niedziela, 21 grudnia 2014

Album

To jeszcze nie rozdział.
Po Wigilii jakoś dodam.
Teraz czas na One Shot`a, którego dedykuję mojemu Irwinkowi.
Prawdopodobnie jutro jak wstanę, stwierdzę, że jest beznadziejny, ale cóż.
Jest dla mnie ważny.
Proszę, żebyście czytały uważnie, zwracały uwagę na daty i GODZINY.
Prosze też o włączanie piosenek chociaż na te króciutkie fragmenty.

WAŻNE: zupełnie inny sposób pisania.
jeśli Was zaciekawi
a) jak po kolei wyglądały kartki albumu
b) każdy dzień oczami bohaterów, dialogi
c) imiona
d) szczegóły
piszcie, wtedy napiszę tą historię drugim sposobem, bez żadnych niewyjaśnionych spraw.

___________________________________________________________
6 grudnia 2012 roku
włącz
Średniego wzrostu blondynka szła szybkim krokiem przez zatłoczony tłum ludzi na przystanku, nie zważając na cienką, zamarzniętą powierzchnię lodu pokrywającą miejscami szeroki chodnik.
Mroźny wiatr rozwiewał końcówki jej nieujarzmionych, kręconych,  jasnych włosów, zmuszając dziewczynę do schowania twarzy w puszysty szalik, owinięty wokół jej szyi.
Nie wyglądała jakoś szczególnie. Jak przeciętna nastolatka.  Czarne, zimowe buty za kostkę, dżinsy, czarna kurtka i biały, duży, puszysty szalik. A jednak, przykuwała uwagę wielu osób, które w pośpiechu mijała.
Cóż, może dlatego, że jednak niecodziennie można minąć młodą dziewczyną w puszystej czapce Mikołaja.
A tak się składa, że ta oto dziewczyna, miała ją na głowie.
Cóż, Mikołajki.
Mijały ją dzieci, które zachwycone pokazywały palcami w jej kierunku i ciągnęły swoje mamy, czy rodzeństwo za rękawy, żeby pokazać im, że znalazły elfa Mikołaja (no bo przecież sam Mikołaj to być nie może, nie ma kompletnego stroju, brody, worka z prezentami, a już nie mówiąc o tym, że według tradycji Mikołaj był płci męskiej).
Mijali ją starsi ludzie, którzy patrzyli na nią z ciepłym uśmiechem, że ktoś kontynuuje tradycję, że młodzież czerpie z tego radość.
Mijali ją rówieśnicy, lub trochę młodsi, którzy uważali, że to co robi jest głupie i cóż, żałosne.
Mijali ją dorośli ludzie, którzy gdyby nie reklamy coca coli, czy inne liczne reklamy typowo Mikołajkowe, albo tudzież, Mikołajki w szkole ich dzieci, w pędzie pracy w ogóle zapomnieliby o takim święcie.  Mijali ją obojętnie, albo również z uśmiechem.
Mijało ją mnóstwo ludzi. Ale dla każdego Mikołajki znaczyły co innego. Dla jednych, to niesamowite święto, miłe, pełne radości i uśmiechu. Dla innych to głupia zabawa, brednie.  Dla jeszcze innych to miłe wspomnienie, a są i tacy, którym jest to po prostu obojętne i zwracają na to żadnej uwagi.
Jak jest z samą dziewczyną? Cóż, zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na to, czy ktoś się na nia gapi, czy też nie. Mijała ludzi w pośpiechu, gdzieś się śpieszyła.
Co kilka pokonywanych metrów, ślizgała się na powierzchni pokrytej cienką warstwą lodu. Pogoda wcale nie przypominała zimowej poza śliską nawierzchnią z powodu deszczu i mrozu, który tego roku przyszedł wyjątkowo szybko i cóz, zadomowił się tutaj.
Gdy tylko dziewczyna traciła równowagę, krzywiła się i można było od czasu do czasu wyłapać z ruchu jej lekko spierzchniętych warg przekleństwo.
Cóż pośpiech nie popłaca.
Już za rogiem poślizgnęła się po raz kolejny tego dnia, tym razem przypłacając to upadkiem. W każdym razie, nie tylko swoim. Idący z naprzeciwka chłopak, padł ofiarą jej chwytu, który, cóż, był odruchem bezwarunkowym podczas upadku.
Po krótkiej chwili , gdy tak po prostu leżeli na zimnej powierzchni, wydając z siebie niezadowolone pomruki lub też, jak chwilę potem sam chłopak- śmiechu, w końcu oboje wstali. Jak się okazało, młody mężczyzna był dżentelmenem, pomógł wstać dziewczynie.
Mimo, że to ona zawiniła, cóż, najzwyczajniej sprowadzając go do parteru, chłopak wydawał się nie mieć jej tego za złe. Uśmiechał się do niej. Z  gestów można było wyczytać, że i on zauważył jej czapkę. Mówił do niej radośnie, chyba zadał jej jakieś pytanie. Cóż, dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu.  Wyglądała na zirytowaną i znudzoną. Rzuciła tylko coś i wyminęła go, wracając do szybkiego tempa chodu i odeszła.
Cóż, chłopak nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu. Westchnął krótko, obejrzał się raz i ruszył w swoją stronę. Obejrzał się raz jeszcze za czerwoną czapką z pomponem. Po kilku metrach zrovił to podobnie.  I jeszcze raz. Aż czerwony kolor na dobre zniknął z jego pola widzenia.

A co z młodą dziewczyną? Nie zwalniając kroku, podążała jeszcze przez  kilka ulic, owijając się szczelniej szalikiem. W końcu weszła do dużego budynku na końcu ulicy.
Jest to budynek szpitala, bez wątpienia. Dziewczyna pośpiesznie przemierzała kolejne korytarze, ściągając szalik i kurtkę, lecz nie ruszyła czapki. W końcu dotarła do, najwyraźniej pożadanego oddziału. Zatrzymała się, wzięła głęboki oddech.  Przybrała uśmiech i weszła na oddział.
Jaki to odział?  Z tabliczki informacyjnej wynika iż Onkologia.

