Wait on me
I know how to love you
And I wanna love you so more
Wait on me
Come a little closer
Want to be the one to explore
A little trouble never hurt nobody
Ooh I wanna feel your body
Wait on me
I know how to love you
And I wanna love you so more
*oczami Julie*
-Mów. – zachęciłam go łagodnie. Harry nadal uparcie skupiał wzrok na światełkach, które rozplątywał.
-Mówiłem Ci już kiedyś, że nie mam z rodziną jako takiego kontaktu. Nie chcą mnie znać. Ale wiesz, nie wszyscy mnie nienawidzą. Są osoby, które mimo plotek nie unikają mnie za wszelką cenę. Niedawno, przyjechali do mnie… Moi dziadkowie. Oni nigdy nie wyrzekli się mnie wprost, pamiętam, że kłócili się z moimi rodzicami o to, jak mnie potraktowali. Zbliża się ich pięćdziesiąta rocznica ślubu. I robią przyjęcie i odnowienie przysięgi. Zaprosili mnie. Już widzę miny mojej rodziny jeśli mnie tam zobaczą- uśmiechnął się krzywo.- W każdym razie, mimo wszystko chciałbym tam być. Ale… - zawiesił się zaciskając palce na kabelkach łączących lampki. – kurwa, nie dam rady stanąć przed nimi wszystkimi sam. – warknął wyraźnie zły, puszczając te pieprzone lampki.
Zapadła cisza. Byłam w szoku. Harry Styles przyznał się przede mną, Julie Blackburn, że nie da rady, Nie da rady stanąc przed własną rodziną. To musiało go dużo kosztować. Targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony zapragnęłam przemówić do rozsądku jego rodzinie, przytulić go i wręcz na siłę z nim tam pójść, a z drugiej strony bałam się ruszyć gdy jest w takim stanie, a co dopiero znieść taką presję będąc z nim tam. Te spojrzenia jego rodziny co ja tu robię, kim jestem…
Moje rozmyślania przerwał jego cichy głos.
-Dlatego chciałem Cię prosić, żebyś pojechała tam ze mną. Nie będziemy tam długo, właściwie myślałem tylko o obecności podczas odnawiania przysięgi, życzeniach i zmyciu się, bo podejrzewam, ze szybko ktoś by mnie stamtąd wygonił. – znowu uśmiechnął się kpiąco sam do siebie. – Ale chciałbym tam być, z dziadkami. Czuję się im to winny, oni we mnie nie zwątpili, wspierali mnie. Chociaż tak mógłbym im okazać swoją wdzięczność. Nie wspominając, że babcia zwariowałaby ze szczęścia, że przyjechałem z dziewczyną. – tym razem uśmiechnął się szczerze. Widać, że łączyła go z dziadkami wyjątkowa więź. – Ale wiem, że nie dam rady stać tam i cały czas udawać, że nie rusza mnie nienawiść własnej rodziny. Wiem, że Cię wkurwiam, ale po prostu Cię o to proszę. Gdyby nie to zamieszanie ze ślubem to poprosiłbym Lucy, Niall zna sytuację i może by się nie wkurzył. Ale sama wiesz, jak jest. –w końcu podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
A mi zrobiło się gorąco, ciężko powiedzieć z jakiego powodu.
-Pojadę z Tobą, Harry. – powiedziałam patrząc mi w oczy.
Harry popatrzył na mnie zaskoczony.
-Naprawdę?- zapytał.
-Tak.
-Szczerze spodziewałem się wszystkiego, ale nie, że tak po prostu się zgodzisz. Nawet nastawiałem się na błaganie na kolanach. – był wyraźnie zaskoczony.
-Poczekaj, to jednak się zastanowię, klękaj, - powiedziałam starając się wywołać jego uśmiech. Ulżyło mi, gdy naprawdę się uśmiechnął. O Harry`m mogę powiedzieć wszystko, jest strasznie irytujący, denerwuje mnie do granic możliwości, ale na pewno nie zasługuje na takie traktowanie ze strony rodziny. Nadal byłam w lekkim szoku, że, cóż, tak jakby, otworzył się przede mną?
To aż dziwne że Harry nie zawsze jest arogancki, wkurzający, silny, pewny siebie i nie do pokonania. Cóż, nie mogę udawać, że to nie zrobiło na mnie wrażenia.
-Dziękuję, Julie. Naprawdę. – uśmiechnał się do mnie. O MAMO, co się dzieje?
Obdarzył mnie szczerym uśmiechem, nie typowym dla niego, kpiącym, czy łobuzerskim, albo po prostu wesołym. Szczerym. OUH.
-Nie potrzebowałeś przysługi, żebym z Tobą pojechała. Wystarczyło powiedzieć. – powiedziałam cicho.
-Lubisz mnie. – wypalił nagle dalej uśmiechając się w ten zaskakująco miły i szczery sposób.
-Co? – mruknęłam zaskoczona.
-Lubisz mnie. – powiedział. – Gdybyś mnie nienawidziła czy coś, to choćby nie wiem jak byłoby Ci mnie żal, wykręciłabyś się. Ale się zgodziłaś bez problemu, czyli jednak lubisz mnie. Ale to dobrze, Shawty, bo ja Ciebie też. – puścił mi oczko. Oho, stary Harry wraca.
-Czyli ten piękny moment, gdy byłes do zniesienia minął? – zapytałam krzywiąc się.
Roześmiał się.
-Oj nie wypieraj się Julce. Ty mnie po prostu lubisz.
Wywróciłam oczami. Ale przynajmniej zostawił szczery uśmiech, zawsze coś.
Zapadła cisza. Ale Harry dalej był uśmiechnięty w ten fajny sposób. Aż miło było popatrzeć.
To znaczy, nie to, ze się na niego patrzę, nie.
Może trochę zerkam. Czasem. Kątem oka. Tak.
-Więc Julce, chyba czas najwyższy, żebym wyjaśnił Ci tą sprawę z Dylanem. – powiedział nagle a ja mało nie spadłam z krzesła.
Cholera, fakt. Zapomniałam z tego wszystkiego. Odłożyłam te pieprzone światełka na bok bo czułam, że to co usłyszę, może mi się niekoniecznie spodobać.
-Mów. – westchnęłam.
-Cóż, mówiąc szczerze, nienawidzę tego fiuta. – mruknął, na co się skrzywiłam. – Ale do rzeczy, znamy się od dobrych kilku lat, właściwie to od gimnazjum, tak myślę. Wtedy się nawet kumplowaliśmy, imprezy i tak dalej. Potem wiadomo, każdy układa sobie życie. Jak miałem 19 lat, sprawy z rozprowadzaniem towaru, bójkami, szantażami i wojną z Mike`iem Levinem zaczęły się rozwijać. Nie miałem na to wpływu, właściwie wpadłem w to żeby chronić moją siostrę, Gemmę, ale to inna historia. No więc się pewnie domyślasz, że nie było kolorowo skoro Cole był po stronie Mike`a, nie naszej i…
-Zaraz. –przerwałam mu. – Jak Dylan mógł być po stronie Mike`a? –zmarszczyłam brwi.
-No normalnie, przecież był jednym z jego ludzi. – wzruszył ramionami.
-CO? – pisnęłam zszokowana.
Harry patrzył na mnie przez chwilę.
-Jak długo znasz tego sukinsyna?
-Jeśli mówisz o Dylanie, to od dziecka. – zacisnęłam zęby.
-Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas nie wiedziałaś nic, skąd ma kasę, że w ogóle zadaje się z Levinem? Sorry, Julie, ale czy ty jesteś ślepa? – zmarszczył brwi.
-Nie. Nie wierzę. Nie ma takiej opcji.- powiedziałam twardo. – Nie Dylan, coś Ci się pomyliło.
-Jak mogło mi się pomylić, chyba kurwa go znam.
-Może zbieżność nazwisk, nie wiem! Ale Dylan w życiu nie zrobiłby takiej głupoty! O czym ty w ogóle gadasz! A poza tym, Levine cały czas był w Northland, a jakbyś nie zauważył Dylan w Brown Hill! – aż wstałam.
-A w Brown Hill nikt nie słyszał o Mike`u? O pobiciach? Porwaniach? Szantażach?
