wtorek, 31 marca 2015

36. You are my drug

 odnośnie ostatniej sugestii w komentarzach - JESTEM NA WATTPADZIE:
jest tam LTM, YTR, Sinister będzie niedługo 


Rozdział dedykowany Milence Lis ( miał być na twoje urodziny ale oczywiście... ja to ja :)))))  )
Kocham Cię misiu i dziękuję za wszystko ♥

*oczami Julie*
Przysięgam, jestem najbardziej niezorganizowaną osobą chodzącą po tym świecie.
Westchnęłam z irytacją, przeszukując szafkę  w poszukiwaniu zielonej herbaty.
Tak dawno jej nie piłam, że nawet nie wiem gdzie ja ją w ogóle wsadziłam.
Przeklęłam w myślach samą siebie i odetchnęłam gdy w końcu moja dłoń napotkała upragnione opakowanie mojej ulubionej zielonej herbaty. Centralnie od wieków jej nie piłam. Właściwie, odkąd poznałam Harry`ego, moje życie totalnie zmieniło swój tok, nawet zamiast ukochanej herbaty zaczęłam pić miliony litrów kawy i to oczywiście, nigdy nie robilam jej sama, jakby ktoś pytał.
Przygotowałam herbatę i kontynuowałam robienie śniadania dla Harry`ego.
Nadal sam fakt, że TEN facet śpi sobie w moim łóżku, ba, spał ZE MNĄ ( w każdym możliwym tego słowa znaczeniu), był dla mnie dziwny, nowy. Hm, ekscytujący.
Chyba się do tego nie przyzwyczaję. Kto wie, może nie będę musiała?
 W końcu znając podejście i opinię Harry`ego, różne rzeczy mogą się stać.
Jeju, cholernie mi na nim zależy. Wywołuje u mnie milion różnych emocji na sekundę, ale jest dla mnie tak niesamowicie ważny… Nawet nie wiem kiedy to się stało i jak.
Wiem tylko, że boję się myśleć co będzie dalej, jak nam pójdzie, jak to wszystko będzie wyglądać…
I dlatego staram się o tym nie myśleć.
Nagle poczułam ciepłe, silne dłonie na moich biodrach. Momentalnie podskoczyłam. Boże jak dobrze, że nie trzymałam akurat w ręku żadnej szklanki, ani wrzątku bo szklankę bym rozwaliła, a wodę poparzyłabym siebie albo Harry`ego.
-To tylko ja. – wymruczał brunet, obejmując mnie i przytulając moje ciało do jego torsu. Wtulił twarz w moje włosy, a ja  nie mogłam powstrzymać  się przed zmrużeniem oczu pod wpływem odurzająco przyjemnego uczucia bliskości i ciepła jego ciała.
Boże, uwielbiam jego dotyk. Uwielbiam jego bliskość. Uwielbiam jego zapach. Uwielbiam Harry`ego Styles`a.
-Nie rób tak więcej… - udało mi się wyjąkać.
-Przecież wiem, że Ci się to podoba… - mruknął i cmoknął moją szyję.
Masz pieprzoną rację, Styles.
-Masz ochotę na kawę? – zignorowałam jego słowa i zapytałam jakby nigdy nic.
-Pewnie, kotku.- przycisnął wargi do mojego policzka i wypuścił mnie z objęć, siadając przy stole.
Nalałam mu kawy i postawiłam przy jego talerzu ze śniadaniem.
Nie zdążyłam nawet dobrze puścić kubka gdy jego silne ramiona pochwyciły mnie po raz kolejny i wylądowałam na jego kolanach.
-Mógłbym się przyzwyczaić do takich poranków. – zaśmiał się krótko i wziął łyk kawy.
-Nie myśl sobie, że będę Ci teraz codziennie robić śniadanie. Zapomnij Styles. – prychnęłam.
Po raz kolejny zachichotał i mocniej mnie objął.
-Pomarzyć zawsze można. –mruknął.
-Dobra, dobra. Jedz. – rzuciłam i wstałam z jego kolan. Prawie w tym samym momencie zostałam ponownie na nie przyciągnięta. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na chłopaka.
- Możesz mnie łaskawie puścić i zająć się swoim śniadaniem? – udałam irytację.
-A ty możesz raz się zamknąć i cieszyć się chwilą? – wywrócił oczami i objął mnie ponownie.
HARRY STYLES WYWRÓCIŁ NA MNIE OCZAMI. Nie wierzę.
Zaczął jeść, dalej ze mną siedzącą mu na kolanach.
-No nie patrz tak na mnie! – zawołał. Cóż, musiał zauważyć moje zdziwione a jednocześnie oburzone spojrzenie.
Westchnęłam tylko w odpowiedzi i odpuściłam temat.
-Jakieś plany na dzisiaj? – zapytał i wziął łyk kawy.
-Muszę odebrać i dopracować prezent dla Vicky. –odparłam.
-Potrzebujesz jakiejś pomocy? Rady fachowca? – zapytał z poważną miną.
-Raczej nie. – zachichotałam.
-A kiedy się wybierasz na tą imprezę?
-Wybieramy. – odważyłam się poprawić go, mimo że momentalnie serce zabiło mi mocniej– Jutro.- dodałam szybko  i odwróciłam wzrok. Nie rozmawiałam z Harry`m o tym, że Vicky zaprosiła go, hm, razem ze mną, w pakiecie.
-Wybieramy? – podchwycił szybko uśmiechając się szeroko. Wiedziałam. Nie mógł sobie darować.
-Wybieramy. – potwierdziłam ciężko, powoli wstając z jego kolan, ale ponownie zostałam na nie wciągnięta. Westchnęłam ciężko.
-A to ja chyba o czymś nie wiem. – zmusił mnie do spojrzenia mi w oczy i wpatrywał się we mnie z zawadiackim uśmieszkiem.
-To już wiesz. – wywróciłam oczami.
-Nie dostałem chyba jeszcze mojego zaproszenia… -udał zadumę.
-Vicky stwierdziła, że skoro zaprasza mnie, to Ciebie także, razem ze mną. – powiedziałam zniecierpliwiona jego podchodami.
-Ah tak. Więc mam być twoją ,,osobą towarzyszącą”? – zbliżył swoją twarz do mojej, czym przyśpieszył moje bicie serca.
-Nazywaj to jak Ci wygodnie, a jeśli tylko chcesz, to owszem, masz być moją ,,osobą towarzyszącą”. – rzuciłam.
-Hm, jeśli tylko chcę… - powtórzył wolno, udając zastanowienie, czym wywołał wywrócenie moich gałek ocznych. Styles to jednak Styles. – A ty tego chcesz? – spojrzał na mnie i uśmiechnął się kokieteryjnie.
Oh błagam.
-Jeśli nie chcesz, to nie pójdziesz. – warknęłam zirytowana, wiercąc się nieco z irytacji na jego kolanach.
-Nie takie było moje pytanie. – odpowiedział spokojnie, nadal mnie obejmując.
-Uuuuuuh – jęknęłam z irytacją. – TAK, CHCĘ, ŻEBYŚ ZE MNĄ POSZEDŁ, PASUJE? – zawołałam.
Rozbawiłam go moim zachowaniem.
-Pasuje. – powiedział zadowolony. Chciałam już obrzucić go kilkoma obelgami, ale ubiegł mnie, całując mnie.
Cholera, ma na mnie sposób. I wcale mi się to nie podoba.
To znaczy, podoba, jak cholera, ale i nie podoba… W sensie…
UH.
-Z przyjemnością z tobą pójdę, Shawty. – mruknął gdy oderwał się na ledwie dwa centymetry.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Tak swoją drogą, wiedziałem, że mam iść z tobą bo Vicky mnie o tym poinformowała w sms`ie, ale naprawdę chciałem to usłyszeć z twoich ust, kotku. – dodał, nadal będąc drastycznie blisko mnie i szczerząc się .
NO NIE!
-Ty frajerze! – zawołałam i uderzyłam go lekko w ramię, odsuwając się. Wstałam szybko z jego kolan, chcąc wielce urażona sobie iść.
Harry zaśmiał się i ponownie przyciągnął mnie na swoje kolana.
JAK DUŻO RAZY JESZCZE BĘDĘ WSTAWAŁA Z JEGO KOLAN?!
-Nigdzie się nie wybierasz. – mruknął do mojego ucha i pocalował mnie w policzek.
Prychnęłam tylko w odpowiedzi i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej.
-O, kochanie wczoraj widziałem się z twoim tatą. – powiedział Harry, kontynuując jedzenie śniadania.
Od razu się ożywiłam i opuściłam ręce.
-Mówił coś?- zapytałam zaciekawiona.
-Pytał kiedy do niego wpadniemy. – spojrzał na mnie, kończąc swoją kawę.
No tak. Właściwie nie byłam u niego od pamiętnej wizyty Harry`ego u mojego taty i brata. Jedynie rozmawiałam z nim potem przez telefon, kiedy pytał, czy między mną a Harry`m wszystko jest już w porządku.

*wspomnienie*
(około tygodnia po wizycie Julie i Harry`ego w domu rodzinnym dziewczyny, między Harry`m a nią jeszcze niczego poza ukrytymi myślami nie było) just sayin xd
Z ciężkim sercem wzięłam głęboki oddech i odebrałam połączenie.
-Halo? – niemal wyjąkałam.
-Julie, skarbie! – przyjazny głos taty spowodował od razu, że się rozluźniłam.
-Cześć, tato.
-Aniołku, co tam u was? Nie odzywasz się, wszystko w porządku? Między tobą a Harry`m? – zapytał z troską.
Oh, tato, gdybyś tylko wiedział…
Wystarczyłoby jedno słowo. Zwykłe ,,nie”.
I cała ta idiotyczna sytuacja by się skończyła, żadnego udawanego związku ze Styles`em.  Bynajmniej nie przed moją rodziną.
Wiec dlaczego do cholery to jedno słowo tak ciężko przechodzi mi przez gardło?
-Tak tato, jest już dobrze. – powiedziałam wzdychając. Przegrałam sama ze sobą.
I dlaczego?!
Bo walczę z czymś więcej niż z samą sobą. 
Bo chcę, żeby było dobrze. 
-Na pewno? –upewnił się.
-Tak. – potwierdziłam, starając się brzmieć optymistycznie.
-To cieszę się kochanie, że jesteś szczęśliwa. – powiedział z wyraźną ulgą.
Mhm, jestem szczęśliwa.
Jak cholera. Napierniczam promieniami szczęścia.
-Przepraszam za tą sytuację u Ciebie. Po prostu byłam zdenerwowana, nie wiedziałam, że Harry… - zaczęłam, ale przerwał mi.
-Nie ma za co, córeczko, nic się nie stało. Najważniejsze, ze się dogadaliście.
Westchnęłam.
-A jak u Ciebie? – zapytałam chcąc zmienić temat.
-Dobrze, kochanie. Powiedziałbym, że nawet bardzo dobrze. – brzmiał niezwykle szczęśliwie. Właściwie, to aż ,, inaczej” szczęśliwie, tak bym to określiła.
-Wygrałeś milion i lamborghini? – zapytałam udając ekscytację. Zaśmiał się.
-Chciałbym, Julcey, uwierz. Ale nie narzekam. – Czułam, że coś za tym stoi, ale nie dopytywałam już bardziej.
-Może wpadniesz do mnie? – zaproponowałam.
-Chciałbym, ale dużo się dzieje i nie bardzo mam kiedy. Ale będziemy w kontakcie, aniołku, dobrze? – był nieco zasmucony faktem, że się nie zobaczymy.
Cóż, ja też.
-Okej, tato. To trzymaj się, pa!
-Pa, Julcey. – pożegnał się.
*koniec wspomnienia*