22 grudnia 2012 roku
włącz
Średniego wzrostu  blondynka, miała skonsternowaną minę stojąc przy regałach z książkami, które rozciągały się na większość całego sklepu, w którym się znajdowała. Jak po samej dacie widać, szukała prezentu. Wnioskując po minie, nie szło jej zbyt dobrze. Przesuwała wzrokiem po kolejnych tytułach, szukając tego jednego.
Nic.
Błysk irytacji i smutku jednocześnie w jej oczach. Chyba nie może znaleźć tego, czego szuka.
Jednak nie poddaje się. Krąży miedzy regałami.  W końcu po dłuższej chwili już ściska w dłoni egzemplarz szukanej książki. Jej oczy są tym razem wesołe, dziewczyna wręcz tanecznym krokiem idzie do kasy, przy której zdążyła się już zebrać pokaźna kolejka. Ale nawet to nie jest w stanie jej zasmucić.
Staje spokojnie w kolejce i zawiesza wzrok na kolorowych lampkach porozwieszanych dokoła, które powinny wprawiać ludzi w świąteczny nastrój. Uśmiechnęła się nieco kpiąco. Chyba nie przepada za takimi ozdobami. Albo może nie przepada za towarzyszącym im czasami kiczem? Albo może po prostu nie lubi świąt?
W końcu teraz, nie trudno jest spotkać ludzi, którzy nie lubią świąt, świątecznego pędu czy ,,udawania”  przy świątecznym stole.
Może ona jest jedną z tych osób. Cóż, chłopak, który kierował się w stronę kas był chyba jej przeciwieństwem. Usmiech nie schodził mu z twarzy, a od lampek, choinek. Imitacji prezentów, czy Mikołajów, nie mógł oderwać oczu. Sam miał w  ręku książkę. Nagle jego uwagę przykuły nie dekoracje, ale owa dziewczyna stojąca już w kolejce ze swoją zdobyczą.
Uśmiech na twarzy chłopaka się powiększył i energicznym krokiem skierował się do kolejki, gdzie stała dziewczyna i zajął miejsce za nią. Już po chwili odezwał się do niej, powodując zaskoczenie na jej twarzy.
Zadał jakieś pytanie, uśmiechając z lekkim niedowierzaniem i pokręcił głową. To chyba miało coś wspólnego z książkami, które miały identyczne okładki. Widniał tam napis: ,,Ćwiczenia z utraty”.
Dziewczyna była nastawiona raczej sceptycznie do tego chłopaka. Lecz zanim nadeszła jej kolej do zapłaty, na jej twarzy już gościł lekki uśmiech, a do tego czasu nawet kilka razy się zaśmiała.
Sam chłopak, był wyraźnie zadowolony ze swojego sukcesu, że wywołał u niej uśmiech po kilku  nieudanych próbach.
Oboje zapłacili i udali się do wyjścia sklepu. Jak się okazało, mimo nieco zdystansowanego podejścia dziewczyny, potrafią się dogadać. W końcu, spacerowanie przez bite dwie godziny po mieście i kolejna na piciu gorącej czekolady w kawiarni o czymś świadczą.  Samo spotkanie zostało uwiecznione zdjęciem, wybłaganym przez chłopaka.
,,-Podobno cytaty  uwieczniają chwile lepiej niż fotografie. 
-Nie sądzę.
-Możemy się o tym łatwo przekonać. 
-Niby w jaki sposób?
-Uśmiechnij się.
-O nie, NIE! 
-Oh, proszę. Nie bądź taka nieśmiała!
-Nie nabijaj się ze mnie idioto! Ja nieładnie wychodzę na zdjęciach!
-Po pierwsze: kłamiesz, a po drugie: to dla dobra eksperymentu, inaczej się nie przekonamy! 
-Nie, przestań!
-Zamknij się i uśmiechnij się w końcu.
-Zabiję Cię. ‘’
Po chwili dało się słyszeć krótki dźwięk robionego zdjęcia
O dziwo, po wszystkim chłopak nie odprowadził jej pod jej dom, ale…. Pod budynek szpitalny.

 28 grudnia  2012 roku

Średniego wzrostu blondynka słysząc dzwonek do drzwi, pośpiesznie idzie otworzyć. W drzwiach o dziwo, zamiast żywej istoty, spotyka mały  prezent. Zaskoczona rozgląda się wokół, lecz nikogo nie widzi. Woła, ale nikogo nie ma.
Bierze prezent w ręce. Do kokardy jest przyczepiona karteczka, którą szybko czyta.
,,Spóźniony, ale jest :)  Eksperyment uznaję za rozpoczęty!  Widzimy się w Nowym Roku  :P
M. ‘’
Dziewczyna uśmiecha się szeroko, kręci głową i wchodzi do środka.
Jak się okazuje, w środku był mały album. Zachichotała pod nosem. Już wiedziała co to jest.
To jest ten ,,eksperyment”.
Otworzyła album z prostą, białą okładką. A jednak, nie była taka prosta. Na jej jedym roku była przyklejona malutka papierowa torebeczka po cukrze od kawy, którą  jeszcze wczoraj pili. Niekontrolowany uśmiech rozświetlił twarz dziewczyny. Na pierwszej stronie znajdowało się ich zdjęcie z kawiarni. Dziewczyna zasłaniała się dłońmi, a chłopak  był w trakcie mówienia czegoś.
Zachichotała po raz kolejny na ten widok.  Pod zdjęciem znajdował się biały pasek papieru z napisanym ładną czcionką tekstem:
,,Nie spotkali się przypadkowo.  Czasami jest tak, że jak bardzo czegoś pragniesz, to się po prostu dzieje”.
Delikatne rumieńce pojawiły się na jej policzkach, a w jej oczach cień strachu. Chyba nie wiedziała jak ma to odczytać. Albo może, bała się tego jak można to odczytać.

14 lutego 2012 roku
włącz
Eksperyment toczył się swoim tempem, około 1/3 przodu okładki albumu było zapełnione naklejkami, papierkami i innymi przypadkowymi rzeczami. Ale jeśli chodzi o dwójkę ludzi, która ten eksperyment  wykonywała, nic nie jest przypadkowe, nawet te papierki. Wraz  z tymi przdmiotami przybywało zdjęć i kartek z różnymi cytatami.
Blondynka siedziała tego dnia od rana w domu. Nie lubiła walentynek. I cóż, rozwiązała się jedna z zagadek.  Dziewczyna nie przepada za wszelkiego rodzaju świętami. Dlaczego? Chłopak zna tą historię, która jest związana z tak często odwiedzanym oddziałem onkologicznym w pobliskim szpitalu.
Blondynka szybko mu zaufała. Może nie było to kompletne zaufanie, ale na pewno w dużej mierze. Pod tym względem, stał się jej przyjacielem. Ten fakt go cieszył, zdecydowanie. Wie też już, dlaczego miała na sobie tą czapkę Mikołaja w dniu ich pierwszego ,,spotkania”. Jak się okazało, różnica dwóch lat pomiędzy tą dwójką, nie przekładała się w ogóle na ich relację.
Dogaduję się lepiej, niż świetnie.
Mimo to, dziewczyna utrzymuje pewien dystans, jest nieufna. Ale chłopak wie z czego to wynika. A nie drąży tematu, przecież są tylko znajomymi przeprowadzającymi eksperyment.
Czysty przypadek, prawda?
Tego dnia, w znienawidzone Walentynki, blondynka zamierzała spędzić dzień na spaniu.
Ale już o 12, okazało się, że jednak  nie tak będzie wyglądał jej dzień. Wtedy do jej drzwi zapukał dobrze znany jej chłopak o imieniu na literę M.
Dziewczyna powitała go uśmiechem ale zaraz się speszyła, bo, cóż, była w stanie kompletnego nieogarnięcia, w koku, legginsach i luźnej koszulce.
Chłopak jednak niczym nie zrazony, oznajmił, że dzisiaj mają Singieltynki.
Dziewczyna wyśmiała go. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przekonał ją do zdjęcia, kawy i spaceru mimo dnia znajomości, a co za tym idzie, jego niebywały talent przekonywania,  i ten pomysł osobliwych Singieltynek zrealizowali i spędzili dzień na jedzeniu i oglądaniu filmów.
Niespodzianką, którą odkryła dzisiaj dziewczyna, była fakt, że chłopak umie grać na gitarze. A niespodzianką dla chłopaka była fakt, że ta gitara ma dla niej szczególne znaczenie i jest to związane z częstymi wizytami na oddziale onkologicznym.
Koniec końców, cały wieczór wałkowali jedną piosenkę - ,,Hey There Delilah”.
Hm, czy potrzeba pisać, jaki cytat znalazł się w albumie pod zdjęciem ich nóg i laptopa ze sceną z filmu ,, Poradnik pozytywnego myślenia”?

20 kwietnia 2012 roku
Chłopak powoli zaczyna zdobywać kompletne zaufanie blondynki.  Ona sama chyba nie do końca może w to uwierzyć.
Ostatnie dni były dla blondynki ciężkie. Dwa dni wcześniej miał miejsce telefon ze szpitala, który znała już niemal na pamięć.
Nie było to coś, co powodowało uśmiech na jej twarzy. Raczej ślady łez. Jednakże M cały czas był obok, gdy ona powoli się otwierała i ujawniała wszystkie emocje, które jej teraz  towarzyszą.
Chłopak nie pozwala jej się załamać. Wspiera ją jak może.  W tym czasie, na okładce albumu ląduje kawałek chusteczki i zdjęcie jej, śpiącej na jego ramieniu, zmęczonej  płaczem.
,,Najgorsze w nieszczęściu jest strach przed czymś,  kiedy już niczego się nie oczekuje”.

Tego dnia, po południu, blondynka znowu znalazła się na oddziale onkologicznym. Ale tym razem z chłopakiem przy boku.

25 maja 2012 roku. 
Chłopak nie kryje swojej sympatii do blondynki. A raczej czegoś więcej niż tylko sympatii.
Dziewczyna zdaje się tego nie zauważać, nie widzieć tych drobnych gestów, czasami aż zbyt oczywistych. Albo może boi się je zauważyć.
Ich wizyty w szpitalu  mimo strachu blondynki, nie skończyły się. Nadal tam przychodziła, ale teraz zawsze z M.
Jak się miewa ich eksperyment? Album zaczyna opowiadać pewną historię. Historię, którego zakończenia nikt nie zna.
Ale za to dalszy ciąg, mający miejsce dzisiaj wyglądał następująco: napis na albumie, zdjęcie jednej, wielkiej, niebieskiej waty cukrowej i cytat piosenki, którą śpiewali cały dzień :
Clap along if you feel like happiness is the truth
Because I’m happy
Clap along if you know what happiness is to you



15 czerwca 2012 roku
włącz
Stało się.   Teraz blondynka  jest wyjątkowo  blisko z M.
A wszystko za sprawą kolorowego proszku Holi na okładce albumu, zdjęcia ich splecionych dłoni, całych w najróżniejszych kolorach i podpisu:
   Should this be the last thing I see
I want you to know it’s enough for me
Cause all that you are is all that I’ll ever need




16 lipca 2012 roku
Dwójka już bardzo bliskich sobie młodych ludzi przechadza się po malowniczej okolicy, późnym popołudniem.
To blondynka i szatyn, M.
Rozmawiają, co chwilę śmiejąc się w głos, lekko poszturchując czy przytulając.
Aż miło popatrzeć na promieniujące od  nich szczęście. To czas ich wspólnego wakacyjnego wyjazdu. Pierwszego.
Kierują się do uroczego, miejscowego parku. Zauważają światła.
Trafiają na miejscowy ,,otwarty” koncert, który jest tradycją tego miejsca.
Obydwoje są zachwyceni i biorą udział w zabawie.
Chłopak pożycza od ostatniego ochotnika gitarę, a dziewczyna zdobywa się an odwagę by z jego pomocą zaśpiewać.
Chłopak oczywiście prosi jednego z widzów o zrobienie im zdjęcia, którego losu nie trudno się domyśleć. Wylądował w albumie wraz z cytatem ich piosenki  :
 ,, You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you


Pierwsze wypowiedziane: ,,Kocham Cię”

5 sierpnia 2012
Dzisiaj blondynka obchodzi swoje 20urodziny.  Nie trudno się domyślić, że M jest przy niej.
Od samego rana chłopak ciągle ją zaskakuje elementami jego prezentu. Kwiaty, naszyjnik, kolacja, bilety na koncert… Dla niej wszystko.
Ale dziewczyna od rana była równie zaniepokojona brakiem albumu, który zawsze był u niej, w jej szufladzie.  Bała się, że go zgubiła. Nie wybaczyłaby sobie tego. Ten mały album stał się symbolem tej dwójki.
W towarzystwie chłopaka, blondynka szybko zapomina na chwilę o swoim zmartwieniu.
A wieczorem znajduje pożądany album. Wzbogacony o fragmenty biletów na okładce,  zdjęcie zrobione jej z ukrycia, gdy odpakowuje pierwszy prezent i podpis:
,,You`re my one and Only”. 


21 września 2012
Studia rozpoczęte, mimo to nasza dwójka się nie rozstaje. Nie zaprzestaje też uzupełniania albumu. Ich wspólne chwile, nawet jeśli nie szczególne,  zostają tam uwiecznione.
Dla nich ma to ogromną wartość.
To jest coś co tworzą razem, wspólnie. Coś, co jest nimi.
Tego dnia odwiedzili dobrze im znany oddział onkologiczny. Wyszli wyjątkowo uśmiechnięci.
Zadowoleni.
A dziewczyna miała w dłoni kartkę z kolorowym rysunkiem.
Co chwilę zerka na niego a jej uśmiech staje się szerszy. Chłopak jest przeszczęśliwy widząc jej szczęście.
Czy nie na tym polega miłość?
 A na czym ona polega?
Na rozumienie siebie nawzajem?
Na wspieraniu, pomaganiu?
Na spędzaniu wspólnie czasu?
Na drobnych sprzeczkach o nic, powodowanych zazwyczaj troską?
Na trosce o drugą osobę?
 Na czerpaniu radości ze szczęścia drugiej osoby?
Na pragnieniu zapewnienia tej drugiej osobie wszystkiego co najlepsze?
Na byciu z tą osobą zawsze, wszędzie i na zawsze?
Na dzieleniu wszystkich i złych i dobrych chwil?
Na odkrywaniu siebie nawzajem?
Na niekończącym się uczucu komfortu, szczęścia i bezpieczeństwa w towarzystwie drugiej osoby?
Jeśli odpowiedź na choć jedno z tych pytań brzmi: ,,tak” to cóż, jeśli chodzi o blondynkę i M, to jest właśnie miłość.