-Każdy znał Mike`a! Ale Dylan nie mógł go nawet znać, to niemożliwe! – pokręciłam głową. Nie słyszałam większej głupoty. Przyjaźniliśmy się od zawsze, chyba bym coś zauważyła!
-Julie, wydzieranie się na mnie nic nie zmieni. – westchnął.- Nie chcesz to nie wierz. Nie tylko się znali, on był jednym z jego ludzi w Brown Hill. Co prawda nie robił tego co my, z tego co wiem, to on raczej zbierał informacje, czy coś tam. Ale nie tylko przez to się nienawidziliśmy. Kiedyś już zadarłem z Mike`iem. Jeszcze jak byłem szczeniakiem. Więc Mike szukał okazji, żeby mi zaszkodzić. I posłużył się Cole`em. Ten sukinsyn zarywał do Gemmy. Pamiętam jaka była szczęśliwa, że się nią zainteresował. Nie byli ze sobą jakoś specjalnie, raczej on się, starał…? Czy inne gówno. Nie wtrącałem się w to, chociaż wiadomo, brat Styles, chłopak od Levine`a… Ale moja rodzina jeszcze nic wiedziała, więc nic z tym nie robiłem. Kiedyś byłem z chłopakami na imprezie w Brown Hill.
Spotkaliśmy tam Cole`a z kumplami. Wszystko było okej do momentu gdy nie usłyszałem jak gadają o Gemmie. Dylan wprost powiedział, że ma swój interes w byciu z Gemmą. Zorientowałem się, że chciał zbliżyć się do mojej siostry tylko po to, żeby dotrzeć do mnie. Mało tego, ci kolesie zaczęli o niej mówić w taki sposób… -zacisnął pięść. – Wkurwiłem się momentalnie i… no zrobiłem rozróbę. Wpierdoliłem im z chłopakami. Niestety Dylan dostał najmniej bo szybko uciekł. W każdym razie, nie wiedziałem co mam powiedzieć Gemmie. Jak mam jej wyjaśnić, udowodnić, że chłopak, którego lubi ją wykorzystuje, żeby mi zaszkodzić? Złamałbym jej serce. Ale nawet nie zdążyłem tego zrobić. – urwał. Chyba zaczynał wkraczać w te tereny swojej przyszłości, które go bolały, hm.
CO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE TO ABSURD.
-Czekała mnie niespodzianka, gdy wróciłem do domu. Gemma już mnie nienawidziła, bo rzekomo Dylan ją zostawił przeze mnie bo go pobiłem, a rodzice byli wściekli bo dowiedzieli się od niego co robię. Że to, że dostał ode mnie to nie wszystko, co robię. Wtedy się ode mnie odwrócili. Zabawne, uwierzyli obcemu kolesiowi, a nie własnemu synowi. – zaśmiał się gorzko. – W każdym razie, dlatego się nienawidzimy. Zranił moją siostrę i sprawił, że moja rodzina się ode mnie odsunęła. – wzruszył ramionami jakby go to nie ruszało.
-To jest niemożliwe. – pokręciłam głową.
-Nie chcesz, nie wierz. Możesz zapytać Niall`a, Liama, kogokolwiek. Znają tą historię. – mruknął najwyraźniej znudzony moim oporem.
-Nie wierzę. – jęknęłam. Ukrywał to cały czas? Fakt, miał swoje życie, nie kontrolowałyśmy go przecież z Vic, co robi kiedy się nie widzimy.
Też faktem jest to, że rzeczywiście kiedyś przyszedł z rozwalonym nosem, ale mówił że miał wypadek na desce jak jeździł z chłopakami.
To jest niemożliwe.
Cholera, niemożliwe. Okłamywał mnie przez ten cały czas?!
Nie tylko mnie.
Muszę z nim porozmawiać. Na pewno może to jakoś wyjaśnić, to głupi zbieg okoliczności. Na pewno.
Złapałam telefon.
-Co robisz? – zapytał Harry.
-Dzwonię do niego. – odparłam.
-Serio chcesz się z nim teraz kłócić? Świetny pomysł, Blackburn. – mruknął i rozparł się na krześle.
-Zamknij się. – syknęłam. Prychnął tylko.
Wybrałam numer.
Odbierz Cole.
Nie żartuję.
ODBIERZ.
-Cześć, tu Dylan, nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość, oddzwonię. – CHOLERA NO.
Zła schowałam telefon i usiadłam na moim miejscu i uparcie szarpałam te pieprzone światełka.
-Ej, Ej Blackburn, bo zaraz wszystkie popsujesz! – Harry zabrał mi je z rąk.
Westchnęłam sfrustrowana, ale zostawiłam to w spokoju.
-Ej, Shawty, nie denerwuj się tak. Jeszcze nie zauważyłaś, że często ukrywamy takie fakty przed osobami… - zawahał się chwilę. – na których… no, nam zależy. – wykrztusił.
-Tak bardzo zależy, że przy okazji okłamuje się ich? Świetnie. – mruknęłam. Już nie byłam zła, ale rozczarowana, bo to by wiele wyjaśniało. Nawet nigdy nie doszukiwałam się głębszego sensu w niektórych sprawach jeśli chodzi o Dylana. A teraz? Układało się to w logiczną całość.
-Chcemy ochronić bliskich i oszczędzić im tego. Nie zastanawiamy się nad konsekwencjami, nad tym co będzie jak wszystko się wyda. – mówił Harry. – Wiem z własnego doświadczenia.
Własnego doświadczenia? Pozwolę to sobie przemilczeć…
-Po prostu jest mi przykro i tyle… - mruknęłam unikając jego wzroku.
-Sam nie wierzę, ze to mówię, bo naprawdę nienawidzę sukinsyna, więc lepiej się zastanów nad moimi słowami, bo wcale nie jest mi łatwo to mówić.- skrzywił się. – Może najpierw pogadaj z nim, ale szczerze i na spokojnie bez krzyków, sarkazmu i wkurwów typowych dla Ciebie –tu przewrócił oczami- i dowiesz się czemu Ci nic nie powiedział. Daj szansę.
Chyba otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Harry Styles mówi o wybaczeniu, zrozumieniu… O UCZUCIACH? O mój…
-WYSTARCZY. – przerwał moją uwagę z poważnym wyrazem twarzy. – Nie przyzwyczajaj się.
-Oczywiście, Harry. – mruknęłam z ironią, na co skarcił mnie spojrzeniem.
-Po prostu nie rób mu tego, co moja rodzina zrobiła mnie, bo mimo, że nienawidze gościa, to nikomu czegoś takiego nie życzę. – powiedział patrząc mi o dziwo w oczy.
-Boże, nie mogę w to uwierzyć. Jak to się w ogóle stało… - jęknęłam i podciągnęłam kolana pod brodę.
Styles był ostatnią osobą, której chciałabym się zwierzać ale beznadziejnie się czułam z myślą, jak długo Dylan mnie okłamywał. Kim był. Czy udawał tego Dylana, którego znam?
Co do cholery było prawdziwe? W jak wielu sprawach mnie jeszcze okłamał?
Jeszcze pół godziny temu, jeśli mogłam być pewna czegokolwiek, to tego, że Dylan zawsze był, jest i będzie ze mną szczery. A teraz?
Ktoś lubi pieprzyć się z moimi uczuciami.
-Julce, tak bywa. Zrobisz jak zechcesz, ale weź pod uwagę, ze mnie też ktoś odrzucił bez szansy na wyjaśnienia. – mruknął patrząc mi w oczy.
-Może dlatego trzeba było być szczerym od początku? – zasugerowałam.
-Tak masz rację. ,,Hej mamo, hej tato, jestem w czymś w rodzaju gangu, wszczynam bójki, handluje narkotykami, zdarza mi się komuś wpierdolić do nieprzytomności, to ze mną i moimi przyjaciółmi nawet policja boi się zadzierać, więc udają, ze nie wiedzą co się dzieje. Co na obiad?” – powiedział z ironią.
Wywróciłam oczami.
-Teraz jest Ci lepiej gdy Cię odrzucili? Wolisz żyć tak, niż być szczerym od początku mimo, że nie byliby zadowoleni?
