DEDYKACJA DLA AGI MOJEJ <3
*oczami Julie*Wzięłam głęboki oddech i w ten oto sposób wróciłam do reszty. Starałam się udawać, że nie widzę natarczywego wzroku Styles`a. Jedyne na czym się skupiałam, była roześmiana osoba Lucy rozmawiająca w tym momencie z Niall`em i Liam`em. Muszę jakoś to odkręcić. Albo może Styles tylko żartował? Może to Geo będzie świadkiem? BOŻE, BŁAGAM OBY TAK BYŁO. Niestety nie mam możliwości dopadnięcia Lucy. Dobra, poczekam. Usiadłam do stołu, przybrałam obojętny wyraz twarzy i wdałam się jak najszybciej w rozmowę z Perrie. Kątem oka monitorowałam sytuację, która wcale się nie zmieniała. Lucy gada z Niall`em. Styles się na mnie gapi i udaje, że słucha Zayna. Lucy śmieje się z żartu Liama. Styles się na mnie gapi. Lucy słucha opowieści Geo. Styles udaje ze robi to samo i gapi się na mnie. JAPIERDOLE.
Mogę już umrzeć?
Wytrwałam tak dobre dwie godziny. W końcu Louis oznajmił, że muszą się już zwijać. Och, ulga. Nie to żeby mi przeszkadzali, zdążyłam się do nich wszystkich przywiązać, ale obecność Styles`a strasznie mnie męczyła i desperacko chciałam w końcu pozbyć się jego towarzystwa. No i w końcu porozmawiać z Lucy. Wszyscy wstali i zaczęliśmy się żegnać. Perrie, Liam, Zayn, Geo, Louis, O Cholerka. Styles.
-Do zobaczenia Shawty. – mruknął przyciągając mnie do siebie i muskając ustami mój policzek.
-Cześć. – odparłam tylko, szybko się odsuwając. Spojrzał na mnie rozbawiony ale nic więcej nie powiedział. Puścił mi tylko oczko i skierował się do drzwi. NARESZCIE. Złapałam swoją torebkę i korzystając z chwili złapałam za ramię Lucy lekko odciągając ją na bok.
-Levine, zaraz wyjdę, ty mnie odprowadzisz. Mamy do pogadania. – wycedziłam tylko nie przestając się sztucznie uśmiechać. Lucy była delikatnie mówiąc zaskoczona, ale zrozumiała, że chodzi o coś ważnego.
-Cześć Niall.- rzuciłam podchodząc do drzwi.
-Pa Julce. – odpowiedział wesoło blondyn obejmując Lucy luźno w talii. Słodko. Nie sposób się nie uśmiechnąć.
-Odprowadzę Cię. – powiedziała Lucy. Niall wyglądał na nieco zdziwionego ale nic nie powiedział tylko pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie na pożegnanie. Wyszłyśmy. No w końcu.
-No co jest Julce? – zapytała od razu.
-Czy Styles jest świadkiem na waszym ślubie?
-No… tak. – odpowiedziała. No, zajebiście.
-Czemu mi nie powiedziałaś? – jęknęłam.
-Nie pytałaś. – powiedziała tylko patrząc na mnie niezrozumiale.
BO NIE POMYŚLAŁAM, ZE ŚWIADKIEM BĘDZIE STYLES?
-A to coś złego? Myślałam, że się lubicie. – popatrzyła na mnie. Taa.
-Nie chodzi o to, że go nie lubię. – Och, tylko mnie wkurwia. – Po prostu… Myślałam ze to będzie Geo czy któryś z chłopaków… Z Harry`m jakoś… Dziwnie się… dogadujemy. – wystękałam ostatnie słowa.
-Blackburn powiedz mi normalnie tak żebym zrozumiała co jest grane, bo pieprzysz głupoty.- zmarszczyła brwi i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej. To przerażające jak dobrze mnie zna.