Otrząsnęłam się.
-Powiedziałeś mu coś? – zapytałam.
-Powiedziałem, że postaram się jak najszybciej Cię wyciągnąć i wpaść do niego. – uśmiechnął się.
-Czyżbyś podlizywał się mojemu ojcu? – zmarszczyłam brwi.
Rozbawiłam go tym.
-Rozgryzłaś mnie. – zaśmiał się.
Pokręciłam tylko głową i w końcu wstałam z jego kolan, zabierając pusty talerz i kubek ze stołu.
-Dziękuję za pyszne śniadanie, kotku. – powiedział wesoło Harry, krótko obejmując mnie, przez co zatrzymał mnie w pół kroku i pocałował mnie w policzek.
-Nie ma za co. – zaśmiałam się krótko, kręcąc głową.
To co aktualnie dzieje się w moim życiu przypomina tandetną komedię romantyczną, ale jeśli mam być szczera- wcale mi to nie przeszkadza. Ani trochę.
-Więc jak, wybieramy się do twojego taty? – zapytał chłopak, opierając się o blat.
A ten co się tak uparł?
-Czyżbyś się tak za nim stęsknił, że tak Ci się śpieszy? – spojrzałam na niego z miną detektywa.
Zachichotał i pokręcił głową.
-Pytam poważnie.
-Ja też. – zrobiłam śmiertelnie poważną minę.
-Jesteś niemożliwa. – westchnął z uśmiechem.
-Możliwe. – odparłam wywołując u niego kolejny chichot.  – A co do wizyty u taty, co powiesz na przyszły weekend? Chyba, że masz czas na tygodniu, na przykład w czwartek, akurat kończę pracę wcześniej. – spojrzałam na niego.
-Czwartek jest okej. – uśmiechnął się. – Dzisiaj będę załatwiał kilka spraw w jego firmie, przy okazji mu wspomnę o naszych planach.
-Nie! – zawołałam. – Zrobimy mu niespodziankę.
Harry jakby na chwilę się zawahał. Jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Trwało to zaledwie małą chwilę, ale zauważyłam to. Ale nim zdążyłam chociaż zmarszczyć brwi, od razu odpowiedział.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, Shawty. – powiedział luźno.
-Dlaczego?
-Wiem, że u niego w firmie dzieje się teraz sporo rzeczy, ma dużo na głowie. Co jeśli  nie będzie miał dla nas czasu? Albo go nie będzie? Po prostu myślę, że lepiej się umówić, żeby wszystko było okej. – spojrzał na mnie.
Hm, w sumie racja.
Eh.
-No może masz rację. – westchnęłam.
-Skarbie… - przekrzywił lekko głowę w lewo i szybko znalazł się obok mnie, obejmując mnie w pasie i luźno do siebie przytulając – Ja zawsze mam rację. – mruknął wyraźnie dumny i zanim zdążyłam należycie to skomentować, pocałował mnie.
Naprawdę denerwuje mnie to, ze zawsze wie, jak mnie uprzedzić.
Ale jednocześnie, Jezu, uwielbiam gdy to robi.

*oczami Harry`ego*
-Dzień dobry, Harry. – ojciec Julie podał mi rękę.
-Dzień dobry, panu. – uścisnąłem ją z lekkim uśmiechem.
-Charles, Harry, Charles. –  zaśmiał się luźno. No tak. Miałem mówić do niego po imieniu.
-Jak nasz projekt? – spojrzał na mnie wyraźnie radosny. Cholera, naprawdę się zmienił. Widać po nim, że jest szczęśliwy.
-Projekt dobrze, wszystko zgodnie z planem. Właściwie wpadłem powiedzieć, że planujemy w czwartek po południu do Ciebie przyjechać, tak jak prosiłeś.
Charles się rozpromienił jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
-To świetnie Harry, dziękuję Ci.
-Nie ma sprawy. Mam tylko pytanie. Wszystko zostaje, tak jak prosiłeś? – spojrzałem na niego nieco niepewnie.
-Jeśli mógłbyś to dla mnie zrobić, to tak.
-Jesteś tego pewny? – upewniłem się.
Westchnął.
-Tak Harry, chcę to zrobić w ten sposób. Może i robię źle, ale po prostu nie sądzę, aby inaczej to poszło lepiej. – spojrzał na mnie nieco zatroskany.
Cholera, nie jestem przekonany. Ba, jestem przeciw. Julie raczej zbyt zadowolona nie będzie.
Hm, ale czego się nie robi dla ojców swoich dziewczyn, czyż nie?
-W porządku. – westchnąłem i wysiliłem się na uśmiech.
-Dziękuję. – uśmiechnął się.
-Cóż, w takim razie, będę się zbierał. Do widzenia, Charles. – pożegnałem się z nim uściskiem dłoni.
-Do widzenia. – odpowiedział radośnie.

*następnego dnia, wieczór*
*oczami Julie*
Wsunęłam na stopy moje ulubione, w miarę wygodne czarne szpilki i spojrzałam w lustro, robiąc ostatnie poprawki.
Uh, ta sukienka była idealna, ale gdy moja figura była przeze mnie bardziej pilnowana.
Skrzywiłam się widząc nieco uwypuklony brzuch. Nie jest to może niewiadomo co,  sama nie zauważyłam w ostatnim czasie jakiejś różnicy, ale jeśli chodzi o tą sukienkę, to istna zbrodnia.
Pokręciłam głową sama do siebie.  Szybko ściągnęłam z siebie sukienkę, zostawiając ją  na ,,kiedy już schudnę” i stanęłam po raz kolejny tego dnia przed szafą, szukając czegoś, w czym mogłabym wybrać się na imprezę Vicky. Swoją drogą, jakby kto pytał, za jakieś pół godziny powinniśmy wychodzić, a ja nadal nie wiem co założyć.
Harry już od ponad godziny czeka cierpliwie na dole, gapiąc się w ekran laptopa.
Uh, takiemu to dobrze, założy cokolwiek a wygląda tak idealnie, że majtki same spadają.
Nie powiedziałam tego.
-A ja siedzę na dole jak ten ciołek i nawet nie wiem, co tracę… -  usłyszałam nagle za sobą głos Harry`ego. Odwróciłam się od razu. Stał w progu, nonszalancko opierając się o framugę drzwi i  bezwstydnie przejeżdżając wzrokiem po całej mojej sylwetce, od góry do dołu.
O MÓJ BOŻE.
Gdy dotarło do mnie, że stoję przed nim tylko w szpilkach i skąpej bieliźnie, poczułam ciepło na policzkach. Szlag by to…
Prychnęłam tylko i starając się zignorować go, odwróciłam się z powrotem do szafy. Spokojnie, to tylko Harry. Nie mam dużego brzucha, widział mnie już, jest okej. TYLKO CHOLERA.
Widząc w szklanych drzwiach szafy jego wzrok, który nie odrywał się od mojego ciała, nie było łatwo się rozluźnić, zachowywać swobodnie, a zwłaszcza- nie czerwienić.
Harry rzucił się swobodnie na łóżko, podpierając głowę na dłoni i z wyraźnym zadowoleniem, nie przestawał się we mnie wgapiać.
Skupiłam się. W końcu zobaczyłam. Sukienka po prawej i spódnica leżąca w szufladce niżej. Mam do niej idealną bluzkę.
Sięgnęłam po sukienkę i schyliłam się po spódnicę.
-Cholera. – niski głos Harry`ego sprawił, że zamarłam. Zdałam sobie sprawę co ja robię. Schylam się. W tej pieprzonej bieliźnie, podczas gdy Styles leży na łóżku idealnie za mną i się na mnie gapi. Momentalnie się wyprostowałam. Zdązyłam się obrócić w stronę łóżka i wpadłam idealnie w ramiona Harry`ego.
Mój puls przyśpieszył gdy spojrzałam w jego oczy utkwione w moich. Jego dłonie luźno spoczęły na bokach mojej talii.
-Jesteś idealna. – mruknął zmniejszając i tak ledwo istniejącą odległość pomiedzy naszymi twarzami. Czułam jego ciepły oddech na skórze.
Jego słowa, dotarły do mnie dopiero po chwili.
Ale nie zdążyłam zareagować, bo już zamknął nasze usta w pocałunku, pod wpływem którego wręcz rozpływałam się w jego ramionach.
Myśl, że stoję przed nim niemalże nago, uciekła gdzieś poza moją świadomość.
Cóż, do momentu, gdy poczułam jak jego dłonie, zaciskają się na moich pośladkach, a pocałunek staje się coraz bardziej namiętny.
Moje serce przyśpieszyło, a zabawne uczucie ekscytacji wręcz mnie pobudzało. Wplotłam dłonie w jego włosy, to znów wsuwając je pod jego koszulkę, badając jego mięśnie na brzuchu, plecy, zahaczając o linię jego bokserek i jeju, jak ja to uwielbiam.
Dłonie Harry`ego powędrowały pod moje uda, unosząc mnie tak, że objęłam go w pasie nogami a jego usta zaczęły pieścić moją szyję.
Przymknęłam lekko oczy oddając się cudownemu uczuciu przyjemności.
Harry zrobił ze mną kilka kroków w stronę łóżka, przy ostatnim ponownie ułożył dłonie na moich pośladkach i przysunął moje ciało drastycznie blisko niego IDEALNIE POD LINIĄ JEGO BIODER, tak że czułam go idealnie przez moją cienką bieliznę i cholera, to było takie dobre.
Westchnęłam głośniej, pod wpływem miliona odczuć, jakie mi serwował.
Zamroczona przyjemnością wrażeń, ledwo spojrzałam na zegarek. Ale gdy zmusiłam się do minimalnej koncentracji, spojrzałam jeszcze raz.
O nie.
-Harry. – jęknęłam słabo, układając dłonie na jego barkach i lekko na nie naciskając.
Cóż, najwyraźniej odebrał to jako… INNY jęk, bo zareagował tylko lekko zasysając skórę na moim dekolcie.
-Harry. – starałam się zabrzmieć normalnie i lekko się odsunąć, ale fakt, że nadal trzymał mnie w górze, nie pomagał.
-hm? – mruknął w moją szyję dostarczając kolejnych wrażeń. Boże, czy to jest to co nazywają chemią?
Bo jeśli tak, to Boże, możemy z Harry`m otwierać  pieprzoną elektrownię atomową z szeregiem zakładów chemicznych.
 -Musimy iść. – powiedziałam odchylając głowę, by złapać z nim kontakt wzrokowy.
-Wcale nie musimy. – skrzywił się.
-Naprawde, Hazz, postaw mnie. – spojrzałam na niego.
-Julie… - zaczął ale mu przerwałam.
-Nie, Harry. To urodziny Vic, nie mogę nie przyjść, ani się spóźnić.- zrobiłam proszącą minę, na co wywrócił oczami i z wyraźnym niezadowoleniem postawił mnie na ziemię.
Złapał mnie w talii, schylając się nieco do mojego ucha, a mnie przeszły ciarki.
-To szykuj się mała, ale radzę uważać na tej imprezie, bo istnieje opcja, że wezmę Cię w toalecie. – mruknął mi do ucha, całując lekko jego płatek i już go nie było.
ON TEGO NIE POWIEDZIAŁ, PRAWDA?

