sobota, 27 września 2014

22. Lights



Wait on me
I know how to love you
And I wanna love you so more
Wait on me
Come a little closer
Want to be the one to explore
A little trouble never hurt nobody
Ooh I wanna feel your body
Wait on me
I know how to love you
And I wanna love you so more



*oczami Julie*
-Mów. – zachęciłam go łagodnie. Harry nadal uparcie skupiał wzrok na światełkach, które rozplątywał.
-Mówiłem Ci już kiedyś, że nie mam z rodziną jako takiego kontaktu. Nie chcą mnie znać. Ale wiesz, nie wszyscy mnie nienawidzą. Są osoby, które mimo plotek nie unikają mnie za wszelką cenę. Niedawno, przyjechali do mnie… Moi dziadkowie. Oni nigdy nie wyrzekli się mnie wprost, pamiętam, że kłócili się z moimi rodzicami o to, jak mnie potraktowali. Zbliża się ich pięćdziesiąta rocznica ślubu. I robią przyjęcie i odnowienie przysięgi. Zaprosili mnie. Już widzę miny mojej rodziny jeśli mnie tam zobaczą- uśmiechnął się krzywo.- W każdym razie, mimo wszystko chciałbym tam być. Ale… - zawiesił się zaciskając palce na kabelkach łączących lampki. – kurwa, nie dam rady stanąć przed nimi wszystkimi sam. – warknął wyraźnie zły, puszczając te pieprzone lampki.
Zapadła cisza. Byłam w szoku. Harry Styles przyznał się przede mną, Julie Blackburn, że nie da rady, Nie da rady stanąc przed własną rodziną. To musiało go dużo kosztować. Targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony zapragnęłam przemówić do rozsądku jego rodzinie, przytulić go i wręcz na siłę z nim tam pójść, a z drugiej strony bałam się ruszyć gdy jest w takim stanie, a co dopiero znieść taką presję będąc z nim tam. Te spojrzenia jego rodziny co ja tu robię, kim jestem…
Moje rozmyślania przerwał jego cichy głos.
-Dlatego chciałem Cię prosić, żebyś pojechała tam ze mną. Nie będziemy tam długo, właściwie myślałem tylko o obecności podczas odnawiania przysięgi, życzeniach i zmyciu się, bo podejrzewam, ze szybko ktoś by mnie stamtąd wygonił. – znowu uśmiechnął się kpiąco sam do siebie. – Ale chciałbym tam być, z dziadkami. Czuję się im to winny, oni we mnie nie zwątpili, wspierali mnie. Chociaż tak mógłbym im okazać swoją wdzięczność. Nie wspominając, że babcia zwariowałaby ze szczęścia, że przyjechałem z dziewczyną. – tym razem uśmiechnął się szczerze. Widać, że łączyła go z dziadkami wyjątkowa więź. – Ale wiem, że nie dam rady stać tam i cały czas udawać, że nie rusza mnie nienawiść własnej rodziny. Wiem, że Cię wkurwiam, ale po prostu Cię o to proszę. Gdyby nie to zamieszanie ze ślubem to poprosiłbym Lucy, Niall zna sytuację i może by  się nie wkurzył. Ale sama wiesz, jak jest. –w końcu podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
A mi zrobiło się gorąco, ciężko powiedzieć z jakiego powodu.
-Pojadę z Tobą, Harry. – powiedziałam patrząc mi w oczy.
Harry popatrzył na mnie zaskoczony.
-Naprawdę?- zapytał.
-Tak.
-Szczerze spodziewałem się wszystkiego,  ale nie, że tak po prostu się zgodzisz. Nawet nastawiałem się na błaganie na kolanach. – był wyraźnie zaskoczony.
-Poczekaj, to jednak się zastanowię, klękaj, - powiedziałam starając się wywołać jego uśmiech. Ulżyło mi, gdy naprawdę się uśmiechnął. O Harry`m mogę powiedzieć wszystko, jest strasznie irytujący, denerwuje mnie do granic możliwości, ale na pewno nie zasługuje na takie traktowanie ze strony rodziny. Nadal byłam w lekkim szoku, że, cóż, tak jakby, otworzył się przede mną?
To aż dziwne że Harry nie zawsze jest arogancki, wkurzający, silny, pewny siebie i nie do pokonania. Cóż, nie mogę udawać, że to nie zrobiło na mnie wrażenia.
-Dziękuję, Julie. Naprawdę. – uśmiechnał się do mnie. O MAMO, co się dzieje?
Obdarzył mnie szczerym uśmiechem, nie typowym dla niego, kpiącym, czy łobuzerskim, albo po prostu wesołym. Szczerym. OUH.
-Nie potrzebowałeś przysługi, żebym z Tobą pojechała. Wystarczyło powiedzieć. – powiedziałam cicho.
-Lubisz mnie. – wypalił nagle dalej uśmiechając się w ten zaskakująco miły i szczery sposób.
-Co? – mruknęłam zaskoczona.
-Lubisz mnie. – powiedział. – Gdybyś mnie nienawidziła czy coś, to choćby nie wiem jak byłoby Ci mnie żal, wykręciłabyś się. Ale się zgodziłaś bez problemu, czyli jednak lubisz mnie. Ale to dobrze, Shawty, bo ja Ciebie też. – puścił mi oczko. Oho, stary Harry wraca.
-Czyli ten piękny moment, gdy byłes do zniesienia minął? – zapytałam krzywiąc się.
Roześmiał się.
-Oj nie wypieraj się Julce. Ty mnie po prostu lubisz.
Wywróciłam oczami. Ale przynajmniej zostawił szczery uśmiech, zawsze coś.
Zapadła cisza. Ale Harry dalej był uśmiechnięty w ten fajny sposób. Aż miło było popatrzeć.
To znaczy, nie to, ze się na niego patrzę, nie.
Może trochę zerkam. Czasem. Kątem oka. Tak.
-Więc Julce, chyba czas najwyższy, żebym wyjaśnił Ci tą sprawę z Dylanem. – powiedział nagle a ja mało nie spadłam z krzesła.
Cholera, fakt. Zapomniałam z tego wszystkiego. Odłożyłam te pieprzone światełka na bok bo czułam, że to co usłyszę, może mi się niekoniecznie spodobać.
-Mów. – westchnęłam.
-Cóż, mówiąc szczerze, nienawidzę tego fiuta. – mruknął, na co się skrzywiłam. – Ale do rzeczy, znamy się od dobrych kilku lat, właściwie to od gimnazjum, tak myślę. Wtedy się nawet kumplowaliśmy, imprezy i tak dalej. Potem wiadomo, każdy układa sobie życie. Jak miałem 19 lat, sprawy z rozprowadzaniem towaru, bójkami, szantażami i wojną z Mike`iem Levinem zaczęły się rozwijać. Nie miałem na to wpływu, właściwie wpadłem w to żeby chronić moją siostrę, Gemmę, ale to inna historia. No więc się pewnie domyślasz, że nie było kolorowo skoro Cole był po stronie Mike`a, nie naszej i…
-Zaraz. –przerwałam mu. – Jak Dylan mógł być po stronie Mike`a? –zmarszczyłam brwi.
-No normalnie, przecież był jednym z jego ludzi. – wzruszył ramionami.
-CO? – pisnęłam zszokowana.
Harry patrzył na mnie przez chwilę.
-Jak długo znasz tego sukinsyna?
-Jeśli mówisz o Dylanie, to od dziecka. – zacisnęłam zęby.
-Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas nie wiedziałaś nic, skąd ma kasę, że w ogóle zadaje się z Levinem? Sorry, Julie, ale czy ty jesteś ślepa? – zmarszczył brwi.
-Nie. Nie wierzę. Nie ma takiej opcji.- powiedziałam twardo. – Nie Dylan, coś Ci się pomyliło.
-Jak mogło mi się pomylić, chyba kurwa go znam.
-Może zbieżność nazwisk, nie wiem! Ale Dylan w życiu nie zrobiłby takiej głupoty! O czym ty w ogóle gadasz! A poza tym, Levine cały czas był w Northland, a jakbyś nie zauważył Dylan w Brown Hill! – aż wstałam.
-A w Brown Hill nikt nie słyszał o Mike`u? O pobiciach? Porwaniach? Szantażach?
-Każdy znał Mike`a! Ale Dylan nie mógł go nawet znać, to niemożliwe! – pokręciłam głową. Nie słyszałam większej głupoty. Przyjaźniliśmy się od zawsze, chyba bym coś zauważyła!
-Julie, wydzieranie się na mnie nic nie zmieni. – westchnął.- Nie chcesz to nie wierz. Nie tylko się znali, on był jednym z jego ludzi w Brown Hill. Co prawda nie robił tego co my, z tego co wiem, to on raczej zbierał informacje, czy coś tam. Ale nie tylko przez to się nienawidziliśmy. Kiedyś już zadarłem z Mike`iem. Jeszcze jak byłem szczeniakiem. Więc Mike szukał okazji, żeby mi zaszkodzić. I posłużył się Cole`em. Ten sukinsyn zarywał do Gemmy. Pamiętam jaka była szczęśliwa, że się nią zainteresował. Nie byli ze sobą jakoś specjalnie, raczej on się, starał…? Czy inne gówno. Nie wtrącałem się w to, chociaż wiadomo, brat Styles, chłopak od Levine`a… Ale moja rodzina jeszcze nic wiedziała, więc nic z tym nie robiłem. Kiedyś byłem z chłopakami na imprezie w Brown Hill.
Spotkaliśmy tam Cole`a z kumplami. Wszystko było okej do momentu gdy nie usłyszałem jak gadają o Gemmie. Dylan wprost powiedział, że ma swój interes w byciu z Gemmą. Zorientowałem się, że chciał zbliżyć się do mojej siostry tylko po to, żeby dotrzeć do mnie. Mało tego, ci kolesie zaczęli o niej mówić w taki sposób… -zacisnął pięść. – Wkurwiłem się momentalnie i… no zrobiłem rozróbę. Wpierdoliłem im z chłopakami. Niestety Dylan dostał najmniej bo szybko uciekł. W każdym razie, nie wiedziałem co mam powiedzieć Gemmie. Jak mam jej wyjaśnić, udowodnić, że chłopak, którego lubi ją wykorzystuje, żeby mi zaszkodzić? Złamałbym jej serce. Ale nawet nie zdążyłem tego zrobić. – urwał. Chyba zaczynał wkraczać w te tereny swojej przyszłości, które go bolały, hm.
CO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE TO ABSURD.
-Czekała mnie niespodzianka, gdy wróciłem do domu. Gemma już mnie nienawidziła, bo rzekomo Dylan ją zostawił przeze mnie bo go pobiłem, a rodzice byli wściekli bo dowiedzieli się od niego co robię. Że to, że dostał ode mnie to nie wszystko, co robię. Wtedy się ode mnie odwrócili. Zabawne, uwierzyli obcemu kolesiowi, a nie własnemu synowi. – zaśmiał się gorzko. – W każdym razie, dlatego się nienawidzimy. Zranił moją siostrę i sprawił, że moja rodzina się ode mnie odsunęła. – wzruszył ramionami jakby go to nie ruszało.
-To jest niemożliwe. – pokręciłam głową.
-Nie chcesz, nie wierz. Możesz zapytać Niall`a, Liama, kogokolwiek. Znają tą historię. – mruknął najwyraźniej znudzony moim oporem.
-Nie wierzę. – jęknęłam. Ukrywał to cały czas? Fakt, miał swoje życie, nie kontrolowałyśmy go przecież z Vic, co robi kiedy się nie widzimy.
Też faktem jest to, że rzeczywiście kiedyś przyszedł z rozwalonym nosem, ale mówił że miał wypadek na desce jak jeździł z chłopakami.
To jest niemożliwe.
Cholera, niemożliwe. Okłamywał mnie przez ten cały czas?!
Nie tylko mnie.
Muszę z nim porozmawiać. Na pewno może to jakoś wyjaśnić, to głupi zbieg okoliczności. Na pewno.
Złapałam telefon.
-Co robisz? – zapytał Harry.
-Dzwonię do niego. – odparłam.
-Serio chcesz się z nim teraz kłócić? Świetny pomysł, Blackburn. – mruknął i rozparł się na krześle.
-Zamknij się. – syknęłam. Prychnął tylko.
Wybrałam numer.
Odbierz Cole.
Nie żartuję.
ODBIERZ.
-Cześć, tu Dylan, nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość, oddzwonię. – CHOLERA NO.
Zła schowałam telefon i usiadłam na moim miejscu i uparcie szarpałam te pieprzone światełka.
-Ej, Ej Blackburn, bo zaraz wszystkie popsujesz! – Harry zabrał mi je z rąk.
Westchnęłam sfrustrowana, ale zostawiłam to w spokoju.
-Ej, Shawty, nie denerwuj się tak. Jeszcze nie zauważyłaś, że często ukrywamy takie fakty przed osobami… - zawahał się chwilę. – na których… no, nam zależy. – wykrztusił.
-Tak bardzo zależy, że przy okazji okłamuje się ich? Świetnie. – mruknęłam. Już nie byłam zła, ale rozczarowana, bo to by wiele wyjaśniało. Nawet nigdy nie doszukiwałam się głębszego sensu w niektórych sprawach jeśli chodzi o Dylana. A teraz? Układało się to w logiczną całość.
-Chcemy ochronić bliskich i oszczędzić im tego. Nie zastanawiamy się nad konsekwencjami, nad tym co będzie jak wszystko się wyda. – mówił Harry. – Wiem z własnego doświadczenia.
Własnego doświadczenia? Pozwolę to sobie przemilczeć…
-Po prostu jest mi przykro i tyle… - mruknęłam unikając jego wzroku.
-Sam nie wierzę, ze to mówię, bo naprawdę nienawidzę sukinsyna, więc lepiej się zastanów nad moimi słowami, bo wcale nie jest mi łatwo to mówić.- skrzywił się. – Może najpierw pogadaj z nim, ale szczerze i na spokojnie bez krzyków, sarkazmu i wkurwów typowych dla Ciebie –tu przewrócił oczami- i dowiesz się czemu Ci nic nie powiedział. Daj szansę.
Chyba otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Harry Styles mówi o wybaczeniu, zrozumieniu… O UCZUCIACH? O mój…
-WYSTARCZY. – przerwał moją uwagę z poważnym wyrazem twarzy. – Nie przyzwyczajaj się.
-Oczywiście, Harry. – mruknęłam z ironią, na co skarcił mnie spojrzeniem.
-Po prostu nie rób mu tego, co moja rodzina zrobiła mnie, bo mimo, że nienawidze gościa, to nikomu czegoś takiego nie życzę. – powiedział patrząc mi o dziwo w oczy.
-Boże, nie mogę w to uwierzyć. Jak to się w ogóle stało… - jęknęłam i podciągnęłam kolana pod brodę.
Styles był ostatnią osobą, której chciałabym się zwierzać ale beznadziejnie się czułam z myślą, jak długo Dylan mnie okłamywał. Kim był. Czy udawał tego Dylana, którego znam?
Co do cholery było prawdziwe? W jak wielu sprawach mnie jeszcze okłamał?
Jeszcze pół godziny temu, jeśli mogłam być pewna czegokolwiek, to tego, że Dylan zawsze był, jest i będzie ze mną szczery. A teraz?
Ktoś lubi pieprzyć się z moimi uczuciami.
-Julce, tak bywa. Zrobisz jak zechcesz, ale weź pod uwagę, ze mnie też ktoś odrzucił bez szansy na wyjaśnienia. – mruknął patrząc mi w oczy.
-Może dlatego trzeba było być szczerym od początku? – zasugerowałam.
-Tak masz rację. ,,Hej mamo, hej tato, jestem w czymś w rodzaju gangu, wszczynam bójki, handluje narkotykami, zdarza mi się komuś wpierdolić do nieprzytomności, to ze mną i moimi przyjaciółmi nawet policja boi się zadzierać, więc udają, ze nie wiedzą co się dzieje. Co na obiad?” – powiedział z ironią.
Wywróciłam oczami.
-Teraz jest Ci lepiej gdy Cię odrzucili? Wolisz żyć tak, niż być szczerym od początku mimo, że nie byliby zadowoleni?
-Kurwa, Julie! – warknął, a ja się wzdrygnęłam. – Na jakim ty świecie żyjesz? – jego ton nieco złagodniał widząc moją reakcję na jego pierwsze słowa.
-Na takim, na którym cały czas ktoś mnie okłamuje! – zawołałam.
-Tak już jest, Julie. Nie zmienisz tego, tacy są ludzie. Ale jest różnica pomiędzy kłamaniem, żeby kogoś chronić, a oszukiwaniem celowo i perfidnie. Zapamiętaj to.
Westchnęłam. Miałam mu jeszcze kilka słów do powiedzenia, ale nie chce mi się już z nim kłócić. Podejrzewam, że jeszcze zdążymy się jeszcze posprzeczać i to nie raz.
-To jest po prostu przykre, wiesz? – mruknęłam.
-Domyślam się, Shawty. – spojrzał na mnie.
-Myślisz, że dogadasz się z rodziną? – wypaliłam śledząc jego reakcję.
Zawahał się chwilę z odpowiedzią.
-Nie wiem… Ale chciałbym. Brakuje mi ich. – powiedział cicho.- Nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie kochającą się rodzinką, ale jednak…. Poza tym, bardzo brakuje mi więzi z Gemmą.
Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem.
Zapadła między nami cisza. Nie krępująca, ale mało wygodna. Smutna, wypełniona ciężkimi myślami i moimi i Harry`ego.
Nie.
-Chodźmy pozawieszać te pieprzone światełka. – rzuciłam krzywiąc się i wstałam energicznie.
Przez twarz Harry`ego przebiegł słaby uśmiech.
Wstał i wziął w dłonie te wiązki lampek.
-Do dzieła, Shawty, chcę Cię zobaczyć na drabinie. – puścił mi oczko i wyszedł na salę. Wywróciłam oczami. Ale tym razem towarzyszył mi uśmiech na mojej twarzy.
Chyba miał rację i nawet nie zauważyłam kiedy go polubiłam.
Ruszyłam za nim.
Jak się okazało ta ekipa już wzięła się do pracy. Na parkiecie leżał rozłożony przeźroczysty materiał, stoły były poustawianie już w rządkach, krzesła pozdejmowane, a serduszka z obrączkami były porozwieszane na ścianach.
-Dobrze, że państwo przynieśli te światełka, te pęki będą na ścianach i na scenie, a te na siatce trzeba będzie położyć na tym materiale i dopiero podpinać pod sufit. – mężczyzna, którego spotkaliśmy już wcześniej podszedł do nas. – I jeśli pani chce, mam ten plan Sali. – uśmiechnął się do mnie.
-O, dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam od niego kartkę. Hm, ciekawie.
O cholera. Poczułam ciepły oddech przy moim uchu, na mojej szyi i ramieniu.
To Harry zaglądał mi przez ramię na plan. ALE CHOLERA, nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo rozprasza mnie tym co robi. Kompletnie nie mogłam skupić się na tym, na co patrzę, gdy Harry praktycznie położył głowę na moim ramieniu. Czułam jego oddech, perfumy, ciepło. Jego loki łaskoczące mój policzek. UHHH.
-Normalnie rzygam tęczą. – rzucił nagle a mnie przeszły dreszcz cze pod wpływem jego głosu tuż przy moim uchu.
SKUP SIĘ BLACKBURN, SERIO.
Zacisnęłam powieki i je otworzyłam. Z planu wynikało że cała sala ma być urzadzona przestronnie ale słodko w chuj.
No cóż. Może i to aż nazbyt urocze, ale kurde.
Też bym tak kiedyś chciała.
-Będzie pięknie. – powiedziałam pod nosem.
-Nie wątpię. – mruknął Styles i odsunął się, pozostawiając nieprzyjemne uczucie chłodu po swoim ciele.
Powstrzymałam się od westchnięcia.
-Shawty, łap jeden koniec, porozkładamy to. – polecił brunet podając mi wiązkę lampek. Posłusznie stanęłam przy jednym końcu płachty lekko skrzącego się materiału. Cholerka to będzie wyglądało cudownie.
-Dobra, połóżmy! – głos Harry`ego wyrwał mnie z zamyślenia. Zrobiłam to co mówił. Tą samą czynność powtórzyliśmy z kolejnymi wiązkami, aż materiał był nimi wyłożony.  Ekipa wynajęta do przygotowywania zajęła się podpięciem materiału do sufitu. Nie mogłam się doczekać aż zobaczę efekt.
*kilka godzin później*
-Wszystko jest gotowe zgodnie z planem, więc nic tu po nas. W razie gdyby coś było nie tak, czy coś trzeba było zmienić czy poprawić, proszę do nas dzwonić. – mężczyzna przewodniczący ekipie uśmiechnął się do nas serdecznie. Skąd ma tyle energii? Ja ledwo stałam. A to przecież on i jego ludzi odwalili większość roboty, ja właściwie jedyne co robiłam to rozplątywałam i układałam światełka, podpinałam materiały i sztuczne  kwiaty, rozkładałam świeczniki i cóż… droczyłam się z Harry`m.
-Dobrze, dziękujemy bardzo. – odwzajemniłam gest.
-Do widzenia. – dodał Harry. Wyglądał na nieco zmęczonego. Cóż.
Gdy oprócz nas na sali, jak i w budynku nie było już nikogo Harry westchnął głośno i przeciągle po czym po prostu położył się na parkiecie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Nie patrz tak na mnie, tylko kładź się obok. Chyba ze masz na tyle energii żeby dłużej udawać silną i wyspaną, to proszę bardzo. – mruknął.
Sekundę później leżałam obok niego.
Przez kilka minut leżeliśmy w kompletnym milczeniu i jedyne co dało się słyszeć, to nasze głębokie i spokojne oddechy.
-Muszę zadzwonić do Lucy. – jęknęłam w końcu.
Harry westchnął tylko.
-Jak sobie pomyślę, że pojutrze wesele…Powinienem się cieszyć, ze się najebę w trzy dupy z chłopakami, a tu masz, cały dzień na nogach i to na trzeźwo. – mruknął.
-Masz rację Styles, to taaaki problem. – rzuciłam sarkastycznie.
Wywrócił oczami na mój ton. TO MÓJ NUMER, STYLES.
-Tylko pamiętaj o obrączkach. – dodałam.
-Jeszcze kurwa uważaj żeby obrączek nie zgubić. – prychnął.
-Nie narzekaj.
-Nie narzekam, cieszę się och szczęściem i tak dalej, ale padam już na ryj. Nie jestem stworzony do świadkowania.
-Jakoś do tej pory odpowiadała Ci ta rola. – mruknęłam powątpiewająco.
-Bo ograniczała się do luźnego spędzania czasu z Tobą.- wzruszył ramionami.
 OH.
OKAY.
Cholera, mi też to odpowiadało.
Spojrzałam na niego. Jego wzrok był cały czas utkwiony we mnie. Cholera.
O dziwo nie odwróciłam wzroku. Nie wiem czemu, nie mam pojęcia.
Przez kilka chwil, może sekund, może minut, nie wiem, trwaliśmy w ciszy patrząc na siebie.
Na usta Harry`ego wkradł się cień uśmiechu. To wystarczyło żeby mnie ożywić. Szybko uciekłam wzrokiem na materiał pod sufitem.
Poczułam że się rumienię, cholera. To był chyba najdziwniejszy moment w moim życiu.
Nie miałam pojęcia co teraz zrobić. W przeciwieństwie do Harry`ego, który najwyraźniej nie był nawet w najmniejszym stopniu zażenowany tą sytuacją. Był totalnie zrelaksowany.
Wyolbrzymiam?
No tak. Blackburn, to że Styles na Ciebie popatrzył dłużej niż przez sekundę nic nie znaczy, nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego. On to Styles, a ty to… Ty. Tylko ty.
Dlaczego mi w ogóle na tym zalezy? Dlaczego ja do cholery jasnej w ogóle zwracam na to uwagę i roztrząsam tą głupią sytuację?
Uniosłam  wzrok ku górze. Momentalnie moje myśli zajęła zupełnie inna rzecz.
-Harry?
-Hm? – mruknął. Czułam jego wzrok na sobie.
To znaczy, nieważne.
-Możemy zobaczyć jak te światełka wyglądają? – skierowałam spojrzenie na niego.
-Julieee… - jęknął.
-Proszę, proszę, proszę, proszę! – usiadłam energicznie obok niego.
-Shawty i tak to zobaczysz… - wykręcał się. Naprawdę tak wiele chcę? Żeby wszedł na drabinę i zapalił lampki?
Burknęłam coś na jego niechęć i sama uparcie wstałam i ruszyłam w kierunku drabiny, którą z trzaskiem przytargałam pod włącznik.
Pieprzony Styles.
Jeden szczebel.
Nawet mu się dupy nie chce ruszyć, no jasne!
 Drugi szczebel.
Taki z niego facet! Dupek!
Trzeci szczebel.
NIENAWIDZĘ GOŚCIA. Już ja z nim pójdę na przyjęcie jego dziadków, aż się zdziwi !
Czwarty szczebel.
Cholerny…. Ciepłe duże dłonie wokół mojej talii, brak równowagi.
-Taka uparta… - słyszę przy uchu zachrypnięty głos, przez który przechodzą mnie przyjemne ciarki.
O. MÓJ. BOŻE.
Harry objął mnie w pasie i zdjął z drabiny. Po chwili już stałam na własnych nogach. Co prawda nieco chwiejnie ze względu na to co przed chwilą miało miejsce, ale jednak.
Brunet natomiast wchodził już po drabinie. Nerwowo założyłam włosy za ucho. Coś się ze mną dzieje.
I to wcale mi się nie podoba.
-Zgaś światło. – usłyszałam głos Harry`ego z góry.
-Przecież na weselu będzie zapalone.
-Zaufaj mi i zgaś, Shawty. – wywróciłam oczami na te słowa. Zaufaj.
Odnalazłam włącznik i zgasiłam światła na sali. Momentalnie zapanowała ciemność.
-Harry? – mój głos brzmiał zbyt piskliwie.
-Mamy to. – usłyszałam gdzieś w ciemnościach i nagle zrobiło się jaśniej.
Zaparło mi dech w piersiach.
Pojedyncze płachty materiału udrapowane przy suficie w połączeniu z lampkami dawały niesamowity efekt. Zwłaszcza gdy oprócz lampek nie ma żadnego oświetlenia.
Idealnie.
-Całkiem nieźle to wyszło. – Harry pojawił się nagle obok mnie.
-Całkiem nieźle? – prychnęłam. – Wyszło niesamowicie. – westchnęłam.
Klimat cudowny.
-Zatańczysz? – zaskoczył mnie.
-Co? – spojrzałam na niego. W odpowiedzi otrzymałam jego dłonie na mojej talii, które lekko mnie przysuwały do niego.
-Zatańcz ze mną Shawty. – powiedział ciszej. O mamo.
-Nie ma muzyki. – zauważyłam inteligentnie.
-Wyobraźnia, kochanie. – pokręcił głową Harry, najwyraźniej rozbawiony moją reakcją. Oh, dzięki, ała.
-Okey… - mruknęłam i ułożyłam dłonie na jego karku. Wolny bez muzyki, okey.
Miałam nadzieję, że tylko ja tak wyraźnie słyszę moje walące serce. Swoją drogą, czemu aż tak mi wali?
W ciszy kołysaliśmy się na boki. Jak słowo daję, ukradnę mu jego perfumy, a przynajmniej jakąś bluzę, cokolwiek.
Biło do niego ciepło. Albo to tylko moje rumieńce i chora wyobraźnia, nieważne.
Dobrze że jest ode mnie wyższy i stoimy w taki sposób, że nie muszę mu patrzeć w oczy.
-You look so beautiful In this light, you silhouette over me. -  łagodny, głęboki głos.
CZY HARRY STYLES WŁAŚNIE ZAŚPIEWAŁ FRAGMENT TENERIFE SEA?
Z wrażenia aż się odchyliłam i na niego spojrzałam.
-No co? – zapytał.
-Styles tańczy. Styles śpiewa. Styles śpiewa i zna piosenki Eda Sheerana. JAK? – ironizowałam dalej będąc neźle zaskoczona.
NO BO HALO.
-Nie pozwalaj sobie, Blackburn. – mruknął tylko i z powrotem przycisnął mnie do swojego ciała.

