czwartek, 1 grudnia 2016

57. His last words


    Now Please Don't Go 
Most Nights I hardly sleep when I'm alone 
Now Please Don't Go, oh no 
I think of you whenever I'm alone 
So Please Don't Go 


- Trochę się denerwuję. – wydusiłam z siebie i od razu uciekłam wzrokiem w stronę szyby auta.
Harry tylko westchnął i poczułam jego ciepłą dłoń na kolanie.
- Skarbie, nie ma powodu do nerwów. Wszystko jest pod kontrolą, Cody nie będzie sam, wszystko jest dogadane z Lou, obiecuję że nic złego się nie stanie. – zapewnił mnie po raz kolejny tego dnia.
Otóż dzisiaj jest piątek, dzień w którym Cody umówił się na oddanie reszty ,,długu” tym kolesiom. Jedziemy własnie do niego, by Harry dał mu to świństwo i pojechał z nim w umówione miejsce. Oczywiście w pobliżu ma być Tommo z dwójką  uzbrojonych znajomych w razie gdyby coś było nie tak.
No właśnie.  Gdyby coś było nie tak.
Zdecydowanie nie nadaję się do tego światka, nie mogłabym żyć w ciągłym stresie.
Lucy kilka razy opowiadała mi, jak to jest być siostrą gangstera, jak to jest ciągle się bać i żyć na innych zasadach.
I naprawdę nie zdawałam sobie sprawy o czym do końca mówi, dopóki w tym malutkim tak naprawdę stopniu nie odczułam tego niepokoju.
Co w tym takiego jest? Przecież wszyscy w tym siedzieli, Harry, Niall, Liam, Louis, Zayn, teraz Cody. Coś chyba musiało im się w tym życiu podobać, skoro się na nie zdecydowali?
Spojrzałam na Harry`ego, którego nadal martwił mój strach. Czy jest w nim jeszcze coś z tego niepokornego dzieciaka lubiącego zabawę w gangstera? Czy gdybym rozjerzała się po jego domu to znalazłabym cały arsenał broni? Znam tego dobrego, dojrzałego Harry`ego z przeszłością. Ale jaki był tamten Harry, kiedy jeszcze siedział w tym wszystkim po uszy?
- Julie. – z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. Harry patrzył na mnie, nachylając się w moją stronę.
- Tak? – mruknęłam nieco zdezorientowana. Nawet nie zauważyłam, że jesteśmy na miejscu.
- Obiecuję Ci, że nic złego się nie stanie. Obiecuję. – powiedział poważnie patrząc mi w oczy.
Pokiwałam tylko głową w odpowiedzi.
- Naprawdę, nie martw się. Wiem co robię. – powiedział i pocałował mnie w czoło. – Chodźmy, kochanie.
Posłusznie wysiadłam za nim z samochodu i poszliśmy do mieszkania Cody`ego. Mimo, że od początku wiedziałam co robił Harry i w jakim towarzystwie się obracał, to teraz wyjątkowo to odczułam, dopiero teraz tak naprawdę to do mnie dotarło. Harry wie co robić w takich sytuacjach, gdzie się udać, jak się zachowywać, narkotyki, przemoc i szemrane typy to dla niego nic nowego.
Cholera.
Cody widząc mnie w drzwiach aż zaniemówił. Patrzył przez chwilę to na mnie to na Harry`ego i zastanwiał się co powiedziec.
- Julie o wszystkim wie. – odezwał się w końcu Harry. – A teraz racz nas wpuścić. –powiedział zniecierpliwiony, chwycił moją dłoń i weszliśmy do środka.
- Wolałem tego uniknąć. – westchnął zrezygnowany chłopak patrząc na mnie.
- No dzięki. – burknęłam. – Ty lepiej zastanów się jak powiedzieć o tym Rylie, bo możesz być pewny, że nie pozwolę ci tego przed nią ukrywać.
- Właśnie to miałem na myśli. – powiedział wyraźnie niezadowolony.
- Boże, czy wszyscy faceci to taci idioci? – warknęłam zirytowana. Kolejny postanowił ukrywać prawdę przed swoją dziewczyną  dla własnej cholernej wygody.
Egoiści.
- Myślę, że to temat na później. – zakończył naszą wymianę zdań Harry. – W każdym razie oczekuję, że w końcu wyjaśnisz, dlaczego do cholery w ogóle wplątywałeś się w to gówno, czego chciałeś od tych kolesi?
Cody patrzył to na mnie, to na Harry`ego wyraźnie niepewny.
- No mów. –ponaglił go Harry.
- Możemy o tym porazmawiać po wszystkim? – zapytał.
Harry westchnął, ale pokiwał głową.
- Ale nie wywiniesz się. – ostrzegł.  – Zbieraj się powoli.
- A Julie? – zapytał Cody.
- Julie tu zostanie i na nas poczeka. – odparł Harry.
Zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jakby mnie tu nie było. Co jest do mnie niepodobne biorąc pod uwagę fakt, że jestem zła na Cody`ego.
Nie wiem co się ze mna dzieje, może to ten strach i złe przeczucia, że coś się stanie.
Jeszcze kilka dni temu wszystko było dobrze, nawet bardzo dobrze, niespodzianka Harry`ego z wyjazdem do Roadcliff przyniosła mi spokój i ukojenie po wszystkich ostatnich wydarzeniach. Między mną a Harry`m wszystko było jak powinno być. Aż do dzisiejszego ranka, kiedy dotrało do mnie co się będzie dzisiaj działo. Może dla nich to było takie nic. Zwyczajna transakcja, nie wiem, cokolwiek.
Ale dla mnie, kiedy tak naprawdę nie miałam z niczym takim styczności, to jednak spora sprawa, zwłaszcza, że zwyczajnie boję się, że zrobią coś Cody`emu i Harry`emu i stanie się coś strasznego.
Cholera, przesadzam. I to chyba bardzo.
- Zadzwonię jak tylko będzie po wszystkim, żebyś się nie martwiła. – powiedział Harry, całując mnie w czoło.
- Okay. – odparłam tylko i wtuliłam się w niego. Jego znajome ciepło i zapach odprężyły mnie na chwilę.
- To nic takiego skarbie, wszystko będzie dobrze, przyrzekam. – powiedział, kładąc dłoń na moim policzku i patrząc mi w oczy.
Pokiwałam tylko głową i zdobyłam się na słaby uśmiech. Pocałował mnie krótko w usta i razem z Cody`m poszli w kierunku wyjścia. Zamknęłam za nimi drzwi z ciężkim sercem i znowu pogrążyłam się w swoich myślach.
Dlaczego dopiero dzisiaj mnie to wszystko tak uderzyło, dlaczego dopiero teraz czuję się tak nieswojo?
Chciałabym żeby już było po wszystkim, żebym mogła znowu myśleć racjonalnie. Bo jak na razie chyba zaczynam wariować.
Jak Lucy sobie radziła będąc w centrum sytuacji takich jak ta? I to już jako nastolatka? Nie mam pojęcia. Ale naprawdę się cieszę, że miałam takie spokojne życie. Właściwie do momentu pojawienia się w nim Harry`ego Styles`a takie było.
Ale czy żałuję? Absolutnie nie.

***

    Słysząc dźwięk klucza w zamku ostatecznie odetchnęłam z ulgą. Co prawda Harry dzwonił gdy już Cody wrócił, że już jadą, ale przecież coś mogło się stać, mogli ich na przykład śledzić, prawda?
Cholerna panikara.
Widząc ich całych i zdrowych poczułam niewyobrażalną ulgę i spokój.
Po Cody`m również było widać dużą różnicę. Już nie był cały spięty i wręcz odpychający, ale nawet uśmiechnął się na mój widok.
- Dobra młody, bez zbędnego pierdolenia i tracenia czasu, siadaj i mów od początku co się działo, w co się wpakowałeś, że potrzebowałeś ich pomocy?- przeszedł od razu do rzeczy Harry.
Chłopak westchnął tylko i po chwili namysłu posłusznie usiadł na fotelu, podczas gdy my usadowiliśmy się na kanapie.
- Musicie mi obiecać, że zachowacie to dla siebie. Przede wszystkim mówię o tobie Jule - spojrzał na mnie - Bo to dotyczy w pewnym sensie Rylie, a naprawdę nie chcę niczego zepsuć.
- Powinieneś chyba o tym pomyśleć, zanim zaczałeś ukrywać przed nią prawdę. - obruszyłam się na jego słowa.
- Mówię poważnie, Julie. - spojrzał na mnie błagalnie. - Zależy mi na niej i nie chcę by coś się między nami popsuło.
Już w tym momencie poczułam się winna, ale westchnęłam tylko i odparłam:
- W porządku, mów.
Cody wziął głęboki oddech i wbijając wzrok w podłogę, zaczął mówić:
- Jeszcze rok temu byłem zupełnie inną osobą. Miałem dziewczynę, byliśmy razem ponad pół roku, było idealnie. Caitlyn. Była taka jak ja, chciała się wyszaleć, wybawić, nie przejmowała się zbytnio przyszłością, ani poważnymi sprawami. Pod tym względem pasowaliśmy do siebie idealnie.Moja pierwsza poważna miłość.- uśmiechnął się lekko do siebie -  Była jedną z dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Drugą osobą był mój kumpel, Nate.Całą trójką dobrze się dogadywaliśmy, imprezowaliśmy razem. Naprawdę był prawdziwym przyjacielem, zawsze mogłem na niego liczyć, co by się nie działo. I tak mi leciało to życie, z przyjacielem i dziewczyną u boku, na sporcie, imprezach i szaleństwie. Wpewnym momencie zauważyłem, że Caitlyn zachowuje się inaczej. Była zdystansowana, zamyślona. Próbowałem jakoś do niej dotrzeć, dowiedzieć się, co się dzieje, bałem się, że to koniec, że po prostu nie chce ze mną już być, nie jest ze mną szczęśliwa. Zawsze mnie zbywała,okropnie się o to kłóciliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka dni.Aż pewnego wieczoru, zadzwonił do mnie Nate mówiąc, że jest na imprezie u naszego wspólnego znajomego i spotkał roztrzęsioną Caitlyn, która mnie szuka. Myślała, że też tam będę by odreagować, ale bez niej nie miałem ochoty na nic. Od razu zaoferował, że ja do mnie przywiezie, bo nic nie pił, a ja sam nie miałem wtedy jeszcze prawka. On też wydawał się być poruszony, pamiętam do tej pory jego słowa:
 ,, Jest coś o czym musicie porozmawiać".- przerwał na chwilę i podniósł na nas wzrok. Miał łzy w oczach.
Serce podeszło mi do gardła. Co się dzieje?
- To były jego ostatnie słowa. - wydusił w końcu.
Zamrugałam, patrząc na niego tępo. Co?
- Jechali do mnie, jakiś kierowca, najprawdopodobniej pijany wyjechał nagle z leśnej drogi. Była wcześna wiosna, nocą był mróz, hamowanie skutkowało poślizgiem. Rozbili się. - zatrząsł mu się głos. - A sprawca uciekł z miejsca zdarzenia.
Zapadła cisza, a ja zdałam sobie sprawę, że mam łzy w oczach i przycikam dłonie do twarzy.
Dobry Boże, co ten chłopak przeżył... Stracił naraz dwie najważniejsze dla niego osoby, z powodu czyjejś głupoty.
- Tak mi przykro, Cody... - powiedziałam słabo. Zapragnęłam go przytulić, ale zanim zdążyłam coś zrobić, szybko zareagował:
- Radzę sobie. - burknął tylko. - Po fakcie dowiedziałem się, że to, o czym chciała mi powiedzieć, to przeprowadzka. Jej rodzice są surowi, nigdy nie lubili mnie i Nate`a, nie podobało im się zachowanie córki i towarzystwo w którym się obracała. Chcieli dla niej dobrej przyszłości, dlatego zdecydowali o przeprowadzce i szkole na wysokim poziomie. A że nie była pełnoletnia i ani trochę dojrzała w ich oczach, nie pytali jej o zdanie. Możecie się tylko domyślić kogo obarczyli całą winą za jej śmierć, w końcu jechała do mnie, wiózł ją mój przyjaciel. Nie twierdzę, że się mylili, sam się o to obwiniam. - westchnął. Chciałam od razu zaprotestował, ale on mówił dalej - W każdym razie obiecałem sobie odnaleźć tego, kto był odpowiedzialny za ten wypadek i był na takim potworem by po prostu uciec. Może gdyby od razu zadzwonił na pogotowie, gdyby zareagował, żyliby teraz oboje? Byłem zdeterminowany. Tymbardziej, że jak się później okazało, znalazł się świadek, jakiś przypadkowy pijaczyna, tułający się po lesie, który widział auto sprawcy, możliwe że również jego kierowcę. Jednak policja szybko uznała go za niewiarygodnego świadka, co było dla mnie absurdem.
Próbowałem szukać sam, męczyłem policjantów, którzy regularnie mnie zbywali bo nie byłem ich rodziną. Ale dużo pomógł fakt, że mama Nate`a, Mary traktowała mnie jak syna, więc wiedziałem o wszystkim, co mówiła jej policja. Sprawa przycichła niemal od razu, ku mojej wściekłości. Nie szukali dłużej winnego, mimo że nam to wmawiali, po prostu kolejna sprawa do zamknięcia. Więc węszyłem sam, pomyślałem, że skoro ci dobrzy nie chcą mi pomóc, to pojdę do tych złych. Poznałem wielu szemranych typów, nieraz dostałem po mordzie, naćpałem się, tylko po to by zdobyć zaufanie niektórych ludzi i jakieś informacje. Przecież nie jestem głupi, te typki mają swoich ludzi na policji. Wystarczyłby mi wgląd o akt, informacja o zeznaniach tego kolesia, sam ten koleś, znalazłbym go, wydusił z niego kolor samochodu, markę, cokolwiek.  Nasze miasto nie jest duże. Dopadłbym tego skurwysyna, obiłbym mu mordę i odstawił glinom, by zgnił w pierdlu za to, co zrobił.

     Słuchałam go jak zaczarowana. Wszystko powoli układało się w całość, nabierało sensu. Co prawda jego pełne wściekłości plany zemsty już sensu nie miały, ale rozumiałam jego ból i rozgoryczenie. Co miał myśleć i czuć zagubiony młody chłopak w takiej sytuacji?

- Mam rozumieć, że ci dwaj, u których sobie tak nagrabiłeś mieli być twoim źródłem informacji? - zapytał milczący jak dotąd Harry. Wydawał się niewzruszony opowieścią Cody`ego, co mnie zaskoczyło.
- Ci dwaj to tylko dilerzy od których kupowałem towar dla zwykłych ćpunów, którzy mieli znaleźć tego pożal się Boże świadka. Ich klimaty, myślałem, że zadziała. Ale zjebali, wzięli dragi, dilerzy chcieli kasę, a ja zostałem z niczym. - westchnął blondyn.
- Chryste, w co ty się wpakowałeś człowieku... - pokręcił głową Harry.
- Wiem. I wtedy pojawiła się w moim życiu Riley. Odezwała się do mnie na pogrzebie, mówiła coś o współczuciu i tak dalej, nie wiem, niewiele pamiętam z tego dnia. - wetschnął ciężko. - W każdym razie od tego momentu przewijała się przez moje życie, a że ma tak cholernie dobre serce, czuła się w obowiązku, by jakoś mi pomóc. Oczywiście nie chciałem jej litości, odpychałem ją. Mimo tego, już wtedy nieświadomie mi pomogła. A ja byłem dupkiem. Mało tego, gdy dowiedziałem się, że jest córką komendanta, postanowiłem to wykorzystać. Wtedy przestałem ją zbywać, pozwoliłem się jej zbliżyć. Chciałem dzięki niej dostać się do interesujących mnie informacji. Wiem, jestem potworem. - powiedział całkiem poważnie.
- Owszem. - syknęłam. Nie wierzę, że mógł tej biednej dziewczynie, która się nad nim zlitowała i chciała pomóc, zrobić coś takiego!
- W każdym razie, coś w międzyczasie się zmieniło. Przestałem być zaślepiony moim celem. W końcu zauważyłem ją, to ile uwagi mi poświęca, ile tak naprawdę dla mnie zrobiła. I pokochałem ją. Mój dawny cel zszedł na dalszy plan, a ja znowu kogoś kochałem i skoncentrowałem na tym całą swoją uwagę. Przysiągłem sobie, że nie wykorzystam jej, że nie wplątam jej w żadne problemy i zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. Ze mną. Dlatego nie chciałem, żebyś o tej rozmowie mówiła Riley, Julie. Wie o mojej stracie, ale nie wie o tym, co chciałem zrobić jej kosztem. I za zadne skarby nie chcę, żeby się o tym dowiedziała. Nie chcę jej w to wplątywać. Zrobię to innym sposobem. I własnie wtedy, gdy myślałem jak mimo wszystko poznać prawdę, napatoczyłeś się ty, Harry. - spojrzał na bruneta. - Byłeś idealnym celem, musiałem tylko zyskać pewność, że zrobisz dla mnie to, czego bedę chciał. A byłem pewny tego, że ty także masz odpowiednie znajomości. Wszystko złożyło się idealnie. Mogłem cię przetestować biorąc od ciebie dragi by spłacić mój dług, a jednocześnie gdy już go spłacę i zyskam pewność, że mi pomożesz, dowiedzieć sie za twoją sprawą, kto do cholery zabił Caitlyn i Nate`a. - skończył mówić, a mi aż zrobiło się słabo.
O ile kilka chwil temu byłam pełna współczucia, tak teraz mam wrażenie, że siedzi przede mną chory psychicznie człowiek, żądny zemsty.
Wszystko co mówił układało się w wręcz absurdalnie logiczną całość, ale przerażało mnie to.
I z całą pewnością nie jest to zdrowe, że nie jest w stanie pogodzić się z przeszłością.
- Musisz przestać, Cody. - odezwałam się. Zarówno on jak i Harry popatrzeli na mnie zaskoczeni.
- Co? - zapytał nic nie rozumiejąc chłopak.
- Musisz odpuścić. Nie grzeb w tym, gdyby mieli znaleźć sprawcę, już by go znaleźli. Nie ma sensu dalej w to brnąć, musisz pogodzić się z przeszlością i stratą, Cody. - powiedziałam szczerze.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz. - burknął wyraźnie rozzłoszczony blondyn.
- Naprawdę, bo nigdy się od tego nie uwolnisz. A życie toczy się dalej, masz wspaniałą dziewczynę, na tym powinieneś się skupić. Nie psuj tego co masz tym co było i już się nie zmieni. To nie zwróci im życia.
- Chyba zasługuję na prawdę. - warknął.
- I co to zmieni? Zabijesz tego kto to zrobił?! Ulży ci? - podniosłam głos. Harry był wyraźnie zaniepokojony naszą wymianą zdań.
- Nie jestem mordercą! Ale ten pierdolony idiota zasługuje na to by ponieść karę i nie spocznę, póki tak się nie stanie! - Cody również podniósł głos.
- Myślę, że oboje powinniście się uspokoić. - interweniował Harry, patrząc na nas. - To nie jest łatwa sytuacja i nie pomogą w tym wasz kłótnie.
- Pomożesz mi? - zapytał nagle Cody, zwracając się do Harry`ego, a mi opadła szczęka.
- Co?! - wydusiłam.
Harr wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż ja.
- Pomożesz mi, Harry? - powtórzył swoje pytanie blondyn, patrząc brunetowi w oczy. - Bardzo mi na tym zależy.
Spojrzałam na Harry`ego. Widząc konsternację na jego twarzy, zwątpiłam we wszystko.
- Nie wierzę. - prychnęłam, lecz zostałam zignorowana.
- Cody, nie uważasz, ze Julie może mieć trochę racji? Przeszłość prześladująca teraźniejszość to naprawdę najgorsze co można sobie zrobić. - powiedział spokojnie Harry.
- Może i macie rację, ale jestem pewny, że chcę znać prawdę. Przysięgam, nie zrobie niczego głupiego, chcę tylko żeby ten człowiek poniósł konsekwencje, chcę sprawiedliwości. Tylko w ten sposób mogę żyć dalej spokojnie i czystym sumieniem. - odpowiedział przekonany o swojej racji Cody.
To go zniszczy.
- Może porozmawiaj o tym z Rylie... - zaczął znowu Harry, ale chłopak mu przerwał.
- Przemyślę to, ale na razie nie chce jej w to mieszać. Zależy mi tylko na jej szczęściu. Proszę Harry, obiecuję, że nigdy więcej nie będę wam zawracał głowy. Tego człowieka musi spotkać kara. Caitlyn i Nate na to zasługują. - głos mu się zatrząsł przy ostatnich słowach.
Nie mogę powiedzieć, że jego słowa w ogóle do mnie nie przemawiają. Ale wiem, że to go zniszczy, przeszłość będzie nad nim cały czas wisiała i go męczyła. Musi odpuścić i pogodzić się z tym, minął rok.
- W porządku. - powiedział w koncu Harry, a ja westchnęłam zrezygnowana.
Mam bardzo złe przeczucia.


***
- Jesteś na mnie zła? - zapytał mnie Harry, gładząc moje plecy.
Po powrocie do domu nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Cały czas myślałam o wszystkim co powiedział nam dzisiaj Cody, a było o czym myśleć. Zmęczeni długim dniem położyliśmy się wcześniej i wiedziałam, że moment tej rozmowy musi nadejść.
- Nie wiem. - odparłam szczerze.
- To znaczy? - brnął brunet.
- Z jednej strony rozumiem Cody`ego, to co mówi ma sens, też uważam że tacy ludzie powinni ponosić konsekwencje za swoje czyny, ale  z drugiej strony bardzo mi się to nie podoba. Powinien się z tym pogodzić. Myślę, że może nie tylko pragnienie sprawiedliwości nim kieruje, co może to ból po stracie, który cały czas w nim siedi i nie daje o sobie zapomnieć. Sam siebie tym niszczy. - powiedziałam.
- Rozumiem twoje obawy skarbie, ale myślę, że on tego naprawdę potrzebuje. Już nie jest głupim, zagubionym dzieciakiem Julie. W ciągu roku musiał wydorośleć i przejść przez wiele rzeczy. Louis może nam znaleźć te informacje bez łamania prawa, więc uważam, że możemy mu pomóc. Zresztą nie jest powiedziane, że się czegoś dowiemy. Jeśli ten cały świadek naprawdę tylko zmyślał, to utkwimy w martwym punkcie. Wtedy będzie to moment, w którym powinien odpuścić i się z tym pogodzić. - mówił spokojnie, cały czas gładząc moje plecy, kreśląc tym samym nieokreślone wzory na mojej skórze.
Zaskoczyły mnie jego słowa. To, jak Harry podszedł do tej całej sprawy. Jaki jest poważny, opanowany i rozsądny, a przede wszystkim naprawde zaangażowany.
- Może i masz rację. - przyznałam.
- To się okaże, Julie. - odparł i pocałował mnie w czoło.
- Harry? - mruknęłam, podnosząc nieco głowę i patrząc mu w oczy. - Naprawdę ci dziękuję za to, że chcesz pomóc, że nas wspierasz i jesteś w to taki zaangażowany. Doceniam to i nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci za to wdzięczna. - powiedziałam szczerze.
- Nie masz za co dziękować, kochanie. - położył dłoń na moim policzku. - Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił. - powiedział i pocałował mnie w usta.


* czas równoległy, narracja trzecioosobowa*
Głośny trzask rozległ się po pomieszczeniu, gdy dwóch rosłych mężczyzn wepchnęli trzeciego do pokoju i niemal rzucili na podłogę.
Wątła sylwetka mężczyzny wyglądała wręcz śmiesznie na tle pozostałej dwójki. Jak gdyby mogliby go zniszczyć jednym dotykiem palca.
Bardzo możliwe, że tak właśnie jest.
- Zero kultury. - prychnął rozbawiony całą sytuacją młody mężczyzna, dźwigając się z trudem na nogi.
- Na twoim miejscu bym się cieszył, i tak potraktowali cię łagodnie. - rozległ się nagle głos czwartego człowieka, wychodzącego zza rogu ze szklanką whiskey z dłoni. Ten wyróżniał się od pozostałych. Wysoki brunet, ubrany w drogi, szykowny garnitur, na nadgarstku pobłyskiwał luksusowy złoty zegarek i całą swoją posturą sprawiał wrażenie niezwykłej siły.
- Damien. - przywitał się wątły mężczyzna.
- Będziesz tak łaskawy i zdradzisz mi, czemu marnujemy mój cenny czas? - zapytał nonszalancko brunet, biorąc łyk trunku.
- Moim interesem jest dbać o twój interes, a więc czuję się zobowiązny by donieść, że ktoś z twoich ludzi cię okrada. - powiedział pewnym siebie głosem.
- Oh, czyżby? - mruknął mało zainteresowany, owy Damien. - Bo mi się wydaje, że łżesz. - powiedział spokojnie, ale jego jeden ruch głową sprawił, że w ciągu sekundy mężczyzna znalazł się w silnych objęciach dwóch osiłków.
- Nie kłamię, Damien! Przecież nie ryzykowałbym życia dla głupiego kłamstwa! - mówił szybko, z przyśpieszonym oddechem, wywołanych uciskiem ramienia jednego z napastników na jego szyi.
- Więc co to do cholery ma być? Znam moich ludzi, tylko takie gnidy z końca łańcucha pokarmowego jak ty, mogą próbować lecież ze mną w chuja, co nie kończy się dla nich zbyt dobrze. - mówił zirytowany brunet.
- Harry Styles. - wydusił tylko. Damien popatrzył na niego chwilę po czym dał znak jednemu z jego ludzi, by puścił mężczyznę.
- Mów. - warknął tylko.
- Zauważyłem to już wcześniej, ale sukinsyn był cwany! Bardzo często dostawałem mniej towaru niż teoretycznie powinienem. Wiem, że takie sytuacje miały się zdarzać, ale wtedy mniejszą ilość powinniśmy dostać wszyscy, a niejednokrotnie tylko ja zauważyłem mniejszą ilość. - powiedział na jednym wydechu.
- Daniel, przyjacielu - zwrócił się do niego brunet - powiedz mi mój drogi, czemu niby miałbym uwierzyć zwykłemu ćpunowi jak ty? Może ty sam wziąłeś te dragi dla siebie, a teraz chcesz wpierdolić Styles`a, który, uwaga, jak do tej pory nigdy mnie nie zawiódł?
- Myślisz, że mało mam jeszcze towaru dla siebie? Zresztą gdyby tak było, nie byłoby mnie tutaj, nie ryzykowałbym, że się temu przyjrzycie i dobierzecie mi sie do dupy! - powiedział oburzony mężczyzna.
- Chyba szkoda mi mojego czasu na wysłuchiwanie twoich słabych argumentów, Daniel. - westchnął Damien i odwrócił się do niego plecami, idąc w kierunku drzwi, w tym samym momencie robiąc ruch ręką, za sprawą czego Daniel znowu został podduszony.
- Wiesz ile w ciągu tych kilku zmarnowanych na ciebie minut mógłbym zarobić? Ciesz się, że jak na razie nie karzę ci tego zwracać.
- Myślisz, że dlaczego tak nagle odszedł?! Nie wydaje ci się to podejrzane?! - wystękał, usiłując wyrwać się z żelaznego uścisku mężczyzn.
- Miałem na niego oko, ty już się o to nie martw. - powiedział znudzonym głosem brunet.
- I to wcale nie jest dziwne, że zaledwie kilka dni temu pojawił się u mnie i kupował towar! Wygoda się skończyła, głód się zaczął! - prychnął pogardliwie, dalej się szarpiąc.
Na te słowa Damien znieruchomiał. Po krótkiej chwili, dalej nie odwracając się do niego, powiedział tylko.
- Możesz już iść, skończyłem tą rozmowę. - powiedział tylko, nie zaszczycając go w dalszym ciągu nawet spojrzeniem.
- Damien... - zaczął mężczyzna, ale nie dane mu było skończyć.
- Panowie mają ci pomóc wyjść? - syknął , dalej się nie odwracając.
- Nie, poradzę sobie. - warknął tylko Daniel i wyszarpując się z objęć osiłków wyszedł, trzaskając drzwiami.
W tej samej chwili Damien odwrócił się do swoich ludzi.
- Będzie gadał. Pozbądźcie się go. - powiedział tylko. Mężczyźni pokiwali głowami i ruszyli do wyjścia.
- Aaa i byłbym zapomniał - dodał po chwili. - Obserwujcie Styles`a. - powiedział i dopił resztę trunku.