*dwie godziny później*
-I DUŻO DZIECI! – wydarłam się na cały głos, przekrzykując muzykę i unosząc energicznie w górę kieliszek z alkoholem.
Kółko dziewczyn  składające się z Lucy, Vicky, Shopią, Meg i Justine wokół mnie powtórzyły mój ruch, z czego Vicky dostała głupawki słysząc moje ostatnie życzenia.
A może to już było to stadium upojenia alkoholowego, gdy masz frajdę z niczego?
Mało istotne.
Zgodnie jednym ruchem opróżniłyśmy nasze kieliszki.
Od początku mojego pobytu tutaj,  zdążyłam się już wytańczyć z Harry`m, do tego stopnia, że moje szpilki już nie wydawały się tak wygodne.
Ale biorąc pod uwagę zbawcze działanie alkoholu, nie zwracałam na to ąz tak dużej uwagi.
Dopiero jakiś czas temu na dobre zaczęłam bawić się z dziewczynami. Harry natomiast trzymał się z chłopakami, cóż, pijąc, paląc i pieprząc głupoty.
Zauważyłam, że Harry cały czas miał mnie na oku. Czy tańczyłam, czy piłam z dziewczynami, patrzył na mnie i na moje otoczenie.
A mi to wcale nie przeszkadzało.
Vicky pociągnęła mnie za rękę, a ja zrobiłam to samo z Lucy i Meg. Po chwili wylądowałyśmy na parkiecie, tańcząc w najlepsze.
Vicky była już pożądnie wstawiona. W sumie podziwiam ją, po takiej ilości toastów za nią, ja już dawno leżałabym pod jakimś stolikiem.
A ona po prostu cały czas się śmiała, a na parkiecie albo skakała i szalała jak dziecko, albo dla odmiany robiła się niezwykle odważna i kusząca, ocierając się o przypadkowych chłopaków i dziewczyny. Cóż, to w końcu Vicky.
Swoją drogą, z tego co zauważyłam, coś się dzieje pomiędzy nią a Zayn`em.
Co prawda, nie wspominała mi żeby działo się coś wyjątkowego, chociaż fakt, częściej słyszałam ostatnio, że gdzieś z nim wyszła, spotkała, pojechała, etc.
A jakbyście zobaczyli tą dwójkę na parkiecie razem…O  Jezusie.
Ona wygląda jakby miała zajść w ciązę od samego faktu, że on z nią tańczy i jej dotyka.
On wcale nie lepszy. Jakby miał zaraz dojść.
Cóż, chemia?
O cholera, mam nadzieję, że ja z Harry`m tak nie wyglądamy…
 ZRESZTĄ NIEWAŻNE.
Po kolejnej piosence postanowiłam odwiedzić Harry`ego i chłopaków.
Tanecznym krokiem zbliżyłam się do ich loży. Od razu złapałam kontakt wzrokowy z Harry`m. Naprawdę cały czas ma na mnie oko.
Uśmiechnęłam się do niego od razu.
Chłopcy w bardzo wesołym stanie radośnie zareagowali na moje przybycie. Uczuciowy już Louis od razu rzucił mi się na szyję.
-SHAAAWTAAAAY, SŁONECZKOO MOJEEE! – zawołał rozciągając niemożliwie każde słowo.
-Hej, Lou. – zaśmiałam się i poklepałam go po plecach. Spojrzałam na niego. Cóż, mogłam się tego spodziewać.Wiekość jego źrenic diametralnie różniła się od normalnej, pomijając przekrwione gałki. Tylko chwila wystarczyła mi, żeby połączyć fakty.
Cóż, właściwie, czemu nie? W końcu to impreza, mogą korzystać.
-Skaarbeczku mój kochanyyy, powiedz coś swojemu mę-ężczyźnie, żeby łaskawie rozluźnił po-o-oślady, bo nie chce więce-ej nic pić! – pożalił mi się chłopak dalej uwieszony na moim ramieniu. Kilkoro chłopaków żywo przytaknęło.
Spojrzałam na Harry`ego, który tylko wywrócił oczami.
Harry nie pije. To znaczy, nie pije tak, żeby stracić kontrolę. Mam najlepszego faceta na świecie, okej?
Przedostałam się do mojego Harry`ego i usadowiłam się na jego kolanach. Nie obyło bez małych zawahań równowagi, ale cóż, alkohol.
Harry od razu objął mnie w pasie i poprawił moją spódnicę, która podwinęła się i była przez chwilę ultrakrótka. Ale ja byłam zbyt wesoła, żeby się tym przejąć.
-Harry. – jęknęłam mu do ucha, układając się na jego ramieniu.
-Co tam, skarbie?- nawet się nie wysilał, a jego głos idealnie było słychać przez głośną muzykę.
-Nie musisz rezygnować z zabawy, bo ja tu jestem. – spojrzałam mu w oczy.
-Nie rezygnuję. Przecież piję. – uśmiechnał się.
-Ledwo co. Powstrzymujesz się na siłę. Naprawdę doceniam twoją troskę, to słodkie- niemal pisnęłam i aż westchnęłam. Cóż, te drinki mnie nieco ogłupiają.-Ale nic mi nie grozi, pełno tu naszych znajomych. Ja się bawię, ty też powinieneś. Lepiej zachowaj ten swój umiar  na moment gdy naprawdę będę tego potrzebowała z twojej strony, okej? – spojrzałam na niego.
Zaśmiał się tylko ale pokiwał głową.
-Okej.
-Może okej będzie naszym ,,zawsze’’? – pisnęłam podekscytowana.
Roześmiał się po raz kolejny.
-Okej.
- O mój Boże, przestań ze mną flirtować! – pacnęłam go w ramię.
Pokręcił tylko głową wyraźnie rozbawiony moim entuzjazmem.
Wyjątkowo dobrze i wesoło się czułam. Hm, można się czuć ,,wesoło”?
-Jeszcze kilka kieliszków i będę musiał Cię nieść do domu, wiesz? –zaśmiał się.
-Ale ja już nie piję! – zawołałam dumnie.
-JAK TO?! – oburzył się Louis, który usłyszał moje słowa.
-Ja już nie będę piła, ty pij, to ja Cię mogę potem zanieść! – zaproponowałam ochoczo Harry`emu.
-Jesteś niemożliwa. –parsknął.
-A jeśli będziesz się bawić- zaczęłam kuszącym głosem, pochylając się nad jego uchem – kto wie, może rzeczywiście spotkamy się w toalecie… - musnęłam ustami jego ucho. Od razu zareagował na moje słowa, zaciskając dłoń na moim kolanie. Cmoknęłam szybko ustami jego policzek i wstałam pośpiesznie. Puściłam mu oczko i kołysząc biodrami skierowałam się na parkiet.

*oczami Harry`ego*
Jej słowa od razu na mnie zadziałały. To zadziwiające jak odważna staje się po alkoholu.  Starałem się uspokoić po tym, co przed chwilą mi zaserwowała, skutecznie zmniejszając wolną przestrzeń w moich spodniach.
Ma rację. Cholernie mam ochotę porządnie wypić z chłopakami.  Ba, mam też ochotę na to, co od godziny proponuje mi Louis. Ale nic nie poradzę, że czuję się odpowiedzialny za Julie, mam na myśli, nie chcę żeby coś jej się stało.
Tymbardziej, że jest tutaj ze mną, wiec to ja dbam o jej bezpieczeństwo.
Mało tego, widziałem jak jakiś fiut, którego swoją drogą nie znam, chciał wcisnąć barmanowi jakąś malutką torebeczkę, rozglądając się na boki i przesadnie pochylając się nad ladą, starając się zachować dyskrecję. Nie trudno się domyślić, co w tej torebeczce może być. Ale barman na szczęście go tylko zjebał, zapewne strasząc glinami, a po chwili ochrona go wyprowadziła.
Więc to chyba dobrze? Poza tym, Julie powiedziała, że nie będzie pić, prawda?
UH.
Chwyciłem zapełniony kieliszek i szybko przechyliłem. Znajomy ostry smak.
-Jeszcze. – skinąłem na Louis`a.
-Nooo i to rozu-umiem! – ożywił się. Jest totalnie narąbany i na dodatek na haju. –Nie wiem co nasza ma-aała Julie Ci obiecała i czym Cię przekonała, ale niech jej Bog w dzie-eciach wynagrodzi! – zawołał wesoło unosząc kieliszek, przy okazji rozlewając połowę jego zawartości.
Pokręciłem tylko głową i pochłonąłem kolejny kieliszek.
-Harreeeh? – mruknął Lou wyciągając w moją stronę skręta.
Zawahałem się.
Cholera, mam niesamowitą ochotę. Odszukałem w tłumie Julie. Tańczyła w najlepsze z Vicky, która cóż, niemalże obmacywała moją dziewczynę. Nie mogę, powiedzieć, żeby to nie było gorące.
Nie paliłem ani nic nie brałem od naszej przedostatniej kłótni. Cóż, ostatnia zakończyła się  wizytą w mojej sypialni, a nie jointem czy tabletką na poprawę humoru.  Trochę czasu minęło…
Julie jest tu bezpieczna. A to mnie tylko zrelaksuje.
Poza tym przejdzie mi wszystko zanim zdążymy wyjść, co pewnie nastąpi jakoś nad ranem
Wziąłem skręta od Lou, nie zastanawiając się dłużej.

*oczami Julie* 
Dostałam głupawki widząc, jak Vicky się rozchulała przy ,,Pour It Up”, wijąc się wokół mnie, wodząc dłońmi po moim ciele i wyginając się przede mną.
Kiedy ostatni raz tak szalałyśmy?
Korzystałam z chwili jak tylko się dało. Trzeźwa świadomość powoli mi wracała.
Wiedziałam, że mi wystarczy. Lubię pić, ale tak, żeby się po prostu dobrze bawić i żeby było wesoło.
A poza tym, niewiadomo jak z Harry`m. W końcu to facet, narąbie się jak biszkopt a ja muszę funkcjonować, żeby zamówić taksówkę i jakoś wejść do domu.
Zaczęła lecieć kolejna piosenka i znowu zaczęłam się bawić.

*oczami Harry`ego*
Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak można za tym zatęsknić. To uczucie, najpierw bawisz się najlepiej, potem idealnie uspokajasz i dostrzegasz lepiej niektóre rzeczy.
Czerpałem niewyobrażalną przyjemność z przyglądania się mojej kobiecie, szalejącej na parkiecie. Właściwie nie wiem, czy szaleje, dla mnie wygląda jak w perfekcyjnie dopracowanym zwolnionym tempie.  Każdy ruch jej ciała, włosów, uśmiech, dłoń przesuwająca się po biodrze, to jak nimi kołysze. Jak jej włosy idealnie dopełniają całość jej wyglądu.  Jak basy wybijają rytm, w którym jej ciało perfekcyjnie się porusza, pasując w każdym calu.
To ona jest moim narkotykiem.
______________________________________________
Późno, w cholerę, wiem.
Wybaczcie.

,,Boże, czy to jest to co nazywają chemią?
Bo jeśli tak, to Boże, możemy z Harry`m otwierać  pieprzoną elektrownię atomową z szeregiem zakładów chemicznych."
JA AKA MISTRZ SUCHARÓW #PART6969


Szczerze? Sprawa z odejściem Zayna mnie dobiła. 
Tymbardziej, że poczułam się tak jakbym została sama, bez żadnego oparcia i cholernie się bałam, że zaraz znowu w moim życiu stanie się coś złego a ja sama sobie nie poradzę.
Rok 2015 zaczął się chujowo i dalej taki jest, nie mam już na to siły, jeśli mam być szczera. 
Ale you know what
jest najgorzej, codziennie dzieje sie coś nowego, złego
a ja jakoś żyję. 
MEDŹIK. 
Tego i Wam pyśki życzę. 
Nie komentuję sprawy odejścia Zayna, piosenki, Naughty Boya, Lou, etc. 

Kocham Zayna, jest mi cholernie przykro, ale go kocham i będę z nim. 
Tak samo jak z 4/5 
forever ♥

Wybaczcie wątek Vic i Zayna, ale szczerze?
Nikt inny mi do Vic nie pasuje. 
Zresztą nevermind. 
Na YTR na razie gromadzę siły, będzie 
zwiastun, będą święta, jakoś może
się dźwignę i stanę na nogi. 
Tyle aniołki. 
Dziękuję Wam serdecznie za cierpliwość i wsparcie. 
I WESOŁEGO JAJECZKAAAA ♥
Bez śniegu, ej :c
I żeby te wszystkie ciasta poszły w cycki ♥
Kocham max 

L.