-Kurwa, Julie! – warknął, a ja się wzdrygnęłam. – Na jakim ty świecie żyjesz? – jego ton nieco złagodniał widząc moją reakcję na jego pierwsze słowa.
-Na takim, na którym cały czas ktoś mnie okłamuje! – zawołałam.
-Tak już jest, Julie. Nie zmienisz tego, tacy są ludzie. Ale jest różnica pomiędzy kłamaniem, żeby kogoś chronić, a oszukiwaniem celowo i perfidnie. Zapamiętaj to.
Westchnęłam. Miałam mu jeszcze kilka słów do powiedzenia, ale nie chce mi się już z nim kłócić. Podejrzewam, że jeszcze zdążymy się jeszcze posprzeczać i to nie raz.
-To jest po prostu przykre, wiesz? – mruknęłam.
-Domyślam się, Shawty. – spojrzał na mnie.
-Myślisz, że dogadasz się z rodziną? – wypaliłam śledząc jego reakcję.
Zawahał się chwilę z odpowiedzią.
-Nie wiem… Ale chciałbym. Brakuje mi ich. – powiedział cicho.- Nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie kochającą się rodzinką, ale jednak…. Poza tym, bardzo brakuje mi więzi z Gemmą.
Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem.
Zapadła między nami cisza. Nie krępująca, ale mało wygodna. Smutna, wypełniona ciężkimi myślami i moimi i Harry`ego.
Nie.
-Chodźmy pozawieszać te pieprzone światełka. – rzuciłam krzywiąc się i wstałam energicznie.
Przez twarz Harry`ego przebiegł słaby uśmiech.
Wstał i wziął w dłonie te wiązki lampek.
-Do dzieła, Shawty, chcę Cię zobaczyć na drabinie. – puścił mi oczko i wyszedł na salę. Wywróciłam oczami. Ale tym razem towarzyszył mi uśmiech na mojej twarzy.
Chyba miał rację i nawet nie zauważyłam kiedy go polubiłam.
Ruszyłam za nim.
Jak się okazało ta ekipa już wzięła się do pracy. Na parkiecie leżał rozłożony przeźroczysty materiał, stoły były poustawianie już w rządkach, krzesła pozdejmowane, a serduszka z obrączkami były porozwieszane na ścianach.
-Dobrze, że państwo przynieśli te światełka, te pęki będą na ścianach i na scenie, a te na siatce trzeba będzie położyć na tym materiale i dopiero podpinać pod sufit. – mężczyzna, którego spotkaliśmy już wcześniej podszedł do nas. – I jeśli pani chce, mam ten plan Sali. – uśmiechnął się do mnie.
-O, dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam od niego kartkę. Hm, ciekawie.
O cholera. Poczułam ciepły oddech przy moim uchu, na mojej szyi i ramieniu.
To Harry zaglądał mi przez ramię na plan. ALE CHOLERA, nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo rozprasza mnie tym co robi. Kompletnie nie mogłam skupić się na tym, na co patrzę, gdy Harry praktycznie położył głowę na moim ramieniu. Czułam jego oddech, perfumy, ciepło. Jego loki łaskoczące mój policzek. UHHH.
-Normalnie rzygam tęczą. – rzucił nagle a mnie przeszły dreszcz cze pod wpływem jego głosu tuż przy moim uchu.
SKUP SIĘ BLACKBURN, SERIO.
Zacisnęłam powieki i je otworzyłam. Z planu wynikało że cała sala ma być urzadzona przestronnie ale słodko w chuj.
No cóż. Może i to aż nazbyt urocze, ale kurde.
Też bym tak kiedyś chciała.
-Będzie pięknie. – powiedziałam pod nosem.
-Nie wątpię. – mruknął Styles i odsunął się, pozostawiając nieprzyjemne uczucie chłodu po swoim ciele.
Powstrzymałam się od westchnięcia.
-Shawty, łap jeden koniec, porozkładamy to. – polecił brunet podając mi wiązkę lampek. Posłusznie stanęłam przy jednym końcu płachty lekko skrzącego się materiału. Cholerka to będzie wyglądało cudownie.
-Dobra, połóżmy! – głos Harry`ego wyrwał mnie z zamyślenia. Zrobiłam to co mówił. Tą samą czynność powtórzyliśmy z kolejnymi wiązkami, aż materiał był nimi wyłożony. Ekipa wynajęta do przygotowywania zajęła się podpięciem materiału do sufitu. Nie mogłam się doczekać aż zobaczę efekt.
*kilka godzin później*
-Wszystko jest gotowe zgodnie z planem, więc nic tu po nas. W razie gdyby coś było nie tak, czy coś trzeba było zmienić czy poprawić, proszę do nas dzwonić. – mężczyzna przewodniczący ekipie uśmiechnął się do nas serdecznie. Skąd ma tyle energii? Ja ledwo stałam. A to przecież on i jego ludzi odwalili większość roboty, ja właściwie jedyne co robiłam to rozplątywałam i układałam światełka, podpinałam materiały i sztuczne kwiaty, rozkładałam świeczniki i cóż… droczyłam się z Harry`m.
-Dobrze, dziękujemy bardzo. – odwzajemniłam gest.
-Do widzenia. – dodał Harry. Wyglądał na nieco zmęczonego. Cóż.
Gdy oprócz nas na sali, jak i w budynku nie było już nikogo Harry westchnął głośno i przeciągle po czym po prostu położył się na parkiecie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Nie patrz tak na mnie, tylko kładź się obok. Chyba ze masz na tyle energii żeby dłużej udawać silną i wyspaną, to proszę bardzo. – mruknął.
Sekundę później leżałam obok niego.
Przez kilka minut leżeliśmy w kompletnym milczeniu i jedyne co dało się słyszeć, to nasze głębokie i spokojne oddechy.
-Muszę zadzwonić do Lucy. – jęknęłam w końcu.
Harry westchnął tylko.
-Jak sobie pomyślę, że pojutrze wesele…Powinienem się cieszyć, ze się najebę w trzy dupy z chłopakami, a tu masz, cały dzień na nogach i to na trzeźwo. – mruknął.
-Masz rację Styles, to taaaki problem. – rzuciłam sarkastycznie.
Wywrócił oczami na mój ton. TO MÓJ NUMER, STYLES.
-Tylko pamiętaj o obrączkach. – dodałam.
-Jeszcze kurwa uważaj żeby obrączek nie zgubić. – prychnął.
-Nie narzekaj.
-Nie narzekam, cieszę się och szczęściem i tak dalej, ale padam już na ryj. Nie jestem stworzony do świadkowania.
-Jakoś do tej pory odpowiadała Ci ta rola. – mruknęłam powątpiewająco.
-Bo ograniczała się do luźnego spędzania czasu z Tobą.- wzruszył ramionami.
OH.
OKAY.
Cholera, mi też to odpowiadało.
Spojrzałam na niego. Jego wzrok był cały czas utkwiony we mnie. Cholera.
O dziwo nie odwróciłam wzroku. Nie wiem czemu, nie mam pojęcia.
Przez kilka chwil, może sekund, może minut, nie wiem, trwaliśmy w ciszy patrząc na siebie.
Na usta Harry`ego wkradł się cień uśmiechu. To wystarczyło żeby mnie ożywić. Szybko uciekłam wzrokiem na materiał pod sufitem.
Poczułam że się rumienię, cholera. To był chyba najdziwniejszy moment w moim życiu.
Nie miałam pojęcia co teraz zrobić. W przeciwieństwie do Harry`ego, który najwyraźniej nie był nawet w najmniejszym stopniu zażenowany tą sytuacją. Był totalnie zrelaksowany.
Wyolbrzymiam?
No tak. Blackburn, to że Styles na Ciebie popatrzył dłużej niż przez sekundę nic nie znaczy, nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego. On to Styles, a ty to… Ty. Tylko ty.
Dlaczego mi w ogóle na tym zalezy? Dlaczego ja do cholery jasnej w ogóle zwracam na to uwagę i roztrząsam tą głupią sytuację?
Uniosłam wzrok ku górze. Momentalnie moje myśli zajęła zupełnie inna rzecz.
-Harry?
-Hm? – mruknął. Czułam jego wzrok na sobie.
To znaczy, nieważne.
-Możemy zobaczyć jak te światełka wyglądają? – skierowałam spojrzenie na niego.
