środa, 30 lipca 2014

14. Keys.

  DEDYKACJA  DLA AGI MOJEJ <3 
*oczami Julie*
Wzięłam głęboki oddech i w ten oto sposób wróciłam do reszty. Starałam się udawać, że nie widzę natarczywego wzroku Styles`a. Jedyne na czym się skupiałam, była roześmiana osoba Lucy rozmawiająca w tym momencie z Niall`em i Liam`em. Muszę jakoś to odkręcić. Albo może Styles tylko żartował? Może to Geo będzie świadkiem? BOŻE, BŁAGAM OBY TAK BYŁO. Niestety nie mam możliwości dopadnięcia Lucy. Dobra, poczekam. Usiadłam do stołu, przybrałam obojętny wyraz twarzy i wdałam się jak najszybciej w rozmowę z Perrie. Kątem oka monitorowałam sytuację, która wcale się nie zmieniała. Lucy gada z Niall`em. Styles się na mnie gapi i udaje, że słucha Zayna. Lucy śmieje się z żartu Liama. Styles się na mnie gapi. Lucy słucha opowieści Geo. Styles udaje ze robi to samo i gapi się na mnie. JAPIERDOLE.
Mogę już umrzeć?
Wytrwałam tak dobre dwie godziny. W końcu Louis oznajmił, że muszą się już zwijać. Och, ulga. Nie to żeby mi przeszkadzali, zdążyłam się do nich wszystkich przywiązać, ale obecność Styles`a strasznie mnie męczyła i desperacko chciałam w końcu pozbyć się jego towarzystwa. No i w końcu porozmawiać z Lucy. Wszyscy wstali i zaczęliśmy się żegnać. Perrie, Liam, Zayn, Geo, Louis, O Cholerka. Styles.
-Do zobaczenia Shawty. – mruknął przyciągając mnie do siebie i muskając ustami mój policzek.
-Cześć. – odparłam tylko, szybko się odsuwając. Spojrzał na mnie rozbawiony ale nic więcej nie powiedział. Puścił mi tylko oczko i skierował się do drzwi. NARESZCIE. Złapałam swoją torebkę i korzystając z chwili złapałam za ramię Lucy lekko odciągając ją na bok.
-Levine, zaraz wyjdę, ty mnie odprowadzisz. Mamy do pogadania. – wycedziłam tylko nie przestając się sztucznie uśmiechać. Lucy była delikatnie mówiąc zaskoczona, ale zrozumiała, że chodzi o coś ważnego.
-Cześć Niall.- rzuciłam podchodząc do drzwi.
-Pa Julce. – odpowiedział wesoło blondyn obejmując Lucy luźno w talii. Słodko. Nie sposób się nie  uśmiechnąć.
-Odprowadzę Cię. – powiedziała Lucy. Niall wyglądał na nieco zdziwionego ale nic nie powiedział tylko pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie na pożegnanie. Wyszłyśmy. No w końcu.
-No co jest Julce? – zapytała od razu.
-Czy Styles jest świadkiem na waszym ślubie?
-No… tak. – odpowiedziała. No, zajebiście.
-Czemu mi nie powiedziałaś? – jęknęłam.
-Nie pytałaś. – powiedziała tylko patrząc na mnie niezrozumiale.
BO NIE POMYŚLAŁAM, ZE ŚWIADKIEM BĘDZIE STYLES?
-A to coś złego? Myślałam, że się lubicie. – popatrzyła na mnie. Taa.
-Nie chodzi o to, że go nie lubię. – Och, tylko mnie wkurwia. – Po prostu… Myślałam ze to będzie Geo czy któryś  z chłopaków… Z Harry`m jakoś… Dziwnie się… dogadujemy. – wystękałam ostatnie słowa.
-Blackburn powiedz mi normalnie tak żebym zrozumiała co jest grane, bo pieprzysz głupoty.- zmarszczyła brwi i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej.  To przerażające jak dobrze mnie zna.
-Mam problem z tym kolesiem. Dlatego nie leży mi nasze wspólne świadkowanie. – mruknęłam.
-To dziwne. – zmarszczyła nos i spojrzała na mnie badawczo. Hm? – Harry był bardzo za tym, żebyś była drugim świadkiem.
Zaraz, co proszę?
-No co tak patrzysz? – zapytała. Musiałam mieć dobrą minę.
-Styles wiedział, ze chcesz mnie o to zapytać? Był za tym? – drążyłam jak głupia.
-Tak? – przeciągnęła wymownie.
-Oh. – Mój ulubiony komentarz. A nie, sorry, lepsze by było ojacieszpierkurwadole.
-Więc w czym problem? – popatrzyła na mnie.
We wszystkim.
-Już w niczym. – odparłam. – Nieważne.
Brawo Julce, zamiast normalnie jej powiedzieć jak przyjaciółce to ty kręcisz.
-Nie wiem o co chodzi, ale się dowiem. – powiedziała tylko patrząc na mnie podejrzliwie. – Anyway, Julce, od przyszłego tygodnia zaczniemy przygotowania bo mało czasu zostało, a czas leci. – rozpromieniła się na te słowa. Ah, miłość.
-Czyli czeka nas ciekawy tydzień? – zapytałam uśmiechając się szeroko. Jej entuzjazm był zaraźliwy.
-Tak właściwie to nas czeka za tydzień. Ale na Ciebie liczę już teraz. – przygryzła wargę. Co?
-W jakim sensie? – zapytałam.
-No bo… Mamy jechać teraz do rodziców Niall`a… A w tym czasie jest jedyny wolny termin, żeby pozałatwiać zaproszenia, powypisywać je… I właściwie to mam nadzieję, że pomożesz mi to jakoś ogarnąć. – popatrzyła na mnie błagalnie.
-Mów jak to planujesz. – rzuciłam tylko. Lucy pomogę zawsze. Uśmiechnęła się od razu.
-No więc w poniedziałek mamy jechać do Mullingar, w środę po drodze mamy umówione spotkania dotyczące ceremonii, wesela i tej prawnej roboty. W czwartek mamy jeszcze do załatwienia sprawę dekoracji i obrączki. No i w czwartek w tym samym czasie, tu w Northland jest jedyny termin, żeby odebrać dekoracje i zaproszenia.  I tu mam do Ciebie prośbę, bo się nie wyrobimy naraz w dwóch miejscach…
-Pewnie, Lu. – przerwałam z uśmiechem. Taki problem to nie problem.
-Jejku Julce kocham Cię! – przytuliła mnie mocno. Zaśmiałam się. – Obiecuję, że Styles będzie Ci pomagał, żebyś nie miała za dużo roboty, - momentalnie się skrzywiłam na jej słowa.
-Poradzę sobie sama. – powiedziałam.
-Nie ma takiej opcji kochana. Jestem Ci i tak bardzo wdzięczna. A Harry też musi się jakoś wykazać. No i wypisywanie tylu zaproszeń to robota na praktycznie cały dzień jak nie więcej. A w piątek musimy powysyłać. – powiedziała.
Ups.
-No okej, - odpowiedziałam tylko. To się Blackburn wpakowałaś…

*oczami Harry`ego*
Siedziałem znudzony przed telewizorem. Jak zwykle nic ciekawego.
Ale przynajmniej mam święty spokój.
Dzwonek telefonu. Oho, już się ponudziłem. Zerknąłem na wyświetlacz. Lucy.
-Halo?
-Hej Hazz.
-No cześć mała. – uśmiechnąłem się sam do siebie. Jej wesoły głos sprzyjał uśmiechowi.
-Jest sprawa. W tym tygodniu ja i Niall jedziemy do Mullingar i pozałatwiać kilka spraw. A ty masz okazję wykazać się jako świadek.
-Mam jechać z wami i pilnować, żebyście byli grzeczni?- nie mogłem się powstrzymać przed powkurzaniem jej.
-Nie Haroldzie, masz ważniejsze zadanie. Pomożesz Julie.
O.
O.
Oooo.
Uśmiechnąłem się szerzej. No bardzo chętnie.
-Spoko. – odpowiedziałem.
-Nie chcesz wiedzieć co będziecie robić? – Hm, już ja bym lepiej zaplanował co byśmy mieli robić. No ale niech będzie.
-Co będziemy robić? – zapytalem posłusznie.
-Odebrać dekoracje, wypisywać zaproszenia. Takie tam.
-Okej. – powiedziałem zadowolony.
-Dzięki Harry. Tylko masz jej pomóc a nie się obijać. Pa.-ostrzegła.
-Jasne. Cześć Lu. –rozłączyłem się.
Zapowiada się miły tydzień.