piątek, 13 marca 2015

35. Tres metros sobre el cielo


troszkę rzygamy tęczooo :D



*oczami Julie*
Przysięgam, nie wiem co do cholery się dzieje kiedy ten frajer mnie całuje.
Nienawidzę go za to jak na mnie działa, a jednocześnie to uwielbiam. To uzależniające, cholera.
Po kolejnym idealnym pocałunku odsunął się i z uśmiechem, bez słowa pociągnął mnie w stronę kanapy.
-A teraz nie rozmawiamy na tematy typu szanowny Dylan, tylko odpoczywamy.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu Harry.
Westchnęłam tylko i podeszłam do kanapy z zamiarem położenia się, gdy zatrzymała mnie dłoń Harry`ego na moim ramieniu.
Spojrzałam  na niego pytająco, na co on tylko się uśmiechnął, rozłożył na kanapie (zajmując przy okazji całe wolne miejsce) i poklepał swoją klatkę piersiową. Zmarszczyłam brwi, dalej nie ruszając się z miejsca.
Harry westchnął.
-No kładź się, nie utrudniaj. – jęknął marudnie, wyciągając w moją stronę ramiona.
Styles chce, żebym od tak sobie z nim leżała na kanapie, na jego torsie.
Moje życie zamienia się w jakąś tandetną komedię romantyczną, przysięgam.
,, -Po prostu zachowuj się tak, jak tylko tego chcesz. Jeśli czujesz… Tak jak ja… Po prostu zobaczmyco z tego wyjdzie i cieszmy się tym…?” 
Słowa Harry`ego rozbrzmiały w mojej głowie.
Mówiąc prostszym językiem (a raczej tak jak ja to po prostu zrozumiałam), mamy spróbować robić te wszystkie rzeczy, jakby, być razem i zobaczyć co z tego wyjdzie i jak nam pójdzie?
Cholera, nadal sama myśl o ,,związku” z Harry`m wręcz  bolała mnie, gdy tylko przyszła mi do głowy.
To takie… wow.
A pieprzyć to.
Bez dalszego zastanawiania, nieco niepewnie, położyłam się, w miarę możliwości obok Harry`ego, co i tak mi nie wyszło, bo zajął swoim ciałem całe wolne miejsce, wiec i tak chcąc nie chcąc (CHOLERA, CHCĄC I TO JAK) musiałam się położyć częściowo na nim.
Harry był wyraźnie rozbawiony moją niepewnością i nieco nieporadnymi ruchami.
W końcu objął mnie w pasie i przyciągnął na siebie, wręcz układając mnie na swoim torsie  w wygodny dla niego i O MÓJ BOZE dla mnie też sposób.
Odetchnęłam rozkoszując się ciepłem i zapachem jego ciała, odprężając się w jego ramionach.
Cholera, przecież ja wręcz na nim leżę, jak mu w końcu coś zrobię? Przecież nie ważę tyle co dziecko, trzymanie mnie na sobie nie może być proste.
Spanikowałam trochę, ale Harry nie wydawał się ani trochę, hm zmęczony…? Tym, że taka ja sobie na nim leży. Sięgnął za głowę po koc, którym nas okrył i O JEZU KOCHANY, przytulił mnie do siebie, delikatnie gładząc dłonią moje plecy.
Przysięgam to jest najlepsze uczucie ever.
-Co oglądamy? – zapytał cicho Harry, biorąc pilot do ręki. Jego klatka piersiowa przyjemnie zawibrowała pod wpływem jego głosu.
Boże, on jest zbyt idealny!
-Cokolwiek. – mruknęłam w odpowiedzi.
Naprawdę mogę w tym momencie oglądać wszystko, nawet jakieś masowe morderstwa, czy operację na otwartym sercu. Nawet turnieje szachowe.
Jest mi zbyt cudownie, żeby mnie obchodziło co będę oglądać. Tak długo jak Harry mnie przytula, tak mogę oglądać wszystko, znieść wszystko.
Harry przewijał listę filmów, szukając czegoś. Ja nawet nie wysilałam się na skupienie wzroku na tytułach, przymknęłam oczy i koncentrowałam się tylko na tym jak idealnie się czuję.
-Zgaduję, że możesz to lubić. – powiedział wesoło i odłożył pilot, skupiając swoją uwagę na mnie, na tym, żeby mnie przytulać, a ja ledwo powstrzymałam się od jęku zadowolenia.
Niechętnie otworzyłam oczy by sprawdzić co wybrał.
Gdy na ekranie pojawiła mi się tak dobrze znana twarz Mario Casasa, wiedziałam już co wybrał i jak słowo daję, miałam ochotę zacząć piszczeć.
To się cholera nie dzieje. Harry Styles z własnej woli wybrał ,,Trzy metry nad niebem”.
Nie.
Po prostu nie.
Uniosłam głowę z jego klatki piersiowej i spojrzałam na niego zdziwiona. Spojrzal na mnie.
- No co? – zaśmiał się krótko. – Jak nie lubisz, to możemy wybrać coś innego…- już sięgał po pilota, gdy szybko złapałam jego dłoń.
-Nie! – pisnęłam i ponownie wtuliłam się w jego ramiona, układając jego dłoń na moich plecach, gdzie leżała przed kilkoma chwilami.
Harry tylko zaśmiał się cicho po raz kolejny i ponownie zaczął rysować  palcami wzorki na moich plecach.
Jak słowo daję, jestem w niebie.

*dwie godziny później*
Wstrzymałam oddech i zagryzłam mocniej wargę, żeby się nie rozpłakać. Ten film działa tak na mnie za każdym razem.
Gdybym tylko mogła, sama bym przywaliła Babi za jej słowa.
NIEWAŻNE.
Harry lekko uniósł głowę, a ja spanikowana szybko zaczęłam mrugać by jakoś rozpędzić łzy cisnące mi się do oczu.
-Płaczesz? – szepnął mi nagle do ucha, wywołując tym samym przyjemne dreszcze, które nieco ukoiły moje rozchwiane emocje.
Pokręciłam tylko przecząco głową bo wiem, że gdybym spróbowała coś powiedzieć, to najprawdopodobniej bym się rozkleiła.
Harry tylko prychnął i przytulił mnie mocniej. Pocałował mnie w głowę.
-Kłamczucha. – szepnął znowu. Ja tylko westchnęłam głęboko i wtuliłam się w jego ciało.
Jest mi niewyobrażalnie dobrze w jego ramionach, mimo emocji wywołanych filmem.
-I jak słowo daję, kiedyś podpierdolę Malikowi jego motor. – mruknął bardziej poważnym głosem.
No tak, Zayn ma motor i nie uznaje innego środka transportu. Nie wiem co prawda, jak jest teraz, ale wiem, ze swego czasu i on się ścigał.
Ale to chyba już nie te czasy, bez Levine`a nikt się już nie bawi w wyścigi.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego nadal nieco załzawionymi oczami.
Film wpływa na Harry`ego Styles`a. Naprawdę nie wierze w to, co aktualnie dzieje się w moim życiu.
Harry spojrzał mi w oczy i z delikatnym uśmiechem starł łzę z mojego policzka.
-Ty nawet jak beczysz, jesteś piękna.- zaśmiał się. Uderzyłam go lekko w ramię i ponownie się w niego wtuliłam.
-Muszę się już zbierać, skarbie. – szepnął mi do ucha, lekko cmokając miejsce tuż za nim.
Wydałam z siebie tylko pomruk niezadowolenia i mocniej go przytuliłam.
Zaśmiał się tylko i po raz kolejny pocałował mnie w głowę.
-Naprawdę, mała, mam jeszcze trochę spraw do załatwienia. – powiedział spokojnie.
STYLES, CHOLERA, LEŻ NA TEJ PIEPRZONEJ KANAPIE, MI JEST DOBRZE, OKAY?!
Westchnęłam ciężko i wręcz z bólem podniosłam się z jego ciała, do siadu.
Cóż, hm, siadu na nim. Okrakiem.
Jak mogłam się tego spodziewać,  brunet złapał mnie w biodrach i zatrzymał mnie w tej pozycji, ze swoim firmowym, cwanym uśmieszkiem.
Wywróciłam tylko oczami.
Może i by to na mnie jakoś zadziałało gdyby nie fakt, że miał zamiar mnie zostawić samą, podczas gdy  było mi tak idealnie w jego ramionach.
-Przepraszam? – mruknęłam zaczepnie.
-Nie ma za co. – zaśmiał się krótko i dźwignął się do siadu, zsuwając mnie na swoje kolana. Ułożył dłonie w dole moich pleców i przysunął do siebie jeszcze bliżej, nie zostawiając między nami żadnej wolnej przestrzeni. Nie powiem, cholera, mocny ruch.
Nachylał się już, żeby mnie pocałować, ale odsunęłam się w miarę możliwości.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie śpieszyło Ci się gdzieś przypadkiem? – zapytałam obrażonym tonem.
Parsknął i pokręcił głową.
-Jesteś niemoźliwa, Shawty. – mruknął, całując mój policzek.
-A ty, zdaje się, zajęty. – odparłam marudnie.
Momentalnie jego wyraz twarzy zmienił się. Przebiegł językiem po ustach. Oho.
O nie nie nie nie nie. Nie teraz.
Pochylił się jeszcze bliżej, do mojego ucha.
-Mam zostać i udowodnić Ci, że jedyne czym jestem naprawdę zajęty, to ty? Mam zająć się TOBĄ? –mruknął do mojego ucha, muskając ustami jego płatek i przesuwając się niżej, zaczął powoli całować moją szyję.
CHOLERA JASNA.
On nie może mieć na mnie takiego wpływu, to niesprawiedliwe!
Cholera, ale jakie przyjemne…
Wręcz rozpływałam się w jego objęciach rozkoszując się jego bliskością. Każdy mój nerw reagował na jego dotyk, zapach, ciepło. To aż chore.
Dłonie Harry`ego wsunęły się pod moją koszulkę i sunęły po mojej skórze, dostarczając kolejnej dawki doznań.
Nie, nie. Nie mogę mu za każdym razem pozwalać wygrać. On nie może wiedzieć, jaką władzę tak naprawdę nade mną ma.
Chciałam zaprotestować, naprawdę. Ale, JAK?!
Harry wsunął dłonie pod moje uda, bez trudu lekko mnie podnosząc i przesuwając do przodu, rozsuwając przy okazji moje nogi. Oderwał się od mojej szyi i nachylił się, układając się już między moimi nogami.
Nie tym razem, Harry. Nie zawsze dostaniesz to,  czego chcesz.
-O nie, nie, nie. – zaprotestowałam, kładąc dłonie na jego ramionach. Cholera, zatrzymywanie czegoś, czego tak bardzo chcę jest strasznie trudne. Aż bolesne.
Harry spojrzał na mnie zaskoczony.
Uśmiechnęłam się niewinnie.
-Ty mała cwaniaro. – zaśmiał się  i pokręcił głową.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu i zagryzłam wargę.
Widząc to ponownie się do mnie nachylił.
Momentalnie przyległ do mnie całym swoim ciałem, napierając na mnie.
Wstrzymałam oddech, powstrzymując jęk przyjemności.
-Może to ja zacznę się z Toba droczyć, hm? – mruknął. Boże, jest tak blisko moich ust, że aż sprawia mi ból nadal mnie nie całując.
Poruszył się lekko, ocierając się o mnie, aż rozchyliłam usta pod wpływem przyjemnego uczucia, jakie u mnie wywołał.
Pieprzony….
-Teraz też jest zabawnie? – zapytał z cwanym uśmieszkiem.
-Nienawidzę Cię. – jęknęłam.
Roześmiał się.
-Też Cię kocham, Shawty. – cmoknął mnie w nos. – A teraz naprawdę muszę iść. Ale przysięgam, że jak znowu Cię dorwę to odpłacę się za te twoje gierki. – mrugnął do mnie i przycisnął swoje usta do moich.
Na nic innego nie czekam, Styles.
Odwzajemniłam pocałunek, na który czekałam od dobrych kilku chwil, zdających się trwać wieczność.
Odsunął się ode mnie i już chciał coś powiedzieć, kiedy wpadłam mu w słowo.
-No, już idź. – powiedziałam z uśmiechem.
Odwzajemnił uśmiech i wstał. Ja natomiast rozłożyłam się na kocu.
Przeciągnął się i O MAMO wygląda tak gorąco…
Wziął swoją kurtkę puścił mi oczko i skierował się stronę drzwi.
I przysięgam, nie wiem skąd mi się to wzięło, to był odruch po prostu wstałam.
-Harry? – zawołałam go idąc szybko do niego.
Odwrócił się z pytającym spojrzeniem a ja jedyne co zrobiłam to zarzuciłam mu ręce na szyję i po prostu… pocałowałam.
Wyczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Objął mnie w pasie.
Po kilku chwilach odsunęłam się.
Na ustach Harry`ego gościł promienny uśmiech.
-Co jak co, ale lubię jak się ze mną zegnasz. – zaśmiał się, cmoknął mnie jeszcze raz, krótko w usta i wyszedł.
A ja nie mogąc się powstrzymać, wykonałam jakiś krótki, dziko taniec szczęścia, nie wiem, nazwijcie to jak tylko sobie chcecie.
Po prostu musiałam. Moja ekscytacja, nie wiem co to w ogóle było wręcz mnie rozsadzała. Czuję się po prostu niesamowicie.
W podskokach wróciłam do salonu i rzuciłam się na łózko, uśmiechając się do siebie jak idiotka.
Zdażyłam to zrobić,  gdy usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
Co do cholery…?
Szybkie kroki…
Dźwignęłam się do siadu, dokładnie w momencie, gdy jakieś ciało momentalnie wpadło na mnie z impetem, przygniatając mnie z powrotem do leżenia.
Mnóstwo blond włosów na mojej twarzy, słodkie perfumy.
-Vic! – jęknęłam głośno i zepchnęłam ją z siebie.
Blondynka tylko mruknęła przeciągle (to był bardziej odgłos zdychającej foki, ale ja tam się nie znam) i przewróciła się na plecy, niemal spychając mnie z kanapy.
Już miałam ponownie się odezwać, gdy mi przerwała:
-Boże, dłużej się nie mogliście tu miziać? Jezus Maria, ileż można, no błagam! – jęknęła.
-Co? – spojrzałam na nią zaskoczona.
-Nie wiem czy wiesz kochana, ale spędziłam ponad półtorej godziny, siedząc na schodach twojego domu i czekając aż łaskawie Styles Cię zadowoli i sobie w końcu pójdzie! Mało tego, gdy w końcu raczył to zrobić, zaskoczył mnie i musiałam kombinować, żeby mnie nie zobaczył bo to już by była z lekka dziwna sytuacja, więc skoczyłam w te twoje przeklęte kwiatki i chciałabym zauważyć, że tam nie ma kwiatków tylko jakieś pieprzone korzenie, o które oczywiście musiałam się potknąć i zaliczyć mało przyjemny upadek! – skrzywiła się.
-Chcesz mi powiedzieć, że z moich schodów, skoczyłaś w koturnach przez obręcz w mój ogródek ? – zapytałam niedowierzając.
-To było pierwsze co przyszło mi do głowy! – zawołała obronnym tonem.
Wyobraziłam sobie całą sytuację i nie mogąc się opanować wybuchłam śmiechem.
Vicky tylko spojrzała na mnie z urażonym wyrazem twarzy i AUTENTYCZNIE zepchnęła mnie z kanapy tak, że wylądowałam na podłodze.
-AŁA, FRAJERZE! – krzyknęłam, nadal się śmiejąc.
-Tak właśnie się czułam leżąc w tej ziemi! – odgryzła się Vicky ale teraz i ona się śmiała.
-Czemu po prostu nie weszłaś do środka? –zapytałam, gdy już się trochę uspokoiłam.
-Widząc samochód Styles`a, co innego mogłam sobie pomyśleć, niż to, że w czymś wam przeszkodzę? Wybacz, jestem ciekawa wszystkiego, ale nie aż do tego stopnia żeby oglądać jak Cię pieprzy. – skrzywiła się.
-Vic. - jęknęłam.
-No co? Nie jest tak, że wspomniałaś mi o tym, że ruchasz Styles`a. – mruknęła z obrażoną miną.
-Vic na litość boską! – pisnęłam. Czasami aż przeraża mnie jej bezpośredniość.
-A teraz mówi mi, kiedy, dlaczego, i najważniejsze- JAK BYŁO? – zapytała rozemocjonowana.
Schowałam głowę w poduszce, czułam jak momentalnie się czerwienię i nic nie mogę na to poradzić.
-Julie, nie bądź taka no! – zachichotała, dając mi kuksańca w bok.
Wzięłam oddech i spojrzałam na nią.
-Jak wróciliśmy od Gemmy… - zaczęłam, ale wpadła mi w słowo.
-Wiedziałam, że to się musi wtedy stać ! – zawołała.
-Zamknij się ! – zaśmiałam się.
-Więc, pokłóciliśmy się u Gemmy… - po rak kolejny zaczęłam ale i tym razem nie dane mi było dokończyć.
-Wściekły seks? Boże, Blackburn, nie spodziewałam się tego po tobie! – pisnęła i poruszyła brwiami.
-Vic! – warknęłam.
-Już, już, nic nie mówię! – zachichotała.
- Jak przyjechaliśmy nie odzywałam się, aż sam zaczął.- kontynuowałam- No i zaczęliśmy się an siebie wydzierać, wyzywać, kłócić. Wykrzyczałam, że go nienawidzę, a on… Że mnie kocha.  No i … Vicky? – przerwałam, gdy ponownie na nią spojrzałam  ona patrzyła na mnie z rozchylonymi ustami.
-Styles powiedział Ci, że Cię kocha? – zapytała aż za spokojnie i zbyt wolno.
-Hm, tak. – mruknęłam. Uwierz Vic, dla mnie to też był szok. Ba, nadal jest.
-O chuj. – wypaliła i momentalnie rzuciła mi się na szyję ciesząc się jak glupia.
Roześmiałam się i przytuliłam ją mocno.
-Boże, czuję się jak dumna matka. – udała że wyciera łzę.
-Oj cicho, frajerze! – zaśmiałam się. – No i w sumie to jakoś tak wyszło.- wzruszyłam ramionami.
-Chyba, WESZŁO. – poruszyła wymownie brwiami.
-Vic! – roześmiałam się. Jest niemożliwa.
-Jak było? – przygryzła wargę szczerząc się.
Zaśmiałam się.  Niereformowalna, no.
-Głupie pytanie. – sama sobie odpowiedziała. – To jest aż oczywiste, że z nim zawsze jest bosko. – zachichotała.
Jęknęłam tylko przeciągle i śmiejąc się położyłam się obok niej.
-Rany, pieprzyć takiego Styles`a… - udała rozmarzenie.
-Nie bój się, nie grozi Ci to. – parsknęłam i dźgnęłam ją w brzuch. Roześmiała się.
-No dobra, mów co dalej. Jesteście razem, mam rozumieć? – zapytała podekscytowana.
-Tak jakby… Nie wiem. To znaczy, robimy te wszystkie rzeczy, jak para… Tak jakby zobaczymy co z tego wyjdzie. – wydusiłam w końcu.
-Oh. – mruknęła tylko wyraźnie zaskoczona.
Przygryzłam wargę. W mojej głowie i ustach Harry`ego nie brzmiało to tak… dziwnie.
-Powiedział Ci,  że Cię kocha, ty kochasz jego,  pieprzycie się a nie jesteście razem?- spojrzała na mnie marszcząc brwi.
-Po pierwsze: nie mówiłam nic, że go kocham – odpowiedziałam szybko, mimo że dziwnie się z tym poczułam. Już chciałam mówić dalej, ale Vic jak to Vic.
-A nie kochasz go? – zaatakowała znowu.
Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk się ze mnie nie wydobył.
Nienawidzę go. Nienawidzę a jednocześnie …
Wręcz przeciwnie.
-Kochasz. Więc nie gadaj głupot. – skwitowała Vicky. Cholera.
-W każdym bądź razie nie rozumiem, jesteście razem? – zapytała znowu.
-Próbujemy. – odparłam.
-Hm, okay. –mruknęła Vic. – Tylko nie rozumiem po co tak komplikować? – zmarszczyła brwi.
-Właśnie nie chcemy tego komplikować, wręcz przeciwnie. –odpowiedziałam, a ta popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
-Boże. Chyba naprawdę jestem typową blondynką, bo za chuja was nie rozumiem. – zmarszczyła brwi.
Westchnęłam głęboko. Ja sama nawet nas nie rozumiem.
-Nie wiem, nieważne. Ale fakt, typową blondynką, to jesteś. – powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.
-Blackburn! – zawołała z obrażoną miną i uderzyła mnie poduszką, śmiejąc się.
Po chwili głupawki, w końcu się uspokoiłyśmy.
-Zapraszałaś Harry`ego na twoją imprezę? – spojrzałam na nią.
-Zaprosiłam Ciebie, a to chyba logiczne, że Harry`ego razem z tobą.  – wzruszyła ramionami.
-Dylana też zaprosiłaś… - mruknęłam.
-Skąd wiesz? – spojrzała na mnie.
-Był u mnie. – odparłam.
Blondynka westchnęła głęboko.
-Długo nad tym myślałam. Ale ciężko jest mi go od tak skreślić. Nie wiem czy dobrze robię, ale trudno. Nie przekonam się, jeśli tego nie sprawdzę.
-Rozumiem. Nie mam do Ciebie o to pretensji. – odpowiedziałam.
Po raz kolejny westchnęła i rozluźniła się.
-To jest cholernie ciężkie, żeby od tak wyrzucić z życia osobę, która była dla Ciebie najważniejsza przez tyle czasu. – mruknęłam.
-Oj tak. – jęknęła.

*kilka godzin później, 23:30*
Odetchnęłam głęboko i przewróciłam się na drugi bok.
Od godziny wierciłam się na łóżku, próbując zasnąć. Bezskutecznie.
Cały czas myślałam o Harry`m. I o tym, że powiedział, że jeszcze przyjdzie.
A nie przyszedł.
Nie jestem zła. Jestem, hm, zawiedziona?
Przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa. Potrzebuję jego towarzystwa.
Jego głosu, uśmiechu, bliskości, wkurzających tekstów. Tego uczucia, jakie mi towarzyszy, kiedy z nim jestem.
Spojrzałam po raz kolejny tego wieczora na zegarek. Uhhh.
Ponownie ułożyłam się inaczej i zamknęłam powieki prosząc o sen.
Jutro będę wyglądać jak zombie.
Właśnie, jutro muszę zacząć szukać prezentu dla Vic.
Nie mam jeszcze żadnego wyjątkowego pomysłu. Zazwyczaj było łatwiej. Wymyślałam wszystko z Dylanem. Tym razem muszę radzić sobie sama. Cholera, zapominanie, czy odzwyczajanie się od bliskich ludzi jest trudne. Nawet bardzo. Moim skromym zdaniem, to niesprawiedliwe.

*godzinę później*
Delikatne ruchy materaca, przeszkodziły mi w śnie. Poczułam przyjemne i znajome ciepło blisko mojego ciała. Powoli zmusiłam się do otworzenia oczu. Niemalże w tym samym momencie ponownie je przymknęłam za sprawą przyjemnego dotyku miękkich ust na moim policzku i szyi.
-Obiecałem, że wrócę. – znajomy szept przy moim uchu wywołał przyjemne dreszcze na moim ciele.
Harry.
Przyszedł.
Jego ciepłe, silne ramiona owinęły się wokół mnie i zagarnęły do jego ciała.
Do jego nagiego torsu. O mamo.
Mruknęłam cicho i sama wtuliłam się w niego, chcąc więcej.
Poczułam delikatny pocałunek składany na moim czole i delikatne ruchy dłoni chłopaka na moich plecach.
Odprężyłam się w jego objęciach i w pełni szczęśliwa usnęłam.

____________________________________________________
Kto chce takiego Harry`ego?


Nieee, ja wcale nie oglądałam po
raz 1234567890 Trzech Metrów Nad Niebem
no skąd :')))

Pysie moje ♥
Rozdział krótszy niż zazwyczaj bo nie chciałam, zebyście czekały jeszcze dłużej. 
Mam nadzieję, ze ujdzie.
#SUODKOFCHUJ
anyways
as always przeprzaszm
cóż
mam wrażenie, że ostatnio wylądowałam w samym środku pieprzonego chaosu.
z której strony by nie spojrzeć, moje życie to ciągłe trudne sprawy
ostatnio to już przechodzi to wszystko wszelkie granice :)))))
to jest tak smutne i nieprawdopodobne, że aż śmieszne ok. 
że posłużę się sucharem, który gdzieś ostatnio usłyszałam (przeczytałam?)
NEIN, THANK YOU.
ktoś ma takie samo wrażenie?

w każdym razie
Co u Was aniołki?
nie ogarniam już terminów tych całych ezgaminów gimnazjalnych bo 
od momentu gdy mam je za sobą, nie chcę więcej o tym myśleć xd
 ale w każdym badź razie, jeśli któraś z Was pisze (pisała?) egzaminy, to trzymam kciuki
za 100% ♥
A mojej maturzystce Agnes - misiu pamiętaj o zakładzie, masz zdać pysiu, bo kto
mnie zdemoralizuje jak nie ty? :*


loffki kisski przytulaski
@sheeranable





niedziela, 1 marca 2015

34. Make it easy


WYJĘ, 21 KOMENTARZY *.*


*oczami Harry`ego*
Szliśmy spokojnie chodnikiem, nie śpiesząc się. Trzymałem Julie luźno za rękę.
Bawiło mnie jej zachowanie, jej mina.
Jest zdezorientowana. Pozwala mi na to wszystko, na pocałunki, na obejmowanie, trzymanie za rękę, nie komentuje moich zwrotów do niej.
Ale chyba sama nie do końca wie co powinna zrobić i jak się zachować.
Nie ukrywam, że poczucie pewności, które dzięki temu mi daje, odpowiada mi.
Z moich ust nie znika lekki uśmiech. Świadomość, że jestem panem sytuacji, zdecydowanie mi się podoba. Nie wspominając już nawet o tym jak podobają mi się te drobne, ,,słodkie” gesty, jak pocałunki, przytulanie czy trzymanie się za ręce.
W całym moim życiu, raczej nie wiele związków doświadczyłem. Mam na myśli, takich poważniejszych. Pierwszy taki, jeszcze za szczeniaka, w liceum, jakoś mnie zraził do tego wszystkiego. Katie była moją pierwszą ,,oficjalną” dziewczyną i cóż, sprawiła, że miałem jej dość. Robienie wszystkiego razem, stałe rozmowy, sms`y, spotkania, zero chwili wytchnienia. A przecież miałem swoje życie, kumpli, hobby. Ale nieee, dla Katie związek oznaczał wręcz zlepienie nas. Istna męczarnia.
Dlatego stwierdziłem na długi czas, że to nie dla mnie.
Z czasem zdarzały się poważniejsze znajomości, ale cóż, nie jestem w tym najlepszy. Zawsze denerwowała mnie dociekliwość ze strony dziewczyny.
No bo cholera, chyba nie musimy się tłumaczyć z każdej jednej jebanej, nic nie znaczącej rzeczy, nie?
Chyba że tak, to możliwe, że to jednak ja się nie nadaję i to nie dla mnie.
Właściwie wcześniej nie myślałem nad tym co robię wobec Julie, jak się zachowuję i jak ona może to odczytać.
Właściwie robię te wszystkie rzeczy, które robi się będąc w związku, prawda?
A my z Julie, nie jesteśmy przecież razem. Czy tego chcę? Chuj wie, naprawdę.
Jezu, zależy mi na niej, uwielbiam ją. Cholera, powiedziałem jej że ją kocham.
Co zresztą, hm, jest prawdą, tak myślę.
I potrzebuję jej w każdy możliwy sposób. Chcę mieć ją obok, chcę móc robić z nią te wszystkie kiczowate, urocze rzeczy, lubię czuć jej dotyk, zapach, uwielbiam smak jej ust.
Kocham się z nią droczyć, ale i śmiać, po prostu rozmawiać, uwielbiam ją przytulać, czuć, że jest obok, przy mnie.
Kocham jej idealne ciało. Pociąga mnie niesamowicie.
Uwielbiam jej charakter, no kurwa, kocham ją całą.
Chcę, żeby była moja. Chcę o tym wiedzieć, chcę żeby ona o tym wiedziała, chcę żeby wszyscy dookoła wiedzieli, że jest tylko moja.
Ale za nic w świecie nie chcę, żeby za jakiś czas okazało się, że mam tego wszystkiego dość, jej dość.
Nie chcę znowu sytuacji, gdzie czuje się jakbym nie był sobą, jakbym nie mógł mieć swojego życia. Jakbym żył w jakimś pieprzonym tandemie.
To wszystko nie powinno być takie skomplikowane. Po co to komu.
Otworzyłem przed nią drzwi restauracji i puściłem ją przodem, od razu ponownie chwytając jej dłoń, gdy tylko weszliśmy do środka. Ona sama nadal milczała i miała dziwną minę.
Usiedliśmy przy stoliku.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, a ja nie przestawałem patrzeć na Julie. Widać, że krępowało ją to, bo cały czas uciekała wzrokiem, ale nic nie mówiła.
Co dziwne, bo zazwyczaj już w kąśliwy sposób zwróciła mi uwagę, że nie życzy sobie, żebym się na nią tak perfidnie gapił.
-Więc, jak Ci minął dzień? – zapytałem luźno, zerkając pozornie w menu, podczas gdy nie spuszczałem z niej oka.
Lekko drgnęła na mój głos, po tak długiej ciszy miedzy nami i gdy tylko złapałem z nią kontakt wzrokowy, od razu go przerwała, podnosząc pośpiesznie swoje menu i wręcz się nim zakrywając.
-Dobrze. – mruknęła tylko i udała, że z ogromnym zainteresowaniem czyta menu.
W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka, niewysoka brunetka.
-Dzień dobry, czy mogę przyjąć państwa zamówienie? – głos miała wysoki, podobny do Vic. Spojrzałem na nią.
Cóż gapiła się centralnie na mnie z ogromnym uśmiechem na ustach.
Ups, chyba wpadłem komuś w oko.
I niewątpliwie, nie tylko ja to zauważyłem.
-Poproszę sałatkę z kurczaka i szklankę soku pomarańczowego. – powiedziała nieco oschłym tonem Julie, mierząc tą biedną dziewczynę ostrzegawczym wzrokiem.
Nie powiem, reakcja Julie mile połechtała moje ego. Nie wierzę, mała Blackburn zazdrosna.
Brunetka nie okazała większego zainteresowania moją towarzyszką, zapisała tylko w notesiku jej zamówienie i na powrót spojrzała na mnie z uśmiechem, lekko przekrzywiając głowę w prawo.
Czyli typ flirciary.
Bawiło mnie to. Jej tak bardzo oczywiste, że aż smieszne gesty, najzwyczajniej w świecie mnie rozśmieszały. Już nie wspominając o minie Julie i tym jak mordowała wzrokiem tą biedną dziewczynę.
-Stek i wodę. – powiedziałem spokojnie.
-Oczywiście. – przytaknęła z jeszcze szerszym ( jakim cudem nie bolą ją policzki?!) uśmiechem. – Może ma pan ochotę na jakiś deser? – zapytała oblizując usta.
Boże daj mi siłę, żeby się nie śmiać.
Julie momentalnie zmarszczyła brwi i zrobiła zdegustowaną minę.
-Nie, dziękuję. – odparłem starają się nie zdradzać tego, jak bardzo bawi mnie ta sytuacja.
Dziewczyna totalnie mnie nie interesuje, a jej sygnały, bądźmy szczerzy są aż nazbyt nachalne i nie tyle uwodzące, co po prostu śmieszne. Zero wyczucia smaku.
-Może jednak, mamy przepyszną… - zaczęła już mówić dziewczyna, ale nie było dane jej skończyć.
-Po chińsku powiedział? Nein, thank you! – warknęła Julie, sprawiając, że nie mogłem już powstrzymać chichotu. Natomiast dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona, zmierzyła ją wzrokiem i dumnie odeszła bez słowa.
Nein, thank you… Przysięgam, kocham tą dziewczynę.
-Byłaś niemiła. – zauważyłem, przyglądając się uważnie triumfującej Julie.
-A ona była chyba głucha. Albo ślepa, że mnie nie zauważyła. Albo,  po prostu głupia. – mruknęła spokojnie.
-A ty, po prostu zazdrosna. – rzuciłem.
Julie momentalnie spojrzała na mnie zaskoczona. Ale zaraz odzyskała rezon i przyjęła obojętną postawę.
-Zabawne. – rzuciła niby od niechcenia.
-Żebyś wiedziała. Jesteś niesamowicie zabawa gdy jesteś zazdrosna. Ale przy tym jaka ostra… - przerwałem na chwile zwracając jej uwagę na siebie, puszczając jej oczko - …Skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie kręci. – poruszyłem sugestywnie brwiami.
Julie tylko prychnęła kpiąco.
-Nie jestem zazdrosna. – powiedziała dobitnie. – Ale nie toleruję takich pustych i nachalnych ludzi, którzy nie rozumieją słowa ,,nie”.
-Oh, oczywiście, skarbie. – przytaknąłem kpiąco, na co wywróciła oczami.
Do naszego stolika podeszła inna kelnerka, hm, ciekawe dlaczego.
-Państwa zamówienie.
-Dziękujemy. – powiedziała zadowolonym głosem Julie. Pokręciłem głową. Co za kobieta.

*oczami Julie*
Ja zazdrosna, też mi pomysł.
Niech sobie nie pochlebia. To, że cholernie mi na nim zależy i się z nim przespałam, nie znaczy, że jestem zazdrosna!
Ale gdybym tylko mogła rozpłaszczyć tą lalunię na ścianie, byłabym przeszczęśliwa.
I jeszcze ten jej numer z deserem i lizaniem ust.
PFFFFFFFFFFFFF.
Nie powiem co ona może sobie polizać.
Ale jak widać, w końcu do panienki dotarło, jak wnioskuję po uprzejmej kobiecie przynoszącej nasze zamówienie.
Ha, wygrałam.
-Planowałaś coś na dzisiaj? – zapytał Harry.
Hm, ja wiele rzeczy planuję, ale zawsze jakimś cudem, wszystko wywracasz do góry nogami, Styles.
-Chciałam się rozejrzeć za prezentem dla Vicky. – odparłam prosto.
-Prezentem? – zmarszczył brwi.
O, proszę.
Czyżby Vicki go nie zaprosiła?
-No tak, hm, jej urodziny są w ten weekend, robi imprezę… - spojrzałam na niego uważnie.
-Ach, okej. Nie wiedziałem. – wzruszył ramionami.
TEN MAŁY BLOND FRAJER NIE ZAPROSIŁ STYLES`A.
-Masz już jakiś pomysł? –zapytał brunet, kontynuując posiłek.
Momentalnie poczułam się jakby ktoś zrzucił mi na głowę z czwartego piętra fortepian.
Dobre pytanie, Harry.
Zawsze wybieraliśmy prezent dla Vicky z Dylanem. Najczęściej tworzyliśmy coś sami, zawsze prezent był typowo ,,od nas”, coś co wyjątkowo będzie jej się z nami kojarzyło.
Tak było zawsze, od momentu kiedy staliśmy się przyjaciółmi.
Na urodziny Vicky, razem z Dylanem przygotowywaliśmy prezent, na urodziny Dylana, robiłam prezent z Vicky, a na moje urodziny, to oni razem coś wymyślali.
Tym razem będzie, cholera, inaczej. I ta myśl chcąc nie chcąc mnie dobijała.
-Nie bardzo. – mruknęłam z kwaśną miną.
-Mogę spróbować Ci pomóc jeśli chcesz. – wzruszył ramionami.
O MÓJ BOŻE, HARRY EDWARD STYLES ZAPROPONOWAŁ MI POMOC.
Przysięgam, świat się kończy, bo to się dzieje, nie może być prawdziwe.
-Okej, dzięki. – odpowiedziałam nadal zaskoczona. Dzisiejszy dzień jest jak nic jednym z najdziwniejszych w moim życiu.
Wszystko jest na odwrót, nie rozumiem co się  tu w ogóle, przepraszam, odpierdala.
*godzinę później*
Drogę do mojego domu wypełniło nasze droczenie się i czysty sarkazm i wszystko byłoby pięknie i normalnie gdyby nie dalsza, dziwna, SŁODKA i urocza wersja Harry`ego, który nadal trzymał mnie za rękę, mówił różne, słodkie rzeczy.
Przysięgam, że jeszcze trochę i oszaleję, po prostu wybuchnę i zacznę go błagać, żeby zachowywał się normalnie, bo nie mam pojęcia jak się powinnam zachowywać, co robić i  o co mu w ogóle chodzi, czego on chce, oczekuje.
O losie.
Gdy zbliżyliśmy się do mojej ulicy, rozpoczęłam szukanie moich kluczy w torebce, co jest w moim przypadku nie lada wyzwaniem.
Harry przez cały ten czas, gdy ich szukałam, patrzył na mnie z wyraźnym rozbawieniem i kpiną, ale o dziwo nie skomentował tego co robię.
Gdy w końcu znalazłam to czego szukałam, przy okazji wyciągnęłam telefon i butelkę wody. Wzięłam spokojnie kilka łyków, odblokowując ekran. Czekała na mnie już wiadomość od Vicky.
Cóż, wysłała mi to jakoś w momencie gdy kończyłam pracę, szybka jestem, nie ma co.
Od: VickeyMouse
WIEM, ŻE PIEPRZYSZ SIĘ ZE STYLES`EM FRAJERZE, NIE ODPUSZCZĘ CI TEGO! <3
Nawiasem mówiąc, jakim cudem możesz chodzić? o.O
Momentalnie zakrztusiłam się wodą.
-Wszystko okej? – poczułam dotyk dłoni Harry`ego na moich plecach podczas mojego napadu kaszlu.
NIE WIERZĘ.
Jak?! Skąd?!
Przecież jeszcze kilka godzin temu była u mnie  w pracy, rozmawiałyśmy, nie mówiłam jej nic !
A ona też nic nie mówiła, do cholery.
SKĄD?! Przecież o tym wiem tylko ja.
-Coś się stało? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry`ego.
 O MÓJ BOŻE, HARRY.
Od razu spojrzałam na niego z szeroko otworzonymi oczami.
Ale przecież to niemożliwe! On nie mógłby jej tego powiedzieć!
Co to w ogóle za akcja, rozmawianie o tym kto się  z kim… BOŻE KOCHANY TO NIE JAKIEŚ CHOLERNE GIMNAZJUM ŻEBY SIĘ ZWIERZAĆ Z TAKICH RZECZY!
Przecież Styles nie jest takim typem… Chociaż, kij go tam wie.
-Rozmawiałeś może z Vicky dzisiaj? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Tak, widziałem się z nią dzisiaj na mieście. – odpowiedział spokojnie.
No nie wierzę. Po prostu nie.
-Co ty jej powiedziałeś?! – zawołałam.
Nie mieści mi się to, cholera, w głowie.
Styles natomiast wybuchnął śmiechem na moją reakcję. Masz rację idioto, to takie zabawne, heheszki.
-Wiedziałem, że w końcu się odezwie! – parsknął.
Czuję, jak się we mnie gotuje.
-Styles!- warknęłam.
-Szkoda, że nie widzisz swojej miny! – rżał dalej, zarzucając mi swoją rękę na ramię.
Strąciłam je ze złością i już miałam zacząć rzucać mu w twarz wszystkimi obelgami jakie znam, gdy mi przerwał:
-Nie patrz tak na mnie, nic jej nie powiedziałem! – zaśmiał się po raz kolejny.
-Więc skąd…?! Jak?! – warknęłam.
-Co Ci napisała? – zapytał dalej świetnie się bawiąc.
-Co jej powiedziałeś? – zapytałam ostro, czym tylko jeszcze bardziej go rozbawiłam.
-Już nie burmusz się, powiedziałem tylko, że zostawiłaś u mnie bransoletkę jak rano wychodziłaś, a ona to od razu opacznie zrozumiała… - urwał wesoło i momentalnie zaczął się uśmiechać w ten swój łobuzerski, cholernie podniecający i wkurwiający zarazem sposób. - …Chociaż właściwie, ma słuszne podejrzenia. – dokończył wyraźnie zadowolony, zacieśniając uścisk wokół mojej talii.
Nie.
ZABIĆ TYCH DWOJE TO ZA MAŁO.
-Uh, nienawidzę Was. – jęknęłam marudnie i pociągnęłam Styles`a za  sobą w kierunku mojego domu.
Jak nic czeka mnie długie i mozolne przesłuchanie u Vicky. O mamo.
-Spójrz prawdzie w oczy, ty nasz kochasz, kochanie. – powiedział Styles CENTRALNIE do mojego ucha, tak, że idealnie poczułam jego ciepło i zapach.
To odurzyło mnie wystarczająco, żeby nie zrozumieć w pierwszej chwili sensu jego słów.

