*oczami
Julie*
- Dzisiaj
wieczorem raczej nie uda mi się do ciebie przyjechać. Mam w cholerę roboty w
biurze. – mówił podniesionym głosem Harry z łazienki.
- Domyślam
się. – odparłam.
Leżałam i wpatrywałam się w sufit od prawie godziny, czyli od
kiedy wstaliśmy. Harry zaczynał się szykować do pracy, a ja czułam się dziś
zbyt leniwa by chociażby się ruszyć, ubrać, cokolwiek. Gdy pomyślę o mojej
popołudniowej zmianie, mam ochotę udusić się przy pomocy prześcieradła, żebym
nie musiała się trudzić i wstawać by szukać czegoś lepszego.
- Nie chcę
wskazywać palcem czyja to zasługa. – zaśmiał się brunet. Spojrzałam w stronę
otwartych drzwi do łazienki.
- Sam do
mnie przyszedłeś. – zaoponowałam. Rozkoszowałam się widokiem przed sobą.
Harry stał
przed lustrem i się ubierał. Obserwowałam wręcz z uwielbiem jego ciało, każdy
mięsień na jego Ramonach i plecach, napinających się przy każdym jego ruchu,
gdy poprawiał włosy, zakładał koszulę…
Skupiony
wzrok, usta układające się w lekko uśmiech, gdy do mnie mówił.
Uśmiech sam
zagościł na moich ustach.
- Nie
zamierzasz nawet zaprzeczyć? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
- Czemu mam
zaprzeczać? – zmarszczyłam brwi. Przeoczyłam coś?
-
Powiedziałem, że nie przyszedłbym wczoraj wieczorem, gdybyś najpierw mnie nie kusiła.
– zaśmiał się idąc w moją stroną z cholerną, niezapiętą koszulą.
- Oh
wybacz, nie usłyszałam tego okropnego zarzutu… - zaczęłam, kładąc się na boku i
podpierając głowę ręką.
- Bo byłaś
zbyt zajęta wpatrywaniem się w moje perfekcyjne, umięśnione ciało. – zaśmiał
się i nachylił się nade mną.
- Co do pierwszej sprawy, przyznaję się do
mojej winy, co do drugiego zarzutu: bzdura. – zaprzeczyłam gorąco i cmoknęłam
go w usta, po czym wstałam owinięta w pościel i ruszyłam do łazienki.
- A więc
teraz twierdzisz, ze wcale się na mnie perfidnie nie gapiłaś? – zapytał
rozbawiony, rozkładając się na łóżku.
Odwróciłam
się do niego.
- Tego nie
powiedziałam. Tylko z tym ciałem to przesadziłeś. – puściłam mu oczko
uśmiechając się nonszalancko i zamknęłam za sobą drzwi łazienki.
Usłyszałam
jesze jego śmiech.
*kilkanaście
minut później*
- Więc co
moja piękna dziewczyna ma zamiar robić cały dzień beze mnie? – zapytał Harry,
biorąc łyka kawy.
-
Prawdopodobnie nie ruszy się stąd, chyba że wpadnie tu morderca albo
zgłodnieję. – wzruszyłam ramionami.
Zaśmiał się
szczerze.
Cóż, to
prawda. Nie mam dzisiaj nastroju dosłownie na nic.
- Mam
rozumieć, że w pracy też cię nie szukać? – zapytał, siadajc obok mnie.
Oczywiście już ułożyłam się perfekcyjnie w moim dzisiejszym świętym miejscu,
czyli na kanapie z kocykiem, pilotem, telefonem i kawą.
-
Wspominałam już o mordercy i ataku głodu? Dodaję do tego jeszcze pracę.
–westchnęłam. – A tak całkiem poważnie, myślałam żeby zadzwonić po Vic i Lucy i
ponudzić się z nimi.
- Okej,
kotku. – cmoknął mnie w policzek. – Swoją drogą, odkąd Lucy jest w ciąży,
ciężko jest złapać ją czy Niall`a.
- Niall
aktualnie ma fazę ojcowskiego instynktu i potrzeby ochronienia Lucy przed
głupią drobinką kurzu także to nic dziwnego. Ledwo wolno jej samej iść do łazienki.
- Aż tak? –
spojrzał na mnie zaskoczony.
- Z tego co słyszałam, Lucy zaprzyjaźniła się
nawet ze staruszką z sąsiedztwa żeby tylko mogła uciec od tatusia. – zaśmiałam
się.
- Typowy
Horan. – prychnął brunet.
- To nawet
słodkie. – stwierdziłam.
- Raczej
chore. – skwitował.
- Lucy
podziela twoje zdanie. – zasmiałam się.
- Masz
rację, zadzwoń do niej, uratuj to biedne dziewczę. – powiedział z przekonaniem.
Zachichotałam.
- Tak
zrobię. – zapewniłam go.
-
Przydałoby się z nimi kiedyś umówić i spotkać, pogadać. – powiedział.
- Może w
przyszłym tygodniu? Kiedy planujesz jechać do taty? – zapytałam.
- Miałem
zamiar wziąć wolne na dwa dni, wtorek i środę i pojechać do niego. Zostałbym
tam na noc, niedaleko szpitala jest hotel. Może w piątek wieczorem? – spojrzał
na mnie.
- Okej.
–zgodziłam się.
- O której
dzisiaj kończysz? – zapytał.