-kilka dni później, poniedziałek-
*oczami Julie*
-Tak wiem, spokojnie, poradzę sobie. – uspokajałam po raz kolejny Lucy.
-Pamiętaj, ze gdyby były jakieś problemy to dzwońcie. – powiedziała zmartwiona. Zsunęłam się po poręczy schodów z telefonem w ręku, jednocześnie próbując założyć spodnie.
-Luz Lucy, odpręż się i przygotuj na pokazywanie wszystkim pierścionka i czułości z rodziną Niall`a a nie martwisz się o głupoty. – uśmiechnęłam się do siebie.
-I tak się będę martwić. A poza tym trochę się denerwuję. Rodzice Niall`a, Greg z żoną i Theo, kilka ciotek, ok. Ale dzisiaj poznam tyle ludzi, że… -wzięła oddech.- Mam ochotę uciec z krzykiem.
-Ej, Levine co ty. Tchórzysz przed kilkoma babciami i dziećmi? Ty?- zaśmiałam się. – Masz się dobrze bawić, a mną się nie martw, wszystko załatwię. Chyba nie wątpisz w moje zdolności.
- Nie i właśnie tych zdolności się boję. – powiedziała z ironią.
- Udam, że tego nie słyszałam. Miłej zabawy, Horan. – rzuciłam. Odpowiedział mi jej śmiech.
-Pa Julce. – odpowiedziała i rozłączyła się. Zerknęłam na zegarek. Fuck, późnawo a ja bez makijażu i wpół ubrana. Bluzka, potrzebuję jakiejś bluzki. I buty. I kosmetyczka. Gdzie jest do cholery kosmetyczka?!
Biegałam po całym domu od dobrych kilku minut nadal nieogarnięta.
Dzwonek do drzwi. Jezu, serio? Teraz?
Nawet nie zatroszczyłam się o odłożenie naręcza ciuchów i kilku kosmetyków, które trzymałam w ramionach. Podbiegłam do drzwi i gimnastykując się udało mi się otworzyć drzwi przy pomocy łokcia i nogi.
-Dzień dobry, Shawty. – usłyszałam znajomy zachrypnięty głos. Jego mi jeszcze brakowało. Stałam w progu ściskając w dłoniach ciuchy i tusz do rzęs i gapiłam się na niego. Super.
-Ładnie wyglądasz, powinnaś częściej się tak ubierać. – wyszczerzył się zjeżdżając wzrokiem od mojej twarzy w dół. O czym on pieprzy, nieumalowana, nie wyszykowana, nie… O kurwa. Zerknęłam w dół. Stałam przed nim w spodniach i staniku. Ja pierdole.
Momentalnie podziękowałam sobie w duchu za naręcze ubrań. Przycisnęłam je do siebie jeszcze bardziej starając się zasłonić.
-Hm, co tu robisz? –próbowałam z tego wybrnąć.
-Wiesz Julie może jednak mnie wpuścisz? Ja to ja, nie mam nic przeciwko, ale naprawdę chcesz żeby cała ulica oglądała Cię w staniku?- spojrzał na mnie szyderczo. Fakt. Jebany fakt.
Wycofałam się szybko w głąb mieszkania. Harry oczywiście razem z tym swoim ironicznym uśmieszkiem podążył za mną.
Zamknęłam za nim pośpiesznie drzwi. Brunet już otwierał usta żeby coś powiedzieć ale przerwałam mu. Nie będę z nim gadać rozebrana!
-Zaraz wrócę. Niczego nie ruszaj. – syknęłam i niemalże biegiem ruszyłam do pokoju, Usłyszałam tylko jego śmiech. Zamknęłam za sobą drzwi. Ja pieprzę. Brawo Julie. Naprawdę szacun.
Rzuciłam okiem na wyświetlacz telefonu. O kurwa, jak późno! Wskoczyłam szybko w koszulkę, szpilki, pośpiesznie przeciągnęłam rzęsy tuszem i wyleciałam z pokoju. Wprost do salonu gdzie Harry z wielkim zainteresowaniem ogadał zdjęcia stojące na komodzie.
Gdy mnie zobaczył ponownie rozciągnął usta w tym swoim wnerwiającym podstępnym uśmieszku. Przejechał po mnie wzrokiem od góry do dołu.
-I tak mi bardziej podobał się ten wcześniejszy strój. – mruknął.
Wywróciłam oczami ale zignorowałam to.
-Mam rozumieć że przyjechałeś w sprawie tych dekoracji? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Owszem. –odparł.
-To świetnie, szybko, bo się spóźnimy. – rzuciłam tylko, złapałam torebkę i ruszyłam do wyjścia.
Harry stał dalej w miejscu. Wróciłam się zniecierpliwiona.
-No idziesz w końcu? – warknęłam.
Uśmiechnął się.
-Byłaś słodkim dzieckiem. – powiedział.
Co? No tak, oglądał zdjęcia. Serio? Teraz?
-Rusz tyłek, już późno! – wskazałam dłonią zegarek. Czy on naprawdę jest tak tępy?
Czy raczej upierdliwy.
-Jak zwykle miła i czarująca. – rzucił z uśmiechem przechodząc obok mnie. Co? Pff, mistrz ironii Styles wraca.
Otworzył mi drzwi. Proszę, jaki dżentelmen.
Po raz kolejny wywróciłam oczami i wyszłam. Gdy on też wyszedł zamknęłam szybko dom. Oczywiście drzwi samochodu też mi otworzył, a jakże. Wsiadłam bez słowa.
-Najpierw po dekoracje? – rzucił.
-Tak. Tylko szybko. – zaznaczyłam. Czas leci.
-Nawet nie wiesz o co prosisz skarbie. – mruknął uśmiechając się w ten swój wkurwiający sposób i ruszył z piskiem opon.
Oh, proszę. Wywróciłam oczami. Teraz będzie się popisywał jak szybko umie jeździć tą swoją wyglancowaną zabaweczką za gruby hajs?
Pfff, sorry, ale trafiłeś na osobę, która lubi szybką jazdę i oklepanym piskiem opon i 180 na tarczy wrażenia na niej nie zrobisz.
Przyśpieszył nieznacznie. Odpuść sobie Styles, nie tym razem. Nie ta liga kobiet.
Zauważyłam, że zerka na mnie co chwilę. Zmarszczył brwi widząc moją znudzoną minę i skręcił szybko w boczną drogę. Polną drogę. TĄ drogę. MOJĄ DROGĘ. Przyśpieszył o wiele bardziej uśmiechając się z satysfakcją. Jak słowo daję jak już wysiądę mam dostać Oscara albo i trzy. Udawać znudzoną i obojętną podczas gdy masz ochotę drzeć się i śmiać z frajdy jaką sprawia tak szybka jazda to nie byle jaka rola. Przygryzałam wnętrze policzka z całej siły.
Słyszałam ryk silnika, melodia. Wiatr. Pył za nami. Skupiony i szczęśliwy wzrok Stylesa. Myślałam że taka jazda moim samochodem to szczyt szczęścia. Ale taka jazda BMW to dopiero zajebista zajebistość.
Uwielbiałam taką jazdę. Ale jestem też uparta. Więc siedziałam tam jak znudzone 5-letnie dziecko patrząc przed siebie obojętnym wzrokiem.
Gdy dotarliśmy do normalnej ulicy i na teren zabudowany Harry zwolnił nieco. Zerknęłam na niego. Widać było że jest zawiedziony, ale starał się to ukryć. HA, kolejny punkt dla mnie!
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Wysiadłam bez słowa, chociaż nie mogłam powstrzymać uśmieszku tryumfu na mojej twarzy. Byłam z siebie tak bardzo zadowolona. Chociaż raz to ja odgryzłam się jemu. FUCK YEAH.
Wręcz tanecznym krokiem ruszyłam do wejścia. Czułam jego wzrok na moim tyłku, ale teraz mnie to nie obchodziło. Wręcz jeszcze bardziej kołysałam biodrami. Możesz mi naskoczyć Styles!
Przed samym wejściem mnie wyprzedził żeby otworzyć mi drzwi. Oh, dziękuję.
Nie wyglądał na zadowolonego swoją porażką. HA!
Wyszczerzona sama do siebie podeszłam do przyjaźnie wyglądającej kobiety w średnim wieku. Na plakietce widniało imię Chloe.
-Dzień dobry. Chciałabym odebrać dekoracje ślubne. – uśmiechnęłam się do niej. Odpowiedziała mi tym samym.
-Na jakie nazwisko?
-Levine.  – Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku jakiegoś, hm, zaplecza?
-Tak, wszystko jest. – odparła wskazując kilka pudeł ustawionych pod ścianą. Oh, Harry dżentelmenie będziesz miał co nosić.
-Proszę tylko podpisać. – podała mi kilka dokumentów. Złożyłam szybko podpis i obejrzałam się za Harry`m. Oglądał z zainteresowaniem jakieś różowe dekoracje. Serio?
-Harry! – zawołałam go. Od razu ruszył w moim kierunku uśmiechając się.
-Słucham skarbie? – rzucił słodko. Wywróciłam oczami.
-Piękna z Was para. – usłyszałam głos owej Chloe. Co?
Patrzyła na nas z szerokim uśmiechem.
Harry zaśmiał się na te słowa. To nie było śmieszne.
Przyciągnął mnie do swojego boku obejmując w talii.
-Też tak uważam. – powiedział szczerząc się. Pff jeszcze czego?
-Na kiedy mają państwo termin ślubu? Chyba niedługo. – Chloe ciągnęła dalej tą głupią dyskusję.
-Za miesiąc. – odparł Harry. Spojrzałam na niego. Serio Styles?
Odsunęłam się teatralnie od niego.
-Zajmiesz się tymi pudłami? – zapytałam go przesłodzonym tonem. Ja Ci dam miesiąc…
-Oczywiście kochanie. – odparł wyszczerzając się. Kobieta tylko uśmiechnęła się po raz kolejny. Jeeeny.
Na szczęście chłopak nie odzywał się więcej tylko zaczął przenosić pudła do samochodu.
Sama wzięłam najmniejsze pudło, które wyglądało na najlżejsze i ruszyłam za nim. Niemal natychmiast doskoczył do mnie i wziął je ode mnie.
-Zostaw skarbie, ja się tym zajmę. – puścił mi oczko. Co za irytujący typ.
Nie zostało mi nic poza podziwianiem tych samych ozdób, na które patrzył sam Harry kilkanaście minut temu. Słodkie serduszka, amorki, różyczki, róż, biel, czerwień, znak nieskończoności, obrączek… Aaahh rzygam tęczą. Ale nie powiem, Lucy miała fajnie. Kochający chłopak, ślub, wesele… Bajka.
-Gotowe. – Harry pojawił się obok mnie. Otrząsnęłam się szybko z zamyślenia i wyszliśmy.
-Strasznie to kiczowate, nie sądzisz? – zapytał gdy już wsiedliśmy.
-Co? –nie załapałam.
-Mówię o tym różowym gównie, które oglądałaś. –mruknął ruszając.
-Dla niektórych to różowe gówno jest ważne. – odparłam. Też wybrał temat do rozmowy.
-Taka ściema.
-Ale sprawia frajdę. – wzruszyłam ramionami.
-Ty też marzysz o ślubie naszpikowanym różowymi kokardkami, falbankami, serduszkami, amorkami i innymi duperelami? – zerknął na mnie.
Dobre pytanie.
-Podejrzewam, że gdyby przyszło co do czego to bym się tym jarała jak mała dziewczynka. – odparłam. Kurde, już bym się jarała. Głupota, ale taka… urocza? Ale sam ślub już trochę mniej fajny.
-Nie wyglądasz na taką. – odpowiedział.
-To znaczy? – spojrzałam na niego. Wow, chyba pierwszy raz rozmawialiśmy tak bez sarkazmu co drugie słowo.
-To znaczy czekającą na księcia z bajki, bajkowy ślub z tymi wszystkimi przesłodzonymi gadżetami. – rozwinął. Aha?
-A ty za to wyglądasz idealnie na typa, który myśli, że zrobi wrażenie na dziewczynie jadąc swoją odpicowaną furą kilkaset kilometrów na godzinę. – Momentalnie atmosfera normalnej rozmowy rozpłynęła się.
Uśmiech znikł z jego twarzy. Trafiłam.
-Może chodziło mi o to, żebyś dobrze się ze mną bawiła? Ale ty przecież tak nie umiesz. Pochorowałabyś się jakbyś nie była wredna. – odparł.
Co?
-Może dlatego, że nie popadam w uwielbienie do ludzi, którzy poznają mnie przez włamanie się do mojego mieszkania i wyniesienie mnie z niego siłą?  - skrzyżowałam ramiona na piersiach.
-Może dlatego, że byłaś na tyle uparta i antyspołeczna, że nie dało się z Tobą inaczej?
-Antyspołeczna? – aż się zaniosłam. Co on sobie do cholery wyobraża? – A jak inaczej nazwiesz swoje zachowanie? – zerkał na mnie co chwila.
-Ja przynajmniej nie staram się nikomu na siłę zaimponować jakąś marną popisówą ! – wypaliłam. Ja aspołeczna!
-Oj Shawty wyluzuj. Chciałem, żeby było fajnie. Myślałem, że lubisz jeździć. Ale jak widać jesteś sztywna chociaż nie wyglądasz. – wzruszył ramionami.
-Sztywna? – No chyba się przesłyszałam. – Jedziemy po zaproszenia, a potem Ci pokażę, jaka ja jestem ,,sztywna” . –burknęłam.
Uśmiechnął się od razu.
-Kusisz mała, kusisz. – mruknął. Nie odezwałam się.
Odebraliśmy zaproszenia. Jezu, ile tego. I jeszcze mamy to wszystko do jutra wypisać. No świetnie. Ale kij z tym. Mam wazniejszą sprawę w tym momencie. Wyprzedziłam Styles`a w drodze do samochodu i stanęłam po stronie kierowcy.
-Kluczyki. – rzuciłam do zdziwionego chłopaka.
_________________________________________________________________________
   Siemano misie :3 
 14 długa mi wyszła :o 
ale yolo, ZACZĘLIŚMY Z YOU`RE THE REASON! :D 
piszcie jak wrażenia, naprawdę bardzo potrzebuję waszego wsparcia bo dopiero zaczynam :)
soł naprawdę będę max wdzięczna za komentarze