-Julieee… - jęknął.
-Proszę, proszę, proszę, proszę! – usiadłam energicznie obok niego.
-Shawty i tak to zobaczysz… - wykręcał się. Naprawdę tak wiele chcę? Żeby wszedł na drabinę i zapalił lampki?
Burknęłam coś na jego niechęć i sama uparcie wstałam i ruszyłam w kierunku drabiny, którą z trzaskiem przytargałam pod włącznik.
Pieprzony Styles.
Jeden szczebel.
Nawet mu się dupy nie chce ruszyć, no jasne!
Drugi szczebel.
Taki z niego facet! Dupek!
Trzeci szczebel.
NIENAWIDZĘ GOŚCIA. Już ja z nim pójdę na przyjęcie jego dziadków, aż się zdziwi !
Czwarty szczebel.
Cholerny…. Ciepłe duże dłonie wokół mojej talii, brak równowagi.
-Taka uparta… - słyszę przy uchu zachrypnięty głos, przez który przechodzą mnie przyjemne ciarki.
O. MÓJ. BOŻE.
Harry objął mnie w pasie i zdjął z drabiny. Po chwili już stałam na własnych nogach. Co prawda nieco chwiejnie ze względu na to co przed chwilą miało miejsce, ale jednak.
Brunet natomiast wchodził już po drabinie. Nerwowo założyłam włosy za ucho. Coś się ze mną dzieje.
I to wcale mi się nie podoba.
-Zgaś światło. – usłyszałam głos Harry`ego z góry.
-Przecież na weselu będzie zapalone.
-Zaufaj mi i zgaś, Shawty. – wywróciłam oczami na te słowa. Zaufaj.
Odnalazłam włącznik i zgasiłam światła na sali. Momentalnie zapanowała ciemność.
-Harry? – mój głos brzmiał zbyt piskliwie.
-Mamy to. – usłyszałam gdzieś w ciemnościach i nagle zrobiło się jaśniej.
Zaparło mi dech w piersiach.
Pojedyncze płachty materiału udrapowane przy suficie w połączeniu z lampkami dawały niesamowity efekt. Zwłaszcza gdy oprócz lampek nie ma żadnego oświetlenia.
Idealnie.
-Całkiem nieźle to wyszło. – Harry pojawił się nagle obok mnie.
-Całkiem nieźle? – prychnęłam. – Wyszło niesamowicie. – westchnęłam.
Klimat cudowny.
-Zatańczysz? – zaskoczył mnie.
-Co? – spojrzałam na niego. W odpowiedzi otrzymałam jego dłonie na mojej talii, które lekko mnie przysuwały do niego.
-Zatańcz ze mną Shawty. – powiedział ciszej. O mamo.
-Nie ma muzyki. – zauważyłam inteligentnie.
-Wyobraźnia, kochanie. – pokręcił głową Harry, najwyraźniej rozbawiony moją reakcją. Oh, dzięki, ała.
-Okey… - mruknęłam i ułożyłam dłonie na jego karku. Wolny bez muzyki, okey.
Miałam nadzieję, że tylko ja tak wyraźnie słyszę moje walące serce. Swoją drogą, czemu aż tak mi wali?
W ciszy kołysaliśmy się na boki. Jak słowo daję, ukradnę mu jego perfumy, a przynajmniej jakąś bluzę, cokolwiek.
Biło do niego ciepło. Albo to tylko moje rumieńce i chora wyobraźnia, nieważne.
Dobrze że jest ode mnie wyższy i stoimy w taki sposób, że nie muszę mu patrzeć w oczy.
-You look so beautiful In this light, you silhouette over me. - łagodny, głęboki głos.
CZY HARRY STYLES WŁAŚNIE ZAŚPIEWAŁ FRAGMENT TENERIFE SEA?
Z wrażenia aż się odchyliłam i na niego spojrzałam.
-No co? – zapytał.
-Styles tańczy. Styles śpiewa. Styles śpiewa i zna piosenki Eda Sheerana. JAK? – ironizowałam dalej będąc neźle zaskoczona.
NO BO HALO.
-Nie pozwalaj sobie, Blackburn. – mruknął tylko i z powrotem przycisnął mnie do swojego ciała.
-Mów. – zachęciłam go łagodnie. Harry nadal uparcie skupiał wzrok na światełkach, które rozplątywał.
-Mówiłem Ci już kiedyś, że nie mam z rodziną jako takiego kontaktu. Nie chcą mnie znać. Ale wiesz, nie wszyscy mnie nienawidzą. Są osoby, które mimo plotek nie unikają mnie za wszelką cenę. Niedawno, przyjechali do mnie… Moi dziadkowie. Oni nigdy nie wyrzekli się mnie wprost, pamiętam, że kłócili się z moimi rodzicami o to, jak mnie potraktowali. Zbliża się ich pięćdziesiąta rocznica ślubu. I robią przyjęcie i odnowienie przysięgi. Zaprosili mnie. Już widzę miny mojej rodziny jeśli mnie tam zobaczą- uśmiechnął się krzywo.- W każdym razie, mimo wszystko chciałbym tam być. Ale… - zawiesił się zaciskając palce na kabelkach łączących lampki. – kurwa, nie dam rady stanąć przed nimi wszystkimi sam. – warknął wyraźnie zły, puszczając te pieprzone lampki.
Zapadła cisza. Byłam w szoku. Harry Styles przyznał się przede mną, Julie Blackburn, że nie da rady, Nie da rady stanąc przed własną rodziną. To musiało go dużo kosztować. Targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony zapragnęłam przemówić do rozsądku jego rodzinie, przytulić go i wręcz na siłę z nim tam pójść, a z drugiej strony bałam się ruszyć gdy jest w takim stanie, a co dopiero znieść taką presję będąc z nim tam. Te spojrzenia jego rodziny co ja tu robię, kim jestem…
Moje rozmyślania przerwał jego cichy głos.
-Dlatego chciałem Cię prosić, żebyś pojechała tam ze mną. Nie będziemy tam długo, właściwie myślałem tylko o obecności podczas odnawiania przysięgi, życzeniach i zmyciu się, bo podejrzewam, ze szybko ktoś by mnie stamtąd wygonił. – znowu uśmiechnął się kpiąco sam do siebie. – Ale chciałbym tam być, z dziadkami. Czuję się im to winny, oni we mnie nie zwątpili, wspierali mnie. Chociaż tak mógłbym im okazać swoją wdzięczność. Nie wspominając, że babcia zwariowałaby ze szczęścia, że przyjechałem z dziewczyną. – tym razem uśmiechnął się szczerze. Widać, że łączyła go z dziadkami wyjątkowa więź. – Ale wiem, że nie dam rady stać tam i cały czas udawać, że nie rusza mnie nienawiść własnej rodziny. Wiem, że Cię wkurwiam, ale po prostu Cię o to proszę. Gdyby nie to zamieszanie ze ślubem to poprosiłbym Lucy, Niall zna sytuację i może by się nie wkurzył. Ale sama wiesz, jak jest. –w końcu podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
A mi zrobiło się gorąco, ciężko powiedzieć z jakiego powodu.
-Pojadę z Tobą, Harry. – powiedziałam patrząc mi w oczy.
Harry popatrzył na mnie zaskoczony.
-Naprawdę?- zapytał.
-Tak.
-Szczerze spodziewałem się wszystkiego, ale nie, że tak po prostu się zgodzisz. Nawet nastawiałem się na błaganie na kolanach. – był wyraźnie zaskoczony.
-Poczekaj, to jednak się zastanowię, klękaj, - powiedziałam starając się wywołać jego uśmiech. Ulżyło mi, gdy naprawdę się uśmiechnął. O Harry`m mogę powiedzieć wszystko, jest strasznie irytujący, denerwuje mnie do granic możliwości, ale na pewno nie zasługuje na takie traktowanie ze strony rodziny. Nadal byłam w lekkim szoku, że, cóż, tak jakby, otworzył się przede mną?
To aż dziwne że Harry nie zawsze jest arogancki, wkurzający, silny, pewny siebie i nie do pokonania. Cóż, nie mogę udawać, że to nie zrobiło na mnie wrażenia.
