piątek, 21 sierpnia 2015

45. That means trouble




dodaję raz na niewiadomo ile czasu- potraficie dobić 25 komentarzy w ciągu kilku dni
dodaję w miarę regularnie - jest problem żeby było 15
where`s the logic? 

Dedykacja dla Pralinki ♥- bardzo mi miło, że zaczęłaś czytać, welcome skarbie ♥


*oczami Julie*

Spojrzałam na zegarek. Już 14:30,a Harry nadal jest w domu.
Zagryzłam wargę. Spokojnie, Gemma ma przyjść za półtorej  godziny, do tej pory Harry na pewno wyjdzie w końcu do pracy. Prawda?
Jeśli nie, Gemma pomyśli, że zrobiłam to celowo i nic nie powie, a jestem przekonana, że coś jest nie tak.
Boże, nie.
Harry do szesnastej musi stąd wyjść.
- Kotku, widziałaś gdzieś mój telefon? – zapytał Harry wchodząc do pokoju. Rozglądał się po pokoju usiłując zawiązać sobie krawat.
Wstałam szybko z fotela, w którym się rozsiadłam i instynktownie podeszłam do kanapy, podnosząc poduszki.
Harry zawsze kładzie telefon na kanapie i zawsze magicznym sposobem tam znika.
Przysięgam, jeśli tego telefonu tam nie będzie…
- Owszem, widziałam! – zawołałam triumfalnie, znajdując zgubę pod jedną z poduszek. Podałam mu telefon z uczuciem ulgi, że nie będzie przez godzinę go szukał po całym domu.
- Dziękuję, skarbie. – zaśmiał się i schował telefon do kieszeni i wrócił do wiązania krawatu. Wróciłam na swoje miejsce w fotelu ale widząc jego nieudolne starania, zaczęłam nerwowo bujać nogą.
Uhhh, jak on to krzywo robi.
Pewnie jak zwykle zawiąże go i rozwiąże jeszcze ze dwa razy zanim zrobi to tak jak powinien.
NIE MA NA TO CZASU, HARRY.
Właściwie to dość niezwykłe, że przez ten cały czas, kiedy jesteśmy, hm, razem, nauczyłam się o nim tylu rzeczy. Nawet tak nieznaczących szczegółów jak to, gdzie zostawia telefon czy ile razy wiąże krawat.
Gdy z wyrazem niezadowolenia na twarzy rozwiązał krawat by znowu go układać nie wytrzymałam. Wstałam i szybko do niego podeszłam, łapiąc końce krawatu i nieco ciągnąc w dół, by był na moim poziomie wzrostu.
Brunet się zaśmiał.
- Nie tak ostro, Shawty. – mruknął, układając dłonie na moich biodrach.
Oh Boże, czemu jemu zawsze tylko jedno w głowie…
- Nie mogę patrzeć jak nieudolnie to robisz. – mruknęłam marudnie i zaczęłam wiązać krawat we właściwy sposób.
Harry tylko zaśmiał się krótko, ale nic nie powiedział. Jedyne co widziałam znad moich dłoni wiążących krawat, to jego usta, nieustannie ułożone w uśmiech.
Czułam jego wzrok na sobie przez cały czas, kiedy próbowałam nie rozpraszać się jego dłońmi na mojej talii, jego oddechem na mojej twarzy i wszechogarniającą bliskością. I tym cholernym uśmiechem.
- Gotowe. – oznajmiłam dumnie. Układając kołnierzyk jego koszuli.
- Dziękuję. – powiedzał z uśmiechem i schylił się do moich ust by mnie pocałować. Momentalnie rozpłynęłam się w jego ramionach. Ale zaraz przypomniałam sobie, że zależy mi na czasie i się odsunęłam, przerywając pocałunek. Harry spojrzał na mnie nieco zaskoczony, ale uśmiechnęłam się tylko nieco speszona w odpowiedzi.
- Nie chcę, żebyś się spóźnił. – usprawiedliwiłam się szybko, mimo że wcale tego ode mnie nie wymagał.
- Już jestem spóźniony. – zaśmiał się.
NO WŁAŚNIE.
- Nie chcę, żebyś spóźnił się jeszcze bardziej. – odparłam.
- Zazwyczaj robisz na odwrót, zatrzymując mnie. – mruknął z głupawym uśmieszkiem, obejmując mnie w pasie i przysuwając do siebie.
UH.
W porę położyłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Więc może chcę się w końcu zmienić i nie narażać cię na problemy w pracy? – zasugerowałam, mimo że nawet w mojej głowie to słabo brzmiało.
- Ależ ja nie mam nic przeciwko twoim sposobom na narażanie mnie na problemy w pracy. – zapewnił mnie rozbawiony moim zachowaniem.
ON I TE JEGO ROZMOWY.
- Naprawdę Harry, powinieneś się już zbierać. – powiedziałam całkiem poważnie.
- Naprawdę żadnej z tobą zabawy ostatnio. – prychnął tylko zaczepnie i cmoknął mnie w usta, puszczając mnie ze swoich objęć.
- Ktoś musi być myślący. – skwitowałam, spoglądając po raz setny dzisiaj na zegarek.
- A propos, dzisiaj będę się widział z twoim tatą, więc od razu się z nim dogadam co do naszych odwiedzin. Czwartek zostaje? – spojrzał na mnie.
- Tak. Myślę, że na weekend zostaniemy kiedy indziej, jak już poznamy lepiej Cody`ego. – odparłam.
- Okej. – zgodził się i założył marynarkę ku mojej uciesze.
- I pamiętaj, że jutro idziemy do Lucy i Niall`a. – przypomniałam mu.
- Pamiętam. – zaśmiał się. Pokiwałam tylko głową i znowu rzuciłam okiem na zegarek.
Piętnasta.
- Muszę jeszcze wyłączyć… - zaczął i skierował się w kierunku schodów, ale przerwałam mu.
- Ja to zrobię! – zawołałam szybko. Spojrzał na mnie zaskoczony. Zbyt nachalnie?
Wysiliłam się na uśmiech.
- Czy ty chcesz się mnie pozbyć? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Ależ skąd. – zaprzeczyłam. – Ja tylko dbam o twój tyłek, żeby nie ucierpiał przez te twoje spóźnienia. – powiedziałam kokieteryjnie, podchodząc do niego powoli i obejmując go luźno za szyję.
- Och, czyżby? – brunet był wyraźnie rozbawiony. – Kto by pomyślał.
- Pa, skarbie. – zaśmiałam się i pocałowałam go krótko w usta.
- Pa, podstępna kobieto. – zaśmiał się i w końcu wyszedł. 
Odetchnęłam głośno, zamykając za nim drzwi.
Nareszcie.
Teraz został mi tylko stres, co się stało u Gemmy.


***

Serce omal nie wyrwało mi się z piersi gdy usłyszałam wyczekiwany dźwięk dzwonka do drzwi. Podbiegłam do drzwi, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi, uśmiechając się od razu.
- Hej, Gem. – powiedziałam wesoło. Dziewczyna uśmiechnęła się nieco słabo.
- Hej, Julce. – przywitała się ze mną, przytulając mnie i zaprosiłam ją do środka.
- Napijesz się czegoś? – zapytałam, gdy weszłyśmy do salonu.
- Może kawy. – odpowiedziała po zastanowieniu.
Udałam się do kuchni i zaparzyłam kawę jaką zazwyczaj pija, gdy się widzimy i wróciłam do niej, siadając obok niej na  kanapie.
Chciałam już zacząć nurtujący mnie temat, ale ubiegła mnie.
- Jak u was? – zapytała z lekkim i nadal smutnym uśmiechem.
- W porządku. – odparłam. – Od dłuższego czasu się nie kłócimy więc w porządku. – zaśmiałam się krótko, chcąc nieco poprawić jej humor.
Na jej twarzy pojawił się jedynie cień uśmiechu. Zdecydowanie coś jest nie tak.
- To dobrze, Julce. – westchnęła.
- Gemma, zaraz padnę tu ze stresu na zawał. Proszę Cię, nie strasz mnie dalej tylko powiedz co się dzieje. – powiedziałam otwarcie, patrząc jej  w oczy.
Ta westchnęła i jakby zastanawiała się co powiedzieć. Nie poganiałam jej.
- Gryzę się z tym odkąd odzyskałam kontakt z Harry`m. Właściwie, chciałam z nim o tym porozmawiać od razu. Ale jakoś nie było okazji. Ale teraz… Sytuacja trochę się zmieniła i… - urwała na chwilę.
Przysięgam, serce zaraz mi padnie. Naprawdę nie chcę na niej niczego wymuszać, ale ona tylko podsyca moje obawy.
- Chodzi o tatę. – powiedziała krótko. Byłam zaskoczona. Nawet zszokowana.
Właściwie poczułam coś w rodzaju ulgi. Spodziewałam się, że zaraz mi powie, że ona albo jej chłopak się w coś wplątali, zabili kogoś, ktoś chce im zaszkodzić…
Albo, że coś złego dzieje się u ich dziadków.
A tu chodzi o ich ojca, który pewnie jak zwykle ma o coś pretensje albo chce zaszkodzić Harry`emu? Uh.
Spojrzałam na nią, chcąc żeby kontynuowała.
- Jest w szpitalu. – wydusiła w końcu.
A mnie na powrót ścisnęło w żołądku.
- Jak to? Co się stało? – zapytałam zdenerwowana.
- Nasz tata miał problemy zdrowotne od kiedy pamiętam. Konkretnie chodzi o jego serce. Gdy miałam jakieś szesnaście czy piętnaście lat jego stan się znacznie pogorszył i wylądował w szpitalu,  miał operację, wstawiali mu sztuczną zastawkę.Od tego czasu wszystko było w miarę okej. A znowu wszystko się nasiliło, kiedy Harry się wyprowadził. To było nieznaczne pogorszenie spowodowane silnym stresem. Ale kiedy doszły problemy w pracy, kolejne kłótnie w domu… Tata znowu trafił do szpitala. – westchnęła. – Pamiętam jaka wtedy byłam wściekła na Harry`ego. Obwiniałam go o to. Że to jego wina. Miałam ochotę go odnaleźć i wygarnąć mu, że to przez niego nasz tata jest w takim stanie. I owszem, moi rodzice nie są idealni, daleko im od tego. Ale kocham ich. – głos jej się zatrząsł. – I wiem, że tata w głębi duszy tęsknił za Harry`m. Ale ma takie zasady w życiu a nie inne i to przez to nasze wychowanie tak wyglądało i… - urwała na chwilę.  – Jego stan się w końcu ustabilizował. Od tego czasu bywało raz lepiej raz gorzej, ale bez jakichś ekscesów. I dopiero dwa tygodnie temu – urwała na chwilę i cicho załkała.