dedykacja dla mojej kochanej siostrzyczki <33
lovju soł macz baee :3

Aśś

piątek, 25 lipca 2014

13. Sweater Weather

*oczami Dylana*
-Poczekaj chwilę Julce… - mruknąłem ostrożnie puszczając talię brunetki bojąc się, że gdy tylko ją puszczę, ta się wywali.
Ale o dziwo stała, nawet się nie chwiała. Tylko dobry nastrój jej nie odpuszczał.
-Zimno tu! – jęknęła, ale zaraz się roześmiała. Staliśmy przed jej domem, a ja uparcie szukałem kluczyków do jej domu w jej torebce. Taka niepozorna, malutka, a nawet w takiej za chuja nie można nic znaleźć.
- 'Cause it's too coooooooold
For you here and now
So let me hoooooooooold
Both your hands in the holes of my sweater !* – zaczęła nagle śpiewać i tańczyć.
Popatrzyłem na nią I wybuchnąłem śmiechem. Nie wierzę.
-Jesteś pewna, że wzięłaś w ogóle te klucze?
- She knows what I think about
And what I think about
One love, two mouths!*
Czyli się dowiedziałem. Tak w ogóle, czy ona śpiewała od tyłu?...
Nieważne.
SĄ!
Wręcz z uwielbieniem przekręciłem klucze w zamku.
Objąłem Julie w pasie.
-Wchodzimy mała. – mruknąłem lekko ją popychając do środka.
-No shirt, no blouse
Just us, you find out
Nothing that I wouldn't wanna tell you about, no ! – śpiewała dalej.
Westchnąłem tylko i zamknąłem za nami drzwi.  Julie uwiesiła na mnie.
Przez chwilę miałem wrażenie, że zasnęła z głową na mojej klatce piersiowej.
-Jesteś wygodny Dyluś. – mruknęła pod nosem.
-To, ze się nawaliłaś nie uprawnia Cię do używania tej ksywki, Shawty. – powiedziałem celowo używając jej własnej ksywki, której tak nie lubi.
-Pierdol się. – jęknęła i uderzyła pięścią w moją klatkę piersiowej, do której była przytulona.
Jej uderzenie w rzeczywistości wyglądało tak, że po prostu niedbale opuściła dłoń zwiniętą w pięść na moje ciało. Zachichotałem tylko i zacząłem się przemieszczać w stronę jej sypialni.
-Potańczymy? – mruknęła.
-Blackburn, ty już się dzisiaj natańczyłaś. – parsknąłem otwierając drzwi jej sypialni.
-Będziemy się pieprzyć? – zapytała nagle.
CO?
Aż stanąłem w miejscu. Rozkojarzona rzuciła okiem na łóżko i na mnie.
Ta to ma pomysły.
-Nie, nie będziemy się pieprzyć. – mruknąłem sadzając ją na łóżku.
-Czemu?
UH.
-Bo jesteś nawalona, Julce. – parsknąłem i usiadłem za nią.  Rozsunąłem powoli jej sukienkę.
-To po co mnie rozbierasz?
DZIEWCZYNO.
-Żebyś mogła do jutra wytrzeźwieć. – zaśmiałem się. Wniosek? Pijana Julie to najlepsza Julie.
-Czyli nie będziemy się pieprzyć? – była kompletnie nawalona.  Ledwo kontaktowała.
-Pomyślimy jak będziesz trzeźwa, Shawty. – zachichotałem podając jej koszulkę.
Jest niemożliwa.
-Nie mów tak na mnie. – skrzywiła się jak małe dziecko.
Wstała chwiejąc się nieco i zsunęła z siebie sukienkę. Cholera. Tak samo bardzo jak nie chciałem tego robić, tak szybko się odwróciłem, żeby na nią nie patrzeć.
I tak by nie pamiętała. Kurwa mać.
-Już. – usłyszałem jej głos.
Odwróciłem się do niej. Miała na sobie koszulkę i spodenki.
-No dobra, to  teraz do łóżka i trzeźwiejemy. – odetchnąłem.
-Ale mieliśmy tańczyć… - zaprotestowała marudnie.
-Potańczymy innym razem. – przewróciłem oczami. No jak dziecko.
Julie ku mojej uldze z nieszczęśliwą miną położyła się do łóżka.
Odetchnąłem i podszedłem do niej, przykrywając ją.
-Dobranoc Julce. – mruknąłem.
-Cześć. – jęknęła wtulając się w pościel.
-Widzimy się za jakiś czas mała. – dodałem szeptem, musnąłem ustami jej czoło i wyszedłem z pokoju.
Na dole włączyłem telewizor i przygotowałem sobie kanapę. Spojrzałem na zegarek. Zostało mi równe 5 godzin snu i muszę wracać do Heatherfield.


