piątek, 13 czerwca 2014

7. Hi Shawty.



Złapałam telefon i zadzwoniłam do Vicky. Odebrała prawie od razu.
-Hej Shawty! Co tam? – To zabawne, ze zawsze mówiła tym samy, wesołym tonem.
-Cześć Vic. Pamiętasz jak gadałyśmy o Liam`ie , Harry`m , Lou i reszcie? Mówiłaś chyba, że jeden z nich chodzi z Lucy Levine, nie?
-Tak. Właśnie , nie zgadniesz normalnie! Ty wiesz, ze oni są zaręczeni? Szok, nie?
Ale wczoraj poznałam Lucy. Nie jest taka jak Mike. Jest spoko.
-Zaręczeni? – Zaskoczyła mnie.
-No tak. A co? Czemu o nią pytasz?

-A tak, z ciekawości. Mów lepiej co u Ciebie i Liam`a. – Ucięłam temat.
- Wiesz, jest boski, ma fajny charakter i w ogóle, ale… Chyba nic poważnego z tego nie będzie. Chyba zostaniemy przy kumplowaniu i imprezowaniu.- roześmiała się.
-Nie jest taki idealny?
-Jest.- zaśmiała się po raz kolejny- I dla mnie chyba za idealny.
-Jesteś dziwna, Vic. – zaśmiałam się.
-Wiem, Shawty, wiem. A tak w ogóle wiesz że Dylan przyjeżdża?
CO?
-Dylan? Nasz Dylan? Kiedy? – ożywiłam się.
Vic się roześmiała.
-Luz piękna, ma przyjechać po weekendzie. Ale skoro nic o tym nie wiesz, to znaczy że chciał Ci zrobić niespodziankę, więc pamiętaj żeby być zaskoczoną !
Tym razem ja zaczęłam się śmiać.
-Pewnie.
-Słuchaj skarbie muszę kończyć. Aaa i zapomniałabym! Widziałam się ze  Styles`em ostatnio, masz pozdrowienia! – Rozłączyła się.
Pozdrowienia?
Dylan?
Zaręczyny? No nieźle.
ALE HALO. W końcu zobaczę Dylana! Jezu ile to już czasu? Nie widziałam go od kilku ładnych miesięcy. Zabawne, kiedyś ja, on i Vic nie rozstawaliśmy się nawet na chwilę. A teraz ledwo znajdzie się czas na telefon. DAJCIE MI WEEKEND I MOJEGO DYLANA.

