środa, 1 sierpnia 2018

58. I believe you


*oczami Julie*


Od: Harry
,,Wyjeżdżam od Lou, będę za 15 minut”

      Westchnęłam ciężko odkładając telefon na blat biurka. Szkoda, że nie zaoszczędził mi stresu i nie wyjawił od razu czy Louis jest w stanie pomóc w sprawie Cody`ego, czy nie. Mogłabym sama o to w tej chwili zapytać, ale coś mnie powstrzymywało.  Co właściwie chciałam usłyszeć? Że Louis pomoże znaleźć Cody`emu sprawcę tego wypadku a on w przypływie szału zrobi temu człowiekowi krzywdę? Że okaże się, że to ojciec trójki dzieci po kilku kieliszkach, który popełnił największy błąd w swoim życiu? A może wysoko postawiony urzędnik wracający z suto zakrapianego ,,spotkania”, który jest nie do ruszenia i sam będzie chciał zaszkodzić Cody`emu?
A może, że jednak Louis nie chce lub nie może nam pomóc, a Cody nigdy nie zostawi tego za sobą? Może dalej będzie bez naszej wiedzy drążył, aż znowu wpakuje się w kłopoty?
Którą z tych opcji bym wolała? Dobre pytanie.
Stanęłam przed lustrem i sięgnęłam po krem.
Kiedy to wszystko zdążyło się tak poplątać? Nie mam pojęcia.  W ostatnim czasie spłynęło na mnie tyle rewelacji, że już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, ani jak się zachować. 
W każdym razie mam wrażenie, że mój limit tolerancji na wszelkie niespodzianki w moim życiu się wyczerpał i kolejna taka sytuacja chyba do reszty by mnie rozbiła.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Ostatnie wydarzenia Chybami zbytnio nie służą. A jak na razie niewiadomo, czy to już koniec wrażeń.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
- Jestem! – głos Harry`ego rozniósł się po domu.
- W sypialni! – odkrzyknęłam niemrawo i poczułam narastające we mnie napięcie. Zaraz dostanę moją odpowiedź, której tak się boję.
Kilka szybkich kroków na schodach i w drzwiach stanął brunet. Uśmiechnął się na mój widok i w ciągu sekundy już trzymał mnie w ramionach.
Rozluźniłam się czując tak dobrze znane mi ciepło i zapach.
- Mów, póki jeszcze nie zeszłam na zawał. – mruknęłam w jego klatkę piersiową.
- No więc- wziął głęboki oddech, delikatnie mnie od siebie odsuwając, by spojrzeć mi w oczy –Louis przejrzy akta związane z tą sprawą, spróbuje znaleźć informacje o rzekomym świadku i możliwe wytłumaczenie na to, że to wszystko szybko przycichło.
Odetchnęłam, ale sama nie wiem czy z ulgą.
- Nie wiem, czy to dobrze. – powiedziałam szczerze.
- Ja też nie. – przyznał Harry. – Ale na razie panujemy nad sytuacją, cokolwiek by nie znalazł, przechodzi to najpierw przez nas. Sami możemy zdecydować o czym Cody`emu powiedzieć.
- Nie mam siły na takie gierki Harry. – westchnęłam poirytowana i usiadłam na łóżku. – Wy może jesteście w tym dobrzy, ale nie ja.  – powiedziałam z goryczą.
Pożałowałam nieco tych słów widząc, że zabolało Harry`ego to co powiedziałam.
- Wiedziałem, że ten temat jeszcze nie jest za nami. – powiedział i usiadł obok mnie wyraźnie zasmucony.
Oooooch, brawo Julie.
- Jest. – powiedziałam mało przekonującym tonem, za co miałam ochotę się udusić.
- Wiem, że nie jest, Julie. – powiedział twardo ale spokojnie Harry i wziął mnie za rękę. Usilnie gapiłam się na nasze dłonie, uciekając przed jego wzrokiem. Byłam zła sama na siebie. Przeszłam jakoś nad tym wszystkim. Mieliśmy wielką rozmowę, podczas której wyjaśniliśmy wszystko. No, prawie wszystko. Od tej pory Harry starał się jak mógł by odzyskać moje zaufanie i być dla mnie oparciem. Niestety to jak przytłaczała mnie sprawa Cody`ego wcale mi nie pomagała zapomnieć o naszych ostatnich przejściach.
Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń Harry`ego, która dotknęła mojego podbródka  i delikatnie zmusiła mnie do spojrzenia na niego.
- Julie, jeśli jest taka potrzeba, w każdej chwili możemy wrócić do naszej rozmowy. Jeśli masz jakieś wątpliwości, możesz mi o nich powiedzieć. – mówił, patrząc mi w oczy.
- Wiem, Harry. – westchnęłam. – Po prostu mam takie momenty, kiedy to wszystko mnie przytłacza. – przyznałam. – I właśnie dzisiaj mam taki moment.
- Wiem, że to przeżywasz, skarbie. – powiedział, obejmując mnie. – Ale właśnie od tego mnie masz, żeby móc mi o tym wszystkim powiedzieć. Jeśli chodzi o Cody`ego, to zajmę się tym, jeśli chcesz. Wymyślimy co zrobić i zrobię co tylko będzie trzeba. – zapewnił mnie.
- Dziękuję, Harry. – powiedziałam cicho i wtuliłam się w niego, co przyniosło mi ukojenie.
- Nie masz za co. Natomiast, co z nami? Jest coś, co Cię niepokoi? Coś zrobiłem, powiedziałem?
- Nie, nie. – zaprzeczyłam szybko. – Robisz wszystko, żeby zrekompensować mi to wszystko i jeszcze więcej, żeby mnie wspierać. I cholernie to doceniam, naprawdę. – zapewniłam go – Po prostu… kiedy przytłacza mnie to co się ostatnio dzieje, zaczynam nadmiernie myśleć o tym wszystkim, o nas też. To wszystko.
- Rozumiem. Ale wiele bym dał, by móc to zmienić. – westchnął Harry. – W każdym razie, jeśli jest coś co Cię męczy albo chcesz wiedzieć coś jeszcze, zawsze możesz o tym ze mną pogadać, kochanie. – cmoknął mnie w czoło.
Przytaknęłam i posłałam mu słaby uśmiech.
- No dobra. – wstał energicznie i zaczął pozbywać się ubrań.
- A co to, striptiz na poprawę nastroju? – rzuciłam zaczepnie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Co tylko sobie życzysz, skarbie. – odparł szczerząc się i kręcąc biodrami, wywołując mój chichot.
- Błagam, nie! – zawołałam przez śmiech, zasłaniając sobie oczy.
- Wiem, że tego chcesz, Julie! – powiedział mocno udawanym, kokieteryjnym tonem i w ciągu chwili znalazł się na mnie, łaskocząc mnie. 
- Nie, przestań! – wołałam nieudolnie przez śmiech, dopóki po kilku sekundach nie uciszył moich krzyków pocałunkiem.
Odprężyłam się momentalnie pod wpływem dotyku jego ust.  Z radością odwzajemniłam pocałunek rozpływając się w jego objęciach.
 - Służę ramieniem na ukojenie nerwów, skarbie. – powiedział z uśmiechem odrywając się od moich ust.
- Tego właśnie mi trzeba. – przyznałam z uśmiechem.  Ułożyłam się na jego ramieniu i wtuliłam się w jego ciepłe ciało. To niesamowite jak jego dotyk potrafił mnie ukoić.
Zwłaszcza w takie dni  jak ten.  Swoją drogą, od czasu naszej poważnej rozmowy nie zastanawiałam się, czy jest jeszcze coś co chcę wiedzieć, czy coś mnie niepokoi. Mam wrażenie, że poruszyliśmy wtedy tak wiele tematów, że nie ma już między nami żadnych szemranych tajemnic, ani nawet takich osobistych, zwykłych, jakie mogą mieć przed sobą wszyscy ludzie w związkach.
Paradoksalnie o takich bardzo zwykłych, podstawowych, związkowych rzeczach rozmawiamy niewiele w stosunku do tych mrocznych, biznesowo- nerwowych (są takie słowa?) sprawach. Jesteśmy dziwni.
Może powinnam zrobić sobie jakąś listę rzeczy, które mogły mi umknąć, lub po prostu przyjdą mi na myśl? Coś jak, zamieszkajmy razem, kiedy chcesz mieć dzieci, co sądzisz o eutanazji…  Kurczę, sporo nas ominęło!
To aż śmieszne, jak różnimy się od stereotypowo pojętych par.
Z tą myślą, wsłuchując się w miarowy oddech śpiącego już Harry`ego, zasnęłam.



*oczami Harry`ego*
- Harry! Harry, obudź się! Już wiem! – uciążliwie głośny i znajomy mi głos wyrwał mnie ze snu. Zdezorientowany, próbowałem zmusić się do otworzenia oczu, gdy poczułem jak małe ciało usiłuje mnie szturchać.
- Co, co? – mruknąłem, nie bardzo wiedząc co się dzieje.
-Harry, już wiem! – mówiła ożywiona, nachylając się nade mną.
- Co wiesz, Julie? Co się dzieje? – zapytałem zaniepokojony, co bardziej mnie rozbudziło.
- Wiem, co jeszcze chcę wiedzieć! – powiedziała wręcz triumfalnie.
- O czym ty mówisz? Która jest godzina? – dopytywałem dalej, nic nie rozumiejąc.
- Skup się, Harry. – powiedziała poważnie, a ja zdezorientowały wysiliłem się maksymalną koncentrację, jaką byłem w stanie w tej chwili osiągnąć.
- Przypomniałam sobie o jeszcze jednej ważnej rzeczy, którą muszę wiedzieć. – ciągnęła. – Kiedyś, byłeś niedaleko mojego biura, zauważyłam twój samochód.  Zadzwoniłam do Ciebie, bo pomyślałam, że wpadniesz. A ty naściemniałeś mi, że jesteś właśnie w pracy i masz ogrom roboty. Co wtedy tam robiłeś i czemu mnie okłamałeś? – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Zamrugałem kilka razy trawiąc jej słowa. Nadal byłem rozkojarzony, a jej nagłe pytanie w środku nocy zbiło mnie totalnie z tropu. Musiałem się wysilić by skojarzyć sytuację o której mówiła Julie. I nagle mnie olśniło. To wtedy, gdy byłem u Damiena. Cholera, widziała mnie? Wiedziała, że perfidnie ją okłamałem?
-Ja… Widziałaś mnie wtedy? – wydukałem.
- Tak, owszem. – odparła lekko zirytowana.
 - Czemu nic nie powiedziałaś? – zapytałem zaskoczony.
-Pytanie brzmi: czemu ty nic nie powiedziałeś? – ponagliła mnie.
 Usiadłem, jakby miało mi to pomóc zebrać myśli.
- To.. To był właśnie dzień, kiedy wycofywałem się z tej roboty, z tego bagna. Spotkałem się z tymi ludźmi niedaleko twojego biura, faktycznie. Przepraszam, było nerwowo, wolałem Cię zbyć, myśląc, że mnie nie widziałaś, byłem przekonany…
-Okay. – przerwała mi. Okay?
- Domyślam się jak się czułaś, Julie, ja…- ciągnąłem dalej, kiedy znowu mi przerwała.
- Owszem. Ale w porządku. Wierzę Ci. Po prostu musiałam wiedzieć. – wzruszyła ramionami.
Byłem co najmniej zaskoczony jej spokojną reakcją. Ale jej słowa  ,,wierzę Ci” znaczyły dla mnie więcej niż cokolwiek innego na świecie.
- O… - urwałem patrząc na ekran telefonu – drugiej w nocy? – zapytałem rozbawiony.
- Wybacz. – zachichotała. – Po prostu obudziłam się i mnie oświeciło. Nie mogłam pozwolić, żebym o tym zapomniała.
- Rozumiem. – odparłem ze śmiechem. – Jesteś niemożliwa.
- Chyba jestem – wzruszyła ramionami wyraźnie rozbawiona.
- I naprawdę przepraszam, Julie. Musiałaś się poczuć koszmarnie… - zacząłem znowu, poważniejąc. 
- W porządku, Haz. – zatrzymała mnie. – Nie chcę tego rozgrzebywać, chciałam tylko znać prawdę. Teraz wszystko jest okay. – zapewniła mnie. – A teraz proszę mnie przytulić i dać mi spać. – zarządziła, kładąc się.
- Kto tu komu nie daje spać? – zapytałem rozbawiony, obejmując ją.
- Oj, cicho. – mruknęła wesoło.
- Kocham Cię. – powiedziałem, przytulając ją do siebie.
- Ja Ciebie też, Harry. – odparła.

***

- Napijesz się czegoś? – zapytałem Loui`ego, kiedy ten wszedł do salonu.
Przyjechał porozmawiać z nami o tym, czego się dowiedział, czy też się nie dowiedział dzisiaj w pracy.
- Coś zimnego. – odparł i usiadł na kanapie.
- Ja przyniosę. – ubiegła mnie wyraźnie podenerwowana Julie. Wiedziałem, że stres będzie ją trzymał gdy tylko Louis się do nas odezwie.
- Masz dla nas jakieś dobre wiadomości? – zapytałem siadając obok chłopaka.
- Zależy z jakiej strony na to spojrzeć. – odparł.
W tej chwili Julie przyszła z trzema szklankami soku i usiadła obok nas.
- Proszę, mów. – poprosiła Julie.
- Nie mam żadnych przełomowych wieści Julie, więc spokojnie. – uspokoił ją Louis. – Akta w tej sprawie są dosyć ubogie, rzeczywiście wygląda to tak, jakby nie była to sprawa wielkiej wagi, a zważywszy na fakt, że zginęły dwie młode osoby, to naprawdę dziwne. – mówił, a ja obserwowałem skonsternowaną minę Julie, jednocześnie trawiąc słowa chłopaka. Czyżby Cody się nie mylił?
 - Z perspektywy samych papierów wygląda to tak, że ta dwójka jechała z nadmierną prędkością, warunki pogodowe nie były zbyt dobre, lało jak z cebra. I może nic by się nie stało, ale na ich drodze, a raczej z boku pojawił się z nikąd samochód, o wiele bardziej rozpędzony. W starciu z nim nie mieli szans. Na miejscu po drugim aucie nie było śladu, a więc ktoś wyszedł z tego cało i uciekł. Z założenia ta osoba była pod wpływem albo alkoholu albo narkotyków, nikt trzeźwy w taką pogodę nie wjeżdżałby z leśnej drogi na główną z prędkością, z jaką można skasować inne auto i zabić jego pasażerów. Był świadek, niejaki C.Williams. Pierwsza dziwna rzecz, to fakt, że dosłownie tak został opisany, bez pełnego imienia. Druga sprawa to fakt, że odrzucono jego zeznania gdy stwierdzono, że nie jest wiarygodny. Jakiś bezdomny pijaczyna, który zmieniał wersje zdarzeń, nie był w stanie określić koloru samochodu ani marki, nawet płci kierowcy, nic. Nie był karany, szukałem jego nazwiska.  Nie mogę go zlokalizować, w czasie zdarzenia mówił, że jest bezdomny, nigdzie nie widnieje żaden adres.  Także jeśli chodzi o świadka, mamy tylko nazwisko popularne w naszych stronach. Muszę przyznać, że ta sprawa faktycznie wygląda podejrzanie, jakby ktoś się postarał szybko ją zamknąć bez wyjaśnienia.  Sprawcy nie znaleziono i koniec.  Z reguły zważywszy na pogodę jaka wtedy panowała, technicy powinni znaleźć ślady kół w błocie czy na drodze przy hamowaniu, jakieś odłamki, resztki lakieru, cokolwiek, po czym można byłoby zawęzić w jakiś sposób chociaż markę samochodu. Może nie dałoby to zbyt wiele, ale nawet takiej informacji tam nie ma. Spraw dotyczących śmierci dwóch osób nie zamyka się w taki sposób, jakby chodziło o jakąś stłuczkę, czy uprowadzenie kota.  No coś tu jest ewidentnie nie tak. Jutro wraca z urlopu Nick z archiwum, istnieje szansa, że może znajdzie coś jeszcze w tej sprawie. Myślę więc, że z szukaniem tego Williamsa poczekamy dopóki nie pogadam z Nickiem. Może jeszcze coś ciekawego usłyszę. Tyle jestem  w stanie zrobić. –skończył opowiadać.
- Czyli Cody ma rację? Coś jest nie tak? –pytała o oczywistość Julie, jakby sama nie chciała w to uwierzyć.
- Wygląda na to, że tak. – potwierdził Louis.
- Dziękujemy, Lou. – powiedziałem z wdzięcznością. – Poczekamy do jutra z ewentualnymi poszukiwaniami tego mężczyzny.
- Nie ma sprawy, szkoda tylko, że jak na razie to tak niewiele. – odparł. – Przepraszam Was, ale będę musiał lecieć. Jutro jak czegoś się dowiem to wpadnę na spokojnie i ustalimy co robimy dalej, okay?
- Jasne, jeszcze raz dzięki. – powiedziałem wstając, by odprowadzić przyjaciela do drzwi.
- Nie martw się Julie, jeśli tylko będę w stanie, to rozwiążemy to. – Louis powiedział do Julie, przytulając ją na pożegnanie.
- Dziękuję. – odparła z wdzięcznością.
- Do jutra! – pożegnaliśmy się i zostaliśmy z Julie sami.
- I co z tym zrobimy? – zapytałem siadając obok Julie.
- Nie mam pojęcia. – westchnęła ciężko. – Miałam nadzieję, że okaże się, że wszystko było przeprowadzone prawidłowo, że Cody sobie to wmówił, żeby uporać się ze stratą.
- Też miałem taką nadzieję. – przyznałem.
- Nie wiem, czy powinniśmy mówić Cody`emu. – powiedziała rozbita, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Może jak upewnimy się, że naprawdę jest o czym, to dopiero mu powiemy? – zaproponowałem.
- Też tak myślę. – odparła. – Ale czy w ogóle powinniśmy w tym grzebać? Może po prostu powiedzmy, że wszystko jest okay? Boję się, czego możemy się dowiedzieć. Czy też nie dowiedzieć.
- Nie wiem, Julie, ale jeśli naprawdę ktoś się wywinął z czegoś takiego, to ta niewinna dwójka zasługuje na sprawiedliwość i ukaranie winnego. – pogłaskałem ją po plecach.
Wygląda na to, że to naprawdę ciężka sprawa, pełna trudnych wyborów i decyzji.


***


Zmęczony przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do mojego domu. Ostatnimi czasy prawie w ogóle tu nie bywam, tylko siedzę u Julie. I raczej się to nie zmieni, przyjechałem tylko po kilka ciuchów. Nie chcę teraz Julie zostawiać nawet na chwilę. Ta cała sprawa może nas bardzo wiele kosztować.
Byłem już senny, marzyłem tylko o szybkim powrocie w ramiona Julie.
Zapaliłem światło w przedpokoju i salonie, a to co zobaczyłem skutecznie mnie rozbudziło. Dom wyglądał jak pobojowisko. Wszelkie ubrania, papiery, zdjęcia były porozrzucane po podłodze. Serce zabiło mi szybciej. Czym prędzej wybiegłem z domu do samochodu, wyciągając ze schowka pod fotelami niewielkich rozmiarów broń, odbezpieczyłem ją i wpadłem z  powrotem do środka. Teraz już ciszej i powoli stawiałem każdy krok, będąc w gotowości na atak. Przemierzałem każdy pokój. Praktycznie w każdym wszelkie zakamarki wyglądały na przetrzepane. Czego ktoś mógł u mnie szukać? Czy to tylko włamanie? Po kilku minutach obszedłem każdy zakątek. Dom był pusty, a szyba w oknie w sypialni była wybita. Sprawdziłem kąty, gdzie były ważne dokumenty, droższe rzeczy, by sprawdzić co zginęło. Ku mojemu zdziwieniu, nic nie zginęło. Absolutnie nic. Nie była to więc kradzież. Więc kto i czego tutaj szukał? Ktoś chciał mnie tylko nastraszyć?  Wyglądało to na poszukiwania, ale czego?
Usiadłem na łóżku, wsłuchując się w ciszę.  Czyżby ktoś dowiedział się, że szperamy w sprawie tego wypadku?   Może naprawdę komuś zagrażamy? Bez dłuższego zastanowienia zgarnąłem kilka ciuchów i pośpieszyłem do auta. Jeśli naprawdę to ktoś, komu nie pasuje nasze węszenie i chce nas zastraszyć, jego kolejnym przystankiem może być dom Julie lub Lou`iego.
__________________________________________
Nie wiem czy w ogóle ktoś tutaj jeszcze jest, ale jeśli tak to witam po baaaaaaardzo długiej przerwie. Nie wiem nawet czy to ostatnia przerwa i czy będę pisać dalej, ale miło mi się do tego wracało, więc oto i jest. 
Jeśli ktoś to czyta, to bardzo mi miło <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz