wiem, że czekając aż ruszę dupę z rozdziałem jesteście jak:
PRZEPRASZAM (again)
WAŻNE PYTANIA POD ROZDZIAŁEM
*oczami Julie*
Minęły dwa dni odkąd wróciliśmy z tej uroczystości dziadków Harry`ego. Czytaj : od naszej kłótni.
Już było tak dobrze. Mimo, że jak zwykle, irytował mnie i miałam mu kilka rzeczy za złe, było dobrze. Lubię go. Znaczy, lubiłam.
W pokręcony sposób.
Skąd wiem?
Gdybym tak totalnie go nie lubiła, ani trochę, to nie tęskniłabym teraz, prawda? A, uwaga, ja cholera, tęsknię.
I to za Styles`em. Sama w to nie wierzę.
Ale mimo, że nadal mam mu za złe to co powiedział i doprowadza mnie granic, to cholera, tęsknię.
A przynajmniej czuję coś co jest podobne do tęsknoty. Oh Boże.
Jestem dziwna.
-Shawty! – dostałam momentalnie poduszką w głowę. Uh, Vic.
-Vic, cholera, jak zaraz do Ciebie wstanę to zobaczysz….- zaczęłam ale nie dane mi było skończyć.
-To ty mnie nie słuchasz! – jęknęła głośno blondynka z nieszczęśliwą miną.
-Bo już słyszałam twoją historię o tym, jak Dan wszedł tobie i Maxowi do łazienki kiedy się pieprzyliście i to naprawdę ze zbyt dużą ilością szczegółów! – skrzywiłam się.
-W woli ścisłości, to jeszcze nie było pieprzenie. – parsknęła Vic.
-Cokolwiek, naprawdę. – jęknęłam zniesmaczona.
-Te jęki to sobie zostaw na noce u Styles`a, skarbie! – puściła mi oczko, a ja tylko zgromiłam ją wzrokiem.
-Vic odpuść. –westchnęłam.
-Dobra… A teraz mów co się stało. I nie zaprzeczaj- dodała szybko. – Odkąd wróciłaś, jesteś cały czas przybita i nieobecna, wiem, że coś jest nie tak.
Czy ona musi mnie aż tak dobrze znać?
-Oj Vic. – westchnęłam. – Po prostu pokłóciłam się ze Styles`em. Oh Boże, on jest takim zaborczym kretynem, gdybyś tylko go słyszała – zaczęłam się rozpędzać- jest tak perfidnie pewny siebie i zarozumiały, wyobraża sobie, że jest niewiadomo kim, a to tylko pieprzone pozory, bo on wcale nie jest taki twardy jak sobie myśli i wmawia. – jeśli chodzi o wady Harry`ego, mogę gadać godzinami.
-Twardy, powiadasz… - mruknęła blondynka uśmiechając się zawadiacko i przygryzła wargę.
-Vic, jesteś obleśna, naprawdę! – krzyknęłam, śmiejąc się jednocześnie i rzuciłam w nią poduszką.
Dziewczyna złapała ją w ręce śmiejąc się głośno.
-Oj, no dobra już jestem poważna. – parsknęła, opanowując się po chwili.
-Mówię serio. Jest tak bardzo… pogubiony w tym wszystkim… Nie wiem. Ale zachowuje się jak skończony dupek i zapomina o tym, jaki jest. – skrzywiłam się.
-Ale ty możesz mu przypomnieć. – powiedziała blondynka patrząc na mnie uważnie.
-Mam wrażenie, że nic nie może tego zrobić. – westchnęłam. – W każdym razie, na pewno nie ja. Mnie też okłamuje na każdym kroku. Nawet rodzinę okłamuje na każdym kroku. Mało tego, on okłamuje nawet samego siebie. A jak powie Ci coś… Umie dopiec.
-W złości mówimy różne rzeczy, Julce. – zauważyła Vic.
-Tak, tylko, że jak długo można wszystko zwalać na złość? To, że tak powie, nie znaczy, ze będzie bolało mniej.
-Zranił Cię? – jej oczy momentalnie stały się bystre, tak, że mogłaby Cię świdrować spojrzeniem.
-Nie… - westchnęłam. Zranił? Nie. Nie wiem. Nie.
-Julce, coraz mniej rozumiem z tego, co mówisz. To wszystko jest tak sprzeczne… - jęknęła blondynka.
A no właśnie, cholera. Moje uczucia i myśli co do Styles`a i jego zachowania są tak bardzo sprzeczne. Nie tylko on jest pogubiony. Nie tylko on.
A propos pogubienia.
To chyba najwyższy czas, żeby powiedzieć Vic o Dylanie. W końcu nic jej nie mówiłam do tej pory, a minęło trochę czasu odkąd wiem. Na pewno będzie niezadowolona, że nic jej nie powiedziałam, może nawet wściekła ale… Na pewno zasługuje na prawdę.
-Vic… Jest jedna ważna sprawa… O której muszę Ci powiedzieć. Ale zanim to zrobię, musisz wiedzieć, że to nie jest dla mnie łatwe, dowiedziałam się o tym niedawno i… Zwlekałam bo… Bo nie wiedziałam jak to powiedzieć i… - wzięłam głęboki wdech by zacząć mówić, ale momentalnie wpadła mi w słowo.
-JESTEŚ W CIĄŻY ZE STYLES`EM. – wypaliła ni z tego ni z owego z szeroko otwartymi oczami.
-Nie! Jezu, Vic, nie! – zaśmiałam się mimowolnie. Vic zawsze zostanie Vic.
-Nie mów mi, że z kimś innym, albo, ze nie wiesz kto jest ojcem bo najpierw zabiję Ciebie, potem Styles`a, ze to nie on jest ojcem, a potem nakupię Ci miliardy tych słodkich różowych dupereli dla mojej córki chrzestnej! – wyrzuciła z siebie z oburzoną miną.
Parsknęłam śmiechem kolejny raz, ale uśmiech znikł z mojej twarzy tak szybko, jak powróciła myśl o tym, co mam jej powiedzieć.
-Nie, Vic, nie jestem w ciąży. Ale to poważna sprawa. Dla nas obu. I po prostu… Ciężko jest mi to mówić. W każdym razie, dotyczy to Dylana. – odetchnęłam.
-Dylana? – blondynka wyglądała na rozkojarzoną.
-Tak. Zauwazyłam, że Harry i Dylan się nie lubią. To nawet za mało powiedziane. Kiedyś rozmawiałam z Dylanem, na nazwisko Niall`a, Lucy, dziwnie zareagował. Potem spytałam, czy zna Styles`a. Zaprzeczył. Więc zapytałam Harry`ego. I… powiedział mi prawdę.
-Czyli? –ponagliła mnie zaniepokojonym głosem.
-Na początku nie wierzyłam w to, ale u Dylana otrzymałam potwierdzenie tego… Dylan kumplował się z Mike`iem Levine. Był jego człowiekiem w Brown Hill. Co prawda, nie robił aż tak strasznych rzeczy, ale był kimś w stylu informatora. A jak wiesz, Harry, Niall i reszta byli tak jakby, wrogami Levine`a. Więc Dylan celował w nich, a konkretnie w Harry`ego. I cóż, wykorzystał do tego jego siostrę. Umawiał się z nią a poźniej wystawił i wyśmiał przy kumplach. – z każdym moim słowem, twarz blondynki stawała się bledsza. Ale wiedziałam, że muszę dokończyć to co zaczęłam. – Z tym, że Harry się o tym dowiedział, słyszał jak Dylan śmiał się z jego siostry w klubie i… no, Dylan dostał wpierdol. Pamiętasz, kiedyś chodził z rozwalonym nosem … Powiedział nam, że miał wypadek na desce jak jeździł z chłopakami… Tssa… - westchnęłam i kontynuowałam. – W każdym razie, Dylan szybko uciekł. Harry sam nie wiedział co ma robić, jak wytłumaczyć siostrze, ze chłopak na którym jej zależy, ją wykorzystywał. Ale jak tylko wrócił do domu, czekała na niego wściekła i rozczarowana rodzina.
-Jak to? – wtrąciła słabo Vic, marszcząc brwi.
-Dylan go uprzedził, przyszedł do ich domu z awanturą, że Harry go pobił, powiedział im, czym ,,zajmuje się” Harry. I zostawił Gemmę pod pretekstem jej brata, tego, że go pobił. Więc Gemma go momentalnie znienawidziła, bo zależało jej na Dylanie. A jego rodzice… Wyrzucili go z domu. Stwierdzili, że nie chcą go znać, że jest kryminalistą. I stąd ta ich cała nienawiść. – skończyłam z ulgą, która znikła tak szybko jak się pojawiła. Teraz najgorsze, nie wiem jak Vicky zareaguje.
-Wszystko fajnie, Julce. Ale wydaje mi się, że Styles najzwyczajniej w świecie wcisnął Ci gówno. – powiedziała spokojnie osłupiając mnie.
-Co?
-Julie, jak mogłaś w coś takiego uwierzyć? Ile znasz Styles`a? Ile znasz Dylana? Mało tego, sama mówiłaś, że Styles okłamuje wszystkich, nawet samego siebie? Wiec dlaczego do cholery wierzysz mu w coś takiego? – blondynka patrzyła na mnie z wyrzutem. Nie wierzy mi.
-Vic, ale to prawda… -zaczęłam ale wpadła mi w słowo.
-Nie, Julce. Styles miesza Ci w głowie. Zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie wybierasz Styles`a, a nie Dylana? Pod każdym możliwym względem? Mimo, że jest zakłamanym dupkiem? Ty mu w to wierzysz? Gdyby powiedział Ci, że zabiłam człowieka dla jebanej torebki, też byś mu uwierzyła?! – blondynka gorączkowo chodziła po pokoju w kółko.
Cholera jasna, nie tak to miało wyglądać.
-Vic, zrozum, też nie mogłam w to uwierzyć, ale to prawda! DYLAN SAM SIĘ PRZYZNAŁ! –zawołałam. Na te słowa dopiero przystanęła.
-Jak to , się przyznał?
-Normalnie, zadzwoniłam do niego, zarządałam wyjaśnien, bo nie wierzyłam Harry`emu! Ale to wszystko prawda…
Dziewczyna popatrzyła na mnie tępo.
-Pomyśl, to się układa w logiczną całość. Często rezygnował z naszych spotkań, miał swoje zajęcia. Mówił nam, ze wychodzi z chłopakami, że ma trening, że jedzie do cioci, babci, kumpla, na korepetycje… Wszędzie zawsze miał znajomych. Strzegł swojego telefonu jak oka w głowie. Komputera też. Był naszym przyjacielem, owszem. Ale nie był z nami szczery. – powiedziałam z żalem.
-Był naszym przyjacielem? – jej głos był słaby. Wstałam i ją po prostu przytuliłam.
Odwzajemniła mój uścisk.
-Nie wierzę. – szepnęła wtulając się we mnie. Westchnęłam tylko.
Nagle odsunęła się raptownie.
Teraz w jej oczach szalała złość pomieszana ze smutkiem i rozczarowaniem.
-Zasługuję na prawdę. – niemal warknęła i sięgnęła po swój telefon.
-Vic… - rzuciłam, ale wiedziałam, że jej nie powstrzymam, już wybiera numer.
Podeszła do okna z telefonem przy uchu i czekała, aż Dylan odbierze. Serce zabiło mi szybciej. Mam nadzieję, że jej to jakoś wytłumaczy…
-Dylan, do cholery jasnej, zadam Ci pytanie, na które masz jedynie dwie możliwe odpowiedzi: tak albo nie. Czy okłamywałeś mnie i Julie przez całe nasze wspólne życie w Brown Hill, kiedy pracowałeś dla Levine`a?
Chwila ciszy. Pewnie był zaskoczony. Jeśli naprawdę myślał, że zachowam to dla siebie i nie powiem wszystkiego Vic, to jest idiotą.
-DYLAN! TAK ALBO NIE! – krzyknęła, aż drgnęłam.
-Jesteś takim skończonym dupkiem, Dylan… - powiedziała spokojniej. – PIEPRZ SIĘ! – nagle znowu krzyknęła i rozłączyła się, rzucając telefonem na łóżko.
Oddychała ciężko. Nie dziwię się. To nie takie proste, przebrnąć przez rozczarowanie przyjacielem.
Niedawno sama przez to przechodziłam. Ba, nadal się z tym nie pogodziłam. Fakt, że ktoś komu ufałam bezgranicznie przez tak długi czas, oszukiwał mnie tak długo, cały czas siedział gdzieś w mojej świadomości, boleśnie mi o sobie przypominając.
Wstałam szybko i ponownie przytuliłam do siebie blondynkę.
-Co za palant… - wysyczała, wtulając się we mnie.
-Mówił coś więcej? – zapytałam, nie kontrolując mojego trzęsącego się głosu.
-Chciał się tłumaczyć, ale miałam ochoty tego słuchać. – skrzywiła się. – Julie, jak długo o tym wiesz? – spojrzała mi w oczy.
Ugh.
-No… Od dnia kiedy pojechałam z Harry`m przygotowywać salę na ślub. – powiedziałam cicho.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytała z wyrzutem.
-Najpierw czekałam na potwierdzenie od samego Dylana, a potem… po prostu nie wiedziałam jak… Kiedy… Przepraszam, wiem, że wolałabyś wiedzieć od razu. –powiedziałam patrząc na nią przepraszająco.
Dziewczyna odetchnęła głębiej a jej twarz złagodniała.
-Okej, Julie. Nieważne. – powiedziała spokojnie i rzuciła się na łóżko.
-Czemu faceci muszą być takimi skończonymi dupkami. – westchnęła.
Rzuciłam się na miejsce obok niej.
-Zadaję sobie to pytanie odkąd skończyłam 15 lat. – skrzywiłam się.
*oczami Harry`ego*
Kreślę kolejną linię o nieokreślonym kształcie.
Na mojej kartce takich linii jest już kilkaset, jakby kto pytał.
Siedzę w biurze i udaję, że pracuję. Nie umiem się skupić na żadnych głupich papierach, czy fakturach.
Ba, nie umiem się skupić kompletnie na niczym.
Mam tak od momentu gdy odwiozłem Julie pod jej dom.
I za chuja nie wiem dlaczego. Pokłóciliśmy się. Ale nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.
A jednak nie odzywa się. W ogóle.
Kobiety i ich fochy.
Mało tego, to nie jest zwykła kobieta, to jest Julie Blackburn.
A ta mała wkurzająca istota jest tak przeraźliwie uparta jak… Jak ja.
Uśmiechnąłem się do siebie na tą myśl. To zabawne jak bardzo jesteśmy do siebie podobni a jednocześnie tak różni.
Nie spodziewałem się takiej urazy z jej strony po naszej, hm, ostatniej wymianie zdań.
Przecież powiedziałem jej szczerze, żeby moje sprawy zostawiła mnie. Co w tym złego?
No dobra, może przy okazji byłem trochę chamski. Może nawet trochę bardzo. Ale ona też nie dostałaby nagrody za najbardziej uprzejmą osobę na świecie!
Tak Styles, zganiaj winę na innych. Zacisnąłem szczęki.
Taki do cholery jestem. I nic i nikt tego nie zmieni.
Rozluźniłem się nieco i ponowiłem kreślenie na kartce nieokreślonych kształtów. Jak długo zajmie jej jej foch i w końcu odezwanie się do mnie?
Bo przecież to nie będzie trwało wiecznie, prawda?
Nie może.
A ja się pierwszy nie odezwę. Ooooo nie, nie.
Nie jestem tym typem faceta.
Nie będę po kolejnej byle sprzeczce leciał na kolanach do dziewczyny z bukietem róż i błagał o przebaczenie. Tymbardziej, że przecież mnie i Julce nic łączy.
Teoretycznie, nic nie łączy.
Uśmiechnąłem się na tą myśl. Uśmiech stopniowo się rozszerzał, gdy przed oczami stawały mi reakcje brunetki na mnie o moje zachowanie. To, jak udaje pewną siebie gdy tak naprawdę jest zawstydzona. To jak zasłania usta gdy doprowadzam ją do wybuchu śmiechu. To, jak gromi mnie wzrokiem, gdy powiem coś nieodpowiedniego.
To, jak się czerwieni, gdy zawstydzę ją publicznie. To, jak zależnie od sytuacji spina się albo rozluźnia pod wpływem mojego dotyku. To jak marszczy brwi gdy się na mnie wścieka. To jak wywraca na mnie oczami. Ruch jej ust, gdy…
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozdzieranego papieru. Nawet się zorientowałem gdy mimowolnie zwiększyłem nacisk długopisu na kartkę papieru.
Zostawiłem to w spokoju i wziąłem głębszy oddech. Teraz Julie zbyt prędko na mnie nie zareaguje.
Prychnąłem mimowolnie. Też jej się zachciało fochów. Jak dziecko. Nie, gorzej.
Jak kobieta.
Tylko co konkretnie ją tak uraziło? Przecież właściwie, my cały czas się sprzeczamy, to nie jest coś wyjątkowego w naszej relacji.
Właściwie, zadaję sobie to pytanie co chwilę od momentu gdy wysiadła z mojego auta. I dlaczego? Czemu się tak przejmuję?
Chyba za bardzo jestem przyzwyczajony do obecności tej wrednej, słodkiej istoty w moim życiu. Jest jedyną rozrywką. Cóż, rozrywka to niezbyt dobre słowo. Właściwie bardzo niewłaściwe.
Na pewno by się na mnie za nie wściekła.
Cóż, jest jedyną osobą, która to życie sprawia ciekawym.
Lepiej?
Cóż, kto zrozumie kobietę?
W każdym razie, nie mogę odezwać się pierwszy. Nie.
To do niej należy ten ruch.
Przecież w końcu pęknie. Nie da rady się tak długo na mnie obrażać. Prawda?
Cholera, dlaczego aż tak boleśnie odczuwam jej brak? Irytuje mnie to już.
Tak jakbym był w jakiś pokręcony sposób uzależniony od jej obecności w moim życiu. Chore.
Spojrzałem na zegarek. Czemu te fochy tak długo trwają? Ba, czemu nie mogę tego tak po prostu olać? Przejdzie to przejdzie, a nie, to nie.
Zmarszczyłem brwi. Tu nie ma opcji, żeby jej nie przeszło.
Do cholery jasnej muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie!
Wyprostowałem się siedząc przy biurku i wziąłem do ręki pierwszy arkusz z dokumentami, próbując wymazać obraz zdenerwowanej brunetki wysiadającej z mojego auta.
Swoją drogą, kocham jej sukienkę z tego dnia. Niby skromna i niepozorna, ale na jej ciele… Poezja.
Ma tak cudowne nogi, uwielbiam jak chodzi w sukienkach. Albo szortach. Ale w legginsach też wygląda nieziemsko. Cholera, kocham jej ciało w każdej wersji.
Nawet w dresach wygląda pociągająco.
A gdy w grę wchodzi moja koszulka na jej drobnym ciele… Jestem cały jej.
Cholera, mam do tej dziewczyny niemożliwą wręcz słabość.
Jej charakter jest istną mieszanką wybuchową. A jej ciało...
Momentalnie poczułem jak przestrzeń w moich spodniach się zmniejsza. O cholera.
Potrząsnąłem głową chcąc pozbyć się myśli o drobnej, upartej brunetce.
-Wyjdź w końcu z mojej głowy. – syknąłem cicho sam do siebie.
Ponownie spojrzałem na godzinę na moim telefonie, który miałem cały czas pod ręką, na wypadek, gdyby szanowna pani Blackburn przeszły fochy.
CZEMU TO TAK DŁUGO TRWA?
Koniec. Koniec tego. Muszę przestać o tym myśleć. Przejdzie jej. Najważniejsze to się nie złamać. Sama zadzwoni. Na pewno.
Cholera nawet jakbym chciał, nie mam wystarczająco dobrego pretekstu, żeby się do niej wybrać.
ALE NIE CHCĘ. Chcę, żeby to ona złamała się pierwsza, co na pewno zrobi. Dotarło, Styles?
Wziąłem głęboki oddech i starając się maksymalnie skupić, zacząłem czytać pierwszy dokument.
Szło mi ciężko, ale miałem za sobą trzy dokumenty. Uh, dam radę. Byle tylko nie myśleć za dużo na tematy niezwiązane z pracą i nie patrzeć na telefon.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi do gabinetu, w którym siedziałem. Zdziwił mnie widok Niall`a.
-Niall, stary! – wstałem od razu z szerokim uśmiechem. Minęło trochę czasu gdy się nie widzieliśmy. Na dobrą sprawę ostatni raz gadaliśmy gdy byliśmy u Lucy i Niall`a na obiedzie niedługo po ich ślubie.
-Siema, Styles. – chłopak uśmiechnął się, ale widać po nim, że coś jest nie tak. Oho.
Przywitaliśmy się i rozsiedliśmy.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, nie jesteś zajęty? – spojrzał na mnie z nadzieją. Rzuciłem mimowolnie okiem na moją pomazaną kartkę.
-Nie. – powiedziałem wesoło. – A teraz mów Horan, co jest, bo widzę, że coś się stało.
Blondyn westchnął głęboko i przeczesał palcami włosy. Czyli nie myliłem się.
- Pokłóciłem się z Lucy. Ale tak porządnie. – powiedział ciężko.
Oho, kłopoty w raju.
-To znaczy?
-Ogólnie, sprzeczamy się już jakiś czas, ale wczoraj… No wyjątkowo konkretnie się pożarliśmy. I właściwie cały czas chodzi o to samo. – urwał wzdychając ciężko po raz kolejny.
-Czyli…? –ponagliłem.
-O dziecko. – odparł.
Czemu mnie to nie dziwi?
-To znaczy? –zachęciłem go do powiedzenia więcej.
-To znaczy, już dawno powiedziałem Lucy, że chciałbym mieć z nią dziecko. Że czuję się gotowy, po prostu. Cóż, wystraszyłem ją wtedy, wiem. Ale przecież nie naciskałem. Było okej. Starałem się omijać ten temat. Na dobrą sprawę, chciałem, żeby tez przez to wiedziała, że gdyby coś się… stało.. To że nie zostawię jej, nie będę się wściekał. Że będę się cieszył i się zaopiekuję i nią i dzieckiem. – mówił, a ja myślałem nad tym co chłopak do mnie mówi.
Niby nie ma między nami dużej różnicy wieku, ale różnica dojrzałości jest wręcz przepastna. Facet przede mną znalazł kobietę swojego życia, oświadczył się jej, są małżeństwem, ba, marzy mu się dziecko. Jest na to gotowy i wie, że się zaopiekuje rodziną. A gdzie jestem ja?
W czarnej dupie.
-Od czasu ślubu, kiedyś znowu gadaliśmy i niechcący palnąłem jakąś głupotę o dziecku. I od tamtego czasu Lucy ma wręcz jakąś alergię na ten temat. Momentalnie wścieka się. Dlatego się sprzeczamy. I z jakichś głupot wynikają awantury. Nie upieram się przy dziecku, wiem, że mamy czas. Ale po prostu o tym z nią rozmawiam, a przynajmniej próbuję. Chcę być z nią szczery w każdej sprawie. Ale ona na tą szczerość reaguje nerwami. A wczoraj z głupoty, znowu wróciliśmy do tematu dziecka, a od tego wszystkie inne sprawy, nawet drobne, wywlekliśmy na wierzch. I pokłóciliśmy się tak, że lepiej nie trzeba. – skrzywił się. – Powiem Ci, że czuje się trochę zawiedziony, bo prosiłem, żeby zawsze była ze mną szczera i mówiła mi o wszystkim. Bo są rzeczy, których nie zauważam, a dla niej są ważne. Ale nie. Okazało się wczoraj, że uzbierało się moich błędów i to sporo. Ale oczywiście nie powiedziała mi od razu, że coś jej nie odpowiada, że jej zdaniem robię źle, czy ją ranię. – sfrustrowany blondyn odetchnął głęboko.
-Okej Niall, ale nie wydaje Ci się, że też trochę za bardzo jesteś…. Hm… No… Kurwa nie wiem jak to nazwać, ale jestes takim wymarzonym chłopakiem każdej dziewczyny, Opiekuńczy, kochający, sranie w banię, ślub, dziecko, dom z ogródkiem i psem i spokojna starość. Wszystko fajnie, ale może zbyt prosto to traktujesz? – spojrzałem na niego uważnie.
-Nie rozumiem. – zmarszczył brwi. Westchnąłem.
-Kurwa, Niall. Nie wiem jak mogę to ubrać w słowa. Kochasz ją, okej. Jesteście razem, okej. Wzięliście ślub, okej. Ślub był szybko i młodo, ale to tez okej, kochacie się. Oby Wam się. Ale teraz znowu wyskakujesz z dzieckiem. Nie masz wrażenia, że za szybko chcesz to wszystko zrobić? Mam na myśli, kurwa, to super że chcesz mieć rodzinę, jesteś dorosłym facetem. Ale po prostu, pozwól, żeby to wszystko toczyło się własnym tempem. Co do tej szczerości, też okej. Całkiem zdrowe podejście. Ale jesteście z Lucy małżeństwem krótko. Daj jej się oswoić. I nie pędź tak z tym wszystkim. Zresztą, kurwa, nie wiem. – jęknąłem nagle.- Nie znam się na związkach, miłości, a małżeństwie tym bardziej. W każdym razie, tak mi się wydaje, nie wiem. – czułem źle z tym, że nie wiem jak mu pomóc.
Niall wyraźnie jeszcze trawił moje słowa. Patrzył to na mnie, to w stronę okna. Westchnął ciężko.
-Nie wiem, Hazz. Może masz rację, ale… Nie wiem, dla mnie to jest… Nie wiem, naturalne? Może robię źle. Nie mam już pojęcia Hazz. Jedyne co wiem, to że czuję się podle, bo nienawidzę się z nią kłócić. I mam wrażenie, że zamiast cieszyć się razem z nią życia, robię wszystko na odwrót i wręcz popycham ją do myśli, że… -zawahał się – Że zacznie żałować tego ślubu. – wydusił z siebie w końcu.
O cholera.
-Ej, Horan, nawet tak nie mów. – wstałem od razu i podszedłem do blondyna. – Gdyby nie chciała, powiedziałaby Ci o tym od razu, że nie chce jeszcze brać ślubu. A jedna kłótnia niczego nie zmieni. To logiczne, że się sprzeczacie, czasami nawet poważnie, ale na tym polega życie z kimś, nie? – poklepałem go po ramieniu i spojrzałem na niego uważnie.
-Nie jestem tego pewien Hazz. Naprawdę nie cierpię tego uczucia, gdy się z nią kłócę. To tak strasznie nie daje spokoju, wiesz? Cholernie mi na niej zależy i kłótnie mnie dobijają. Nie mogę się na niczym skupić wiedząc, że jest na mnie zła, że nie mogę od tak do niej zadzwonić, żeby usłyszeć jej głos, bo jest na mnie wściekła. – słuchając tego, co mówi do mnie przyjaciel zauważyłem łudzące podobieństwa tego o czym mówi do tego, co czuję. O cholera. - ..A jednocześnie jeśli się z nią nie zgadzam, to o tym mówię. No kurwa, to jest takie do dupy. I nie daje mi to spokoju. – chłopak westchnął po raz kolejny tego dnia.
A mi momentalnie wpadł do głowy pomysł. Co prawda tak prędko jak o nim pomyślałem, tak prędko poczułem wyrzuty sumienia, że cóż, wykorzystuje sytuację najlepszego kumpla do swoich celów. Kurwa, Styles, jesteś takim dupkiem.
-Niall, jestem naprawdę cienki w tych sprawach. Ale, wiesz, podejrzewam, że nie tylko Ciebie męczy ta sytuacja. Lucy pewnie też. Ba, ten wrażliwiec pewnie właśnie teraz zmywa cały makijaż własnymi łzami. – prychnąłem, chcąc spowodować uśmiech blondyna, ale sądząc po jego minie, chyba tylko wywołałem u niego poczucie winy, że to przez niego Lucy płacze. Kurwa Styles, beznadziejny z Ciebie psycholog. – Miałem na myśli, że pewnie teraz obgaduje wszystko z Julie i Vic. Albo z Shelley`em. – powiedziałem szybko.
-George`a nie ma w mieście. A poza tym wolałbym, żeby o naszych problemach gadała ze mną. – powiedział krzywiąc się nieco,
-A ty z kim gadasz o waszych problemach? To logiczne, że łatwiej pogadać o tym z kimś, kto widzi wszystko z boku. – wzruszyłem ramionami.
-No wiem. – odetchnął głęboko.
-Pogadam z Julie. – wypaliłem w końcu. Tak, to jest ten mój pomysł. Naprawdę jestem dupkiem. Wykorzystuję sytuację. Cholerny dupek. – Wiesz, przyjaźnią się z Lucy. To dziewczyna, tez inaczej na to patrzy. No i jest kobietą, a kto zrozumie kobietę lepiej niż inna kobieta? – zaśmiałem się krótko, mimo iż sumienie mnie gryzło.
-Ta.. – zaśmiał się raczej smutno.
-No stary, nie łam się. Dacie radę. – poklepałem go pokrzepiająco po plecach. – I szykuj się wieczorem na piwo. Jak będę wiedział co i jak, usiądziemy i pogadamy.
-Dzięki, Styles. – uśmiechnął się słabo. – Zdecydowanie potrzebuję piwa.
-Styles zawsze wie, czego dusza pragnie. – powiedziałem wesoło.
~*~
NAPRAWDĘ NIENAWIDZĘ TEGO POCZUCIA WINY, NIENAWIDZĘ.Przemierzałem miasto kierując się w stronę domu Julie. Naprawdę, czuję się podle. Nie jest tak, że bagatelizuję problemy Niall`a, czy to wykorzystuję celowo.
Horan jest dla mnie jak brat i naprawdę chcę mu pomóc. Najgorsze jest to, że naprawdę jestem beznadziejny w tych wszystkich ,,związkowych” rzeczach.
Chcę pomóc Niall`owi, ale nie wiem jak. Naprawdę liczę, że jakoś im się ułoży.
Pomysł z Julie? Po prostu nie wytrzymuję już w tej karze milczenia.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, potrzebuję jej w mojej codzienności i tyle.
Jednak to ja pierwszy pękłem i to ja jadę do niej.
Cóż, jesteś cipą, Styles.
Czuję jednocześnie potrzebę zobaczenia jej a jednocześnie niepohamowaną złość na samego siebie, że ktoś ma nade mną taką pieprzoną moc, że lecę z podkulonym ogonem. Niesamowicie mnie to wkurwia. Nikt nie powinien robić ze mną czegoś takiego.
KURWA MAĆ, JESTEM TAKI POGUBIONY W TYM GÓWNIE.
Tyle sprzeczności naraz.
Wiem, że jadę do Julie nie tylko z osobistych pobudek, że chcę też jakoś pomóc Niall`owi i Lucy, a i tak czuję się cholernie winny, jakbym zrobił to z czystą premedytacją i tylko wykorzystywał ich sytuację.
Druga sprawa to pieprzona złość, że ta mała brunetka tak na mnie wpływa, że nie jestem wstanie znieść jej pieprzonej kary milczenia, że nie mogę się przez to na niczym skupić i nie daje mi to spokoju. Że tak jej potrzebuję. Jednocześnie chcę już mieć ją obok, nawet jeśli znowu będzie doprowadzała mnie do wściekłości co przychodzi jej łatwością.
A trzecia sprawa kołatała mi się cały czas po głowie, ale cholera, ciężko jest mi to przyjąć do wiadomości.
Zauważyłem podobieństwo w sytuacji Niall`a i mojej, Pokłócił się z Lucy, jak ja z Julie. I nie daje mu to spokoju, nie może się na niczym innym skupić. Mam dokładnie tak samo, o czym świadczy cel mojej podróży w tym momencie. Ale Niall powiedział jeszcze jedną rzecz. Że zależy mu cholernie na Lucy i sprzeczki nie dają mu przez to spokoju, że bez niej dostaje szału.
Skoro mam taką samą sytuację… To mnie też zależy na Julie?
Kurwa.
Naprawdę, to wszystko jest tak popieprzone, że jedyne na co mam w tym momencie ochotę to (poza uprzednim zobaczeniem w końcu Julie) zapoznanie się z zawartością torby lezącej w szafie w moim pokoju, która jest przeznaczona dla Daniela i jego szanownych przyjaciół ćpunów.
Czuję, że to wszystko się kiedyś na mnie zemści.
Cóż, oby jak najpóźniej.
*oczami Julie*
Odkąd dziewczyny wyszły, dalej nie mogę sobie znaleźć miejsca ani zajęcia. Przytłacza mnie to wszystko.
Harry, sytuacja z Dylanem… Jeszcze mało tego, Lucy i Niall. Kiedy Vic miała wychodzić, przyszła do mnie Lucy, która wyglądała jakby zaraz miała się rozpaść aż w końcu po prostu się rozpłakała. Dlatego powiedziałam, że dziewczyny wyszły. Cóż, sytuacja Lucy i Niall`a, nie jest łatwa. Ale kto wyjdzie z najgorszej sytuacji jak nie ta dwójka?
W każdym razie czuję się przytłoczona i pokonana przez to wszystko. Mam niewytłumaczalnego kręćka od ostatniego spotkania ze Styles`em. Nie mogę nic zrobić, na niczym się skupić, bo cały czas ta przeklęta lokata czupryna staje przed moimi oczami. Cholera, nawet nie mogę w spokoju leżeć na łóżku! Kończy się to rzucaniem się z jednego rogu łóżka na drugi, aż w końcu obracam się 123456789 razy wokół własnej osi na materacu, próbując zasnąć.
Doprowadza mnie to do szału. Mało tego, rozczarowana twarz Vicki też nie daje mi spokoju. Źle się z tym czuję, że nic jej nie powiedziałam wcześniej i martwię się o nią, bo wiem, że naprawdę ją to dotknęło.
I męczy mnie też sprawa Lucy. Wiem, ze jest jej ciężko. Naprawdę chciałabym, żeby była z Niall`em w pełni szczęśliwa. Ta dwójka zasługuje na to jak nikt inny,
Oh Boże, czemu to wszystko musi być takie porypane i ciężkie? Takie przytłaczające? Mam tego dość.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się z łóżka. Cholera, właśnie się zorientowałam, że przez ten cały czas po raz setny tego dnia, zaliczałam obroty wokół własnej osi na moim łóżku.
Niech ten dzień się już skończy, proszę,
Zbiegłam po schodach, zerkając po drodze w lustro.
Otworzyłam drzwi i to co zobaczyłam sprawiło, że zamarłam i pożałowałam, że mam na sobie zwykłe szare dresy, koszulkę na ramiączka i ani grama makijażu na twarzy. O wiele łatwiej jest być obrażoną i złą na Harry`ego Stylesa kiedy jesteś pewna siebie, że wyglądasz jak człowiek, a twoje niedoskonałości są zakryte makijażem. Ba, jest nawet bardzo realna szansa, że w razie czego, nie będzie widać rumieńców na policzkach.
-Cześć, Shawty. – puścił mi oczko i od tak wszedł do środka.
-O ile się nie mylę, nie powiedziałam, żebyś wszedł. – zauważyłam złośliwie zamykając drzwi.
-Mi też Ciebie miło widzieć. – odparł lekko. Złość ponownie zawitała. To niesamowite jak szybko ten facet umie mnie doprowadzić do szału. Będzie teraz udawał, że wszystko jest okej?
-No popatrz, mi Ciebie nie. – mruknęłam i jak gdyby nigdy nic zaczęłam przygotowywać ciasteczka, które miałam zamiar zrobić. Zaczynam się zachowywac jakby go tu nie było.
Czułam jego wzrok na sobie, co wcale nie ułatwiało mi pracy. Cholera, dłonie mi się trzęsą.
-Będziesz mnie teraz ignorować? – niemal nie podskoczyłam na dźwięk jego głosu, który wypełnił pomieszczenie.
Spojrzałam tylko na niego kpiąco i wróciłam do robienia ciasteczek.
Kilka razy musiałam się zastanawiać nad tym co powinnam zrobić następnie żeby niczego nie pomylić.
-Najpierw kary milczenia, a teraz będziesz udawać, że mnie tu nie ma? Bardzo dojrzale, Blackburn, gratuluje. – wyczułam złość w jego głosie. Zwróciłam się do niego twarzą.
-Jaka kara milczenia? – zapytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Od momentu gdy wysiadłaś z tego samochodu, nie odzywasz się wcale. Nie to, żebyś miała w zwyczaju zadzwonić, odezwać się pierwsza – zakpił, sprawiając, że zacisnęłam dłonie w pięści. – Ale tak czy inaczej, nie odzywałaś się wcale. Foch level extra hard. – prychnął lekceważąco, opierając się o blat kuchenny.
-Masz rację, zawsze gdy ktoś mnie zlekceważy i da mi do zrozumienia, że mam się nie wpieprzać w jego sprawy kłócąc się ze mną przy tym, od razu zasypuję go smsami, telefonami, mailami, normalka! – prychnęłam.
-Och proszę Cię… -zaczął, ale wpadłam mu w słowo.
-Mało tego, co to są za pieprzone wymagania? Mam się odzywać pierwsza? Ty słyszysz co ty mówisz? Nie jesteśmy w podstawówce do cholery, ba, my się nawet nie spotykamy w żaden głębszy sposób, żebyś mógł ode mnie wymagać odzywania się ! – upuściłam ze złością łyżkę, która ze stukotem uderzyła w blat kuchenny.
-Wolałabyś, żebyśmy się spotykali w ,,głębszy” sposób? – nagle momentalnie spuścił z tonu i patrzył się teraz na mnie z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem.
-Jesteś pieprznięty, Styles. – syknęłam i wróciłam do robienia ciastek. Skąd przyszło mu głowy takie pytanie? Pfff.
Ja i on. Pff.
PFFFF.
O cholera, policzki mnie pieką. O nienienienie!
Starałam się sprowokować ruch moich włosów, żeby zakryły mi zarumienione policzki. Momentalnie poczułam dłonie Harry`ego na mojej talii, na co aż wstrzymałam oddech.
-Zadałem bardzo proste pytanie, Shawty. – powiedział zniżonym głosem do mojego ucha, a ka momentalnie poczułam, że wyglądam jak burak. Nie mówiąc już o ciarkach na moim ciele i dziwnie przyjemnym uczuciu w moim brzuchu.
- A ja bardzo prosto odpowiedziałam. – starałam się nie tracić pozorów względnej pewności siebie.
Poczułam jak jego klatka piersiowa zawibrowała od śmiechu. Cholera, czułam jego ciało przy moim tak blisko i tak dokładnie…
-Jesteś niemożliwie uparta. –powiedział wyraźnie rozbawiony i ciepło jego ciała mnie odpuściło ku mojej rozpaczy, bo mimo wszystko, to było cholernie przyjemne. Stanął zaraz obok mnie, opierając się o blat więc stał do mnie bokiem tak ja do niego.
-W każdym razie – odetchnął głębiej- nie wiem czy wiesz już, ale są kłopoty w raju. – mruknął i jak gdyby nigdy nic odłamał kawałek czekolady, która leżała na blacie jako składnik ciasteczek i wziął go do ust. Nie, ja wcale nie patrzyłam na jego usta i sposób w jaki… NIE.
- Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi próbując się skoncentrować.
-Mówię o Lucy i Niall`u.
-Ah, słyszałam. – powiedziałam i momentalnie zrobiło mi się smutno, gdy stanęła mi przed oczami Lucy.
-Co z tym robimy? A raczej – co wiesz na ten temat? O co poszło, jak to naprawić? – zapytał jakby nigdy nic.
-Harry naprawdę myślisz, że po tym co od Ciebie usłyszałam, teraz od tak wszystko jest okej? – spojrzałam na niego ze złością.
Westchnął teatralnie.
-Julie, to co było, to było, nie zmienię teraz tego. Przegiąłem, przepraszam jeśli Cię to uraziło, nie chciałem tego zrobić. Ale po prostu chcę żeby moje sprawy pozostały moimi sprawami, okej? Przepraszam. A teraz, nasi przyjaciele mają problem, możemy się tym zająć?
CO ZA DUPEK.
-W jaki sposób chcesz się tym zająć? – spytałam sceptycznie.
-Chcę im pomóc. Jesteś kobietą, gadałaś z Lucy, jak to wygląda z twojej strony?
-Tak, że to są ich sprawy i niech to pozostanie ich sprawą. – powiedziałam sarkastycznie.
Zaśmiał się na mój komentarz, ale szybko spoważniał.
-Julce, mówię poważnie.
-Ja też, Harry. – odparłam i zaczęłam mieszać składniki na ciastka.
-Masz zamiar tak to zostawić? – spytał zaskoczony.
-A co twoim zdaniem powinnam zrobić? To są ich sprawy, są dorośli. –wzruszyłam ramionami.
-Ale przyszli do nas.
-I co z tego? To chyba normalnie ze jak masz problem to gadasz o tym z kumplem. Nie po to, żeby podał Ci rozwiązanie na tacy, ale po to, żeby się wygadać i sobie ulżyć. Wiadomo, że pomoc też jest przydatna. Ale przyjaciel jest od tego, żeby spojrzeć na coś z innej perspektywy, żeby nam kilka rzeczy uzmysłowić.
-Więc posłuchałaś, tego co mówiła Lucy i masz to w dupie?
-Nie, do cholery, Styles! – straciłam cierpliwość. – Wysłuchałam jej i powiedziałam co o tym myślę, jak wygląda to z mojej strony. A to od niej zalezy co z tym zrobi. To jest dwójka dorosłych ludzi. To oni muszą znaleźć wyjście. Niall jak do Ciebie przyszedł powiedział: Harry powiedz mi co mam robić, wymyśl coś za mnie? – spojrzałam na niego krytycznie.
-Nie. – burknął.
-No właśnie. Przyszedł się wygadać. A i tak podejrzewam, że twoim wyjściem będzie piwo. – wywróciłam oczami.
Rozesmiał się.
-Skąd wiedziałaś? – prychnął.
-Faceci są skomplikowani ale jednocześnie aż zbyt przewidywalni w niektórych sprawach. Nawet ty, Styles nie jesteś wyjątkiem. – powiedziałam nonszalanckim tonem, co najwyraźniej go rozbawiło.
-Dobra, mądralo, mów lepiej co mam robić. Nie mogę patrzeć jak się bawisz z tymi ciastkami. – zszedł z blatu i stanął obok mnie.
-Czy Harry Styles właśnie zaproponował mi pomoc w pieczeniu ciasteczek? – udałam ekscytację.
-Owszem mała, to twój szczęśliwy dzień. – zakpił. – Może nawet przy odrobinie szczęścia trafi Ci się jakaś bitwa na mąkę i jajka i w końcu wylądujesz siedząc na tym blacie cała w cieście obściskując się ze mną. – puścił mi oczko.
-Nawet na to nie licz, Styles. – prychnęłam. W tym samym momencie garść mąki wylądowała na mojej twarzy i włosach.
Zamarłam.
No dupek, no!
-Nie, Styles. – syknęłam. – po prostu nie.
Zaśmiał się na moją reakcję, ale nie zrobił nic więcej. Gdy tylko pozbyłam się większej ilości mąki z siebie, korzystając z jego nieuwagi, gdy wkładał ciastka do piekarnika, przyozdobiłam jego loki paroma szczyptami mąki.
Ale ćśśśś….
___________________________________________________________________
Szczerze? Nie wiem co napisać.
Tak, wiem, pewnie Was denerwuję spóźnianiem się i przepraszaniem.
Cóż.
Mam tylko nadzieję, że będziecie mi wybaczać, choć zdaję sobie sprawę, że pewnie Was wkurzam.
anyways
Postaram się coś sklecić na YTR i szykuję kolejnego one shota.
Wiem, pewnie też się wkurzacie bo nie nadążam z sinisterem i YTR a piszę coś jeszcze.
Zdaję sobie z tego sprawę. Ale akurat ten pomysł męczy mnie od wakacji i mam potrzebę jego napisania tak jak było z ,,Albumem", który jednak Wam się spodobał, a przynajmniej wywołał u Was jakąś reakcję, co mnie mile zaskoczyło.
One shot tym razem bedzie z konkretną osobą, mianowicie z Niall`em.
Co mogę powiedzieć, postaram się Was nie zawieść i jakoś doprowadzić to do ładu.
Chociaż to nie jest proste, żeby szybko napisać coś fajnego, nie powtarzając niczego.
Moja Ada założyła bloga *.* wchodzimy pyszczki ♥
W każdym razie dziękuję, że jesteście
Dziękuję za to, że zdecydowanie mam od większości z Was wsparcie i zrozumienie.
Naprawdę Wam dziękuję ♥
Pytanie do ff: 1)Chcecie by Dylan jeszcze pojawiał się w życiu bohaterów? Czy mam zająć się głównie Julie i Harry`m?
2) takie wątki z Lucy i Niall`em- chcecie? czy też sobie darować i ewentualnie czasem dodawać jako tło wydarzeń?
3) jakiego zakończenia tej historii się spodziewacie? szczęśliwe czy niekoniecznie?
4) podoba Wam się relacja Julie i Harry`ego? Zmieniłybyście coś?
@awhniallable