-Dziękuję, Julie. Naprawdę. – uśmiechnał się do mnie. O MAMO, co się dzieje?
Obdarzył mnie szczerym uśmiechem, nie typowym dla niego, kpiącym, czy łobuzerskim, albo po prostu wesołym. Szczerym. OUH.
-Nie potrzebowałeś przysługi, żebym z Tobą pojechała. Wystarczyło powiedzieć. – powiedziałam cicho.
-Lubisz mnie. – wypalił nagle dalej uśmiechając się w ten zaskakująco miły i szczery sposób.
-Co? – mruknęłam zaskoczona.
-Lubisz mnie. – powiedział. – Gdybyś mnie nienawidziła czy coś, to choćby nie wiem jak byłoby Ci mnie żal, wykręciłabyś się. Ale się zgodziłaś bez problemu, czyli jednak lubisz mnie. Ale to dobrze, Shawty, bo ja Ciebie też. – puścił mi oczko. Oho, stary Harry wraca.
-Czyli ten piękny moment, gdy byłes do zniesienia minął? – zapytałam krzywiąc się.
Roześmiał się.
-Oj nie wypieraj się Julce. Ty mnie po prostu lubisz.
Wywróciłam oczami. Ale przynajmniej zostawił szczery uśmiech, zawsze coś.
Zapadła cisza. Ale Harry dalej był uśmiechnięty w ten fajny sposób. Aż miło było popatrzeć.
To znaczy, nie to, ze się na niego patrzę, nie.
Może trochę zerkam. Czasem. Kątem oka. Tak.
-Więc Julce, chyba czas najwyższy, żebym wyjaśnił Ci tą sprawę z Dylanem. – powiedział nagle a ja mało nie spadłam z krzesła.
Cholera, fakt. Zapomniałam z tego wszystkiego. Odłożyłam te pieprzone światełka na bok bo czułam, że to co usłyszę, może mi się niekoniecznie spodobać.
-Mów. – westchnęłam.
-Cóż, mówiąc szczerze, nienawidzę tego fiuta. – mruknął, na co się skrzywiłam. – Ale do rzeczy, znamy się od dobrych kilku lat, właściwie to od gimnazjum, tak myślę. Wtedy się nawet kumplowaliśmy, imprezy i tak dalej. Potem wiadomo, każdy układa sobie życie. Jak miałem 19 lat, sprawy z rozprowadzaniem towaru, bójkami, szantażami i wojną z Mike`iem Levinem zaczęły się rozwijać. Nie miałem na to wpływu, właściwie wpadłem w to żeby chronić moją siostrę, Gemmę, ale to inna historia. No więc się pewnie domyślasz, że nie było kolorowo skoro Cole był po stronie Mike`a, nie naszej i…
-Zaraz. –przerwałam mu. – Jak Dylan mógł być po stronie Mike`a? –zmarszczyłam brwi.
-No normalnie, przecież był jednym z jego ludzi. – wzruszył ramionami.
-CO? – pisnęłam zszokowana.
Harry patrzył na mnie przez chwilę.
-Jak długo znasz tego sukinsyna?
-Jeśli mówisz o Dylanie, to od dziecka. – zacisnęłam zęby.
-Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas nie wiedziałaś nic, skąd ma kasę, że w ogóle zadaje się z Levinem? Sorry, Julie, ale czy ty jesteś ślepa? – zmarszczył brwi.
-Nie. Nie wierzę. Nie ma takiej opcji.- powiedziałam twardo. – Nie Dylan, coś Ci się pomyliło.
-Jak mogło mi się pomylić, chyba kurwa go znam.
-Może zbieżność nazwisk, nie wiem! Ale Dylan w życiu nie zrobiłby takiej głupoty! O czym ty w ogóle gadasz! A poza tym, Levine cały czas był w Northland, a jakbyś nie zauważył Dylan w Brown Hill! – aż wstałam.
-A w Brown Hill nikt nie słyszał o Mike`u? O pobiciach? Porwaniach? Szantażach?
-Każdy znał Mike`a! Ale Dylan nie mógł go nawet znać, to niemożliwe! – pokręciłam głową. Nie słyszałam większej głupoty. Przyjaźniliśmy się od zawsze, chyba bym coś zauważyła!
-Julie, wydzieranie się na mnie nic nie zmieni. – westchnął.- Nie chcesz to nie wierz. Nie tylko się znali, on był jednym z jego ludzi w Brown Hill. Co prawda nie robił tego co my, z tego co wiem, to on raczej zbierał informacje, czy coś tam. Ale nie tylko przez to się nienawidziliśmy. Kiedyś już zadarłem z Mike`iem. Jeszcze jak byłem szczeniakiem. Więc Mike szukał okazji, żeby mi zaszkodzić. I posłużył się Cole`em. Ten sukinsyn zarywał do Gemmy. Pamiętam jaka była szczęśliwa, że się nią zainteresował. Nie byli ze sobą jakoś specjalnie, raczej on się, starał…? Czy inne gówno. Nie wtrącałem się w to, chociaż wiadomo, brat Styles, chłopak od Levine`a… Ale moja rodzina jeszcze nic wiedziała, więc nic z tym nie robiłem. Kiedyś byłem z chłopakami na imprezie w Brown Hill.
Spotkaliśmy tam Cole`a z kumplami. Wszystko było okej do momentu gdy nie usłyszałem jak gadają o Gemmie. Dylan wprost powiedział, że ma swój interes w byciu z Gemmą. Zorientowałem się, że chciał zbliżyć się do mojej siostry tylko po to, żeby dotrzeć do mnie. Mało tego, ci kolesie zaczęli o niej mówić w taki sposób… -zacisnął pięść. – Wkurwiłem się momentalnie i… no zrobiłem rozróbę. Wpierdoliłem im z chłopakami. Niestety Dylan dostał najmniej bo szybko uciekł. W każdym razie, nie wiedziałem co mam powiedzieć Gemmie. Jak mam jej wyjaśnić, udowodnić, że chłopak, którego lubi ją wykorzystuje, żeby mi zaszkodzić? Złamałbym jej serce. Ale nawet nie zdążyłem tego zrobić. – urwał. Chyba zaczynał wkraczać w te tereny swojej przyszłości, które go bolały, hm.
CO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE TO ABSURD.
-Czekała mnie niespodzianka, gdy wróciłem do domu. Gemma już mnie nienawidziła, bo rzekomo Dylan ją zostawił przeze mnie bo go pobiłem, a rodzice byli wściekli bo dowiedzieli się od niego co robię. Że to, że dostał ode mnie to nie wszystko, co robię. Wtedy się ode mnie odwrócili. Zabawne, uwierzyli obcemu kolesiowi, a nie własnemu synowi. – zaśmiał się gorzko. – W każdym razie, dlatego się nienawidzimy. Zranił moją siostrę i sprawił, że moja rodzina się ode mnie odsunęła. – wzruszył ramionami jakby go to nie ruszało.
-To jest niemożliwe. – pokręciłam głową.
-Nie chcesz, nie wierz. Możesz zapytać Niall`a, Liama, kogokolwiek. Znają tą historię. – mruknął najwyraźniej znudzony moim oporem.
-Nie wierzę. – jęknęłam. Ukrywał to cały czas? Fakt, miał swoje życie, nie kontrolowałyśmy go przecież z Vic, co robi kiedy się nie widzimy.
Też faktem jest to, że rzeczywiście kiedyś przyszedł z rozwalonym nosem, ale mówił że miał wypadek na desce jak jeździł z chłopakami.
To jest niemożliwe.
Cholera, niemożliwe. Okłamywał mnie przez ten cały czas?!
Nie tylko mnie.
Muszę z nim porozmawiać. Na pewno może to jakoś wyjaśnić, to głupi zbieg okoliczności. Na pewno.
Złapałam telefon.
-Co robisz? – zapytał Harry.
-Dzwonię do niego. – odparłam.
-Serio chcesz się z nim teraz kłócić? Świetny pomysł, Blackburn. – mruknął i rozparł się na krześle.
-Zamknij się. – syknęłam. Prychnął tylko.
Wybrałam numer.
Odbierz Cole.
Nie żartuję.
ODBIERZ.
-Cześć, tu Dylan, nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość, oddzwonię. – CHOLERA NO.
