wtorek, 11 sierpnia 2015

44. I`m sorry, Julie.


Dedykacja dla Zuzy Nowak - łączę się z tobą w twojej depresji XD 
Dziękuję skarbie za komentowanie ♥

  
 Tylko 14 komentarzy? :c

*oczami Harry`ego *
Wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi. Wszedłem i od razu zdjąłem marynarkę. Usłyszałem za plecami kroki.
Odwróciłem się i zobaczyłem rozczochranego Malika z worami pod oczami, z butelką wody w dłoni i w samch dresach.
- Siema, stary. – powiedziałem z nutą satysfakcji w głosie.
Ma za swoje.
 Mulat tylko wywrócił oczami i poszedł w głąb mieszkania.
Jak miło.
 Westchnąłem i poszedłem za Malikiem do salonu, gdzie ten rozwalił się na kanapie.
- Jak żyjesz? – zapytałem, wyjmując z lodówki sok.
- Bywało gorzej. – mruknął mulat.
- Widząc cię wczoraj w takim stanie, myślałem, ze dzisiaj zdechniesz. – powiedziałem szczerze, biorąc łyk soku.
- Nie doceniasz mnie, Styles. – prychnął z pogardą.
- Fakt, nie sądziłem, że możesz tyle w siebie tego wszystkiego wpakować i nie paść na zawał czy zatrucie. – przyznałem, siadając na fotelu obok.
- Dzięki stary, że po mnie przyjechałeś. – powiedział i wziął duży łyk wody.
- Nie ma sprawy. – odparłem. – Ale nie obraziłbym się jakbyś powiedział mi coś więcej o tym, dlaczego się doprowadziłeś do takiego stanu.
- Zerwałem z Perrie. – westchnął.
- Coś takiego już wczoraj usłyszałem. Dlaczego? – drążyłem.
- Bo stwierdziłem, że nie będę tkwił dłużej w związku z dziewczyną, do której chyba już nic nie czuję.
- Chyba? – powtórzyłem.
- Kurwa, Harry, nie wiem okej? – warknął zirytowany.
- Zayn, jak możesz nie wiedzieć? – spojrzałem na niego nie wierząc w to co słyszę.
- Normalnie. – odparł sfrustrowany.  – Po prostu chyba byłem z nią tak długo, że to co do niej czułem zmieniło się w przyzwyczajenie. Bo to chyba nie jest w porządku, że kręci mnie inna dziewczyna, a Perrie już nie? – rzucił z sarkazmem.
- Nie jest. – zgodziłem się. – Ale w takim razie dalej nie rozumiem po co się doprowadzałeś do takiego stanu. Powinieneś chyba być szczęśliwy, że już nie tkwisz w takim wymuszanym związku. 
- Niby jestem. Ale cały czas nie daje mi to spokoju, dręczy mnie to, ze może popełniłem błąd i straciłem wspaniałą dziewczynę. – powiedział marudnie.
- Jesteś popieprzony, Zayn. – mruknąłem.
- Wiem. – westchnął. – Ty nigdy nie miałeś tak, że byłeś totalnie rozdarty? Że nie wiesz co jest dobrym wyjściem? Nie bałeś się, ze wybierzesz tą złą opcję? – zapytał patrząc na mnie poważnie.
 Zastanowiłem się chwilę.
- Miałem tak. – przyznałem. Cały czas tak mam, ewentualnie.
- W tym momencie dokładnie tak się czuję. I to chujowe uczucie. – odetchnął ciężko.
- Ale co, mam rozumieć, że chodzi o Vicky? – spojrzałem na niego.
- Też. – skinął głową. – Cholernie mnie pociąga. Po prostu cały czas tkwi w mojej głowie. Na tych jej urodzinach… Cholerna chemia. – westchnął.
Skąd ja to znam.
- A jednocześnie nie wiem czy może to tylko moja pieprzona męska natura. Może już znalazłem tą dziewczynę dla mnie. Tylko jak patrzę na Lucy i Niall`a, to ani trochę nie przypomina mi związku z Perrie. Spieramy się właściwie codziennie. Nie ma miedzy nami tego czegoś, nie wiem, kurwa to całe związkowe gówno jest pojebane. – powiedział zirytowany i przetarł dłońmi twarz. – Masz piwo? – zapytał.
- Serio, Malik? Mało ci? – uniosłem brew.
- Stary, proszę cię. – jęknął marudnie.
Westchnąłem i podszedłem do lodówki wyciągając piwa i podałem jedno Malikowi.
- Tak w ogóle, to gdzie ty zostawiłeś swój samochód? – zapytałem.
- Jest u Tomlinsona. Pojechałem do niego z nadzieją na wspólny melanż. No i towar mi się skończył. Ale jechali do rodziców Mel, więc zostawiłem u nich samochód bo wypiłem u Lou piwo. – powiedział zmęczonym głosem.
- To chociaż tyle. – westchnąłem. – Jakbym to wiedział wczoraj, to znacznie by mi to ułatwiło życie.
- Sorry, stary. – powiedział szczerze.
- Spoko. Tylko lepiej przemyśl to wszystko i zdecyduj się na coś, bo w końcu stracisz i Perrie i Vicky i samego siebie, bo już widzę, że pierdolisz głupoty.
- Wiem. – burknął zirytowany. – Ale nic nie poradzę, że jestem beznadziejny w tych sprawach. Nie nadaję się do stałych związków.
- A ja się nadaję? – prychnąłem.
- Ale ty jesteś z Julie i się wam układa. – westchnął.
- Więc czemu tobie by się miało nie udać? – spojrzałem na niego.
- Bo jestem pojebany. – odparł.
- To akurat fakt. – potwierdziłem, a ten zmroził mnie wzrokiem.
- Swoją drogą, nie chcę się wtrącać Hazz, ale masz zamiar kiedyś dać sobie spokój ze sprzedawaniem towaru temu dilerowi? – zapytał.
Uh.
- Nie wiem. – wzruszyłem ramionami. – Na razie mi to nie przeszkadza, a kasa jest niezła.
- A Julie zamierzasz o tym powiedzieć? – spojrzał na mnie uważnie.
- Po co mam jej mówić? – burknąłem.
To jest właśnie jedna z wielu spraw, w których jestem rozdarty tak jak ty Zayn.
- Bo jak cię któregoś pięknego dnia przymkną, to byłoby dobrze, jakby Julie wiedziała chociaż za co. – prychnął.
- Skąd pomysł, że mnie przymkną? – niemal warknąłem. Irytacja we mnie rosła.
- Bo to śliski temat, Harry. – mruknął odpalając papierosa.
- Bez przesady. – burknąłem zdenerwowany.
- Ej stary, wyluzuj. Nie powiedziałem tego żeby cię wkurwić, okej? Po prostu pytam. Już wcześniej cię ostrzegałem żebyś się w to nie pakował, więcej tego robić nie będę.
- I bardzo dobrze. – mruknąłem.
- Dobra, koniec tego tematu. W każdym razie pomyśl o Julie. Ogólnie wydaje mi się, że lepiej jakby była świadoma chociaż w minimalnym stopniu, że masz coś na sumieniu. – spojrzał na mnie i zaciągnął się.
- Nie martw się o to. – powiedziałem, siląc się na spokojny ton.
- Stary, co ty taki spięty jesteś? – spojrzał na mnie zaskoczony.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie chce mi się gadać na ten temat. – odparłem.
- Okej, Harry. – powiedział spokojnie.
- Więc, co chcesz teraz zrobić? Zakręcić się koło Vic? – zmieniłem szybko temat.
- Nie wiem. Nie sądzę, żeby to było fair wobec Vic czy Perrie, że dopiero z jedną się rozstałem a lecę do drugiej. Tymbardziej, ze tak długo zwlekałem. Chyba odpocznę i nacieszę się życiem singla. – westchnął, gasząc papierosa.
- Żebyś w końcu nie został wiecznym singlem. – parsknąłem.
- Luz, Harry. Chcę być fair wobec Vicky. Tymbardziej, że podobno ona kogoś ma. Nie chcę też jej czegoś zepsuć. Wolałbym dać jej trochę przestrzeni.
- Co ty pierdolisz? – zmarszczyłem brwi. – Jakiej przestrzeni? Kiedy ty ostatni raz z nią gadałeś?
- Dawno. – westchnął zrezygnowany. – Po prostu sam nie wiem jak to wszystko zrobić, żeby nie wyjść na totalnego dupka, okej?  Kurwa, nie mam cierpliwości do tego wszystkiego. – podniósł się gwałtownie do siadu.
- Szybko się wkurwiasz. – zauważyłem.
- Bo doprowadza mnie to do szału. Cała ta miłość i ten szajs. – warknął zirytowany.
Wiem co czujesz, stary. Naprawdę.
- Kurwa, Harry, nie masz jakiegoś skręta przypadkiem? – spojrzał na mnie z nadzieją.
- Chyba żartujesz, Malik. – spojrzałem na niego. – Ileż można? – wywróciłem oczami i wziąłem łyk piwa.
- No weź, stary. – marudził. – Muszę, a nie mam nic. Uwierzysz, że Daniel nie ma żadnego towaru? Ja kurwa nie wiem, czy to się serio rozchodzi jak świeże bułeczki czy sami wszystko jarają, ale to jest nienormalne. – skrzywił się.
 Zachłysnąłem się piwem na jego słowa.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Jak się nie umie, to się nie pije! – zadrwił.
- Kupujesz u Daniela? – zapytałem, ignorując jego drwiny.
Pokiwał twierdząco głową. Kurwa.
- W sumie od niedawna. Ale ostatnio coraz częściej słyszę, ze ‘’już nie ma”. – wzruszył ramionami.
- Serio? – mruknąłem. Cholera, czyżbym aż tak przesadzał?
- No. Zawsze zamawiał dla wszystkich stałych i tak na zapas. A teraz chuja, podobno nawet dla stałych nie ma. Ale Daniel ma to w dupie, dla niego najważniejsze jest żeby się naćpać, zgarnąć jakiś hajs na przeżycie i tyle. – westchnął.  – Chyba muszę się rozejrzeć za kimś innym.
- Taa… - mruknąłem ponownie.
- Chyba coś tam się odpierdala i Daniel coś kombinuje. Ale cóż, jak w końcu jakiś na głodzie się zgłosi po kokę to może wybije Danielowi przekręty ze łba. – parsknął.
Pokiwałem tylko głową.
- Właśnie, może zacząłbym się zaopatrywać u tego twojego? – spojrzał na mnie.
Kurwa, on mówi całkiem poważnie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – burknąłem.
- Nie no, ale serio. Komu opychasz? – zapytał dopijając piwo.
I jak ja mam do cholery z tego wybrnąć?!
- Nie polecam kolesia. Dolicza swoje koszty, a sam towar to nie jest jakaś rewelacja żeby był tego wart. – starałem się być opanowany.
Kiedy ten jebany temat się skończy?
Czemu ja musiałem mu się wygadać, że rozprowadzam towar?
- Serio? Jak się utrzymał u nas w Northland skoro ma takie ceny? – spojrzał na mnie zaskoczony.
Zacisnąłem zęby. Zaraz mnie szlag jasny trafi.
- Wciska ten szajs gówniarzom. – odparłem i nie dając mu szansy na dalsze niewygodne dla mnie pytania wstałem.
- To ja idę po tego skręta. Mam w aucie w schowku. – powiedziałem tylko i wyszedłem stamtąd jak najszybciej, wdychając rześkie wieczorne powietrze.
Ale się wpakowałem.


*oczami Julie*
- Cześć, skarbie! – usłyszałam głos Harry`ego i trzask drzwi wejściowych.
Szybko otarłam kilka łez, które popłynęły po moich policzkach gdy roztrząsałam całą tą sytuację z Vicky i Dylanem. Spojrzałam pośpiesznie w lustro, sprawdzając czy nie widać po mnie bardzo, że cóż, płakałam.
- Cześć, Hazz! – zawołałam, wychodząc mu naprzeciw z przekonaniem, że nie zorientuje się, że coś jest nie tak.
Podszedł do mnie uśmiechnięty i objął mnie w talii, całując.
Uh, poczułam od niego papierosy i… coś jeszcze.
Spojrzałam na niego, odsuwając się lekko.  Miał nieco bardziej zwężone źrenice niż zazwyczaj.
- Mam nadzieję, że nie prowadziłeś w takim stanie. – westchnęłam i nie czekając na niego poszłam do kuchni.
- Nie skarbie, przyszedłem. – powiedział marudnym głosem i wszedł do pomieszczenia zaraz za mną.
Spojrzałam na niego krytycznie. Rozumiem, że to jego kumpel, że zerwał z dziewczyną, z którą planował ślub, ale na litość boską…
- Nie patrz tak na mnie. - mruknął i wywinął dolną wargę podchodząc do mnie.
O nie, nie.
Odsunęłam się od niego, ale zaraz znowu znalazłam się w jego ramionach.
Cholera.
- Nie uciekaj mi. – burknął niezadowolony i nachylił się, żeby mnie pocałować, ale obróciłam głowę w drugą stronę, tak że musnął ustami mój policzek.
- Julie. – mruknął zaczepnie.
- Śmierdzisz fajkami i ziołem. – skrzywiłam się.
Burknął tylko coś w odpowiedzi i przytulił się do mnie, układając głowę na moim ramieniu.
Westchnęłam.
- Jak Zayn? – zapytałam zrezygnowana.
- Zaskakująco dobrze jak na kogoś kto wczoraj wieczorem był zachlany i zaćpany w trupa. – odparł i cmoknął moją szyję.
- Naprawdę rozstał się z Perrie? – spojrzałam na niego w dół.
- Mhm. – mruknął.
- Dlaczego? – zapytałam nadal zaskoczona. Okej, może nie sprawiali wrażenia pary idealnej, ale wydawało mi się, że się kochają.
- Bo jest pojebany. – westchnął i puścił mnie, podszedł do kanapy i rozłożył się na niej.
- To znaczy? – zmarszczyłam brwi i usiadłam na brzegu. Uniósł się by położyć głowę na moich kolanach i dopiero mi odpowiedział.
- To znaczy, że sam nie wie kogo kocha i kogo chce. I nie wie czy ważniejsza jest jego chcica czy przyzwyczajenie. – odparł przymykając powieki.
- Rozumiem, że przyzwyczajenie to Perrie, a chcica? – zapytałam, mimo że miałam swoje podejrzenia co do tego.
- Vicky. – odparł prosto. No tak.
Wsunęłam palce w jego włosy, bawiąc się lokami.
Westchnął, mrużąc oczy. Uśmiechnęłam się na to mimowolnie.
- Czyli Zayn zerwał z Perrie dla Vicky? – upewniłam się, dalej bawiąc się jego włosami.
- Wychodzi na to, że tak. – odparł.
- Wow. – Byłam pod wrażeniem. Vicky na pewno by ten fakt schlebił. Ba, byłaby przeszczęśliwa. Ale Tyler chyba niekoniecznie…
- A on jest świadomy, że Vicky spotyka się z Tylerem? – zapytałam.
- Wie. Pierdolił coś o przestrzeni, że da jej czas… Mówię, pojebany. – westchnął.
-To akurat słusznie. Gdyby od razu po zerwaniu z Perrie poleciał do Vicky byłby totalnym dupkiem. – powiedziałam stanowczo.
- A już nie jest dupkiem? – spojrzał na mnie w górę.
- No w sumie… - mruknęłam.
- Właśnie. Cokolwiek by teraz nie zrobił, jest dupkiem. – wzruszył ramionami.
- Mógł wcześniej się zdecydować czego chce. – powiedziałam.
- On nadal się nie zdecydował.
- I dlatego musiał jeszcze dzisiaj zajarać? – spojrzałam na niego krytycznie.
- I wypić piwo. – westchnął.
Wywróciłam oczami.
- Mówiłaś Vicky dzisiaj o tym, że Zayn się prawdopodobnie rozstał z Perrie? – spojrzał na mnie.
Momentalnie fala wspomnień z dzisiejszej wizyty u blondynki zalała mój umysł, przywołując to nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
- Nie, jakoś nie było okazji. – mruknęłam. Spojrzał na mnie uważnie.
UH.
- Nie było okazji? To o czym wy tak intensywnie dyskutowałyście? – zapytał żartobliwym tonem.
- Właściwie… - urwałam na chwilę, biorąc oddech. – Trochę się posprzeczałyśmy… - wydusiłam z siebie.
- Wy? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mhm. – mruknęłam.
 Aż usiadł.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to głupio i nieprawdopodobnie brzmi? – spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- A jednak. – wzruszyłam ramionami i wstałam, odwracając głowę. Nie chciałam, żeby poznał po mnie, że mnie to cholernie boli.
Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął na swoje kolana, na które chcąc nie chcąc musiałam usiąść.
- Hej… - mruknął łagodnie, kładąc dłoń na moim policzku zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
Niechętnie podniosłam na niego wzrok, a ten popatrzył mi w oczy.
- Co się stało? – zapytał łagodnie.
- Nic, po prostu się nie zrozumiałyśmy paru kwestiach… - wydukałam.
- Wiesz, że to najgłupsze co mogłaś wymyślić? – spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie chcę o tym gadać. – westchnęłam tylko.
- Okej, skarbie. – powiedział tylko, cmoknął mnie w czoło i przytulił do siebie. – Dogadacie się.
Rozluźniłam się w jego ramionach.
Przecież nie powiem mu, że w dużej mierze chodzi o niego. Że Vicky uważa, że za szybko mu zaufałam. A zwłaszcza, że uważa tak, od momentu spotkania z Dylanem.
- A gadałaś może z Gemmą? – zapytał.
- Uh, nie, nie miałam dzisiaj do tego głowy. Jutro do niej zadzwonię. – odparłam i wtuliłam się w niego.
- Okej. – odpowiedział tylko. – Widziałem się dzisiaj w biurze z twoim tatą.
Odsunęłam się trochę i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- I co mówił? – zapytałam.
- Wspominał o kolejnej rodzinnej kolacji, tym razem żeby poznać syna Samanthy. – odpowiedział, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Znowu będziecie wszystko ustalać za moimi plecami? – skrzywiłam się.
- Nie. – zaśmiał się. – Ma do ciebie zadzwonić, mi tylko o tym wspomniał, żebym sobie zajął jakiś wolniejszy dzień.
- Mhm. – mruknęłam. – Właściwie to jestem ciekawa jaki jest ten jej syn. – zamyśliłam się, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mam nadzieję, że nie jest jakimś głupim gówniarzem. – skrzywił się Harry.
- No tak, jeden nam już wystarczy. – spojrzałam na niego wymownie.
- Czyżby? – zapytał oburzony.
Wzruszyłam ramionami uśmiechając się szeroko.
- Uważasz, że ja jestem takim głupim gówniarzem? – zapytał poważnym tonem.
- Mhm. – potwierdziłam, chichocząc.
- Co innego słyszę z twoich ust nocami. – mruknął mi do ucha i wsunął dłoń pod moją koszulkę. 
- Wtedy muszę się dopasować do sytuacji. – odparłam.
Boże, uwielbiam  się z nim droczyć.
- Więc jesteś pewna, że jestem głupim gówniarzem? – upewnił się patrząc na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Abslutnie pewna. – odparłam.
- Zaraz się przekonasz co ten głupi gówniarz potrafi. – powiedział i w ułamku sekundy znalazł się nade mną, łaskocząc mnie.
- Nie, Harry!- pisnęłam tylko i zaczęłam chichotać.
Po chwili gdy zaczynało mi już brakować tchu, Harry uciszył moje piski, całując mnie niespodziewanie.
Oddałam się pocałunkowi, rozluźniając się w jego ramionach.
Jego dłonie nadal były pod moją koszulką, ale już mnie nie łaskotały. Teraz swobodnie sunęły po moim ciele, sprawiając, że przymykałam oczy z przyjemności.
- Kochasz tego głupiego gówniarza. – mruknął mi do ucha, całując jego płatek. Westchnęłam tylko w odpowiedzi, gdy zaczął schodzić pocałunkami w dół mojej szyi.
Ma niepodważalną rację.


*oczami Julie, następnego dnia*

Usiadłam na leżaku na balkonie z koktajlem w dłoni i odszukałam w telefonie numer do Gemmy.
 Korzystając z luźniejszego dnia i pięknej pogody, odpoczywałam leżąc w słońcu.
Harry pracuje dzisiaj do wieczora, więc postanowiłam dzisiaj z tego skorzystać. Po południu mam zamiar pojechać do Vicky i mam szczerą nadzieję, że ja zrozumiem i że się dogadamy.
A przede wszystkim, że nie będzie tam Dylana.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i wzięłam łyk koktajlu.
- Halo? – usłyszałam znajomy głos Gemmy. O dziwo, nie był wesoły, tak jak zazwyczaj.
- Hej, Gem, tu Julie. – przywitałam się.
- O, hej Julce. – odpowiedziała nieco weselej.
- Harry mi ostatnio wspominał, że chciałaś ze mną rozmawiać, miałaś jakąś sprawę. Stwierdziłam, że zadzwonię i sprawdzę czy wszystko w porządku.
- Tak… - zawahała się chwilę. – Właściwie dzwonię do ciebie od kilku dni tylko… Jakoś nie mogę się zebrać. – westchnęła.
Okej, teraz jestem zaniepokojona.
- Gem? Wszystko w porządku? – zapytałam niepewnie.
- Tak… To po prostu nie jest temat na telefon i.. Nie wiem. – westchnęła po raz kolejny.
- Więc, może się spotkamy? – zaproponowałam z nadzieją.
- Kiedy miałabyś chwilę? – zapytała od razu.
- Właściwie każdego dnia mogę. Na przykład, jutro?
- Okej.
- Jakaś kawiarnia? – zapytałam weselszym tonem, licząc że i jej taki się stanie.
- Myślisz, że byłaby szansa spotkać się u ciebie, bez obecności Harry`ego? – zapytała z nadzieją, włączając kolejną czerwoną lampkę niepokoju w mojej głowie.
- Tak, pracuje do wieczora. – odpowiedziałam.
- Więc przyjadę jutro, koło 16.00? – zaproponowała.
- Pewnie. – zgodziłam się.
- Dziękuję ci, Julie. Do jutra.
- Nie ma za co, Gem. Pa! – pożegnałam się z nią i rozłączyłam się.
 Cholera. Nie wygląda to dobrze jak na moje oko.
Wahała się, czy do mnie zadzwonić. Nie chce, żeby Harry się dowiedział.
Zaczynam się poważnie martwić. Chyba ma kłopoty.
Właściwie, mam wykształcenie prawnika, więc…
O dobry Boże.

*oczami Julie, kilka godzin później*
Wzięłam głęboki oddech.
Jakiś setny taki, w ciągu ostatnich piętnastu minut, które spędziłam gapiąc się na drzwi Vicky i stojąc przed nimi. Jej sąsiadka, pani Marin dziwnie się na mnie patrzyła.
Ale cholera, boję się. Boję się, że będzie jeszcze gorzej.
Raz kozie śmierć. Podniosłam dłoń i zanim zdążyłam stchórzyć kolejny raz, nacisnęłam dzwonek do drzwi.
Po chwili otworzyła mi blondynka. Gdy mnie ujrzała, niemal od razu jej oczy zaszły łzami. Zanim zdążyłam się odezwać, przytuliła mnie mocno.
Byłam totalnie zaskoczona. Właściwie powinnam być zła, czy coś…
Albo nie…
Ale jedyne co zrobiłam od razu to objęłam ją jeszcze mocniej, a łzy same popłynęły mi po policzkach.
- Przepraszam, Julie. – załkała.
- Ja też, Vic. – wyjąkałam, tuląc się do niej.
- Wszystko w porządku, dziewczynki? – usłyszałam wołanie pani Marin, która stała na swojej werandzie z konewką w dłoni i patrzyła na nas zmartwiona.
 - Tak, tak! – zawołała Vic, wycierając policzki.
Pani Marin tylko uśmiechnęła się do nas życzliwe i kontynuowała podlewanie swoich kwiatów, a blondynka złapała mnie za rękę i wciągnęła do mieszkania, zamykając za nami drzwi.
- Uwielbiam tą kobietę, ale nie musi o wszystkim wiedzieć. – mruknęła tylko Vic i dalej trzymając mnie za rękę poprowadziła do salonu i usadziła na kanapie, a sama usiadła zaraz obok mnie, nadal nie puszczając mojej dłoni.
- Julce… - zaczęła, ale zawahała się chwilę. – Naprawdę przepraszam, ja… Wiem, że poczułaś się wczoraj pewnie rozczarowana, wiem jak to wygląda, że nagle pojawił się Dylan a ja zmieniam zdanie… 
- To chujowo wygląda, Vic. – powiedziałam, wycierając wierzchem dłoni łzę z policzka.
- Wiem, J. – westchnęła. – Ja po prostu… Fakt, rozmawiałam z nim o tobie i Harry`m. Ale to nie tak, że on mi czegoś nagadał celowo i nagle go nienawidzę. – powiedziała szybko. – Po prostu zaczęłam się zastanawiać. Bo tak naprawde tylko ty znasz Harry`ego, Ja znam go tylko tak na zasadzie znajomych. Nie wiem jaki jest, poza twoimi opwieściami. I po prostu zastanawiam się, czy nie zbyt pochopnie mu zaufałaś. Bo też jakoś niewiadomo jak długo się nie znaliście, gdy zaczęliście być razem.
- Vicky, to kawał czasu… - mruknęłam sceptycznie.
- A wiesz o nim wszystko? – zapytała.
- Wszystko co powinnam wiedzieć. – odparłam.
Westchnęła tylko.
- Nie wiem jak mam to wyjaśnić. Po prostu… Mam złe przeczucia, okej? I martwię się po prostu, nie chcę, żebyś się na nim zawiodła, tym bardziej że widze jak ci na nim zależy. – popatrzyła mi w oczy.
- Rozumiem, Vic. Ale sama od początku wciskałaś mi Harry`ego. –przypomniałam jej.
- Wiem, Julce. Ale właściwie, ja też go nie znałam za dobrze. I po prostu, nie wiem. Chciałam ci kogoś fajnego znaleźć. I sama byłam zafascynowana takimi chłopakami jak on. Sama wiesz, miałam obsesję na punkcie Liama. – powiedziała.
- Pamiętam. – westchnęłam. – Ale Vic, jestem z Harry`m. Zależy mi na nim. I myślę, że nam go wystarczająco dobrze. I mu ufam.
- Okej, Julce. Nie będę się z tobą spierać. Po prostu bądź uważna, okej? Jedyne na czym mi zalezy, to żebyś nie cierpiała. – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Okej. – zgodziłam się, mimo że nadal nie do końca rozumiałam to wszystko.
- I przepraszam, ze wczoraj tak to wszystko wyszło.
- Ja też przepraszam, Vic. Po prostu Dylan wywołuje we mnie takie emocje… - westchnęłam.
 - Wiem. – przytuliła mnie. Wtuliłam się w nią.
- Bałam się, że cię stracę, J. – mruknęła. – Że mnie znienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię, frajerze. – parsknęłam. – Po prostu wczoraj mnie to zabolało, nie wiem. – westchnęłam.
- Uh, wiem.
- A o co w ogóle chodzi z Dylanem? Od kiedy rozmawiacie? – zapytałam.
- Jakiś tydzień temu się widzieliśmy. I naprawdę za nim tęsknie, Julce. Chciałam spróbować zacząć z nim rozmawiać. I zaprosiłam go dzisiaj. Chcę znowu mu zaufać.
Westchnęłam.
- Okej, Vic. Masz do tego pełne prawo. – powiedziałam.
- A ty, Julce? – spojrzała na mnie.
- Mam wrażenie, że nie uda nam się już tego naprawić. – powiedziałam markotnie. – Wiesz, że ja zawsze potrzebuję czasu. A on za szybko zaczał naciskać. Mało tego, ta sprawa z Harry`m i jego ciągłe pretensje… Aktualnie wywołuje u mnie tylko najgorsze emocje, Vicky. Nic na to nie poradzę.
- Rozumiem. – mruknęła smutno.
- Jakby dał mi czas, zachowywałby się inaczej, nie atakował mnie za każdym naszym spotkaniem… Może byłoby inaczej. Ale aktualnie jest jak jest i chyba lepiej nie będzie. Zwłaszcza po wczoraj, kiedy tak po prostu przyglądał się jak się sprzeczałyśmy i jeszcze się wtrącał. – skrzywiłam się.
- Ale się wszystko zjebało, Julce. – westchnęła głośno blondynka.
- Wiem. – zgodziłam się z ciężkim sercem.
Miałam coś powiedzieć, ale przerwał mi mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
Tata.
- Halo? – odebrałam.
- Cześć, Julcey! – przywitał się wesoło, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.
- Cześć, tato!
- Nie wiem, czy Harry ci wspomniał, ale chcieliśmy z Samanthą zaprosić was do nas, żebyście poznali Cody`ego.
- Tak, Harry mi o tym mówił. Pewnie tato, wpadniemy. – zapewniłam.
- Daj mi jeszcze znać kiedy wam pasuje, dobrze? Myślałem może o sobocie?
- Myślę, że sobota będzie okej. Pogadam jeszcze z Harry`m. – odpowiedziałam.
- Dobrze, skarbie. A jak tam u was? Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tato.- zapewniłam go.
- To dobrze kochanie. Właściwie, co byście powiedzieli na to, żeby przyjechać ogólnie na weekend? Zostać na dwa dni? – zaproponował nagle.
- Hm, nie wiem… - wydukałam. Zaskoczył mnie.
- Ja tylko proponuję ale myślę, że byłoby fajnie. Nie wiem, zrobicie jak będziecie chcieli. Porozmawiajcie sobie o tym.
- Hm, okej tato. – zgodziłam się nadal zaskoczona jego pomysłem. Usłyszałam szelest i jakiś głos w tle.
- Oh, Sam cię pozdrawia! – powiedział wesoło tata. Cholera, naprawdę jest szczęśliwy.
- Pozdrów ją też! – odpowiedziałam.
- Dobrze Julcey, dajcie znać jaką podjęliście decyzję i kiedy wam pasuje i zobaczymy się, mam nadzieję, niedługo.
- Okej, tato. Pa! – pożegnałam się.
- Pa, skarbie. – odpowiedział i się rozłączył.
Woah.
- Rodzinny weekend, huh? – zapytała rozbawiona Vicy, patrząc na mnie sugestywnie.
- Sugerujesz coś? – spojrzałam na nią pogardliwie.
- Skończą się nocne igraszki! – parsknęła.
- I kto to mówi. – prychnęłam. Chciała już odpowiedzieć, ale nie dałam jej na to szansy, przypominając sobie o czymś.
- A tak w ogóle, jak układa ci się z Tylerem? – zapytałam, patrząc na nią zaciekawiona.
Cóż, jej twarzy nie rozpromienił nagły uśmiech, co miałam nadzieję zobaczyć.
- Dobrze. – odparła tylko.
- Tylko dobrze? – drążyłam.
- Mhm. – mruknęła.
- Nie widzę, żebyś była jakoś mega szczęśliwa… - powiedziałam podejrzliwie.
- Powinnam piszczeć ze szczęścia za każdym razem gdy o nim pomyślę? – spojrzała na mnie sceptycznie.
- No… - mruknęłam. – W twoim przypadku, tak.
Dała mi tylko kuksańca w bok.
- Nie zachowuję się tak! – zaprotestowała.
- A jak było z Liamem?
- Ale to była tylko chwilowa obsesja! – broniła się.
- Więc w porównaniu z poważnym związkiem już w ogóle powinien to być pikuś! – zaśmiałam się.
Posmutniała.
- Vic, co jest? – spojrzałam na nią.
- Uh, nie wiem. Nie czuję się tak jak powinnam przy facecie mojego życia, czy coś. Okej, traktuje mnie idealnie, jest kochany i uroczy, ale.. Brakuje mi tego czegoś, Julce, łapiesz? – spojrzała na mnie z nadzieją.
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Uh, tego, nie wiem. Tej obsesji…? Tej chemii, tego że chciałabym go cały czas mieć pryz sobie…
- Kochasz go? – wtrąciłam się.
Wzdrygnęła się na te słowa.
- Julie, nie uzywajmy takich wielkich słów, okej?
- Ale kochasz go? – powtórzyłam.
- No… Nie… - wydusiła z siebie.
- Więc nie rozumiem, co ty jeszcze z nim robisz?  - zmarszczyłam brwi.
- Nie wiem, J. – westchnęła.
- Uh. – zastanowiłam się chwilę. – Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale Malik jest wolny. – rzuciłam niby od niechcenia. 
Chwila ciszy. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
- Jak to? – zapytała w końcu.
- Takto. – odparłam beztrosko. – Rozstał się z Perrie.
- Ale dlaczego? – spojrzała na mnie zaskoczona.
- Sama go zapytaj. – wzruszyłam ramionami.
- Julce, nie drażnij się ze mną. – jęknęła i złapała mnie za rękę.
- Nie drażnię się. Ale chyba miał jakiś ważny powód, żeby się z nią rozstać, nie sądzisz? – spojrzałam na nią, przygryzając lekko wargę.
- Jesteś okrutna. – burknęła tylko.
Roześmiałam się.
- Ale naprawdę Vic, na twoim miejscu chciałabym się dowiedzieć co to był za powód. – powiedziałam do niej z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nienawidzę cię, Blackurn. – syknęła, mrużąc oczy.
- A ja Cię kocham, Smith. – zaśmiałam się.

 ♥ ZOSTAW COŚ PO SOBIE, OKI? ♥
 _____________________________________
Helou skarby ♥
Wow, dodaję w terminie ośmiu dni :o 
To takie dziwne XD
anyways

Rozdział taki bardziej przejściowy, na uspokojenie i przygotowanie do tego będzie się działo :D 
Ale I hope że mimo niewielkiej akcji, przypadnie wam do gustu :P

Pozdrawiam tego małego frajera, który za mną leży i czyta Maybe Someday 
I który ustawił sobie hasło, którego teraz nie pamięta ♥
KOCHAM CIĘ AGNIESIU MOJA NAJCUDOWNIEJSZA TYY ♥♥♥

jakoś szybciej mi się w jej towarzystwie pisze, lel :P

Czo ta Gemma? 
Czo ten Zayn?
Czo ta Vic? 
Czo ten tata Julie? 


KORZYSTAJCIE Z WAKACJI SKARBECZKII ♥


Widzimy się prawdopodobnie za 8 dni :D
Bye ♥


L. ♥


11 komentarzy:

  1. Jak juz mowilam nie jestem malym frajerem... Jaki koleś z Ciebie Luceł lol
    Nie wiem o co chodzi z ta Gemmą aaaaaaa idz denerwujesz mnie tym wszystkim wiem ze ja ciebie bardziej ale ty mnie denerwujesz ... Też.
    Zajan wgle lel chory pojeb jaki kolo xd czy odczeka rok jak Ridge z Warrenem o Maggie? Hah kogo ja oczykuje hahah xd zayn i jakies udawane czekanie no chyba nie. Maskara
    I ten ojciec tez mnie wkurza wyjezdzajac z tymi kolacyjkami idk czemu no ._. #złeprzeczucia

    Love u max. Weny w ciul i piszaj dalej mi tu zebym sie rozplywala bardziej niz na tej twojej drzewicy <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg! Kocham to opowiadanie, ciebie hazze Julce i ogółem wszystko co z tym fanfickiem jest związane jestem z tobą od początku tego opowiadania i chyba się w nim zakochałam , codziennie potrafię po kilka razy sprawdzić czy jest nowy rozdział , a gdy jest to na mojej twarzy pojawia się uśmiech ☺ życzę ci wenny i czekam na kolejny rozdział *** Klaudia M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział-zajebisty! No ciekawa ta Gemma
    Gryzie mnie co ona chce od J. Mam nadzieję, że to nic strasznego, albo nie jest w ciąży? Haha chyba wszystkiego mogę się spodziewać. Dobra, poczekam do nn i się dowiem. Mam nadzieję. Kocham tego fanfika. Pozdrawiam.
    All the love ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie się działo Gemma jej powie wszystkie i będą nici ze spotkania z ojcem kurde kurde nwm rozdział zajebisty ale ona będzie zła na Harre'go omg czekam na next
    Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam! Czekam! Czekam! I oczywiście że jestem kochana ♥♥♥ /Dominika :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to, że rozdziały są takie długie i to jak wydarzenia są przedstawione, bo ani nie za szybko, ani nie za wolno. Bohaterowie są idealnie dopasowani do ról jakie pełnią w opowiadaniu i muszę przyznać, że stałam się fanką tego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepsza!! ♥ Rozdział jest jak zawsze meeega! Od paru dni już czytam tw ff, i naprawde jest mega, jedno z najlepszych ff które do tej pory czytałam! Oby tak daleeej kochana! ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku !! Dziękuje za dedykacje nie spodziewałam się <3 Rozdział jak zwykle mnie oczarował !!!!!!!!!!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ������

    OdpowiedzUsuń