*tydzień później*
Obudził mnie uporczywy dźwięk mojego telefonu.
Jeny, kto normalny dzwoni w środku nocy? Zrezygnowana odkopałam się spod kołdry. Rzut oka na zegarek. Hm, 12:53, ładna mi noc. Sięgnęłam po telefon. Z ekranu patrzyła na mnie uśmiechnięta twarz Lucy.
-Halo? – rzuciłam do telefonu.
-Hej, Julce! – jej wesoły głos sprawił, ze mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie dało się inaczej.
-Cześć Lu.
-Słuchaj, miałyśmy się dzisiaj o 14 spotkać w kawiarni, ale chyba nie dam rady. Może mogłabyś zamiast tego wpaść do mnie koło 15? Bo mam ważną sprawę do Ciebie.
-Pewnie, nie ma sprawy. – odpowiedziałam.
-Super, dzięki J. To pa. – rzuciła wesoło.
-No pa. – odpowiedziałam w ten sam sposób. Rzuciłam krótkie spojrzenie w lustro.
15. Do tego czasu zdążę się doprowadzić do stanu godnego ludzkiego oka.
*jakiś czas później*
Szłam do domu Lucy. Zdążyłam poznać Niall`a. Właściwie, to dzień po kolacji ze Styles`em. Widziałam się z Lucy i tak wyszło. Całkiem spoko chłopak. A Lucy jest z nim szczęśliwa, aż miło popatrzeć.
Harry od czasu ostatniego spotkania wysłał sms`a. Co u mnie. Nie odpisałam. Czemu? Dobre pytanie.
Ale zamiast przejmować się Styles`em skupiłam się na Lucy. Tak. I na Vicki. Dogadywałyśmy się razem. Mogę śmiało powiedzieć, że mam dwie wspaniałe przyjaciółki.
W życiu nie spodziewałam się, że ktokolwiek z nazwiskiem Levine stanie mi się tak bliski w tak krótkim czasie.
Właściwie do pełni szczęścia brakowało mi tylko fajnej pracy. Eh.
Zadzwoniłam do drzwi Lucy. Po kilku sekundach w drzwiach stała już uśmiechnięta brunetka.
-Hej Julce. – rzuciła wesoło i przywitała się ze mną buziakiem w policzek.
-Cześć Lu. – odpowiedziałam i weszłyśmy w głąb domu.
-Wybacz, że tak namieszałam ale w zamian za to zostajesz u nas na obiad. – powiedziała wesoło.
-Lucy, przecież nie ma sprawy.- zaśmiałam się.
-To nie jest zwykły obiad J. –powiedziała z uśmiechem.- A ty też musisz na nim być.
-Muszę?
-Zdecydowanie. Ale mam jeszcze jedną bardzo ważną sprawę.
-No właśnie, o tym miałyśmy pogadać. Mów co jest. –usadowiłam się na sofie.
-No bo… Właściwie to jest pytanie moje i Niall`a… - mruknęła i przygryzła lekko wargę nie przestając się uśmiechać.
-No jedziesz mała. – zaśmiałam się. Zawtórowała mi.
-Będziesz moim świadkiem na ślubie? – zapytała podekscytowanym głosem. Co?
ŁOOO.
Fakt, zakomunikowała mi jakiś czas temu, że mam się pojawić obowiązkowo na ślubie i weselu no ale… świadek. JEJ.
-Jejku Lu, pewnie, że tak! – wręcz pisnęłam. Wspierać w ten sposób Lucy w takim ważnym dniu to świetna sprawa. Zdecydowanie jeszcze bardziej cieszyłam się tym ślubem!
-KOCHAM CIĘ JULCE! – wykrzyknęła Lucy i rzuciła mi się na szyję. Kochana wariatka. Zachowywałam się jak ona. Zaczęłyśmy się śmiać i jarać jak jakieś idiotki, ale i tak czułam się świetnie. Bycie świadkiem na ślubie przyjaciółki to fantastyczna rzecz.
-Ej, czy ja będę musiała mieć jakąś fioletową albo różową kieckę jak w tych wszystkich komediach romantycznych? – zmarszczyłam brwi. Lucy się roześmiała.
-Ty w różowej kiecce? – zapytała poważniejąc. Chwila ciszy. I znowu zaczęłyśmy się śmiać.
Tak, jesteśmy dziwne. Ale kochałam tą dziewczynę. Czułam się jakby była moją siostrą, o której zawsze marzyłam. Nie to, żeby coś, kocham mojego braciszka, ale siostra… A dzięki Vic i Lucy czułam się jakbym miała dwie wspaniałe siostry.
-Ej Lu, mówiłaś coś o tym obiedzie tak w ogóle. – przypomniałam sobie.
-O ja pieprzę! – mruknęła i pognała do kuchni. Pokręciłam z rozbawieniem głową. Wiedziałam.
-TAK! ZDĄŻYŁAM ! – usłyszałam jej wesoły krzyk z kuchni.
-Mówiłam CI już, że Cię kocham? – zapytała.
Roześmiałam się.
-No coś tam słyszałam. – wstałam i ruszyłam z bananem na twarzy do kuchni.
-Uratowałaś obiad, so proud of you. – zaśmiała się.
-A co to za ważny obiad tak w ogóle? Bo wiesz, jesteście z Niall`em uroczy, ale obiad w towarzystwie was miziających się to dość ryzykowny pomysł. –uśmiechnęłam się wymownie.
Wywróciła oczami.
-Luz, to będzie typowo rodzinny obiad. – puściła mi oczko. Rodzinny?
-No nie pierdol że mam jeść obiad z rodzicami Niall`a. – musiałam mieć dobrą minę, bo Lucy się roześmiała.
-Miałam na myśli nieco inną rodzinę. – powiedziała z uśmiechem. Hm?
-Oj no nie patrz tak na mnie, tylko rusz tyłek i mi pomóż. – zaśmiała się.
Aaa walić to.
-Dobra, co mam robić?
-W szafce po prawo są talerze, niżej są sztućce. I z tym do jadalni Blackburn! – rzuciła z głupawym uśmieszkiem.
-Się robi Levine! – rzuciłam ochoczo i po kilku minutach wszystko było rozłożone na stole. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
-Cześć ! –Wesoły głos Lucy.
-Siemankoo! – usłyszałam znajomy krzyk. Znajomy. Ale kto normalny drze się tak na cały dom?
Do jadalni wparował… Tomlinson. Ah, czyli nie myliłam się, nikt normalny.
-O, hej Shawty. – rzucił wesoło. Przywitałam się z nim krótkim uściskiem.
-Niall! Zgodziła się! – Usłyszałam wesoły głos Lucy.
Za chwilę w pokoju pojawili się właśnie oni.
-No to super. – blondyn uśmiechnął się szeroko. –Cześć świadkowo. –uśmiechnął się szerzej i przywitał się ze mną.
-Hej panie młody. – odpowiedziałam w ten sam sposób.
-O cześć Julie! – W progu pojawił się znany mi George, Liam i Zayn ze swoją Perrie. O kurka. Zaraz. Niall, George, Louis, Liam, Zayn… HARRY?
Jak na zawołanie w pokoju pojawił się nie kto inny jak Styles. Na mój widok uśmiechnął się w ten swój wkurwiający sposób.
-Cześć Shawty. – podszedł do mnie. Położył dłoń na moim biodrze i przycisnął wargi do mojego policzka.
-Cześć… - mruknęłam w odpowiedzi, odsuwając się nieco.
-Coś nas ominęło? – zapytał Zayn obejmując w pasie Peez, z którą zdążyłam przywitać się buziakiem w policzek.
-Julce zgodziła się być moim świadkiem! – powiedziała uśmiechnięta Lucy. Odwzajemniłam ten uśmiech.
-Czyli rodzina się powiększa. – zaśmiał się Lou.
Po kilkunastu minutach rozmów zasiedliśmy w końcu do stołu.
No nie powiem, sporo nas  było. W sumie brakowało tylko El, dziewczyny Lou i Vic.
Przez cały obiad czułam na sobie palący wzrok Styles`a. Starałam się w ogóle nie patrzeć nawet w jego stronę, żeby nie złapać kontaktu wzrokowego. Czemu nie mogłam po prostu odpisać wtedy na tego głupiego smsa? Przynajmniej teraz mogłabym w spokoju cokolwiek przełknąć. Miałam wrażenie że zaraz się udławię.
Gdy po obiedzie trzeba było to ogarnąć, od razu z ulgą zgłosiłam się na ochotnika, żeby pomóc Lucy.
Wręcz na skrzydłach leciałam z talerzami do kuchni. Uff.
Zajęłam się wkładaniem naczyń do zmywarki. Z jadalni cały czas dochodziły do mnie śmiechy i wesołe głosy reszty towarzystwa, przez co uśmiechałam się sama do siebie.
-Miło mi, że będziesz mi towarzyszyć na ślubie naszych zakochanych Shawty. – Szklanka, którą trzymałam w dłoniach, wyślizgnęła mi się z rąk.
Nie usłyszałam spodziewanego dźwięku tłuczonego szkła.
Odwróciłam się gwałtownie. To Harry stał tuż za mną. Teraz miał w rękach ową szklankę.
-Oj Julie, Julie. –pokręcił głową uśmiechając się pod nosem.
Ożeszkurwajapierdole. Się wpakowałam.
-Skąd pomysł, że mam Ci towarzyszyć? – oprzytomniałam.
-Jesteś świadkiem na ślubie Niall`a i Lucy. Ja też  jestem świadkiem. – powiedział unosząc przy tym zadziornie kącik ust do góry. Ja pierdole. Serio? Zabiję Lucy za to, w co mnie pakuje. Fakt, w rozmowach z Lu, zawsze unikałam tematu Styles`a więc nic nie wiedziała. O kolacji, smsie… Kurdeee.
-Jaki… miły zbieg okoliczności. – wysiliłam się na sarkastyczny komentarz.
-Bardzo miły. – odparł.- I Shawty, pamiętaj, jeśli ktoś grzecznie pisze do Ciebie smsa, to wypadałoby odpisać. – mrugnął do mnie  i wyszedł pewnym krokiem z kuchni.
No dobra.
Gdzie jest do cholery Lucy?!
______________________________________________________
*Julie śpiewa ,,Sweater Weather" The Neighbourhood
takie tam moje osobiste uzależnienia xd
 Cześć Pysie :3
Jak obiecałam, tutaj dowiecie się dokładnie jak wyglądały przygotowania do ślubu, sam ślub i wesele.
Jejku, czytając Wasze komentarze pod notką końcową na LTM beczałam jak idiotka.
NAPRWDĘ CHOLERA JASNA KOCHAM WAS TAK BARDZO <3
Szczerze, tak sobie pomyślałam, ze nie nadawałabym się na jakąś gwiazde, np. piosenkarkę or something bo to moi ewentualni fani musieliby dla mnie robić M&G a nie ja dla nich XD 
Jestem dziwna, ale max się do Was przywiązałam :3
Dobra, bo się rozkleję znowu ._.
You`re The Reason wystartujemy tak myślę, za tydzień, ewentualnie jakieś dwa. 
Kto czeka? :D
Wpadajcie : Julie i Dylan

      MA KTOŚ OCHOTĘ PROWADZIĆ KONTO HAZZY NA TT?
piszcie śmiało, to nic strasznego :D
CHCESZ BYĆ INFORMOWANA? ZOSTAW USER NA TT, BLOGA, ASKA, CO CHESZ :)

KOCHAM WAS <3


niedziela, 20 lipca 2014

12. Which one is shorter?



-Nie wierzę, że nie miałaś chłopaka!
Przewróciłam oczami na dźwięk jego głosu. Już dobre dwie godziny łaziliśmy po okolicy gadając o wszystkim i … o wszystkich. Śmialiśmy praktycznie co chwilę, z najmniejszych głupot. Teraz siedzieliśmy na murku niedaleko torów kolejowych.
-To uwierz, najwyraźniej jestem zbyt nudna albo mam za płaską dupę. – mruknęłam wykrzywiając usta w ironicznym uśmieszku.
-Nie no co ty. – robił poważną minę. Nagle wylądowałam  przewieszona przez jego kolana. Dylan obrócił mnie tak, że leżałam teraz na brzuchu. Momentalnie lekko klepnął mnie w tyłek. –Uważam, ze z twoim tyłkiem wszystko jest w porządku. – rzucił z miną fachowca.
-Idiota! – parsknęłam śmiechem rzucając w niego tym, co znalazłam pod ręką.
-Weź tu ogarnij kobietę. –skrzywił się teatralnie. –komplementujesz a i tak Cię wyzwie od idiotów.
-Ale ty jesteś takim moim kochanym idiotą. – zaśmiałam się i przytuliłam go mocno. Byłam pewna, że się uśmiecha. Mój stary, kochany Dylan.
-A tak w ogóle to cały czas gadamy o mnie. A co z tobą przystojniaku?  Sam tak siedzisz w tym Brown Hill? – poruszyłam znacząco brwiami.
-A no sam. – uśmiechnął się, ale jakoś inaczej. Nie wesoło. I popatrzył przed siebie. Oho.
-Coś się dzieje? Co to za mina? – popatrzyłam na niego zmartwiona.
-Niee, wszystko ok., skąd taki pomysł? – tym razem popatrzył na mnie, ale uspokoiło mnie to.
-Jakaś dziewczyna za tym stoi? Pokłóciliście się? – ciągnęłam.
Pokręcił energicznie głową.
-Nieee, Julie, z nikim się nie kłóciłem. Nikogo nie mam ani nie miałem.
Oh. Tylko czemu się tak dziwnie… hm… spiął na moje pytanie?
-Ok. – mruknęłam tylko nie chcąc  na niego naciskać.
-Dobra. – Wstał nieco gwałtownie. – zbieramy się, nie? Bo czas leci, a podejrzewam, że na imprezę nie wyszykujesz się w 15 minut, hm? – popatrzył na mnie z uśmiechem.
-O matko, fakt! – poderwałam się jeszcze gwałtowniej niż on.
Przecież niedługo wychodzimy z Vic!
Mieliśmy jakieś pół godziny drogi powrotnej. Cholerka. Odzwyczaiłam się od kilometrowych spacerów z Dylanem. A dzisiaj jeszcze Czekają mnie szpilki.
-Dylanku? – mruknęłam słodko z szerokim uśmieszkiem.
-Oho. Co chcesz? – wywrócił oczami zatrzymując się.
Objęłam go ramieniem nadal słodko się uśmiechając.
-Nie miałbyś może ochoty mnie ponieść z powrotem? To tylko malutki kawałeczek, a ty jesteś taki silny… - celowo dotknęłam jego umięśnionych ramion udając podziw mimo, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
On sam zrobił to za mnie.
-Słodka jesteś mała, ale zapomnij, nie będę Cię taszczył taki kawał, sorry.
-Dylan! – jęknęłam marudnie jak mała dziewczynka.
-No co? – zachichotał.
-Zanieś mnie, albo będziesz spał na wycieraczce! – tupnęłam nogą.
-Pfff, to pójdę do Vic, żeby mnie przechowała. – parsknął idąc dalej.
No kurde.
-Dyluuuś. – mruknęłam biegnąc za nim. Złapałam go za rękę dalej marudząc mu za uchem.
-Wiesz, że nienawidzę jak to tak zdrabniasz. To brzmi strasznie. – skrzywił się, jednocześnie za chwilę uśmiechając się.
-No proszę? – jęknęłam wywijając dolną wargę.
-No dobra, wskakuj. – mruknął tylko pochylając się nieco.
-JEJ! – wykrzyknęłam wskakując mu na plecy.
-Mówiłem Ci już, że jesteś cięższa niż ostatnio? –sapnął celowo.
-Coś wspominałeś. – zaśmiałam się. Pokręcił tylko głową i ruszył przed siebie.
                               ~*~
-Biała czy fioletowa? –krzyknęłam do Dylana.
-Zależy która krótsza! – odkrzyknął. Pokręciłam tylko głową. Faceci.
Właśnie zastanawiałam się co założyć na naszą pierwszą od ładnych kilku miesięcy wspólną imprezę i miałam nadzieję, że on mi pomoże w wyborze sukienki.
Hm, dobra, niech będzie biała.
Wsunęłam na siebie materiał.
-Dylan? Chodź tu! – zawołałam go.
- Co tam? – po chwili pojawił się za mną.
-Zasuń. – zebrałam włosy na jedną stronę.
-Jesteś pewna, że nie wolałabyś, żebym ją zdjął? – zaśmiał się.
-Nie, dzięki. – prychnęłam. Zasunął zamek sukienki a ja założyłam kremowe szpilki.
-Ohohoo Blackburn, niezła laska się z Ciebie robi na starość. – gwizdnął.
Od razu rzuciłam w niego poduszką. Odpowiedział mi tylko jego chichot.
-Dobra, ja już jestem gotowa. – rzuciłam przeglądając się po raz ostatni w lusterku.
-To jedziemy po Vic. – powiedział zadowolony łapiąc mnie za rękę. Złapałam swoją torebkę i ruszyliśmy do samochodu.
                   ~*~
-Jak za starych, dobrych czasów ! – Zawołała Vicky wchodząc z nami do klubu, przez co zwróciła na siebie uwagę kilku osób wokół nas.
Zaśmiałam się z Dylanem po cichu, gdy blondynka pomachała z uśmiechem  chłopakowi patrzącemu na nas. Ona chyba nigdy się nie zmieni.
-Lecimy do baru! – zarządziła ciągnąc nas w stronę baru.
-Hej Vic, hej Shawty. – powitał nas uśmiechnięty Josh.
-Hej. – odwzajemniłam uśmiech.
-Coś na dobry nastrój razy trzy! – zawołała Vic do Josha, na co on tylko z uśmiechem podał nam zamówienie.
-Za spotkanie robaczki! – krzyknęła wesoło blondynka gdy stuknęliśmy się ze śmiechem kieliszkami z alkoholem i zgodnym ruchem opróżniliśmy szkło.
-Jeszcze ze dwa razy! – Dylan już wpadł w imprezowy humor.
-Za moje seksowne towarzyszki! – zaśmiał się chłopak przy kolejnym toaście. Vicky się bardzo spodobał.
Po kilkunastu minutach i dwóch kolejkach zgodnie ruszyliśmy w tłum.
Szybko przyzwyczaiłam się do muzyki wybijającej basy w moim ciele. Może to zasługa tego, że poczułam się jak dawniej? Z tą dwójką na imprezie?
Tańczyliśmy blisko siebie w rytm muzyki.
Na początku Vicky cały czas trzymała się z nami, tańcząc ze mną. Jednak po dłuższej chwili  blondynka oddaliła się gdzieś tańcząc już z jakimś tajemniczym brunetem. No cóż, w końcu to ona.
Dylan gdy tylko to zauważył przysunął się do mnie, tańczyliśmy tylko ze sobą. Nie zastanawiałam się jak wyglądam, co robię i jak to w ogóle wygląda, co chwilę ocierałam się o Dylana, który trzymał swoje dłonie luźno na moich biodrach.
Nie wiem jak dużo czasu minęło gdy tak tańczyliśmy, ale w końcu mój organizm zażądał kolejnej dawki alkoholu.
Zbliżyłam się do Dylana.
-Bar! – zawołałam i nie pytając o zdanie złapałam go za rękę i tanecznym krokiem ruszyłam do baru. Chłopak nie protestował, wręcz przeciwnie.
Usiedliśmy przy barze czekając na dawkę alkoholu.
-Josh podał nam nasze zamówienie, uśmiechnął się do mnie i ruszył w drugi koniec baru.
-Za  nas! – tym razem ja wznosiłam toast. Nie zastanowiłam się jak to zabrzmiało, a Dylan też nie wydawał się tym przejmować bo tylko wypił ze mną. Chyba naprawdę mam słabszą głowę niż kiedys bo już teraz było mi podejrzanie wesoło, i nie zastanawiałam się nad niczym.
-Ten facet Cię cały czas obczaja. – mruknął mi do ucha Dylan. Hm?
-Rozejrzałam się od razu wokół. Chłopak wskazał na drugi koniec baru. Josh. Gdy złapał moje spojrzenie uśmiechnął się do mnie. Od razu odwzajemniłam gest.
Dylanowi się to chyba nie spodobało. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Wypiliśmy jeszcze dwie kolejki.
-Jeszcze raz? – zapytał uśmiechnięty Josh patrząc na nas. Byłam gotowa krzyknąć ,,TAK!” ale ktoś mnie uprzedził.
-Chyba już nam wystarczy.- powiedział pewnie Dylan. Ale jak to?
Wywinęłam dolną wargę, na co Josh zachichotał.
-A ty Julie? – spojrzał na mnie unosząc cwaniacko brew do góry.
-Zrób jakieś dobrego drinka. – uśmiechnęłam się szeroko.
-Wystarczy. – Dylan powiedział dobitnie. Ej no, czyżby ktoś tu się nie umiał bawić?
Hm, czy ja jestem już pijana czy tylko mi się wydaje?
-Daj spokój, chyba jest dorosła. – rzucił Josh niezbyt miłym tonem. Oj. Dylanowi się to nie spodobało. – Niech się bawi. – dorzucił już z uśmiechem, patrząc na mnie.
Odpowiedziałam szerokim uśmiechem.
-Wyluzuj Dyluś. – mruknęłam wesoło do chłopaka obejmując go ramieniem.
Skrzywił się na dźwięk znienawidzonego i głupiego zdrobnienia, ale zaraz pokręcił tylko z rozbawieniem głową.
-Ty serio już jesteś zalana. – parsknął.
-Może. – wzruszyłam tylko ramionami. Josh pojawił się z moim drinkiem. Ucieszyłam się jak dziecko na widok kolorowego napoju, parasolki i kręconej słomki.
-Specjalnie dla Ciebie. – Josh puścił mi oczko podając mi drinka.
-Dziękuję. – zawołałam radośnie. Od razu spróbowałam. Pyszne.

*oczami Dylana*
Julie w mgnieniu oka wypiła swojego drinka. Trochę mnie to niepokoi, bo już i tak jest podpita. Właściwie to już dawno jej takiej nie widziałem. Uśmiechnąłem się automatycznie na wspomnienie dawnych imprez.
-Idziemy tańczyć ! – zawołała wesoło podrywając się z miejsca. Zachwiała się lekko więc szybko ją objąłem.  W dłoni cały czas miała szklankę z alkoholem i chyba nie zamierzała się z nią rozstać.
-Jakie tańczyć, lepiej wróćmy do domu. – mruknąłem, gdy dziewczyna mnie lekko odsunęła stając na własnych nogach.
-Pff sam sobie idź do domu, nie to nie, potańczę sobie z kimś innym. – już się odwracała, ale zatrzymałem ją.
Nie musiała długo czekać, obok niej stało już kilku facetów, którzy ją obczajali i uśmiechali się do niej idiotyczne. Najlepsze jest to, że ona odwzajemniała uśmiech.
-Dobra, idziemy tańczyć. – westchnąłem.
-Tak! – pisnęła i pociągnęła mnie w tłum. Jak na pijaną, to radziła sobie z koordynacją ruchową zaskakująco dobrze.
Już po chwili czułem jej ciało drastycznie blisko mojego. O wiele bliżej niż przy naszym pierwszym tańcu. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Ułożyłem dłonie na jej biodrach i ruszałem się w jej rytm.
Kołysała swobodnie biodrami, stykając się z moim ciałem. Cholera jasna, jak to na mnie działało.
Kurwa mać, gdyby tylko była trzeźwa i robiła to wszystko dobrowolnie…
Kolejny ruch biodrami. Jak słowo daję, do końca kolejnej piosenki dojdę.
Ale już po kilku chwilach wyluzowałem. Przecież tańczymy jak każda para tutaj, to nic złego.
Wodziłem dłońmi po jej ciele, przysuwając ją jeszcze bliżej mnie.
Cholera, więcej takich imprez.
-Widzę, że ładnie się bawicie jak mnie nie ma. – usłyszałem nagle znajomy głos.
Vicky. To mnie wyrwało z jakiegoś transu..? Odsunąłem się od razu od Julie.
-Viiickyyyyyy! – zawołała bardzo wesoła Julie, która chyba była już w innej galaktyce.
Dziewczyna przytuliła blondynkę, na co ta tylko się zaśmiała.
-Widzę, że na dodatek ktoś już się upił.
Uśmiechnąłem się do siebie.
-A ktoś z tego korzysta, - dodała nieco ciszej patrząc na mnie z wymownym uśmieszkiem.
Uśmiech zastygł mi na ustach.
-Vic, przecież jak nigdy bym… - zacząłem, chociaż sam nie wiem co chciałem powiedzieć.
-Luz, Dylan. Weź ją do domu. –uśmiechnęła się i ,,podała” mi w moje ramiona rozbawioną Julce.
-Dobra.
-Widzimy się niedługo. –skinęła mi wesoło głową.
-Na razie. – odwzajemniłem uśmiech i zacząłem się kierować z Julie przyczepioną do mnie do wyjścia.
-Tylko jak chcesz ją pieprzyć to poczekaj z łaski swojej aż będzie trzeźwa. – usłyszałem nagle głos blondynku przy uchu. Zatkało mnie. Gdy się odwróciłem, dziewczyna była już kilka metrów ode mnie, między kilkunastoma tańczącymi ludźmi.
_____________________________________________________________
      Heeej kochane ! :)
Jak wakacje mijają?
Żegnamy się z LTM, ale nie zwalniamy ! :D
Niedługo dodam notkę końcową, gdzie będę dziękować, wpsominać, podsumowywać itp :D
WIĘC BĄDŹCIE CZUJNE BO POSTARAM SIĘ PODZIĘKOWAĆ KAŻDEMU KOGO ZAPAMIĘTAŁAM :D (i tak nie napiszę wszystkiego, bo zapomnę znając mnie ._. no ale )

Niedługo też startujemy z You`re The Reason więc dodawajcie do obserwowanych :)

I ODWIEDZAJCIE:

Jeśli ktoś jest chętny do prowadzenia tt Harry`ego, to piszcie śmiało ! :D
Buziaki
Aśś

sobota, 12 lipca 2014

11. Suprise!

-JULCE! – czyiś przeraźliwie piskliwy i donośny głos wdarł się do mojej świadomości. Co do cholery?
-SHAWTY!
Otworzyłam jedno oko. Moje łóżko. Mój pokój. Moja szafka nocna. Mój telefon. NA KTÓRYM WIDNIAŁA GODZINA 7:00. POJEBAŁO KOGOŚ.
-BLACKBURN! – uciążliwie wesoły głos rozległ się o wiele bliżej mojego pokoju. No tak, głos Vic. Załuję teraz że dałam jej te klucze. Oh, jak bardzo tego żałuję.
Jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta blondynka.
Jezu, zlitujcie się,  ja też kiedyś muszę spać!
-Wstajemy ślicznotko! – zawołała po raz kolejny.
-Spadaj Vic. – mruknęłam tylko i nakryłam się kołdrą.
-Podnoś ten swój seksowny tyłeczek! Już, Blackburn! – usłyszałam stukot jej obcasów zanim zerwała ze mnie koldrę.
Przeklnęłam tylko pod nosem i kontynuowałam ignorowanie jej.
Westchnęła.
-Dobra Julce, kto inny się tym zajmie. Ale żeby nie było że nie ostrzegałam.
Co?
A pieprzyć to. Wymacałam obok łóżka moją kołdrę i ponownie się w niej zakopałam.
-Widzimy się wieczorem Shawty! – usłyszałam jej głos i po chwili jej kroki na schodach.
No w końcu. Ona o tak wczesnej porze?
Chociaż tyle, że odpuściła.
Uhh nie wstaję dzisiaj, nie, nie, nie.
Zamknęłam ponownie oczy powoli usypiając.
-No cześć mała. – usłyszałam nagle znajomy głos.
Zaraz.
Momentalnie usiadłam na łóżku wyplątując się z objęć mojej kochanej kołdry. W progu, oparty o framugę drzwi stał Dylan.
Ten Dylan. Mój Dylan.
-DYLAN! – pisnęłam wyskakując z łóżka.
Kilka sekund później tkwiłam w jego objęciach uczepiona jego ciała.
Oplotłam go nogami w pasie, a on złapał mnie pod pośladkami.
Zachichotał, ale odwzajemnił mój ,,uścisk”. O Boże, jak bardzo za nim tęskniłam! Wtuliłam się w jego ciało mocniej. Miał te same perfumy.
Serio mam jakiegoś bzika na punkcie męskich perfum …
-Seksowne wdzianko, Blackburn. – mruknął szczypiąc mnie lekko w uda.
No tak, przywitałam go nieogarnięta i w piżamie składającej się z krótkich, spodenek  w różową panterkę i luźnej koszulki na ramiączka.
-Zamknij się, Cole. – mruknęłam marudnie w jego szyję.
Zaśmiał się tylko, po czym w końcu stanęłam na własnych nogach.
-Na długo przyjechałeś? – zapytałam podekscytowana. Nie dbałam o to jak wyglądam mimo jego rozbawionego wzroku.
-Niestety jutro wracam. –skrzywiłam się na te słowa. – Ale przyjadę jeszcze niedługo. A kto wie, może za jakiś czas przyjadę na dłużej?
Uśmiech powrócił na moją twarz.
-I podobno uderzamy w melanż wieczorem. – uśmiechnął się szerzej.
-Vic? – zapytałam chociaż znałam odpowiedź.
-Tak. – roześmiał się.
-Dawno nie bawiliśmy się we trójkę, jak zawsze.
Pokiwał głową.
-Zdecydowanie mi tego brakuje.
-Więc wieczór mamy zaplanowany, a teraz idziemy na dłuuugi spacer! – zawołałam poskakując jak małe dziecko w miejscu. Zachowywałam się niepoważnie i naprawdę jak dziecko, ale przy Dylanie tak się właśnie czułam.
Beztrosko, zawsze wesoło, mając wyjebkę na wszystkie problemy.
Gdy jeszcze wszyscy mieszkaliśmy na jednej ulicy w Brown Hill, nie rozstawaliśmy się. Ja, Vic i Dylan.
Nasze tradycje zawsze były takie same. Jak najczęściej się da, wymykaliśmy się na wspólne imprezy, w każde wakacje jeździliśmy razem albo za granicę albo pod namioty gdzieś niedaleko.
I długie spacery. Potrafiliśmy wyjść z domu i wrócić po pięciu godzinach. Co robiliśmy? Łaziliśmy po bliskiej okolicy, gadaliśmy o wszystkim i o niczym, leżeliśmy na jakiejś łące albo siedzieliśmy w parku. Albo obeszliśmy całe Brown Hill wokół.
Dzięki tej dwójce miałam udane dzieciństwo. Zresztą etap gimnazjum-liceum też.
Vic była moją kochaną siostrą, z którą mogłam pogadać o wszystkim, wymienić się ciuchami, śmiać się jak idiotki i upić się winem, albo płakać przy jakimś romansidle z miską popcornu i lodami.
A Dylan był moim starszym bratem, który zawsze mi pomagał, uczył mnie grać w nogę i na gitarze, poznawał mnie ze swoimi przystojnymi kumplami, bronił mnie, śmiał się ze mnie jak zrobiłam jakąś głupotę, pocieszał gdy chłopak mnie rzucił…
Tak, przyjaciół mam wspaniałych. Tu zdecydowanie mam szczęście.
Jego głos wyrwał mnie z dalszych wspomnień.
 -I w tej seksownej piżamce idziesz ze mna na spacer po Northlnad? Prawidłowo pani adwokat, prawidłowo- parsknął i momentalnie przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył w kierunku schodów.
 No tak, przecież ja nie jestem dzieckiem, a w tych spodenkach trudno jest mnie brać na poważnie.
-Nie, Dylan, stój! – wydarłam się od razu.
-Idziesz tak, nie ma mowy! – roześmiał się nie zwalniając.
Automatycznie też zaczęłam się śmiać.
-COLE, PRZESTAŃ! Muszę się przebrać!
-A gdzie podziała się moja odważna Julce, która ma w dupie zdanie innych?
-Wciąż tu jestem, ale przypominam, ze to ty będziesz szedł przez pół miasta z dziewczyną w  różowych spodenkach w panterkę!
-Oh, też fakt. –spoważniał nagle i zatrzymał się.
-Pfff… -zrobiłam obrażoną minę. Zareagował śmiechem.
-Też Cię kocham. –zachichotał tylko gdy nadal wielce naburmuszona szłam się przebrać. Od razu uśmiechnęłam się szeroko.
Tak bardzo za tym tęskniłam. Za jego głosem, śmiechem, wkurzającymi tekstami, perfumami, uśmiechem, głupimi minami.
Przebrałam się w błyskawicznym tempie w koszulkę i szorty i wręcz w podskokach do niego wróciłam.
Stał do mnie tyłem, przyglądając się zdjęciom stojącym na mojej półce. Zupełnie tak jak niedawno Harry. Mina mi zrzedła. Harry.
Potrząsnęłam tylko szybko głową, nieco wymusiłam uśmiech i wskoczyłam Dylanowi na plecy. Gdy usłyszałam jego śmiech i poczułam jego dotyk już nie musiałam zmuszać się do uśmiechu.
-Jesteś cięższa niż ostatnio. – mruknął niby od niechcenia za co dostał ode mnie po głowie.
-A tak w ogóle to nie podoba mi się to zdjęcie. –wskazał na zjęcie przedstawiające nas, szczerzących się do aparatu. Fakt, wyszedł śmiesznie, ale uwielbiałam je.
-Niby czemu?
-Wyszedłem co najmniej idiotycznie. –zaśmiał się.
-Wyszedłeś jak zwykle. – nie mogłam się powstrzymać przed małym komentarzem.
-O ty wredoto! – krzyknął śmiejąc się jednocześnie. Nie wiem jak to zrobił, ale z pozycji na jego plecach nagle wylądowałam na jego rękach, przodem do niego. Nawet się nie obejrzałam a on już mnie łaskotał jednocześnie wynosząc mnie z domu.
NIENAWIDZĘ ŁASKOTEK.
Jak to ja, zaczęłam się rzucać w jego ramionach błagając przez śmiech żeby przestał. Przez łzy spowodowane nagłym śmiechem miałam nieco ograniczoną widoczność, więc tylko przez większą ilość światła zorientowałam się, że jesteśmy na zewnątrz.
-Dylan… - jęknęłam przez śmiech.
W mgnieniu oka oparł mnie o maskę własnego samochodu, przestając mnie łaskotać.
Momentalnie rozluźniłam wszystkie mięśnie rozkładając się na masce auta.
Dylan skwitował to tylko śmiechem.
-Zabije Cię kiedyś. – wydusiłam z siebie nadal się śmiejąc.
-Kto to słyszał, żeby tak przy wszystkich, na ulicy, na samochodzie.. – Usłyszeliśmy czyjś piskliwy głos pełen dezaprobaty.
Zamilkliśmy od razu patrząc w tamtym kierunku.
Jakaś starsza kobieta, która przechodziła obok mojego domu i kręciła z politowaniem głową.
No tak, w sumie, to mogło śmiesznie wyglądać. A raczej-podejrzanie.
Popatrzyliśmy tylko na siebie i wybuchliśmy śmiechem po raz kolejny.
-Chodź już na ten spacer. – rzuciłam zsuwając się na ziemię.
-Wolisz w lesie niż na masce? – parsknął za co dostał sójkę w bok. Ale nie potrafiłam się nie śmiać.
_______________________________________________________________

 HEJ KOCHANE :3
Pojawił się i Dylan ! :D
Jess wróci z wakacji, będzie miała niespodziankę, HA :D
 INFOOO:
MAMY SZABLON NA BLOGA O LUKE`U, HA :D
soł łapcie linkacza, obserwujcie, niedługo prolog ! :)

ekscytacja i zapał u mnie rośnie, a i wena coś ostatnio zalicza u mnie come back, soł pełnia szczęścia! :D
podsumowując, niedługo kończymy LTM, zaczynamy You`re The Reason, Sinister w trakcie, a i nie zapomniałam o obiecanym drugim Niall`u, który jest planach :D 
Co prawda, myślę nad tym pomysłem bo planuję blog w którym Niall jest Niall`em z One Direction, jest sławny. Wiem, takich pomysłów było multum, ale nie zamierzam pisać typowego ff w tym  temacie.
WHAT DO YOU THINK? 
Pisać, czy dać sobie spokój z takim pomysłem. a ewentualnie pomyśleć nad innym?
Pytam poważnie i oczekuję szczerej odpowiedzi bo bez sensu pisać coś, czego nikt nie będzie czytał.

Buziaki :*
Aśś 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Versatile Blogger Award

   

          Bardzo dziękuję Niewidocznej Z za nominację do VBA z bloga 

♥ ♥ ♥


Co należy zrobić będąc nominowanym do VBA?
-podziękować nominującemu bloggerowi
-pokazać nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu
-ujawnić 7 faktów o sobie
-nominować 7 (lub więcej) blogów
-poinformować o tym fakcie autorów 

Fakty o mnie :)
1. Czasami jaram się i cieszę jak głupia z drobnych szczegółów, małych rzeczy, drobiazgów, a mam tyle radości :D 
2. Jestem łatwowierna, szybko przywiązuję się ludzi.
3. Nie lubię dużych zmian i poważnych decyzji.
4. Nie cierpię swojego ciała, ogólnie siebie, staram się ćwiczyć i jeść racjonalnie ale nadal nie lubię tego, co widzę w lustrze, nie czuję się dobrze z moim ciałem.
5. Lubię słuchać ludzi. Myślę, że jestem dobrym słuchaczem :)
6. Używam aż za dużo sarkazmu i ironii, potrafię się śmiać jak głupia bez powodu i z niczego.
7. Bardzo łatwo mnie wkurzyć, naprawdę :D


Blogi, które nominuję:






Jeszcze raz dziękuję za nominację :*
Aśś.

piątek, 4 lipca 2014

10. Good night, Shawty.



-Ja? A kto słucha ludzi i ma mnie za psychola z ich jebanych plot?! – warknął a mnie zatkało.
Chwila ciszy. Harry oddychał ciężko i wbijał we mnie swój spojrzenie.
No cóż, fakt miałam go za takiego. Ale… No taki był? Był? Jest?
-Nic nie powiesz? – zapytał ironicznie chociaż nadal był wkurzony.
Milczałam.
-Czyli trafiłem. I ty mówisz że oceniam ludzi powierzchownie? – pokręcił głową.
-A mylę się? – wypaliłam nagle. Zaskoczyłam go. Sama siebie zresztą też jakby kto pytał.
-Utwierdzasz mnie w przekonaniu, że taki właśnie jesteś! Włamujesz się, wywozisz siłą i ja mam myśleć że jesteś słodkim miłym brunetem z dołeczkami?! Czy może raczej, że jesteś niestabilnym psychicznie mordercą? – Zaczynałam się nakręcać.
-NIGDY nie zabiłem człowieka! Może i biłem, nawet postrzeliłem! Ale do kurwy nie zabiłem! Nigdy też nikogo nie zgwałciłem! Nie jestem psychopatą! – On też się nakręcał. Chyba Lucy miała rację z tymi charakterami.
-Dilerem też nie jesteś? Nie ćpasz? Nie ścigasz się na tych zajebanych wyścigach? Nie szantażujesz? Nie grozisz?
Zamilkł na chwilę. Trafiłam?
-To było kiedyś. Tego nie zmienię. – powiedział ciszej niż wcześniej.
-Było kiedyś? Więc teraz jesteś święty?
-Nie jestem święty. Nigdy nie będę. Ale nie zabijam, nie gwałcę, nie ćpam, nie szantażuję. – powiedział.
-A z Kevinem to się chciałeś na spacer wybrać? – rzuciłam pogardliwie.
-NIC MU NIE ZROBIŁEM. – powiedział akcentując każde słowo.
Miałam ochotę dodać : a szkoda, ale to nie najlepszy moment.
Zapadła między nami cisza. Uspokoiłam się. Wygarnęłam mu to wprost. Chyba za ostro. Naprawdę nie był taki? A jaki był?
I czym się teraz zajmował? I po co mu taki dom? Ciekawiło mnie to. Drażnił mnie, wywoływał we mnie strach, ale byłam ciekawa.
Zauważyłam przejście z kuchni do salonu, jak wnioskowałam po telewizorze i sofie widoczną z progu. Złapałam ze stołu kieliszki i wino i ruszyłam w kierunku jak mniemam, salonu. Harry tylko spojrzał na mnie zaskoczony. Postawiłam butelkę i kieliszki na stoliku, sama usiadłam na sofie i spojrzałam w kierunku bruneta.
-Siadaj i pokaż mi w takim razie jaki jesteś teraz. – powiedziałam obojętnym tonem. On z nieco zaskoczoną miną ale z uśmiechem usiadł obok mnie.
-Pokazać? – powtórzył.