,,Mała rzecz- wielka radość na pięknej twarzy”
Zdjęcie blondynki   z radosnym uśmiechem obejmującej chłopaka.

14 października 2012
włącz
Po ostatniej wizycie na oddziale onkologicznym blondynka nie była już tak radosna. Ale nie była też smutna. Za to bała się. Po prostu się bała.
 Ale M  walczył z jej strachem. Skutecznie. Przy nim jej strach zdawał się znikać jak wszystkie problemy.
Czy to jest miłość?
 Tak.
I zdecydowanie są tego przykładem. Zabawne, jak przez przypadek, wiele może się stać.
Głupota jak  lód, czy kolejka  w sklepie. A ile dobrego może zdziałać.
Blondynka po tak długim czasie spędzonym w towarzystwie chłopaka, powinna się już przyzwyczaić do jego dotyku, gestów,  dwóch słów, które słyszała tylko ona, które wymawiał tylko on.
A jednak, to nadal było dla niej coś wyjatkowego. Mimo, ze gdy tylko nie było go przy niej na chwilę, odczuwała silna tęsknotę za nim, za jego głosem, oddechem an swojej skórze, obecnością.
Pierwsza dłuższa rozłąka. Prawie miesiąc. M miał okazję skorzystać ze specjalnych praktyk w mieście w odległym stanie. Niepowtarzalna szansa, prawda?
I wyjątkowo dokuczliwa tęsknota.
Tym razem, album zabrał chłopak. Pierwszy raz.
Po dłużących się czterech tygodniach wrócił. Z albumem .
To tak jakby pragnąć deszczu, będąc na pustyni
Ale trzymam się ciebie bliżej
Bo jesteś moim niebem
Jesteś moim niebem.


 I zdjęcie pustego siedzenia w jego pociągu oraz drugie, jego ulubione, z dnia jej urodzin, gdy spokojnie spała.

10 grudnia 2012
Od dwóch dni blondynka chodzi jak struta. A to wszystko przez wizytę  na oddziale onkologicznym.
W jej sercu znowu zawitał strach. O ironio, dopiero co pozbyła się przytłaczającej tęsknoty i odzyskała tak ważną osobę, a teraz na powrót czuje coś negatywnego.
Niektórych ludzi, nieszczęścia szczególnie lubią.
Na szczęście blondynka miała w swoich nieszczęściach M, który pragnął zawsze jej uśmiechu i dobra.
Album znacznie się poszerzał. Tym razem to chłopak częściej miał go u siebie.
Z grudnia zostały w nim umieszczone dwa zdjęcia. Jedno, z Mikołajek, ich dwójka w świątecznych czapkach.
Drugie, blondynki zakopanej w pościeli, leżącej w jego ramionach. Wygląda na zmęczoną. Zmęczoną życiem.
Kiedy nadeszła noc i zrobiło się już ciemno.

2 stycznia 2013. 
włącz
Samopoczucie dziewczyny nie polepsza się zbytnio. Chyba nie jest dobrze.  Chłopaka męczy fakt, że nie może jej do końca pomóc. Na pewne rzeczy nie ma żadnego wpływu, mimo iż bardzo by tego pragnął.
Nie zawracał dziewczynie głowy albumem, sam czasami do niego zaglądał i coś dodawał.
 Ale w momencie gdy nie jest dobrze, po prostu sam nie wie czy powinien uwieczniać złe chwile.
Chłopak spędza całe dnie z blondynką, często w szpitalu. Jest zawsze. I na zawsze.
Dziewczyna jest rozbita. I wdzięczna chłopakowi tak bardzo jak tylko można. Ale smutek przejmujący jej serce nie pomaga jej w tym.
Zdjęcie jego dłoni. Samotnej dłoni.
Największa nadzieja wyrasta z bezsilności

23 stycznia 2013
włącz
Blondynka przemierza spokojnym, miarowym krokiem korytarz szpitalny. Wchodzi do Sali, gdzie na łóżku leży mały chłopiec, ma może około ośmiu, dziewięciu lat.
Dziewczyna uśmiecha się do niego serdecznie.
M już jest na Sali, żartuje z chłopcem, smieją się głośno. Blondynka mimo towarzyszącego jej gdzieś w podświadomości strachu, jest szczęśliwa widząc tą dwójkę.
Jest pewna, że kocha obydwie te osoby bardziej niż cokolwiek na świecie.
Nie liczyło się dla niej nic ani nikt więcej.
Natomiast chłopcy rozmawiają z ożywieniem o piłce nożnej. Ten starszy obiecuje młodszemu pojedynek gdy tylko ten będzie mógł z nim zagrać, na co młodszy ochoczo się zgadza.
Dziewczyna poproszona przez pielęgniarkę, wychodzi na chwilę z Sali.
Ona nie słyszy cichej prośby młodszego chłopca, by starszy zaopiekował się blondynką, bo on nie wie czy da radę sam to zrobić, czy zdąży.
Nie słyszy też kolejnej obietnicy złożonej przez M.
Zdjęcie całej trójki.
Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli  się nią dzieli.

18 lutego 2013   godzina 14:30
 Krótko miło spędzonych Walentynkach, dziewczyna znowu była smutna. Ba, smutna.
Była załamana i przestraszona. Jest źle.
Nie ma siły na wizytę na oddziale onkologicznym.
Chłopaka nie było przez dwa dni, gdy musiał jechać do brata, by mu pomóc.
Teraz stara się jak najszybciej dotrzeć do blondynki, która go potrzebuje. Serce mu się kraje ze smutku i strachu,  a tymbardziej martwi się o dziewczynę, co ona musi przeżywać.
Nie wie już co może powiedzieć, bo słowa niczego nie zmienią, może tylko być.
Jak zawsze. On będzie z nią już zawsze.
W drodze powrotnej uzupełnia ich album, który już się kończy, choć zostało kilka stron. W ostatnim czasie to on miał album, on go uzupełniał. Dziewczyna tylko czasami robiła zdjęcia, choć ostatnio nie miała do tego głowy.
Za bardzo przytłaczała ją rzeczywistość.
Potrzebuje go. A on potrzebuje jej. Chłopak chowa album  do torby i przesiada się do samochodu czekającego na parkingu niedaleko peronu, gdzie wysiadł.
Długa podróż przed nim.