-Mam problem z tym kolesiem. Dlatego nie leży mi nasze wspólne świadkowanie. – mruknęłam.
-To dziwne. – zmarszczyła nos i spojrzała na mnie badawczo. Hm? – Harry był bardzo za tym, żebyś była drugim świadkiem.
Zaraz, co proszę?
-No co tak patrzysz? – zapytała. Musiałam mieć dobrą minę.
-Styles wiedział, ze chcesz mnie o to zapytać? Był za tym? – drążyłam jak głupia.
-Tak? – przeciągnęła wymownie.
-Oh. – Mój ulubiony komentarz. A nie, sorry, lepsze by było ojacieszpierkurwadole.
-Więc w czym problem? – popatrzyła na mnie.
We wszystkim.
-Już w niczym. – odparłam. – Nieważne.
Brawo Julce, zamiast normalnie jej powiedzieć jak przyjaciółce to ty kręcisz.
-Nie wiem o co chodzi, ale się dowiem. – powiedziała tylko patrząc na mnie podejrzliwie. – Anyway, Julce, od przyszłego tygodnia zaczniemy przygotowania bo mało czasu zostało, a czas leci. – rozpromieniła się na te słowa. Ah, miłość.
-Czyli czeka nas ciekawy tydzień? – zapytałam uśmiechając się szeroko. Jej entuzjazm był zaraźliwy.
-Tak właściwie to nas czeka za tydzień. Ale na Ciebie liczę już teraz. – przygryzła wargę. Co?
-W jakim sensie? – zapytałam.
-No bo… Mamy jechać teraz do rodziców Niall`a… A w tym czasie jest jedyny wolny termin, żeby pozałatwiać zaproszenia, powypisywać je… I właściwie to mam nadzieję, że pomożesz mi to jakoś ogarnąć. – popatrzyła na mnie błagalnie.
-Mów jak to planujesz. – rzuciłam tylko. Lucy pomogę zawsze. Uśmiechnęła się od razu.
-No więc w poniedziałek mamy jechać do Mullingar, w środę po drodze mamy umówione spotkania dotyczące ceremonii, wesela i tej prawnej roboty. W czwartek mamy jeszcze do załatwienia sprawę dekoracji i obrączki. No i w czwartek w tym samym czasie, tu w Northland jest jedyny termin, żeby odebrać dekoracje i zaproszenia. I tu mam do Ciebie prośbę, bo się nie wyrobimy naraz w dwóch miejscach…
-Pewnie, Lu. – przerwałam z uśmiechem. Taki problem to nie problem.
-Jejku Julce kocham Cię! – przytuliła mnie mocno. Zaśmiałam się. – Obiecuję, że Styles będzie Ci pomagał, żebyś nie miała za dużo roboty, - momentalnie się skrzywiłam na jej słowa.
-Poradzę sobie sama. – powiedziałam.
-Nie ma takiej opcji kochana. Jestem Ci i tak bardzo wdzięczna. A Harry też musi się jakoś wykazać. No i wypisywanie tylu zaproszeń to robota na praktycznie cały dzień jak nie więcej. A w piątek musimy powysyłać. – powiedziała.
Ups.
-No okej, - odpowiedziałam tylko. To się Blackburn wpakowałaś…
*oczami Harry`ego*
Siedziałem znudzony przed telewizorem. Jak zwykle nic ciekawego.
Ale przynajmniej mam święty spokój.
Dzwonek telefonu. Oho, już się ponudziłem. Zerknąłem na wyświetlacz. Lucy.
-Halo?
-Hej Hazz.
-No cześć mała. – uśmiechnąłem się sam do siebie. Jej wesoły głos sprzyjał uśmiechowi.
-Jest sprawa. W tym tygodniu ja i Niall jedziemy do Mullingar i pozałatwiać kilka spraw. A ty masz okazję wykazać się jako świadek.
-Mam jechać z wami i pilnować, żebyście byli grzeczni?- nie mogłem się powstrzymać przed powkurzaniem jej.
-Nie Haroldzie, masz ważniejsze zadanie. Pomożesz Julie.
O.
O.
Oooo.
Uśmiechnąłem się szerzej. No bardzo chętnie.
-Spoko. – odpowiedziałem.
-Nie chcesz wiedzieć co będziecie robić? – Hm, już ja bym lepiej zaplanował co byśmy mieli robić. No ale niech będzie.
-Co będziemy robić? – zapytalem posłusznie.
-Odebrać dekoracje, wypisywać zaproszenia. Takie tam.
-Okej. – powiedziałem zadowolony.
-Dzięki Harry. Tylko masz jej pomóc a nie się obijać. Pa.-ostrzegła.
-Jasne. Cześć Lu. –rozłączyłem się.
Zapowiada się miły tydzień.
-kilka dni później, poniedziałek-
*oczami Julie*
-Tak wiem, spokojnie, poradzę sobie. – uspokajałam po raz kolejny Lucy.
-Pamiętaj, ze gdyby były jakieś problemy to dzwońcie. – powiedziała zmartwiona. Zsunęłam się po poręczy schodów z telefonem w ręku, jednocześnie próbując założyć spodnie.
-Luz Lucy, odpręż się i przygotuj na pokazywanie wszystkim pierścionka i czułości z rodziną Niall`a a nie martwisz się o głupoty. – uśmiechnęłam się do siebie.
-I tak się będę martwić. A poza tym trochę się denerwuję. Rodzice Niall`a, Greg z żoną i Theo, kilka ciotek, ok. Ale dzisiaj poznam tyle ludzi, że… -wzięła oddech.- Mam ochotę uciec z krzykiem.
-Ej, Levine co ty. Tchórzysz przed kilkoma babciami i dziećmi? Ty?- zaśmiałam się. – Masz się dobrze bawić, a mną się nie martw, wszystko załatwię. Chyba nie wątpisz w moje zdolności.
- Nie i właśnie tych zdolności się boję. – powiedziała z ironią.
- Udam, że tego nie słyszałam. Miłej zabawy, Horan. – rzuciłam. Odpowiedział mi jej śmiech.
-Pa Julce. – odpowiedziała i rozłączyła się. Zerknęłam na zegarek. Fuck, późnawo a ja bez makijażu i wpół ubrana. Bluzka, potrzebuję jakiejś bluzki. I buty. I kosmetyczka. Gdzie jest do cholery kosmetyczka?!
Biegałam po całym domu od dobrych kilku minut nadal nieogarnięta.
Dzwonek do drzwi. Jezu, serio? Teraz?
Nawet nie zatroszczyłam się o odłożenie naręcza ciuchów i kilku kosmetyków, które trzymałam w ramionach. Podbiegłam do drzwi i gimnastykując się udało mi się otworzyć drzwi przy pomocy łokcia i nogi.
-Dzień dobry, Shawty. – usłyszałam znajomy zachrypnięty głos. Jego mi jeszcze brakowało. Stałam w progu ściskając w dłoniach ciuchy i tusz do rzęs i gapiłam się na niego. Super.
-Ładnie wyglądasz, powinnaś częściej się tak ubierać. – wyszczerzył się zjeżdżając wzrokiem od mojej twarzy w dół. O czym on pieprzy, nieumalowana, nie wyszykowana, nie… O kurwa. Zerknęłam w dół. Stałam przed nim w spodniach i staniku. Ja pierdole.
Momentalnie podziękowałam sobie w duchu za naręcze ubrań. Przycisnęłam je do siebie jeszcze bardziej starając się zasłonić.
-Hm, co tu robisz? –próbowałam z tego wybrnąć.
-Wiesz Julie może jednak mnie wpuścisz? Ja to ja, nie mam nic przeciwko, ale naprawdę chcesz żeby cała ulica oglądała Cię w staniku?- spojrzał na mnie szyderczo. Fakt. Jebany fakt.
Wycofałam się szybko w głąb mieszkania. Harry oczywiście razem z tym swoim ironicznym uśmieszkiem podążył za mną.
Zamknęłam za nim pośpiesznie drzwi. Brunet już otwierał usta żeby coś powiedzieć ale przerwałam mu. Nie będę z nim gadać rozebrana!
-Zaraz wrócę. Niczego nie ruszaj. – syknęłam i niemalże biegiem ruszyłam do pokoju, Usłyszałam tylko jego śmiech. Zamknęłam za sobą drzwi. Ja pieprzę. Brawo Julie. Naprawdę szacun.
Rzuciłam okiem na wyświetlacz telefonu. O kurwa, jak późno! Wskoczyłam szybko w koszulkę, szpilki, pośpiesznie przeciągnęłam rzęsy tuszem i wyleciałam z pokoju. Wprost do salonu gdzie Harry z wielkim zainteresowaniem ogadał zdjęcia stojące na komodzie.
Gdy mnie zobaczył ponownie rozciągnął usta w tym swoim wnerwiającym podstępnym uśmieszku. Przejechał po mnie wzrokiem od góry do dołu.
-I tak mi bardziej podobał się ten wcześniejszy strój. – mruknął.
Wywróciłam oczami ale zignorowałam to.
-Mam rozumieć że przyjechałeś w sprawie tych dekoracji? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Owszem. –odparł.
-To świetnie, szybko, bo się spóźnimy. – rzuciłam tylko, złapałam torebkę i ruszyłam do wyjścia.
Harry stał dalej w miejscu. Wróciłam się zniecierpliwiona.
-No idziesz w końcu? – warknęłam.
Uśmiechnął się.
-Byłaś słodkim dzieckiem. – powiedział.
Co? No tak, oglądał zdjęcia. Serio? Teraz?
-Rusz tyłek, już późno! – wskazałam dłonią zegarek. Czy on naprawdę jest tak tępy?
Czy raczej upierdliwy.
-Jak zwykle miła i czarująca. – rzucił z uśmiechem przechodząc obok mnie. Co? Pff, mistrz ironii Styles wraca.
Otworzył mi drzwi. Proszę, jaki dżentelmen.
Po raz kolejny wywróciłam oczami i wyszłam. Gdy on też wyszedł zamknęłam szybko dom. Oczywiście drzwi samochodu też mi otworzył, a jakże. Wsiadłam bez słowa.
-Najpierw po dekoracje? – rzucił.
-Tak. Tylko szybko. – zaznaczyłam. Czas leci.
-Nawet nie wiesz o co prosisz skarbie. – mruknął uśmiechając się w ten swój wkurwiający sposób i ruszył z piskiem opon.
Oh, proszę. Wywróciłam oczami. Teraz będzie się popisywał jak szybko umie jeździć tą swoją wyglancowaną zabaweczką za gruby hajs?
Pfff, sorry, ale trafiłeś na osobę, która lubi szybką jazdę i oklepanym piskiem opon i 180 na tarczy wrażenia na niej nie zrobisz.
Przyśpieszył nieznacznie. Odpuść sobie Styles, nie tym razem. Nie ta liga kobiet.
Zauważyłam, że zerka na mnie co chwilę. Zmarszczył brwi widząc moją znudzoną minę i skręcił szybko w boczną drogę. Polną drogę. TĄ drogę. MOJĄ DROGĘ. Przyśpieszył o wiele bardziej uśmiechając się z satysfakcją. Jak słowo daję jak już wysiądę mam dostać Oscara albo i trzy. Udawać znudzoną i obojętną podczas gdy masz ochotę drzeć się i śmiać z frajdy jaką sprawia tak szybka jazda to nie byle jaka rola. Przygryzałam wnętrze policzka z całej siły.
Słyszałam ryk silnika, melodia. Wiatr. Pył za nami. Skupiony i szczęśliwy wzrok Stylesa. Myślałam że taka jazda moim samochodem to szczyt szczęścia. Ale taka jazda BMW to dopiero zajebista zajebistość.
Uwielbiałam taką jazdę. Ale jestem też uparta. Więc siedziałam tam jak znudzone 5-letnie dziecko patrząc przed siebie obojętnym wzrokiem.
Gdy dotarliśmy do normalnej ulicy i na teren zabudowany Harry zwolnił nieco. Zerknęłam na niego. Widać było że jest zawiedziony, ale starał się to ukryć. HA, kolejny punkt dla mnie!
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Wysiadłam bez słowa, chociaż nie mogłam powstrzymać uśmieszku tryumfu na mojej twarzy. Byłam z siebie tak bardzo zadowolona. Chociaż raz to ja odgryzłam się jemu. FUCK YEAH.
Wręcz tanecznym krokiem ruszyłam do wejścia. Czułam jego wzrok na moim tyłku, ale teraz mnie to nie obchodziło. Wręcz jeszcze bardziej kołysałam biodrami. Możesz mi naskoczyć Styles!
Przed samym wejściem mnie wyprzedził żeby otworzyć mi drzwi. Oh, dziękuję.
Nie wyglądał na zadowolonego swoją porażką. HA!
Wyszczerzona sama do siebie podeszłam do przyjaźnie wyglądającej kobiety w średnim wieku. Na plakietce widniało imię Chloe.
-Dzień dobry. Chciałabym odebrać dekoracje ślubne. – uśmiechnęłam się do niej. Odpowiedziała mi tym samym.
-Na jakie nazwisko?
-Levine. – Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku jakiegoś, hm, zaplecza?
-Tak, wszystko jest. – odparła wskazując kilka pudeł ustawionych pod ścianą. Oh, Harry dżentelmenie będziesz miał co nosić.
-Proszę tylko podpisać. – podała mi kilka dokumentów. Złożyłam szybko podpis i obejrzałam się za Harry`m. Oglądał z zainteresowaniem jakieś różowe dekoracje. Serio?
-Harry! – zawołałam go. Od razu ruszył w moim kierunku uśmiechając się.
-Słucham skarbie? – rzucił słodko. Wywróciłam oczami.
-Piękna z Was para. – usłyszałam głos owej Chloe. Co?
Patrzyła na nas z szerokim uśmiechem.
Harry zaśmiał się na te słowa. To nie było śmieszne.
Przyciągnął mnie do swojego boku obejmując w talii.
-Też tak uważam. – powiedział szczerząc się. Pff jeszcze czego?
-Na kiedy mają państwo termin ślubu? Chyba niedługo. – Chloe ciągnęła dalej tą głupią dyskusję.
-Za miesiąc. – odparł Harry. Spojrzałam na niego. Serio Styles?
Odsunęłam się teatralnie od niego.
-Zajmiesz się tymi pudłami? – zapytałam go przesłodzonym tonem. Ja Ci dam miesiąc…
-Oczywiście kochanie. – odparł wyszczerzając się. Kobieta tylko uśmiechnęła się po raz kolejny. Jeeeny.
Na szczęście chłopak nie odzywał się więcej tylko zaczął przenosić pudła do samochodu.
Sama wzięłam najmniejsze pudło, które wyglądało na najlżejsze i ruszyłam za nim. Niemal natychmiast doskoczył do mnie i wziął je ode mnie.
-Zostaw skarbie, ja się tym zajmę. – puścił mi oczko. Co za irytujący typ.
Nie zostało mi nic poza podziwianiem tych samych ozdób, na które patrzył sam Harry kilkanaście minut temu. Słodkie serduszka, amorki, różyczki, róż, biel, czerwień, znak nieskończoności, obrączek… Aaahh rzygam tęczą. Ale nie powiem, Lucy miała fajnie. Kochający chłopak, ślub, wesele… Bajka.
-Gotowe. – Harry pojawił się obok mnie. Otrząsnęłam się szybko z zamyślenia i wyszliśmy.
-Strasznie to kiczowate, nie sądzisz? – zapytał gdy już wsiedliśmy.
-Co? –nie załapałam.
-Mówię o tym różowym gównie, które oglądałaś. –mruknął ruszając.
-Dla niektórych to różowe gówno jest ważne. – odparłam. Też wybrał temat do rozmowy.
-Taka ściema.
-Ale sprawia frajdę. – wzruszyłam ramionami.
-Ty też marzysz o ślubie naszpikowanym różowymi kokardkami, falbankami, serduszkami, amorkami i innymi duperelami? – zerknął na mnie.
Dobre pytanie.
-Podejrzewam, że gdyby przyszło co do czego to bym się tym jarała jak mała dziewczynka. – odparłam. Kurde, już bym się jarała. Głupota, ale taka… urocza? Ale sam ślub już trochę mniej fajny.
-Nie wyglądasz na taką. – odpowiedział.
-To znaczy? – spojrzałam na niego. Wow, chyba pierwszy raz rozmawialiśmy tak bez sarkazmu co drugie słowo.
-To znaczy czekającą na księcia z bajki, bajkowy ślub z tymi wszystkimi przesłodzonymi gadżetami. – rozwinął. Aha?
-A ty za to wyglądasz idealnie na typa, który myśli, że zrobi wrażenie na dziewczynie jadąc swoją odpicowaną furą kilkaset kilometrów na godzinę. – Momentalnie atmosfera normalnej rozmowy rozpłynęła się.
Uśmiech znikł z jego twarzy. Trafiłam.
-Może chodziło mi o to, żebyś dobrze się ze mną bawiła? Ale ty przecież tak nie umiesz. Pochorowałabyś się jakbyś nie była wredna. – odparł.
Co?
-Może dlatego, że nie popadam w uwielbienie do ludzi, którzy poznają mnie przez włamanie się do mojego mieszkania i wyniesienie mnie z niego siłą? - skrzyżowałam ramiona na piersiach.
-Może dlatego, że byłaś na tyle uparta i antyspołeczna, że nie dało się z Tobą inaczej?
-Antyspołeczna? – aż się zaniosłam. Co on sobie do cholery wyobraża? – A jak inaczej nazwiesz swoje zachowanie? – zerkał na mnie co chwila.
-Ja przynajmniej nie staram się nikomu na siłę zaimponować jakąś marną popisówą ! – wypaliłam. Ja aspołeczna!
-Oj Shawty wyluzuj. Chciałem, żeby było fajnie. Myślałem, że lubisz jeździć. Ale jak widać jesteś sztywna chociaż nie wyglądasz. – wzruszył ramionami.
-Sztywna? – No chyba się przesłyszałam. – Jedziemy po zaproszenia, a potem Ci pokażę, jaka ja jestem ,,sztywna” . –burknęłam.
Uśmiechnął się od razu.
-Kusisz mała, kusisz. – mruknął. Nie odezwałam się.
Odebraliśmy zaproszenia. Jezu, ile tego. I jeszcze mamy to wszystko do jutra wypisać. No świetnie. Ale kij z tym. Mam wazniejszą sprawę w tym momencie. Wyprzedziłam Styles`a w drodze do samochodu i stanęłam po stronie kierowcy.
-Kluczyki. – rzuciłam do zdziwionego chłopaka.
_________________________________________________________________________
Siemano misie :3
14 długa mi wyszła :o
ale yolo, ZACZĘLIŚMY Z YOU`RE THE REASON! :D
piszcie jak wrażenia, naprawdę bardzo potrzebuję waszego wsparcia bo dopiero zaczynam :)
soł naprawdę będę max wdzięczna za komentarze
dedykacja dla mojej kochanej siostrzyczki <33
lovju soł macz baee :3
Aśś