2 komentarze:

  1. jak ja cie kurwa nienawidze Lucyna jak Boga lubie, wiem że jesteś chora i wgl ale bym cie zabiła teraz i to porządnie...

    ta historia mówie no AHA dobra miał lasie mhm spoko jeb zabijmy jom i jego kumpla pijanym kierowcą i niech se ucieknie ._.
    jak ja to czytałam to wgl nagle mialam tak okropnie dziwne i przerażające uczucie że to na przykład taki Harry Styles mógł to zrobić (a uwierz kurwa chyba bym umarła) i w sumie to idk co tu sie wgl aaaaaa nie ważne

    to że Harry pomaga temu zjebowi (nadal go nie lubie nie urzekł mnie) to mówie noooooooo ok pokazuje julie ze ja kocha bla bla bla ALE ja wiem, no ja po prostu to wiem ze kurwa no nic, NIC nie wyjdzie z tego dobrego (i tak, płakałam)

    ja już wgl ten cyrk z Damienem ... no, nie skomentuje bo nie mam siły xd

    warto było czekac nie powiem ze nie ale jestem wiekszym szczątkiem szczątków niż wgl XD
    love ya zdrowiej i miss u max <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja juz wspominalam ze kocham to opowiadanie? Tak to powiem to jeszcze z 1000 razy KOCHAM TO OPOWIADANIE I OCZYWIŚCIE CIEBIE MOJA ULUBIONA AUTORECZKO rozdział zajebisty ale to żadna nowość jak go czytałam caly czas myślałam: tylko się nie kończ błagam tylko się nie kończy i się kurwa skończył mam nadzieje ze szybko dodasz następny<3

    OdpowiedzUsuń