-No, ja nie mam takich opcji jak ty, żeby dowiedzieć się o kimś wszystkiego w ciągu kilku minut, więc sam musisz mi powiedzieć. – Wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk wina.
-Ty mnie chyba nigdy nie przestaniesz zaskakiwać. – zaśmiał się.
-Czemu masz taki duży dom? – Zignorowałam to i zaczęłam zadawać pytania. On sam wziął swój kieliszek, nalał sobie wina i rozsiadł się wygodniej obok mnie. Wlepił we mnie swój wzrok i uśmiechnął się cwaniacko.
-Mieszkam z chłopakami. To znaczy Liam`em, George`em, Zaynem i Lou.
Pokiwałam głową. Bomba.
-A Niall?
-Niall mieszka z Lucy. – odpowiedział.
-Jakim cudem teraz jesteśmy tu sami? – pytałam dalej.
-Lou u swojej rodziny, a reszta w jakimś klubie. – nie przestawał się uśmiechać.
-Czym się zajmujesz?
-Pracuję w firmie kumpla, regularnie chodzę na siłownię i gram w nożną,
-Jeszcze jakieś hobby?
-Sport ogólnie i samochody. Takie raczej typowe. – zaśmiał się.
-Często się wtrącasz w sprawy kumpli jak było z Niall`em? – nie odpuściłam tego pytania.
-Nie. Ale traktuję ich jak braci. – odpowiedział z głupim uśmieszkiem.
-Skąd tyle o mnie wiedziałeś?
-Mam kilku kumpli tu i tam.
-Czemu mówisz na mnie Shawty? – ooo, to drażniło mnie najbardziej.
-Polubiłem tą ksywkę. – aśmiał się.
-Ale ja jej nie lubię. – zauważyłam.
-Trudno, jakoś będziesz musiała ze mną wytrzymać. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Jaka jest najgorsza rzecz jaką komuś zrobiłeś? W sensie fizycznym? – bałam się o to zapytać.
Przestał się uśmiechać.
-Postrzeliłem kogoś. – dpowiedział.
-Dlaczego? – brnęłam dalej.
-Broniłem rodziny.
-Rodziny? Broniłeś? – nic nie rozumiałam.
-Traktuję Lucy jak rodzinę. To znaczy Lucy Levine, narzeczoną Niall`a. Zaatakował ją Luke Tyler. Chyba kojarzysz tą sprawę, było o tym głośno w Northland. To ja go wtedy postrzeliłem.
No dobra, teraz to jestem w szoku. Lucy mówiła o Luke`u, i że Harry z Niall`em jej pomogli w ostatniej chwili, ale nie powiedziała, że Harry strzelił do tego faceta… O kurde.
Potrzebowałam chwili na przetrawienie tej wiadomości.
Jakim cudem jak się w to wpakowałam?
-Czy to już koniec przesłuchania? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
Czekaj, czekaj, jest jeszcze coś co mnie nurtuje.
-Jesteś bipolarny? –TERAZ TO DOJEBAŁAM. Nie ma to jak subtelne pytanko. Nie chciałam tak tego… nazwać.
On sam popatrzył na mnie zaskoczony. Hm, niespodzianka?
-Nie…? – mruknął bardziej pytająco niż stwierdzająco.
-Masz problemy z agresją? Złością? – brnęłam dalej. Jak już tak prosto z mostu to konkretnie i po całości. Uh, będę tego żałowała.
Napiął się. Zdecydowanie widziałam to po nim.
-To, że potrafisz mnie wkurwić w ciągu sekundy to nie znaczy że jestem niestabilny emocjonalnie. – powiedział. Oh, Harry, ranisz.
-Chyba nie będziemy się licytować kto kogo bardziej wkurwia. – rzuciłam.
Pokręcił tylko głową.
-Z Tobą się nie da pogadać tak, żeby się nie kłócić. – mruknął.
-Nawzajem. – odpowiedziałam w ten sam sposób.
Zaczynało mnie męczyć jego towarzystwo. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Wracam do domu. – stwierdziłam na głos wstając z sofy.
Zaśmiał się.
-Obraziłaś się? – zapytał kpiącym tonem. A pierdol się Styles.
-Nie wszystko  się kręci wokół Ciebie. – wycedziłam przez zęby.- Wystarczy mi jak na jeden dzień.
-Dobra, dobra. – uniósł dłonie. – Odwiozę Cię w takim razie marudo. – uśmiechnął się w ten swój wkurwiający sposób.
-Przecież piłeś. – skrzywiłam się.
-Jednym kieliszkiem wina mnie nie upijesz Shawty. – mrugnął do mnie.
-To ja Cię tu przywiozłem, ja Cię odwiozę.Jesteś w końcu pod moją opieką. – dokończył wesołym tonem. Zbyt wesołym, zbyt wkurzającym.
-Opieka kierowcy siadającego z kółko po spożyciu alkoholu. – mruknęłam niby od niechcenia, ale żeby usłyszał. Zaśmiał się tylko.
-Luz, Julie. Zapewniam Cię, że jestem trzeźwy w stu procentach i potrafię zapewnić Ci bezpieczny powrót od domu. – prychnęłam na te słowa i skierowałam się w stronę korytarza. Przy drzwiach mnie zatrzymał. Założył na moje ramiona czarną, skórzaną kurtkę pachnącą tymi jego perfumami. Serio Styles? Musiałam mieć dziwną minę.
-No co tak patrzysz? Wolałbym, żebyś na naszym następnym spotkaniu nie była zasmarkana i  nie kichała co kilka sekund z mojej winy. –zaśmiał się. Oh, taka dusza romantyka.
Bez słowa wyszłam z tego domu i skierowałam swoje kroki do auta. Podszedł do drzwi z mojej strony i otworzył mi je. Proszę, gentelman przy okazji.
Jasne, jasne, już wierzę idioto.

Wsiadł ze swojej strony i ruszył. Dzięki Bogu, za chwilę to wszystko się skończy. Nie odzywałam się do niego. Wlepiłam swój wzrok w obraz za szybą.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod moim domem. Nareszcie!
Odpięłam z ulgą pasy. Czułam na sobie jego wzrok. Zaczęłam zdejmować jego kurtkę, którą miałam na sobie.
-Nie, zostaw. Pasuje Ci. Oddasz mi następnym razem. – wyszczerzył się.
Hahahah no, chciałbyś.
Zrzuciłam kurtkę z ramion i położyłam na tylnym siedzeniu.
Chciał znowu zaprotestować, ale nie dałam mu szansy.
-Zapomnij. –rzuciłam tylko i wysiadłam z auta. Nie obejrzałam się ani razu idąc do drzwi. A szkoda, bo musiał mieć fajną minę.
-Nie zapomniałaś czegoś? – usłyszałam jego donośny głos za plecami. Serio, czy on nie może sobie po prostu odjechać?
O kurwa. PRZECIEŻ TEN IDIOTA MA MOJE KLUCZYKI DO DOMU.
Japierdoleacvtb dsnijuzhybdnxuiybd huxkurwaavbsncidvfybesxizn
Odwróciłam się do niego. Stał oparty o maskę tego swojego cacka z przygłupim uśmieszkiem, bawiąc się moimi kluczami.
-Harry, oddaj mi te klucze. – powiedziałam tylko. Nie chciało mi się znowu z nim droczyć, kłócić, wyzywać.
Odepchnął się lekko od maski i ruszył w moim kierunku. Gdy mnie mijał celowo zahaczył swoim ogromnym barkiem o mój. Nie mocno, ale CELOWO. Wywróciłam oczami. Co za kretyn. AUTENTYCZNIE POCIAGNĄŁ MNIE Z BARA.
Przekręcił klucz w zamku drzwi i otworzył je.
-Proszę bardzo.  Nie ma za co. Mi też było miło. – powiedział z przekąsem.  Oh, proszę Cię.
-Dzięki Harry. – burknęłam. On tylko podszedł do mnie.
Spojrzałam na niego. Ten wkurzający uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Jedną dłoń umieścił na moim biodrze.
Wsunął klucze, które trzymał w dłoni do tylnej kieszeni moich spodni. Po raz kolejny tego dnia wywróciłam oczami.
-Dobranoc, Shawty. – mruknął i przycisnął  wargi do mojego policzka.
Ożeszty.
Hm. Hm. HM.
-Dobranoc. – wydukałam. Sam fakt, że staliśmy na dworze w nocy a ja byłam tylko w szortach i koszuli nie pomagał w utrzymaniu estetyki wymowy. A to, co ten idiota wyprawiał też nie ułatwiało.
-Mówiłem, żebyś wzięła tą pieprzoną kurtkę to nie, ty musisz być tak cholernie uparta. – wręcz syknął pocierając dłońmi moje ramiona. Proszę, troskliwy Styles?
-Już, spadaj do środka. – rzucił z głupim uśmieszkiem. Oh, jakie miłe pożegnanie.
Bez słowa ruszyłam do domu. Ale po pierwszym kroku zawahałam się. W mojej głowie pojawił się już pewien pomysł. Ponowiłam czynność, ale mijając go trąciłam swoim barkiem jego bark. A był to nie lada wyczyn, bo sięgałam mu głową do tego barku. Musiałam stanąć przez chwilę na palcach. Mogłam przysiąc, że uśmiecha się znowu sam do siebie. W ten denerwujący sposób. HA, PUNKT DLA MNIE.
Nie oglądając się weszłam do środka.
_____________________________________________________________________
Cześć Skarby <3
Przybywam z 10, z której jestem wyjątkowo zadowolona, bo bardzo fajnie mi się ją pisało :D
Lubię ich relacje :3
Jak Wam się podobał zwiastun?
Ja jestem bardzo zadowolona :)
Dziękuję za nominację do VBA, odpowiem na nią niedługo :)
I przypominam, że mój drugi blog http://lietomefanfic.blogspot.com/ 
został nominowany do bloga roku 2014 :D
będzie mi bardzo miło jeśli oddacie gło (3 propozycja, ankieta po lewej stronie )

PROŚBA: 


JEŚLI UMIESZ ROBIĆ SZABLONY NA BLOGA i mogłabyś mi pomóc- bardzo proszę o kontakt ze mną tu, na tt : @geniallnie
lub na mail: canyouhearthe@wp.pl
potrzebuję pomocy z szablonem na bloga o Luke'u.


To chyba tyle, do nexta <3
Aśś


ZWIASTUN

   





MAMY OBIECANY ZWIASTUN :D

trochę dłuższy, z piosenką, która mnie zainspirowała do bloga :D

Avril Lavigne - Hello Heartache (słowa piosenki pojawiły się w pierwszym rozdziale)

Dziękuję Eff <3



Niedługo kolejny rozdział, prawdopodbnie jutro :D

Aśś