(nie znalazłam zdj które odzwierciedlałoby moje wyobrażenia sali i tego sufitu)
peszeg

____________________________________________
Wiem, pisze na ostatnią chwilę.
Wiem, jest 22:13
a ja już padam na ryj 
szkoła w soboty tak bardzo na propsie
wybaczcie błędy, ale nie mam siły sprawdzać.
Końcówka pisana przed chwilą, wiem, chujowa, przepraszam, a nic więcej nie stać w tej chwili mojego mózgu, postaram się zrehabilitować.
Wiecie o Dylanie
Wiecie o co prosił Harry
Macie true Hazzę
Macie Hulie moments
weselicho za pasem

dziękuję 
padam
przepraszam
@awhniallable

piątek, 19 września 2014

21. It`s time to start.

*oczami Julie*

Odwróciłam się. Tom. Oczywiście.
-Julie, co ty odwalasz? – zapytał z surową miną.
-Mam lepsze pytanie. Co WY odwalacie? Czemu jesteście dla niego nagle tacy uprzejmi? Przecież mówiłam Ci, że się pokłóciliśmy! Mało tego, może mi wyjaśnisz, dlaczego ani ty, ani tata, nie jesteście zaskoczeni wizytą Harry`ego? Hm? – skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej.
Tom westchnął. Ha, dobrze uderzyłam.
-Chcieliśmy tylko, żebyście się pogodzili…
-TO BYŁ WASZ POMYSŁ?! – aż się zapowietrzyłam.
-Jezu, nie, to znaczy Harry był u taty bo mieli jakieś sprawy związane z firmą, a ojciec mu wspomniał o obiedzie, Harry mówił że może wpaść, wiec ojciec go zaprosił i tyle. A ty jesteś sama sobie winna, bo nie powiedziałaś od razu tacie, że się pokłóciliście i dlatego nie przyjdzie. Sama sobie narobiłaś bałaganu, Julce.
-NO OCZYWIŚCIE. – zaraz wyjdę z siebie. Zacisnęłam zęby i z głośnym
Szczękiem wkładałam naczynia do zmywarki.
-Julce… - Tom podszedł i zabrał mi z rąk naczynia.- Julce. – powtórzył zmuszając mnie tym samym, żebym spojrzała mu w oczy, co z niechecią zrobiłam.
-Daj mu szansę. Sam fakt, że przyszedł, znaczy, ze mu zależy. Wziął kwiaty, wino. Czyli stara się. Podczas obiadu ani razu nie strzelił gafy. STARA SIĘ DLA CIEBIE. – powiedział dobitnie.
Ani jednej gafy, spojrzał byś pod stół na tym obiedzie, to byś zmienił zdanie i sam wywalał go z domu.
Oczywiście nie odezwałam się. Bo co miałam powiedzieć? Jak mu wytłumaczyć?
-Julie. –spojrzał na mnie.- On chce to naprawić.
-A co jeśli ja nie chcę? – w końcu wypaliłam.
-Nie popełniaj tego błędu co ja. Jak widzisz, wcale nie jestem szczęśliwy dzięki temu co zrobiłem. Ty tez nie będziesz.
-Tom, Harry to nie Agnes. Ja to nie ty. Nie możesz wiedzieć jak będzie, nawet nie wiesz jak jest. Nie wiesz co czuję. Czemu mam to ciągnąć skoro… - zawiesiłam się.
-Skoro? – ponaglił mnie.
Cholera.
-Po prostu nie wtrącajcie się w moje życie, okej? Sama mogę decydować o sobie. To ja będę po tym cierpieć a nie wy. Więc mnie nie wyręczajcie.
Tom westchnął.
-Okej, rozumiem. Nie chcesz już z nim być.
Pokiwałam tylko niemrawo głową.
-Ale możesz coś dla mnie zrobić i chociaż go wysłuchać, pogadać z nim na spokojnie?
-Tom…
-Nie każę Ci się z nim godzić. Tylko z nim porozmawiaj. I błagam, bądź dla niego milsza przy nas. Nie jest tak łatwo wyjść z niezręcznej sytuacji, którą stwarzasz.
Westchnęłam, ale potwierdziłam wszystko skinięciem głowy.
Wróciliśmy do jadalni, gdzie tata i Harry dyskutowali zawzięcie.
Na nasz widok zamilkli. Harry chrząknął i wstał.
-Cóż, myślę, że będę już się zbierać. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia i… - urwał na chwilę patrząc na mnie uważnie. – Na mnie już czas.
Tata i Tom również mi się przyglądali. CO WY WSZYSCY SIĘ TAK NA MNIE UWZIĘLIŚCIE?
To on to zaczął, a nie ja!
Tom wręcz krzyczał na mnie spojrzeniem: ZATRZYMAJ GO.
O nie, nie.
Ale pamiętając czego ode mnie chciał, wysiliłam się na uśmiech.
Miałam wrażenie że widząc moje uniesione ku górze kąciki ust sprawiły, że wszystkie osoby w tym pokoju odczuły niewyobrażalną ulgę.
Od kiedy to moja rodzinka jest taka zaangażowana w moje sprawy ,,sercowe”?
-Julie, wracasz już do domu?- zapytał Styles.
Taki miałam zamiar, torba leży spakowana w pokoju.
-Hm, myślałam, żeby … - Tom nagle zakaszlał. Spiorunowałam go wzrokiem. To było jego ostrzeżenie skierowane do mnie. – Tak, myślę, że chcę już wrócić. – poprawiłam.
Tom był wyraźnie zadowolony.
-Mogę Cię podwieźć. – ciągnął brunet.
-Pewnie, dzięki. – powiedziałam nie chcąc kolejnych ataków kaszlu u Toma i posłusznie ruszyłam na górę po moją torbę.
Za chwilę koniec tej chorej szopki.
Gdy byłam już z powrotem na dole, Harry od razu wziął ode mnie torbę. Wywróciłam oczami.
-Cześć tato. – powiedziałam przytulając go mocno.
-Cześć córeczko. Wpadaj częściej do domu.
-Postaram się. – zapewniłam i objęłam Toma.
-Grzeczna dziewczynka, tylko się na niego nie wydzieraj od razu jak otworzy usta. – wyszeptał mi do ucha żegnając się ze mną.
-Zabiję Cię kiedyś. – odszepnęłam gdy udawałam, że całuję go w policzek.
-Do widzenia. – Harry pożegnał się z moim ojcem i bratem uściskiem dłoni.
Nigdy nie czułam takiej ulgi.
Odetchnęłam głęboko, gdy tylko drzwi się za nami zamknęły.
-Naprawdę Cię nienawidzę. – jęknęłam do Harry`ego i wsiadłam od razu do samochodu.
Widziałam jak ten wywraca oczami. Wrzucił torbę na tylne siedzenie i wsiadł za kierownicę.
-Nie wiem czemu tak przeżywasz, Shawty. – mruknął od niechcenia i ruszył.
-Harry, to zabrnęło za daleko. Żart, okej, ale to co się dzieje to już przegięcie, nie dociera to do Ciebie? Dlaczego przyszedłeś? – wyrzuciłam z siebie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jestem zaproszony?
-Bo chciałam skończyć tą szopkę! – jęknęłam.
-Dobra, już nie unoś się! Zresztą byłaś dla mnie na tyle wredna cały czas, że pewnie są przekonani, że mnie rzuciłaś. – parsknął.
-Mam taką nadzieję. – burknęłam wlepiając wzrok w okno.
-Szkoda, że nie zajrzeli pod stół, to byliby innego zdania. – dodał i wręcz wyczułam jak szczerzy się w ten swój głupkowaty sposób.
-Wolałbyś, żebym zrobiła scenę przy moim ojcu i bracie?
-Oh, przestań, Shawty. Oboje dobrze wiemy, że Ci się podobało. – mówił celowo niskim głosem.
- Chciałbyś. – prychnęłam.
-Okłamujesz sama siebie. Ale przypomnę Ci co teraz mówisz jak będziesz dzięki mnie dochodzić , ciekawe co wtedy powiesz.
-Może nic, bo nie mam zamiaru dzięki Tobie dochodzić? –zasugerowałam wrednym tonem.
-Może nic, bo nie będziesz w stanie zrobić nic innego niż jęczeć. –rzucił z głupim uśmieszkiem.
-Jesteś nienormalny. – pokręciłam głową. Czułam palące ciepło na moich policzkach. Jezu, nie teraz.
-Biorąc pod uwagę o czym teraz myślę, powiedziałbym, że nie tyle nienormalny, co podniecony. – parsknął.
-JEZU, PRZESTAŃ! – jęknęłam chowając twarz w dłoniach. NIECH TA ŻENUJĄCA ROZMOWA SIĘ SKOŃCZY.
Usłyszałam jego głęboki śmiech.
-Czyżbyś się wstydziła? Czy ty się zaczerwieniłaś? – ożywił się jeszcze bardziej i odgarnął włosy z mojego policzka, na co szybko zareagowałam odwróceniem się w drugą stronę.
-Powiedz lepiej o której jutro dekorujemy tą salę weselną. – powiedziałam dobitnie czując się gorzej niż zażenowana.
Harry tylko się zaśmiał, ale na
szczęście nie ciągnął tematu.
-Wpadnę po Ciebie o 12. – powiedział z uśmiechem błąkającym się w dalszym ciągu po jego twarzy.
-Okej. – westchnęłam. Wtedy coś mi zaświtało.
-Harry? –zapytałam.
-Hmmm? – mruknął zerkając na mnie.
-Um… Skąd znasz Dylana? – zapytałam cicho. Nie wiem czy chcę znać odpowiedź biorąc pod uwagę to w jaki sposób Dylan potraktował moje pytanie czy zna Harry`ego.
Harry spojrzał na mnie zaskoczony, ale gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały odwrócił wzrok ponownie na drogę przed sobą.
Cisza. No halo?
-Harry? –ponagliłam go.
-A czemu nie zapytasz Dylana czy mnie zna? – zapytał.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – przypomniałam nie chcąc mówić, że tak naprawdę mój przyjaciel mnie okłamał.
-Ty na moje też nie. – opyskował.
-Harry!
-Ale gdyby Ci powiedział, to nie pytałabyś mnie o to samo. A spytałaś go na pewno bo jak zwykle jestes na tyle wścibską i irytującą osobą, ze nie darowałabyś sobie tego. Czyli albo wcisnął Ci jakiś kit, w który nie wierzysz, albo nie powiedział Ci. – powiedział spokojnie.
UGH.
Zignorowałam niewyobrażalną ochotę na obronę mojego honoru i wszczęcie kłótni na temat mojego osobliwego charakteru.
- Więc, dowiem się? –spojrzałam na niego uważnie.
- Co z niego za przyjaciel, że nie jest z Tobą szczery nawet w sprawie takiego gówna? – mruknął.
Zacisnęłam zęby.
-Powiesz mi? – zapytałam zirytowana.
-Zależy co z tego będę miał. –spojrzał na mnie z głupim uśmieszkiem.
Prychnęłam.
-Na chuj robicie z tego taką tajemnicę? – wściekłam się.
-Czyli ten sukinsyn nie chciał Ci powiedzieć? – zerknął na mnie od razu.
-CO? –zmarszczyłam brwi.
Harry tylko odchylił się z powrotem na fotel.
-Harry?
-Co? – mruknął.
-Możesz do cholery jasnej normalnie odpowiedziec na moje pytanie? –zapytałam wściekła.
-Tak. Odpowiem na nie jutro, jeśli obiecasz coś dla mnie zrobić. – zatrzymał się. Byliśmy pod moim mieszkaniem.
-Coś dla Ciebie zrobię… -powtórzyłam ostrożnie. To co się działo w mojej głowie na te słowa przyprawiały mnie o zawroty głowy.
-Julie, uspokój swoje cycki, nie mam na myśli, zebyś mi od razu obciągała. – parsknął widząc moją minę.
Moje policzki zapłonęły.
-Przestań, nie miałam tego na myśli. – wycedziłam unikając jego wzroku.
-Jasne, Shawty. Nie musiałaś tego sugerować, wystarczyło powiedzieć, jeśli masz ochotę…
-JEZU NIE!- pisnęłam zakrywając jego usta ręką, na co odpowiedział mi tylko zduszonym chichotem.
-Podoba mi się jak jesteś taka dominująca, mrr. – wymamrotał w moją dłoń.
-UH, ZAMKNIJ SIĘ. – jęknęłam i zabrałam szybko dłoń z jego ust.
Wybuchnął śmiechem.
-Wyluzuj skarbie, mogę pierwszy sprawić, że się odprężysz… - zniżył głos a mi żołądek podszedł do gardła.
-HARRY. – wycedziłam. Znowu odpowiedział mi jego śmiech.
-POWIESZ MI W KOŃCU O CO CHODZIŁO Z DYLANEM? – warknęłam.
-Spokojnie, skarbie. Jak już mówiłem, mogę powiedzieć Ci jutro, jeśli obiecasz, że wyświadczysz mi przysługę. – uśmiechnął się.
Wywróciłam oczami.
-A wal się. – mruknęłam i z furią wysiadłam z samochodu.
-Do jutra, Shawty!- usłyszałam jego krzyk za plecami gdy szłam szybkim krokiem do domu.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi. UGH.
Tak jak stałam, rzuciłam się na kanapę. Nigdy więcej takich dni, błagam.
Odetchnęłam głęboko. A jutro jeszcze czeka mnie zapieprz przy dekoracjach, świetnie. I to jeszcze ze Styles`em, więc będzie to jeszcze bardziej męczące.
Jest coś czego Harry ode mnie oczekuje? Chce czegoś w zamian za wyjaśnienie tej sprawy z Dylanem. Swoją drogą, to musi być coś, skoro nikt nie mówi tego wprost.
Tylko co? Harry wyraźnie nie lubi Dylana. Dylan z kolei w ogóle nie przyznaje się do znajomości z Harry`m
Więc co takiego się między nimi stało?
Chcę się tego dowiedzieć. Ale Styles oczywiście oczekuje czegoś ode mnie.
Gdyby tylko sytuacja między Dylanem a mną wyglądała inaczej, już bym z nim rozmawiała i wyciągała z niego o co chodzi. Ale teraz…
Uh. Dobra, zobaczymy jaką wersję przedstawi mi Styles. W razie czego, zawsze mogę się nie zgodzić na jego ,,oczekiwania”. Nie może mnie do niczego zmusić. Najwyżej się znowu pokłócimy i powyzywamy, nic nowego.
Złapałam telefon. Dawno nie gadałam z Lucy. Ciekawe jak tam w Mullingar.
-Halo? – usłyszałam jej głos kilka chwil po wybraniu numeru.
-No cześć, Levine? Jak tam?
-Jeju Julce! – pisnęła do słuchawki a ja automatycznie się uśmiechnęłam. Czyli jest dobrze. To super, kto jak kto, ale ona zasłużyła na bycie szczęśliwą.
-Mam rozumieć, ze jest dobrze?
-Jego rodzina jest wspaniała! Wszyscy są dla mnie mili i w ogóle chyba mnie zaakceptowali! I poznałam taką słodką dziewczynkę, Jade! W  ogóle nawet nie wiedziałam jakie Niall ma podejście do dzieci! Jest taki kochany, awww. – rozpływała się. Zachichotałam.
-Chłopak idealny, mąż idealny, nawet ojciec idealny! Ty to masz szczęście, Levine!
-Nawet tak nie mów Julce. – mruknęła nagle tracąc entuzjazm.
-Co jest Lucy? – aż usiadłam.
-Uh… Niall coraz częściej wspomina o dzieciach… W ogóle jego rodzina czasami żartuje też na ten temat, to on niby się śmieje, ale podchodzi do tego… poważnie? Um, może jestem przewrażliwiona, ale … Tak jakby on chce mieć dziecko..? Nie wiem, ale obawiam się, ze tak.
-Lucy, jeśli nawet, co w tym złego?
-Julce, jestem za młoda na dzieci! Ślub w moim wieku to dosyć odważne posunięcie, a co dopiero dzieci! Moje dwudzieste drugie urodziny się dopiero zbliżają! Kto w tym wieku ma dzieci?
-Wiele kobiet, Lucy.
-Ale ja nie chcę ich mieć! To znaczy, jeszcze nie. To za szybko, zdecydowanie.
-Rozumiem Lucy, ale w takim razie co ty jeszcze robisz? Powinnaś o tym pogadać z Niall`em na ten temat, być z nim szczera. Jeśli nic nie mówisz, a jemu faktycznie zależy na dzieciach, to twoje milczenie może odbierać jako zgodę. Tacy są faceci.
-O Boże.
-Lu, uspokój się. Przecież to nic złego. Zresztą, Niall jest starszy. Są faceci którzy w tym wieku tylko imprezują i zaliczają i tacy, którzy myślą o rodzinie, którą chcą założyć przed 30 rokiem życia.
-Julie, skąd ty wiesz takie rzeczy? To aż niepokojące. – mruknęła Lucy.
-Życie, mała. – parsknęłam. – Nie każdy facet jest taki jak Niall. Że zakochuje się w Tobie, nie widzi poza tobą świata, robi dla Ciebie wszystko i chce tylko być z tobą na zawsze jak w tandetnej komedii romantycznej. Taki Niall to wyjątek, skarbie.
-Oh.
-Więc ruszaj tyłek Levine i idź z nim pogadać zanim w końcu Cię przepieprzy bez gumki i dopiero będziesz miała problem.
-JULCE. – jęknęła Lucy. Mogłam przyrzec że się zarumieniła.
-No żartowałam. –parsknęłam. – Ale serio, pogadaj z nim. To Niall, zrobi dla Ciebie wszystko.
-Uh, okej. A jak u Was? Dajecie radę?
-Pytasz o przygotowania?
-Tak.
-Jest okej. Jutro dekorujemy.
-Okej. Cholera, już się stresuję przed sobotą. – jęknęła.
-Czego innego  mogłabym się po Tobie spodziewać, Lu? – parsknęłam.
-Oj… - zniecierpliwiła się, a ja zachichotałam. – Dobra Julce, zadzwonie jutro.
-Pewnie. I nie martw się. Cześć Lucy.
-Pa, Julie.
               ~*~
Torebka, klucze, perfumy, telefon, portfel… Chyba wszystko.
Harry już czeka pod domem, co oznajmił mi dźwiękiem klaksonu.
Złapałam pośpiesznie kurtkę i wyszłam z domu, zamykając go.
Szybkim krokiem ruszyłam do samochodu.
-Cześć, Shawty. – przywitał mnie gdy wsiadłam.
-Hej, Harry. – odpowiedziałam zapinając pasy.
-Powiem Ci, że nie mogę się doczekać. Aż wyślę Cię na drabinę. – zaśmiał się.
-Co? – zapytałam nic nie rozumiejąc.
-Zabijasz w tych legginsach, Julce. – mruknął wyraźnie zadowolony. UH.
Zakładając legginsy, trampki i zwykłą koszulkę kierowałam się raczej wygodą, biorąc pod uwagę że spędzę męczące godziny na dekorowaniu Sali weselnej. Nie pomyślałam, że Styles oczywiście będzie miał coś do mojego tyłka w tych legginsach. Cholera, mogłam chociaż założyć dłuższą koszulkę.
Nie odezwałam się do końca drogi.  Bez słowa wysiedliśmy z auta i weszliśmy do środka  budynku, w którym miało się odbyć wesele Lucy i Niall`a. To miejsce było niewątpliwie urocze. Sama sala była duża i przestronna, na ścianach królowała biel i bordowe akcenty. Trochę czerwieni, lekkiego kremowego odcienia. Długie stoły były już ustawione w części wielkiego pomieszczenia. Parkiet był wielki.
Stanęliśmy na środku parkietu nie bardzo wiedzac co teraz. Dekoracje były przywiezione tutaj, tylko nie wiadomo, gdzie są. Jest tu ktoś kto mógłby nam pomóc?
Jak na zawołanie do dali wszedł wysoki i szczupły mężczyzna w średnim wieku.
-Oh, państwo do strojenia Sali?
-Tak. – Harry odpowiedział za nas oboje.
-Młoda para? – zapytał nas wesoło.
-Nie. –odpowiedziałam szybko nie chcąc, żeby Harry znowu prowokował głupie sytuacje.
-Ah, rozumiem. Cóż, dekoracje są na zapleczu, a nasi ludzie, którzy państwu pomogą zaraz powinni być. Wszystko jest opłacone, państwo będą musieli właściwie tylko wszystko nadzorować, chyba że mają państwo życzenie pomagać. W każdym razie, nasi ludzie są opłaceni, myślę, że nie powinno być problemów.
Czyli nie będziemy musieli zasuwać? Jak miło.
Harry wyraźnie też był ucieszony. Żadnych drabin, żadnego gapienia się na mój tyłek.
-Dziękujemy. – odpowiedziałam, na co mężczyzna skinął głową i wyszedł.
Odetchnęłam i ruszyłam w kierunku zaplecza.
-Dobrze, że nie będziemy tego musieli robić. – powiedział wyraźnie zadowolony Harry.
-Co nie znaczy, że nie możemy pomóc. – mruknęłam otwierając pudełka.
-Serio Julce, chce Ci się? – zapytał marudnym tonem.
-Nie, ale korona nam z głowy nie spadnie, nie sądzisz? – westchnęłam.
-Cokolwiek powiesz, Shawty. – rzucił a ja wywróciłam oczami.
-Przydałoby się rozwinąć te światełka. – powiedziałam bardziej do siebie widząc w kartonie pęk ciasno zaplątanych światełek. Jest tego mnóstwo.
-Więc, rozplątujemy? – zapytał Harry, stawiając dwa krzesła obok mnie.
Skinęłam tylko głową i wyciągnęłam pierwszy pęk. Usiadłam wygodnie na krześle i zaczęłam szukać jednego końca wiązki lampek.
-Znajdę drugi. – mruknął Harry. Usłyszeliśmy kroki i głosy rozmowy. To pewnie Ci ludzi wynajęci do dekorowania.  Chwilę potem na zaplecze wszedł postawny mężczyzna w średnim wieku.
-Oh, dzień dobry. Państwo będą nadzorować te dekoracje? – upewnił się.
-Pomagać też  będziemy. – uśmiechnęłam się życzliwie do mężczyzny, na co ten odwzajemnił uśmiech.
-W takim razie, jaką opcję mamy najpierw? Bo światełka to dopiero po tych szczegółowych dekoracjach. Były zamawiane jakieś materiały do podwieszania u sufitu?
CO ? Serio, nawet materiały pod sufitem?
-W tamtym pudełku widziałem jakiś przeźroczysty materiał. – powiedział Harry wskazując jeden z kartonów.
-Oh, czyli jeszcze światełka będą tam kładzione. – mruknął mężczyzna.
JAKIE SWIATEŁKA, CO?
Mężczyzna widząc moją minę roześmiał się.
-Nie wie pani, jak ma wyglądać sala? – zapytał rozbawiony.
-Szczerze, nie. – mruknęłam.
-Jeden z pomocników ma chyba plan całej Sali, nie widziałem go jeszcze, ale skoro materiał jest prześwitujący, to prawdopodobnie na nim będą jeszcze lampki. Wie pani, taki jakby świecący sufit, te bajery.  – parsknął.
-Czego ten Horan nie wymyśli. – mruknął Harry kręcąc głową.
-Oh, okej. – powiedziałam nieco zaskoczona. Czyli impreza będzie konkretna.
Mężczyzna wziął trzy kartony naraz i wyniósł je z zaplecza na salę.
-Zaszaleli. – parsknął Harry gdy zostaliśmy znowu sami. Rozplątywaliśmy powoli wiązkę światełek.
-Taa… - mruknęłam.- Harry… -zaczęłam nieco niepewnie.
-Hm?
-Czego ode mnie chcesz w zamian za powiedzenie, co jest między Tobą a Dylanem?
-Julie…- moje pełne imię w jego ustach nadal brzmiało dziwnie –zrobisz, jak będziesz chciała, nie mogę Cię zmusić. Właściwie, to jest bardziej prośba niż jakieś żądanie… - zaczął nie patrząc mi w oczy. Chyba zaczynam się bać. Zrobił się poważny i niepewny. HARRY STYLES. On nie jest niepewny.Czyli to coś poważnego.
_________________________________________________
Helou Lejdis ♥
jak Wam piąteczek mija? :3
Wiem, umawiałyśmy się na soboty, ale że w soboty nie będę mogła, to prawdopodobnie zostanie piątek, chyba że coś się zmieni.

Kto jeszcze pamięta Lucy i Niall`a? :') 
Jeeeju jak sobie przypomnę to omfnausWUYFD <33
Jak widzicie, sprawa ,,związku" nierozstrzygnięta XD
Ale za to dowiecie sie niedługo co z tym naszym Dylanem XD
No i co takiego Harry potrzebuje od Julie ?^^
Nanananana see you next time  babes <3


KOMENTARZE MOTYWUJĄ, AMEN :3

Miłego weekendu <3

środa, 10 września 2014

20. You have to go, NOW!

*oczami Julie*
Obudziłam się prawie nie czując nóg. Jezus Maria, co się dzieje?
Przetarłam oczy i powoli dźwignęłam się do siadu. Ah tak.
Na moich nogach spał Tom.
Wczoraj gdy wrócił z piwem gadaliśmy praktycznie do rana. Głównie o tym co działo się u niego, no bo…
Cóż, mój brat i ojciec są przekonani, że jestem z Harry`m. Chociaż teoretycznie dawałam sygnały, że prawdopodobnie nasze rozstanie niedługo nastąpi.
Tak bardzo chciałam się poradzić Toma w sprawie Dylana.
Ale nie mogłam. Powiem mu wszystko a on co?
,,Ale jak to, jaki Dylan, przecież ty jestes z Harry`m, to czemu się całowałaś z Dylanem”
UH.
Byłoby o wiele łatwiej gdyby Harry nie zaczynał tej głupiej gry. Albo gdybym o wiele wcześniej to przerwała.
Spojrzałam z czułością na Toma. Biedactwo. Wczoraj dowiedziałam się konkretnie o co chodziło z tą Agnes.
Mój biedny zakochany brat.

*wspomnienie, poprzedni wieczór*


-Tata dał Ci piwo? – zaśmiałam się widząc Toma rozwalającego się na moim łóżku z kilkoma piwami w dłoniach.

-Z relacjami brata z siostrą nie pogadasz. – parsknął otwierając dwie butelki i podał mi jedną.  

-No dobra, to mów, co się stało z Agnes. –usiadłam wygodniej i wzięłam łyk.

Tom westchnął pociągnął dużego łyka z butelki i dopiero zaczął mówić.
-Byliśmy razem od 7 miesięcy. Właściwie rzecz biorąc pomijając okresy gdy byliśmy na siebie śmiertelnie obrażeni i nie odzywaliśmy się do siebie, to pewnie wyszłoby jakieś 5 miesięcy. Cóż, sama wiesz jaki mam charakter. Zresztą to rodzinne, ty też taka jesteś. A Agnes jest z kolei zawsze spokojna, wrażliwa, delikatna. I wszystko bierze do siebie. Do momentu aż wybuchnie i wtedy wścieka się, krzyczy, przeklina… No a biorąc pod uwagę mój charakter, nie trudno się domyślić, że bardzo często doprowadzałem do sytuacji, kiedy wybuchała. Nawet nie wiedziałem, że jakaś głupota może ją dotknąć. Nie panowałem nad tym. A kiedy już straciła cierpliwość i się kłóciliśmy, to też się nie hamowałem, znasz mnie. Jedyne co mogłem zrobić to błagać ją o wybaczenie jak już emocje opadły. Przez dłuższy czas, jeszcze jak dzwoniłaś, wszystko się układało. Naprawdę byliśmy szczęśliwi. Chciałem ją zabrać tutaj, do domu, żebyście ją poznali. Traktowałem to poważnie. – głos mu nieco zadrżał.- Byliśmy na imprezie. Nasze grono znajomych, zwykłe spotkanie.

 Poszedłem po piwo i jak wróciłem, usłyszałem jak gada z Quinnem, Paige i Noelem. Quinn wyskoczył z jakimś żartem, że tak długo się nie kłócimy, że to jakiś cud i znak, że czas na ślub. Śmiała się. Ja też od razu się uśmiechnąłem, bo sam często o tym myślałem. Nie raz oglądałem pierścionki… - w tym momencie aż pisnęłam z zachwytu, ale szybko się opanowałam widząc jego smutny uśmiech. – w końcu niedługo 30 urodziny. Myślę o rodzinie. Pragnę tego. I wtedy ona powiedziała coś w stylu, że co on w ogóle gada, jaki ślub, niech tak nawet nie żartuje, że w naszym przypadku ślub to najgorszy pomysł z możliwych. Poczułem się wtedy jakby ktoś mi przypierdolił.  Kurwa, to najgorsze uczucie w życiu, Julie, serio. – pokręcił głową i urwał.

Przysunęłam się do niego i wzięłam go za rękę.
-Co wtedy zrobiłes? –zapytałam łagodnie, powoli głaszcząc jego knykcie, chcąc dac mu wsparcie.
-Poczekałem do końca imprezy. Udawałem że nic nie słyszałem. Jak wszyscy się rozeszli i zostaliśmy sami, miałem nadzieję, że jest pijana i po prostu powiedziała to pod wpływem nie wiem, emocji? Ale  była trzeźwa. Wtedy spytała mnie chyba czy nie pojechałbym z nią do jej siostry, na chrzciny jej dziecka. Ja wypaliłem, że po co. Wściekła się, miała pretensje, że nie traktuję jej poważnie, że czym my w ogóle jesteśmy. Zadałem te same pytania i dodałem, że słyszałem co powiedziała o małżeństwie. Zatkało ją. Przestała krzyczeć. Zaczęła mówić coś, że  po prostu kłócimy się co chwila i że małżeństwo nie ma sensu dopóki się nie dotrzemy, nie poznamy na tyle, żeby żyć razem bez kłótni co chwilę. Ale wtedy to ja krzyczałem. Byłem wściekły, byłem… zraniony… - po raz kolejny głos mu zadrżał.
Westchnął głęboko.
-W każdym razie, w końcu powiedziałem, ze skoro małżeństwo nie ma sensu, to jaki sens ma nasz związek. Powiedziała, że… Że może nie ma. I to mi wystarczyło, żeby stamtąd wyjść. Nie dzwoniłem, nie przepraszałem, jak zawsze. Ona też nie. I do tej pory nie miałem z nią żadnego kontaktu.  – skończył z wyraźną ulgą.
-Jejku Tom. – jęknęłam i przytuliłam go mocno. Wtulił się we mnie z całej siły. Mój biedny braciszek. Tak bardzo było mi go szkoda. Nadal mu na niej zależy, to pewne. Ale …
-Nie ma szans, żebyście się spotkali, pogadali na spokojnie?- zapytałam ostrożnie.
-Nie wiem, Julce. Nie wiem. – mruknął.
-Kochasz ją. – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Odpowiedziała mi wymowna cisza.
-Jeszcze się ułoży Tommy. – mówiłam cicho głaszcząc go po plecach.
-Błagam Julce, tylko nie Tommy. – jęknął, ale zaśmiał się lekko więc chyba udało mi się trochę go odciążyć.
-Okej, wybacz.- zachichotałam.
-A ty i ten Harry? – zapytał odsuwając się trochę.
-Co? – zapytałam nie wiedząc o co chodzi.
-No o co poszło konkretnie?
O cholera. Zupełnie zapomniałam.
-Nie bardzo mam ochotę o tym gadać. – wycedziłam, nie wiedząc co wymyślić.
-No dalej Julce,mów co się dzieje.- trącił mnie łokciem.
-Po prostu… To bardzo podobnie jak z Tobą i Agnes. Nasze charaktery… Wszystko… Po prostu… Tak myślę, ze… Um, że to.. koniec. – wydusiłam z siebie.
-Ale jak to? – drążył, najwyraźniej zaskoczony tym co powiedziałam.
-Ja… My po prostu do siebie nie pasujemy. Nie sądzę, żebyśmy mogli być razem. – powiedziałam w końcu coś konkretnego.
-Nie zależy Ci na nim?
-Zależy! – zaprotestowałam od razu. Zaraz, co?
-To czemu nie dasz wam szansy?
-Czemu ty nie dasz szansy sobie i Agnes? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie powiedziałem, ze nie dałbym nam szansy.
Kurwa, ja też nie.
-A ja tak. – powiedziałam. – Nie gadajmy o tym, okej? Niektóre rzeczy muszą się skończyć i umrzeć śmiercią naturalną. Jestem z tym pogodzona. – ucięłam ku jego zaskoczeniu.
-Hm, okej. To twoje życie.
Skinęłam głową. Jezus Maria, jakim cudem to zaszło tak daleko…
-Opowiadaj lepiej jak z pracą, w ogóle, jak u Ciebie poza ta sprawą z Agnes. – zmieniłam od razu temat. 
Udało się. Do rana gadaliśmy o tym jak nam się układa, co u naszych wspólnych znajomych i innych pierdołach. 
Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem albo się przepychaliśmy.
Jakby czas wcale nie mijał. Jakbyśmy nie byli dorosłymi ludźmi.
*koniec wspomnienia*

Niesamowicie gryzło mnie sumienie. Naprawdę.

Tom tak bardzo przeżywał rozstanie z Agnes, a ja wciskam mu taki kit i udaję zranioną, a potem niezależną, gotową ruszyć dalej bez chłopaka. JEZU.
 - Julie, zaniesiesz sztućce? Ja przypilnuję sosu. – zawołał tata wchodząc do kuchni.
-Pewnie. –uśmiechnęłam się i oddałam mu łyżkę, a sama wzięłam sztućce i zaczęłam rozkładać w jadalni.
Dzwonek do drzwi. Kogo tam niesie w takim momencie?
-Otworzysz Julcy? – zawołał tato.
-Okej! –odkrzyknęłam i ruszyłam do drzwi. Myślałam, ze ten obiad ma być w naszym rodzinnym gronie. Może zaprosił ciocię Lydię? Albo… może tata ma kobietę?
Zaintrygowana przejrzałam się tylko w lustrze i otworzyłam pośpiesznie drzwi.
Zatkało mnie.
-Witaj, Julie. – przede mną stał Harry.
Harry Styles w swojej własnej pieprzonej, kurwa, osobie.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. 
Zamrugałam dla pewności. Harry. Zamknęłam oczy. Otworzyłam. Harry.
TO JEST HARRY W ELEGANCKIEJ KOSZULI, MARYNARCE, SPODNIACH I KWIATAMI I WINEM W DŁONI.
-Co ty tu do cholery robisz? – mój głos mnie zawiódł i wyszło na to, że wypiszczałam to co miałam zamiar powiedzieć ze złością.
-Rodzinny obiad, kochanie. Twój tata mnie zaprosił, a ja się zgodziłem. Swoją drogą, nieładnie tak za moimi plecami odrzucać w moim imieniu zaproszenie. – mrugnął do mnie i wszedł bezceremonialnie do środka.
-Nie, nie, nie, NIE. Musisz stąd wyjść. TERAZ, Harry, ja nie żartuję. – powiedziałam tym razem normalnie. Przecież to niemożliwe. O mój Boze, przecież my mieliśmy zerwać!
To znaczy… My w ogóle nie.. 
-HARRY! – syknęłam zatrzymując go siłą w pół kroku. – Nie rozumiesz? Nie możesz tu być, MUSISZ wyjść, błagam Harry, naprawdę, chociaż raz mnie posłuchaj, PROSZĘ. – panikowałam coraz bardziej.
-Skarbie, spokojnie. – zachichotał i wręczył mi bukiet pięknych róż. Przy okazji objął mnie luźno i pocałował w policzek. – Mnie tez jest miło Cię widzieć, kochanie. – szepnął mi do ucha, niby przypadkiem muskając jego płatek. JAKIE TO TYPOWE.
-Ty nic nie rozumiesz Harry, nie możesz zostać, powiedziałam im, że się pokłóciliśmy, zerwiemy, rozumiesz Harry?! - mój głos stał się przeraźliwie cienki.
-Czyli jednak się w to bawisz. – stwierdził z zadowoleniem.
-Kurwa, Harry! – syknęłam jak najciszej umiałam. – Nie dociera?! MY ZRYWAMY, rozstajemy się, break kurwa up, koniec, kumasz? A przynajmniej dla mojej rodziny, której wmówiłeś, że jesteśmy razem!
-Nie protestowałaś, skarbie.
-HARRY. –jęknęłam z bezradności.
-Tak kochanie, idealnie. Tylko poczekaj z tymi jękami do wieczora, jak zabiorę Cię do domu.  Wtedy będziesz mogła jęczeć moje imię ile tylko będziesz chciała. – szepnął uśmiechając się jak idiota.
NO NIE WIERZĘ.
-I przy okazji, nie poinformowałaś mnie, ze masz zamiar ze mną zerwać. Ale jakbyś nie zauważyła też mam coś w tej sprawie do powiedzenia, cóż, będę walczył, kochanie. – mrugnął, wziął mnie za rękę i pociągnął w głąb domu. Wyrwałam się od razu.
-Przestań, to nie jest śmieszne! To się musi skończyć, wyjdź, błagam Cię Harry, teraz!
-Harry! – usłyszałam nagle głos mojego taty wchodzącego do pokoju. Cholera jasna, no!
-Panie Blackburn. – Harry z uśmiechem uścisnął dłoń mojego ojca.
Tom patrzył na mnie i uśmiechał się porozumiewawczo. JAKIM CUDEM, PRZEPRASZAM BARDZO, NIE DZIWI ICH, ZE HARRY TU JEST?
-Jestem Tom. – wyciągnął dłoń w kierunku Harry`ego, którą ten uścisnął.
-Harry. – odpowiedział i objął mnie w pasie. ZABIERZ TE ŁAPY STYLES, BO CI JE POURYWAM.
Ostentacyjnie się odsunęłam i bez słowa ruszyłam po wazon, wychodząc z pokoju. Nie obchodziło mnie, jak bardzo niezręczną sytuację stworzyłam zostawiając ich tam po moim wymownym geście.
Co ja mam teraz robić, Boże. 
Usiadłam na krześle, na którym zaczęłam się monotonnie obracać wznosząc oczy w górę. Błagam, niech ktoś mnie zabije.
Próbowałam skupić jakoś myśli, cokolwiek.
Ale kręcenie się w kółko nie pomagało. A czas mijał.


*oczami Toma*

Dzwonek do drzwi. Oho. Romeo naszej Julie w czarnym BMW przybył.
Zszedłem pośpiesznie na dół do kuchni posyłając w stronę taty porozumiewawcze spojrzenie.
-Dajmy im może chwilę na rozmowę. – szepnął tata. Kiwnąłem tylko głową i staliśmy jak idioci w kuchni czekając na ewentualne krzyki, trzaski, brzęk tłuczonego szkła, albo coś w stylu:
-Oh, Julie, kocham Cię!
-Oh, Harry, ja Ciebie też !
I mlaskanie oznaczające wymienianie śliny. Ale nic nie nastąpiło. Tylko niewyraźne głosy rozmowy. Miałem szczerą nadzieję, że się pogodzą. Jeśli Julie czuła się tak jak ja po kłótniach z Agnes, to trzeba wykorzystać każdą, nawet najmniejszą szansę na ich pogodzenie.
Zbliżyłem się po cichu do korytarza, ciągnąc za sobą ojca.
-…cóż, będę walczył, kochanie. – usłyszałem głęboki głos.
-Przestań, to nie jest śmieszne! To się musi skończyć, wyjdź, błagam Cię Harry, teraz! – rozhisteryzowany ton Julce zaważył.
-Wchodzimy, tato. – rzuciłem tylko i wparowaliśmy do pokoju.
Julie najwyraźniej była przerażona. Pewnie po naszej rozmowie, fakt, że ten cały Harry tu jest narobił jej bałaganu w głowie.
Chłopak witał się z moim ojcem. Ja posłałem tylko Julie uspokajające spojrzenie i za chwilę sam witałem się z gościem.
Spojrzałem na niego wymownie. Wymownie, czytaj: jestem starszym bratem twojej kobiety, skrzywdź ją, a urwę Ci jaja.
Zrozumiał moje intencje bo tylko skinął mi porozumiewawczo. No i bardzo dobrze, że się rozumiemy.
Brunet od razu objął Julie w pasie. Po jej minie widać było, że jest wściekła. Stanowczo się odsunęła i wyszła bez słowa z kwiatami w ręku. Cóż, zrobiło się niezręcznie. Ten Harry też chyba był zbity z tropu.
-Cóż, chodźmy może do jadalni. – tata uratował sytuację. Harry uśmiechnął się z wdzięcznością i podążył za nami. W końcu dołączyła do nas Julie z grymasem niezadowolenia na twarzy.
Bez słowa usiadła na swoim miejscu obok Harry`ego.
Zaczęliśmy jeść. 
-Więc, czym się zajmujesz Harry? – zapytałem nie chcąc niezręcznej ciszy.
-Zajmuję się współpracą w firmie. Mam na myśli dbanie o umowy, przetargi, negocjacje, wszelkiego rodzaju interakcje między korporacjami.
-Fajna sprawa. – stwierdziłem.
-Nie narzekam. – uśmiechnął się.
-Hm, a… jak się poznaliście? – pytałem dalej, mając nadzieję na wciągnięcie Julie do rozmowy. 
Ta jednak tylko spiorunowała mnie wzrokiem i dalej milczała.
Ale Harry nie miał nic przeciwko mówieniu, był spokojny i opanowany.
- W kancelarii, gdzie pracowała Julce. Miałem sprawę do jej szefa, przyszedłem tak, spotkałem ją no i tak się w sumie poznaliśmy. – uśmiechnął się pod nosem.

*oczami Harry`ego*

-Hm, a… jak się poznaliście? – zapytał jej brat, wyraźnie próbując zwrócić uwagę uparcie milczącej Shawty, siedzącej obok mnie.
Pomijając fakt, ze byłem zaniepokojony tym, że jest na mnie obrażona, to dobrze się bawiłem. Mimo nietypowej sytuacji, miałem wrażenie, że zyskałem sympatię jej ojca i brata.
Co do pytania postanowiłem pominąć nasz spotkanie w klubie.
- W kancelarii, gdzie pracowała Julce. Miałem sprawę do jej szefa, przyszedłem tak, spotkałem ją no i tak się w sumie poznaliśmy. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
Wczuwałem się w swoją rolę. Nie powiem, gdybym rzeczywiście był z Julie, to rodzinne spotkania nie stanowiłyby najmniejszego problemu.
Po chwili już przestałem grać. Wciągnąłem się w rozmowę z jej bratem i ojcem o samochodach, polityce, firmach. Czułem się jakbym rzeczywiście był na obiedze u rodziny mojej dziewczyny. Jak dla mnie, tak może być zawsze. 

Starałem się w naszej rozmowie dawać okazje Julie do dołączenia do konwersacji, ale ta uparcie milczała. Postanowiłem działać inaczej. Podczas gdy Tom mówił o tym jak bardzo niesprawiedliwy był sędzia na meczu jego ulubionej drużyny (swoją drogą mamy podobny gust jeśli o to chodzi), ja nie postrzeżenie wsunąłem dłoń pod stół, tak, że zakrywał mnie obrus. Odnalazłem dłonią gładką skórę kolana Julie.

Gdy dziewczyna poczuła mój dotyk wzdrygnęła się. Oczy jej ojca i brata od razu zwróciły się na nią. Próba. Jeśli chce mnie ostatecznie udupić i to skończyć, ma okazję. Ale ona tylko poprawiła się jak gdyby nigdy nic na krześle i wzięła kieliszek do ręki.
Uśmiechnąłem się tylko do siebie w duchu. Czyli nie jest na mnie aż tak zła. Cóż, mam zamiar ją dzisiaj trochę odstresować. Ponownie odszukałem jej kolano i ułożyłem delikatnie na nim dłoń. Wyczułem, że przeszły ją dreszcze, co mnie usatysfakcjonowało.
Udawałem że słucham z przejęciem jej brata, skupiając się na tyle, żeby wiedzieć o czym mówi, a opuszkami palców powoli zacząłem kreślić małe wzorki na jej nagiej skórze. Siedziała spokojnie, o dziwo, co jakiś czas wtrącając słowo do dyskusji.
Udało się.
Teraz jej tata mówił o współpracy naszej firmy opowiadając anegdoty, a ja lekko przesunąłem dłoń wyżej, do jej uda. Spięła się nieco. Nie odtrącała mnie, ale już nie była zrelaksowana.
Powtórzyłem czynność, tym razem na jej udzie. Powoli masowałem jej skórę, aż znowu poczułem, że się odpręża i udziela w rozmowie.
Tym razem małe kroczki. Nie przestawałem, ale przesuwałem powoli dłoń wyżej. Milimetr po milimetrze. Poczułem na dłoni materiał jej sukienki. Gładziłem jej udo, zahaczając o wewnętrzną stronę uda. 

Kurwa coś zaczyna się dziać w moich bokserkach. Jak na razie Julie mnie nie odtrącała. Pozwoliłaby mi, gdybym zaczął dotykać ją jeszcze wyżej? …O mój Boże, Styles ogarnij się.

Jak tak dalej pójdzie to dojdę podczas obiadu z jej ojcem i bratem.
Odrzuciłem wszystkie mało odpowiednie myśli i dalej masowałem jej udo. W pewnym momencie gdy to ja mówiłem, nie skupiłem się i musnąłem ręką materiał jej bielizny na jej biodrze. Poczułem jak robi mi się gorąco, gdy dotarło do mnie co zrobiłem. Julie też natychmiast zareagowała. Poczułem jej dłoń na swojej, zsunęła moją rękę w dół nogi, przed kolano. Ale nie strąciła jej.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Coraz lepiej.
Kontynuowałem muskanie jej delikatnej skóry aż w końcu poczułem, że wstaje. Zabrałem rękę jak gdyby nigdy nic.

*oczami Julie*

Obiad zjedliśmy już dawno, od ponad godziny toczyła się zagorzała rozmowa.Na początku denerwowało mnie to, że Harry tak szybko zyskał sympatię taty i Toma i uparcie nie odzywałam się przez cały czas. Ale z czasem mi przeszło. To było nawet miłe. A byłoby świetne, gdybyśmy faktycznie byli razem…
W końcu się zrelaksowałam i zaczęłam się udzielać w rozmowie.
I TO WCALE NIE DLATEGO, ŻE HARRY TRZYMA RĘKĘ NA MOIM KOLANIE.
W pierwszym momencie musiałam powstrzymać pisk przerażenia gdy poczułam jego dotyk. Ale od razu się zreflektowałam i udałam, ze tylko siadam wygodniej. 
Mój mózg i cało wysyłało mi mnóstwo sprzecznych sygnałów.
Ale poddałam się i przestałam myśleć. Siedziałam spokojnie i rozluźniałam się stopniowo pod wpływem jego dotyku.
Było w cholerę przyjemnie. Zapomniałam, ze mam się na niego gniewać.
Ale kiedy jego dłoń zaczęła wędrować wyżej, spięłam się momentalnie. Przerażenie mnie ogarnęło. CO ON ZAMIERZA.
Ale trzymałam dłonie na stole. Zacisnęłam zęby i czekałam na rozwój wydarzeń. Pominę fakt, ze nie miałam pojecia o czym wszyscy rozmawiają, bo nie mogłam skupić się na niczym więcej niż przyjemność jaką daje mi dotyk Harry`ego.
Kolejny moment mrożący krew w moich żyłach nastąpił niedługo potem.
Dłoń Harry`ego wylądowała ZBYT wysoko, zahaczył palcami o moją bieliznę na biodrze. Wtedy ledwo powstrzymałam się przed jęknięciem.
Zamiast tego pierwszym odruchem było zabranie dłoni Styles`a z niebezpiecznego obszaru. Ale nie strąciłam jego ręki, tylko zsunęłam ją niżej. Dlaczego?
Sama nie wiem. Chyba za bardzo mi się to spodobało. Najgorsze jest to, że nie przewidziałam co powiem Stylesowi po obiedzie. Na bank zapyta o to, czemu go nie odpchnęłam, nie uderzyłam, nie wyzwałam, nie wywaliłam z domu.
Nie mogę powiedzieć mu, ze tak po prostu mi się podobało, bo nie da mi spokoju. To w końcu on.
O matko.
Dobra, myślę, że Harry, Tom i mój tata zaprzyjaźnili się wystarczająco.
Wstałam chcąc zebrać naczynia ze stołu.  Ku mojemu niezadowoleniu poczułam jak ciepło dłoni chłopaka znika z mojego ciała.
-Pomogę Ci. – Harry poderwał się z miejsca i wziął resztę talerzy.
-Nie potrzebuję pomocy. – powiedziałam. Nie byłam wredna, najzwyczajniej mu odmówiłam. Brunet spojrzał na mnie uważnie, tak samo jak mój ojciec i brat. Cholera, zapomniałam, że oni myślą, że się pokłóciliśmy. Cóż, trzeba to w takim razie doprowadzić do końca i tyle.
-Daj spokój, Julce. – rzucił Harry.
-Nie potrzebuję TWOJEJ pomocy. – powiedziałam sucho. Skoro mamy się ,,rozstawać” to się ,,rozstajemy” i już.  
Wzięłam naczynia i bez słowa poszłam do kuchni.
Odetchnęłam. Niech ten dzień się już skończy.
Usłyszałam za sobą kroki. Jak to Harry, to nie będę się bawić tylko go wywalę i powiem wszystkim prawdę, niezależnie od tego co mogą sobie pomyśleć.
Odwróciłam się. Tom. Oczywiście.


_________________________________________

Hej Lejdis ♥
HERI SIĘ POJAWIŁ XD
TeamHarry może się jarać sytuacją pod stołem xd
Hahahah w ogóle nie wierzę, że ciągnę tą sytuację dalej, serio :D

ALE YOLO
jeśli się Wam podoba, to mi wystarczy :P

Jak myślicie, co będzie dalej? Jak skończy się ten obiad? Julie pęknie i wszystko wyjaśni? 
,,Zerwie"? Czy może wręcz przeciwnie? 



Pasowałoby Wam jakby sinister był dodawany w soboty a YTR w środy? 

>> KLIKAMYY << 

Wcześniej 11 komentarzy pojawiało się już po kilku godzinach.
Teraz 8 pojawia się po tygodniu :c
Why?
Coś jest nie tak?
Naprawdę zależy mi na tym, żebyście pokazywały mi swoją obecność.
Nie mówię tu o niewiadomo jakich koemntarzach, kropka, przecinek WYSTARCZY.


cóż, miłego dnia kochane <3
@awhniallable