Blondynka po prostu od rana siedzi w tym samym miejscu jak zaklęta, albo płacze, albo po prostu siedzi, myśli. A jej strach zaczyna ją przerażać.

18 lutego 2013 godzina 18:15
Blondynka dostaje telefon. Telefon ze szpitala. Przestaje na chwilę oddychać z momentem gdy wciska zieloną słuchawkę. Mija kilka sekund,  dziewczyna momentalnie pada na kolana i płacze. Ale nie są to łzy smutku, ale szczęścia, niedowierzania.
 Dziewczyna uśmiecha się przez łzy, a z jej serca spada kilkutonowy ciężar, sprawiając, że blondynka aż dławi się powietrzem ciężko wciąganym do płuc. Szybko trzęsącymi się dłońmi wybiera numer do M.
Krótka rozmowa podczas której padają krótki słowa i płacz.
-Skarbie? 
-… U…. Uda-ało się….  - szloch
- … O Boże.
-Uda-ało się! – fala łez
-Boże, kochanie- niewyobrażalna ulga i wzruszenie w głosie – Tak bardzo się cieszę.
-Kocham Cię – słaby szept przez łzy.
-Ja Ciebie też słoneczko. Najmocniej. Proszę nie płacz. Będę niedługo, kochanie. – cicha obietnica.
-Dobrze, uważaj na siebie. ‘’
Kolejna fala łez szczęścia i ulgi.

18 lutego 2013 godzina  21:12
Chłopak wraca do domu. Do blondynki.
Bo mój dom jest wszędzie, gdzie jesteś ty.
Jest mu o wiele lżej na sercu wiedząc, że wszystko się udało mimo, że nic na to nie wskazywało. Nie może się doczekać, aż w albumie doda kolejne zdjęcię ich trójki i cytat, tym razem pozytywny. Nareszcie będzie tak, jak być powinno. W końcu jego księżniczka będzie szczęśliwa.
A chłopiec będzie mógł się nią opiekować razem z M.

Mimo dołującej pogody, ciągłego deszczu, chłopak miał dobry humor i dobre przeczucie, że w końcu będzie dobrze.
Skupił się na drodze, tym razem mając spokojne i dobre myśli. Niepokój go wykańczał.
Moment.
Z naprzeciwka, z lewego pasa, samochód, który wymijał innego auto uderzył w nie, spychając je na pas  chłopaka.
Błysk świateł, dźwięk klaksonów. Bezwarunkowa reakcja skręcenia w bok.
Głośny trzask, pisk opon. A potem już tylko dźwięk klaksonów,  szumu deszczu i karetek.

18 lutego 2014 godzina 14:10
włącz

Wokół grobu, który ledwo widać spod licznych wieńców i zniczy, zebrała się grupka osób. Ale wyraźnie rozdzielona.  Niby razem, ale oddzielnie.
 Pięć osób, czterech dorosłych i jedna dziewczyna, na oko, może 11 lat, po jednej stronie.
Po drugiej dwie osoby. Niewysoki, szczuplutki chłopak,  też około 11 lat. I kobieta. Blondynka. Ta blondynka.
Spojrzenia pięciu osób co chwilę wracają do kruchej postaci blondynki. Ona zdaje się nie zwracać na to uwagi. Patrzy tępo na grób. Po chwili stania, wyciąga znicz. Trzęsą jej się ręce. Nie płacze. Chłopak momentalnie bierze od niej znicz i zapałki i zapala znicz, stawiając go na małej, wolnej przestrzeni na grobie. Na płycie widnieje uśmiechnięty szatyn oraz imię zaczynające się na M. Niżej podpis: zginął śmiercią tragiczną.
Dziewczynie drga warga. Ale jest silna. Albo może raczej, pogodzona?
 Bynajmniej, do takiego wniosku dochodzi piątka osób które odchodzą tylko uśmiechając się do niej i do chłopca słabo.
Dziewczyna nie zwraca na to uwagi. Stoi tam, ale jakby, jest nieobecna. Chłopiec łapie ją za dłoń, ściskając ja, spogląda jej w oczy, zadając nieme pytanie.
Dziewczyna w odpowiedzi kiwa głową i uśmiecha się słabo. Ostatnie spojrzenie na zdjęcie chłopaka i oddala się razem z chłopcem.

18 lutego 2014 godzina 21:05
włącz
Blondynka siedzi na ławce obok grobu chłopaka o imieniu na literę na M. Nie wygląda jak ta sama dziewczyna, która stała tu kilka godzin temu. Jest tu sama. I jest załamana. Łzy ciekną po jej policzkach. Na rozedrganych kolanach trzyma jakąś  zniszczoną książkę. Nie, to album.
*narracja pierwszoosobowa*
- Za kilka minut stracę Cię po raz kolejny, Mikey. – głos  mi się załamywał. Nie jestem w stanie mówić. A mimo wszystko mówię, brnę dalej. Mimo, że nie mam siły. Ile bym dała, żeby  leżeć tam zamiast niego.
-Tak bardzo za Tobą tęsknię… - sama nie rozumiałam własnych słów. -  Nie daję rady… Sama…. Wiem, ze musze… Dla Jacksona… On też tęskni…. Jesteś…. Byłeś. Byłeś dla niego taki dobry. Pokochał Cię.
Zupełnie jak ja. – zasmiałam się gorzko przez łzy. Nie widziałam nic, oprócz rozmazanej czerni nocy i migotających światełek na jego grobie.
-Nie umiem sobie dać z tym rady, wiesz? Nawet nie umiałam dzisiaj zapalić znicza, uwierzysz? Mimo roku. Nie wiem jak go przeżyłam. Dziwię się, ze nie umarłam w momencie gdy usłyszałam, ze… Że miałeś wypadek. Oh Boże, tak bardzo siebie nienawidzę – pociągnęłam mocno za włosy. – Za to, że gdyby nie moja histeria, żyłbyś. Że gdybym zadzwoniła jeszcze raz, może byś się zatrzymał. Ominąłby Cię ten wypadek. Spodziewałam się , ze tego dnia kogoś stracę. Ale nigdy nie pomyślałabym, że mógłbyś to być ty… Na zawsze, pamiętasz?  - uśmiechnęłam się smutno przez łzy. Łkałam, ledwo wyrzucając z siebie słowa, ale nie umiałam przestać. – Bałam się o Jacksona, Tak bardzo… Że mój braciszek umrze… Że ta choroba mi go odbierze. Odbierze mi ostatnią osobę jaką mam. Ale odzyskałam go. A straciłam… Ciebie. – wyjąkałam. –  Czy posiadanie Was obu przy mnie do końca, to tak wiele? Aż tak wiele bym chciała? Boże, jestem tak beznadziejna… Nienawidzę siebie,  nienawidzę tej wiecznie pechowej, pieprzonej idiotki! – wykrzyczałam w przestrzeń, łkając głośno. – Nie wierzę w to co się stało. Nie wierzę, wiesz? Cały czas czekam, aż w końcu  wejdziesz do domu… Mówiąc, ze cieszysz się, że z Jacksonem jest dobrze, że się udało… Nie ma dla mnei takiej opcji, ze tak się nie stanie… Przez cały czas bałam się straty brata, a straciłam Ciebie. Pieprzona ironia, nie? PIEPRZONA! IRONIA! – z każdym słowem, uderzałam pięścią w śnieg. Wylądowałam na kolanach, płacząc. -  Ironia to suka. A ja jestem tak beznadziejnym i pechowym człowiekiem, ze to aż boli. A twoja strata boli najbardziej. Boże, nie wyobrażasz sobie tego bólu. Podejrzewam, ze palenie, czy obdzieranie żywcem ze skóry boli mniej.
Boże, czemu to ty musiałeś zginąć,a nie ja? DLACZEGO? …. –teraz po prostu płaczę. To boli. Cały czas. Bardzo. Płaczę z bólu. Nie chcę tego czuć.
- Tak bardzo chcę, żebyś został… Żebyś tu był na to pieprzone, przereklamowane zawsze…. Nie umiem sama tego ogarnąć… Nie umiem żyć… Wiesz… wiesz co powiedział mi Jackson, jak …. Jak dowiedział o wypadku? Jak byłam w takim stanie, że po tych wszystkich lekach, po prostu siedziałami słuchałam? Ze… Że obiecałeś mu zagrać z nim w piłkę jak wydobrzeje…. Że… Obiecałeś… - zaniosłam się szlochem. – Nie zrobisz tego… Nie…  - mój płacz zmieniał się w histeryczny. A  wiesz co powiedział mi potem? Że … Że obiecałeś mu, że gdyby.... Gdyby odszedł, że zaopiekujesz się…. Mną…..  Ale, ze teraz to on obiecuje mi… Ze się mna zaopiekuje  i…. – kolejny szloch – Nie chcę opieki, wiesz? Chcę już nie czuć. Chcę końca tego wszystkiego. Ale wiem, że nie mogę. Jakcson jest ważniejszy ode mnie. Nie po to walczył, żeby żałosna siostra go zostawiła… Ale wiedz, że nie daję rady. Że … - urwałam na dłuższy szloch, który wyrwał się ze mnie kolejną falą.
Dźwignęłam się nadal płacząc  na ławkę.
-Wiesz… Gdy to się stało… Jakiś policjant przyniósł mi… Nasz album… - uśmiechnęłam się przez gorzkie łzy. – Nie otworzyłam go… Nie mogę… Nie czuję się na siłach. Jak pomyślę, że tu jest wszystko… O d początku, jak zobaczę Cię na zdjęciu, jak przypomnę sobie te chwile…  Nie umiem… Nie wiem…. Jestem tak słaba i … Bez  Ciebie…  Mieliśmy sami go obejrzeć. Od początku. Kiedyś. Ale nie teraz. Czy to, że album się kończył musiało oznaczać, ze i my musimy się skończyć? Przecież takie rzeczy się nie dzieją, to nie jest normalne… To niemożliwe. Wolałabym, żebyś mnie zostawił, żebyś miał inną, cokolwiek. Ale, żebyś żył. Był. Został… Mike… Tak bardzo za Tobą tęsknię. Nadal pamiętam twój głos. Zapach. Nie wyrzuciłam ani nie oddałam ani jednej twojej rzeczy. Po prostu nie umiem. Nie umiem się z tym pogodzić. – wzięłam głębszy oddech.
-Dzisiaj… Jest pierwsza rocznica… twoje serce…. Drugi raz przestało bić kilkanaście minut temu… - głos załamał się po raz kolejny. – Ale… Chcę, żebyśmy razem obejrzeli ten album. Choćbym miała tu siedzieć do rana… - urwałam, wytarlam łzy, które znowu spłynęły i otworzyłam z ciężkim sercem album na pierwszej stronie. Momentalnie kolejna fala łez.
Zdjęcie w kawiarni, gdy siedziałeś obok mnie, obejmując mnie lekko. A ja zasłaniałam się dłońmi.
-Nie wierzę, że nigdy tam nie pójdziemy na tą pieprzoną kawę… - wyjąkałam. – wiesz, za pierwszym razem, gdy na Ciebie wpadłam, irytowałes mnie. Śpieszyłam się do Jacksona, a ty zawracałeś mi głowę. W sklepie przy kasie… Ta książka. O Boże, jaka ironia. ,,Ćwiczenia z utraty’’, co? – mruknęłam kpiąco. – To nie są żadne ćwiczenia. To  jest jebany test bez uprzedzenia, którego nigdy nie zdam…  Wtedy, kiedy spacerowaliśmy i tyle rozmawialiśmy… Po prostu… Polubiłam Cię. W dziwny sposób. Ale po prostu… - urwałam, wybuchając płaczem znowu- Tak bardzo Cię kocham Mikey…
Kolejne zdjęcie. Kolejna fala łez. Każde następne sprawiało większy ból niż poprzednie. Mimo tego, jak bardzo szczęśliwe były wspomnienia, bolą tak kurewsko.
Nie wiem jak przetrwałam każde kolejne. Przy fragmentach piosenek, cytatach o miłości, w uszach brzmiały mi jego słowa ,,Kocham Cię’’…
-Ja Ciebie też kocham Mikey. Tak bardzo… - wyjąkałam.
Moja świadomość ledwo funkcjonowała, gdy doszłam do ostatnich stron, które wypełniał gdy nastał tak ciężki czas ze zdrowiem Jacksona.
Ledwo widzę na oczy.
-Przepraszam Cię Mikey, że masz tak beznadziejną dziewczynę. Naprawdę. Przepraszam, że jestem tak słaba. I tak pechowa. Przepraszam Cię za wszystko. Za wszystko. – wyjąkałam.
Przemarzniętymi palcami przewróciłam stronę.
Zdjęcie piłki  do gry w nogę.
Podpis: ,, Są osoby, którym warto przychylić nieba”.
Jackson. Kolejna niekontrolowana fala łez. Ale przewróciłam kolejną. Jednocześnie pragnęłam, żeby ten album się już skończył, żebym nie musiała tego oglądac, wspominać, czuć ten ból. A jednocześnie to jedyne co mi zostało. Ten album to my. Nasze chwile.  I choć jest ich wiele, dla mnie zdecydowanie za mało.
Zdjęcie słabej jakości, robione po ciemku, bez lampy.
Z konturów wnioskuję, że to my, w łózku. Leżymy. Podejrzewam, że śpię.
Podpis: It`s too cold outside for angels to  fly
Kolejna fala bólu przeszyła moje ciało. Usłyszałam w głowie dźwięk gitary i jego głosu, kiedy śpiewał mi tą piosenkę, przez cały wieczór, kiedy tyle płakałam z powodu Jacksona. Śpiewał mi bite 3 godziny, leżał ze mną, aż usnęłam, zmęczona tym wszystkim.
-Dawałeś mi wszystko… a ja? Miliony moich łez i załamań… Boże, tak bardzo siebie nienawidzę…
Kolejne zdjęcie. Pokój. Jego hotelowy pokój, pamiętam z naszej rozmowy na Skype. Kolejne bolesne ukłucie.
Podpis: Wiem - przyznał cicho. Ale ja ciągle tu jestem. I wciąż kocham cię jak szalony.

-Mikey… - wychrypiałam. To najdłuższa pauza tego wieczoru. Nie umiałam zatrzymać potoku łez. –Nie dam rady… -szepnęłam sama do siebie. Szybko otworzyłam ostatnią stronę. Zdjęcie przedstawiało telefon. Jego telefon. Z otwartą wiadomością ode mnie. Miał mnie zapisaną ,,Phee- Phee”. Tak jak zawsze nienawidziłam. Używał głupiej ksywki mojego drugiego imienia, którego nienawidzę. Ale teraz…
Widomość brzmiała: Tak bardzo się boję
-Tak bardzo Cię kocham Mike… - wyjąkałam, zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Jezu, gdyby tylko można było się zapłakać na śmierć…
Spojrzałam na podpis.

Jeśli kogoś kochasz, ta osoba zawsze będzie żyła w twoim sercu, nawet gdy jej z Tobą nie będzie.
 ,,To w porządku - mówi - jeśli zechcesz odejść. Wszyscy pragną, byś została. Ja też tego chcę bardziej niż czegokolwiek w życiu. - Głos załamuje mu się z emocji. Urywa, odkasłuje, nabiera oddechu i mówi dalej. - Ale to moje życzenie i możesz się ze mną nie zgadzać. Więc chciałem tylko powiedzieć, że zrozumiem, jeżeli odejdziesz. To w porządku, jeśli musisz nas opuścić. To w porządku, jeśli chcesz przestać walczyć."

Zamknęłam z trzaskiem album i rozpłakałam się na nowo. O wiele silniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie wiem jak długo siedziałam skulona i po prostu wyłam. Nie wiem.
Co chwilę pojękiwałam te same słowa, które pojawiały się w mojej głowie każdego dnia od roku.
W końcu dźwignęłam się na nogi, wstając. Nie miałam siły an nic, nie czuję własnego ciała. Nie czuję serca.
-Tak bardzo Cię kocham Mikey… - wychrypiałam dotykając zimnej powierzchni grobu. Wzięłam album i puściłam się biegiem, a może marszem, nie wiem, nie czułam, do domu.

19 lutego 2014 r. 
Blondynka skończyła pakować ostatnie, duże teksturowe pudło. Włożyła do niego ostatnią bluzę. Stanęła na chwilę przed nim jak i wszystkimi innymi, myśląc nad czymś. Ma łzy w oczach. Ale nie pozwala, by wypłynęły.
Klęka obok łóżka i coś spod niego wyciąga. Jakieś mniejsze pudełko. Az niego poszarpaną książkę. Nie.
ALBUM. Patrzy na niego chwilę. Powoli przebiega palcami po każdym elemencie jej okładki, czyli mnóstwie różnych rzeczy, układających się w mozaikę, tworzącą okładkę.
Wzdycha głęboko i szybkim ruchem, ale z delikatnością wkłada album do małego pudełka. I je zamyka.
Zakleja je taśmą, podobnie jak ostatnie niezaklejone.  Małe pudełko chowa pod łóżkiem.
-Brad! – woła. Po chwili w pokoju pojawia się mężczyzna uderzająco podobny do M. Blondynka mówi coś do niego. On patrzy na nią z troską, po czym stopniowo wynosi  wszystkie pudła  do samochodu stojącego pod domem. Dziewczyna korzysta z jego nieobecności, gdy odjeżdża wraz z pudłami, wyciąga małe pudełko spod łóżka i idzie z nim na strych. Otwiera tam wielką, starą szafę. Stawia tam pudełko. Przyklęka obok.  Przez dłuższą chwilę po prostu patrzy na pudełko, trzymając na nim dłoń.
-Kocham Cię, Mike. – szepce i zamyka drzwi szafy.
______________________________________________________________
Jeśli dotarłaś tutaj - dziękuję.
Prawdopodobnie nie jest ani trochę dobry ani taki, jaki chciałam żeby był, przepraszam.
Ale miałam potrzebę napisania i wstawienia. Nie sprawdzałam. Też przepraszam.
Jest 1:20 w nocy a ja siedzę i to piszę.
Jestem dziwna. 
Wiem. 
Dziękuję. 
Jeśli jesteście ciekawe każdej strony albumu, dialogów, opisu każdego dnia w pierwszej osobie - piszcie. Mogę to zrobić.

8 komentarzy:

  1. Ja... ja nie wiem co mam napisać.
    Serio
    Wiem że to głupio brzmi i że ja jestem głupia pisząc tak banalne słowa ale
    Nie wiem
    Nie mam pojęcia jak mam to do cholery skomentować
    A wiem że pewnie czekasz na moją opinie tak jak ja zawsze czekam na twoją.
    Uwaga! To pokazuje jak beznadziejna siostrą jestem. Dziękuję hura. Ok

    Lu
    Ok postaram się jako tako skleić pewnie niezbyt sensowną wypowiedź ale...
    Ciekawość mnie zżera. BARDZO
    Wiedziałam że to będzie długie i dla mojego twojego mózgu nie zrozumiałe (płacze kurwa no. Nie umiem pisać nawet jebanego komentarza xc)
    Po przeczytaniu tego pragnę chłopaka który zrobi mi PIEPRZONY ALBUM ZE ZDJĘCIAMI OKSY.
    Bałam się. Kurwa tak strasznie się bałam że ona będzie musiała walczyć ze stratą (i robisz to kurwa specjalnie bo moje biedne serce krwawi)
    Ten fragment ze Jackson wyzdrowiał i że M wraca samochodem. ...........
    Ja mam tak połączony mózg z Tobą ze to jest niepojęte
    Bałam się tego. Mówię sobie nie. Nie. Lucyna na pewno co nie zabije w wypadku samochodowym kurwa, bo mają sobie teraz żyć szczęśliwie do chuja pana ale...
    Wiedziałam już po tym telefonie ze tak zrobisz.
    Kurwa nie wiem jak to się dzieje ale serio jesteśmy siostrami o tych samych mozgach
    I jeszcze kurwa jedno...
    Jak to mężczyzna uderzajaco podobny do M ?!?! .co? Kto to kutfa no..? XC
    Ledwo otworzyłam moje zmęczone oczy które płaczą sobie ostatnio jak na zawołanie a to proszę... dzięki tobie płacze jeszcze bardziej.
    Pragnę tej drugiej części jakiegoś wyjaśnienia i tabliczki czekolady na uspokojenie nerwów.
    Weny misia. Przepraszam za ten najbardziej chujowy komentarz na świecie i do następnego ;* <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Looosie... Doprowadziłaś mnie do takiego stanu, że ledwo widzę na oczy przez moje łzy... Idealna historia, perfekcyjnie dobrane muzyczne tło.... NO PO PROSTU IDEAŁ!!! Nie jestem w stanie się jakoś rozpisać jak koleżanka wyżej, ale tak samo jak ona pragnę drugiej części z jakimiś wyjaśnieniami!!! <3
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę duuużo weny i takich samych wspaniałych pomysłów *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. to jedno wielkie cudo <3
    serio ryczę jak głupia
    kocham cię i życzę więcej takich pomysłów :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co napisać! Płaczę! Ty małpo! DLACZEGO MI TO ZROBIŁAŚ?! ON MIAŁ ŻYĆ!!... Dobra, czekam na następny bo znowu się rozpłaczę :,,( - Nutellada

    OdpowiedzUsuń
  5. ok ty wiesz
    ty wiesz wszystko,znasz moją reakcję itd
    ten komentarz bd na serio chujowy ale nie stać mnie na napisanie czegos sensownego
    wiesz,ze musiałam się z tym przespać i dopiero teraz skleić coś w miarę sensownego,bo wczoraj(w sumie dzisiaj) zaraz po przeczytaniu najnormalniej w świecie nie byłam w stanie
    była 1.40
    1.40 a jess siedziała z paczką chusteczek ASHmir (mama wie co kupować ♥) i beczałam
    ale nie tak normalnie,że leciały mi łzy i oks
    ja wyłam,centralnie tak rozpaczliwie wyłam,że nie zdziwiłabym się jakbym obudziła sąsiadów
    a chyba już wiesz jak strasznie sie zachowuję gdy płaczę
    to mnie zabiło
    po prostu mnie zabiło
    jednocześnie cie kocham i nienawidzę
    co ty ze mną robisz?
    kto dał ci pieprzone prawo do zabawy naszymi uczuciami?
    kto dał ci prawo do pisania czegoś tak cudownego i wzruszającego?
    kto kurwa?
    powiem tak:takiego czegoś jeszcze nie czytałam
    jest to pierwszy imagin który przeczytałam napisany takim stylem
    i wiesz co? jest bardziej niż idealny
    całkiem inny,miał taki swój klimat i na prawdę lu cudownie się to czytało
    każde zdanie było wzruszające to chore
    boże
    ja dalej mam gulę w gardle i ten pieprzony ucisk w klatce piersiowej
    M.
    czemu on?
    powiem ci najpierw myślałam,że umrze Jackson,ale potem jak on jechał tym autem...
    zabiłaś mnie
    po prostu zabiłaś
    jakaś część mnie umarła razem z M.
    wgl M
    on był idealny,tak sie nią opiekował,był przy niej
    lucy ja cie kurwa nienawidzę
    jak cie spotkam to obiecuję spoliczkuję cie za to ok
    najpierw oczywiście wyściskam itd ale potem spoliczkuje
    wgl ten pomysłz albumem nigdy takiego czegoś nie czytałam jezu
    te zdjecia,cytaty,piosenki itd
    to o wiele za wiele lu
    przegięłaś ok
    najgorszy moment był na końcu
    jak ona zaczęła oglądać ten album od początku nad jego grobem
    wtedy to juz nie wytrzymałam i zaniosłam się takim płaczem że o jezu
    cud że mama się nie obudziła
    przecież...ja nie wiem ja bym się kompletnie załamała,przypominając te wszystkie cudowne chwile
    a ostatnie zdanie....wtedy pękłam
    złamałaś mnie tak porządnie,ogarnęła mnie pustka i rozpacz :o
    nie wiem co napisać więcej po prostu nie wiem
    to że zadedykowałaś to cudeńko mnie to po prostu kuwa taki zaszczyt...wow
    kocham cię wiesz?
    wiesz.
    mogłabym powiedzieć,że to było zajekurwabiste bo było
    ale lu to było po prostu piękne
    pięknie na prawdę piękne
    dziękuję ci lucynko,za dedykację,ale głównie za rozmowę
    za te poświęcone mi pół godziny,gdzie mogłaś robić milion ciekawszych rzeczy niż słuchać mojego płaczu
    dziękuję,że byłaś w tej chwili gdy czułam się tak bezsilna i słaba,tak pusta i boże zraniona
    dziękuję,że wtedy ze mną byłaś gdy potrzebowałam cię najbardziej i że wysłuchałaś tego wszystkiego ,co właściwie nie było interesujące ale zabijało mnie od środka,zabija dalej ale było lepiej gdy wyrzuciłam to z siebie
    dziękuję za te 30 minut wspólnego płaczu,za każde "jess uważaj słyszę ze idziesz blisko ulicy"
    dziękuję za wszystko lu,tak jesteś moim aniołkiem i to takim prawdziwym
    i na koniec dziękuję za "Album" ,dziękuję ze napisałaś dla nas coś tak cudownego
    kocham cię ♥
    Irwin

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja...
    To...
    Ten lód...
    Ta książka...
    I ten eksperymet...
    I Ona...
    I Jackson...
    I On...
    I ten rok...
    Te wszystkie niewiadome...
    Chwile zwątpienia...
    Ta Jego opiekuńczość...
    To Jej załamanie...
    Ten telefon...
    Ta radość...
    I ta krótka rozmowa telefoniczna...
    Ostatnia rozmowa...
    I wypadek...
    Pogrzeb...
    I rok później...
    Te obietnice Jacksonowi...
    I wspólne ostatnie oglądanie albumu...

    Ja przepraszam...
    Ale inaczej nie umiem...
    Nic nie widzę...
    Wszystko to jedna wielka plama światła...
    Kompletnie nic...
    Nie umiem nic więcej...
    Przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest po wigili dodaj ten cholerny rozdział,błagam ))):

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, że jest już po Wigilii, jestem w trakcie pisania, myślę, że w niedzielę dodam

      Usuń