Szybko złapałam ją za rękę i zaczęłam ją głaskać, chcąc ją uspokoić. Słuchałam jej do tej pory jak zaczarowana, a w srodku wszystko we mnie szalało.
Zwłaszcza gdy usłyszałam słowa ,, I dopiero dwa tygodnie temu”.
- Spokojnie, Gem, oddychaj. – powiedziałam cicho, mimo że sama miałam łzy w oczach.
Pokiwała tylko głową.
- Dwa tygodnie temu, tata znowu trafił do szpitala, tym razem w naprawdę złym stanie. Ta zastawka, którą mu wstawili, nie wytrzymała, musieli znowu go operować… W każdym razie jest w szpitalu od tamtego czasu, czeka go jeszcze jedna operacja, ale… - wzięła oddech – Najprawdopodobniej to ten moment, kiedy tata będzie musiał być już pod stałą opieką lekarską. Jest dosyć słaby. I nie zapowiada się na to, żeby jeszcze było tak jak wcześniej. – pociągnęła nosem.
- Jeju, Gem, czemu nic nie mówiłaś? Ani ty, ani wasi dziadkowie? – spojrzałam na nią.
- Dziadkowie wiedzą dopiero od tygodnia, byli wcześniej w sanatorium, a mama nie chciała ich powiadamiać.To jej rodzice. A gdy już wiedzieli, chcieli od razu powiedzieć Harry`emu, żeby zakończyć ten bezsensowny konflikt. Ale mama im zabroniła, a raczej ujęła to tak, że mają się nie wtrącać.- pociągnęła nosem – Właściwie dziwię się, że dziadkowie do tej pory tego nie zrobili wbrew jej woli. Nie wiem czemu mama się tak zachowuje. Ona też tęskni za Harry`m. Ale jest przekonana, że jest zły. Po prostu zły. I chyba chce wierzyć jak najdłużej się da, że tata jeszcze wróci do zdrowia. Nie rozumiem jej, ale.. Miałam powiedzieć o tym Harry`emu kiedy dziadkowie się dowiedzieli. Oni utwierdzali mnie  w przekonaniu, że Harry powinien wiedzieć. Ale po prostu stchórzyłam. Nie wiem, po prostu. Ja chyba tez chciałam wierzyć, że tata odzyska siły i będzie jak wcześniej. – załkała, a ja ją po prostu przytuliłam.
Przez kilka chwil trwałyśmy tak, gładziłam jej plecy i pozwoliłam się jej wypłakać.
- Kilka dni temu, rozmawiałam z jego lekarzem. Był dosyć konkretny. I stwierdziłam, że muszę coś zrobić. Ale kiedy już miałam odwagę, nie wiedziałam jak mam to powiedzieć Harry`emu. Nie wiedziałam, czy może nie ma już wystarczająco swoich problemów, że tylko zaszkodzę… Albo co gorsza, bałam się, że powie, że nie obchodzi go stan taty. – załkała po raz kolejny.
- Harry nigdy by tak nie powiedział, Gem. – zapewniłam ją.
- Dlatego chciałam się poradzić ciebie. To ty znasz go najlepiej, byłaś kiedy nas nie było.  Ale minęło trochę czasu i na to tez zabrakło mi odwagi. Nie chciałam cię tez stawiać w takiej sytuacji… Że wiedziałabyś przed Harry`m, że jeśli wiedziałabyś że jego to nie będzie obchodziło, to będziesz musiała to zachować dla siebie… Nie wiem, co myślałam! – załkała głośniej a ja ją tylko mocniej objęłam.
- Już dobrze Gem. Najważniejsze, że w końcu mi powiedziałaś. I zaufaj mi – popatrzyłam jej w oczy – Harry musi się dowiedzieć. 
- Jesteś tego pewna? – zapytała.
- Na sto procent. – zapewniłam ją. – Zaraz do niego zadzwonię, żeby przyjechał i… - wstałam, ale Gemma złapała mnie za rękę.
- Nie, Julie, proszę! Nie dzisiaj. – spojrzała na mnie błagalnie. Usiadłam.
- Dlaczego? Lepiej żeby wiedział jak najszybciej.
- Nie mam na to dzisiaj siły. Powiem mu, na pewno. – zapewniła mnie. – Tylko nie dzisiaj. I chcę jeszcze spróbować porozmawiać z moją mamą i ją przekonać do tego pomysłu.
- Nie wiem, Gem. To nie fair wobec Harry`ego. – westchnęłam.
- Wiem, Julce. I wiem, że proszę cię o dużo, ale proszę nie mów mu nic sama. – spojrzała mi w oczy.
- Ale on wie, że się spotkamy. –odparłam.
- Powiedz, że chodziło o jakąś radę, nie wiem, proszę. – powiedziała błagalnie.
Nie, Julce. To złe.
To bardzo zły pomysł.
Nie. To nie fair wobec Harry`ego. Byłby wściekły i zraniony. Nie.
- Dobrze. – westchnęłam, mimo że wszystko w środku krzyczało ,,nie”.
- Dziękuję. – odetchnęła i przytuliła mnie ponownie. Jakoś nie poczułam ulgi.
- Ale proszę Cię Gem, nie zwlekaj długo. – poprosiłam ją.
- Obiecuję. – zapewniła mnie.
Oby.


***

- Twoi rodzice pewnie oszaleli ze szczęścia, nie? – zaśmiał się Louis.
- Moja mama już kupiła połowę szafy mimo, że nawet nie znamy płci. – Niall wywrócił oczami z uśmiechem.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie Niall`a i Lucy na kolacji i rozmawialiśmy.
Od czasu wczorajszej wizyty Gemmy, staram się unikać Harry`ego. Po prostu nie mogę.
Nie mogłabym spędzać z nim czasu jak wcześniej i udawać, że wszystko jest okej.
Dręczą mnie wyrzuty sumienia, ale jestem w beznadziejnym położeniu.
Wczoraj wymyśliłam, że umówiłam się na wieczór z Vic, więc nie widziałam się z Harry`m. Dzisiaj pracowałam więc też nie musiałam mieć z nim kontaktu.
Jutro mamy jechać do taty i Samanthy żeby poznać jej syna, Cody`ego.
A ja jestem cały czas spięta bo nie daje mi spokoju myśl o ojcu Harry`ego.
Boże , czemu? Przecież on się i tak o tym dowie, Gemma mi to obiecała.
A poza tym, Harry też nie raz robił coś za moimi plecami i nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia.
Więc czemu ja je mam?
UHHHH.
- Wybraliście jakieś imiona? – zapytała Melody, dziewczyna Lou.
- Nie ostatecznie, ale myśleliśmy. – powiedział z uśmiechem Niall.
- Dla chłopca? – zapytał Zayn.
- Kyle.
- Nick. – usłyszeliśmy w tym samym czasie dwa różne imiona od Lucy i Niall`a.
Spojrzeli tylko na siebie, a wszyscy pozostali się zaśmiali.
- Chyba nie dogadaliście tej kwestii. – zadrwił Liam.
- A dla dziewczynki? – zapytała Melody.
- Nadine. – powiedział Niall.
- Aileen. – powiedziała Lucy. Znowu w tym samym czasie.
Tym razem wszyscy się roześmiali. Nawet ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Jaka zgodna para! – Louis bawił się najlepiej.
Właściwie wszyscy dzisiaj byli uśmiechnięci. Cóż, poza mną. I właściwie Vicky, której wczoraj od razu się zwierzyłam z tego, co mnie dręczy. To tez mi nie pomogło.
- Tak w ogóle to chcieliśmy dzisiaj tez poprosić rodziców chrzestnych – zaczął Niall i wstał od stołu razem z Lucy.
- Właśnie. – zgodziła się brunetka. – Co nie było proste żeby się zdecydować bo wszyscy jesteście wspaniali i bardzo nam bliscy. – spojrzała na wszystkich przy stole z szerokim uśmiechem. – Ale chcielibyśmy, żeby to byli Julie i Harry. – powiedziała podekscytowana.
Dopiero moje imię z  jej ust przykuło moją uwagę, która nadal była skupiona przy Gemmie i ojcu Harry`ego.
- Mel, wychodzimy! – zawołał oburzony Louis żartobliwie.
Harry wziął mnie za rękę i pociągnął żebym wstała. Potrząsnęłam szybko głową chcąc się otrząsnąć i zacząć myśleć trzeźwo.
JULIE!
- Byłbym urażony, gdybyśmy nimi nie zostali. – zaśmiał się Harry przytulając Lucy.
- Mam rozumieć, ze się zgadzacie? – zapytał wesoło Niall, przytulając mnie.
Harry trącił mnie lekko w bok.
- Pewnie, że tak. – powiedziałam od razu i postarałam się uśmiechnąć i przytuliłam Lucy.
- Co się dzieje Julce? – usłyszałam szept Lucy gdy mnie przytulała.
- Nic takiego. – szybko ją zapewniłam i wróciłam na miejsce nie dając jej szansy na dalsze pytania.
Szybko wszyscy znowu zaczęli żywo rozmawiać. Właściwie zazwyczaj uczestniczyłam w tych rozmowach, uwielbiałam takie wieczory gdy wszyscy się spotykaliśmy.
Ale teraz siedziałam nieco nieobecna i udawałam, ze słucham uśmiechając się od czasu do czasu.
Moją uwagę przykuła Vicky i Zayn. Widziałam na początku wieczoru, że zamienili ze sobą kilka słów. A teraz cały czas na siebie zerkają. A kiedy już spojrzą na siebie w jednym czasie, Vicky po krótkiej chwili kontaktu wzrokowego odwraca głowę i uśmiecha się lekko sama do siebie, przygryzając wargę. Gdy raz zauważyła, że ją na tym złapała, speszyła się nieco i tylko wzruszyła do mnie ramionami.
Kto zrozumie tą dwójkę, zrozumie wszystko.
- Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna. – podskoczyłam na dźwięk głosu Harry`ego przy moim uchu.
Spojrzałam na niego lekko spanikowana.
- Wydaje ci się. – odparłam cicho.
- Nie, Julce. Co się dzieje?- dalej szeptał mi do ucha, a ja starałam się zachowywać naturalnie.
- Po prostu miałam ciężki dzien w pracy. – odpowiedziałam unikając jego wzroku.
- Jak tylko wrócimy do domu, obiecuję, że sprawię że się odprężysz. – szepnął znowu, muskając ustami płatek mojego ucha. Dreszcze przebiegły po moim ciele, ale tym razem mój umysł nie poddał się temu uczuciu. 
- Wolałabym dzisiaj po prostu wrócić i się wyspać, Harry. – powiedziałam niewzruszona.
Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
- Okej, cokolwiek wolisz. – zgodził się.
- Uh, Harry? – serce zabiło mi szybciej.
- Hm? – mruknął.
- Wolałabym spać u siebie. – powiedziałam.
- Okej, pojedziemy do ciebie. – zgodził się.
- Mam na myśli… - przełknęłam ślinę. – Sama…
- Oh. – tym razem naprawdę konkretnie zaskoczyłam Harry`ego.
- Cóż, dobrze?... – odparł zdziwiony.
Odetchnęłam.
Nie wiem jak długo tak jeszcze wytrzymam.


*oczami Vicky*

- Po prostu o tym nie myśl. Bo tylko wszytsko zepsujesz. – powiedziałam Julie, przytulając ją na pożegnanie. Cały wieczór praktycznie się nie odzywała.
Rozumiem, jest w beznadziejnej sytuacji. Swoją drogą Gemma postąpiła wobec niej nie fair.
Ale czasami trzeba się zamknąć i przemilczeć pewne sprawy. I coś o tym wiem.
A Julie po prostu musi się nauczyć żyć z tajemnicami.
- Zabij mnie. – mruknęła w moje włosy. Zaśmiałam się tylko i cmoknęłam ją w policzek.
- Wyluzuj Julie. To chujowa sytuacja, ale musisz zachowywać się normalnie. Nie jest tak, że ukrywasz morderstwo na litość boską. – spojrzałam jej w oczy.
- Uh, okej. – westchnęła. – Pa. – pożegnała się ze mną i wsiadła do samochodu Harry`ego. On sam uśmiechnął się do mnie. Nic nie poradzę, że nie umiem odwdzięczyć się tym samym…
- Vicky? – usłyszałam za swoimi plecami, gdy Harry odjechał.
Odwróciłam się w stronę głosu i momentalnie moje serce zabiło szybciej. Przede mną stał Zayn.
- Jeszcze nie poszedłeś? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.
- Czekałem na ciebie. – odparł. Moje serce wywinęło fikołka.
- Czemu? – zapytałam.
- Chciałem cię odprowadzić. – podszedł bliżej.
- Zdajesz sobie sprawę, że to zaledwie kawałek drogi? – spojrzałam na niego uważnie.
Boże, jaki on jest idealny…
- Tak, ale i tak chcę to zrobić.
Uh, gdybyś tylko wiedział ile ja chcę teraz zrobić…
- Cóż, okej. – zgodziłam się i ruszyliśmy w dół ulicy.
Było już późno, ulice były puste. Jedyne co dało się słyszeć to nasze kroki i oddechy.
- Słyszałem, że kogoś masz. – zagadnął.
W tym cały problem, Malik.
- Mhm. – mruknęłam niemrawo.
- Układa się wam? – zapytał. Spojrzałam na niego. Jego cholernie przystojną twarz oświetlał tylko błysk latarni i Boże, jak bardzo pragnęłam go pocałować…
- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać, Zayn? – zapytałam niedowierzając.
Westchnął.
- A co złego jest w rozmowie o tym? – zapytał.
- Okej, Zayn. Tak, układa nam się. A tobie i Perrie? – zapytałam podenerwowana.
Wybrał sobie temat… Czemu on nie może być po prostu bezpośredni? Nie jestem w dobra w takim omijaniu tematu.
- Nie jesteśmy już ze sobą. – odparł.
- Dlaczego? – spytałam odważnie.
Westchnął, ale nic nie powiedział.
- Zayn, dlaczego? – ponagliłam go. 

- Bo stwierdziłem, że nie mogę być z kimś, kogo nie kocham, do kogo nie czuję tego co powinienem czuć do osoby, z którą chciałbym spędzić życie, okej? – odpowiedział w końcu wyraźnie zdenerwowany.
- Trochę ci zajęło dojście do takiego wniosku. – prychnęłam.
- Wiem, Vicky. – przyznał. – Wiem też, że masz chłopaka i nie oczekuję od ciebie niczego. Ale musisz wiedzieć, że ty też byłaś powodem, dla którego zerwałem z Perrie.
Serce zabiło mi mocniej. Przystanęłam, gdy stanęliśmy pod moim domem. Cholera, to było wszystko, co chciałam dzisiaj usłyszeć.
- Wcześniej nie zauważyłam, żebym była na tyle ważna, żeby zmusić cię do czegokolwiek jeśli chodzi o Perrie. – wyrzuciłam mu mimo, że już niczego więcej od niego nie potrzebowałam.
- Bo jestem głupi, okej? Vicky, kurwa! – zawołał zdenerwowany – To przy tobie poczułem to, czego brakowało mi przy Perrie! To ty siedziałaś w mojej głowie cały czas! I kurwa, nie wiem co i jak powinienem teraz powiedzieć, czy może zaczekać, dać ci czas, czy od razu paść na kolana z jakimiś badylami w ręku i błagać o wybaczenie, ale kurwa Vicky to do ciebie cały czas ciągnie mnie jak cholera i nic na to nei mogę poradzić! Chciałaś szczerości, oto twoja szczerość. – skończył oddychając ciężko.
A ja stałam przed nim z otwartymi ustami. To zdecydowanie więcej niż w ogóle bym od niego chciała.
I jeszcze nie do końca to do mnie dotarło.
- Lepiej już pójdę zanim twój facet zacznie się niecierpliwić, chciałem tylko żebyś wiedziała… - zaczął, ale przerwałam mu… pocałunkiem.
Objęłam go za szyję i przylgnęłam do niego całym ciałem. Boże, jak bardzo chciałam to zrobić…
Mulat w pierwszej chwili był zbyt zaskoczony żeby zareagować ale szybko objął mnie mocno i odwzajemnił pocałunek tak, że nogi same się pode mną ugięły.
Oderwałam się od niego nie mogąc pohamować uśmiechu.
- Potrafisz zaskoczyć, mała. – zaśmiał się Zayn.
- A ty za dużo gadasz. – zachichotałam i pociągnęłam go za sobą do drzwi mojego domu.
- Czekaj, Vic, przecież… - zaczął, ale znowu mu przerwałam.
- Nic już nie mów, Malik. – powiedziałam, zrzuciłam z siebie kurtkę i pocałowałam go ponownie, kopiąc drzwi, żeby się za nami zamknęły.


