.
Więc stałam przed nim, z kartonem soku w lekko trzęsącej się dłoni, wbijając wzrok w ten przeklęty karton.
- Byłem wściekły, nawet nie pomyślałem, co gadam. Przysięgam, w pierwszej chwili nawet nie zrozumiałem co powiedziałem. Przepraszam, nie myślę tak, Julie, ja…- mówił dalej, a ja walczyłam z napływającymi ponownie łzami, gdy jego telefon się rozdzwonił.
Przeklnął cicho pod nosem, a ja odetchnęłam z ulgą. Zniecierpliwiony wyjął telefon, chcąc odrzucić połączenie, ale gdy zobaczył kto dzwoni zawahał się, westchnął i odebrał, odchodząc do salonu.
Odtechnęłam po raz kolejny i podeszłam do blatu, przymykając powieki, chcąc się wyciszyć i zebrać myśli. 
- Co się stało, Gemma? – usłyszałam i momentalnie otworzyłam szeroko oczy, a przeklęty sok, który trzymałam w dłoniach, upuściłam. Uderzył w blat nim zdążyłam go złapać. Szybko ustawiłam go na blacie i wytężyłam słuch z bijącym sercem.
Muszę przyznać, że Gemma wybrała najgorszy z możliwych momentów na powiedzenie Harry`emu, co się stało.
Ale nie mogę jej za to winić.
Skoncentrowałam się na głosie bruneta, którego niestety nie słyszę.
Cisza.
Gemma pewnie jeszcze opowiada. I płacze, tego jestem prawie pewna.
Serce mi zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Nawet myśl, o tym co powiedział mi Harry, jest jakaś mniej… bolesna. Mniej istotna.
W końcu usłyszałam westchnienie Harry`ego, przez co aż zaparło mi dech.
- Okej. – przerwa – Okej. – przerwa – Spokojnie, rozumiem. Tak, trzymaj się, Gem. – powiedział z wyraźnym smutkiem w głosie. Czekałam na niego, aż do mnie przyjdzie i powie mi to, co ja wiem już od kilku dni, a sekundy dłużą się niemożliwie.
W końcu wchodzi do kuchni, a ja zbieram się na odwagę i patrzę na niego.
I momentalnie serce mi się kraje.
Jest po prostu smutny.
- Co się stało? – udało mi się wykrztusić.
- Muszę jechać do Largeville. Gemma dzwoniła, ojciec jest w szpitalu, zresztą od jakiegoś miesiąca. A dzisiaj pogorszyło mu się. – powiedział, a mnie zmroziło.
Pogorszyło mu się.
Czemu tak długo czekałaś, Gem?
- Przepraszam cię, Julie, ale naprawdę muszę… - zaczął, ale przerwałam mu.
- Jadę z tobą. – powiedziałam szybko. Popatrzył na mnie zaskoczony.
- Nie musisz tego robić. – spojrzał na mnie skruszony.
- Ale chcę. – odparłam pewnie, biorąc z blatu torebkę.
Jakoś muszę ci powiedzieć, że o wszystkim wiedziałam.


***

           Od pół godziny jesteśmy w drodze. Jedziemy w ciszy. Harry`ego nadal coś dręczy, a nawet wiem co.
Boję się.
Szczerze się boję, jak zareaguje na to, że o wszystkim wiedziałam. Co gorsza, żałuję, że mu nic nie powiedziałam. Gemma byłaby na mnie zła gdybym to zrobiła, ale pewnie wszystkim wyszłoby na lepsze.
A tak, mogę tylko modlić się, żeby z miejsca mnie tam nie zostawił razem z moimi wyrzutami sumienia.
Zwłaszcza po serii naszych kłótni.
Nie tylko moja miłość jest chujowa. Ja sama wiele się od niej nie różnię.
- Julie… - zaczął Harry, wyrywając mnie z zamyślenia. – Musisz wiedzieć, że naprawdę jest mi przykro i nie chciałem nic takiego powiedzieć. To nieprawda, zależy mi na tobie i… - zaczął się rozkręcać ale mu przerwałam. Za jakąś godzinę może żałować, że mnie przepraszał.
- W porządku, Harry, porozmawiamy o tym później. – powiedziałam tylko.
- Ale Julie, chcę… - zaczął ponownie, a ja ponownie mu przerwałam.
- Jest okej. – zapewniłam go. – Są teraz ważniejsze rzeczy.
- Dla mnie to ty jesteś ważniejsza. – powiedział, a moje serce zabiło szybciej. Ale nie w dobry sposób. Zabiło ze strachu.
Bo Harry może jeszcze żałować swoich słów.
- Po prostu jedźmy. – mruknęłam.