- O
dziewiętnastej. – westchnęłam.
- Moje
leniwe biedactwo. – mruknął rozbawiony i cmoknął mnie w czoło.
- To nie
jest śmieszne. – burknęłam.
- Dobra,
dobra. – zaśmiał się. – Ja lecę, skarbie. Do jutra. – powiedział, całując mnie.
- Może
jednak jeszcze dzisiaj wieczorem się zobaczymy? – zapytałam niewinnym tonem
odrywając się od niego.
- Nie kuś.
– uśmiechnął się i cmoknął po raz kolejny moje usta.
- Ja tylko rzucam
luźną propozycję. – mruknęłam z uśmiechem.
- Zobaczę
co da się zrobić. – zapewnił mnie i po raz ostatni pocałował.
- Pa,
kochanie! – zawołał będąc przy drzwiach.
- Paa! –
odkrzyknęłam i rozłożyłam się wygodniej na kanapie.
Nie wiem
skąd mi się to wzięło, ale naprawdę nie mam dzisiaj energii na nic.
Nie podoba
mi się to uczucie.
Wzięłam
telefon do ręki z zamiarem zaproszenia do mnie dziewczyn, gdy nagle usłyszałam
nerwowe pukanie do drzwi, wręcz natrętne.
Harry, jak
możesz sprawiać mi taki ból, zmuszając mnie bym wstawała?
Z jękiem
niezadowolenia wstałam i powlokłam się do drzwi.
Przekręciłam
klucz w zamku i otworzyłam od niechcenia drzwi.
- Cześć
Julie. – powiedział ciężko Dylan, wymuszając coś na kształt uśmiechu. – Mogę
wejść? – zapytał z wyraźną nadzieją.
- Uh… Tak.
– odparłam i otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka.
- Dzięki.
–westchnął i wszedł.
Okej, tego
się nie spodziewałam.
-Um…
napijesz się czegoś? – zapytałam nieco skołowana, co powinnam zrobić. Powinnam
dalej być opryskliwa i zła?
Jeszcze
jakiś czas temu na samą myśl o nim stawałam się taka. Teraz jakoś nie wbudzał
we mnie takich emocji.
Właśnie,
jak długo się nie widzieliśmy? Mam wrażenie, jakby to były całe wieki.
- Jakiegoś
soku… - poprosił, sam widocznie zdezorientowany.
To chyba
jedna z najdziwniejszych sytuacji w jakich się ostatnio znalazłam, a trochę ich
było.
Nalałam mu
soku i poszłam do salonu, gdzie już siedział.
- Dzięki. – uśmiechnął się do mnie słabo.
Skinęłam
tylko głową i usiadłam obok niego, nie bardzo wiedząc czy powinnam odezwać się
pierwsza i co powiedzieć.
- Wiesz,
nawet sam nie do końca wiem, co tu robię. – zaśmiał się gorzko, wpatrując się w
sok, lekko kołysząc szklanką.
Oh.
Okej.
- Zgaduję,
że potrzebuję z kimś porozmawiać. – westchnął.
- Czemu to
jestem ja, a nie Vicky? – nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania,
nawet jeśli było cholernie niemiłe.
- Nie wiem.
– odparł szczerze, nagle patrząc na mnie, prosto w oczy. Od razu uciekłam
wzrokiem.
- Może
właśnie ze względu na to, jakie mamy relacje. Nie spodziewasz się już po mnie
nic dobrego, więc nie będziesz mnie osądzać ani cię jakoś szczególnie nie
rozczaruję. A przynajmniej, możesz mnie tylko znienawidzić bardziej. – wzruszył
ramionami.
- Nie
nienawidzę cię, Dylan. – powiedziałam.
- Nie? –
spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
Uh.
Naprawdę byłam aż tak okropna?
- Wbrew
temu, jak wredna mogłam być, czy co powiedziałam, nie mogłabym cię
znienawidzić. – westchnęłam.
- Cóż,
wyglądało to całkiem poważnie.
- Możliwe.
– odparłam.
-W każdym
razie – wziął oddech – wiem, że to może z mojej strony być chujowe, że
przychodzę by się wyżalić… Ale … W jakiś pokręcony sposób tego potrzebuję, wiesz?
Akurat tobie.
Cóż, okej.
- Właściwie
– dodał po chwili zastanowienia – nie mam się czemu dziwić, nie? Nie ma tu
wielu przyjaciół. Na własne, cholerne życzenie.
- Nie
zaprzeczę. – mruknęłam.
Zaśmiał się
tylko.
- Zawsze
kochałem twoją rozbrajającą szczerość, wiesz? Nawet gdy nie wypada, ty jesteś
szczera, aż do bólu. Chyba że nie widzisz innej opcji, wtedy kłamiesz. Ale
bądźmy szczerzy, chujowo ci to wychodzi.
Zdziwiłbyś
się.
- Naprawdę?
– spojrzał na mnie.
-
Powiedziałam to na głos? – uh.
- Tak. –
zaśmiał się krótko.
- Cóż, tak
wyszło. – westchnęłam.
- Życie
wiele rzeczy weryfikuje, nie? – uśmiechnął się krzywo.
- Więc, co
się dzieje? – zapytałam.
- Naprawdę
chcesz mnie wysłuchać? – spojrzał na mnie.
- No… tak.
– wzruszyłam ramionami.
Sama się
dziwię, ale tak.
-
Spodziewałem się, że dostanę w ryj szybciej niż zdążę powiedzieć słowo. Od
ciebie albo od twojego faceta. – powiedział.
To
podsunęło mi pewną myśl.
- Tak. –
odparł. – Chyba wolę dostać w ryj od ciebie niż od niego. – uśmiechnął się
smutno.
Zaśmiałam
się.
- Dobra,
mów co znowu zrobiłeś. – spojrzałam na niego.
Milczał
przez chwilę, zastanwiał się.
Czekałam
cierpliwie.
- Wjebałem
się w długi. – wypalił nagle.
Tym razem
to mi zajęło chwilę przetrawienie jego słów.
- To
znaczy?
- Prochy,
wyścigi, takie gówna. – westchnął.
- Wyścigi?
To serio się jeszcze dzieje w Northland? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Właśnie
ci powiedziałem, że mam długi u dilerów, a ty jesteś zainteresowana tym, czy
zmieniły się tradycje tej dziury? – prychnął.
- Uhh,
wybacz. – mruknęłam zniecierpliwiona.
- I nie,
nie w Northland, ale w Midtown. Większe miasto, skupiają się wszyscy z okolicy.
– powiedział.
- Oh,
okej. A większym problemem jest dla
ciebie fakt, że masz problem z narkotykami czy że masz długi?
-Zdecydowanie
długi. – zaśmiał się gorzko. – Ale nie, nie mam jako takich problemów z
narkotykami Julie, nie jestem uzależniony.
- Skoro tak
uważasz. – westchnęłam.
- Naprawdę.
– zapewnił mnie.
- Okej.
Dużo tej kasy? – zapytałam. Nie mogłam zapanować nad uczuciem zaniepokojenia.
Cholera,
lata przyjaźni robią swoje.
- Sporo.
–westchnął. – Nie będę rzucał sumami, nieważne. Muszę jakoś z tego wyjść. Ale
potrzebuję po prostu się z tego wygadać, wiesz? Z tego wszystkiego…
- Widzę, ze
trochę działo przez ten czas gdy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. – zauważyłam.
- Niestety.
– zgodził się.
- Myślę, że
lepsze będzie piwo niż ten głupi sok. – stwierdziłam wstając i udałam się do
kuchni by wyciągnąć z lodówki piwo.
- Dziękuję.
– powiedział szczerze. – Ty nie pijesz?
Pokręciłam
głową.
- Idę
jeszcze dzisiaj do pracy. – wyjaśniłam.
- O której?
- O 13:30
muszę być na miejscu. – odpowiedziałam.
-
Pozwolisz, ze zajmę ci jeszcze godzinę na moje pierdolenie i odwiozę cię do
pracy?
- Po piwie?
– spojrzałam na niego sceptycznie.
- Okej,
odprowadzę cię. – wywrócił oczami.
Zawahałam
się chwilę. To nadal dziwne. Nagle tak spokojnie z nim gadać i… Uh.
- Dorzucam
kawę. – dodał.
- Zgoda. –
powiedziałam od razu. Roześmialiśmy się.
- Dobrze,
ze chociaż takie drobiazgi się nie zmieniają. – powiedział z uśmiechem.
- Co się
jeszcze zmieniło w tobie? – zapytałam, szczerze zainteresowana.
- Wiele
rzeczy. Ale chyba najbardziej bolą mnie dwie. – westchnął.
- Jakie?
- To, że
zostałem sam i spieprzyłem sprawę z naszą przyjaźnią. – spojrzał na mnie.
- Oh. –
mruknęłam. – Zaraz, jak to sam?
-
Normalnie, Julce. Kiedyś miałem znajomych wszędzie i nawet nie wiem jak to się
działo. Co chwila kogoś poznawałem, łapałem dobry kontakt. Szczerych przyjaciół
tak naprawdę zawsze miałem kilku, mimo że to rzadkość. A już na pewno zawsze
miałem ciebie i Vicky.
- Vicky
nadal masz. – zauważyłam.
- To nie
jest liceum, Julie. Każdy ma swoje życie. Mimo, że teoretycznie naprawiłem
wszystko z Vicky, nigdy nie będzie tak samo. Ona ma swoje życie, na dobrą
sprawę wcale mnie w nim potrzebuje, a już na pewno nie potrzebuje moich
problemów.
- Czyli
tutaj nie masz poza Vicky i hm, mną nikogo? – upewniłam się, nadal nie mogąc w
to uwierzyć. To on zawsze miał wokół siebie grono znajomych, prawie nigdy nie
był sam. Ciężko uwierzyć, że to się zmieniło.
-
Dokładnie. – westchnął.
- Więc
czemu nadal tu jesteś? Czemu nie wrócisz tam, gdzie miałeś wszystko? –
zadawałam kolejne pytania, próbując w końcu zrozumieć jego zachowanie.
- Nie mam
do czego wracać, Julce. – zaśmiał się gorzko. – Nie tylko tutaj wszystko
umiejętnie spieprzyłem.
- Oh.
–mruknęłam. A to niespodzianka.
- Taa… -
westchnął ciężko.
- A tak
właściwie mogę znać choć jeden powód dla którego się wpakowałeś w to całe
gówno?
Prycha i
pociera dłonią zmarszczone czoło.
- Jeszcze
się pytasz, Julie? Myślałem, że chociaż ta jedna rzecz nie będzie musiała być
wyjaśniana. To chyba oczywiste…
- Wolałabym
to jednak usłyszeć. –naciskam i siadam obok niego na kanapie otulając się
szczelnie kocem.
Dylan sączy
piwo, które mu dałam i wzdycha.
- Zjebałem…
wszystko? Tak sądzę. Nie umiem określić dlaczego i jak, ale zjebałem. I zaczyna
mnie to przerastać, poważnie. Chciałem robić coś innego, myślałem, że jak…
jestem debilem, ze tak myślałem, prawda?
- Masz na
myśli pakowanie się prochy, wyścigi i inne gówna? – pytam cytując jego słowa.
- No…
- Tak,
jesteś debilem. – potwierdziłam.
Śmieje się
szczerze na co ja również obdarowuję go uśmiechem. Jest tak jak dawnej, jakby
ten czas złości w ogóle nie istniał.
- Wyglądasz
doroślej. –wypalam i tym razem zdaję sobie sprawę z tego, że mówię to na głos
po sekundzie.
- Doroślej?
To przez te prochy. – chichocze jak chłopiec i poważnieje przyglądając się mojej osobie. – Ty jesteś jeszcze ładniejsza
niż w dniu w którym spieprzyłem.
Niestety.
- Naprawdę
wyładniałaś. Jesteś szczęśliwa. –stwierdza i opiera się ciężko o tył kanapy
odchylając głowę w tył.
Jakieś
dziwne ciepło ogarnęło moim ciałem.
To nie
takie uczucie gdy Harry mówi do mnie komplementy czy sprośności.
Takie…
ciepło. Radość, ulga? Sama nie wiem.
- Chyba
jestem… - mruknęłam.
Jestem
szczęśliwa?
- Widać to
J. Masz pracę, przyjaciół, tego swojego chłopaka, który działa ci na nerwy…
- Nie robi
tego tak często. – zauważyłam.
-
Kochającego ojca – kontynuuje nie zważając na moje wtrącenie – stałe
mieszkanie, możesz robić co ci się podoba… Musisz być szczęśliwa. –uśmiecha się
do mnie i odstawia piwo na stolik.
Muszę?
Siada tak,
że nasze twarze są naprzeciw siebie i po prostu się we mnie wpatruje.
- Czy to
jest według ciebie definicja szczęścia? – zapytałam.
- Skoro ja
tego nie mam i jestem nieszczęśliwy to musi coś w tym być, co nie? –pyta smutnie
i za chwilę marszczy czoło odwracając wzrok. – W sumie to się cieszę, że nie
mam Stylesa… To było by okropne gdyby jebał mnie w…
- PRZESTAŃ!
O mój Boże, nie waż się kończyć tego zdania… Dylan, rany boskie! –zatykam sobie
uczy palcami i kiwam się pod kocem, nie chcąc przetworzyć tych słów w mózgu.
Dylan
śmieje się tak głośno, że moje zatkane uszy i tak słyszą jego rechot.
Idiota.
Patrzę na
niego i też zaczynam się śmiać.
Dylan ma
zaraźliwy śmiech. Jak nikt inny.
- Jesteś
porąbany.
- Może
trochę, przyznaję. –szeroki uśmiech nie schodzi z jego twarzy.
- Masz
pojęcie, że sobie to wyobraziłam? –mówię z pewnego rodzaju obrzydzeniem w
głosie.
- No ja
właśnie też, dlatego bym nie chciał!
- A chociaż
dobry jest? – pyta durnie, więc cisnę w niego poduszką i wyplątując się z koca
gotowa do walki! –Ałaaa! Po prostu jestem ciekawy! –krzyczy gdy włażę na niego
i okładam go poduszką. – Julie, dusisz! – zaczynam go łaskotać po żebrach więc
wierzga się po kanapie nie mogąc złapać oddechu przez śmiech.
Łapie mnie
w końcu z nadgarstki i przewraca tak, że teraz to ja leżę a on nade mną góruje.
-
Odpowiadaj! – droczy się ze mną i krępuje moje dłonie w jednej swojej a drugą
zaczyna się odpłacać łaskotkami.
- Dylan,
nie! – gdy tylko czuję jego palce na boku rozpaczliwie zaczynam chichotać i
próbuję wyrwać ręce z jego uścisku.
- Nie
puszczę cię jeśli nie odpowiesz! – uśmiecha się triumfująco nie przestając mnie
torturować.
- A co cię
to obchodzi jaki Harry jest w łóżku!? – chciałabym wpaść pod tą kanapę byle by
nie czuć tych łaskotek.
- Mówiłem
ci, że jestem po prostu ciekaw.
Nie mogę
już znieść tego co ze mną robi. Nie mogę ani oddychać, ani się ruszać, nie mam
szansy wygrać. Brzuch boli od śmiania się, więc po prostu zdobywam odrobinę
powietrza i krzyczę.
- To bardzo
proste pytanie J.
- Jest
zajebisty! –wyduszam z siebie.
- Ale w
której pozycji? –nie ustępuje.
- W każdej!
Błagam, przestań, bo…
I schodzi
ze mnie puszczając moje dłonie. Poprawia koszulkę i upija trochę piwa. Jakby
się nic nie stało chwyta za pilot i zaczyna przerzucać po kanałach. Ja próbuję
się podnieść, ale ta walka zabrała mi wszelkie siły.
- Dylan, ty
pojebie. – dyszę w jego stronę i odgarniam włosy z twarzy do tyłu.
- Wstawaj,
pooglądamy coś.
- Nie mogę.
Wykończyłeś mnie…
- Styles
byłby pewnie zazdrosny słysząc te słowa. Licz się z tym co mówisz! – uśmiecha
się zadziornie i przygryza wargę ukrywając śmiech. – Włosy jak po seksie, no,
no. –mówi czochrając mnie jeszcze bardziej.
- Przestań!
– zaśmiałam się, próbując złapać oddech.
Podczas gdy
ja nadal chichotałam, a w przerwach usiłowałam unormować oddech, on tylko
patrzył na mnie i uśmiechał się lekko.
- Co? –
zapytałam, gdy zauważyłam jak mi się przygląda.
- To
zabawne, jak naturalne to wszystko jest, mimo że wszystko się zmieniło. –
powiedział, a mnie jego słowa uderzyły z subtelnością miliona cegieł.
Fakt.
Wygłupialiśmy się jak kilka lat temu, kiedy nasza przyjaźń wydawała się
najpewniejszą i najsilniejszą rzeczą na świecie.
I nawet
teraz, gdy wszystko jest zupełnie inaczej, nadal potrafimy się tak zachowywać.
- Tak… -
mruknęłam cicho.
- Dobra,
wstawaj z tej podłogi cieniasie, oglądamy jakąś komedię i zabieramy twój leniwy
tyłek do pracy. – zarządził i poklepał miejsce na kanapie obok siebie.
Wywróciłam
tylko oczami i posłusznie usadowiłam się obok niego.
*oczami
Harry`ego*
- Pamiętaj,
w razie czego będę się kręcił pod budynkiem, gdyby cokolwiek było podejrzane,
nawet na wejściu, puść mi sygnał. – powtórzył po raz cyba setny tego dnia
Louis, idąc ze mną pośpiesznie przez
miasto.
- Wyluzuj
Tommo, powinno pójść gładko. – zapewniłem go.
- Seth
powinien być zaraz na miejscu. – mówił dalej chłopak, nie zważając na to co
przed chwilą do niego powiedziałem.
- I po co?
Serio, bez spiny, nie mają o co się przypierdolić. – westchnąłem.
- Zamknij
się Styles i mnie nie wkurwiaj. Ty rób swoje, ja zrobię swoje.
- Czyli
zmarnujesz czas swój i Setha. – wywróciłem oczami.
- Czyli
będę ochraniał twój tyłek. – syknął. – A ty powinieneś być mi wdzięczny.
- Dobra,
nieważne. – westchnąłem i nagle stanąłem jak wryty.
- Co jest?
– zapytał od razu Lou, także przystając i zaraz rozglądając się wokół w
poszukiwaniu obiektu mojej dekoncentracji.
Zabawne jak
w jednej chwili można się wkurwić.
- Czy to
tylko moja wybujała wyobraźnia, czy właśnie widzę moją kobietę z tą pizdą,
Dylanem? – zapytałem przez zaciśnięte zęby.
Louis w
końcu odnalazł w tłumie ową dwójkę. Szli chodnikiem, z kubkami kawy w dłoniach,
wyraźnie dobrze się bawiąc, sądząc po szerokim uśmiechu chłopaka i roześmianej
Julie.
- Albo oboje mamy najebane w baniach, albo
rzeczywiście to oni. – mruknął Louis.
- Miała się
spotkać z Lucy i Vic. U niej. – warknąłem.
- Może tak
było. A Dylana spotkała przypadkiem. – zastanawiał się Tommo, podążając za nimi
wzrokiem, tak samo jak ja.
- I nagle
są przyjaciółmi, idącymi na kawę w tak dobrych humorach? Gdy ostatnim razem gdy
się widzieli, tylko się kłócili? – powątpiewałem. – Chyba że o czymś nie wiem.
– dodałem po chwili.
Spotyka się
z Dylanem za moimi plecami?
- Nie
zapędzaj się tak, stary. – powiedział szybko Lou, patrząc na mnie. – Czaję, że
jesteś zazdrosnym kolesiem, ja też tak mam, ale wyluzuj. Za szybko wyciągasz
wnioski znikąd.
- Znikąd? –
spojrzałem na niego i skrzywiłem się.
- Na dobrą
sprawę, z połową tego miasta mogłaby się przejść chodnikiem i pogadać i to nic
nie znaczy. – wzruszył ramionami.
- Kurwa,
Tommo oni się pokłócili jakieś milion razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy i
unikali siebie jak ognia, a teraz nagle co? – byłem wściekły.
Starałem
się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie, ale naprawde biorąc pod uwagę to, że
dopiero pałali do siebie nienawiścią, jedyne co wydaje mi się prawdopodobne to,
że się widują bez mojej wiedzy.
- Może po
prostu ją zapytaj i się dowiesz?
- Nie
omieszkam tego zrobić. – warknąłem. – Chodźmy.
*kilkanaście
minut później*
- Jakby co,
to pamiętaj, będziemy tutaj. – powiedział Louis, stając naprzeciwko mnie.
- Spoko,
Tommo. – powiedziałem i nie czekając dłużej, wszedłem do środka budynku przed
którym staliśmy.
Szedłem
jakieś kilkanaście metrów zaciemnionym korytarzem, czując woń dymu
papierosowego.
Pewnie nie
tylko papierosowego.
Skręciłem w
prawo i napotkałem od razu dwóch znajomo wyglądająch mięśniaków.
- Chłopaki.
– przywitałem się.
- Damien
już czeka. – odpowiedział tylko jeden z nich i odsunęli się, żebym mógł wejść
do środka.
Imponujące,
a jakże.
Westchnąłem
tylko i zamknąłem za sobą drzwi. Kolejne zaciemnione pomieszczenie, jak miło.
Tutaj już centralnie śmierdziało papierosami i alkoholem.
Tutaj
jeszcze nie byłem. Rozejrzałem się po pokoju. Bogato i nowocześnie urządzony,
jeśli można to tak nazwać. Ledowe, czerwone lampy, podświetlony barek,
telewizor plazmowy na pieprzone pół ściany, duża skórzana sofa, stolik
zastawiony butelkami whiskey i duża popielniczka.
Okeej.
Usłyszałem
kroki i zza rogu wyłonił się Damien.
- Styles,
kopę lat! – zaśmiał się i ruszył w moją stronę z uśmieszkiem na ustach.
Fakt,
pierwszy i ostatni raz widzieliśmy się, kiedy byłem głupim szczeniakiem, który
chciał dorobić i przy okazji sam skorzystać.
Sam za
wiele się nie zmieniił. Dalej był postawnym brunetem, który już na pierwszy
rzut oka wydawał się być dupkiem.
Podszedł do
mnie i podał mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Napijesz
się? – zapytał idąc w stronę stolika z alkoholem, nalał sobie trochę i spojrzał
na mnie wyczekująco.
- Niee, dzięki. – odparłem.
- Spotykamy
się raz na tak długo a ty nie chcesz się ze mną napić? – spojrzał na mnie z
cwanym uśmieszkiem.
- Prowadzę. – wyjaśniłem krótko.
- Dalej nie
widzę przeszkód. – powiedział i usiadł na sofie. Kurwa on nawet sposób mówienia
i ruchów ma jak dupek.
- Trudno.
Siadaj. – rzucił i wziął łyk.
Usiadłem
naprzeciwko niego.
- Więc co
cię do mnie sprowadza, Harry? – zapytał swobodnie.
Postanowiłem
przejść od razu do sedna.
- Chcę
zrezygnować. – powiedziałem.
Chwila
ciszy. Spojrzałem na Damiena. Kiwnął tylko głową i wziął kolejny łyk.
- Jakiś
powód? – zapytał.
- Na
przykład tą twoją laskę? – spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.
Zacisnąłem
szczęki.
Skąd
on wie o Julie?
Roześmiał
się widząc moją reakcję.
- Wyluzuj,
Styles. Muszę cię tylko uprzedzić, że obowiązują cię pewne zasady, jeśli to
rzucasz…
- Wiem. –
wpadłem mu w słowo.
- Na pewno?
– spojrzał na mnie.
- Ta. –
mruknąłem.
- Cieszę
się, że się rozumiemy. – powiedział. – A teraz wybacz, ale muszę poszukać
jakiegoś godnego następcy. – uśmiechnął się wrednie.
- Jasne. –
rzuciłem tylko i wstałem. – Dzięki, Damien.
- Nie ma
sprawy. – odparł i podał mi dłoń. Z uczuciem ulgi skierowałem się do drzwi.
- Pozdrów
Julie! – zawołał w ostatniej chwili, gdy chwyciłem klamkę, a ja zamarłem.
Skąd…? Odwróciłem się w jego stronę patrząc na niego
cały najeżony.
Po raz
kolejny się roześmiał.
- I na
przyszłość: nigdy nie pokazuj wrogom co jest twoją słabością. – powiedział
rozbawiony, dopił alkohol i ignorując
moją obecność wyszedł.
Spieprzam
stąd.
***
- I jak
stary? – dopadł do mnie Lou niemal od razu, gdy wyszedłem na zewnątrz.
- Okej, nie
było problemu. – odparłem, nadal będąc myślami gdzie indziej.
- To
dobrze. – odetchnął chłopak.
- Poza tym,
że Damien wie że jestem z Julie, zna jej imię. – westchnąłem.
- Skąd? –
zapytał zaskoczony, idąc ze mną wzdłuż ulicy.
- Chuj wie.
– syknąłem.
- Pewnie
zawsze się tak zabezpieczają, sprawdzają regularnie każdego, z kim pracują. –
powiedział z zastanowieniem Louis.
- Miejmy
nadzieję, że tylko o to chodzi. – mruknąłem.
*oczami
Julie*
- Tak,
oczywiście, nie ma problemu. – mówiłam do słuchawki starając się ukryć
znudzenie.
- Mhm, jak
tylko przyjdzie pismo, proszę zadzwonić. –powiedziałam uspokajającym tonem.
Kobieta, z
którą rozmawiałam była zdecydowanie zaniepokojona.
- Dobrze,
do widzenia. – pożegnałam się i odłożyłam z ulgą telefon.
Została mi
jeszcze godzina pracy.
Naprawdę
dzisiejszy dzień nie jest moim dniem. Czas ciągnie mi się niewyobrażalnie.
Wszystkie
dokumenty, które wypełniałam, wszystkie telefony, które odbierałam nużyły mnie
coraz bardziej.
Zdążyłam wypić
już trzy kawy, z czego jedną jeszcze z Dylanem.
No właśnie.
Westchnęłam
i wstałam zza biurka, podchodząc do okna, patrząc w dół na ulicę i centrum.
Cały czas
moje myśli wracały do tych kilku godzin spędzonych z Dylanem.
Nie
myślałam, że przyjdzie taka chwila, kiedy będziemy znowu swobodnie rozmawiać,
śmiać się , cokolwiek z tego co miało dzisiaj miejsce.
Sama do
końca nie wiem co mam o tym myśleć.
To znaczy,
świetnie spędziłam z nim czas, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak mi go
brakowało.
Ale
jednocześnie cały czas miałam to dziwne uczucie, ze to tylko chwilowe, że nie
powinnam go przyjmować tak od razu gdy tylko się pojawia, zważywszy na to co
się miedzy nami stało, co od niego usłyszałam.
Czy to jest
właśnie to co czuje każdy, kogo zaufanie zostało raz zniszczone? Zawsze zostaje
to dziwne uczucie, niepewność, dyskomfort?
Czy ten
czas, który dzisiaj spędziliśmy oznacza, że między nami jest dobrze?
I czy ja w
ogóle tego chcę?
Mam taki
bałagan wewnętrzny… Męczy mnie to.
Już widzę
minę Harry`ego, jak usłyszy że widziałam się z Dylanem i że dobrze się z nim
bawiłam i dogadywałam.
Swoją
drogą, chciałabym też jakoś Dylanowi pomóc z jego problemami, niezależnie czy
odbudujemy jakoś naszą relację, czy też nie.
Tylko że
finanse odpadają, bo zarabiam sama na
siebie i może nie mam jakichś większych problemów, ale też nie mam możliwości
szaleństwa z większą sumą pieniędzy. A Dylan pewnie i tak by ich nie chciał ode
mnie wziąć.
A gdyby
Harry się dowiedział, że dałabym Dylanowi pieniądze na długi z narkotyków…
Aż boję się
myśleć. Może jeszcze w innej sytuacji, Harry jakoś by to zniósł, ale że to
długi z prochów, to chyba wyszedłby z siebie, bo to tylko i wyłącznie nieodpowiedzialność
Dylana.
Właściwie
nawet o tym wcześniej nie pomyślałam. To naprawdę skrajnie głupie, zadłużyć się
na narkotyki. Cholera, jak można?
Co się z
tym Dylanem porobiło… To smutne, że właściwie nie znam osoby, którą miałam za
najlepszego przyjaciela.
Moje dalsze
rozmyślania przerwał szybszy puls, gdy zobaczyłam jak z samochodu
zatrzymującego się w rogu ulicy wysiada nie kto inny jak Harry.
Swoją
drogą, co to za auto?
Nie
zastanawiając się zbytnio chwyciłam szybko telefon i wróciłam do okna, patrząc
na mojego chłopaka.
Mógłby
przyjść i przerwać moją nudę i pogrążanie się w rozmyślaniach, bardzo chętnie
go przyjmę.
Harry
szybkim krokiem podszedł do swojego samochodu zaparkowanego w kącie parkingu,
gdzie na dobrą sprawę nigdy bym go nie dostrzegła. Wsiadł. Pośpiesznie wybrałam jego numer.
Po kilku
sygnałach usłyszałam jego głos.
- Halo?
- Hej
skarbie. – przywitałam się wesoło. – Pomyślałam sobie, że mógłbyś może na
chwilkę do mnie wpaść, skoro… - zaczęłam z bananem na twarzy, lecz mi przerwał.
- Nie mogę
kotku, mam dużo papierów do ogarnięcia, nie wyrwę się teraz z biura. –
powiedział szybko.
Zatkało
mnie. Nie może się wyrwać z biura, siedząc w aucie niedaleko biura, w którym
pracuję?
- Z biura? –
powtórzyłam.
- No tak,
spotkamy się wieczorem. – odparł chłodno.
Nie
wiedziałam co mam powiedzieć. Jest mi cholernie przykro.
- Oh, okej.
– mruknęłam.
- Muszę
kończyć, pa. – powiedział szybko i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, rozłączył
się.
Patrzyłam
tylko jak auto odjeżdża z parkingu.
Nie wiem
jak długo stałam i gapiłam się w szybę, próbując zebrać myśli.
Harry mnie
okłamał.
Dlaczego?
Z czyjego
samochodu wysiadł? Gdzie był?
*oczami
Harry`ego*
- Na razie
Tommo, dzięki za wszystko. – pożegnałem się z przyjacielem.
- Nie ma
sprawy, na razie! – powiedział i wysiadłem z auta.
Rozejrzałem
się szybko dookoła i przyjrzałem się budynkowi biura, gdzie pracuje Julie, by się
upewnić, że nigdzie jej nie ma.
Szybkim
krokiem przemknąłem przez parking do mojego auta, które celowo zaparkowałem w
zaułku, tak żeby nie było go widać z okien biura Julie.
To nie był
dobry pomysł, żeby tutaj je zostawiać. Nietrudno o wpadkę. A gdyby Julie do
mnie wyszła lub gdymym ja wyszedł do niej, istniało by pewne niebezpieczeństwo.