Ale zanim zdążyłam zareagować, zostałam nieco brutalnie zatrzymana przez  spięte ciało Harry`ego. Zatrzymał się w jednej chwili.
Zaskoczona spojrzałam na niego. Zaciskał szczęki.
-Co on do cholery tutaj robi? – syknął bardziej do siebie niż do mnie. Odwróciłam się w kierunku w którym patrzył, czyli w stronę mojego domu.
To co zobaczyłam, a raczej kogo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.


*oczami Harry`ego*
Nie wierzę, kurwa.
Zacisnąłem ze złości szczęki widząc pieprzonego Dylana kutasa Cole`a na schodach domu Julie.
Czego od do cholery jeszcze od niej chce?!
Julie miała zaskoczoną minę, czyli raczej nie spodziewała się jego wizyty.
Sam Dylan, gdy nas zobaczył, zmarszczył brwi  i wstał, robiąc kilka wolnych kroków w naszą stronę. Ścisnąłem dłoń Julie, wiedząc, że mam przewagę.
Pewnym krokiem ruszyłem w jego kierunku, prowadząc za sobą Julie.
-Wiedziałaś, że przyjedzie? – zapytałem cicho, nawet nie patrząc na Julie. Cały czas walczyłem na spojrzenia z Dylanem.
-Nie. – bąknęła cicho. Lekko ścisnąłem jej małą dłoń po raz kolejny, żeby dodać jej trochę otuchy. Nie mogę zapominać, ze to nie jest dla niej łatwe, prawda?
Ale cholera, nienawidzę tego dupka.
Dylan posyłał mi ‘’groźne” spojrzenia, najwyraźniej myśląc, że to coś da.
Momentalnie spojrzał na splecione dłonie Julie i moje.  Zmarszczył brwi.
Nie mogłem powstrzymać triumfalnego uśmiechu.
Julie jest moja, nie jego.  To ze mną spędziła noc, nie z nim. To ja trzymam jej dłoń, nie on.
Ta chwila gdy pokonywaliśmy te kilkadziesiąt metrów odległości między nami, zdawała się trwać wieki.
Ale w końcu stanęliśmy oko w oko.
-Cześć Julie. – chłopak uśmiechnął się do mojej Julie i KURWA JEBANA MAĆ nachylił się i pocałował jej policzek, nic sobie nawet nie robiąc z tego, że trzymam jej dłoń.
-Cześć, Dylan. – powiedziała nieco zaskoczona tym gestem Julie. Jest tak niesamowicie słodka, gdy nie wie jak się zachować i jest zagubiona.
Kurwa mać, ta dziewczyna uzależniła mnie od siebie do tego stopnia, że nawet w chwili takiego wkurwienia potrafię skupić się na tym,  jak cudowna jest.
Boże drogi…
-Cześć, Harry. – powiedział nieco oschłym tonem wyciągając do mnie dłoń.
Jeszcze sam się nadstawia, żeby mu tą łapę złamać…
Bez słowa ścisnąłem może odrobinkę za mocno jego dłoń, ale nie dał tego po sobie poznać. Julie tylko patrzyła na nas uważnie.
-Wybacz, nie wiedziałem, że masz jakieś plany… - zaczął ale Julie tylko puściła moją dłoń i ruszyła do drzwi z kluczami w ręku.
-Okej, nic się nie stało. – powiedziała tylko, a mnie mało szlag jasny nie trafił.
A Dylanowi-kutasowi w to graj!
Spojrzał na mnie z wyższością i poszedł za Julie.
O nie.
Ruszyłem od razu za nimi.
-Miałem zadzwonić, ale pomyślałem, że zrobię Ci  niespodziankę. – pieprzył wesoło dalej Cole.
Pierdolenie, nie zadzwonił bo wiedział, że nie odbierze, albo się wykręci żeby się z nim nie spotkać.
- Wiesz, że nie lubię niespodzianek. – zgasiła go ze stoickim spokojem Julie.
Miałem ochotę ją nosić na rękach.
To jest moja cudowna dziewczyna.
To znaczy… Moja dziewczyna..? Ja…
A pieprzyć to, nie mam czasu teraz się nad tym zastanawiać.
Weszliśmy do domu.
-Wiem o tym, wybacz. – powiedział już mniej wesołym tonem.
Ha.
-Napijesz się czegoś? – zapytała Julie odwieszając swój płaszczyk.
-Nie, dziękuję, właściwie to nie mam zbyt wiele czasu. – odparł i poszliśmy do salonu.
Bogu dzięki.
Chociaż właściwie, gdybym siedział z nią w tej restauracji dłużej, to może ten cwel pojechałby już tam skąd przyszedł i dał jej spokój.
Usiedliśmy na sofie.
-Więc, co się stało, że przyjechałeś? – zapytała Julie, siadając wygodnie po turecku na sofie. Dylan rozsiadł się naprzeciwko niej a ja ulokowałem się obok Julie. Chciałem objąć ją ramieniem, ale cholera, odsunęła się i usiadła nieco dalej, uniemożliwiając mi to.
Nie spodobało mi się to.
-No, zbliżają się urodziny Vicky i wiesz, zawsze szykowaliśmy prezent razem… Myślałem…
-Zaprosiła Cię?- wypaliła nagle z wyraźnym zaskoczeniem w  głosie. Cóż, miłe to nie było, punkt dla niej. Zuch dziewczynka.
Z Dylana trochę zeszło po tych słowach powietrze, co niezmiernie mnie ucieszyło.
Natomiast Julie otworzyła szerzej oczy gdy zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i jak to zabrzmiało.
-To znaczy… Wybacz, to nie tak miało… - zaczęła się tłumaczyć.
Skarbie za co i kogo do chuja ty przepraszasz?!
-Nie, jest okej, Julie. – przerwał jej. Nikt go kurwa nie nauczył, że kobiecie się nie przerywa?! – Rozumiem, twoją reakcję, nie dziwię Ci się. Właściwie też byłem zaskoczony. Ale jednak. I naprawdę nie chcę tracić z wami kontaktu, naszej znajomości. Za dużo dla mnie znaczycie.
AAWW BŁAGAM, BO SIĘ WZRUSZĘ.
-Hm, okej. Mam rozumieć, że przyjechałeś żeby pogadac o tym, czy robimy razem jakiś prezent dla Vicky jak zawsze? – spojrzała na niego Julie.
-Tak. –przytaknął- Od zawsze tak było i… nie chcę tego zmieniać. Nie chcę zmieniać naszych relacji. – powiedział ze smutną miną.
Ma ktoś może chusteczkę, bo łezka mi poleciała?
Prychnąłem kpiąco, przyciągając tym samym  dziwny wzrok Dylana i karcące spojrzenie Julie.
No błagam, chyba ona w to nie wierzy i nie chce go bronić?!
-Wiesz Dylan, doceniam to, okej? I jestem pewna, że Vicky też. Ale nie sądzę, żeby to miało sens. To wszystko jest za świeże i wybacz, z całą sympatią, ale nie chcę dzielić prezentu dla Vic z kimś, kto może sprawić, że ten prezent zamiast wywoływać uśmiech, sprawi, że będzie smutna. Chcę dać jej coś, co będzie jej się kojarzyło w stu procentach dobrze. – powiedziała spokojnie.
Nie miałbym nic przeciwko, gdyby była mniej delikatna, ale taka wersja odrzucenia też mi odpowiada, nie powiem, że nie.
-Oh. – mruknął Dylan. Ha, suprise motherfucker. – Okej, rozumiem.
Teraz będzie udawał wielce zranionego, ojej.
Gdyby to zależało ode mnie, już dawno zbierałby się z drugiego końca ulicy.
-Naprawdę nie chcę Cię urazić tym, czy zrobić przykrosć, ale chcę być szczera. To wszystko. – wzruszyła ramionami. Mówiłą tak spokojnie, tak delikatnie.
Denerwowało mnie, że się z nim tak cacka.
-Rozumiem, Julie. – wysilił się na uśmiech.
-O właśnie, miałam Ci coś oddać. – Julie wstała i wyszła z salonu, a atmosfera w pokoju znacznie stężała.
Dylan bez skrępowania wbijał we mnie spojrzenie. Ale nie ostre, wrogie jak ja.
Raczej, zaciekawione…?
-Widzę, że korzystasz z tego, że straciłem kontakt z Julie, hm? – rzucił, niby od niechcenia.
-Nie ma z czego korzystać, ty nigdy nie byłeś przeszkodą. – odparłem spokojnie. Nie będę się z nim cackał, o nie.
Pokręcił wyraźnie rozbawiony głową.
-Czego taki koleś jak ty chce od Julie? – zmarszczył brwi.
-O to samo mogę zapytać Ciebie.
-Nie, Styles. To ty wpieprzyłeś się niewiadomo skąd w  jej życie. I to ty robisz jej wodę z mózgu. – powiedział oskarżycielskim tonem. Oh błagam.
-I to ja trzymam jej dłoń, to ja spędzam z nią czas. To ja ją całuję. To JA jestem z nią. Nie ty.  I to Cię boli. – uśmiechnąłem się triumfująco.
-Może i masz rację. Ale bardziej boli mnie to, że wiem jaki jesteś naprawdę i co masz za uszami. I to, że Julie nie ma o tym bladego pojęcia i pakuje się w to twoje całe gówno. A ty ją oszukujesz i wykorzystujesz. –podniósł nieco głos.
Spiąłem się momentalnie.
-Nie mieszaj Julie w moje sprawy. – warknąłem.
-A Julie przypadkiem nie jest twoją sprawą? – zapytał kpiąco.
-Na pewno nie jest twoją. – odgryzłem się.
-Nie zmieniaj tematu. – uciął zniecierpliwiony. – I nie zapominaj z kim rozmawiasz i co o tobie wiem, a czego nie wie Julie. Ona nadal mi ufa, mimo wszystko. A ja nie pozwolę, żebyś ją zranił.
-Julie wie wszystko. – zacząłem blefować.
-Nie wydaje mi się Styles. Gdyby wiedziała, nie siedziałbyś tutaj.Ale nie zapominaj, że może się dowiedzieć.
-Gdyby tak naprawdę Ci zależało na tym, żeby nikt jej nie zranił, już dawno byś jej to powiedział. –prychnąłem. To oczywiste, że wcale nie troszczy się o Julce tak jak o tym mówi.
-Bo mam w tym swój interes, Styles. Niezależnie od tego, kiedy bym jej to powiedział, ty i tak na tym ucierpisz. Nawet jeśli powiedziałbyś jej, że wiem od dłuższego czasu. Wtedy to ty będziesz tym, którego nienawidzi. – uśmiechnął się triumfalnie.
Zacisnąłem pięści. Przysięgam, jeszcze chwila a go uduszę gołymi rękami.
-Nie wpieprzaj się w to. –warknąłem.
-Tym razem to nie ty jesteś panem sytuacji, Styles. Pogódź się z tym. Może przegrałem bitwę, ale wojnę wygram w każdej chwili.
Zmarszczyłem brwi.
-Co to w ogóle ma być za tekst? – zapytałem kpiąco, na co tylko parsknął.
-Po prostu oglądaj się czasami za siebie Styles, bo nigdy niewiadomo. – mruknął od niechcenia.
-Zamknij ryj albo zaraz wylądujesz na ostrym dyżurze, przysięgam. – warknąłem. – Trzymaj się od Julie i ode mnie z daleka i nie mieszaj się w nasze sprawy, albo to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobisz w swoim pieprzonym życiu.
-A co, sam jej się przyznasz? – zaczął mnie prowokować. Zacisnąłem szczęki.
Oczywiście, ze nie, kurwa.
-To nie jest coś, czym możesz mi zaszkodzić. To nie dotyczy mnie i Julie. Nic tym nie osiągniesz. Więc zamilcz albo Ci w tym pomogę.
-Czas pokaże, Styles. – powiedział spokojnie i dokładnie w tym momencie w progu pojawiła się Julie, trzymając w dłoniach męską bluzę.
Momentalnie moje myśli zajęło co innego.
Skąd do chuja ona ma jego bluzę?!
-Zapomniałeś ostatnio. –uśmiechnęła się lekko do Dylana i podała mu bluzę.
Spojrzał na nią dziwnie, dalej nie biorąc bluzy.
BIERZ TO I WYPIERDALAJ.
-Wiesz, że nie musisz mi jej oddawać? – spojrzał na nią uważnie.
Owszem, musi.
-Ale oddaję. – powiedziała spokojnie, nadal lekko się uśmiechając.
-Wiem, że ją lubisz, a mi to nie przeszkadza. – naciskał dalej.
-Po polsku nie rozumiesz? Nein, thank you! – wypaliłem.
Obydwoje spojrzeli na mnie z dziwnymi minami.
Julie już po chwili spuściła wzrok, kryjąc uśmiech, którego nie mogła powstrzymać.
Ja sam miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Jestem nienormalny.
Natomiast Dylan posyłał mi wredne spojrzenia.
-Naprawdę dziękuję Dylan, ale proszę Cię, żebyś ją wziął. –powiedziała w końcu Julie.
-Jak wolisz. – mruknął zrezygnowany Dylan i wziął bluzę z jej rąk.
Przez chwilę zapadła nieco niezręczna cisza, którą Julie pragnęła desperacko przerwać, jak sądzę po jej minie, ale nie bardzo wiedziała, co może powiedzieć.
Postanowiłem wkroczyć.
-Mówiłeś coś, że się śpieszysz. –spojrzałem na Dylana- A wiesz, nie chcemy Cię zatrzymywać…- uśmiechnąłem się tak fałszywie jak tylko mogłem.
Julie spojrzała na mnie karcącym wzrokiem, a Dylan zacisnął pięści.
Dziewczyna chciała już coś powiedzieć, ale Dylan jej przerwał:
-Tak, ja już będę się zbierał. Zobaczymy się w weekend na imprezie Vic.- wymusił uśmiech w stronę Julie i OCZYWIŚCIE KURWA objął ją i pocałował w policzek, co KURWA ona odwzajemniła.
No zabiję go kiedyś, przysięgam.
Wstałem od razu, co spowodowało, że chłopak szybko ją puścił. Miałem ochotę roześmiać się mu w twarz.
Tchórz, przestraszył się.
Podał mi rękę  z wyraźną niechęcią. Po raz kolejny uścisnąłem ją za mocno, testując jego wytrzymałość, ale i tym razem nie zareagował.
Julie poszła go odprowadzić do drzwi podczas gdy ja stwierdziłem, że nie będę się już narażał na większe nerwy i rozłożyłem się na jej kanapie w salonie.
Przysłuchiwałem się w skupieniu odgłosom z korytarza, chcąc mieć pewność, że Dylan nie zrobi nic, za co zapragnąłbym go zabić jeszcze mocniej niż pragnę to zrobić teraz.
Na szczęście szybko usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. A już po chwili Julie stanęła w progu z…. ups, kwaśną mina.
-Coś nie tak? – zapytałem ostrożnie.
-Dlaczego byłeś dla niego taki wredny? – skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Oho, poza oskarżycielki.
-Bo na to zasługuje. – odparłem prosto.
-Rozumiem, że macie swoje sprawy i swój konflikt, ale mógłbyś uszanować fakt, że jest dla mnie ważny i przyszedł DO MNIE.
-Oh wybacz, nie sądziłem, że perfidni oszuści są dla Ciebie tak ważni. – burknąłem. Nie ukrywam, ten tekst mnie wkurzył.
-Oh błagam! – wyrzuciła dłonie w górę. – Był moim przyjacielem odkąd pamiętam, spędziłam tyle najważniejszych lat życia z nim, więc dobrze wiesz, że był, jest i będzie dla mnie ważny, nieważne co zrobi! Owszem, nadal pamiętam jego kłamstwa, ale to nie zmienia faktu, że od tak go znienawidzę! A ty zachowałeś się jak skończony dupek! Zresztą jak zawsze. – warknęła.
Aż wstałem.
-Po pierwsze: on nie był lepszy. Po drugie: uważaj, bo on nie tylko to ma na sumieniu i podejrzewam, że jeszcze nie raz się o tym przekonasz. A po trzecie, do cholery, jakie ,,jak zawsze”? – spojrzałem na nią ostro.
Nie wierzę, że znowu to od niej słyszę. I niby co ja takiego do chuja robię?!
-Sam dobrze wiesz jaki jesteś i jak się zachowujesz! – oburzyła się i podeszła jeszcze bliżej z buntowniczą postawą.
-No popatrz, jednak nie! Może mi przypomnisz co takiego strasznego robię, poza tym, że przez cały dzień staram się zachowywać jak idealny facet, którego byś chciała?! –wybuchłem.
Kurwa cały czas staram się być wystarczająco dobry dla niej, chcę być tym, którego ona chce, a w zamian słyszę jakim dupkiem jestem.
-Przez cały dzień, to ty zachowujesz się dziwnie! Nagle zrobiłeś się przeraźliwie słodki, uroczy, kochany, taki… - gestykulowała , szukając właściwego słowa - … dotykalski! – w końcu wydusiła z siebie.
Gdy to usłyszałem, nie mogłem ukryć rozbawienia.
-Dotykalski? – powtórzyłem nie kryjąc uśmiechu.
Wywróciła oczami.
-Mówić do Ciebie, to jak do ściany, przysięgam. – jęknęła.
Cholera, nic nie poradzę, że to jedno słowo tak na mnie zadziałało.
-Przecież dobrze wiem, że lubisz, jak jestem dotykalski. – uśmiechnąłem się do niej i podszedłem do niej bliżej. Ona natomiast tylko spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Ale nie poruszyła się. Ha.
Jeszcze jakiś czas temu, cofnęłaby się o krok. Teraz sama tego chce.
Nagle jakby się otrząsnęła i na powrót przyjęła obronną postawę.
-Nie zmieniaj tematu, Styles. – warknęła.
-Proszę bardzo. Na czym skończyliśmy? – przyjąłem tą są postawę co ona, ale robiąc to w sposób żartobliwy, celowo, żeby się z nią podroczyć.
Boże, uwielbiam to.
Zmroziła mnie tylko spojrzeniem, ale nie skomentowała tego.
-Na tym, że nie rozumiem Cię, Harry. Zachowujesz się dzisiaj jak nie ty i po prostu… Gubię się, okej? Nie wiem jak mam to rozumieć i jak się zachować. – spojrzała na mnie nieco łagodniej.
Miło wiedzieć, że normalnie nie jestem ani słodki, ani uroczy, ani kochany ani, hm, dotykalski.
-Staram się zachowywać tak, jak ty byś tego chciała. – odparłem i zawahałem się. Kurwa. – Wiesz dobrze, co do Ciebie czuję. Chcę móc to jakoś… okazać:? Kurwa, Julce, nie jestem dobry w gadaniu, okej? Nie walnę Ci teraz wzruszającej i romantycznej mowy, nie umiem. Ale kurwa, zależy mi na tobie, chcę Ci to okazać i uh, to wszystko.
Patrzyła na mnie przez chwilę  w skupieniu.
-Uh, okej. Tylko nie wiem, jak mam się zachować co… - zaczęła mówić nieco zdezorientowana,  ale jej przerwałem.
-Po prostu zachowuj się tak, jak tylko tego chcesz. Jeśli czujesz… Tak jak ja… Po prostu zobaczmy co z tego wyjdzie i cieszmy się tym…? – spojrzałem  na nią z nadzieją.
-Myślę, że to będzie okej. – mruknęła nieco nieśmiało. – Ale nie zmienia to faktu, że wobec Dylana zachowałeś się jak dupek. – momentalnie moja Julie wróciła i znowu zaczęła mnie krytykować za moje zachowanie.
Pokręciłem z uśmiechem głową.
No niemożliwa.
Kurwa, jak ja ją kocham.
-Nie śmiej się Harry, ja mówię poważnie! Naprawdę zachowałeś się okropnie! Musisz zrozumieć, że… - zaczęła się produkować dalej ale przerwałem jej po raz kolejny, tym razem wpijając się w jej usta i przyciągając ją blisko do siebie.
Szybko poczułem jej dłonie, lekko mnie odpychające, ale tak samo szybko rozluźniła się w moich objęciach i oddała pocałunek.
-Nienawidzę Cię, Styles. – mruknęła w moje usta.
-Też Cię kocham, Shawty. – zaśmiałem się i ponownie ją pocałowałem.
____________________________________________________________
 wybaczcie, że bez gifów, ale nie mam siły już szukać :<

Bo z Julie i Hazzą nigdy nie może być normalnie XD
Dylan again biczyyys :D
Przepraszam, że tak mi znowu zeszło, ale tyle mi się dzieje teraz naraz w życiu i to niekoniecznie dobrego, że po prostu nie ogarniam już nawet jak szybko leci czas od rozdziału. 
I jest mi z tym źle, bo cholera, widzę, że wy dotrzymujecie słowa, kuwa, dobijacie 21 KOMENTARZY
 a ja?
 he. 
he.
he.
zawodzę , as always. 
przepraszam.

Ale jestem Wam niesamowicie wdzięczna za docenianie mojej pracy i komentowanie, naprawdę ♥
uprzedzam, że nie wiem jak będzie z następnym,  na kiedy się wyrobię.
Od poniedziałku nie miałam nawet jednego dnia wolnego :))))
 jak wiecie (lub też nie) mam szkołe  w soboty, zamiast tego mam wolny inny dzień w tygodniu.
Więc ten wolny dzień był tak w chuj wolny, że aż musiałam wstac rano i cały dzień spędziłam na prezentacją z geografii.
Wczoraj szkoła, dzisiaj wolontariat. 
KIEDY JA MAM ŻYĆ lel ._.
 a nauczyciele się chyba wściekli z tymi wszystkimi testami.
Do tego stopnia już nie ogarniam co się dzieje, że ostatnio dowiedziałam się, ze jest sprawdzian z biologii w momencie gdy przyszłam do szkoły w dniu, w którym jest biologia :))))
więc uprzedzam, nie wiem jak się uwinę.
 przepraszam tez, że nie odwiedzam waszych blogów ale naprawdę nie mam kiedy :c

KOCHAM WAS MOCNO I DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO ♥

@sheeranable