*oczami Harry`ego*

Przez całą drogę, czułem się paskudnie. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Do tej pory nie mogę uwierzyć, ze powiedziałem do niej coś takiego.
Mało tego, po czymś tak cholernie dupkowatym, ona zaoferowała się, żeby ze mną jechać do ojca i Gemmy. Tak po prostu.
Powinna mnie uderzyć w twarz i kazać spierdalać po czymś takim, a ona zdecydowała się przy mnie być.
A myśl, o Gemmie i tacie, nie pomaga.  Gdy usłyszałem roztrzęsiony głos Gem, zamarłem, a przez głowę przebiegło milion złych myśli.
Zabolało mnie, że nic mi nie powiedziała, że czekała do momentu, gdy stan ojca się pogorszył.
Już od naszego dzieciństwa tata miał problemy zdrowotne, ale nie sądziłem że kiedykolwiek może się to zrobić bardziej poważne niż już jest.
           Owszem, nie jesteśmy idealną rodziną. Mam wiele żalu do ojca, zreszta podobnie jak on do mnie.
Ale to mój ojciec i nic nie poradzę na to, że się martwię. I… nie chcę, żeby coś mu się stało.
Po prostu nie chcę.
Boże, czuję się tak beznadziejnie. Wszystko jebie mi się w tym samym momencie, nawet nie wiem od czego zacząć, co najpierw próbować ratować.
Nie nadążam nad tym co się dzieje, nad czym muszę zapanować.
Cody, Daniel, Julie, ojciec, praca….
Gubię się w tym wszystkim.
I nie mam do tego siły.
Priorytetem jest dla mnie Julie i Gemma.
Muszę jak najszybciej dotrzeć do Gem i być przy niej. Była  z tym wszystkim sama, przez tyle czasu.
            Z Julie próbowałem rozmawiać po drodze. Zastanawiałem się co i jak powiedzieć dobre pół godziny, zanim się odważyłem zacząć.
Ale zbyła mnie tylko, że porozmawiamy o tym później. Nie chcę później.
Chcę, żeby wiedziała że jest dla mnie najważniejsza już teraz. Żeby wiedziała, że tak nie myślę, że jej miłość jest dla mnie wszystkim.
Swoją drogą powiedziała mi ,,Kocham cię” tak wprost i pierwsza dopiero teraz, pierwszy raz. A ja, zamiast zareagować jak mężczyzna, które na te słowa załuguje, zachowałem się jak dupek i powiedziałem, że jej miłość jest chujowa.
Boże, jestem takim skończonym idiotą. Najchętniej sam sobie bym za to przypierdolił.
Jak można być takim dupkiem?! Co mi w ogóle strzeliło do głowy?
Naprawdę muszę się zamykać za każdym razem gdy się wściekam, bo nie panuję nad tym co mówię.
Cholera, jestem taki beznadziejny…


***

         Wchodząc w pośpiechu do szpitala, gdzie leży mój ojciec, sprawdziłem telefon, czy Gemma się nie odzywała.
Zamiast tego znalazłem tylko dwie inne wiadomości, które sprawiły, że po raz kolejny tego dnia, odechciało mi się wszystkiego.

Od: Tommo
Nie, stary. Zostaw tą dziewczynę w spokoju, ona nie jest winna temu, że jej facet to gnój.