Przez
zachowanie Damiena nabrałem trochę niepewności, może nawet stałem się
przewrażliwiony, że może mnie śledzą. Nie chcę ich doprowadzać do Julie.
Swoją
drogą, nadal byłem wściekły o to co widziałem dzisiaj. Okłamała mnie?
Planowała
się spotkać z Dylanem?
Z westchnięciem ulgi wsiadłem do auta.
Zdązyłem
zapiąć pas, gdy mój telefon zadzwonił. Widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą
twarz Julie westchnąłem i spojrzałem tylko w kierunku okien biura Julie.
Zauważyła
mnie?
- Halo?
Na szczęście
nie widziałem jej nigdzie.
- Hej
skarbie. Pomyślałam sobie, że mógłbyś może na chwilkę do mnie wpaść, skoro… -
mówiła wesoło, ale wpadłem jej w słowo.
Nie mogę do
niej iść, mogą mnie jeszcze obserwować.
Właściwie,
nie mam ochoty jej teraz widzieć. Porozmawiam z nią w domu o tym, jak miło
spędziła dzisiaj czas z Dylanem.
- Nie mogę
kotku, mam dużo papierów do ogarnięcia, nie wyrwę się teraz z biura. –
powiedziałem.
Pewnie
zadawałaby pytania, a przecież nie mogę jej powiedzieć gdzie byłem i po co.
- Z biura? –
powtórzyła.
- No tak,
spotkamy się wieczorem. – zapewniłem ją. Nic nie poradzę na to, że mój ton nie
jest zbyt miły. Cały czas mam przed oczami obraz roześmianej Julie i Dylana przy
jej boku.
- Oh, okej.
– powiedziała tylko.
- Muszę
kończyć, pa. – pożegnałem się szybko i rozłączyłem się.
Odpaliłem
samochód i ruszyłem w kierunku biura, w którym pracuję ja.
Czuję, że
dzisiejszy wieczór nie będzie zbyt przyjemny.
______________________________________________
HEJO ♥
Laski moje najcudowniejsze, od razu na wstępie muszę wam podziękować
za przekroczenie 100 000 wyświetleń bloga, bo to jest takie sxfdgvubhinjom
i jestem totalnym nieogarem bo nawet tego nie zauważyłam :<
a w tym momencie jest już ponad 102 000 i BARDZO BARDZO
BARDZO DZIĘKUJĘ SŁONECZKA ♥
Jak po świętach? Wszyscy po sylwku żyją? :D
First of all dziękuję +Agnieszka Bębacz za bycie częścią tego rozdziału
gdyż napisała część sceny Dylan/Julie.
btw zapraszam na jej ff też z Harry`m, które niszczy mnie każdym kolejnym rozdziałem :D
Dylan is back.
Harry kłamie.
Julie pierwszy raz się skapnęła, że Harry kłamie.
Harry w końcu wyplątał się z narkotyków.
typowy sinister xd
Jeszcze raz dziękuję misie za to, że jesteście i czytacie, a tym co komentują to już wgl mega wielkie podziękowania, przytulenia, buziaki i lots of love ♥
Wszystkiego dobrego pysie <3
L.
lol
OdpowiedzUsuńnie wgl nie
nie chce tak
nie lubie Damiena chuje muje dzikie węże kurwa jak zrobisz jakies porwanie zakładnictwo szantaże i inne kurwa gówno to nie dożyjesz do tej mojej PO SESJI !!!
z racji tego ze poczatek znałam gdyż iż musiałam lel to nadal sie podniecam i nadal wgl czekam na mojego bezsensownego kissa no ale tag ._.
wracajac do tych prochów to nie bedzie takie hop siup co nie? znowu mnie bedziesz wkurzać jak jasny chuj
odpłacę ci się na lmnit zobaczysz placu
nie bedzie zadnego crisa zadnych hapril moments brain bedzie cie denerwował na kazdym kroku moge ci to obiecac !
harry znowu staje sie pojebany idk ale nienawidze jak tak caly czas owija wszystko w jakąś starą szamtę zamiast powiedzieć jak jest na do cholery
głowa mnie przez ciebie rozbolała
i jeszcze ma wąty i Dylana no łola boga !! nie nie nie !
po prostu
NO JIMMY PROTESTED !
i serio dont dżadż mi lijam ale nie podoba mi sie to i tak jestem spięta przez ten rozdział ze przyjedżasz do kielc mi mnie masujesz w tym momencie !
"gadamy: juz podnad 3 godziny wiec nara idzz spac wyspij sie i wgl...
All the love xx
A. <3
Boże kocham to!!!! Zawsze jest warto czekać :3333 Mega rozdział! Czekam na next!! <333
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńawwww!!! nwm co napisac takie emocje ze nwm :P czekam na nexta <3Jula
OdpowiedzUsuńO matko, to jest cudowne! Naprawdę świetnie piszesz <3 Szkoda, że nie widziałam tego bloga wcześniej, oj szkoda. No ale.. MEGA! <3 Dawać next! Szybko, szybko! :D
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko zapytam, kiedy następny rozdział? :D
Usuńnie jestem pewna bo trochę dużo się u mnie dzieje, ale myśl że w przyszłym tygodniu albo na początku albo koło czwartku/piątku.
UsuńW najgorszym przypadku, przyszły weekend.
Przepraszam, ze tak długo :<
Okej, dziękuję za informacje :D
Usuń<3
OdpowiedzUsuń