Zła schowałam telefon i usiadłam na moim miejscu i uparcie szarpałam te pieprzone światełka.
-Ej, Ej Blackburn, bo zaraz wszystkie popsujesz! – Harry zabrał mi je z rąk.
Westchnęłam sfrustrowana, ale zostawiłam to w spokoju.
-Ej, Shawty, nie denerwuj się tak. Jeszcze nie zauważyłaś, że często ukrywamy takie fakty przed osobami… - zawahał się chwilę. – na których… no, nam zależy. – wykrztusił.
-Tak bardzo zależy, że przy okazji okłamuje się ich? Świetnie. – mruknęłam. Już nie byłam zła, ale rozczarowana, bo to by wiele wyjaśniało. Nawet nigdy nie doszukiwałam się głębszego sensu w niektórych sprawach jeśli chodzi o Dylana. A teraz? Układało się to w logiczną całość.
-Chcemy ochronić bliskich i oszczędzić im tego. Nie zastanawiamy się nad konsekwencjami, nad tym co będzie jak wszystko się wyda. – mówił Harry. – Wiem z własnego doświadczenia.
Własnego doświadczenia? Pozwolę to sobie przemilczeć…
-Po prostu jest mi przykro i tyle… - mruknęłam unikając jego wzroku.
-Sam nie wierzę, ze to mówię, bo naprawdę nienawidzę sukinsyna, więc lepiej się zastanów nad moimi słowami, bo wcale nie jest mi łatwo to mówić.- skrzywił się. – Może najpierw pogadaj z nim, ale szczerze i na spokojnie bez krzyków, sarkazmu i wkurwów typowych dla Ciebie –tu przewrócił oczami- i dowiesz się czemu Ci nic nie powiedział. Daj szansę.
Chyba otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Harry Styles mówi o wybaczeniu, zrozumieniu… O UCZUCIACH? O mój…
-WYSTARCZY. – przerwał moją uwagę z poważnym wyrazem twarzy. – Nie przyzwyczajaj się.
-Oczywiście, Harry. – mruknęłam z ironią, na co skarcił mnie spojrzeniem.
-Po prostu nie rób mu tego, co moja rodzina zrobiła mnie, bo mimo, że nienawidze gościa, to nikomu czegoś takiego nie życzę. – powiedział patrząc mi o dziwo w oczy.
-Boże, nie mogę w to uwierzyć. Jak to się w ogóle stało… - jęknęłam i podciągnęłam kolana pod brodę.
Styles był ostatnią osobą, której chciałabym się zwierzać ale beznadziejnie się czułam z myślą, jak długo Dylan mnie okłamywał. Kim był. Czy udawał tego Dylana, którego znam?
Co do cholery było prawdziwe? W jak wielu sprawach mnie jeszcze okłamał?
Jeszcze pół godziny temu, jeśli mogłam być pewna czegokolwiek, to tego, że Dylan zawsze był, jest i będzie ze mną szczery. A teraz?
Ktoś lubi pieprzyć się z moimi uczuciami.
-Julce, tak bywa. Zrobisz jak zechcesz, ale weź pod uwagę, ze mnie też ktoś odrzucił bez szansy na wyjaśnienia. – mruknął patrząc mi w oczy.
-Może dlatego trzeba było być szczerym od początku? – zasugerowałam.
-Tak masz rację. ,,Hej mamo, hej tato, jestem w czymś w rodzaju gangu, wszczynam bójki, handluje narkotykami, zdarza mi się komuś wpierdolić do nieprzytomności, to ze mną i moimi przyjaciółmi nawet policja boi się zadzierać, więc udają, ze nie wiedzą co się dzieje. Co na obiad?” – powiedział z ironią.
Wywróciłam oczami.
-Teraz jest Ci lepiej gdy Cię odrzucili? Wolisz żyć tak, niż być szczerym od początku mimo, że nie byliby zadowoleni?
-Kurwa, Julie! – warknął, a ja się wzdrygnęłam. – Na jakim ty świecie żyjesz? – jego ton nieco złagodniał widząc moją reakcję na jego pierwsze słowa.
-Na takim, na którym cały czas ktoś mnie okłamuje! – zawołałam.
-Tak już jest, Julie. Nie zmienisz tego, tacy są ludzie. Ale jest różnica pomiędzy kłamaniem, żeby kogoś chronić, a oszukiwaniem celowo i perfidnie. Zapamiętaj to.
Westchnęłam. Miałam mu jeszcze kilka słów do powiedzenia, ale nie chce mi się już z nim kłócić. Podejrzewam, że jeszcze zdążymy się jeszcze posprzeczać i to nie raz.
-To jest po prostu przykre, wiesz? – mruknęłam.
-Domyślam się, Shawty. – spojrzał na mnie.
-Myślisz, że dogadasz się z rodziną? – wypaliłam śledząc jego reakcję.
Zawahał się chwilę z odpowiedzią.
-Nie wiem… Ale chciałbym. Brakuje mi ich. – powiedział cicho.- Nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie kochającą się rodzinką, ale jednak…. Poza tym, bardzo brakuje mi więzi z Gemmą.
Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem.
Zapadła między nami cisza. Nie krępująca, ale mało wygodna. Smutna, wypełniona ciężkimi myślami i moimi i Harry`ego.
Nie.
-Chodźmy pozawieszać te pieprzone światełka. – rzuciłam krzywiąc się i wstałam energicznie.
Przez twarz Harry`ego przebiegł słaby uśmiech.
Wstał i wziął w dłonie te wiązki lampek.
-Do dzieła, Shawty, chcę Cię zobaczyć na drabinie. – puścił mi oczko i wyszedł na salę. Wywróciłam oczami. Ale tym razem towarzyszył mi uśmiech na mojej twarzy.
Chyba miał rację i nawet nie zauważyłam kiedy go polubiłam.
Ruszyłam za nim.
Jak się okazało ta ekipa już wzięła się do pracy. Na parkiecie leżał rozłożony przeźroczysty materiał, stoły były poustawianie już w rządkach, krzesła pozdejmowane, a serduszka z obrączkami były porozwieszane na ścianach.
-Dobrze, że państwo przynieśli te światełka, te pęki będą na ścianach i na scenie, a te na siatce trzeba będzie położyć na tym materiale i dopiero podpinać pod sufit. – mężczyzna, którego spotkaliśmy już wcześniej podszedł do nas. – I jeśli pani chce, mam ten plan Sali. – uśmiechnął się do mnie.
-O, dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam od niego kartkę. Hm, ciekawie.
O cholera. Poczułam ciepły oddech przy moim uchu, na mojej szyi i ramieniu.
To Harry zaglądał mi przez ramię na plan. ALE CHOLERA, nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo rozprasza mnie tym co robi. Kompletnie nie mogłam skupić się na tym, na co patrzę, gdy Harry praktycznie położył głowę na moim ramieniu. Czułam jego oddech, perfumy, ciepło. Jego loki łaskoczące mój policzek. UHHH.
-Normalnie rzygam tęczą. – rzucił nagle a mnie przeszły dreszcz cze pod wpływem jego głosu tuż przy moim uchu.
SKUP SIĘ BLACKBURN, SERIO.
Zacisnęłam powieki i je otworzyłam. Z planu wynikało że cała sala ma być urzadzona przestronnie ale słodko w chuj.
No cóż. Może i to aż nazbyt urocze, ale kurde.
Też bym tak kiedyś chciała.
-Będzie pięknie. – powiedziałam pod nosem.
-Nie wątpię. – mruknął Styles i odsunął się, pozostawiając nieprzyjemne uczucie chłodu po swoim ciele.
Powstrzymałam się od westchnięcia.
-Shawty, łap jeden koniec, porozkładamy to. – polecił brunet podając mi wiązkę lampek. Posłusznie stanęłam przy jednym końcu płachty lekko skrzącego się materiału. Cholerka to będzie wyglądało cudownie.
-Dobra, połóżmy! – głos Harry`ego wyrwał mnie z zamyślenia. Zrobiłam to co mówił. Tą samą czynność powtórzyliśmy z kolejnymi wiązkami, aż materiał był nimi wyłożony. Ekipa wynajęta do przygotowywania zajęła się podpięciem materiału do sufitu. Nie mogłam się doczekać aż zobaczę efekt.
*kilka godzin później*
-Wszystko jest gotowe zgodnie z planem, więc nic tu po nas. W razie gdyby coś było nie tak, czy coś trzeba było zmienić czy poprawić, proszę do nas dzwonić. – mężczyzna przewodniczący ekipie uśmiechnął się do nas serdecznie. Skąd ma tyle energii? Ja ledwo stałam. A to przecież on i jego ludzi odwalili większość roboty, ja właściwie jedyne co robiłam to rozplątywałam i układałam światełka, podpinałam materiały i sztuczne kwiaty, rozkładałam świeczniki i cóż… droczyłam się z Harry`m.
-Dobrze, dziękujemy bardzo. – odwzajemniłam gest.
-Do widzenia. – dodał Harry. Wyglądał na nieco zmęczonego. Cóż.
Gdy oprócz nas na sali, jak i w budynku nie było już nikogo Harry westchnął głośno i przeciągle po czym po prostu położył się na parkiecie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Nie patrz tak na mnie, tylko kładź się obok. Chyba ze masz na tyle energii żeby dłużej udawać silną i wyspaną, to proszę bardzo. – mruknął.
Sekundę później leżałam obok niego.
Przez kilka minut leżeliśmy w kompletnym milczeniu i jedyne co dało się słyszeć, to nasze głębokie i spokojne oddechy.
-Muszę zadzwonić do Lucy. – jęknęłam w końcu.
Harry westchnął tylko.
-Jak sobie pomyślę, że pojutrze wesele…Powinienem się cieszyć, ze się najebę w trzy dupy z chłopakami, a tu masz, cały dzień na nogach i to na trzeźwo. – mruknął.
-Masz rację Styles, to taaaki problem. – rzuciłam sarkastycznie.
Wywrócił oczami na mój ton. TO MÓJ NUMER, STYLES.
-Tylko pamiętaj o obrączkach. – dodałam.
-Jeszcze kurwa uważaj żeby obrączek nie zgubić. – prychnął.
-Nie narzekaj.
-Nie narzekam, cieszę się och szczęściem i tak dalej, ale padam już na ryj. Nie jestem stworzony do świadkowania.
-Jakoś do tej pory odpowiadała Ci ta rola. – mruknęłam powątpiewająco.
-Bo ograniczała się do luźnego spędzania czasu z Tobą.- wzruszył ramionami.
OH.
OKAY.
O dziwo nie odwróciłam wzroku. Nie wiem czemu, nie mam pojęcia.
Przez kilka chwil, może sekund, może minut, nie wiem, trwaliśmy w ciszy patrząc na siebie.
Na usta Harry`ego wkradł się cień uśmiechu. To wystarczyło żeby mnie ożywić. Szybko uciekłam wzrokiem na materiał pod sufitem.
Poczułam że się rumienię, cholera. To był chyba najdziwniejszy moment w moim życiu.
Nie miałam pojęcia co teraz zrobić. W przeciwieństwie do Harry`ego, który najwyraźniej nie był nawet w najmniejszym stopniu zażenowany tą sytuacją. Był totalnie zrelaksowany.
Wyolbrzymiam?
No tak. Blackburn, to że Styles na Ciebie popatrzył dłużej niż przez sekundę nic nie znaczy, nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego. On to Styles, a ty to… Ty. Tylko ty.
Dlaczego mi w ogóle na tym zalezy? Dlaczego ja do cholery jasnej w ogóle zwracam na to uwagę i roztrząsam tą głupią sytuację?
Uniosłam wzrok ku górze. Momentalnie moje myśli zajęła zupełnie inna rzecz.
-Harry?
-Hm? – mruknął. Czułam jego wzrok na sobie.
To znaczy, nieważne.
-Możemy zobaczyć jak te światełka wyglądają? – skierowałam spojrzenie na niego.
-Julieee… - jęknął.
-Proszę, proszę, proszę, proszę! – usiadłam energicznie obok niego.
-Shawty i tak to zobaczysz… - wykręcał się. Naprawdę tak wiele chcę? Żeby wszedł na drabinę i zapalił lampki?
Burknęłam coś na jego niechęć i sama uparcie wstałam i ruszyłam w kierunku drabiny, którą z trzaskiem przytargałam pod włącznik.
Pieprzony Styles.
Jeden szczebel.
Nawet mu się dupy nie chce ruszyć, no jasne!
Drugi szczebel.
Taki z niego facet! Dupek!
Trzeci szczebel.
NIENAWIDZĘ GOŚCIA. Już ja z nim pójdę na przyjęcie jego dziadków, aż się zdziwi !
Czwarty szczebel.
Cholerny…. Ciepłe duże dłonie wokół mojej talii, brak równowagi.
-Taka uparta… - słyszę przy uchu zachrypnięty głos, przez który przechodzą mnie przyjemne ciarki.
O. MÓJ. BOŻE.
Harry objął mnie w pasie i zdjął z drabiny. Po chwili już stałam na własnych nogach. Co prawda nieco chwiejnie ze względu na to co przed chwilą miało miejsce, ale jednak.
Brunet natomiast wchodził już po drabinie. Nerwowo założyłam włosy za ucho. Coś się ze mną dzieje.
I to wcale mi się nie podoba.
-Zgaś światło. – usłyszałam głos Harry`ego z góry.
-Przecież na weselu będzie zapalone.
-Zaufaj mi i zgaś, Shawty. – wywróciłam oczami na te słowa. Zaufaj.
Odnalazłam włącznik i zgasiłam światła na sali. Momentalnie zapanowała ciemność.
-Harry? – mój głos brzmiał zbyt piskliwie.
-Mamy to. – usłyszałam gdzieś w ciemnościach i nagle zrobiło się jaśniej.
Zaparło mi dech w piersiach.
Pojedyncze płachty materiału udrapowane przy suficie w połączeniu z lampkami dawały niesamowity efekt. Zwłaszcza gdy oprócz lampek nie ma żadnego oświetlenia.
Idealnie.
-Całkiem nieźle to wyszło. – Harry pojawił się nagle obok mnie.
-Całkiem nieźle? – prychnęłam. – Wyszło niesamowicie. – westchnęłam.
Klimat cudowny.
-Zatańczysz? – zaskoczył mnie.
-Co? – spojrzałam na niego. W odpowiedzi otrzymałam jego dłonie na mojej talii, które lekko mnie przysuwały do niego.
-Zatańcz ze mną Shawty. – powiedział ciszej. O mamo.
-Nie ma muzyki. – zauważyłam inteligentnie.
-Wyobraźnia, kochanie. – pokręcił głową Harry, najwyraźniej rozbawiony moją reakcją. Oh, dzięki, ała.
-Okey… - mruknęłam i ułożyłam dłonie na jego karku. Wolny bez muzyki, okey.
Miałam nadzieję, że tylko ja tak wyraźnie słyszę moje walące serce. Swoją drogą, czemu aż tak mi wali?
W ciszy kołysaliśmy się na boki. Jak słowo daję, ukradnę mu jego perfumy, a przynajmniej jakąś bluzę, cokolwiek.
Biło do niego ciepło. Albo to tylko moje rumieńce i chora wyobraźnia, nieważne.
Dobrze że jest ode mnie wyższy i stoimy w taki sposób, że nie muszę mu patrzeć w oczy.
-You look so beautiful In this light, you silhouette over me. - łagodny, głęboki głos.
CZY HARRY STYLES WŁAŚNIE ZAŚPIEWAŁ FRAGMENT TENERIFE SEA?
Z wrażenia aż się odchyliłam i na niego spojrzałam.
-No co? – zapytał.
-Styles tańczy. Styles śpiewa. Styles śpiewa i zna piosenki Eda Sheerana. JAK? – ironizowałam dalej będąc neźle zaskoczona.
NO BO HALO.
-Nie pozwalaj sobie, Blackburn. – mruknął tylko i z powrotem przycisnął mnie do swojego ciała.
(nie znalazłam zdj które odzwierciedlałoby moje wyobrażenia sali i tego sufitu)
peszeg
____________________________________________
Wiem, pisze na ostatnią chwilę.
Wiem, jest 22:13
a ja już padam na ryj
szkoła w soboty tak bardzo na propsie
wybaczcie błędy, ale nie mam siły sprawdzać.
Końcówka pisana przed chwilą, wiem, chujowa, przepraszam, a nic więcej nie stać w tej chwili mojego mózgu, postaram się zrehabilitować.
Wiecie o Dylanie
Wiecie o co prosił Harry
Macie true Hazzę
Macie Hulie moments
weselicho za pasem
dziękuję
padam
przepraszam
@awhniallable
Co z tego, że na ostatnią chwilę... Mogłabym siedzieć i do drugiej w nocy aby tylko przeczytać rozdział Twojego opowiadania! BOOOOOOOOZIUUU!!! Takiego Harry'ego kocham i takiego chcę w caluuutkim opowiadaniu... No wiesz cooo?? Ja nie wiem jak Ty to zrobiłaś, ale poprawiłaś mi jeszcze bardziej humor, a nie wiedziałam, że to możliwe... Tyle informacji... Tyle nowych zwierzeń... Tyle nowych uczuć... Zakochałam się!!! A jeszcze ta salaa... Cudoooowna! Też chcę taką jak będę wychodzić za mąż... (Buaahahahaha :D ) No tak... Przepraszam za siebie, ale mówię mam taki dobry humor, że po prostu nie kontroluję nawet tego co piszę... :D Z ogromną niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału i zawartych w nim wydarzeń. Dużo weny i pomysłów, których i tak Ci nie brakuje... Pozdrawiam! <3 Zapraszam także do siebie http://more-than-this-opowiadania-o-1d.blogspot.com/ :*
OdpowiedzUsuńNo i kurwa o to mi chodziło ❤ tyle miłości tyle tęczy tyle asdfghjkl no kurwa warto wypłakiwać w tym momencie moje kurewsko zmęczone oczy które patrzą na ten zjebany świat od 6:00 nareszcie jakieś sweet momenty <3333333 i nareszcie plan z Dylanem z dziadkami i ja pierdole ten taniec na koniec ;3 kisiel w majtach i po prostu i am so fucking done ;D
OdpowiedzUsuń~@dont_you_say
<3333333333333
OdpowiedzUsuńMASSIVE love!! ;*
CUDOWNE!
Cuuuuudooooowneeeeee.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAmazing.!!!!!!!!!!!!!!!
Wow.!!!!!!!!!!!!!!!
Czekam na nexta ;*
Jeju. To jest cudowny rozdział. Naprawdę żal mi Harry'ego, że jego rodzice tak ślepo uwierzyli Dylanowi i chłopak nie miał już nic do powiedzenia i rodzinka go znienawidziła. Ale.. przynajmniej dziadkowie zostali. Chociaż tyle. I dobrze, że Julie zgodziła się z nim pójść. A to wszystko o Dylanie. Jezu. Wydaje się taki głupi, ale może ma jakieś powody czemu to wszystko robił.... Jestem ciekawa jak będzie wyglądać ich rozmowa na temat jego przeszłości. Czy po tym nadal będą ze sobą rozmawiać itd. Zachowanie Julie było w tej sprawie jak najbardziej normalne. No bo kto uwierzy, że jego przyjaciel, który zawsze był dobry itd. okazuje się być kimś zupełnie innym i go okłamywał przez ten czas? Ech. Ech. I jeszcze bardzo mi się podobała ta końcówka. Była taka urocza. <33
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny! xx
SUPER
OdpowiedzUsuńkocham
kocham
kocham
Hej Słońce!
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tym, że dodajesz w ostatniej chwili. Przecież nic by się nie stało, gdybyś dodała następnego dnia. Przecież każdemu może zdarzyć się sytuacja losowa, poza tym każdy powinien szanować życie prywatne autora i zrozumieć jego sytuację czasową.
Rozczulił mnie ten dzień. Shawty się zmienia, Harry się zmienia, a przynajmniej ujawniają swoją drugą stronę. Czy on nie może być cały czas taki uroczy????????? No i w życiu nie zgadłabym, że akurat o to ją poprosi. Jeśli do tej pory siedziałam jak na szpilkach czekając na wesele, to teraz dosypcie tam jeszcze pinezek i gwoździ. Normalnie mam swój własny odrębny kalendarz, gdzie odliczam sobie dni do nowych rozdziałów i pewnych wydarzeń, które najlepiej przeczytałabym już! :D
To musi być ich lodołamacz! Ja jestem normalnie w stanie dać sobie rękę uciąć, że już na weselu Lucy coś się zmieni, a na odnowie przysięgi jego dziadków to już koniecznie!
Ogrom weny, przede wszystkim czasu, dużo odpoczynku po tym siedzeniu w szkole i miłego tygodnia ♥♥♥
Jest super
OdpowiedzUsuńsuper rozdział czekam na next i przy okazji zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńmylifeistoass-harrystyles.blogspot.com
ej ok nie zabijaj mnie dlatego ze komentuję dopiero teraz ogay? :(
OdpowiedzUsuńja wiem ze dodałaś tio już w chuj dawno ale na serio nie mam na nic czasu
właściwie teraz powinnam siedzieć z moją ukochaną cudowną historią -,- ale idąc do domu stwierdziłam NIE
NO NORMALNIE NO KURWA NO NIE
PIERDOLĘ WSZYSTKO PIERWSZE CO IDĘ CZYTAĆ SINISTERA
no i kuwa umieram *o*
ten rozdział to kurwa życie >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
pamietam jak taka słodka zjarana lucy pisała mi na tt że zmaściła tą końcówkę a tu co? ta końcówka to życie jezu umieram mogłabym to czyta cały czas bez przerwy i dalej mi się nie znudzi :')
ale od początku
jeju hazza w tym rozdziale *o* kocham sarkastycznego styles'a ale ten słodki wrażliwy prawdziwy harry to jest coś! jeju tak mi go kurewsko szkoda jak opowiada o tym jak rodzina go zostawiła :( kto wybiera się ze mną żeby im wpierdolić?
ZBIERAM EKIPĘ WPIERDOLU CHĘTNI NIECH SIE ODEZWĄ NA TT
jeju ale się jaram tym jak oni pojadą na tą rocznicę do tych dzidków jezu ale będzie duuuużo hulie moments *o*
po drugie-dylan
CO DO KURWY?!
CO TY ROBISZ Z MOIM DYLANEM KOBIETO?!??!
JEJU NO NIE WIERZĘ O,O
I CAN'T KUWA BELIEVE!
LIBERUM KUWA VETO!
NIE NIE NIE!
ON I LEVINE? O,O
ZASKOCZYŁAŚ MNIE OK
MOJE SERCE ZŁAMAŁO SIĘ NA PÓŁ
DYLUŚ FIUTEM BAWIĄCYM SIE UCZUCIAMY GEM
OK
OK
POCZEKAJ BĘDZIESZ COŚ CHCIAŁA ODEMNIE
JESZCZE MI NAPISZESZ ŻEBY LUKE ŻYŁ DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE
TAKI CHUI!
OKS JESS OGAR
EMOTIONS I TE SPRAWY SAMA ROZUMIESZ
tak czy siak czekam aż ona z nim porozmawia a on sie jakoś wytłumaczy
bo musi być jakieś wytłumaczenie
musi
oks co dalej
julie i jej uczucia wobec hazzy jeju ona i jej rozkiminy ona i zaprzeczanie tego co czuje jezu umieram!!!!!!!!!!!!!1
hulie tak bardzo <3
moje shipowskie serducho skacze z radości tag
ta ostatnia scena to jest coś kuwa wyobrażam sobie jak wchodzi na tą drabinę,te lampki,ten taniec jeju
NIE STOP
NIE POWINNAŚ PISAĆ TAKICH RZECZY
JA SIE TU ROZPŁYWAAAAAAM'
*O*
NA SERIO JEJU TO BYŁO TAKIE SŁODKIE TAKIE UROCZE TAKIE KOCHANE JEJU TEN ROZDZIAŁ AUTOMATYCZNIE IDZIE DO MOJEGO TOP 10
kocham cie moja ty lucyyyy <33333 a ten rozdział jest na prawdę cudowny <3 zakochałam się <3 i hulie tutaj awwwwwwwwwwwwwwwwwww <3 chcę wiecej !