Od: *****
Potrzebuję czegoś na środę. Spotkamy się pod Quore koło 20.00. Cody xx



***
           
           Z bijącym sercem kroczyłem pośpiesznie korytarzami szpitala. Wszechogarniająca biel i pastelowe kolory w połączeniu ze specyficznym szpitalnym zapachem mnie przytłaczał. Ująłem niepewnie dłoń Julie, bojąc się, że mnie odrzuci. Wcale bym się zdziwił.
Ale ona tylko lekko ścisnęła moją dłoń, jakby chcąc dodać mi otuchy, co się jej udało. Rozglądałem się wokół  z nadzieją ujrzenia mojej siostry.
Gdy w końcu ujrzałem ją na końcu korytarza w towarzystwie jej narzeczonego, od razu podszedłem do niej i porwałem w ramiona, a ona niemalże od razu zalała się łzami.
- Przepraszam, Harry, powinnam była zadzwonić wcześniej. – zaszlochała.
Pogładziłem ją po plecach, chcąc ją trochę uspokoić.
- Już dobrze, Gem. Nie płacz. – kołysałem nią lekko. – Powiedz, co z ojcem.
- Od dwóch dni wyniki są gorsze, a dzisiaj miał problemy z oddychaniem i bolało go serce. – westchnęła ciężko i widząc nad moim ramieniem Julie, wpadła jej w ramiona.
Ja przywitałem się z jej chłopakiem, nadal skołowany taką ilością informacji.
- Można do niego wejść? – spytałem, na co skinęła głową.
Julie popatrzyła na mnie niepewnie.
- Mama jest w środku. – powiedziała Gem. Uh.
Wyciągnąłem do Julie dłoń, którą po chwili, zaskoczona, ujęła. Za cholerę bym tam nie wszedł bez niej.
Wziąłem głęboki wdech i zanim zdążyłem się zawahać, wszedłem do sali, gdzie leży mój ojciec.
W tym samym momencie, mama siedząca przy jego łóżku, spojrzała na mnie, wyraźnie zszokowana.
- Harry… - wykrztusiła.
- Dzień dobry, mamo. – przywitałem się.
- Dzień dobry. – powiedziała cicho Julie. Na jej widok mama była chyba jeszcze bardziej zaskoczona niż na mój. Ciekawe.
- Dzień dobry. – bąknęła zmieszana.
Tata śpi, skorzystałem więc z okazji przyjrzenia mu się. Dawno go nie widziałem. Gdy już jakimś cudem się spotkaliśmy, unikałem kontaktu wzrokowego. Dość się napatrzyłem na wyraz pogardy i zawodu na jego twarzy, gdy w grę wchodzi moja osoba.
- Jak się czuje? – zapytałem cicho mamy.
- W miarę stabilnie. Usnął jakąś godzinę temu. Ale wcześniej nie było zbyt dobrze. – powiedziała, a głos jej się zatrząsł.
Spojrzałem na nią. Widać po niej, że nie spała kilka nocy i płakała nieraz. Wygląda na zmęczoną i zestresowaną.
           Cóż, aż takiego przejęcia chyba bym się nie spodziewał. Okrutnie to brzmi, ale biorąc pod uwagę relację rodziców, jaką obserwowałem przez kilkanaście lat mojego życia, nie uważałem, że się kochają. Od zawsze się spierali, nawet o głupoty, nie odzywali się do siebie całymi dniami, przed rodziną zgrywali dobre małżeństwo, podczas gdy smutna prawda była inna. Obrączki wręcz kłuły ich  w palce, prawie w ogóle ich u nich nie widziałem. Ich stosunki zawsze były oziębłe, surowe. Do tej pory nie rozumiem, czemu są razem skoro są nieszczęśliwi.
          A jednak teraz, mama wygląda jak żona, która kocha męża nad życie i martwi się o jego zdrowie, wręcz zaniedbując przy tym swoje.
- Od kiedy jest w szpitalu? – zapytałem, mimo że znałem odpowiedź.
- Od jakiegoś miesiąca. – westchnęła ciężko.
- I dlaczego nikt nie raczył mi czegokolwiek powiedzieć? – zapytałem z wyrzutem.
       Owszem, Gemmie też mam za złe, że nie powiedziała mi od razu. Przecież moja relacja z nią jest dobra, jak dawniej, w przeciwieństwie do rodziców.
A dziadkowie? Dlaczego oni też postanowili to przemilczeć?
Ale z Gemmą porozmawiam później, jak na razie widziałem, że jest roztrzęsiona, nie chcę jeszcze teraz dokładać jej moich pretensji.
A raczej żalu. Mam przecież chyba prawo wiedzieć, że mój ojciec jest ciężko chory?
- I denerwować ojca, kiedy jest w takim stanie? – zapytała niemal z wyrzutem.
Nie wierzę.
- Denerwować? Czym? Że ma syna, którego wyrzucił za drzwi i znienawidził w jeden dzień, a mimo to, tego syna interesuje jego los? – syknąłem i poczułem lekki uścisk dłoni Julie.
- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, Harry. – powiedziała słabym głosem, ale stanowczo.
- Oczywiście, wy nigdy nie rozmawiacie. – burknąłem. – Chcę wiedzieć, kiedy się obudzi. – powiedziałem tylko i wyszliśmy  z sali ojca.
Od razu dopadła mnie już o wiele spokojniejsza Gemma.
- Rozmawiałeś z nimi? – zapytała zaaferowana.
- Tylko z mamą, tata śpi. – odparłem.
- I… I co? – spojrzała na mnie niepewnie.
- Nawet w obliczu choroby taty, niewiele się zmieniło. – wzruszyłem ramionami.
Była wyraźnie zawiedziona.
- Przykro mi, Harry. – westchnęła.
- Nic się nie stało, Gem, przyzwyczaiłem się. – zapewniłem ją z niemrawym uśmiechem.
- Dzwoniłam do dziadków, ucieszyli się, że jesteś. Będą niedługo. – powiedziała.
- No właśnie Gem, dlaczego nikt mi nic nie powiedział? – zapytałem nieco urażony.
Westchnęła ciężko.
- Przepraszam, Harry. Dziadkowie nalegali od początku, żebym ci powiedziała, mama była przeciwna, posprzeczała się przez to z dziadkami, ja bałam się, że w ogóle nie będzie cię to obchodziło, a nie wiem czy bym sobie  z tym poradziła… Ja wiem, Hazz, powinnam była od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia… - mówiła skruszonym tonem, patrząc na mnie przepraszająco tak, że cały żal sam ze nie ulatywał.
       Zaraz, Julie? A co do tego wszystkiego ma Julie?
- Julie? – zapytałem, marszcząc brwi. Spojrzałem na brunetkę. Stała po mojej prawej z wyraźnie przerażoną miną. Gemma natomiast patrzyła to na mnie to na nią, aż w końcu jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. I była wyraźnie spanikowana.



*oczami Julie*
Ja wiem, Hazz, powinnam była od razu dać ci znać, a nie zwlekać, mieszać w to Julie, czekać do poważniejszego momentu, kiedy nie będę miała już innego wyjścia…  - na dźwięk swojego imienia, padającego z ust Gemmy, zamarłam. 
Przez cały ten czas kiedy tu jechaliśmy, męczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia, przerastające nawet ból, który sprawiły mi słowa Harry`ego sprzed kilku godzin. 
A teraz, wygląda na to, że będę musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą. 
- Julie? - głos Harry`ego wręcz mnie zabolał. Ale nie tak, jak jego zdezorientowane spojrzenie padające na mnie,
I przerażony wzrok Gemmy, która nawet nie miała pojęcia, że mnie, uh, wydała.
Cholera.
________________________________________________________
Ayeee, dziewuszki ♥
Finally I did it!
Znowu czekałyście w cholerę długo, tradycyjnie wręcz przepraszam. 
Tłumaczenia sobie daruję. 


Ktoś czekał na poważne ,,Kocham Cię" ze strony Julce? 
Ależ proszę bardzo :3
(nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła z przytupem XD)

Heri aka zwykły człowiek, którego też czasami pewne rzeczy przerastają, medżik. 
Zderzenie dwóch perspektyw.
I szeregu różnych emocji.
Jak ja lubię pisać takie rzeczy łoło! :D
ciekawe ile z was ma mi ochotę skopać tyłek za takie przewroty? :>


A co do pana Cody`ego, to wymyśliłam takie rozwinięcie wątku z nim, że z 5 razy zmienicie zdanie co do niego, I swear XD

Czyli jak to zwykle ze mną :3

Nie wiem kiedy następny, nie jestem w stanie określić tego
co i kiedy będzie się działo.
Szkoła to jedno, a życie poza szkołą, gdzie ostatnio
też niewesoło, to drugie. 
Soł stay with me babes, niedługo ( I hope so) 
się odezwę z kolejnym! :*
( jakby coś, piszcie na tt: @sheeranable) 
Wybaczcie błędy, nie mam siły już sprawdzać
a chcę dodać jak najszybciej xx


MIŁEGO TYGODNIA PYSZCZKI ♥
L.




12 komentarzy:

  1. Super rozdział ♥
    Zapraszam do mnie:
    http://neverbewell.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny i juz nie mogę doczekać się nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER!!! *u* Czekam na next <33333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedz mi kobieto czemu mi to robisz??!!!!
    Czemu przerywasz w takim momencie???!!!!
    jak najszybciej dawaj następny !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu prosze napisz ksiazke ! Boszz sposob w jaki piszesz jest .... Adjcscgxsrnk...ale przechodzac do opowiadania.. Co ten Cody planuje ?! Juz go nie lubie... Harremu bedzie smutno ze Julie mu nie powiedziala :( a jego ojciec mam nadzieje ze sie pogodza .. Tylko czekam na moment w ktorym Julce sie dowie o Harrym i o narkotykaxh bedzie WIELKA afera cos czuje... Do nastepnego kochana :*** :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni i mam nadzieje, ze nie będę musiała czekać długo na kolejne. Pozdrawiam i życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
  7. I tak nigdy nie polubie Cody"ego
    Harry forever >>>>

    OdpowiedzUsuń
  8. JEŚLI KTOŚ CZEKA NA ROZDZIAŁ:
    mam cholernie trudny czas w szkole i po prostu nie jestem w stanie napisać wam teraz tego rozdziału.
    Nauka jest moim priorytetem, a zwłaszcza egzaminy zawodowe, które mam w tym roku, mam nadzieję że wszystkie to zrozumiecie.
    Rozdział NA PEWNO SIĘ POJAWI bo mam napisaną jakąś 1/3 tego co sobie zaplanowałam na ten rozdział, po prostu będę go pisała na raty kiedy znajdę wolną chwilę i będę miała siłę spożytkować ją inaczej niż na sen.
    Więc proszę tylko o cierpliwość i wyrozumiałość.
    Pozdrawiam skarbki ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy nowy rozdział bo już prawie msc nie ma ;/

    OdpowiedzUsuń