*oczami Julie*

- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? – zapytał po raz setny tego wieczora Harry.
- Tak, Harry. – posłałam mu uśmiech. Próbowałam wcielić rady Vic w życie. Przecież niemówienie komuś o czymś nie może być aż takie trudne, prawda?
- Może jednak z tobą zostanę? Obiecuję, że nie będę się narzucał, możemy nawet się nie odzywać albo… - zaczął ale przerwałam mu.
- Nic się nie dzieje, Harry. Po prostu chcę odpocząć i nie musisz mnie niańczyć, dam radę. – zapewniłam go siląc się na kolejny uśmiech.
- Okej. – westchnął zrezygnowany.
Zatrzymał się pod moim domem.
- Jutro wyjeżdżamy o 17.00? – zapytał.
- Tak. – odparłam.
- I jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą dzisiaj spał? – zapytał, szczerząc się.
- Tak. – zaśmiałam się krótko.
- Pfff, pogadamy jak jeszcze będziesz mnie o to błagać. – prychnął.
- Pomarzyć dobra rzecz. – zakpiłam. Wow, nawet nieźle mi idzie.
- Ale wiesz, jakby coś, to jeden telefon i jestem u ciebie gotów żeby cię przytulać całą noc, tak? – spojrzał na mnie.
- Tak. – zapewniłam go z uśmiechem. Niemożliwy…
- No dobra, to wyskakuj. – rzucił.
- Dżentelmen. – prychnęłam.
- Twój ulubiony. – mruknął i pochylił się do mnie, całując mnie.
- Dobranoc. – powiedział odrywając się od moich ust.
- Dobranoc, Harry. – powiedziałam i wysiadłam.
Odjechał spod mojego domu dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi i zapaliłam światło. Z ulgą zdjęłam buty i weszłam do pogrążonego w ciszy mieszkania.
Wyjęłam z szafki butelkę wina i kieliszek i nalałam sobie.
Położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Naprawdę byłam zmęczona. Nie tyle pracą, co ciągłym zamartwianiem się.  Nie dam się więcej wciągnąć w takie sprawy.
Im dłużej leżałam na tej kanapie pijąc wino i oglądając bez zainteresowania jakiś serial, tym bardziej zaczęłam dostrzegać jak bardzo przyzwyczaiłam się do obecności Harry`ego. Od dłuższego czasu zawsze albo to on spał u mnie, albo ja u niego.  Do tego stopnia przywykłam do tego, że teraz z każdą godziną dotkliwiej czuję jego brak.
Cholerne uczucia.


***

- Już wszystko? – zapytał Harry opierając się o blat w mojej kuchni, gdy do niej weszłam z torebką w ręku.
- Tak, możemy jechać. – powiedziałam z uśmiechem.
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi i wsiedliśmy do samochodu.
- Wypoczęta? – zapytał odpalając samochód.
- Tak. – odparłam uśmiechając się. Nadal wyrzuty sumienia mnie dręczyły, ale nie było to tak dotkliwe jak wczoraj.
- To dobrze. Wczoraj już myślałem, że zrobiłem coś nie tak i dlatego jesteś jakaś inna. Przeanalizowałem cały ostatni miesiąc. – zaśmiał się.
- Głupek. – zakpiłam.
- Pfff, nie pozwalaj sobie. – prychnął.
- Będę. – wytknęłam język. Tylko go tym rozbawiłam.
- Tak w ogóle to nie wiem czy wczoraj to do ciebie dotarło, ale będziemy rodzicami chrzestnymi Nicka/Kyle`a/Nadine/Aileen. – powiedział Harry wesoło.
- Dobrze to ująłeś. – zaśmiałam się. – Ale tak, dotarło to do mnie.
- Swoją drogą, ciekaw jestem na czyim stanie. Obstawiam, że Lucy wybierze co będzie chciała. – parsknął.
- Mi się wydaje, ze to Niall postawi na swoim. Córeczka tatusia – tatuś musi wybrać imię. Synek – mały Horan więc tatuś musi wybrać imię. Zobaczysz. – zaśmiałam się.


***

- Mam nadzieję, ze to nie będzie jakiś głupi szczeniak. –westchnął Harry.
- Oj przestań. – rzuciłam i zadzwoniłam do drzwi.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich mój uśmiechnięty tata.
- Julcey! – zawołał i przytulił mnie mocno.
- Cześć tato! – przywitałam się.
- Wchodźcie, wchodźcie.- powiedział wesoło i przywitał się z Harry`m. Weszliśmy do środka, gdzie na powitanie wyszła także Samantha.
- Cześć, Julie! – uśmiechnęła się do mnie szeroko i mnie przytuliła. Harry także się z nią przywitał. Za Samanthą z salonu wyszedł wysoki, przystojny blondyn.
Woah.
 Uśmiechnął się do mnie uroczo, sprawiając, że nogi mi zmiękły.
- To jest właśnie mój syn, Cody. – powiedziała Samantha. Sam Cody podszedł do nas.
 - Cześć, Julie. – przywitałam się i wyciągnęłam dłoń, którą ujął i pocałował.
- Cody, miło Cię wreszcie poznać. – powiedział wesoło.
- Mi ciebie również. – odpowiedziałam z bananem na twarzy. Czuję, że się dogadamy.
- Jestem Harry. – usłyszałam nad głową i poczułam jego dłoń na mojej talii, gdy druga wyciągnął w kierunku Cody`ego. Sam Cody spojrzał na niego nieco dziwinie.
- Harry Styles? – zapytał czym mnie zaskoczył.
- Hm, tak. – ptwierdził Harry, ściskając jego dłoń, też najwyraźniej zaskoczony.
Sam Cody natomiast szeroko się uśmiechnął.
- Cody, miło poznać. – powiedział powoli, dziwnie sugestywnym tonem. A może mi się wydawało? 
- Wchodźcie dalej kochani, obiad już jest gotowy. – powiedziała wesoło Samantha.
Usiedliśmy za stołem i powoli zaczęliśmy rozmawiać. Na początku atmosfera była nieco napięta, ale z czasem szybko się odprężyliśmy i rozmawialiśmy w najlepsze. Cody jest młodszy ode mnie o dwa lata, pasjonuje się sportem i mechaniką. Jak na razie tyle udało mi się o nim dowiedzieć.
Ogólnie, sprawia dobre wrażenie. Jest miły, zabawny, inteligentny. Właściwie jedyne co wzbudza moje podejrzenia to jego dziwne podejście do Harry`ego. Spogląda na niego w dziwny sposób. Jakby go znał…? Nie wiem. I kiedy odpowiada na jakieś jego pytanie czy sam go o coś pyta, też zachowuje się inaczej. 
Zastanawia mnie to. Harry też wygląda na nieco zdezorientowanego jego zachowaniem więc wnioskuję po tym, ze on sam nie zna Cody`ego.
Może wyolbrzymiam? Albo może po prostu gdzieś się kiedyś spotkali? Albo może po prostu Cody wcześniej słyszał o Harry`m jako o tym Styles`ie bad boyu.
Może wymykał się na jakieś wyścigi czy imprezy i go pamięta.
Cokolwiek.


*oczami Harry`ego*

- Sama wymyśliłam ten przepis, właściwie przypadkiem. Ale jak się okazało, jest całkiem niezły. – zaśmiała się Samantha pogrążona w rozmowie z Julie.
Siedzieliśmy na zewnątrz, przy grillu. Jesteśmy tu już parę ładnych godzin, a ja nadal nie rozgryzłem tego Cody`ego.
Coś mi w nim nie pasuje. A raczej jemu coś nie pasuje we mnie, ewidentnie.
Zdziwiło mnie jego zachowanie już na wejściu gdy dopytał o moje nazwisko, najwyraźniej mnie skądś kojarząc. Ale nadal zachowywał się podejrzanie. Spoglądał na mnie dziwnym wzrokiem.
Ojciec Julie przed kilkunastoma minutami pojechał do sklepu po węgiel do grilla, a więc siedzieliśmy we czwórkę z czego kobiety trajkotały o jakichś przepisach i swoich tematach a my ledwo zamieniliśmy kilka słów. Właściwie pasowało mi to, bo nie odpowiadał mi sposób w jaki ze mną rozmawia. Zastanawiam się o co mu chodzi.
Nie poznaliśmy się nigdy, jestem tego pewny. W ciągu tych kliku godzin, dogłębnie nad tym myślałem, ale nie widziałem go nigdy wcześniej.
Więc o co do cholery mu chodzi?
- Pójdę przygotować mięso na grilla, bo niedługo będzie można je już smażyć. – powiedziała nagle Samantha wstając.
- Pomogę ci. – zaoferowała od razu Julie i też wstała. Oho. Czyżby szykowała się chwila sam na sam?
Julie poszła za Samanthą do domu, posyłając mi uśmiech.
Uh.
- Więc – odezwał się chłopak. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane cię poznać, a zwłaszcza w takich okolicznościach.
- Huh? – zmarszczyłem brwi.
- Słuchając tyle o wspaniałej i ułożonej Julie, świeżo upieczonej pani adwokat, nie sądziłem, że ta idealna dziewczyna może mieć takiego niegrzecznego chłopaka. – zakpił.
Zagotowało się we mnie.
- A więc jednak mnie znasz.
- Jest ktoś w tej okolicy kto cię nie zna? – zaśmiał się.
Nie podoba mi się to. Jest zbyt arogancki i pewny siebie.
- Na pewno ktoś  się znajdzie. A zresztą od czasów kiedy bawiłem się w wyścigi i inne gówna, trochę minęło. – westchnąłem. 
- Owszem. – zgodził. – Za to od opychania dragów? Może kilka dni? – zaśmiał się szyderczo.
O kurwa jebana mać.

- Julie i jej ojciec wiedzą, jak sobie dorabiasz? – spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, który mógł oznaczać tylko kłopoty. 
_________________________________________
Hej słoneczka ♥
Pierwsza tajemnica aka o co chodzi Gemmie - rozwiązana
Vic i Zayn - tego się nie da zrozumieć ale też jest xd
syn Samanthy - poznany 
i ups, zna Hazze .... :>


Cody jest dobrą postacią w tym wszystkim czy złą?
Jakieś podejrzenia? :3

( KTO GO KOCHA RAZEM ZE MNĄ ? *.*) 


Btw jest mi cholernie przykro.
Widząc 10 komentarzy po ponad tygodniu od dodania, kiedy 
w końcu zaczęłam dodawać regularnie jest 
zajebiście demotywujące, believe me. 

Kiedy dodawałam po miesiącu, już na kilka dni po dodaniu komentarzy było ok. 20.
Widać różnicę?
Dla mnie to dziwne, bo właściwie spodziewałabym się 
odwrotnego efektu. 
Więc wychodzi na to, ze wolicie rzadziej? 

 Chodzi mi jedynie o to, że niesamowicie motywują mnie komentarze. 
Kiedy widzę, że trochę was jest, ze doceniacie, piszecie chociaż to serduszko, czy proste ,,super", czy ,,czekam na nn!"  to wiem że ktoś czeka na moje wypociny, komuś one się podobają, komuś poprawią dzień i mam większy zapał żeby znaleźć czas i coś napisać. 

A kiedy widzę że nagle z 20 komentarzy robi się 10 - no kurczę, przykre. 
Soł idk robię coś źle? 
Coś wam się nie podoba?
Wolicie naprawdę rzadziej? 
Krócej? 
Let me know co jest nie tak, to mogę to dla was zmienić. 
Od tego macie komentarze, zeby wyrazić swoje zdanie i dac mi kopa do działania. 
A ja nie proszę o wiele. 
Jeśli wam sie nie chce to serio, zwykła anonimowa emotka mi wystarczy ale będę chociaż wiedziała, ze mam dla kogo poświęcić te kilka godzin. 
Ok, starczy tych moich żali. 
Dziękuję i tak tym co komentują regularnie z całego serca ♥
mam nadzieję że będzie was więcej :>



Miłego tygodnia aniołki ♥
@sheeranable

THIS >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.

wtorek, 11 sierpnia 2015

44. I`m sorry, Julie.


Dedykacja dla Zuzy Nowak - łączę się z tobą w twojej depresji XD 
Dziękuję skarbie za komentowanie ♥

  
 Tylko 14 komentarzy? :c

*oczami Harry`ego *
Wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi. Wszedłem i od razu zdjąłem marynarkę. Usłyszałem za plecami kroki.
Odwróciłem się i zobaczyłem rozczochranego Malika z worami pod oczami, z butelką wody w dłoni i w samch dresach.
- Siema, stary. – powiedziałem z nutą satysfakcji w głosie.
Ma za swoje.
 Mulat tylko wywrócił oczami i poszedł w głąb mieszkania.
Jak miło.
 Westchnąłem i poszedłem za Malikiem do salonu, gdzie ten rozwalił się na kanapie.
- Jak żyjesz? – zapytałem, wyjmując z lodówki sok.
- Bywało gorzej. – mruknął mulat.
- Widząc cię wczoraj w takim stanie, myślałem, ze dzisiaj zdechniesz. – powiedziałem szczerze, biorąc łyk soku.
- Nie doceniasz mnie, Styles. – prychnął z pogardą.
- Fakt, nie sądziłem, że możesz tyle w siebie tego wszystkiego wpakować i nie paść na zawał czy zatrucie. – przyznałem, siadając na fotelu obok.
- Dzięki stary, że po mnie przyjechałeś. – powiedział i wziął duży łyk wody.
- Nie ma sprawy. – odparłem. – Ale nie obraziłbym się jakbyś powiedział mi coś więcej o tym, dlaczego się doprowadziłeś do takiego stanu.
- Zerwałem z Perrie. – westchnął.
- Coś takiego już wczoraj usłyszałem. Dlaczego? – drążyłem.
- Bo stwierdziłem, że nie będę tkwił dłużej w związku z dziewczyną, do której chyba już nic nie czuję.
- Chyba? – powtórzyłem.
- Kurwa, Harry, nie wiem okej? – warknął zirytowany.
- Zayn, jak możesz nie wiedzieć? – spojrzałem na niego nie wierząc w to co słyszę.
- Normalnie. – odparł sfrustrowany.  – Po prostu chyba byłem z nią tak długo, że to co do niej czułem zmieniło się w przyzwyczajenie. Bo to chyba nie jest w porządku, że kręci mnie inna dziewczyna, a Perrie już nie? – rzucił z sarkazmem.
- Nie jest. – zgodziłem się. – Ale w takim razie dalej nie rozumiem po co się doprowadzałeś do takiego stanu. Powinieneś chyba być szczęśliwy, że już nie tkwisz w takim wymuszanym związku. 
- Niby jestem. Ale cały czas nie daje mi to spokoju, dręczy mnie to, ze może popełniłem błąd i straciłem wspaniałą dziewczynę. – powiedział marudnie.
- Jesteś popieprzony, Zayn. – mruknąłem.
- Wiem. – westchnął. – Ty nigdy nie miałeś tak, że byłeś totalnie rozdarty? Że nie wiesz co jest dobrym wyjściem? Nie bałeś się, ze wybierzesz tą złą opcję? – zapytał patrząc na mnie poważnie.
 Zastanowiłem się chwilę.
- Miałem tak. – przyznałem. Cały czas tak mam, ewentualnie.
- W tym momencie dokładnie tak się czuję. I to chujowe uczucie. – odetchnął ciężko.
- Ale co, mam rozumieć, że chodzi o Vicky? – spojrzałem na niego.
- Też. – skinął głową. – Cholernie mnie pociąga. Po prostu cały czas tkwi w mojej głowie. Na tych jej urodzinach… Cholerna chemia. – westchnął.
Skąd ja to znam.
- A jednocześnie nie wiem czy może to tylko moja pieprzona męska natura. Może już znalazłem tą dziewczynę dla mnie. Tylko jak patrzę na Lucy i Niall`a, to ani trochę nie przypomina mi związku z Perrie. Spieramy się właściwie codziennie. Nie ma miedzy nami tego czegoś, nie wiem, kurwa to całe związkowe gówno jest pojebane. – powiedział zirytowany i przetarł dłońmi twarz. – Masz piwo? – zapytał.
- Serio, Malik? Mało ci? – uniosłem brew.
- Stary, proszę cię. – jęknął marudnie.
Westchnąłem i podszedłem do lodówki wyciągając piwa i podałem jedno Malikowi.
- Tak w ogóle, to gdzie ty zostawiłeś swój samochód? – zapytałem.
- Jest u Tomlinsona. Pojechałem do niego z nadzieją na wspólny melanż. No i towar mi się skończył. Ale jechali do rodziców Mel, więc zostawiłem u nich samochód bo wypiłem u Lou piwo. – powiedział zmęczonym głosem.
- To chociaż tyle. – westchnąłem. – Jakbym to wiedział wczoraj, to znacznie by mi to ułatwiło życie.
- Sorry, stary. – powiedział szczerze.
- Spoko. Tylko lepiej przemyśl to wszystko i zdecyduj się na coś, bo w końcu stracisz i Perrie i Vicky i samego siebie, bo już widzę, że pierdolisz głupoty.
- Wiem. – burknął zirytowany. – Ale nic nie poradzę, że jestem beznadziejny w tych sprawach. Nie nadaję się do stałych związków.
- A ja się nadaję? – prychnąłem.
- Ale ty jesteś z Julie i się wam układa. – westchnął.
- Więc czemu tobie by się miało nie udać? – spojrzałem na niego.
- Bo jestem pojebany. – odparł.
- To akurat fakt. – potwierdziłem, a ten zmroził mnie wzrokiem.
- Swoją drogą, nie chcę się wtrącać Hazz, ale masz zamiar kiedyś dać sobie spokój ze sprzedawaniem towaru temu dilerowi? – zapytał.
Uh.
- Nie wiem. – wzruszyłem ramionami. – Na razie mi to nie przeszkadza, a kasa jest niezła.
- A Julie zamierzasz o tym powiedzieć? – spojrzał na mnie uważnie.
- Po co mam jej mówić? – burknąłem.
To jest właśnie jedna z wielu spraw, w których jestem rozdarty tak jak ty Zayn.
- Bo jak cię któregoś pięknego dnia przymkną, to byłoby dobrze, jakby Julie wiedziała chociaż za co. – prychnął.
- Skąd pomysł, że mnie przymkną? – niemal warknąłem. Irytacja we mnie rosła.
- Bo to śliski temat, Harry. – mruknął odpalając papierosa.
- Bez przesady. – burknąłem zdenerwowany.
- Ej stary, wyluzuj. Nie powiedziałem tego żeby cię wkurwić, okej? Po prostu pytam. Już wcześniej cię ostrzegałem żebyś się w to nie pakował, więcej tego robić nie będę.
- I bardzo dobrze. – mruknąłem.
- Dobra, koniec tego tematu. W każdym razie pomyśl o Julie. Ogólnie wydaje mi się, że lepiej jakby była świadoma chociaż w minimalnym stopniu, że masz coś na sumieniu. – spojrzał na mnie i zaciągnął się.
- Nie martw się o to. – powiedziałem, siląc się na spokojny ton.
- Stary, co ty taki spięty jesteś? – spojrzał na mnie zaskoczony.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie chce mi się gadać na ten temat. – odparłem.
- Okej, Harry. – powiedział spokojnie.
- Więc, co chcesz teraz zrobić? Zakręcić się koło Vic? – zmieniłem szybko temat.
- Nie wiem. Nie sądzę, żeby to było fair wobec Vic czy Perrie, że dopiero z jedną się rozstałem a lecę do drugiej. Tymbardziej, ze tak długo zwlekałem. Chyba odpocznę i nacieszę się życiem singla. – westchnął, gasząc papierosa.
- Żebyś w końcu nie został wiecznym singlem. – parsknąłem.
- Luz, Harry. Chcę być fair wobec Vicky. Tymbardziej, że podobno ona kogoś ma. Nie chcę też jej czegoś zepsuć. Wolałbym dać jej trochę przestrzeni.
- Co ty pierdolisz? – zmarszczyłem brwi. – Jakiej przestrzeni? Kiedy ty ostatni raz z nią gadałeś?
- Dawno. – westchnął zrezygnowany. – Po prostu sam nie wiem jak to wszystko zrobić, żeby nie wyjść na totalnego dupka, okej?  Kurwa, nie mam cierpliwości do tego wszystkiego. – podniósł się gwałtownie do siadu.
- Szybko się wkurwiasz. – zauważyłem.
- Bo doprowadza mnie to do szału. Cała ta miłość i ten szajs. – warknął zirytowany.
Wiem co czujesz, stary. Naprawdę.
- Kurwa, Harry, nie masz jakiegoś skręta przypadkiem? – spojrzał na mnie z nadzieją.
- Chyba żartujesz, Malik. – spojrzałem na niego. – Ileż można? – wywróciłem oczami i wziąłem łyk piwa.
- No weź, stary. – marudził. – Muszę, a nie mam nic. Uwierzysz, że Daniel nie ma żadnego towaru? Ja kurwa nie wiem, czy to się serio rozchodzi jak świeże bułeczki czy sami wszystko jarają, ale to jest nienormalne. – skrzywił się.
 Zachłysnąłem się piwem na jego słowa.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Jak się nie umie, to się nie pije! – zadrwił.
- Kupujesz u Daniela? – zapytałem, ignorując jego drwiny.
Pokiwał twierdząco głową. Kurwa.
- W sumie od niedawna. Ale ostatnio coraz częściej słyszę, ze ‘’już nie ma”. – wzruszył ramionami.
- Serio? – mruknąłem. Cholera, czyżbym aż tak przesadzał?
- No. Zawsze zamawiał dla wszystkich stałych i tak na zapas. A teraz chuja, podobno nawet dla stałych nie ma. Ale Daniel ma to w dupie, dla niego najważniejsze jest żeby się naćpać, zgarnąć jakiś hajs na przeżycie i tyle. – westchnął.  – Chyba muszę się rozejrzeć za kimś innym.
- Taa… - mruknąłem ponownie.
- Chyba coś tam się odpierdala i Daniel coś kombinuje. Ale cóż, jak w końcu jakiś na głodzie się zgłosi po kokę to może wybije Danielowi przekręty ze łba. – parsknął.
Pokiwałem tylko głową.
- Właśnie, może zacząłbym się zaopatrywać u tego twojego? – spojrzał na mnie.
Kurwa, on mówi całkiem poważnie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – burknąłem.
- Nie no, ale serio. Komu opychasz? – zapytał dopijając piwo.
I jak ja mam do cholery z tego wybrnąć?!
- Nie polecam kolesia. Dolicza swoje koszty, a sam towar to nie jest jakaś rewelacja żeby był tego wart. – starałem się być opanowany.
Kiedy ten jebany temat się skończy?
Czemu ja musiałem mu się wygadać, że rozprowadzam towar?
- Serio? Jak się utrzymał u nas w Northland skoro ma takie ceny? – spojrzał na mnie zaskoczony.
Zacisnąłem zęby. Zaraz mnie szlag jasny trafi.
- Wciska ten szajs gówniarzom. – odparłem i nie dając mu szansy na dalsze niewygodne dla mnie pytania wstałem.
- To ja idę po tego skręta. Mam w aucie w schowku. – powiedziałem tylko i wyszedłem stamtąd jak najszybciej, wdychając rześkie wieczorne powietrze.
Ale się wpakowałem.


*oczami Julie*
- Cześć, skarbie! – usłyszałam głos Harry`ego i trzask drzwi wejściowych.
Szybko otarłam kilka łez, które popłynęły po moich policzkach gdy roztrząsałam całą tą sytuację z Vicky i Dylanem. Spojrzałam pośpiesznie w lustro, sprawdzając czy nie widać po mnie bardzo, że cóż, płakałam.
- Cześć, Hazz! – zawołałam, wychodząc mu naprzeciw z przekonaniem, że nie zorientuje się, że coś jest nie tak.
Podszedł do mnie uśmiechnięty i objął mnie w talii, całując.
Uh, poczułam od niego papierosy i… coś jeszcze.
Spojrzałam na niego, odsuwając się lekko.  Miał nieco bardziej zwężone źrenice niż zazwyczaj.
- Mam nadzieję, że nie prowadziłeś w takim stanie. – westchnęłam i nie czekając na niego poszłam do kuchni.
- Nie skarbie, przyszedłem. – powiedział marudnym głosem i wszedł do pomieszczenia zaraz za mną.
Spojrzałam na niego krytycznie. Rozumiem, że to jego kumpel, że zerwał z dziewczyną, z którą planował ślub, ale na litość boską…
- Nie patrz tak na mnie. - mruknął i wywinął dolną wargę podchodząc do mnie.
O nie, nie.
Odsunęłam się od niego, ale zaraz znowu znalazłam się w jego ramionach.
Cholera.
- Nie uciekaj mi. – burknął niezadowolony i nachylił się, żeby mnie pocałować, ale obróciłam głowę w drugą stronę, tak że musnął ustami mój policzek.
- Julie. – mruknął zaczepnie.
- Śmierdzisz fajkami i ziołem. – skrzywiłam się.
Burknął tylko coś w odpowiedzi i przytulił się do mnie, układając głowę na moim ramieniu.
Westchnęłam.
- Jak Zayn? – zapytałam zrezygnowana.
- Zaskakująco dobrze jak na kogoś kto wczoraj wieczorem był zachlany i zaćpany w trupa. – odparł i cmoknął moją szyję.
- Naprawdę rozstał się z Perrie? – spojrzałam na niego w dół.
- Mhm. – mruknął.
- Dlaczego? – zapytałam nadal zaskoczona. Okej, może nie sprawiali wrażenia pary idealnej, ale wydawało mi się, że się kochają.
- Bo jest pojebany. – westchnął i puścił mnie, podszedł do kanapy i rozłożył się na niej.
- To znaczy? – zmarszczyłam brwi i usiadłam na brzegu. Uniósł się by położyć głowę na moich kolanach i dopiero mi odpowiedział.
- To znaczy, że sam nie wie kogo kocha i kogo chce. I nie wie czy ważniejsza jest jego chcica czy przyzwyczajenie. – odparł przymykając powieki.
- Rozumiem, że przyzwyczajenie to Perrie, a chcica? – zapytałam, mimo że miałam swoje podejrzenia co do tego.
- Vicky. – odparł prosto. No tak.
Wsunęłam palce w jego włosy, bawiąc się lokami.
Westchnął, mrużąc oczy. Uśmiechnęłam się na to mimowolnie.
- Czyli Zayn zerwał z Perrie dla Vicky? – upewniłam się, dalej bawiąc się jego włosami.
- Wychodzi na to, że tak. – odparł.
- Wow. – Byłam pod wrażeniem. Vicky na pewno by ten fakt schlebił. Ba, byłaby przeszczęśliwa. Ale Tyler chyba niekoniecznie…
- A on jest świadomy, że Vicky spotyka się z Tylerem? – zapytałam.
- Wie. Pierdolił coś o przestrzeni, że da jej czas… Mówię, pojebany. – westchnął.
-To akurat słusznie. Gdyby od razu po zerwaniu z Perrie poleciał do Vicky byłby totalnym dupkiem. – powiedziałam stanowczo.
- A już nie jest dupkiem? – spojrzał na mnie w górę.
- No w sumie… - mruknęłam.
- Właśnie. Cokolwiek by teraz nie zrobił, jest dupkiem. – wzruszył ramionami.
- Mógł wcześniej się zdecydować czego chce. – powiedziałam.
- On nadal się nie zdecydował.
- I dlatego musiał jeszcze dzisiaj zajarać? – spojrzałam na niego krytycznie.
- I wypić piwo. – westchnął.
Wywróciłam oczami.
- Mówiłaś Vicky dzisiaj o tym, że Zayn się prawdopodobnie rozstał z Perrie? – spojrzał na mnie.
Momentalnie fala wspomnień z dzisiejszej wizyty u blondynki zalała mój umysł, przywołując to nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
- Nie, jakoś nie było okazji. – mruknęłam. Spojrzał na mnie uważnie.
UH.
- Nie było okazji? To o czym wy tak intensywnie dyskutowałyście? – zapytał żartobliwym tonem.
- Właściwie… - urwałam na chwilę, biorąc oddech. – Trochę się posprzeczałyśmy… - wydusiłam z siebie.
- Wy? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mhm. – mruknęłam.
 Aż usiadł.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to głupio i nieprawdopodobnie brzmi? – spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- A jednak. – wzruszyłam ramionami i wstałam, odwracając głowę. Nie chciałam, żeby poznał po mnie, że mnie to cholernie boli.
Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął na swoje kolana, na które chcąc nie chcąc musiałam usiąść.
- Hej… - mruknął łagodnie, kładąc dłoń na moim policzku zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
Niechętnie podniosłam na niego wzrok, a ten popatrzył mi w oczy.
- Co się stało? – zapytał łagodnie.
- Nic, po prostu się nie zrozumiałyśmy paru kwestiach… - wydukałam.
- Wiesz, że to najgłupsze co mogłaś wymyślić? – spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie chcę o tym gadać. – westchnęłam tylko.
- Okej, skarbie. – powiedział tylko, cmoknął mnie w czoło i przytulił do siebie. – Dogadacie się.
Rozluźniłam się w jego ramionach.
Przecież nie powiem mu, że w dużej mierze chodzi o niego. Że Vicky uważa, że za szybko mu zaufałam. A zwłaszcza, że uważa tak, od momentu spotkania z Dylanem.
- A gadałaś może z Gemmą? – zapytał.
- Uh, nie, nie miałam dzisiaj do tego głowy. Jutro do niej zadzwonię. – odparłam i wtuliłam się w niego.
- Okej. – odpowiedział tylko. – Widziałem się dzisiaj w biurze z twoim tatą.
Odsunęłam się trochę i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- I co mówił? – zapytałam.
- Wspominał o kolejnej rodzinnej kolacji, tym razem żeby poznać syna Samanthy. – odpowiedział, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Znowu będziecie wszystko ustalać za moimi plecami? – skrzywiłam się.
- Nie. – zaśmiał się. – Ma do ciebie zadzwonić, mi tylko o tym wspomniał, żebym sobie zajął jakiś wolniejszy dzień.
- Mhm. – mruknęłam. – Właściwie to jestem ciekawa jaki jest ten jej syn. – zamyśliłam się, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mam nadzieję, że nie jest jakimś głupim gówniarzem. – skrzywił się Harry.
- No tak, jeden nam już wystarczy. – spojrzałam na niego wymownie.
- Czyżby? – zapytał oburzony.
Wzruszyłam ramionami uśmiechając się szeroko.
- Uważasz, że ja jestem takim głupim gówniarzem? – zapytał poważnym tonem.
- Mhm. – potwierdziłam, chichocząc.
- Co innego słyszę z twoich ust nocami. – mruknął mi do ucha i wsunął dłoń pod moją koszulkę. 
- Wtedy muszę się dopasować do sytuacji. – odparłam.
Boże, uwielbiam  się z nim droczyć.
- Więc jesteś pewna, że jestem głupim gówniarzem? – upewnił się patrząc na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Abslutnie pewna. – odparłam.
- Zaraz się przekonasz co ten głupi gówniarz potrafi. – powiedział i w ułamku sekundy znalazł się nade mną, łaskocząc mnie.
- Nie, Harry!- pisnęłam tylko i zaczęłam chichotać.
Po chwili gdy zaczynało mi już brakować tchu, Harry uciszył moje piski, całując mnie niespodziewanie.
Oddałam się pocałunkowi, rozluźniając się w jego ramionach.
Jego dłonie nadal były pod moją koszulką, ale już mnie nie łaskotały. Teraz swobodnie sunęły po moim ciele, sprawiając, że przymykałam oczy z przyjemności.
- Kochasz tego głupiego gówniarza. – mruknął mi do ucha, całując jego płatek. Westchnęłam tylko w odpowiedzi, gdy zaczął schodzić pocałunkami w dół mojej szyi.
Ma niepodważalną rację.


*oczami Julie, następnego dnia*

Usiadłam na leżaku na balkonie z koktajlem w dłoni i odszukałam w telefonie numer do Gemmy.
 Korzystając z luźniejszego dnia i pięknej pogody, odpoczywałam leżąc w słońcu.
Harry pracuje dzisiaj do wieczora, więc postanowiłam dzisiaj z tego skorzystać. Po południu mam zamiar pojechać do Vicky i mam szczerą nadzieję, że ja zrozumiem i że się dogadamy.
A przede wszystkim, że nie będzie tam Dylana.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i wzięłam łyk koktajlu.
- Halo? – usłyszałam znajomy głos Gemmy. O dziwo, nie był wesoły, tak jak zazwyczaj.
- Hej, Gem, tu Julie. – przywitałam się.
- O, hej Julce. – odpowiedziała nieco weselej.
- Harry mi ostatnio wspominał, że chciałaś ze mną rozmawiać, miałaś jakąś sprawę. Stwierdziłam, że zadzwonię i sprawdzę czy wszystko w porządku.
- Tak… - zawahała się chwilę. – Właściwie dzwonię do ciebie od kilku dni tylko… Jakoś nie mogę się zebrać. – westchnęła.
Okej, teraz jestem zaniepokojona.
- Gem? Wszystko w porządku? – zapytałam niepewnie.
- Tak… To po prostu nie jest temat na telefon i.. Nie wiem. – westchnęła po raz kolejny.
- Więc, może się spotkamy? – zaproponowałam z nadzieją.
- Kiedy miałabyś chwilę? – zapytała od razu.
- Właściwie każdego dnia mogę. Na przykład, jutro?
- Okej.
- Jakaś kawiarnia? – zapytałam weselszym tonem, licząc że i jej taki się stanie.
- Myślisz, że byłaby szansa spotkać się u ciebie, bez obecności Harry`ego? – zapytała z nadzieją, włączając kolejną czerwoną lampkę niepokoju w mojej głowie.
- Tak, pracuje do wieczora. – odpowiedziałam.
- Więc przyjadę jutro, koło 16.00? – zaproponowała.
- Pewnie. – zgodziłam się.
- Dziękuję ci, Julie. Do jutra.
- Nie ma za co, Gem. Pa! – pożegnałam się z nią i rozłączyłam się.
 Cholera. Nie wygląda to dobrze jak na moje oko.
Wahała się, czy do mnie zadzwonić. Nie chce, żeby Harry się dowiedział.
Zaczynam się poważnie martwić. Chyba ma kłopoty.
Właściwie, mam wykształcenie prawnika, więc…
O dobry Boże.

*oczami Julie, kilka godzin później*
Wzięłam głęboki oddech.
Jakiś setny taki, w ciągu ostatnich piętnastu minut, które spędziłam gapiąc się na drzwi Vicky i stojąc przed nimi. Jej sąsiadka, pani Marin dziwnie się na mnie patrzyła.
Ale cholera, boję się. Boję się, że będzie jeszcze gorzej.
Raz kozie śmierć. Podniosłam dłoń i zanim zdążyłam stchórzyć kolejny raz, nacisnęłam dzwonek do drzwi.
Po chwili otworzyła mi blondynka. Gdy mnie ujrzała, niemal od razu jej oczy zaszły łzami. Zanim zdążyłam się odezwać, przytuliła mnie mocno.
Byłam totalnie zaskoczona. Właściwie powinnam być zła, czy coś…
Albo nie…
Ale jedyne co zrobiłam od razu to objęłam ją jeszcze mocniej, a łzy same popłynęły mi po policzkach.
- Przepraszam, Julie. – załkała.
- Ja też, Vic. – wyjąkałam, tuląc się do niej.
- Wszystko w porządku, dziewczynki? – usłyszałam wołanie pani Marin, która stała na swojej werandzie z konewką w dłoni i patrzyła na nas zmartwiona.
 - Tak, tak! – zawołała Vic, wycierając policzki.
Pani Marin tylko uśmiechnęła się do nas życzliwe i kontynuowała podlewanie swoich kwiatów, a blondynka złapała mnie za rękę i wciągnęła do mieszkania, zamykając za nami drzwi.
- Uwielbiam tą kobietę, ale nie musi o wszystkim wiedzieć. – mruknęła tylko Vic i dalej trzymając mnie za rękę poprowadziła do salonu i usadziła na kanapie, a sama usiadła zaraz obok mnie, nadal nie puszczając mojej dłoni.
- Julce… - zaczęła, ale zawahała się chwilę. – Naprawdę przepraszam, ja… Wiem, że poczułaś się wczoraj pewnie rozczarowana, wiem jak to wygląda, że nagle pojawił się Dylan a ja zmieniam zdanie… 
- To chujowo wygląda, Vic. – powiedziałam, wycierając wierzchem dłoni łzę z policzka.
- Wiem, J. – westchnęła. – Ja po prostu… Fakt, rozmawiałam z nim o tobie i Harry`m. Ale to nie tak, że on mi czegoś nagadał celowo i nagle go nienawidzę. – powiedziała szybko. – Po prostu zaczęłam się zastanawiać. Bo tak naprawde tylko ty znasz Harry`ego, Ja znam go tylko tak na zasadzie znajomych. Nie wiem jaki jest, poza twoimi opwieściami. I po prostu zastanawiam się, czy nie zbyt pochopnie mu zaufałaś. Bo też jakoś niewiadomo jak długo się nie znaliście, gdy zaczęliście być razem.
- Vicky, to kawał czasu… - mruknęłam sceptycznie.
- A wiesz o nim wszystko? – zapytała.
- Wszystko co powinnam wiedzieć. – odparłam.
Westchnęła tylko.
- Nie wiem jak mam to wyjaśnić. Po prostu… Mam złe przeczucia, okej? I martwię się po prostu, nie chcę, żebyś się na nim zawiodła, tym bardziej że widze jak ci na nim zależy. – popatrzyła mi w oczy.
- Rozumiem, Vic. Ale sama od początku wciskałaś mi Harry`ego. –przypomniałam jej.
- Wiem, Julce. Ale właściwie, ja też go nie znałam za dobrze. I po prostu, nie wiem. Chciałam ci kogoś fajnego znaleźć. I sama byłam zafascynowana takimi chłopakami jak on. Sama wiesz, miałam obsesję na punkcie Liama. – powiedziała.
- Pamiętam. – westchnęłam. – Ale Vic, jestem z Harry`m. Zależy mi na nim. I myślę, że nam go wystarczająco dobrze. I mu ufam.
- Okej, Julce. Nie będę się z tobą spierać. Po prostu bądź uważna, okej? Jedyne na czym mi zalezy, to żebyś nie cierpiała. – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Okej. – zgodziłam się, mimo że nadal nie do końca rozumiałam to wszystko.
- I przepraszam, ze wczoraj tak to wszystko wyszło.
- Ja też przepraszam, Vic. Po prostu Dylan wywołuje we mnie takie emocje… - westchnęłam.
 - Wiem. – przytuliła mnie. Wtuliłam się w nią.
- Bałam się, że cię stracę, J. – mruknęła. – Że mnie znienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię, frajerze. – parsknęłam. – Po prostu wczoraj mnie to zabolało, nie wiem. – westchnęłam.
- Uh, wiem.
- A o co w ogóle chodzi z Dylanem? Od kiedy rozmawiacie? – zapytałam.
- Jakiś tydzień temu się widzieliśmy. I naprawdę za nim tęsknie, Julce. Chciałam spróbować zacząć z nim rozmawiać. I zaprosiłam go dzisiaj. Chcę znowu mu zaufać.
Westchnęłam.
- Okej, Vic. Masz do tego pełne prawo. – powiedziałam.
- A ty, Julce? – spojrzała na mnie.
- Mam wrażenie, że nie uda nam się już tego naprawić. – powiedziałam markotnie. – Wiesz, że ja zawsze potrzebuję czasu. A on za szybko zaczał naciskać. Mało tego, ta sprawa z Harry`m i jego ciągłe pretensje… Aktualnie wywołuje u mnie tylko najgorsze emocje, Vicky. Nic na to nie poradzę.
- Rozumiem. – mruknęła smutno.
- Jakby dał mi czas, zachowywałby się inaczej, nie atakował mnie za każdym naszym spotkaniem… Może byłoby inaczej. Ale aktualnie jest jak jest i chyba lepiej nie będzie. Zwłaszcza po wczoraj, kiedy tak po prostu przyglądał się jak się sprzeczałyśmy i jeszcze się wtrącał. – skrzywiłam się.
- Ale się wszystko zjebało, Julce. – westchnęła głośno blondynka.
- Wiem. – zgodziłam się z ciężkim sercem.
Miałam coś powiedzieć, ale przerwał mi mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
Tata.
- Halo? – odebrałam.
- Cześć, Julcey! – przywitał się wesoło, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.
- Cześć, tato!
- Nie wiem, czy Harry ci wspomniał, ale chcieliśmy z Samanthą zaprosić was do nas, żebyście poznali Cody`ego.
- Tak, Harry mi o tym mówił. Pewnie tato, wpadniemy. – zapewniłam.
- Daj mi jeszcze znać kiedy wam pasuje, dobrze? Myślałem może o sobocie?
- Myślę, że sobota będzie okej. Pogadam jeszcze z Harry`m. – odpowiedziałam.
- Dobrze, skarbie. A jak tam u was? Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tato.- zapewniłam go.
- To dobrze kochanie. Właściwie, co byście powiedzieli na to, żeby przyjechać ogólnie na weekend? Zostać na dwa dni? – zaproponował nagle.
- Hm, nie wiem… - wydukałam. Zaskoczył mnie.
- Ja tylko proponuję ale myślę, że byłoby fajnie. Nie wiem, zrobicie jak będziecie chcieli. Porozmawiajcie sobie o tym.
- Hm, okej tato. – zgodziłam się nadal zaskoczona jego pomysłem. Usłyszałam szelest i jakiś głos w tle.
- Oh, Sam cię pozdrawia! – powiedział wesoło tata. Cholera, naprawdę jest szczęśliwy.
- Pozdrów ją też! – odpowiedziałam.
- Dobrze Julcey, dajcie znać jaką podjęliście decyzję i kiedy wam pasuje i zobaczymy się, mam nadzieję, niedługo.
- Okej, tato. Pa! – pożegnałam się.
- Pa, skarbie. – odpowiedział i się rozłączył.
Woah.
- Rodzinny weekend, huh? – zapytała rozbawiona Vicy, patrząc na mnie sugestywnie.
- Sugerujesz coś? – spojrzałam na nią pogardliwie.
- Skończą się nocne igraszki! – parsknęła.
- I kto to mówi. – prychnęłam. Chciała już odpowiedzieć, ale nie dałam jej na to szansy, przypominając sobie o czymś.
- A tak w ogóle, jak układa ci się z Tylerem? – zapytałam, patrząc na nią zaciekawiona.
Cóż, jej twarzy nie rozpromienił nagły uśmiech, co miałam nadzieję zobaczyć.
- Dobrze. – odparła tylko.
- Tylko dobrze? – drążyłam.
- Mhm. – mruknęła.
- Nie widzę, żebyś była jakoś mega szczęśliwa… - powiedziałam podejrzliwie.
- Powinnam piszczeć ze szczęścia za każdym razem gdy o nim pomyślę? – spojrzała na mnie sceptycznie.
- No… - mruknęłam. – W twoim przypadku, tak.
Dała mi tylko kuksańca w bok.
- Nie zachowuję się tak! – zaprotestowała.
- A jak było z Liamem?
- Ale to była tylko chwilowa obsesja! – broniła się.
- Więc w porównaniu z poważnym związkiem już w ogóle powinien to być pikuś! – zaśmiałam się.
Posmutniała.
- Vic, co jest? – spojrzałam na nią.
- Uh, nie wiem. Nie czuję się tak jak powinnam przy facecie mojego życia, czy coś. Okej, traktuje mnie idealnie, jest kochany i uroczy, ale.. Brakuje mi tego czegoś, Julce, łapiesz? – spojrzała na mnie z nadzieją.
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Uh, tego, nie wiem. Tej obsesji…? Tej chemii, tego że chciałabym go cały czas mieć pryz sobie…
- Kochasz go? – wtrąciłam się.
Wzdrygnęła się na te słowa.
- Julie, nie uzywajmy takich wielkich słów, okej?
- Ale kochasz go? – powtórzyłam.
- No… Nie… - wydusiła z siebie.
- Więc nie rozumiem, co ty jeszcze z nim robisz?  - zmarszczyłam brwi.
- Nie wiem, J. – westchnęła.
- Uh. – zastanowiłam się chwilę. – Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale Malik jest wolny. – rzuciłam niby od niechcenia. 
Chwila ciszy. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
- Jak to? – zapytała w końcu.
- Takto. – odparłam beztrosko. – Rozstał się z Perrie.
- Ale dlaczego? – spojrzała na mnie zaskoczona.
- Sama go zapytaj. – wzruszyłam ramionami.
- Julce, nie drażnij się ze mną. – jęknęła i złapała mnie za rękę.
- Nie drażnię się. Ale chyba miał jakiś ważny powód, żeby się z nią rozstać, nie sądzisz? – spojrzałam na nią, przygryzając lekko wargę.
- Jesteś okrutna. – burknęła tylko.
Roześmiałam się.
- Ale naprawdę Vic, na twoim miejscu chciałabym się dowiedzieć co to był za powód. – powiedziałam do niej z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nienawidzę cię, Blackurn. – syknęła, mrużąc oczy.
- A ja Cię kocham, Smith. – zaśmiałam się.

 ♥ ZOSTAW COŚ PO SOBIE, OKI? ♥
 _____________________________________
Helou skarby ♥
Wow, dodaję w terminie ośmiu dni :o 
To takie dziwne XD
anyways

Rozdział taki bardziej przejściowy, na uspokojenie i przygotowanie do tego będzie się działo :D 
Ale I hope że mimo niewielkiej akcji, przypadnie wam do gustu :P

Pozdrawiam tego małego frajera, który za mną leży i czyta Maybe Someday 
I który ustawił sobie hasło, którego teraz nie pamięta ♥
KOCHAM CIĘ AGNIESIU MOJA NAJCUDOWNIEJSZA TYY ♥♥♥

jakoś szybciej mi się w jej towarzystwie pisze, lel :P

Czo ta Gemma? 
Czo ten Zayn?
Czo ta Vic? 
Czo ten tata Julie? 


KORZYSTAJCIE Z WAKACJI SKARBECZKII ♥


Widzimy się prawdopodobnie za 8 dni :D
Bye ♥


L. ♥