Do kancelarii weszła nagle wysoka brunetka. Siotra Mike`a. Jak na zawołanie, z gabinetu wyskoczył Kevin. Gdy przeszedł obok mnie wyczułam jego perfumy. Więcej się nie dało?
-Lucy! – Uśmiechnął się na jej widok. Odwzajemniła niemrawo uśmiech, a ten porwał ją w ramiona. Uparty.
Ruszyli w stronę gabinetu. Wstałam i z szerokim uśmiechem powiedziałam:
-Dzień dobry Pani Levine.
Mówiłam to wręcz ze współczuciem.
Popatrzyła na mnie zaskoczona, ale odwzajemniła nieśmiało uśmiech i odpowiedziała mi. Zniknęli obydwoje za drzwiami gabinetu. Może i to wredne ale jestem ciekawa co z tego będzie. Rzeczywiście miała na palcu pierścionek. Piękny.
Usiadłam z powrotem. Już myślałam jak zaplanować czas z Dylanem. Co bym nie wymyśliła i tak pewnie wyjdzie z tego nasz standard czyli przegadany dzień i jakaś dobra impreza.
W końcu skupiłam się na tym co dzieje się za drzwiami gabinetu.
Czas mi się dłużył, Rysowałam jakieś wzorki na kartce. Ile jeszcze? Mają zamiar się pieprzyć tu w  gabinecie?!
Jak na zawołanie z gabinetu wyszła Lucy. Była delikatnie mówiąc wkurzona. Ruszyła szybko do drzwi.
-Do widzenia Pani Levine.- Powiedziałam wstając.
Gdy mnie usłyszała zatrzymała się zawróciła w moją stronę. Zaskoczyła mnie.
-Twój szef to kretyn. – Powiedziała tylko i wyszła. POWIEDZ COŚ CZEGO NIE WIEM.
Hm, czyżby plany na wieczór mojego kochanego szefa się nie powiodły?
Jaka szkoda. Przynajmniej widać, że dziewczyna ma swój rozum. Ten koleś Niall ma szczęście, ze ją ma. Albo ona, ze ma jego. Albo oni, ze mają Harry`ego. Zaraz, co? Serio tak pomyślałam? O losie.
Kevin wyszedł z gabinetu luzując krawat. Ha! Łyso Ci, idioto?
-Wybacz to zamieszanie Justine. – mruknął. NO KURWA MAĆ!
-Ma absolutną rację Kevin. – wstałam. Popatrzył na mnie zdziwiony,
-Jesteś idiotą. Skończonym idiotą. I mam na imię Julie. Ale nie musisz zapamiętywać, nie mam zamiaru tutaj wracać. –dokończyłam i wyszłam zza biurka. Nie będę więcej go znosić, mam to w dupie.
-Julie! Co to ma znaczyć?! – Był delikatnie mówiąc  wkurwiony, Oj, sorki, wyprowadzony w równowagi.
-Pierdol się. – rzuciłam z uśmiechem i wyszłam. O rany, ale przyjemnie! Zawsze chciałam coś takiego zrobić.  Mogę śmiało powiedzieć, że jestem zajebista! Bez pracy, ale zajebista! Hm i umówiona na kolację z Harry`m. Kurde. Żebym umiała jemu też tak w oczy powiedzieć ,,Pierdol się”. Weź spróbuj tak powiedzieć do takiego typa jak Harry. To takie jakby pewne samobójstwo, nie?
Zauważyłam, że niedaleko na ławce siedzi Lucy. Podeszłam bliżej, tak, ta sama. Cóż, skoro Vic ją zna… Byłam ciekawa tego jaka jest ,,mała Levine”, Usiadłam obok niej, Spojrzała na mnie zdziwiona. Uśmiechnęłam się do niej.

-Wszystko ok.? – Zapytałam.
-Nie – mruknęła. – Ale dzięki, I przepraszam za to co powiedziałam. Wkurzyłam się.
-Nie przepraszaj, uważam tak samo. – roześmiałam się. Popatrzyła na mnie,
-Julie. – wyciągnęłam do niej dłoń.
-Lucy.- Uścisnęła ją lekko i uśmiechnęła się do mnie,
-I właściwie dzięki Tobie Lucy, czuję się teraz tak zajebiście jak nigdy. – zaśmiałam się.
- A to czemu?
-Bo pomogłaś mi podjąć ważną decyzję. I jestem teraz wolna. – Nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Hm, nie rozumiem, ale się cieszę. – zaśmiała się. Taka inna niż Mike.
-A mogę spytać co jest nie tak? – popatrzyłam na nią.
-Spieprzyłam wszystko jak zawsze. – mruknęła. – Po części przez Kevina. Myślałam, ze jest inny. No i spieprzyłam.
-Nie martw się. A już na pewno nie marnuj czasu na martwienie się takim dupkiem jak Kevin.- skrzywiłam się.
Lucy uśmiechnęła się lekko na moje słowa.
-Dzięki. –spojrzała na mnie z wdzięcznością.-Tak właściwie to nie widziałam Cię jakoś wcześniej niż wtedy w kancelarii. Ale jesteś z Northland? – sapytała.
-Konkretnie to z Brown Hill. Ale po szkole udało mi się wkręcić do kancelarii no i jakoś tak do teraz się tam trzymałam. Ale Ciebie znam. Jak większość… - Przerwałam zdając sobie sprawę z tego co gadam. Kurwa znowu. Jak słowo daję przestanę się odzywać. CZEMU SIĘ NIDGY NIE ZASTANOWIĘ CO JA GADAM?!

-Jejku, przepraszam… Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Znowu nie pomyślałam tylko chlapię bez sensu. – Ja pieprzę. Przecież ona musiała się poczuć… A nie chodziło mi o to.
-Okej. – powiedziała uśmiechając się. – Zdaję sobie sprawę z tego jak mam na nazwisko kim był mój brat, narzeczony i przyjaciele. I z tego co mówią o mnie inni.
-Ale nie chodziło mi o to… ja pierdzielę, jak zwykle palnę jakąś głupotę a później myślę… - jęknęłam. Co za idiotka ze mnie. Lucy się roześmiała.
-Ty  jesteś masakrycznie podobna do Harry`ego. – Patrzyła na mnie rozbawiona. Co? Że tego Harry`ego?
-Oh. – Tak, inteligentny komentarz.
- Lubię takich ludzi. – Uśmiechnęła się szeroko. Zaśmiałam się.
-Ja jestem wyjątkowo ciężkim przypadkiem. – parsknęłam.
                                                                ~*~

Dopiero po trzech godzinach się rozstałyśmy. To zadziwiające jak się dogadałyśmy. Na początku jak zwykle było drętwo, ale po chwili już gadałyśmy o Kevinie, dzieląc się opiniami, wiedziała o mnie już prawie wszystko, a ja o niej, o Niall`u, o jej bracie i o tym Tyler`rze, który ja zaatakował. Słyszałam coś o tym, ale nie wiedziałam nic konkretnie.
Ale gadało się nam świetnie. Aż dziwne jak dużo jej o sobie powiedziałam, a ona mnie. Chyba obie tego potrzebowałyśmy.
Byłam w szoku ile ona przeżyła. A ludzie tak ją oceniali… Nic o niej nie wiedzieli a pierdolili głupoty.
Wstyd mi tylko, że sama nie byłam wcześniej inna.
Pozostała tylko sprawa Styles`a. Stchórzyłam i nie zadałam jej pytania, które mnie dręczyło. Ale nie dało się go zadać. ,,Hej, możesz mi powiedzieć czy Harry o taki sam bezlitosny morderca jak twój brat i narzeczony?”
NIE.

Kurde.
Niby mogłabym powiedzieć ,,Odpierdol się Styles”, nie odbierać, nie odpisywać albo zmienić numer… Whatever. To czemu go nie zignoruję?
Jestem jakaś pojebana.
Taka tam kolacja z kryminalistą. Problem?
Dobra, koniec tego. Nigdzie nie idę. Decyzja. Zapominamy o kimś takim jak Harry Psycho-Styles.
Aktualny stopień popieprzenia mojego życia mi odpowiadał.
Teraz najważniejszy jest przyjazd Dylana.

*oczami Harry`ego*
W końcu Niall i Lucy się dogadali. Ulżyło mi, czułem się w chuj winny.
Chciałem dobrze no.
Najważniejsze, że już po wszystkim. Nie musiałem się tym przejmować. Chociaż tym.
Obracałem w dłoniach mały woreczek z białym proszkiem.
Tak.
Gdyby Lucy, albo któryś z chłopaków się dowiedzieli, delikatnie mówiąc, miałbym przejebane. Nie biorę. Ja tylko ,,dbam o naturalny bieg spraw:”.
Dobra, podaję dalej. Nie mam wyboru. Przynajmniej na razie. Chłopaków już w to nie mieszałem, zająłem się tym sam. Lucy jest z Niall`em. Układają sobie życie, niedługo ślub. Chłopaki też powoli układają sobie życie. Tylko ja nie mam nic do stracenia.  Nawet rodzina mnie nienawidzi. Cóż, bywa. Więc to ja ogarniam to gówno.
Rzuciłem torebeczkę do torby i wysiadłem z samochodu. Na parkingu przed klubem na końcu miasta stał już oparty o samochód Daniel. Skinął mi głową gdy zbliżyłem się do niego. Bez słowa rzuciłem mu torbę w ręce. Od razu złapał. Głupi ćpun. Powinien coś ze sobą zrobić, a nie brać i dilować.
-Dzięki Styles. – rzucił. Nie odpowiedziałem. Wpakowałem się z powrotem do samochodu i odjechałem.
Z niecierpliwością czekam na moment w którym będę mógł to wszystko rzucić i więcej się nawet nie zbliżać do ludzi pokroju Daniela, trzymając w rękach ,,cały ich świat’ jakim są prochy.
Odetchnąłem zimnym powietrzem wpadającym do przestrzeni samochodu przez uchyloną szybę.
Zimny piątkowy wieczór. myślami powróciłem do chłopaków, Lucy… i Shawty. Uśmiechnąłem się do siebie na tą myśl.
Nie mogłem się doczekać tej kolacji. Bawiło mnie to, jak na mnie reaguje. Widzę to po niej. A jednocześnie się ze mną drażni. Zdążyłem to polubić. Dziewczyna tak bardzo podobna do mnie.
Nie spodziewałbym się, że pracuje w kancelarii adwokackiej. Taka grzeczna, spokojna, ułożona… Wtedy w klubie zdecydowanie na taką nie wyglądała. Na wspomnienie tego jak wtedy zniknęła, skrzywiłem się nieznacznie.
Jutro miałem zamiar ją rozgryźć. Byłem w chuj ciekawy tego jaka jest naprawdę. Ile ma w sobie tej Julie z kancelarii, a ile Shawty z klubu. Z tego co mówiła Vic to nie jest grzeczną dziewczynką. Zaintrygowała mnie.
Bardzo.

*oczami Julie*
Kolejną godzinę siedziałam przeglądając oferty pracy. Niestety, nic ciekawego nie rzucało mi się w oczy. No pech. Tak wiele chciałam? Praca, która by mnie satysfakcjonowała, coś dla mnie. Za dużo wymagam? Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie moją przyszłość.
Chciałam pracy, która nie będzie monotonna, chciałbym mieć kontakt z ludźmi, coś się dzieje, mogę działać, czerpać z pracy przyjemność.
Uh, chyba serio za dużo wymagam…
Zirytowana zamknęłam z trzaskiem laptopa i wstałam z łóżka.
Leniwa sobota jakoś mnie nie cieszyła. Raczej mnie drażniła. Ale cóż.
Zeszłam do kuchni z myślą o mojej ulubionej kawie. Gdy była gotowa rozsiadłam się na blacie i wzięłam łyk. Ciepła ciesz rozlała się po moim ciele. Uwielbiam kawę. Zdecydowanie kawa jest moim nałogiem.
Skoro mam wolną sobotę to przydałoby się coś z tym czasem zrobić.
Pierwsza myśl? Dzień dla siebie, spacer, film, dłuuuga kąpiel, muzyka, jakaś wycieczka samochodowa… Ach no i mój drugi nałóg, jazda. Ale szybka, nieograniczona przepisami. Miałam swoją ulubioną trasę. Droga łącząca obrzeża Northland z jakimiś drogami polnymi prowadzącymi do pojedynczych stawów, lasów. Jako że nikt już tej drogi nie korzysta mając do wyboru ją lub 3 razy krótszą i wygodniejszą drogą ekspresową, mogłam tam do woli śmigać bez obaw. Tak, jestem dziwna. Ale uwielbiam szybką jazdę. Nie muszę myśleć. Niesamowitą przyjemność sprawia mi taka jazda. Nieograniczona.
Ale nie. Może czas zmienić coś oprócz pracy? Zeskoczyłam z blatu i odszukałam telefon. Wybrałam numer do Vic.
-Co tam skarbie?- Usłyszałam jej wesoły głos po kilku sygnałach.
-Hej Vic. Masz może jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Bo może wyskoczyłybyśmy na jakąś imprezę… - Uśmiechnęłam się sama do siebie.


-Marzę o tym Shawty- jęknęła- ale jestem uziemiona. Jestem u rodziców. – mruknęła niezadowolonym tonem.
-Seerio? – zapytałam zaskoczona.
-Taaa. – przeciągnęła –Ściągnęli mnie w końcu na ,,rodzinny weekend”.
-Biedactwo. – zaśmiałam się- Dobra to trzymaj się, widzimy się w poniedziałek.
-Jutrooo. Nie wytrzymam tutaj tyle. Dzisiaj zjeżdżają się jeszcze wszystkie ciocie,  i tak dalej. – jęknęła.  Zaśmiałam się.
-No dobra, pa. – Rozłączyłam się rozbawiona. Ona nie jest typem rodzinnym. Zdecydowanie. Ja sama miałam starszego brata w Californii i tatę w Brown Hill. Moja mama zmarła przy porodzie. Z bratem widywałam się ostatnio częściej niż z tatą. W sumie to korzystając z tego czasu mogłabym się z nim zobaczyć, zaniedbałam więzy rodzinne.
Wybrałam szybko numer do taty.
-Halo? – Usłyszałam poważny głos mojego taty.
-Cześć tato. – rzuciłam wesoło.
-Julce ! – Jego głos od razu się zmienił. Brzmiał radośnie, Uśmiechnęłam się do siebie. – Co u Ciebie kochanie?
-Wszystko dobrze tato. Wiesz, tak sobie pomyślałam, mam dzisiaj wolniejszy dzień, może wpadniesz do mnie na obiad? Dawno się nie widzieliśmy. – Zaproponowałam wesoło.
-Julie, bardzo bym chciał, tęsknię za Tobą, ale nie mogę. Mam w firmie dzisiaj ważny dzień i nie wyrwę się. – powiedział smutno. Jeny, serio?
-Nawet na kolację? – zapytałam z nadzieją.
-Niestety. Wybacz Julce. – powiedział smutno.
-No rozumiem. To nic, spotkamy się kiedy indziej. Pa tato.
-Cześć córeczko, jeszcze raz Cię bardzo przepraszam.
-w porządku. – powiedziałam starając się brzmieć wesoło i rozłączyłam się.
Serio jak mam wolny dzień to nawet rodzina mnie nie chce?
No cóż, czyli jednak cały dzień dla mnie. Aż odzwyczaiłam się od takiego myślenia tylko o sobie.
Bez namysłu wskoczyłam w letnią sukienkę i wyszłam z domu. Stwierdziłam, że korzystając z ładnej pogody zrezygnuję z mojego kochanego samochodu i ruszyłam na miasto.
Szłam głównymi ulicami miasta, co jakiś czas skręcając w urocze alejki.
Po godzinie stwierdziłam, że przydałby się jakiś cel tego spaceru. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że wizyta w ulubionym sklepie i cukierni to pomysł idealny. Skierowałam się więc do ulubionego butiku.
Weszłam do znajomego budynku.
-Hej Julce! – przywitała mnie Kate, ekspedientka i moja koleżanka. Przywitałam się z nią krótko i zaczęłam poszukiwania czegoś dla mnie. Uśmiechnęłam się ciepło do drugiej ekspedientki Mary stojącej przy przymierzalniach, na co odpowiedziała mi tym samym.
-I jak? – Usłyszałam czyjś niepewny głos. Obejrzałam się w tym kierunku. Z przymierzalni wychynęła się postać drobnej brunetki w błękitnej sukience. Lucy!
-Świetnie. – powiedziałam. Naprawdę wyglądała zjawiskowo.
Obejrzała się w moją stronę. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko.
-Hej Julie. – przywitała się.
-No hej. – zaśmiałam się krótko. – Ale poważnie, tą sukienkę bierzesz obowiązkowo.
Uśmiechnęła się nieco niepewnie. Wow. Lucy Levine niepewna? Kiedyś to było nie do pomyślenia. Zmieniła się. Bardzo. Ale to chyba dobrze.
-Myślisz? – zapytała.
-Ja z reguły nie myślę, ale z reguły też zawsze mam rację. –rzuciłam niby od niechcenia. Ona i Mary się roześmiały.
-No dobra. – Lucy zniknęła w przymierzalni. Postanowiłam na nią zaczekać. Wypadałoby ją jakoś przeprosić za moje tamto zachowanie. No zachowałam się jak idiotka.  Po chwili wyszła przebrana z sukienką w ręku. Uśmiechnęła się widząc mnie.
-Dzięki za pomoc. – rzuciła wesoło.

-Nie ma za co. – uśmiechnęłam się do niej. Nie wiem czemu, ale przy niej nie można było się nie uśmiechać. Jest bardzo pozytywną osobą, a jej dobry humor jest wręcz zaraźliwy.
-Słuchaj masz może chwilę? – Odważyłam się zapytać.
-Pewnie. – Odparła.
-Bo chciałabym z Tobą pogadać… - Popatrzyłam na nią.
-Okej, nie ma sprawy. Zaczekaj na mnie chwilkę, zapłacę tylko i idziemy na dobrą kawę. – Uśmiechnęła się szeroko.
Oj kawa zawsze i wszędzie.

              ~*~

Wróciłam do domu i od razu wskoczyłam w wygodniejsze ciuchy. Ulubione krótkie szorty i koszulę w kratę. Włosy związałam w koka i dalej przygotowywałam swój leniwy dzień. Planowałam naoglądać się filmów i nawpierdzielać lodów. Tak, ambitnie.
Weszłam na górę po laptopa. Gdy weszłam do pokoju poczułam powiew wiatru. Otwarte okno. Co? No, mądra jestem. Otworzyłam okno, zapomniałam i zostawiłam tak wychodząc z domu. Każdy mógł się włamać. Serio jestem głupia… Ale nie pamiętałam żebym je otwierała. Weszłam głębiej do pokoju i zamknęłam okno.
-Cześć Shawty. – Usłyszałam znajomy zachrypnięty głos za swoimi plecami. Podskoczyłam ze strachu.
___________________________________________________________
  Heeeej :3 
Miało być wcześniej, nie było, przepraszam :c
Poprawianie ocen... Już szczerze, mam dość -.-
Jeszcze tylko do wtorku mam poprawy, później już pierdolę wszystko co jest związane ze szkołą ._.
Eh, trzymajcie kciuki :c
Rozdział taki troszkę dłuższy, chociaż dopiero końcówka pewnie Was zainteresowała XD
ZACHRYPNIĘTY GŁOS, TAKA TAJEMNICA
PEWNIE NIE DOMYŚLACIE SIĘ KTO TO (ironia)
whateva, 
DALEJ BŁAGAM O TĄ GŁUPIĄ KROPKĘ W KOMENTARZU
wiem, ze jak na razie w ogóle jest mało czytelników, ale jeśli już nim jesteś, błagam o tą maleńką chwilkę z Twojego życia :c
i dziękuję tym, którzy jednak zawsze mnie wspierają komentując,
KOCHAM MAX <3
(tak, właśnie w tym momencie Cię przytulam <3 )

miłego weekendu kochane moje :*
Aśś.

+ ZAPRASZAM CHĘTNYCH DO PROWADZENIA KONT NA TT
-Harry`ego
-Vic 
Piszcie w komentarzach, nie gryzę :3

9 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;) Mam nadzieję że jak najszybciej ;) to jest zdecydowanie moje ulubione opowiadanie ♥ Masz świetne pomysły na rozdziały ;) Jestem ciekawa co będzie dalej =D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku *.* Super :***
    Julie i Lucy zaczynają mi wyglądać na przyjaciółki ;)
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam , fantastyczny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne opowiadanie :*
    Ja się pytam Jak mogłaś skończyć w takim momencie?? No jak?! xD
    No ale serio rozdział świetny :3 Uwielbiam twojego bloga <3
    Kiedy next??

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdzial super <3
    Popieram komentarz u gory jak moglas skonczyc w takim momencie? Hahaha
    A tak poza tym wszystko swietnie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Julia i Lucy świetnie się dogadują. HURA!!! O to mi chodziło! hheeehehe.
    "ZACHRYPNIĘTY GŁOS, TAKA TAJEMNICA" - zawsze mnie to śmieszy. Jak mówiłam wcześniej. = Harold nadchodzi. hahaha

    OdpowiedzUsuń
  7. matko jaki długi matko jaki cudowny ♥
    ty już znasz moje osobiste komentarze w trakcie czytania z tt ale jeszcze raz
    julie taka podobna do mnie ♥ filmy,lody,leniwe soboty TAK
    nawet nie wiesz jak cholernie się cieszę z przyjaźni lucy i julce! nie spodziewałam się szczerze powiedziawszy! :D ale fajnie,że się dogadują <3 matko tyle radosci z tego powodu! :D
    hazza czemu włamałeś się do niej przez okno? chodzi o kolację,o której julie zapomniała? :D
    ale jazda w tej kancelarii była!cholera kocham julie tak mocno!jak dobrze,że odeszła a to pieprz sie było najlepsze!cholera uwielbiam to! :D
    shawty lubi szybką jazdę coś czuję,że spodoba sie to hazzie ;D
    ale i tak najbardziej się cieszę wiesz z czego.....
    DYLAN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    TAK KURWA ! W KOŃCU PO 7 ROZDZIAŁACH!!!!!
    muszę się na to przygotować :D tyle emocji,tyle radości kufa czuję sie jakbym miała go spotkać na żywo :D to nawet lepsze uczucie niż nażarcie sie lodów czekoladowych oglądając bridget jones! czuję się wniebowzięta tag.
    boże w takim razie dodawaj nexta jak najszybciej bo ZWA-RIU-JĘ.
    weny ;* matko love you sooooooo much! ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. hejo ten blog jest zajefajny czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo ciekawy blog i bardzo mi się podoba : )
    http://fantastic-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń